Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-02-2016, 01:52   #101
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Amir wychodząc z tunelu czuł się zadziwiająco dobrze jak na to, co się wydarzyło i to, co miało się dopiero wydarzyć.

Nie lubił dużych grup. W ogóle nie lubił grup. Do pewnej chwili zawsze pracował sam, a potem z Nichaelem. Nie było tu miejsca na większą ilość osób.

To wszystko zasługa idącej obok niego Nunu. Nie wiedział czemu, ale z nią było mu łatwiej wchodzić tam, gdzie nie bardzo miał ochotę iść. Miał za to ochotę iść z nią. Wszystko przez spaczone poczucie humoru kruka.

~ No, kolego, chyba nie bardzo nas tu lubią.

~ Nie lubią ciebie. Mnie tolerują. I nie jestem twoim kolegą.

Anioł po przedstawieniu kotołaka przez Nunu przywitał się jako pierwszy i podziękował za pomoc.
Amir skinął głową, choć tak na prawdę niewiele wtedy zrobił. Ściągnął na siebie uwagę i zagrał na czas, a potem wykonał rysunek. Nie potrafił wykorzystać mocy heksagramu.

Gdy ruszyli dalej korytarzami jaskini, mężczyzna szedł na końcu razem z psołaczką, której przyglądał się ukradkiem co chwila. Była wręcz zjawiskowa. Jeszcze kilkanaście minut temu chciał się od niej uwolnić i ponownie ruszyć za pozostałymi, a teraz nie chciał odstąpić jej na krok.
Coś ciągnęło go do niej i nie była to czarna magia.

~ Opanuj się.

~ O co ci chodzi? Jestem opanowany - burknął Amir.

~ Dostajesz ślinotoku na jej widok, klaunie.

Nichael nie otrzymał odpowiedzi. W chwilę później zatrzymali się ponownie. Burza jeszcze się nie skończyła, przez co nie mogli jeszcze wyjść. Każdy rozstawił się w jakiejś części sali.

Wtedy kruk odleciał od swego towarzysza siadając samemu, gdy Amir nadal nie opuszczał Nunu.
Postanowił działać natychmiast, nim będzie za późno.

- Ej, Paziu. Mam informacje tylko dla ciebie, więc odejdźmy kawałek - powiedział do Daske tuż po tym jak przysiadł na siodle konia. Żałował, że ów nieczystej krwi człowiek, względnie zarażony, nie potrafi porozumiewać się mentalnie.

Daske uniósł spojrzenie na ptaszysko i skrzywił się nieprzyjemnie, zupełnie jakby przypadkiem wdepnął w coś, co niezbyt ładnie pachniało.
- To miejsce mi pasuje - odpowiedział, a odpowiedź ta nie powinna dziwić biorąc pod uwagę, że przy okazji miał doskonały widok na Dzwonka i mógł udawać, że nie ogranicza małej swoją stałą obecnością.

- Ale mnie nie pasuje. Tu mogą słuchać inni.

- To sobie lataj - Daske wyraził swoją nadmierną ochotę do ruszenia się z miejsca.

- Nie chcesz wiedzieć skąd może nadejść cios na twoją Dziecinkę? To miłego zaskoczenia, Paziu - odparł wznosząc się w powietrze, by odlecieć.

Daske rzucił spojrzenie na Dzwonka. Wyraźnie nie podobało się mu, że ptaszysko bierze go pod włos.
- Tam - wskazał głową wejście do tunelu, którym przyszli sam ruszając w tamtą stronę.

Gdy znaleźli się w korytarzu Nichael usiadł na kawałku skały.
- Pierwsze, za wami lezą dwaj kolesie. Może kojarzysz jednego z nich. Siedziała taka nieruchawa mumia w karczmie. To kumple demonicy i Podpadłej. Ten Azor, co z wami latał, a już nie lata, to wtyka Szujne-Szmate.

Daske przyglądał się krukowi przez dobrą chwilę.
- Załóżmy, że ci wierzę i rozumiem co tam pieprzysz. To wszystko? - Nie wydawał się szczególnie przejęty doniesieniami Nichaela.

- Nie podoba mi się wasz Burek. Za dużo umie jak na rasę, która nie jest magiczna. Bardzo sprawnie radzi sobie z telepatią. Skuteczniej niż ozorem. Jest z Vole i otacza się czarną magią. Może być kretem, może być opętana. Może mi się wydawać. Sprawdziłbym ją, ale całemu temu kabaretowi może się to nie spodobać. W szczególności Ważce. Powiedz swojej Dziecince, żeby ją sprawdziła. Może się mylę, ale ona mi śmierdzi. Nie tylko mokrym psem.

Daske powiał głową, nie przestając się szczerzyć, zupełnie jakby szczękościsku dostał.
- Tobie się ptaszynko wydaje, że pozwoliłbym komukolwiek zbliżyć się do Dzwonka, bez wcześniejszego sprawdzenia? - Zapytał, nad wyraz uprzejmie, która to uprzejmość była tak fałszywa, że aż uszy bolały.

- Potrafiłbym wskazać takie osoby, Paziu. A jeśli opętałby Burka ktoś silny, to jesteś pewien, że byś potrafił to wykryć?

- Kto niby powiedział, że sam to sprawdzałem? - Zapytał tym samym tonem i z tą samą miną. - Skoro już o tajemnicach innych gadamy to może lepiej zacząć od twoich? Co ty na to rogaczu?

- Jesteś całkowicie pewien, że coś, co ci podpowiada nie daje się oszukać? - zaśmiał się cicho blefując. W tej chwili nie chodziło mu już o okłamanie kogokolwiek. Z resztą jego rasa nie była żadną tajemnicą. Najbardziej interesujące było jednak to, skąd wiedział.

Spróbował magią umysłu dowiedzieć się co to było takiego. Czarna magia byłaby skuteczniejsza, ale inkantacja nie przeszłaby bez echa. Zupełnie inaczej miała się sprawa magii umysłu, lecz nie dowiedział się.
Daske był chroniony barierą Dzwonka. Za nią znajdowała się magia, ale nie wiedział jaka.

- Jej się nie da oszukać - odpowiedział Daske, darując sobie zbędne ozdobniki i pokazywanie ostrych zębów.

- Mówisz o Puszystej?

- Mówię o Dzwonku - na kompletnie nieadekwatne miano, jakim określił jego towarzyszkę, zareagował uniesieniem brwi.

Nichael całkiem po ludzku przeszedł się kawałek.
- No dobra, Paziu. Nie wierzę, że nie da jej się oszukać, ale wierzę, że trzeba by było mieć niezłą moc, żeby to zrobić. Mówisz, że Burek jest czysty pod tym względem... Niech będzie, ale dalej czymś mi śmierdzi. Tylko teraz w takim razie nie wiem czym.

- Może sam ją o to zapytasz? - Daske wysnuł propozycję, dorzucając do niej ładną porcję złośliwości. - Jest czystsza od ciebie. To co ukrywa nie zagraża Dzwonkowi więc nie mam zamiaru ułatwiać ci życia i się jej pozbywać.

- A żebyś wiedział - roześmiał się kruk i ruszył w drogę powrotną nie wyjaśniając, o co mu chodzi. Przysiadł na kamieniu w przeciwnym krańcu sali do Dzwonka. Sprawdził najpierw czy Amir znajduje się w odpowiedniej odległości od niego. Nie chciał, by kotołak go usłyszał.

- Cześć, Dziecinko. Wiem, że mnie słyszysz, bo muszę dbać o to, żeby towarzysz mój i kretyn w jednym nie skorzystał z tej samej zdolności. Nie podchodzę, bo twój paź zaraz zacząłby się bulgotać i nic by z tego nie wyszło. Nie wchodząc w szczegóły, obawiam się, że wasza Pchlara ma złe zamiary w stosunku do mojego towarzysza. Jeśli mi nie pomożesz, to ją opętam i sam dowiem się co ukrywa, ale wtedy zrobi się nielichy burdel. Ważka się spieni, Kundel się spieni i ten koci idiota też. Osłaniamy się wzajemnie i prędzej rozpruję wywłokę niż dam mu coś zrobić. To jak będzie? Pomożesz? - powiedział cicho.

Doskonale wiedział, że żadne uszy prócz kocich nie wychwycą tego, co miał do powiedzenia, z czego jedne były zbyt daleko.

Dzwonek słuchała uważnie, bawiąc się ogonem, w którego końcówkę raz po raz uderzała lekko dłonią. Przechyliła nieco głowę, a jej uszy zadrżały raz i drugi. Nie spojrzała jednak na kruka, tylko zaczęła przyglądać się Nunu. Po chwili namysłu skinęła głową.

Nichael przez chwilę nic nie mówił, ponieważ takie słowa ciężko przechodziły mu przez gardło:
- Ten... No... Dzięki, Puszysta.

Dzwonek przyłożyła w odpowiedzi ogon do twarzy i lekko odwróciła ją tak, by móc zerknąć na kruka, po czym wyszczerzyła ząbki w wyjątkowo radosnym, a zarazem psotnym uśmieszku.

- Będę czekał na informację. Bez odbioru, póki Paź stoi jak widły w gnoju - spojrzał na Nunu, a Dzwonek skinęła głową i wróciła do zabawy ogonem.


Tymczasem Amir stał pod ścianą obok psołaczki. Spojrzał na nią i uśmiechnął się lekko pukając w skroń tak, by widziała to tylko ona.

~ Możemy w ten sposób? Brak umiejętności mówienia jest lekko... krępujący.

Psołaczka skinęła głową, odpowiadając uśmiechem.
~ Tak nawet będzie wygodniej. Nie lubię mówić ~ odpowiedziała. ~ Na głos ~ dodała, gwoli wyjaśnienia.

~ Dlaczego? Ja czasem nawet próbuję wydać z siebie jakiś głos. Tak, żeby Nichael nie słyszał, bo by miał używanie do końca życia. Z resztą... i tak by niczego nie usłyszał - mruknął kwaśno.

~ Wolę swoją zwierzęcą formę od ludzkiej ~ wzruszyła ramionami, jakby to było coś, co jest jej obojętne. ~ Lepiej też posługuję się tą formą rozmowy. Mówienie boli ~ dorzuciła z wahaniem.

Spojrzał na nią zaskoczony, po czym opuścił głowę spoglądając na kamienne podłoże.
~ W takim razie głos nie jest mi potrzebny. Byłby mi potrzebny tylko do tej... - urwał nagle czując się tak, jak nazywał go jego towarzysz. Kretyn. Idiota.
~ Jak mówienie może boleć? - zapytał podnosząc głowę.

~ Może ~ odpowiedziała i zamilkła. Oparła plecy o skałę i nie patrząc na niego, zajęła się obserwacją jaskini. ~ Urodziłam się niema. To co słyszysz, to nie jest mój głos.

Również odwrócił wzrok nie wiedząc co powiedzieć. Chciał dowiedzieć się o niej więcej, ale wypytywanie nie leżało w dobrym guście.
~ Musiałaś mieć trudne dzieciństwo. Szczególnie w Vole.

Skinęła głową, lekko, jakby od niechcenia.
~ Jak każdy kto jest nieco inny ~ odpowiedziała. ~ Nie żałuję, nauczyło mnie wiele. Nie ufać, niszczyć zanim zostanie się zniszczonym, a przede wszystkim jak przetrwać. Wiele zawdzięczam tamtym czasom. ~ Mówiła obojętnie, a jej przekaz myślowy posiadał tylko lekką nutkę kpiny, nie wydawała się ona jednak skierowana w stronę Amira.

Odwrócił się. Spojrzał na wszystkich zgromadzonych w jaskini i potrząsnął głową, jakby odpędzał sen, a następnie z powrotem zwrócił się w kierunku Nunu. Nic jednak nie mówił, tylko patrzył z cieniem uśmiechu błąkającym się po twarzy.

Nunu nie przerywała tego milczenia, śledząc poczynania Sine i Meseny, które właśnie się o coś kłóciły, a następnie przeniosła wzrok na Nanę, która przyglądała się jej uważnie. Skinęła głową, co zaowocowało przeniesieniem uwagi wróżki na Dzwonka.
~ Twój towarzysz uważa chyba, że zamierzam cię uwieść i porzucić ~ oznajmiła po chwili, przenosząc wzrok na Amira.

~ Dlaczego tak myślisz? - zapytał, a mięśnie szczęk zacisnęły się wściekle. Na chwilę.

~ Uprzejmie ostrzegł że mnie dopadnie jeżeli tak zrobię ~ odpowiedziała szczerze. ~ Nie interesuje mnie jednak co myśli ani czym mi grozi. I tak zrobię co chcę. Nie lubię jednak gdy ktoś wciska się w moje sprawy. Szczególnie gdy mi na czymś zależy.

Kotołak w trakcie relacji wyraźnie powstrzymywał narastającą złość, jednak słysząc ostatnie zdanie znieruchomiał patrząc w oczy kobiety. Jakby rozumiał sens wypowiedzi, ale mimo wszystko nie docierała ona do niego.
~ Nie ostrzegł cię uprzejmie. Znam go lepiej niż on by chciał, bym go znał. Zwyzywał cię i zagroził czymś paskudnym. Porozmawiam z nim, bo podzielam twoje... odczucia - wybrnął nadając lekko sztucznie ogólny charakter wypowiedzi.

Psołaczka przyglądała się mu uważnie z dodatkową dozą czujności.
~ Był uprzejmy ~ powtórzyła. ~ Gdyby powiedział coś, czego nie byłabym w stanie strawić, zadbałabym o niego. To mój… dar, nazwij jak chcesz. Wyczucie czarnej magii i sposobów na jej niszczenie. On nią włada. Zniszczenie go nie byłoby trudne.
Patrzyła cały czas, niemal nie mrugając. Był to test i nawet nieszczególnie się z tym kryła. Całkiem przeciwnie do okazywania jakichkolwiek uczuć. Równie dobrze mogłaby być posągiem lub jedną ze ścian tej niby jaskini, w której utknęli.

~ Spodziewałem się, że nadejdzie taka chwila, ale nie spodziewałem się, że już teraz - odwrócił wzrok.
~ Nie zamierzam rezygnować z... tego, co może przynieść przyszłość. Ale z drugiej strony to mój towarzysz broni. Jedyna osoba, na której przez cały ten czas mogłem polegać i tak też było odwrotnie. Mogę jednak nie dopuścić, byście się pozabijali - mówił lekko niepewnie, jakby obawiał się tego, że zostanie odpędzony w inne miejsce jaskini.

Jeszcze przez chwilę przyglądała się mu z tą samą miną i tym samym czujnym wzrokiem.
~ Dobrze ~ skinęła głowę i uśmiechnęła się wesoło. Z jej ciała zniknęło napięcie, a głowa przechyliła lekko, przez co przyglądała się mu teraz pod kątem. ~ Zdałeś ~ dodała, potwierdzając oficjalnie iż poddawała go testowi. ~ Wybacz, musiałam sprawdzić. Nie mogę sobie pozwolić na zaufanie komuś, kto jest w stanie ot tak, zdradzić współtowarzysza. Nie zamierzam występować przeciwko niemu. Wbrew pozorom zdradził się, wykazał przywiązaniem i troską o ciebie. To, że z pewnością miało to przynajmniej częściowo podłoże egoistyczne... ~ wzruszyła ramionami. ~ Fakt pozostaje faktem.

Amir uśmiechnął się szeroko, szczerze i z wyraźną ulgą.
~ Nie powinien się jednak wtrącać. Jeszcze sobie z nim porozmawiam. Później - dodał po krótkiej chwili.
~ A twoja towarzyszka? Nana. Jak się poznaliście?

~ Zostaw go ~ Nunu pokręciła głową, jednak z jej ust nie znikał uśmiech. ~ Pomogła mi uciec po tym jak drobny błąd o mały włos nie skończył się nieszczególnie wesoło dla jednej naiwnej osoby. Od tamtych czasów pracujemy razem.


~ Wygląda sympatyczniej niż moje towarzystwo. I nie obraża wszystkich napotkanych osób - odparł spoglądając na Nanę.
~ Wiesz, nigdy nie sądziłem, że jako kotołak, mogę polubić psołaka. Lub wilkołaka. Zwykle stosunki były... różne. W obie strony.

~ Och potrafi zaleźć za skórę gdy jej na tym zależy ~ odpowiedziała, przysuwając się nieco bliżej Amira, aczkolwiek był to może cal, nie więcej.
~ Jak pies z kotem, co? Pociesz się faktem, że nie jestem pełnej krwi ~ mrugnęła do niego. Spoważniała jednak dość szybko. ~ Nie lubię rozdzielania na rasy. Na to co komu pasuje i z kim powinien się zdawać. Na tym świecie istnieją gorsze rzeczy, niż kotołak lubiący psołaka. O wiele, wiele gorsze… Po co dodatkowo utrudniać sobie życie?

~ Mhm - mruknął czując się tak, jak wtedy, gdy był dzieciakiem. Wtedy, gdy "pożyczył" świeżego łososia. To nie było mądre. Było dość ryzykowne. I bardzo emocjonujące.
~ W tej chwili nie interesuje mnie żadna rasa. Mogłabyś być najczystszej krwi i nie miałoby to znaczenia - przybliżył się o krok i nie myśląc zbyt wiele wyciągnął dłoń, by potrzymać palce dłoni psołaczki.

Drgnęła, zaskoczona tym gestem. Nie cofnęła jednak dłoni. Wręcz przeciwnie, przyciągnęła go nieco bliżej, odzyskując pewność siebie.
~ Dlaczego ja? ~ zapytała, spoglądając mu w oczy.

~ A bo ja wiem? Jeszcze nigdy w życiu... nie byłem w takiej sytuacji. To sytuacja tak bardzo niezwykła i... wyjątkowa - powiedział przypatrując się jej twarzy. Przysunął się jeszcze trochę i delikatnie pocałował Nunu obejmując ją.

Dziewczyna wtuliła się w Amira, odpowiadając na pocałunek. Jej dłoń spoczęła na piersi kotołaka.
~ To takie… szalone ~ odpowiedziała, nie przerywając pocałunku.


Kilka chwil wcześniej kruk usiadł nieopodal wróżki przyglądając się swemu skretyniałemu towarzyszowi i Nunu.

- E... Tiii... Ważka... - zagadnął Nichael.
- Co o tym myślisz? - burknął zastanawiając się jaki udział ma wróżka.

Wróżka spojrzała na niego niechętnie.
- Kłopoty - odburknęła, powracając do bawienia się kosmykiem włosów, rzucając spojrzenia to na Nunu, to na Amira, to znów Dzwonka.

- Nosz, kurwa mać. Chyba się przebranżuję. Swatanie czarną magią. Będę obrzydliwie bogaty. Kupię sobie jakiś kraj i zarządzę zezwolenie wyłącznie na pary homoseksualne. Ewentualne związki hetero tylko za okazaniem aktu zgonu partnera - mruczał niezadowolony patrząc na zbliżającą się do siebie parę.

- Trzeba się było nie wtrącać. Przez ciebie stracę współpracownicę bo jej się z mózgu różowa wata zrobiła - Nana obrzuciła go gniewnym spojrzeniem. - Szlag by to… Nawet się z nią pogadać teraz nie da bo siedzi w tej zakutej, kociej łepetynie.

- Taaa, po szkodzie to każdy mądry. To był świetny numer. Ona traci nad sobą kontrolę, a on nie lubi psołaków. Dwa w jednym - zakrakał.
- Teraz, kurwa, zrobi się jeszcze bardziej sztywny. Musiała mu we łbie zawrócić? Suka. On teraz nie wbije w nic tego swojego noża. I to nie jest metafora.

- Jak na nielubiącego psołaków to się wyjątkowo aktywnie do niej łasi - prychnęła Nana. - Z tym ostatnim to jednak się wstrzymaj. Nunu może i zalicza watowanie ale robota, to robota. On może zaliczyć przy okazji więcej niż myśli, że zaliczy.

- Ty, no kurwa, Ważka, ty widzisz co te imbecyle... - warknął i wzbił się w powietrze nie kończąc.


Jaskinia wraz z zawartością straciła znaczenie. Jedną ręką naciągnął kaptur najgłębiej, jak tylko mógł, by osłonić jak największą część Nunu. To była tylko ich chwila.
Nagle coś nadleciało zaczynając okładać ich po głowach skrzydłami.
- Te, Piękna i Bestia, odessajcie się, bo wam gałki oczne wskoczą do środka. W tym pustostanie pod deklami będą odbijać się jak piłeczki.

~ Chyba jednak go zabiję - mruknął Amir spoglądając na unoszącego się w powietrzu Nichaela. Nie zamierzał jednak wypuścić Nunu z objęć.

Dziewczyna drgnęła wystraszona nagłym pojawieniem się kruka. Szybko jednak się opanowała, a chwilowy przestrach zastąpiła złość.
~ Pozwolisz? ~ Zapytała słodkim głosem, wkładając dłoń do swojej nieodłącznej i przepastnej torby.

Kotołak uśmiechnął się.
~ To oczywiste dlaczego się tu zjawił. Proponuję, byśmy połączyli przyjemne z przyjemnym. Zróbmy mu na złość - przyłożył dłoń do policzka kobiety.

~ Bronisz go ~ mruknęła, jednak nie nalegała do załatwienia sprawy po swojemu. A może po prostu wydobyła już z torby to co chciała i teraz jedynie czekała na właściwy moment by skorzystać ze swej broni? Jej dłoń pozostała zaciśnięta, druga jednak zawędrowała na kark Amira, aczkolwiek by tego dokonać musiała się wspiąć na palce. ~ Spróbujmy najpierw twojego pomysłu ~ zgodziła się, a w jej spojrzeniu zalśniły zarówno wesołe ogniki, jak i wyczekiwanie.

Nie odpowiedział. Nachylił się ponownie i pocałował Nunu.
- Ej...!

~ Przepraszam na chwilę - oderwał się na chwilę Amir i spojrzał na Nichaela.

~ Spierdalaj - rzekł do kruka.

~ Już jestem. Powiedziałem, żeby odfrunął.

- Burek! Ważka chce z tobą pogadać. A ja z dachowcem - nie odpuszczał Nichael.

~ Ignorujemy ich czy damy im kilka minut? - zapytał kotołak patrząc w oczy psołaczki.

~ Jak z nim nie porozmawiasz to ściągnie nam na głowę całą jaskinię wraz z jej chwilowymi lokatorami ~ Że nie była szczęśliwa to było widać gołym okiem. Przymknęła oczy i wzięła głębszy oddech. ~ Tylko… ~ Pokręciła głową i odsunęła się. Jej wzrok powędrował w stronę wróżki. Nieco mocniej zacisnęła dłoń, którą wcześniej zanurzyła w torbie, jednak nie odezwała się więcej.

~ Nie musisz - spojrzał na jej dłoń w torbie.
~ Oboje muszą przywyknąć, a przekonywanie na siłę nie pomoże. W końcu wszystko zdarzyło się nagle. Wrócę jak tylko skończę - uśmiechnął się bez przekonania.

Skinęła głową.
~ Poczekam ~ odpowiedziała z mniej więcej takim samym przekonaniem, z jakim on się uśmiechał.

~ Czego? - zapytał nieprzyjaźnie Amir odchodząc kawałek za krukiem.

~ Co ty, kurwa, wyprawiasz? Widzę, że twój mózg zrobił się tak gładki, że można po nim na łyżwach jeździć i zabić się przez brak hamulców. Nie ufaj jej.

~ Niby dlaczego?

~ Bo widzę, że coś ukrywa. Ona-jest-zagrożeniem-dla-ciebie - wycedził wściekle kruk.

~ Każdy ma jakieś tajemnice - wzruszył ramionami Amir.

~ Ty chyba masz platfusa świadomości, brachu. Nie minęła nawet godzina od rozpoczęcia rytuału, a tobie stopy plączą się we własny jęzor. Nie sądzisz, że idziesz zbyt szybko? Zbastuj. Sprawdźmy ją najpierw. Dlaczego ty tak za nią szalejesz?

~ Nie wiem. Wydaje mi się, że czasem zdarza się tak, iż po prostu wiesz, że to ta jedyna. Rzadko, ale zdarza się. Jeszcze rzadziej zdarza się, że działa to też w drugą stronę. Może mi się poszczęściło?

~ Poszczęściło... Przecież nic o niej nie wiesz! Jest obca! Może z tego gówno wyjść!

~ Racja. Nie mam pojęcia co będzie, ale wiesz co? Nie bardzo mnie to obchodzi w tej chwili. Zostaw nas i daj jej spokój - rzekł cierpliwie Amir, a kruk nie odpowiadał przez dłuższą chwilę.

~ Powiedzmy, że chwilowo jesteś poczytalny. Niech będzie - skłamał Nichael. Wcale nie miał zamiaru zostawiać ich w spokoju, tylko zejść do walki podziemnej, o czym nikt nie musiał wiedzieć. Nikt też nie musiał wiedzieć, iż Dzwonek dostarczy mu informacje o psołaczce.

~ Idź już zanim się rozmyślę. I... schowajcie się gdzieś, bo wyglądacie jak, tfu, szczeniaki chędożone - dodał, zaś kotołak ruszył natychmiast z powrotem do Nunu.

~ Dobre wiadomości. Nie będzie nam przeszkadzał i da ci spokój - uśmiechnął się Amir stając obok psołaczki.

Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona, wyraźnie próbując doszukać się żartu.
~ To nie brzmi wiarygodnie ~ wyraziła swoje wątpliwości otwarcie. ~ Nie wierzę, że podda się tak łatwo. Co mu powiedziałeś?

~ Powiedziałem mu, że nie wiem jak będzie dalej, ale mam zamiar się przekonać. Uznał to za przebłysk rozsądku. Za jakiś czas zignoruje to, co powiedział, ale teraz...

Westchnęła i pokręciła głową.
~ Da nam chwilę wytchnienia, skupiając się na obserwacji, wyszukiwaniu słabych punktów i przygotowaniu się do podjęcia dalszej akcji, gdy uzna że jest gotowy ~ dopowiedziała, wbijając wzrok w skalne podłoże.

Amir roześmiał się cicho.
~ Z grubsza tak. Może wtedy użyć czegoś dużego. Wiem, że potrafisz się bronić, a on potrafi atakować na różne sposoby. Tylko jakoś wcale mnie to nie martwi. Nie dam ci zrobić krzywdy. Powiedział, żebyśmy odeszli przynajmniej na bok, bo wyglądamy jak "tfu, szczeniaki".

~ Dobrze więc. Dajmy mu ten czas i szansę. Jeżeli jednak spróbuje czegoś, co przekroczy granicę, wtedy zniszczę go. ~ Podniosła spojrzenie i skupiła je na oczach Amira. ~ Wiem, że potrafi zabijać, Amirze. Wiem, że dobrze go znasz. Mnie nie znasz wcale. Jesteś pewien, że wolisz być ze mną niż współpracować z nim? Mogę okazać się o wiele, wiele gorszą istotą. Ty zaś nie jesteś zły. Jeszcze nie. Wciąż możesz się wycofać i pójść za nim. Nie chcę cię straszyć, ostrzegać czy zniechęcać. Nana ma jednak rację. Powinnam być z tobą otwarta i wytłumaczyć z czym może się wiązać taka znajomość. Nie chcę byś później tego żałował.
Kończąc mówić, uciekła na chwilę wzrokiem w stronę wróżki, która nie ruszyła się dotąd ze swego miejsca.

~ Najchętniej jednak zapomniałabym o wszystkim ~ dodała, powracając spojrzeniem. ~ Nie czuję robali, jeżeli chcesz możemy się wycofać do tunelu.

Kotołak skinął głową, a kiedy byli na miejscu nie odezwał się. Jedynie patrzył w oczy psołaczki.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 19-02-2016, 01:52   #102
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
~ Co wiesz o koronie, Amirze? ~ Zapytała, opierając się o ścianę tunelu, odwracając wzrok i wbijając go w stronę, z której przyszli. Nieco nerwowym ruchem założyła włosy za ucho.

~ Nic szczególnego. Tylko tyle, ile przekazał mi Nichael, gdy był na waszym spotkaniu.

~ Tylko? ~ Odwróciła głowę, zaskoczona. ~ Podążaliście za nami tylko dla nikłej szansy zdobycia wiedzy o demonie? Amirze… Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy w co tak naprawdę się wpakowałeś… ~ Wydawała się zasmucona tym faktem, jej dłoń lekko dotknęła piersi kotołaka, a wzrok pozostał skupiony na jego oczach. ~ Korona jest artefaktem i to potężnym. Pochodzi od Pani Wody, Denary. To że została skradziona… To tylko drobna pomyłka w planowaniu. To nie nekromanta miała ją ukraść. To nam zlecono tą kradzież.

~ Ty i Nana miałyście ją ukraść królowej? - zapytał.

Pokręciła głową.
~ Naresia otrzymała to zlecenie ~ wyjaśniła. ~ My niejako przy okazji. Od jakiegoś czasu bardka była naszym celem. Współpracowałyśmy z nią przez ostatni rok by wkraść się na odpowiednią pozycję. Na jej trop wpadliśmy przypadkiem, śledząc zaginięcie podobnego artefaktu. Ta cała sprawa sięga o wiele głębiej, a większość osób biorących w niej udział, nie jest tym za kogo się podaje lub ma ukryte cele w uczestniczeniu. Świat w którym żyję, jest pełen cieni, Amirze. Niektóre z nich nie cofną się przed niczym by dostać to co chcą.

~ To po co bierzesz w tym wszystkim udział? - zapytał krótko.

Cofnęła dłoń i odsunęła się.
~ Ponieważ na tym polega moje zadanie ~ odpowiedziała, wyprostowując się i spoglądając na niego twardo. ~ Stworzono mnie tylko w jednym celu. Dla wzmocnienia czarnej magii. Ktoś miał jednak inne plany i wszyło to, kim teraz jestem. Moim powołaniem jest niszczenie zakazanej sztuki, jej owoców i tych, którzy nią władają. Muszę odzyskać tą koronę, zanim będzie za późno. I muszę dowiedzieć się kto w tej grupie jest naszym wrogiem.
Kończąc mówić odwróciła się do niego plecami, skupiając wzrok na ścianie tunelu, nieco pochylając przy tym głowę..

- Możesz wrócić do Nichaela, jeżeli chcesz. Nie będę wam przeszkadzać w odejściu gdy wreszcie stąd wyjdziemy. Poczekam też, aż sprawa artefaktów się uspokoi, nim za nim ruszę. Możecie być spokojni, nie wystąpię przeciwko niemu do tego czasu. O ile nie wejdzie mi w drogę - zapewniła obojętnym, nieco chropowatym głosem.

Kotołak nie odezwał się ani słowem. Również bez słowa ruszył w kierunku, z którego przyszli, lecz kiedy mijał Nunu zakręcił gwałtownie. Objął kobietę, gdy tylko znalazł się przed nią.
W tej chwili szczególnie nie mógł odejść. Towarzyszy broni nie zostawia się samych. Odchodząc skazałby Nichaela na śmierć, a tak nie postępują druhowie. Nie mówiąc już o tym, iż słowa psołaczki nie zniechęciły go ani trochę do jej osoby. Przeciwnie. Chciał jej pomóc w odnalezieniu jej własnej drogi, a nie tego, do czego została stworzona.

Ta zaś bez wahania wtuliła się w niego.
~ Powinieneś odejść… ~ uparcie próbowała przemówić kotołakowi do rozsądku. Względnie próby te miały za zadanie przekonać i ją. Oparła głowę o jego pierś, jednocześnie obejmując go rękami, co jawnie sprzeciwiało się myślowemu przekazowi.

~ Nie interesują mnie korony ani intrygi. Do tej pory liczyło się tylko zabicie demona, na którego dostałem zlecenie i odzyskanie głosu. Nie jestem bohaterem. Jestem tylko zawodowcem. Nie mam zamiaru zbawiać świata. Świat doskonale poradzi sobie bez mojego udziału.

~ Do tej pory? ~ zapytała. ~ Czy coś się zmieniło pod tym względem?

~ Nic... i wszystko. Nadal poluję, ale to nie jest już priorytetem - powiedział zdając sobie sprawę z tego, co by było, gdyby nie rozmawiał z Nunu, tylko Nichaelem.
~ A głos? Czy to na prawdę takie ważne? - uśmiechnął się do siebie nie wypuszczając kobiety.

~ Jakoś nie zauważyłam tego braku ~ odpowiedziała szczerze, nieco weselej. ~ Demon z kolei… Rodzina Sones jest mi znana, aczkolwiek tego konkretnego demona nie pamiętam. Jeżeli będziesz chciał to zdobędę informacje o miejscu jego pobytu. Jeżeli zechcesz… ~ Nie dokończyła.

~ Tak? - zapytał walcząc z przyspieszającym sercem i przełknięciem śliny. Chciał zachęcić Nunu do dokończenia myśli.

~ Zostanę z tobą ~ dokończyła z dozą niepewności i lekkiej obawy. ~ Tylko… nie jestem pewna czy będziesz chciał kogoś takiego.


Kotołak na chwilę wstrzymał oddech. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że to, co się dzieje, to szaleństwo.
Lekko odsunął się tylko po to, by jeszcze raz pocałować psołaczkę, po czym przylgnął do niej ponownie.
~ Zostań. Bez względu na wszystko i wszystkich. Zrobię to samo. Mam gdzieś przeznaczenie. Nigdy w nie nie wierzyłem. Liczą się tylko nasze decyzje - odpowiedział mając ogromną ochotę podziękować Nichaelowi ja jego wybryk. Zanurzył twarz w jej włosach zapominając na chwilę o najbliższym otoczeniu.

Z ust Nunu wydobyło się ciche westchnienie niosące ze sobą odczuwaną przez psołaczkę ulgę.
~ Numina Nus ~ powiedziała, unosząc nieco twarz. ~ Powinieneś wiedzieć jak brzmi moje imię. I mimo iż jest to kompletnym szaleństwem wedle wszelkich zasad i wytycznych jakimi dotąd się kierowałam, jestem szczęśliwa, że Nichael włada czarną magią. Tylko mu tego nie mów ~ dodała rozbawiona.

~ Numina - powtórzył ciesząc się brzmieniem, po czym pierwszy raz od wielu lat roześmiał się.
~ No i szlag trafił rozwagę. Podoba mi się to. A Nichaelowi, na pewno mu tego nie powiem, co to, to nie. Ale jestem mu wdzięczny. To dzięki jego wybrykowi - zamilkł na chwilę z radością wpatrując się w jej połyskujące oczy.
~ Zabójcy nigdy nie używają swojego imienia i robią wszystko, by nikt nie połączył imienia prywatnego z zawodowym. Ktoś, kto potrafi je powiązać może dotrzeć do rodziny, znajomych i przyjaciół. W Vole moi klienci poszukiwali Setha. Choć z poszukiwaniem rodziny by się nacięli. Mój ojciec jest szpiegiem i zmienia tożsamości jak rękawiczki, a matka... cóż... podejrzewam, że jest wysoko urodzona, zaś ja miałem być po prostu dźwignią szantażu - nie wyglądał na szczególnie zmartwionego, gdy ujawniał część swojej przeszłości.

W jej spojrzeniu zabłysły iskry ciekawości.
~ Seth ~ wypróbowała brzmienie tego imienia. Po krótkiej chwili namysłu podjęła, odwdzięczając się krótkim urywkiem z własnego życia.
~ Moim ojcem był psołak trudniący się likwidowaniem niewygodnych celów. Matką Moonria, jedna ze schwytanych przez łowców niewolników i trzymanych w celach zwiększenia mocy przez arystokratyczną rodzinę z Vole. Z dzieci łatwiej wyciągnąć tkwiącą w nich i nie chronioną magię. Oboje nie żyją od dłuższego czasu, a ja ~ wzruszyła lekko ramionami i schowała twarz wtulając ją w pierś kotołaka. Dzielenie się przeszłością w jej wypadku wydawało się nieco trudniejszym doświadczeniem. ~ Ja trudnię się szpiegostwem i okazjonalnie tworzę substancje które niszczą magię. Nie używam imienia ponieważ zwykle i tak nie pokazuję się nikomu w ludzkiej formie. Nie jest potrzebne.

Gdy Numina opowiadała objął ją mocniej, jakby chciał osłonić ją przed jej własnymi wspomnieniami, a kiedy wspomniała o przebywaniu w ludzkiej formie kotołak uśmiechnął się lekko:
~ Jesteś śliczna - pochylił się, by pocałować ją w głowę.
~ Skoro jesteś córką Moonrii, to już wiem po kim jesteś taka słodka - powiedział przytulając policzek do głowy kobiety.

Zachichotała w odpowiedzi.
~ Jeszcze nikt mnie tak nie nazwał ~ odparła, unosząc spojrzenie. ~ Dlaczego zajmujesz się zabijaniem?

~ Ojciec narobił sobie wrogów u wielu ludzi. Poza tym jego zdaniem szpieg nie powinien mieć rodziny. Twierdził, że to niezdrowe dla szpiega i rodziny. Jak byłem mały, uczył mnie jak mam się chować, gdyby zrobiło się gorąco. Do tego zawsze lubiłem skakać po dachach i jako kotołak nie narzekam na zwinność. Potem odsunął mnie od siebie, bo zwracałem na niego zbyt dużo uwagi. Któregoś razu wskoczyłem Pomrokowi na rogi. Głową wybił szybę w jakimś domu. W końcu za bardzo się rozbrykałem i oddał mnie pod opiekę znajomemu kotołakowi. Jestem wychowankiem wuja Episa - zabójcy. Do tej pory nie wiem jak na prawdę miał na imię. Uczyli mnie tego, czego potrafią i chcieli, żebym potrafił się bronić. Z resztą tatko nigdy nie okazywał mi żadnej sympatii. Może mnie trochę lubił, ale nie mam na to dowodów. Zabijanie to jest to, co umiem najlepiej. Tak mnie wychowali - odparł spokojnie.
~ A jako kotołak skutecznie uciekam. Zwykle pogoń nie może zeskoczyć z takiej wysokości, co ja - dodał.

~ Zadbał o ciebie na jedyny znany sobie sposób. Nie wydaje się, żeby był złym ojcem ~ odpowiedziała, po krótkiej chwili namysłu. ~ Chciałabym go kiedyś spotkać, aczkolwiek pewnie nie jest to najlepszy z pomysłów ~ uśmiechnęła się delikatnie. ~ Co zrobisz gdy już dopadniesz Sonesa i odzyskasz głos?

~ Złym nie był. Bardziej chłodnym i wymagającym. Teraz nie wiem nawet czy jeszcze żyje, ale myślę, że tak. Potrafi znikać i pojawiać się w innym miejscu jako ktoś inny. Nie jestem pewien czy go kiedyś jeszcze zobaczę. Nawet nie wiem pod jakim imieniem mam go szukać i czy to, pod którym go znam jest prawdziwe. Ale nie powiem, że spotkanie z nim to zły pomysł. Raczej... neutralny. Chciałbym cię mu przedstawić - odwzajemnił uśmiech, choć chciał to zrobić wyłącznie z uwagi na pragnienie Numiny. Sam nie czuł potrzeby spotkania z ojcem.
~ Co zrobię? To zależy.

~ Zależy od czego? ~ dociekała.

~ Od kogo. Od ciebie.

~ Ode mnie? ~ wydawała się zaskoczona tym stwierdzeniem. ~ Dlaczego?

~ Jeśli będziesz chciała, żebym przestał przyjmować zlecenia, to zajmę się czymś innym. Nie wiem... Może rysowaniem.

~ Składasz na moje barki swoją przyszłość? ~ Jej oczy rozwarły się szeroko, a spojrzenie wypełniło niedowierzanie. ~ Amirze znasz mnie tak krótko, a przez większość tego czasu byłam dla ciebie przeciwnikiem. Nie potrafię tego zrozumieć. Nie mam do czego porównać twojego zachowania. Jest nielogiczne… Próbuję, ale mi się nie udaje. To czyste szaleństwo.

Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Jedynie patrzył w bok.
~ Wiem - mruknął krótko.
~ Ale nigdy nie byłaś mi przeciwnikiem. Chcieliśmy, byś przestała za nami chodzić. Niesłusznie - dodał.

Uniosła dłoń by odwrócić jego twarz z powrotem.
~ Do tej pory miałam tylko Nanę. Związek, który nas połączył jest prosty do wytłumaczenia i nazwania. Nigdy nie byłam z drugą osobą dłużej niż wymagała tego sytuacja. Nigdy nie chciałam. Odkąd jednak złapałam twój trop wszystko jest nie tak jak być powinno. Nie potrafię myśleć logicznie. Umykają mi fakty. Podjęcie jakiejkolwiek decyzji wydaje się niemożliwe. Przez chwilę myślałam, że to dalszy ciąg czaru Nichaela, ale nie czuję żadnego wpływu. Nie jestem jednak sobą i to mnie przeraża. Ja… ~ Jej dłoń zsunęła się z policzka Amira na jego ramię. ~ Obawiam się, że teraz będzie nieco trudniej się mnie pozbyć. Lub łatwiej… Sama nie wiem. Musisz mieć w tym większe doświadczenie. Wytłumacz mi. Chcę wiedzieć.

Z chęcią poddał się jej dłoni. Spojrzał na nią i aż ciężko mu było uwierzyć, że tak bardzo cieszy się trzymając w objęciach Numinę.
~ Jestem pewien, że to nie jego ingerencja. Czarna magia mnie rozdrażnia, a teraz... - uśmiechnął się radośnie.
~ Nie chcę się ciebie pozbywać i nie będę chciał. Jesteś pierwsza. Nigdy nie było nic więcej niż wspólna noc. Tu jest inaczej. Nichael zadał mi podobne pytanie w moim kontekście. Nie potrafiłem odpowiedzieć jednoznacznie. Czasem tak jest, że spotyka się drugą osobę i od razu wie się, że to jest ta. Może w tym wypadku zadziałało to w dwie strony?

~ Jedyna ~ spróbowała tego słowa i chyba spodobało się jej jego brzmienie bowiem w jej oczach zalśniła radość. Jej druga dłoń powędrowała w górę i spoczęła na jego policzku. Po chwili dołączyła pierwsza, zamykając twarz Amira pomiędzy nimi. ~ Jedyny. Podoba mi się brzmienie tych słów. Nie umiem odpowiedzieć na twoje pytanie. Może z czasem zrozumiem więcej. Teraz jednak, dla odmiany, chciałabym zwyczajnie się tym cieszyć.

Spojrzał na Numinę, jakby patrzył na niespodziewanie odnaleziony skarb.
Nagle odwrócił wzrok, lecz głowa tkwiła nieruchomo. Nabrał powietrza w starym, niewykorzenionym odruchu. Niepotrzebnym bez używania strun głosowych. Wiedział, że to, co zamierzał powiedzieć będzie żałośnie banalne. I obawiał się jej reakcji.
~ Numina... Chyba... Właściwie wydaje mi się... Nie, nie wydaje mi się. Kocham cię - powiedział i zamknął oczy czując się jak skończony idiota.
Stał nieruchomo jak skazaniec czekający na cios kata. Słyszał w głowie to, co powiedziałby Nichael, gdyby teraz był z nimi. Zakochany imbecyl. Rozum dachowcowi odjęło do reszty. Nie ma już dla niego nadziei. Utop się, póki nie stanowisz zagrożenia dla najbliższego otoczenia.

~ Kochasz… mnie? ~ Niedowierzanie, szok, zaskoczenie i parę podobnych uczuć zawarte było w tym krótkim przekazie myślowym. ~ To… niemożliwe. Nie znasz mnie. Nie… ~ Pokręciła głową, a Amir mógł wyczuć, jak mocno biło jej serce. Oddech także przyspieszył, nie odsunęła się jednak ani nie wykonała żadnego ruchu. ~ Amirze, dlaczego? Dlaczego?...
Wzmocniła nieco nacisk dłoni i przyciągnęła jego twarz do swojej. Jej usta spoczęły na jego wargach. Delikatnie i czule badając je, smakując.
~ Nie wiem co to miłość, Amirze. Nigdy jej nie doświadczyłam. Nie chcę cię zranić. Sama myśl o tym boli. Dlaczego?

Nie znał odpowiedzi na pytania, ale potrafił odpowiedzieć na gest, jakby jej usta były skrzydłami motyla. Czuł się tak, jakby to był ich pierwszy pocałunek.
~ Nie znam odpowiedzi - wypowiedział w końcu swoje myśli.

~ Więc poszukajmy ich wspólnie ~ zadecydowała, przenosząc dłonie na kark i włosy Amira, wsuwając w nie palce.

~ Chętnie - odparł z uśmiechem wędrując dłonią wzdłuż kręgosłupa po plecach kobiety, by dotrzeć do szyi i z powrotem coraz niżej, przez łopatkę.
~ Moja słodka Numi - mruknął cicho z szybko bijącym sercem.

~ Amirze ~ odpowiedziała, przesuwając głowę bliżej jego szyi i wciągając głęboko powietrze nosem. Z jej gardła wydobyło się ciche warknięcie.

- Jesteście chorzy, a ja znam na to skuteczny lek. Cykuta. Potrójna dawka. Uderzeniowo - zakrakał Nichael i oddalił się cały czas gadając do siebie z niezadowoleniem:
- Nie to, żebym stracił towarzysza, tylko po prostu...

- ... go pojebało - dokończył, choć tego już para nie mogła usłyszeć. Nawet z kocim słuchem Amira.

Kotołak westchnął zrezygnowany.
~ Przepraszam - powiedział czując oddech Numiny na szyi, a jego dłonie zatrzymały się.

Dziewczyna pokręciła głową, nie zmieniając pozycji, w której stała.
~ Nie przepraszaj. To musi być dla niego trudne. Jeżeli chcesz, damy mu czas.
Odsunęła się, jednak tylko na tyle by móc spojrzeć na niego.
~ Potrafię być wyrozumiała i cierpliwa gdy mi na czymś zależy. Lub na kimś…

Amir uśmiechnął się.
~ Nie wracajmy jeszcze - zbliżył się do niej tak bardzo nie chcąc wypuścić jej z objęć.
~ Tu jest mi dobrze - powiedział i zamilkł.
~ Numi... - podjął po chwili.
~ ... nie obchodzi mnie co on o nas myśli. Nie mam zamiaru dawać mu czasu. Nie będzie decydował za nas.

~ Nie spodoba mu się to ~ odparła. ~ Nie chcę wracać. Za dużo osób, za dużo spojrzeń. Stale mam przy nich ochotę schować się w swojej sierści… ~ Schowała się w jego ramionach, jakby chciała schować przed czyimś wzrokiem.

Kotołak natomiast w odpowiedzi szczelniej otulił ją własnymi rękami.
~ Racja, będziemy sensacją. Od mojego wzroku też się nie uwolnisz. Jesteś piękna, Numi - powiedział gładząc jej włosy.
~ A co na to powie Nana?

~ Nie jest zadowolona. Do tej pory zawsze byłyśmy razem i to wystarczało. Zrozumie jednak i nie będzie robiła kłopotów. Co najwyżej ponarzeka lub rzuci złośliwą uwagą. Polubisz ją ~ dokończyła. ~ Nie czuję się piękna gdy jestem w tej postaci. Wydaje się nienaturalna i taka… słaba. Nigdy nie przebywam w niej zbyt długo. W sumie to nigdy tego nie robiłam tak długo jak dzisiaj ~ przyznała.

~ Mam nadzieję, że masz rację - nie przestawał bawić się jej włosami.
~ Nie powinnaś się tak czuć. Nawet Nichael zauważył twoją urodę, a nie zdarza mu się to zbyt często. Piękna i Bestia. Tak nas nazwał.

~ Lubię bestie. Są piękne ~ odparła, nie do końca żartem. ~ Może przy tobie nauczę się spoglądać na niektóre rzeczy inaczej. Pokażesz mi siebie? Tego innego? O ile to nie jest zbytnia śmiałość z mojej strony ~ dodała, nieco speszona, pocierając przy okazji nosem w kurtę Amira.

Kotołak uśmiechnął się i pocałował Numinę w głowę, po czym z ociąganiem cofnął się kawałek, by dać sobie przestrzeń do zmiany.
Następnie niespiesznie zmienił się w kota.


Nunu od razu opadła na skalne podłoże. Jej twarz znalazła się na wysokości kociego pyszczka.
- Wspaniały - stwierdziła na głos z czystym zachwytem w głosie. Zaraz też sama się zmieniła w swoją psią formę. Pysk złożyła na przednich łapach, tak by nos znajdował się tuż przy kocim. Jej ogon poruszał się raz za razem, wesoło.

Kot natomiast podczołgał się kawałek i przytknął własny nos do psiego, zaś jego ogon poruszał się jakby żył własnym życiem.

Ogon psołaczki przyspieszył znacznie. Przymrużyła ślepia i ułożyła się na boku. Zanim jednak to zrobiła przeciągnęła ozorem po pysku kota. W jego głowie odezwał się jej wyjątkowo radosny śmiech, nie pozbawiony psotnych nutek.

Amir zareagował niemal natychmiast. Zręcznie poderwał się i jednym skokiem oparł przednie łapy na boku nieopodal głowy Numiny. Półleżał na niej z przekrzywionym łebkiem i wijącym się ogonem.

Nunu uniosła łeb i szturchnęła go lekko w bok. Ułożyła się nieco wygodniej, opierając częściowo o skalną ścianę tunelu. Jej spojrzenie nie opuszczało kota.

Ten zaś zeskoczył z niej i polizał po pysku, by ostatecznie położyć się obok niej na boku i wpatrywać się w nią kocimi oczami.
~ Numi, teraz mógłbym mieć głos. Koty mruczą, gdy są zadowolone.

~ Odzyskamy go ~ obiecała. ~ Dzwonek powie nam dokładnie gdzie jest i gdzie zmierza. Gdy tylko skończymy z koroną, ruszymy za nim.
Nagle poderwała łeb i skierowała spojrzenie na wyjście z tunelu, tam gdzie znajdowało się rozszerzenie. Ciche, ostrzegawcze warknięcie zostało przywitane gniewnym prychnięciem.
- Daj spokój, ja tylko na chwilę. Nie musisz się od razu jeżyć. Coś ty z nią zrobił - Nan wyłoniła się zza zasłony chroniącej ją iluzji i w najlepsze wylądowała tuż obok ich głów. - Została wam jakaś godzina, z tego co udało mi się podsłuchać. Nie mam zamiaru wchodzić wam do głów więc informuję na głos. A ty lepiej trzymaj te swoje łapki w stosownej odległości. Ta mała to nie jedna z damulek w burdelach więc delikatnie.
Nunu w odpowiedzi prychnęła i wyszczerzyła kły, bynajmniej się nie uśmiechając.
- Nic takiego nie powiedziałam przecież. Lepiej żeby wiedział na czym stoi, mówiłam chyba… A i jeszcze jedno kotku. Skrzywdź ją, a osobiście przytnę ci ten ogonek i podpalę resztę. - Z tymi słowami wzleciała w górę.

~ Oho. Czyżby ugrzeczniona wersja Nichaela? - zapytał trącając Numinę łapą.
~ Ale nie dziwię się jej. Nagle przychodzi jakiś ktoś, nic nie powie, tylko rozmawia sobie prywatnie z jej przyjaciółką, a towarzyszem tego ktosia jest specjalista od czarnej magii.

~ Nie pasuje jej to, to pewne. ~ Odpowiedziała Nunu kłapnięciem pyska żegnając towarzyszkę. ~ Zachowa jednak dystans i ograniczy się do drobnych uwag gdy wydawać się jej będzie, że coś jest nie tak. Taka już jest.
~ Jeszcze godzina… Może gdybym zniszczyła ostatni pierścień burza skończyłaby się od razu. Tyle że… Nie mam na to ochoty. Polubiłam tą jaskinię. Szkoda, że runie gdy ją opuścimy.

- Ważka! I jak?! Zoofilia postępuje?! - wydarł się kruk na całą jaskinię.
Amir zignorował wszystko patrząc na psa z zadowolonym wyrazem pyszczka.
~ Też nie mam ochoty z niej teraz wychodzić - polizał jej łapę.

- Zamknij dziób idioto! Na wszystkie pomioty gdzieś ty się uczył zasad działania! Nic dziwnego, że cię dla niej zostawił… - Nan nie pozostała dłużna, aczkolwiek w jej głosie brzmiało wyraźne rozbawienie.
~ Zostańmy tu tak długo jak się da ~ zaproponowała Nunu unosząc się częściowo i wtulając pysk w sierść kota, poniżej jego głowy. ~ Nie chcę wychodzić.

~ Zgoda. Szkoda jaskini - westchnął lekko, lecz nie był szczególnie przejęty.
~ Może znajdziemy sobie drugą? - zapytał przebijając się przez śmiech.

~ Zawsze możemy jakiejś przy okazji poszukać ~ odpowiedziała wesoło. ~ W drodze do portu powinny jeszcze jakieś się trafić. Przecież nie musimy zdawać się na karczmy, prawda? Chociaż miękkie łóżko też brzmi przyjemnie.

~ Bardzo przyjemnie - wymruczał Amir.
~ W sumie teraz moglibyśmy zdecydować się na karczmę - delikatnie poruszał łebkiem.

~ Ciekawe czy ta, w której mieliśmy spędzić kolejną noc, wciąż stoi. Podawali w niej pyszne jedzenie i obsługa była miła ~ Nunu rozmarzyła się nieco wsuwając nos pod łapę Amira. ~ Co powiesz na wspólny pokój? Z dala od ciekawskich uszu i oczu?

~ Tak, byłoby wspaniale. Z dala od wszystkich. Wszystkich. A jedzenie zamówimy do pokoju. To będzie tylko nasz czas - odparł kot przesuwając łapą po pysku psa.

Z gardła Nunu wyrwało się krótkie, radosne szczeknięcie. Zaraz jednak przypomniała sobie gdzie są i nakryła łapą ślepia.
~ Trochę mnie chyba poniosło… ~ mruknęła. ~ Mam nadzieję, że ta karczma stoi. I że się uda ukraść trochę czasu zanim zrobi się źle. Chciałabym jeszcze przez jakiś czas nie musieć myśleć i planować.

Amir roześmiał się.
~ Jak zrobi się źle, to nie będziecie same. Teraz masz jeszcze mnie - trącił psa nosem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 23-02-2016 o 00:09.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 19-02-2016, 13:31   #103
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na końcu korytarza Merinsel wstrzymał wszystkich ostrzegając, że burza wciąż trwa.
- To co mamy robić? Zostać też nie możemy - zapytała kapłanka.
- Dlaczego uważasz, że nie możemy tutaj przeczekać burzy? - zainteresował się Silyen.
- Jeszcze niedawno strop nam się miał na głowę zawalić, bo Moonria straciła przytomność, teraz robactwo chciało nas zjeść - przypomniała elfowi, bo po jego pytaniu Glynne miała wrażenie, że chyba nie byli w tej samej jaskini skoro tego nie zauważył.
- Jak na razie robactwo nas nie prześladuje, zaś Dzwonek jest w pełni sił i nawet małe kamyki nie sypią się nam na głowy - odparł spokojnie Silyen. - Chyba że widzisz jeszcze jakieś inne przeciwności. Ale w takim przypadku... może powiesz dokąd, według ciebie, powinniśmy iść.
Kapłanka spojrzała na elfa, a jej mina zdradzała, że żałowała, że nie rozmawia z aniołem na osobności. Odwróciła wzrok w kierunku wyjścia z jaskini.
- Przepraszam, poniosło mnie. Nie powinnam się na ten temat wypowiadać.
Silyen, zaskoczony zachowaniem Glynne, skinął jedynie głową. Nie uważał, by ktokolwiek musiał za cokolwiek przepraszać, ale skoro kapłanka poczuła taką potrzebę…
- Odczekamy aż burza całkiem minie. Traci swą siłę i to bardzo szybko - wtrącił się anioł, przyglądając to Glynne, to elfowi. - Coś musiało osłabić czar. To zamkniecie nikomu nie służy. Spróbujmy jednak znaleźć w tej sytuacji i pozytywne strony. Wciąż mamy wodę, jedzenie, szansę na poznanie jedno drugiego. To może się okazać atutem działającym na naszą korzyść gdy przyjdzie się zmierzyć ze sługami nekromantki. - Zakończył kładąc uspokajająco dłoń na ramieniu kapłanki. Jego wzrok zlustrował niewielką przestrzeń na której się znaleźli i zatrzymał nieco dłużej na kruku, po to tylko by przenieść na jego towarzysza i psołaczkę. Uśmiechnął się i bez słowa powrócił do skupiania swej uwagi na nieco bliższych celach.
- Wierzę ci na słowo skoro mówisz, że burza słabnie - powiedział Silyen. - Niestety nie wiem, jak można ją osłabić jeszcze bardziej.
- A nawiązując do mocy - Silyen zmienił temat. - Podobno pierścienie nie powinny być zbyt blisko siebie. Czy to nie ty czasem, Amirze, jesteś posiadaczem jednego z nich?
Spojrzał na Amira, lecz ten zdawał się nic nie widzieć i nie słyszeć, zajęty czynnościami najwyraźniej sprawiającymi mu więcej przyjemności, niż rozmowa.
Niektórym najwyraźniej nie przeszkadzała ciasnota i obecność innych. I nie była im potrzebna złota kotara. Silyen jednak nie sądził, że takie poznawanie miał na myśli Merinsel.
- Amir nie odpowie - do rozmowy wtrącił się rozbawiony głosik wszystkosłyszącej Moonri. - Zajęty rozmową. Pierścienie nie są już problemem.
- Widzę, że jest zajęty - odparł Silyen. - Skąd wiesz, wszystkowiedząca pani?
- Skoro burza słabnie to znaczy, że Nunu zniszczyła pierścienie - odpowiedziała Dzwonek, podchodząc bliżej. - Dzwonek sprawdziła Nunu. Ona się na tym zna.
- Dzwonku, jesteś wspaniała. - Silyen skłonił głowę. - Daske to szczęściarz, a my bez ciebie nie dalibyśmy sobie rady. Mam nadzieję, że jak to wszystko się skończy, to zechcecie mnie odwiedzić.
- Zniszczyła? - odezwała się zdziwiona Vess. - Czy to nie było niebezpieczne? - zapytała Merinsela.
- Było - potwierdził, przyglądając się Dzwonkowi. - Zniszczenie pierścienia, który jest wypełniony powinno spowodować eksplozję mocy w nim zawartej.
- Widać niektórzy mają talent - z nieukrywanym podziwem powiedział Silyen. - Czy to może nie talent, a - jak powiedziałaś, Dzwonku - wiedza?
- Dzwonek uważa, że jedno i drugie - odpowiedziała dziewczynka. - Nunu umie wyczuć jak zniszczyć magię - dodała i z zapałem zabrała się za głaskanie skrzydeł anioła.
- Dzwonku... - Silyen był pełen uznania. - Gdybym cię tak nie lubił, to zacząłbym się ciebie obawiać. Twoja wiedza jest... fantastyczna.
- Sprawdziliście każdego? - zainteresował się Merinsel, zachowując dość uprzejmy wyraz twarzy, jednak nie można było rzec by jego oczy wyrażały szczególny zachwyt.
- Dzwonek sprawdziła. Dzwonek wie wszystko - pochwaliła się Moonria, wciskając nos w skrzydło anioła. - Ładne… Dzwonek lubi skrzydła Merinsela. Gdy są białe. Czerwone podobają się Dzwonkowi mniej.
Kapłanka po jej słowach spojrzała zdziwiona na Moonrię i zaraz na Merinsela. Nie skomentowała jednak tego.
- Ile czasu tu jeszcze spędzimy? - zapytała Vess.
- Nie jestem pewien - odpowiedział Merinsel. - Zapewne, gdyby zniszczyć ostatni pierścień który posiadamy przyspieszyłoby się koniec burzy. Póki co czekają nas dwie, może trzy godziny nim będzie bezpiecznie.
- Trzy godziny to nie jest dużo - stwierdził Silyen. - Stracimy trochę czasu, ale nie ma na to rady. Jedynie szaleniec wybrałby się teraz na spacer na zewnątrz i, zapewne, nie cieszyłby się długo tym spacerem.
- Dzwonku, co jest silniejsze? Ta burza, czy twoje bariery? Czy można wykorzystać moc burzy by wzmocnić barierę?

- Dzwonek nie skorzysta ze złej mocy - mała spojrzała na elfa z urazą. - Bariera silniejsza. Zła moc nie jest potrzebna Dzwonkowi.
Glynne chwilę nad czymś się zastanawiała po czym odsunęła się od reszty.
- Wykorzystam, więc ten czas na odpoczynek - odparła kapłanka w tonie wyjaśnienia, gdy odchodziła od nich. Nie było możliwości odejść za daleko więc usiadła pod pobliską ścianą przymykając oczy.
- Wiem, że nie korzystasz ze złej mocy - odparł Silyen - więc nie rób takiej miny. Ja tylko pytałem, czy takie coś byłoby możliwe. Ale nie muszę wiedzieć. Chyba zadaję ci za dużo pytań, Dzwonku. Postaram się ograniczyć moją ciekawość.
- Dzwonek powie, gdy będzie za dużo - oświadczyła dziewczynka, odprowadzając wzrokiem kapłankę. - Podobna - stwierdziła, zwracając się do anioła, który w odpowiedzi skinął głową.
- Wybaczcie - dodał, podążając w ślad za Glynne.
Silyen nie próbował się dowiadywać, do kogo jest podobna kapłanka. To zdecydowanie nie była jego sprawa... dopóki nie odbijało się to na jego osobie.
- Dzwonku, jak działa twój dar, związany z przedmiotami? Czy jeśli weźmiesz do ręki przedmiot, potrafisz powiedzieć coś o jego właścicielu?
- Wolę wspomnienia - odparła. - Przedmioty są strasznie tłoczne. Łatwo się w nich zgubić i do tego wspomnienia, które na nich osiadają są niepełne, suche i jakby martwe. I wymagają dużo mocy. Dzwonek zdecydowanie woli wspomnienia.
- Przedmiot, który przechodzi z rąk do rąk, zawiera częściowe wspomnienia wszystkich właścicieli, czy też jest jeszcze gorzej? Na przykład górnika, który wydobył bryłkę złota? To musi być okropne. Gorsze, niż labirynty. Jesteś bardzo silna, skoro wytrzymujesz takie wędrówki przez wspomnienia.
[i]- Dzwonek silna - [/] zgodziła się mała. [i]- Dzwonek idzie do Daske. Silyen powinien odpocząć. Na górze będzie źle. Bardzo, bardzo źle -[/] poinformowała, kierując się w stronę swojego opiekuna.
- Dobrze, Dzwonku - powiedział Silyen.
Podszedł do swego wierzchowca, wyciągnął z juków obszerne tomiszcze i pogrążył się w lekturze dzieła traktującego o magii.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-02-2016, 13:32   #104
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Minęła godzina, minęła i druga, a za nią minęła trzecia. Drużyna rozeszła się do swoich spraw. Jedne były przyjemne, inne nieco mniej, a jeszcze inne okrywał całun tajemnicy. Z każdą jednak chwilą, która przepływała obok, wzrastało napięcie. Byli już tak blisko wyjścia, że mogli poczuć powiew świeżego powietrza na twarzy, a jednocześnie równie dobrze mogliby być w jaskini, która stała się ich schronieniem na samym początku. Nie mogli wyjść. Nie mieli gdzie pójść. Nawet ciepła strawa nie była im dana. Szczęściem zapasy zdawały się wytrzymywać tą próbę. Nie byłoby wesoło, gdyby nagle się skończyły, a ich czekały kolejne dni w zamknięciu.
Skoro jednak tak nie miało być, niemal każdy skorzystał z tej ostatniej chwili spokoju i bezpieczeństwa by napełnić brzuchy i odbudować siły. W końcu nikt tak naprawdę nie wiedział co czekało na nich tam, na zewnątrz.

Przekonali się o tym wkrótce, aczkolwiek wiedza ta nikomu szczególnie do gustu nie przypadła. Podobnie jak nie każdy był szczęśliwy z tego, że znalazła się ich zagubiona ghulica. Opinie te zostały jednak zatrzymane w umysłach tych, którzy byli ich właścicielami.


Powiadano, że Alezia to kraina mlekiem i miodem płynąca. Jeżeli nawet tak było gdy wyruszali w drogę, nie było tak teraz. Jak okiem sięgnąć rozciągał się obraz zniszczenia i rozpaczy. Te drzewa, których korzenie okazały się wystarczająco mocno tkwić w ziemi, stały nagie, pozbawione liści i większości kory. Bujna zieleń zastąpiona została wnętrznościami ziemi, które w połączeniu z wodą, której pochodzenia można się było tylko domyślić, tworzyły błotniste bagnisko. Nie było widać domów, nie było zwierząt ani ludzi. Nawet jeden ptak nie skalał błękitu nieba. Słońce jakby niechętne temu, co przyszło mu oglądać, chowało się za cienkim welonem chmur. Jego blask był stłumiony, niechętny by uwidaczniać grozę, która zawisła nad tą częścią Alezii. Śmierć i zniszczenie zebrały swe żniwo, zostawiając po sobie smutek i rozpacz.
Pierwsza odezwała się Nunu, która tkwiła niczym zamurowana u boku Amira.
- Skażone… Wszystko zostało skażone…
Chwiejnym krokiem ruszyła w stronę najbliższego drzewa, jednocześnie wyjmując ze swojej torby szklaną fiolkę, wypełnioną srebrnym płynem.
- Nunu zostaw to do cholery - warknęła poddenerwowana Nana. - Weź ją powstrzymaj - dorzuciła, kierując te słowa do Amira.
Psołaczka nie zamierzała jednak słuchać nikogo. Drzwi do jej umysłu zostały zatrzaśnięte, nie pozwalając na dostanie się do niego ani jednego słowa czy myśli. Zawartość fiolki, dokładnie jedna kropla, spadła na wystający korzeń drzewa, a dłoń dziewczyny dotknęła jego pnia.
- Heh… Dobra, to jej chwile zajmie. Zbierzmy się jakoś i ruszajmy. To się w końcu musi skończyć i gdzieś znajdzie się jakaś karczma. Mogłabym zabić za ciepłe jedzenie i łóżko - oświadczyła Nana.
- Nie powinniśmy poczekać aż skończy… czymkolwiek jest to, co robi? - Elfia księżniczka wskazała na psołaczkę.
- Dogoni nas - poinformowała spokojnie Nana, sadowiąc się na ramieniu Nayry.
- Nunu wie co robi - dorzuciła swoje trzy grosze Dzwonek. - Nunu naprawi las. Dzwonek chce mleko… Jeeedźmy…
- Sprawdzę jak daleko się to rozciąga - zaproponował Merinsel i nie czekając na pozwolenie, wzbił się w powietrze.
- Jedziemy - wtrącił krótko Daske. - Dzwonku wystarczy. Usuń barierę.
Dziewczynka skinęła głową i w tej samej chwili rozległ się głośny huk, który sprawił, że ziemia pod ich stopami zadrżała, a za nimi w obłoku kurzu i fragmentów ziemi, skał oraz kikutów drzew, powstała głęboka przepaść. Powiększała się także z każdą chwilą, w miarę jak zapadały się kolejne tunele i podziemne sale.

Anioł powrócił niemal w tym samym momencie, w którym pożegnały się Sine i Mesena. Obie stwierdziły dość ogólnikowo, że będą w kontakcie. Czy miało to być na korzyść drużyny, czy wręcz przeciwnie, to miało się dopiero okazać.
Merinsel poinformował, że przed zachodem słońca, który był nie tak znowu daleki, powinni dotrzeć do budynku karczmy, który wydawał się opuszczony. Istniała jednak szansa na to, że właściciele zdążą powrócić zanim oni tam dotrą. Trzeba jednak było nieco zboczyć z kierunku, w którym powinni podążać. To jednak nikomu zdawało się nie przeszkadzać. Im krócej przebywać mieli wśród pozostałości po burzy, tym zdawało się lepiej. Nikomu nie uśmiechało się zbyt długie przebywanie na skażonej ziemi.


Karczma faktycznie była…


Jej wygląd nie napawał optymizmem, jednak miała dach, cztery… a właściwie w niektórych częściach nawet więcej ścian. Dym z komina sugerował, że ktoś zdążył powrócić i szansa na ciepłą strawę istniała. Co w jej skład miałoby wejść oraz to, w jakich warunkach spędzić im przyjdzie noc… Oraz czy dożyją ranka… Te i inne pytania musiały poczekać do momentu, w którym czas miał nadejść właściwy by odpowiedzi się znalazły. Póki co trzeba było zsiąść z koni, zapewnić im godziwy wikt wieczorny i samemu o takowy się zatroszczyć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 20-02-2016, 21:13   #105
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Ksenocidia wyrwała się z odrętwienia, gdy zobaczyła resztę drużyny całą i zdrową. Nowym nabytkiem okazał się jakiś mężczyzna, jednak nie zwracała na niego większej uwagi. Było w miarę bezpiecznie.

Przykrym zaskoczeniem dla ghulicy był krajobraz poza jaskinią. Wszechobecne zniszczenie i rozpacz biły po duszy niczym razy rzemiennym korbaczem po plecach. Ghul posmutniała - czy to z powodu utraty zapasów pożywienia, czy faktycznie z powodu spustoszenia spowodowanego przez przeklętą burzę - tego nie sposób było się dowiedzieć.

W drodze do karczmy zagaiła kapłankę:

- W bitwie nikt nie ucierpiał za bardzo? Żałuję, że na więcej się nie przydałam, jednak po pierwszym starciu byłam już... bezużyteczna. No i kim jest ten dziwnie wyglądający mężczyzna? Tak dużo niewiadomych...

Nosiła się z zamiarem porozmawiania jeszcze z elfem i mnichem, jednak podeszła tylko i cofnęła się zrezygnowana. Nie czuła się na siłach na dłuższy dialog.

***

Tej nocy ghul postanowiła nie spać. Poprosiła Glynne, by nakarmiła jej konia, sama uprzednio czyszcząc mu futro i głaszcząc niechętne zwierzę po pysku, a sama ruszyła w ciemność w poszukiwaniu strawy i zapasów na najbliższe dni. Interesowały ją jakiekolwiek zwłoki, które nie miały w pobliżu krewnego, który chciał je pogrzebać. W pobliżu, czyli w zasięgu wzroku, nie miała przecież zamiaru rozpytywać przechodniów, czy trup aby niedawno jeszcze nie miał rodziny. Musiała się porządnie najeść, by zregenerować siły.
 
Ardel jest offline  
Stary 22-02-2016, 14:29   #106
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Przewrażliwione ptaszysko - roześmiała się Nana, któremu to śmiechowi towarzyszył i ten, należący do Dzwonka.
- Nad wyraz szczere i sympatyczne - wtrącił się Silyen - chociaż jego słownictwo nie spotkałoby się z aprobatą w szkółce dla młodych panienek.
- Może ktoś powinien mu związać ten dziób? - zaproponował Daske, obserwując kruka ze złym uśmieszkiem na twarzy. - Dzwonku złapiesz go? - zapytał dziewczynkę, która jednak, wyjątkowo, potrząsnęła przecząco głową.
- Dzwonek polubiła kruka - stwierdziła w najlepsze.
- Różne są gusta - z kamienną miną powiedział Silyen. - Czekamy na coś, czy wchodzimy do środka?
- Stanie tutaj nie ma większego sensu - zabrała głos Zalisena, zsiadając z wierzchowca.
- Zajmę się końmi - zaoferowała natychmiast Nayra.
- Pomogę ci i potem zjawię się w gospodzie - zaproponował Silyen.
- Zajmiesz się i naszymi? - zapytała księżniczka, zsiadając ze swojego wierzchowca. - Ja sprawdzę jakie szanse mamy na coś ciepłego do zjedzenia i czy pokoje są w stanie zdolnym przyjąć gości.

Kapłanka prowadząca dwa wierzchowce bez słowa przeszła obok nich w kierunku stajni. Zwierzęta prowadziła za wodze trzymane w jednej ręce. Prawą dłoń miała wolną zapewne by w razie kłopotów sięgnąć nią po miecz.
Powoli zbliżyła się do stajni i ostrożnie zajrzała do środka.
Stajnia była dobudowana do głównego budynku i prezentowała się tak samo marnie, jak reszta owej konstrukcji. W środku jednak było sucho, a boksy wyglądały na porządne. Pachniało także świeżym sianem i owsem. Całość robiła przeciwne wrażenie do tego, jakie stajnia wywarła z zewnątrz. Na spotkanie gości nikt jednak nie wyszedł.
- Jest tu kto? - odezwała się Vess wchodząc do środka. Rozglądała się uważnie po boksach.
Odpowiedziała jej cisza. Boksy były puste, nawet psa do pilnowania nie było o stajennym nie wspominając. Jedynym dźwiękiem był stukot końskich kopyt, ale ten pochodził od Nayry i prowadzonego przez nią wierzchowca Daske.
Glynne obejrzała się by sprawdzić kto za nią wszedł. Widząc znajomą twarz weszła dalej oglądając dokładnie boksy po czym ustawiła w nich konie i zabrała się za nie. Zdjęła z nich wszystko i kolejno każdemu dała jeść. Gdy zwierzęta wsadziły pyski do żłobów kapłanka zaczęła bardzo dokładnie je wyczesywać. Nie śpieszyła się i cicho mówiła do koni uspokajającym tonem głosu.
Nayra poszła w jej ślady, także nie wykazując szczególnej ochoty do nawiązania rozmowy.
Silyen wprowadził trzy konie do stajni. Na szczęście budynek był nienaruszony i na tyle duży, że i dla ostatnich znalazło się miejsce w boksach.
Elf rozsiodłał wierzchowce, a że w stajni nie było stajennego, zajął się końmi, które po podróży wymagały starania.

Minęła chwila, dłuższa nawet, należało rzec, nim poza trójką wędrowców i ich wierzchowcami, pojawiła się kolejna osoba.
Był to mężczyzna w sile wieku, postawny i wyglądający niczym drab spod ciemnej gwiazdy. Szczecina na jego twarzy sprawiała wrażenie, jakby brzytwa nie dotykała skóry przed dobre trzy dni. Ubiór jego był prosty, funkcjonalny i raczej nie wyróżniający się jakością czy to wykonania, czy też materiału. Włosy miał długie do ramion, luźno pozostawione i o kolorze, który najbliższy był mysiemu futerku.
- Państwo wybaczom spóźnienie - odezwał się zadziwiająco cichym i łagodnym głosem, który sprawiał, że zapominało się o jego wyglądzie i natychmiast zaczynało ufać. - Karczma wymagała naprawy alem już jest. Tasu prosi do środka, ja się resztą zajmę - wskazał na drzwi dzielące stajnię od reszty domu i pochylił nisko głowę.
Glynne uprzejmie odmówiła pomocy mężczyzny jaką oferował przy jej dwóch podopiecznych. Zdecydowanie wolała sama nimi się zająć.
Nayra podążyła w ślady kobiety, tłumacząc stajennemu, że wierzchowiec którym się zajmuje, nie toleruje obcych. Mężczyźnie pozostały zatem te konie, którymi wcześniej zajmował się elf. Nie wydawał się z tego powodu niezadowolony. Cicho pogwizdując zabrał się do pracy.

- Nic się nie stało - zapewnił Silyen. - Warto stracić trochę czasu, by się zająć czworonożnymi przyjaciółmi. - Poklepał swego wierzchowca po szyi. - Mellt, bądź grzeczny - polecił.
Zabrał swoje bagaże, po czym otworzył wskazane drzwi. Nie trafił jednak od razu do gospody. Ktoś mądrze pomyślał, nie chcąc narażać gości na kontakt z deszczem czy śniegiem, i wybudował zadaszone przejście, łączące oba budynki.
Kolejne drzwi i Silyen znalazł się w korytarzu, oddzielającym główną izbę od drzwi frontowych.
Panującą tu ciemność rozjaśniały promyki światła wpadające przez niedokładnie domknięte drzwi jadalni.
Silyen otworzył drzwi i wszedł do izby, w której rozsiedli się jego towarzysze podróży. Przynajmniej większość z nich.

http://i.imgur.com/so9zg0j.jpg?2
Główna izba karczmy, podobnie jak i stajnia, wyglądała znacznie lepiej niż można się tego było spodziewać. Podłoga była kamienna i czysta. Stoliki stały równo rozstawione i przy żadnym nie brakowało krzeseł. W kominku płonął ogień, a nad nim pyszniło się poroże. Mrok rozjaśniały licznie rozstawione świece, a zapach dochodzący z kuchni zwiastował rychłe pojawienie się czegoś, co zapowiadało się wyjątkowo smakowicie. Dzwonek z Daske siedzieli jak zwykle, tuż przy kominku. Księżniczka ze Sługą nieco dalej. Nana zajęła miejsce przy szynku. Właściciel przybytku spoglądał na nią nieco zdziwionym wzrokiem, który jednak szybko skierowany został w stronę wchodzącego Silyena.
Karczmarz był dość młodym człowiekiem, nie liczącym sobie więcej niż trzydzieści wiosen. Dobrze zbudowany i pozbawiony zwyczajowego brzuszka, z którego karczmarze słynęli, sprawiał wrażenie młodego wojaka, którego postawiono po niewłaściwej stronie szynku. Czarne włosy miał obcięte krótko, brodę gładko wygoloną, a ubranie jego zdradzało dbałość o wygląd. Zamiast trzymać w dłoni ścierkę i wycierać nią kufel, jak to karczmarze mieli w zwyczaju, opierał dłonie na blacie, podpierając się nimi.
- Witam kolejnego gościa - przywitał się uprzejmie, a głos jego brzmiał przyjemnie, nie za delikatnie, ale i nie chropowato. - Kolacja zaraz zostanie podana, proszę zająć miejsce - uniósł dłoń i wskazał na dość liczne, wciąż puste krzesła i stoły, po czym powrócił do rozmowy z Naną.

- Dobry wieczór - odparł Silyen, po czym raz jeszcze rozejrzał się po wnętrzu izby, szukając odpowiedniego dla siebie miejsca. W zasadzie najchętniej usiadłby sam, ale nie chciał, by zostało to uznane za izolowanie się od pozostałych uczestników tej wyprawy.
- Można się dosiąść? - spytał, podchodząc do stołu, przy którym siedziała Zali w towarzystwie nieodłącznego sługi.
Księżniczka skinęła głową, wskazując miejsce obok.
- Zawsze jesteś mile widziany, Silyenie - dodała.
- Dziękuję. - Elf do podziękowań dołączył uśmiech, po czym zajął miejsce na ławie.
- Jak wygląda sprawa z noclegami? Są wolne pokoje? - spytał.
- Karczma jest pusta nie licząc właścicieli - odparła Zalisena. - Wynajęłam pokoje dla wszystkich. Nie było z tym żadnych problemów.
- Coś pozytywnego. Ale straciliśmy nieco czasu. Nie wszystko zdołamy odrobić, chociaż teraz nie będzie nas opóźniać wóz. Nikt nie powiedział, że ma dosyć tej przygody?
- Jeszcze - zastrzegła elfka. - Dopiero co opuściliśmy jaskinię. Niebezpieczeństwo zostało chwilowo odsunięte, a to daje czas na myślenie. Niektórzy mogą mieć wątpliwości co do dalszego udziału w zadaniu.
- Lepiej, żeby się wykruszyli zanim dotrzemy do portu, niż żeby mieli zrezygnować po odpłynięciu. - Rozejrzał się po izbie, jakby się zastanawiał, kto pierwszy odpadnie. - A co powiesz o Amirze? I jego przyjacielu?
- Nunu zdaje się ufać temu pierwszemu - odparła elfka. - Co do kruka to wciąż nie zdecydowałam. Nie wydaje się jednak być szczególnie miłym dodatkiem.
- Rzucający czary kruk... To brzmi ciekawie, ale jest też troszkę niepokojące. Ciekaw jestem, jaką magią włada. Dzwonek pewnie wie, ale nie będę jej wypytywać. Polubiła go, więc pewnie nie jest aż tak źle - podsumował swe rozważania Silyen.
Zalisena nieco baczniej przyjrzała się elfowi.
- Zatem ufasz jej opinii w tej kwestii? Widzę, że w ciągu tego pobytu w jaskini wasze stosunki uległy znacznemu zacieśnieniu. Nawet Daske wydaje się być ci przychylny.
- Daske to stale wielka niewiadoma - odparł Silyen. - Nie wiem, jaki wpływ mają na niego te miecze. Ale mam wrażenie, że Daske nie patrzy już na mnie jak na kogoś, kto by chciał zabrać Dzwonka i wykorzystać do swoich celów.
- Miejmy nadzieję, że nie zmieni nagle zdania - oświadczyła Zalisena. - Trzeba będzie porozmawiać z Naną odnośnie dalszego planu podróży. Jestem pewna, że miały ją zaplanowaną z Naresią i to dość szczegółowo. Burza nieco pokrzyżowała te plany ale nadal wypadałoby znać je w nieco większym zakresie.
- W takim razie poczekam, aż Nana skończy rozmawiać z karczmarzem, i zaproszę ją do naszego stolika - zaproponował Silyen. Spojrzał w stronę wróżki chcąc się przekonać, czy stale jest zajęta pogawędką.
Stale była, aczkolwiek o czym rozmawiała, tego nie dało się dosłyszeć. Karczmarz zmienił nieco pozycję, opierając się o blat łokciami i pochylając głowę w stronę swojej niewielkiej rozmówczyni. Wydawał się przy tym być w pełni pochłonięty tym, co miała mu do powiedzenia.
- Pasowałoby zebrać wszystkich - mówiła dalej Zalisena. - I razem ustalić dalsze działania.
- Zagada go na śmierć, a my umrzemy z głodu - zażartował elf. - W takim razie proponowałbym przeprowadzić tę naradę po kolacji. Najedzeni będą mieli lepszy humor - zażartował. - Ale i tak najpierw musielibyśmy się dowiedzieć, co planują Amir i jego kruk. Jeśli nie jest im z nami po drodze, to lepiej by było, gdyby wiedzieli jak najmniej.
- W takim razie najlepiej będzie poczekać aż wróci on i Nunu - zadecydowała elfka, uśmiechając się w odpowiedzi na żarty Silyena.
- Przywiązali się do siebie... To też może mieć wpływ na jego decyzję. Ale masz rację. - Ponownie spojrzał na Nanę. - Poczekamy i porozmawiamy. Zobaczymy tylko, czy najpierw wróci ta para, czy Nana skończy rozmowę.
Jak się okazało Nana skończyła rozmawiać, na stołach pojawiła się kolacja i nawet anioł zdążył zejść z piętra, a Nunu oraz Amira nie było widać. Wróżka została tam, gdzie siedziała i gdzie podano jej jedzenie. Karczmarz zajął się czyszczeniem blatu i obserwowaniem swych gości. Młoda dziewczyna, która podała jadło, znikła z powrotem w kuchni.
- Zobaczymy, czy ją zwabię do naszego stolika - powiedział cicho Silyen, po czym wstał i podszedł do Nany. - Smacznego. Zechciałabyś może dokończyć kolację w naszym towarzystwie?
Wróżka uniosła na niego spojrzenie.
- Nie mam nic przeciwko - odpowiedziała, wzruszając ramionami.
- Zapraszam zatem. Pomóc ci zabrać te smakołyki?
- Pomoc zawsze się przyda - stwierdziła Nana wzlatując i siadając Silyenowi na ramieniu.
Silyen zabrał talerz z lady, po czym ruszył w stronę swojego stołu. Postawił talerz i usiadł.
Wróżka sfrunęła na stolik siadając przy swojej kolacji.
- Aż strach się zapytać dlaczego jestem potrzebna - mruknęła.
- Tak strasznie wyglądamy? - zainteresował się Silyen. - My? - spojrzał z niedowierzaniem na Zali, jakby chciał się upewnić, czy dobrze słyszał, a potem ponownie na wróżkę. - Nie do wiary...
- Zabawne - mruknęła Nana, niezbyt zadowolona z zachowania elfa. - Więc o co chodzi?
- O dalsze plany - odparł Silyen. - Co planowałyście z Naresią, i na ile te plany będą musiały ulec zmianie.
Nan oparła podbródek na dłoniach i westchnęła ciężko.
- Poza opóźnieniem samym w sobie? - zapytała, jednak na odpowiedź nie czekała. - Naszym kolejnym przystankiem miał być pewien zamek, gdzie mieliśmy przenocować korzystając z opieki przyjaciół. Ten plan powstał po naszej naradzie i w sumie Naresia niewiele miała w nim do powiedzenia. Jak w większości… - wzruszyła ramionami i odsunęła jedną dłoń my przesunąć kawałek grzyba w gulaszu z jednej strony talerza na drugą. - Ten plan nadal istnieje i pasowałoby za nim iść. Większego wyboru nie ma. Jutro skierujemy się w tamtym kierunku.
- Kto jeszcze zna ten plan i czy w tym planie jest miejsce na Amira i jego fruwającego kompana, tudzież czy obejmuje o nasze dwie znajome, które niedawno się z nami pożegnały?
- Nie było, ale najwyraźniej musi się znaleźć - oświadczyła. - Sine i jej grupa może się przydać, ale ufanie im to kwestia dość niepewna. A ten cały Amir może być przydatny, Nunu ma dobre oko. Jego kompan za to to latające kłopoty.
- Nie wygląda na to, by można było ich rozłączyć. Czy plusy przeważą nad minusami? Wiesz może, jaką magią włada to ptaszysko? Bo nie sądzę, by jedyną jego wadą był niewyparzony... dziób.
- Nu twierdzi, że czarną - odparła Nan po chwili namysłu, w trakcie której grzyb po raz kolejny zmienił swoją pozycję.
Silyen skrzywił się.
- Nie przepadam za tym rodzajem magii. Uważasz, że powinniśmy ich zabrać ze sobą? - spojrzał na wróżkę, potem na Zali.
- Nie mamy wyboru - stwierdziła Nana.
- Najchętniej bym ich zostawiła - mniej więcej w tym samym czasie wypowiedziała się elfka.
- Nie ma mowy - zanegowała jej słowa wróżka. - Jeżeli pozbędziemy się Amira, to Nunu za nim pójdzie. Amir zaś pewnie nie zgodzi się na utratę towarzysza. Póki nie będą sprawiać problemów zostaną z nami.
- Nie przeceniasz czasem swojej towarzyszki, Nano? - Pytanie Zaliseny zadane było poważnym tonem, w którym jednak wyraźnie brzmiała niechęć.
- Wstaniesz rano to sama się przekonasz, księżniczko - odparła wróżka, w końcu decydując się na to, by zjeść nieszczęsnego grzyba.
- Mówisz o tym, co mamy za oknem? - spytał Silyen.
Wróżka ograniczyła się do skinięcia głową.
- Musi być uzdolniona w tym kierunku. Szkoda, ze w ten sam sposób nie można zmienić tego ptaszka na białego kruka - stwierdził elf. - Czy on czeka na Amira, czy stale nie wierzy w to, że to porządna gospoda, bez paskudnych niespodzianek?
- Nie mam pojęcia. Pewnie jedno i drugie, a najpewniej coś do tego - Nan nie wydawała się być szczególnie zainteresowana motywami, które trzymały kruka na zewnątrz. - Będzie chciał to wleci.
I jak na życzenie, wraz z wkraczającym do wnętrza stajennym, pojawiło się i kruczysko.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 23-02-2016 o 11:53.
Kerm jest offline  
Stary 22-02-2016, 22:56   #107
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Widok jaki zastali był przygnębiający. Glynne z przerażeniem w oczach przyglądała się skali zniszczeń jakie poczyniono na tej przepięknej krainie. Z jednej strony czuła bezsilność, bo nie miała jak mierzyć się z taką potęgą. Cały jej zakon razem wzięty nie miałby szans na to. Wszystko w promieniu kilometrów było martwe.
Martwym już życia się nie przywróci, nie warto nad tym rozpaczać, ale widząc skalę zniszczenia dopiero tak naprawdę zrozumiała przez co musiał przechodzić Merinsel. On to wszystko wyczuwał. Nie była dla niego wystarczającym oparciem w tych trudnych chwilach. Musiała się bardziej postarać.

Misja wydawała się być niemożliwą do wykonania. Vess czuła rozdzierającą bezradność i strach że coś podobnego mogłoby spotkać San. Co gorsze mogło to spotkać jej córkę. Może i nie była matką idealną, ale kochała swoje dziecko jak nic i nikogo innego na tym świecie. Nawet czasem miała wyrzuty, że córka była dla niej ważniejsza niż bogini Riv. Nie zniosłaby, gdyby Koshi stała się jakakolwiek krzywda.
I ta myśl motywowała ją do działania. Tylko dzięki temu udało jej się zebrać w sobie i ruszyć w drogę przez zgliszcza tego co jeszcze niedawno temu było piękną zieloną krainą. Koń z trudem brnął przez ten krajobraz.

Nie spodziewała się, że ktokolwiek poza Merinselem czy Fei będzie chciał z nią rozmawiać w drodze. Dlatego też z zaskoczeniem spojrzała na ghulę, gdy ta do niej podjechała.

Uśmiechnęła się do niej. Rumak Vess nieco speszył się obecnością Ksenocidii, ale kapłanka poklepanie go po boku i to wystarczyło by dodać mu otuchy.
[i]- Z tego co mi wiadomo to wszyscy już są cali. Zguby się znalazły i przyprowadziły tego, który pomógł Merinselowi, gdy został zestrzelony - streściła jej ostatnie wydarzenia. - Wygląda na to, że ten nowy przypadł Nunu do gustu.

- Dobrze - odetchnęła z ulgą Ksenocidia. - A ty co o nim sądzisz? Dziwnie się zachowuje, tak mi się zdaje. - Ghul potoczyła dookoła wzrokiem. - Coraz mniej podoba mi się ta wyprawa. Czuję się całkowicie zbędna i bezsilna. Jak rzucony na wiatr płatek jabłoni, który dowolny podmuch może wrzucić w gnojówkę.

- Tak naprawdę to nie mam zdania - westchnęła. - Nie wiem nawet co myśleć o całej tej wyprawie. Wiem tylko tyle, że trzeba odzyskać to po co zebrała nas Naresia i zapobiec większemu zniszczeniu - zamyśliła się na chwilę po czym spojrzała na ghule. - Jak na ciebie działa magiczne leczenie magią kapłańską? - zapytała. - Bo jeszcze nie miałam do czynienia z kimś twojego pokroju. W ghule to zwykle wymierzony był mój miecz.

- Nie korzystałam jeszcze z usług kapłanów w tym względzie, ale zakładam, że działać będzie normalnie. Nie słyszałam, by jakiemuś ghulowi to zaszkodziło.

- Możemy sprawdzić to podczas postoju, żeby mieć pewność - zaproponowała Vess w dobrej wierze.

- Zamierzam w trakcie postoju wybrać się na poszukiwanie żywności. Wiesz przecież, że mnie kromka chleba czy miska kaszy raczej struje niż nasyci. A po takim przykrym zjawisku, przed którym się w tej felernej grocie skryliśmy, natura dostarczy mi dość, bym zdołała nieco na zapas także nazbierać…

- Taka próba zajmie mi raptem chwilę, a i gdy przyjdzie konieczność to nie będę się wahać czy użyć na tobie pełni mocy jaką obdarza mnie bogini - kapłanka wyjaśniła czemu w ogóle proponuje jej to.

Ghul wahała się przez moment, ale kiwnęła głową.
- Sprawdźmy, czy twoja bogini nie chce mnie zabić.

Glynne ostrożnie położyła dłoń na ramieniu ghuli jakby sam jej dotyk miał Ksenie poparzyć. Nic się nie stało więc Vess bezgłośnie szepcząc użyła na niej najlżejszego zaklęcia leczącego.
Moc spłynęła na kapłankę, jednak efektu nie było żadnego. Przynajmniej jednak ghulica wciąż stała i nie wydawała się bardziej martwa niż zwykle.

Nie przekonana Vess dla pewności ponowiła swe starania. I tym razem skaleczenia jakie miała na sobie ghula po spotkaniu ze ścianą jaskini zasklepiły się.
- Czyli jednak cie to nie zabije - skomentowała to z mieszanką ulgi i zadowolenia Glynne.

Ghul zadrżała, jak po wyjściu z karczemnej izby na zimny poranek.
- Dziękuję - zakończyła rozmowę i oddaliła się od Glynne. Było jej dość rozmów, jak na jeden dzień.

Glynne nie nalegała na dalszą rozmowę. Później, gdy dojechali do karczmy z miejsca zgodziła się by zająć się koniem Kseni. Nawet usilnie zapewniła ją, że wyczyszczenie jej zwierzęcia nie będzie stanowiło dla niej żadnego problemu. W tej chwili bardzo potrzebowała zajęcia. Głównie by nie myśleć, bo teraz nawet w modlitwie nie mogła znaleźć spokoju. Zabrała swojego konia oraz ghuli i udała się obejrzeć stajnię. Uprzednio Merinsel zabrał od niej ich tobołki i udał się od razu do karczmy. Po drodze Vess minęła elfy nie chcąc przeszkadzać im w rozmowie.
Wstępne oględziny pozwoliły jej ocenić wnętrze jako niegrożące zawaleniem. Gdy rozgościła się ze swoimi podopiecznymi w pierwszych z brzegu wolnych boksach zaraz pojawiła się centaurzyca oraz elf. Kapłanka była wdzięczna temu towarzystwu, że nie było chętne do rozmów. Szczerze mówiąc to Glynne była osobą nieco nieśmiałą w kontaktach z obcymi. Dodatkowo dla niej Silyen musiał być kimś ważnym skoro spoufalał się z księżniczką, więc dodatkowo czuła opory przed udzielaniem się w dyskusji z nim.
Podziękowała też koniuszemu, który w końcu pojawił się ich przywitać za proponowaną pomoc. Nie po to namawiała ghulę by zostawiła konia pod jej opieką by teraz zrzucić to na i tak zapracowanego człowieka.
Glynne miała w zwyczaju rozmawiać ze swoim zwierzęciem, bo wiedziała, że go to uspokaja. Okrężnymi ruchami szczotki masowała zmęczone drogą mięśnie Nevrasta. Gdy skończyła ze swoim rumakiem zajęła się tym drugim koniem. Był nieco nerwowy i wiercił się, ale Vess nie miała do niego pretensji.

Skończyła oporządzać konie dużo później niż koniuszy czy centaurzyca. Głównie przez to, że się nie śpieszyła, ale też dlatego, że nie miała dużej wprawy w tym. Od lat już nie należało to do jej obowiązków z racji pozycji jaką miała w zakonie. A w jej “domu” to nawet nie wypadało by trudniła się tak przyziemnymi obowiązkami.

Od początku ta podróż miała przynajmniej ten plus, że nie musiała się tak bardzo pilnować co jej wypada, a co nie. Poza San nie była rozpoznawalna, gdyż zakon działał jedynie na terenie kraju, w którym powstał. Do tego uwaga jaką na siebie ściągał towarzyszący jej anioł była wręcz zbawienna. Nigdy nie lubiła być w centrum uwagi.

Bardziej głód niż zmęczenie zmusiło Vess by zostawić konie w spokoju. Nie miała nic do zabrania więc po prostu po przemyciu rąk w wodzie skierowała swoje kroki do budynku karczmy. Pomysł z zabudowaniem łącznikiem stajni z karczmą był bardzo dobry. Wygodne i praktyczne zarazem.

Kapłanka pojawiła się w sali gdy większość już była w trakcie posiłku lub też go skończyła. Szukanie Merinsela nie należało do trudnych więc od razu dostrzegła stolik przy którym siedział pierzasty.
- Trochę mi się zeszło z Nevrastem - powiedziała ni to tłumacząc się ni to stwierdzając fakt.
Anioł skinął głową i jednocześnie uniósł dłoń, na który to gest karczmarz zniknął na chwilę w drzwiach, które zapewne prowadziły do kuchni.
- Zamówiłem ci kolację, zaraz ją podadzą - oświadczył, wstając i odsuwając dla niej krzesło.
- To dobrze, bo jestem strasznie głodna, a po ostatnich dniach po prostu marzę o czymś ciepłym do jedzenia - westchnęła z ulgą na słowa Merinsela. - A mają może wino? - zapytała z nadzieją.
- Z pewnością i nawet zaraz je powinni przynieść - odpowiedział, na powrót siadając i wznawiając jedzenie swojej porcji gulaszu z grzybami.
Glynne wyraźnie się rozpogodziła z tego powodu. Uśmiechnięta podparła się łokciami na blacie stolika i oparła na dłoniach swoją głowę. Przyglądała się twarzy anioła by stwierdzić w jakim on jest nastroju.
Merinsel wydawał się być wyjątkowo spokojny i względnie zadowolony. Co mniej więcej znaczyło wszystko. Taką bowiem minę robił zawsze ilekroć zatrzymywali się na posiłek czy noc w karczmie. Była to maska, którą Glynne zdążyła już dość dobrze poznać.
W milczeniu siedzieli aż podano talerz dla Vess wraz z winem.
- Wiesz, że nie musisz już przede mną ukrywać swojego nastroju? - zapytała nalewając sobie alkohol. Powąchała zawartość kielicha i upiła mały łyk.
- Wiem Glynne - odparł, dodając do słów łagodny uśmiech. Poza nim jednak nic więcej nie uległo zmianie ani w jego postawie, ani w wyrazie twarzy.
Wino, które podano jej do kolacji było dość dobre, słodkie, jednak nie mdlące, o wyraźnym, owocowym posmaku.
Okazało się, że wino cieszyło się dużo większym zainteresowaniem kapłanki niż posiłek. Wciąż jeszcze nie wzięła do ręki sztućca, gdy kielich nie wiadomo kiedy stał się już prawie pusty.
- Dużo myślałam o naszej rozmowie - powiedziała patrząc na swoje jedzenie jakby zastanawiając się czy wziąć widelec czy może dolać sobie wina.
- Czy powinienem zapytać do jakich wniosków doszłaś? - zapytał, decydując za nią i nalewając wina do kielicha. Mówił spokojnym głosem, w którego wplecione były łagodne nuty mające za zadanie uspokoić słuchacza.
- Jeśli chcesz to mogę ci odpowiedzieć na to pytanie - odparła nie ukrywając rozbawienia decyzją jaką za nią podjął.
- Zawsze z przyjemnością cię wysłucham - odparł, przymykając oczy i biorąc głęboki, uspokajający oddech.
Glynne wzięła do ręki kielich i już nabrała powietrza w płuca by zacząć swój wywód gdy uświadomiła sobie obecność innych. Wypuściła powietrze rozglądając się po sali i oparła się plecami o oparcie krzesła.
- Porozmawiamy o tym w pokoju - z góry założyła że będą go mieć na wyłączność. - A na tą chwilę im więcej wypiję tym większą szczerość ode mnie dostaniesz - uniosła lekko kielich w geście toastu i upiła łyk.
- Wolałbym mniej szczerości kosztem usłyszenia jej z twoich ust, gdy jesteś jej w pełni świadoma, Glynne - starannie modulowany głos nie zdradzał ani gniewu, ani nutki pouczenia ani w sumie niczego poza tym, że anioł się stara zachować kontrolę. To, że miał z tym problemy widać było chociażby po tym, że kielich, który miał przed sobą był stale dręczony przez nieco niespokojne palce. Przynajmniej jednak amulet zostawił w spokoju.
- Spokojnie, do aż takiego stanu nie zamierzam się doprowadzić - odstawiła wino i przysunęła sobie talerz. Picie na pusty żołądek faktycznie mogłoby ją doprowadzić do szybkiego pożegnania się z rzeczywistością na ten wieczór. A tego bardzo nie chciała. Spojrzała na niego czule.
- Nie zmienię swojego zdania. Zawsze możesz na mnie liczyć niezależnie od tego co się wydarzyło czy wydarzy - uśmiechnęła się do niego ciepło patrząc na niego z troską.
Anioł przymknął oczy i westchnął ciężko.
- Może się okazać, że przyjdzie nam sprawdzić te słowa wcześniej niż bym chciał - oświadczył, pocierając czoło i na dłuższą chwilę zatrzymując kciuk i wskazujący palec na nasadzie nosa.
- Czyli dobrze zakładam, że wciąż mi wszystkiego co powinnam wiedzieć, nie powiedziałeś? - mimo to w głosie nie miała żadnej pretensji do niego. - Może przejdziemy się gdy zjem? - zaproponowała mu.
Odpowiedziało jej skinięcie głową. Zanim jednak odpowiedział, jego uwagę skupiły gniewne głosy, dobiegające od strony stolika, który zajmowała Zalisena wraz ze swoim sługą i Silyenem.
Kapłanka spojrzała w tamtym kierunku, ale została na swoim miejscu. Zabrała się za posiłek przyglądając się z uwagą rozwojowi sytuacji, którą anioł próbował opanować.
Kryzys nadszedł i odszedł zostawiając wszystkich zainteresowanych przy życiu. Merinsel opadł na swoje krzesło i złożył głowę w dłoniach, opierając łokcie na stole. Oddychał nieco szybciej, jednak próbował się opanować. Jego zachowanie z kolei wzbudziło w Glynne złość. Szczególnie zaś jego milczenie i niechęć do wyjawienia co było nie tak. Zupełnie jakby nie wierzył, że jest w stanie pomóc.
Przyglądała się aniołowi czując jak wzmaga w niej złość. Zaczęła stukać paznokciem o blat stołu. Odechciało jej się jeść, a raptem połowa zawartości talerza zniknęła. Przesunęła się z krzesłem w tył i wstała od stołu. Czuła się z tym dziwnie bo nigdy wcześniej nie zdarzyło jej się zezłościć na Merinsela.
Podeszła do anioła i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Wyjdźmy na zewnątrz - odparła do niego starając się trzymać nerwy na wodzy. - Teraz.
- Nie mogę wyjść - odpowiedział. - Jeszcze nie.
Zabrała rękę i stanęła bliżej niego. Pochyliła się nad nim i szepnęła:
- Nie wiem dlaczego, ale jestem bardzo poirytowana. Dlatego proszę cie, wyjdźmy stąd.
- Wiem - odpowiedział, potwierdzając słowa skinięciem głowy. - Nie wyjdę jednak dopóki reszta się nie rozejdzie. W innym wypadku skoczą sobie do gardeł.
Zacisnęła pięści.
- Co tu się do cholery dzieje? - syknęła.
- Jeszcze nie wiem - tym razem gniew pojawił się i po jego stronie. - Usiądź i poczekaj, Glynne. Proszę - dodał łagodniej.

Bardzo nie chciała mu ulegać. Po raz kolejny z resztą. Stała przy nim walcząc sama ze sobą. Zgrzytnęła zębami. Skupiła się na swoim oddechu. Zamknęła oczy.
- Rozejdą się i wychodzimy - powtórzyła sama do siebie. Zrobiła krok w bok i wróciła do swojego siedzenia. Skupiła się na tym by dociec skąd w niej ta złość. Odsunęła poza zasięg swoich rąk talerz i kielich. - Mogę oczyścić to miejsce ze zła. Ale oberwie się każdej złej duszy - szepnęła do anioła.
- W tym momencie zło tkwi w każdym z nas - pokręcił głową, sprzeciwiając się jej pomysłowi. - Nie potrafię zlokalizować źródła, ale mogę je wyczuć.
W tym momencie elf wstał i skierował się w stronę karczmarza, a następnie ruszył w kierunku drzwi i opuścił salę. Niedługo po nim na górę udali się Daske z Dzwonkiem. Nany nie było widać już od jakiegoś czasu co mogło oznaczać, że albo skierowała się do swojej sypialni albo leży pod szynkiem.
- Chodźmy.
Na wspomnienie o złu, które rzekomo miała w sobie mieć dłoń kapłanki powędrowała do rękojeści miecza Vess. Dotknęła go by udowodnić sobie, że Merinsel się myli.
Aż cofnęła rękę jak poparzona. Co prawda uczucie było tylko delikatnego ciepła to i tak wystarczyło by kapłanka wystraszyła się. Spojrzała na dłoń z przerażeniem nie chcąc uwierzyć w to co się wydarzyło.

Merinsel nie zamierzał czekać aż dojdzie do siebie. Aniołowi wyraźnie spieszyć się musiało bowiem bez dalszych słów chwycił jej rękę i pociągnął w stronę wyjścia, a następnie dalej, w kierunku, z którego przyszli.
- Hej! - zaprotestowała, ale dopiero gdy zorientowała się, że wyciągnął ją na zewnątrz. - Co ty sobie wyobrażasz... - fuknęła na niego, gdy prowadził ją wbrew jej woli. Zaczęła stawiać opór.
I miała okazję przekonać się, że anioły wcale do słabych istot nie należały. A może należały, a temu owej siły dodawała determinacja? Jakby nie było był to pierwszy raz kiedy skorzystał ze swych mięśni nie w jej obronie, a przeciwko niej. Zatrzymał się jednak po krótkim, ale szybkim marszu. Wokół nich rosła trawa, nieco dalej zaczynały się krzaki, a za nimi las.
- Teraz oddychaj. Pozwól magii oczyścić twoje ciało i duszę. Nie mów, po prostu oddychaj - poinstruował, samu aktywnie zabierając się za wprawianie w życie owych instrukcji.
Glynne obdarzyła Merinsela gniewnym spojrzeniem, który ciągle trzymał ją nie pozwalając jej się wyrwać. A próbowała. Zacisnęła jednak zęby i żadne słowo nie opuściło jej ust. Chcąc czy też nie i tak zastosowała się do jego zaleceń, bo ze złości oddychała szybciej i intensywniej. I rzeczywiście, gniew nie wzbierał już w niej.
Szarpanie się z nim zmęczyło Vess co dodatkowo przyśpieszało jej powrót do normalności. Od szybkiego i głębokiego oddychania zaczynał jej się kręcić w głowie.
Nawet nie zauważyła, gdy ktoś do nich podszedł. Czuła, że ledwo stoi na nogach, złość i wypity alkohol robiły też swoje.

- Puść mnie - powiedziała cicho do Merinsela i gdy ten ku jej zdziwieniu spełnił jej prośbę zaraz upadła na trawę. Dopiero teraz zauważyła elfa i dotarły do niej jego słowa.
Opamiętała się w końcu. Machinalnie sięgnęła ręką do rękojeści swojego miecza, na jej twarzy pojawiła się ulga, gdy poczuła jego kojący chłód...
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 23-02-2016, 00:08   #108
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Kotołak spojrzał na wróżkę z kamienną twarzą, choć gdzieś w głębi krył się drobny uśmieszek.

Nana prosiła jego, by przemówił do Numiny. To o czymś świadczyło. O czymś, co rozpierało go radością i gdyby nie to, iż potrafił opanować się niemal w każdej sytuacji, zapewne skakałby z radości.
Wyobraził sobie miny jego nowych kompanów. Potem wyobraził sobie minę jego starego druha.
Uśmiechnął się do własnych myśli.

~ Numi... ? - zaczął, lecz wyraźnie izolowała się od wszystkich. Nie zamierzał za wszelką cenę zwracać na siebie uwagi.

~ Dobra, niech Kundel się bawi i obsika kilka drzewek, skoro takie ma parcie - rzekł Nichael z ramienia, lecz Amir nie miał zamiaru się ruszyć. Dosłownie. Znieruchomiał wpatrując się jak zahipnotyzowany.

~ Ej! Wio!

~ Nie idę.

~ Co?!

~ To, co słyszałeś - odrzekł spokojnie kotołak nie przerywając petryfikacji.

~ I co? Będziemy tak stać i się gapić?

~ Ja tak. Ty nie.

~ Odpada, kolego. Nigdzie nie idę. Nie rozdzielamy się, pamiętasz? - rzekł kruk, a jego rozmówca spojrzał na niego ukradkiem, co już było w pewnym sensie sukcesem.

~ Jesteś delikatny jak tarka. Zaraz wtrącisz swoje: ej, Pchlaro, w tym tempie to zakwitnę ja, a nie to drzewo!

~ Od biedy ujdzie.

~ No właśnie. O tym mówię. Zostaw nas. Wiesz, że mam więcej sztuczek niż można się po mnie spodziewać. Nie dam zrobić sobie krzywdy - powiedział Amir, zaś Nichael, gdyby mógł, skrzywiłby się paskudnie.

Zgadzał się ze swym towarzyszem. Miał dość bogaty arsenał sztuczek, ale obaj doskonale wiedzieli, że żadnej nie wykorzysta na Numinie. Nawet w sytuacji zagrożenia.
Obaj milczeli przez chwilę.

~ Będę tego żałował - burknął kruk i wzbił się w powietrze.

~ Nie będziesz - odrzekł kotołak ponownie skupiając całą uwagę na psołaczce ona również stała w bezruchu poświęcając całą uwagę drzewu. Oboje sprawiali wrażenie elementów krajobrazu.

Dopiero po jakimś czasie powiedział cicho:
~ Numi?

Nie było jednak żadnej odpowiedzi. Podszedł kilka kroków bliżej. Pochylała głowę z marsem na czole, czym Amir upewnił się, że nie należy jej przeszkadzać. Jego towarzysz nie lubił jak mu się przerywa zaklęcie.

Czas ciągnął się w nieskończoność. Pozornie, ponieważ reszta nie zdążyła jeszcze zbyt daleko odejść jak kobieta rozejrzała się.

- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytał bezgłośnie.

Nunu rozejrzała się ponownie, tym razem nieco uważniejszym spojrzeniem, bardziej skupiona na konkretnych detalach otoczenia, jak chociażby kolejne drzewo oraz to, przy którym wciąż stała.
~ Muszę oczyścić kolejne drzewa ~ odpowiedziała, otwierając umysł na myślowy przekaz. ~ Bez tego nigdy nic nie wyrośnie na tej ziemi.

~ Czyli na nic się nie przydam?

Westchnęła, a następnie wyciągnęła w jego kierunku trzymaną w dłoni fiolkę.
~ Po jednej kropli i tylko na te, których korzenie są częściowo w ziemi. Ja pokieruję procesem niszczenia.

Kotołak skinął głową, przejął fiolkę, po czym przystąpił do uważnego oglądania stanu korzeni. Gdy był całkowicie pewien, iż Numina miała na myśli tego typu drzewo odmierzał dokładnie jedną kroplę.

Tych, które by wpasowały się w jej wymagania nie brakowało. Sama psołaczka pozostała jednak przy pierwszym, ponownie dotykając go dłońmi i tkwiąc w tej samej pozie. Działania mikstury nie było widać. Wnikała ona w korzeń i znikała bez śladu. Wkrótce też zawartość fiolki przegrała z ilością drzew.

~ Co teraz? - zapytał oddając pustą fiolkę.

~ Teraz zacznie się niszczenie ~ odpowiedziała, odrywając dłoń od drzewa i wkładając fiolkę do torby. ~ Muszę nim pokierować tak, by objęło jak największy obszar. Reszta zostanie w sile samego lasu. Nie możemy spędzić tu zbyt dużo czasu.

Amir pokiwał głową. Nie chciał przeszkadzać w pracy.
Nunu zaś ponownie skupiła się na drzewie, które najwyraźniej w obecnej chwili robiło za łącznika z pozostałymi. Obie dłonie na powrót znalazły się na pniu, a dziewczyna wzięła głęboki oddech.

~ Cokolwiek zobaczysz, nie zbliżaj się ani mnie nie dotykaj. Nie chcę cię skrzywdzić ~ poprosiła łagodnie, przesyłając mu lekki uśmiech. W następnej chwili z jej palców zaczął wydobywać się czarny dym, który wnikał w pień, a następnie zaczął wydobywać się przez resztki gałęzi i wystające nad ziemię konary. Sunął nisko nad ziemią, łącząc się z podobnym, który opuszczał kolejne drzewa, jakie Amir zrosił kroplą mikstury. Czarna mgła spowiła wszystko wokoło zalegając nad ziemią niczym żałobny całun.
Kotołak obserwował w milczeniu to, co działo się dokoła. Po prostu czekał aż Numina skończy.

Czekać musiał nieco, bowiem od chwili pojawienia się czarnej mgły, do momentu w którym wsiąkła w ziemię i zniknęła, minął dobry kwadrans. Dopiero wtedy Nunu oderwała dłonie od drzewa i usiadła tam gdzie stała, korzystając z wystającego korzenia.
~ Jestem wykończona ~ poskarżyła się.

Amir przeniósł się obok psołaczki i przytulił ją.
~ Chyba teraz będziesz miała dużo pracy - powiedział rozglądając się.

Skinęła głową.
~ Tu jednak skończyłam ~ powiedziała, wskazując na pień.


Delikatne, zielone listki wysunęły się z niewielkiego pączka, który pojawił się na korze. Rosły w oczach, współgrając z tymi, które zaczęły pojawiać się na pozostałych drzewach. Także z błotnistej ziemi zaczęły wyłaniać się wątłe pędy i wąskie źdźbła trawy. Las wracał do życia.

~ Moja kochana ogrodniczka - powiedział żartobliwie i pocałował Numinę w policzek.
~ Nigdy nie obserwowałem jak rosną drzewa. Z resztą i tak bym tego nie zobaczył w normalnych warunkach. To niezwykłe - rzekł obserwując uważnie jak rosną.

Nunu roześmiała się wesoło i potrząsnęła głową.
~ To akurat nie moja zasługa. Ten las chce żyć. Jak we wszystkim, tak i w nim tkwi magia. Środek, który znajdował się w fiolce miał jedynie zniszczyć barierę, która ją tamowała. Tą naturalną. Nie na długo oczywiście, jednak na dość czasu by po zniszczeniu pozostałości czarnej magii, las powstał na nowo. Wkrótce ten proces zwolni i miną kolejne lata nim miejsce to wróci do swojego pierwotnego stanu. Teraz ma na to szansę.

~ Szkoda - westchnął kotołak wyciągając wygodniej nogi.
~ Moglibyśmy siedzieć i obserwować jak las ożywa. Ta magia byłaby niesamowita.

~ Po drodze będziemy przejeżdżać niedaleko terenów, które zamieszkują dwie Moonrie ~ poinformowała go Nunu, gładząc jeden z pędów, który zaczął owijać się wokół jej stopy. ~ Ich moc pochodzi od Oren. Może zgodzą się pokazać nam ten proces na nieco mniejszą skalę.

Kotołak uśmiechnął się.
~ Chyba nie spieszy nam się do dołączenia do pozostałych, więc jeśli by się zgodziły...
Zmienił się w kota i wskoczył Numinie na kolana wpatrując się w nią z przekrzywioną głową.
~ Gdy tylko odpoczniesz.

Uśmiechnęła się do niego. Jej dłoń zostawiła zielony pęd i skupiła się na ostrożnym głaskaniu sierści kota.
~ Jeżeli chcesz, możemy ich odwiedzić i tam zanocować. Pozostali i tak tam dotrą tyle że zapewne dopiero jutro. Tempem bestii powinniśmy przybyć na miejsce przed północą.

~ Czas spędzony do jutra głównie we własnym towarzystwie? Bardzo podoba mi się ten pomysł - odparł Amir.

~ Wiec ruszajmy. Odpocznę na miejscu, albo poproszę Dzień by zregenerowała moje siły. Dawno ich nie widziałam, jestem jednak pewna że ucieszą się z naszej wizyty.

Amir skoczył. W locie powiększył się, zaś jego sierść zbielała z wyjątkiem czarnych pasów. Wylądował jako tygrys. Rozprostował skrzydła i odwrócił się do Numiny.


~ A może jednak chciałabyś jeszcze odpocząć? I zobaczyć świat z góry - położył na jej nogach masywny łeb wpatrujący się w nią błękitem oczu.



~ Piękny ~ westchnęła Nunu, pochylając się i wplatając palce w sierść tygrysa wokół jego szyi. ~ Absolutnie piękny ~ dodała, przesuwając dłonie na łeb i delikatnie dotykając nimi uszu bestii. ~ Chcę polecieć. Zawsze chciałam móc polecieć.

Polizał jej rękę chropowatym językiem jednocześnie wibrysami łaskocząc drugą. Nigdy nikt mu tego nie mówił. W szczególności, gdy pokazywał się w postaci bestii.
~ Z przyjemnością zrealizuję twoje marzenia. Zawsze, gdy będziesz chciała polecieć, to powiedz, a uniosę cię w powietrze. Tylko proszę, trzymaj się mocno.

Skinęła głową wstając i nie zdejmując dłoni z jego sierści, przeniosła ją na kark. Drugą zaś dotknęła skrzydeł. Jej oddech przyspieszył, a z ust wydobyło westchnienie.
~ Będę ~ odpowiedziała, odejmując dłoń od skrzydeł i unosząc nią suknię, a następnie przerzucając nogę przez jego grzbiet i sadowiąc się na nim. Obiema rękami otuliła szyję tygrysa, jednak nie zacisnęła ich mocno, a jedynie na tyle by uchwyt ten pozwolił jej pewnie trzymać się na nim. Głowę przytuliła do jego karku, ocierając się policzkiem o sierść. ~ Leć na zachód, Amirze.

Ugiął łapy z radosnym wyrazem pyska, a następnie gwałtownie je wyprostował. Jednocześnie skrzydła machnęły potężnie kilka razy. Już po chwili łagodnie płynął w powietrzu we wskazanym kierunku.
Początkowo więcej uwagi skupiał na tym, czy ciężar nie zsuwa mu się z grzbietu zamiast na locie. Na szczęście Numina trzymała się całkiem nieźle, więc Amir nieco rozluźnił się.

Po pewnym czasie ponownie ogarnął go niepokój. Nie ruszała się, nic nie mówiła. Nie mogła spać. Nie w powietrzu.
~ Numi, nie zasnęłaś przypadkiem?

Głowa dziewczyny poruszyła się delikatnie.
~ Nie ~ odpowiedziała.

~ To dobrze. Przy najbliższej okazji kupię pasy, żebyś w razie czego mogła zasnąć - powiedział z przekonaniem.
~ Zwykle lot jest spokojny. Rzadko zdarza się wiatr sprawiający problemy. Chciałabyś doświadczyć powietrznej... hmmm... sztuczki? Tylko uprzedzam, że nie jest spokojna.

Nunu nieco mocniej przyległa do niego.
~ Chcę ~ zgodziła się. ~ Chcę spróbować wszystkiego ~ dodała z zapałem.

Odczekał chwilę, by upewnić się, że nie chce wzmocnić uchwytu.
Nagle odgiął się do tyłu i zamachał skrzydłami z całej siły wzbijając się coraz wyżej pod ostrym kątem. Błyskawicznie wygiął się w drugą stronę zaczynając pikować niemal pionowo w dół ze złożonymi skrzydłami. Zawirował wokół własnej osi kilkukrotnie lewo i w prawo, a kiedy ziamia zbliżała się coraz bardziej i coraz szybciej, kiedy dało się rozróżnić pojedyncze drzewa gwałtownym ruchem wyprostował skrzydła. Czuł jak gwałtowne przechodzenie z lotu niemal pionowego do prawie poziomego znajomo próbuje oderwać go od skrzydeł.
Leciał szybko. Tuż nad ziemią, nadal coraz niżej. Widać było nawet szybko znikające, małe kamienie. Nagle wyprostował zgięte do tej pory łapy. Przeszedł do biegu, w którym dzięki skrzydłom lekko dotykając ziemi pokonywał odległość susami. Ostatecznie ponownie wzbił się wysoko, gdzie powrócił do lotu szybowego, by zmniejszyć obciążenie skrzydeł.

~ Jeszcze! ~ poprosiła, gdy tylko minęła chwila, którą zajęło jej odzyskanie głosu po pełnym przerażenia ale i ekscytacji krzyku. Wyprostowała się gdy tylko Amir wyrównał lot i rozpostarła ręce. Z jej gardła wydobył się głośne, tryumfujące wycie, którego nie powstydziłby się rasowy wilkołak.

~ No to złap się mocno - powiedział wiedząc, że następnego dnia będzie tego żałował. Albo i nie. Kiedy poczuł ponownie jej ręce kolejny raz zawalczył o zwiększenie prędkości wzbijając się wyżej, tym razem łagodniej, ale podczas pikowania się nie oszczędzał. Tym razem jednak wyrównał lot znacznie wcześniej i korzystając z prędkości lecąc poziomo do ziemi wykonał kilka obrotów i jeszcze raz wzleciał zamierzając zrobić coś, przy czym będzie musiał skorzystać ze wszystkich tygrysich mięśni. Byli wyżej niż poprzednio. Potrzebował dużej prędkości, by nie zrzucić z grzbietu Numiny. Wiedział, że to będzie bolało, ale... nie obchodziło go to specjalnie. Złożył skrzydła i trzeci raz tej nocy rozpostarł je wyginając się do tyłu. Tym razem jednak nie poprzestał na wyrównaniu. Ziemia jeszcze niedawno będąca przed twarzami znalazła się najpierw pod nimi, za nimi i w końcu nad nimi. Amir zacisnął szczęki, gdy siły boleśnie napierały na opierzone części ciała. Ponownie ziemia była przed nimi. Rozluźnił się nieco, gdy tylko ponownie przeszedł do lotu szybowego.

Nunu piszczała chowając twarz w jego futro, jednak gdy tylko wyrównał lot, ponownie się wyprostowała, pewniejsza na jego grzbiecie niż wcześniej.
~ To było cudowne ~ stwierdziła, próbując jednocześnie unormować oddech. ~ Najlepsza noc w moim życiu. Dziękuję Amirze. Nigdy tego nie zapomnę ~ kończąc mówić roześmiała się radośnie. Nie poprosiła jednak o kolejną atrakcję. Zamiast tego wychyliła się i pocałowała tygrysa w ucho, a następnie wyciągnęła przed siebie dłoń. ~ Tam ~ wskazała na niewielką, pustą przestrzeń między drzewami, niczym nie wyróżniającą się spośród innych.

~ Dla ciebie wszystko - odparł zdając sobie sprawę z prawdziwej dosłowności tego stwierdzenia.
~ Trzymaj się - rzekł, a kiedy ponownie poczuł jej ręce na szyi postanowił umilić jej ostatnie chwile lotu jeszcze jednym, drobnym akcentem. Przy wyprostowanych skrzydłach zakręcił lekko we wskazanym kierunku zaczynając zwalniać. Gdy byli tuż nad miejscem lądowania powoli, pionowo opadał. Kiedy był tuż nad ziemią wzmocnił uderzenia, dzięki czemu zawisł w powietrzu. Delikatnymi korektami skrzydeł odwrócił się w drugą stronę i z powrotem. Finalnie wyprostował łapy, by lekko opaść. Ciężar ponownie przejęły łapy, natomiast skrzydła wygiął pod niewygodnym, nienaturalnym kątem tylko po to, by przykryć nimi Numinę.


Miejsce, w którym wylądowali było spowite blaskiem księżyca, który łagodnie rozjaśniał mrok gęstego lasu. Jego światło wyławiało tylko tyle, by można było dostrzec otaczające ich drzewa i krzaki, jednak nie dość by odkryć wszystkie tajemnice.
Dziewczyna ułożyła się na grzbiecie Amira z dłońmi przesuniętymi na pysk tygrysa, a nogami skrzyżowanymi za skrzydłami, utrzymując nimi pozycję. Wtuliła twarz w łeb zwierzęcia, wdychając jego zapach i cicho powarkując.
~ Pachniesz wolnością ~ powiedziała, całując jego sierść. ~ Kocham ten zapach.

Położył się bardzo delikatnie i powoli, równie lekko podtrzymując skrzydłami, by nie wytrącić jej z równowagi. Na szczęście kocie stawy sprzyjały temu.
~ Uwielbiam nosić cię i kocham cię, Numi.

~ Amirze… ~pokręciła głową i wtuliła się nieco mocniej w jego sierść. ~ Nie wiem co czuję. Chciałabym odpowiedzieć ci tym samym ale nie chcę skłamać. Jesteś dla mnie ważny, bardzo ważny. Nie wiem dlaczego. Nigdy się tak nie czułam. Czy to jest miłość? Uczono mnie że to uczucie nie istnieje, jest złudą którą wykorzystuje się by dostać to, na co ma się ochotę. Twoje pojawienie się zburzyło mój spokój, wprowadziło chaos w emocjach i wywróciło do góry nogami świat. Proszę, nie miej mi tego za złe. Jesteś dla mnie zapachem wolności ale nie potrafię jeszcze wypowiedzieć tych słów. Nie, dopóki nie przekonam się, że są prawdziwe. Przepraszam…
Nieco mocniej zacisnęła ręce wokół jego szyi, zsuwając je z pyska.

Kotołak leżał nieruchomo wpatrując się w księżycową poświatę.
~ Ważne, że jesteś - odparł krótko.

~ I będę tak długo, jak długo będziesz mnie chciał ~ odpowiedziała, nie kryjąc jednak delikatnej nutki smutku. ~ Nie…
Urwała i podniosła głowę węsząc. Zaraz też podniosła się, opierając obie dłonie na karku tygrysa.
~ Noc się zbliża ~ poinformowała go.

~ Skąd ten smutek? Co chciałaś powiedzieć? - zapytał. To, że Moonria nadchodziła nie było dla niego ważniejsze niż Numina. Jednak jego uszy obracały się w próbie lokalizacji kierunku, z którego przybywała Noc.

~ To nic ~ odparła, gładząc jego futro. ~ Naprawdę…
- Numino Nus - głos rozległ się jakieś trzy kroki przed nosem tygrysa, aczkolwiek właścicielki widać nie było. - Czyś ty oszalała. I kogo nam tym razem przyprowadziłaś? Jest śliczny, to trzeba przyznać. Dzień oszaleje na jego punkcie.
- Noc… Osłona - Nunu odezwała się na głos, chichocząc pod nosem. - Nie widzimy cię.
- No tak… Osłona… Urwanie głowy mamy ostatnio więc takie drobiazgi wylatują mi z głowy - mówił dalej głos, nieco rozbawionym tonem.


Jego właścicielka pojawiła się w chwilę później, pochylając w stronę Amira.
- Twoje gusta bez wątpienia uległy poprawie od naszego ostatniego spotkania. Chodźcie, nie mogę utrzymywać przejścia zbyt długo - dorzuciła, prostując się.

Kotołak bez słowa podniósł się i ruszył za Moonrią przyglądając się z lekkim zaciekawieniem jej uszom.

Przejście okraszone zostało nieco nieprzyjemnym dla Amira uczuciem związanym głównie z wrażeniem zimnej wody, która obmyła nagle jego ciało. Zupełnie jakby przeszedł przez ścianę wodospadu. Za nią był las i to dokładnie taki sam. Nawet pojedynce źdźbło trawy nie uległo zmianie.
~ Dzień i Noc kryją to miejsce przed innymi korzystając z magicznej zapory, która sprawia, że obcy zwyczajnie omijają to miejsce bez myślenia o tym, dlaczego ~ wyjaśniła mu Nunu.
- Dużo macie gości? - zapytała Moonrię.
- Nie tym razem, Nunu. Tylko Dzień i ja. Znając jednak życie, przynosisz ze sobą kłopoty więc pewnie trzeba się będzie przygotować na najazd. - Noc prowadziła ich pewnie, dość szeroką ścieżką, która pojawiła się zaraz za pierwszymi krzakami, jakie pokonali. Świecący złotym blaskiem flakonik na łańcuszku, który trzymała w dłoni, rozjaśniał drogę, wydobywając przy tym z siebie ciche, łagodne dźwięki kojarzące się z szumem lasu i dzwonieniem dzwonków.
- Delikatny - potwierdziła psołaczka. - Póki co jednak, jesteśmy tu sami. Reszta dojdzie pewnie dopiero jutro. Dzwonek jest z nimi.
Noc przystanęła na ta informację, a jej uszy zadrgały.
- Wspaniale - oświadczyła z uśmiechem. - Daske pewnie też. Dzień dostanie szału. To kogo nam tym razem sprowadziłaś? - Wzrok Moonri spoczął na chwilę na tygrysie, zanim ruszyła dalej.
- To Amir - wyjaśniła Nunu. - Mój partner - dodała.
Moonria potknęła się, a jej suknia zawirowała wokół jej nóg, gdy odwróciła się w stronę kotołaka i psołaczki.
- Twój kto?
- Partner - powtórzyła spokojnie Nunu, pochylając się i całując Amira w ucho. - Nie rób takiej miny. Nie jestem dzieckiem od jakiegoś czasu.
- Dzień rozniesie dom po tych rewelacjach - mruknęła Noc, jednak nie wydawała się zła, a jedynie nieco zszokowana. - No dobrze… Chodźmy.

Amir prawie skręcił sobie kark próbując spojrzeć na Numinę. Zupełnie jakby myślał, że jest sową.
~ Moja słodka Numi - powiedział idąc wyraźnie bardziej miękko i radośnie.

~ Jeszcze zmienisz zadnie ~ roześmiała się, czym skupiła na sobie zaskoczone spojrzenie Nocy.
- Od kiedy ty się śmiejesz? Dzień nie daruje sobie, że nie wyszła by…
- By co siostrzyczko? - Kolejny głos i kolejna Moonria.


Tym razem krótkowłosa i wyraźnie zaciekawiona. Pojawiła się jak Noc, znikąd. Tym razem nie było nawet ostrzeżenia ze strony Nunu.
- By przywitać gości - dokończyła Noc, wskazując na Amira i Nunu.
- Numina i … - zaczęła Dzień, jednak Noc nie pozwoliła jej dojść do słowa.
- W domu Dniu, na wszystkich bogów, nie widzisz że są zmęczeni? Na pytania przyjdzie pora jak zjedzą i odpoczną.
- A ty od kiedy taka powściągliwa? - Jednak Dzień zrównała krok z siostrą, ograniczając się tylko do rzucania spojrzeń za siebie.
~ Nie martw się, zostawią nas w spokoju. Oto i dom ~ poinformowała Nunu, wskazując na budowlę, która ukazała się ich oczom gdy ścieżka nagle przerodziła się w nieco bardziej otwartą przestrzeń, w której dominowało stare, rozłożyste drzewo, którego pień stanowił centralny element dość pokaźnego domostwa.


- Znasz drogę Nunu - rzuciła Noc, kierując się w stronę schodów. - My zobaczymy co też da się przygotować dla waszej dwójki byście nam z głodu nie padli.
- Znam - potwierdziła dziewczyna.
~ Pokój ci się spodoba ~ dodała, wskazując Amirowi by podążył za siostrami.

~ Ale mają uszy! - zachichotał Amir podążając za dwoma Moonriami.
~ To twoja rodzina?

~ To przyjaciele. Te dwie pochodzą od Oren i są już dość wiekowe. I faktycznie, uszy mają raczej duże jednak dość szybko przestaje się na nie zwracać uwagę. Są jak każde Moonrie. Częściowo ludzie, częściowo zwierzęta. Jak Dzwonek, tyle że one nie posiadają atutów kota, a królika. Przynajmniej tak mi się wydaje ~ dodała, kierując Amira na szerokie schody, główny element wystroju holu, jaki ukazał się ich oczom po przekroczeniu progu. Te zaś biegły spiralnie wokół otwartej przestrzeni, która stanowiła centrum pnia drzewa. Po lewej stronie znajdowały się drzwi, przed każdymi zaś podest wcinający się w środek tej wolnej przestrzeni i otoczony misternie kutymi barierkami. Pokój, przed którym się zatrzymali, znajdował się mniej więcej w połowie wysokości pnia. Nunu zsiadła z Amira i pchnięciem otworzyła najwyraźniej niezamknięte drzwi. Za nimi znajdowała się obszerna komnata z łukowym oknem zajmującym większą cześć ściany. Stało tu duże, podwójne łoże, na podłodze leżał puszysty dywan a w kominku tlił się żar. Nie zabrakło i dwóch foteli oraz stolika pomiędzy nimi stojącego, oraz szafy wspierającej ścianę naprzeciw łóżka.
~ Dom ~ oświadczyła Numina, okręcając się na pięcie.

Tygrys wsadził łeb do środka i rozejrzał się. W chwilę później stanął obok Numiny w ludzkiej formie.
~ Miałaś rację. Podoba mi się tu - pokiwał głową.
~ Łóżko... - dodał cicho.

~ Jeżeli ci nie odpowiada możemy wybrać inny pokój ~ oświadczyła Nunu, przyglądając się wspomnianemu przez Amira elementowi wystroju. ~ Mogę jednak zapewnić, że jest nieziemsko wygodne. Zawsze biorę ten pokój gdy odwiedzam Dzień i Noc. Chcesz wypróbować? ~ zaproponowała znienacka, łapiąc go za dłoń i prowadząc w stronę obiektu rozmowy.

Chciał zaprzeczyć, powiedzieć, że ten pokój jest idealny, ale nie zdążył. Pociągnięty za rękę podążył za Numiną nie kryjąc lekkiego zdziwienia.
~ Odgadujesz moje myśli - odparł wesoło.

~ Chcę byś był zadowolony ~ odpowiedziała ze śmiechem i puściła jego dłoń po to tylko by wskoczyć na zaścielone łoże i umościć się na nim wygodnie. Z jej ust wyrwało się westchnienie będące wyrazem pełnej zadowolenia przyjemności. Następnie wyciągnęła rękę, zapraszając Amira do dołączenia.


Położył się po kociemu. Uważnie i lekko, bez zbędnych wstrząsów cały czas ciesząc się widokiem i bliskością swej partnerki.
~ Tak bardzo piękna - powiedział opuszkami przeciągając od skroni przez policzek do ucha. Wplótł palce we włosy Numiny i lekko musnął własnym nosem jej nos.

Przesunęła nieco głowę by zbliżyć się do jego dłoni.
~ Nieprawda ~ zaprzeczyła, kładąc dłonie na piersi kotołaka, a następnie przesuwając je na jego plecy.

~ Najpiękniejsza - ciągnął niezrażony zaprzeczeniem. Na krótko, bardzo delikatnie dotknął swoimi ustami jej ust. Czuł jej ciepły oddech na swojej skórze.
~ Wspaniała - opuszki palców zjechały na kark błądząc po nim ledwie go dotykając.
~ Wyjątkowa - mruknął wargami muskając ucho.

Oddech Numiny przyspieszył, muskając szyję Amira tuż przed tym jak jej usta znalazły się na jego skórze. Dłonie podjęły swoją wędrówkę zsuwając się niżej i zatrzymując dopiero w okolicy pasa. Przylgnęła do niego ciaśniej, wyginając ciało w delikatny łuk.
~ Przesadzasz ~ uparcie tkwiła przy swoim, jednak upór ten był jakby automatyczny, pozbawiony dozy przemyślenia.

~ Ani trochę - odpowiedział z lekkim uśmiechem podążając za kobietą. Jego dłoń z karku przewędrowała przez bok do biodra. Usta również zawędrowały niżej - na obojczyk.
~ Moja Numi - poszukał jej ust, a kiedy je znalazł zatrzymał się przy nich na dłużej.

Ręka podążyła niżej badając udo i przeciągając je na własną nogę. Druga z rąk pozostawała w górnej partii ciała gładząc obojczyk.

Także i dłonie Nunu nie próżnowały. Zwinne palce wsunęły się za pas docierając do nagiego ciała i rozpoczęły powrotną drogę, gładząc skórę pleców Amira i powoli przechodząc na brzuch. Dziewczyna z powrotem odsunęła się, wciskając w materac, by umożliwić im pełny dostęp. Jej stopa przesunęła się nieco w dół, sunąc po nodze Amira. Wygięła szyję z cichym warkotem, który wyrwał się z jej ust.
~ Twoja ~ zgodziła się, aczkolwiek przekaz ten był nieco wątły, pozbawiony wcześniejszej czystości i skupienia.

Widząc odgiętą szyję nie mógł się powstrzymać. Musnął ją ustami tuż przy uchu. Drobnymi pocałunkami schodził coraz niżej, zaś ręce oddziałujące do tej pory przez barierę ubrania wsunęły się pod nie. Jedna po drugiej. Pierwsza krążyła na linii brzucha, zaś druga bokiem sunęła wyżej zadzierając materiał.
Kotołak westchnął bezgłośnie, gdy usta dotarły do miejsca łączenia obojczyków i, na krótką chwilę, niekontrolowanie pojawiła się śnieżnobiała sierść z czarnymi pasami. Oczy nabrały barwy błękitu, a uszy wyostrzyły się.

Tym razem warkot był nie tylko dłuższy ale i głośniejszy, wprawiając w drganie skórę szyi Numiny. Jej pierś poruszała się w rytm szybkiego oddechu, a dłonie gorączkowo zabrały się za pozbawianie Amira odzienia. Wydawać się mogło, że dziewczyna nieco lepiej kontroluje swą zwierzęcą formę, jednak wrażenie to znikło gdy do warkotu dołączyło syczenie, a długi, wężowy ogon owinął się wokół jej uda i podążył śladem jej stopy, sunąc wzdłuż nogi Amira. Również dotyk jej palców uległ delikatnej zmianie i zamiast delikatnego dotyku dłoni, kotołak poczuł ciepły, nieco szorstki dotyk psich łap.

Zdjął dłonie z nagiego ciała Numiny poddając się jej zabiegom, a kiedy wyswobodził się z górnej części odzieży natychmiast pociągnął za rzemienie drugą ręką rozluźniając je. Wsunął ręce pod materię i sunąc nimi coraz wyżej uwalniał Numi z niepotrzebnej osłony. Nim dotarł na poziom biustu zadrżał, zaś na ludzkiej skórze pojawiła się czarna sierść. Również ta zniknęła szybko, lecz błękit oczu pozostał.

Ogon Numiny bez zwlekania przeniósł się wyżej, wbijając ostre kły w materiał sukni i wspomagając dążenia Amira. Jej łapy tylko na krótką chwile opuściły ciało kotołaka, by ułatwić zdjęcie skrywającego jej ciało odzienia. Oczy psołaczki, lśniące złotem niczym owe przedmioty, które Moonrie trzymały w dłoniach gdy wyszły im na spotkanie, zwróciły się na niego. Jej usta były rozchylone, a oddech zwolnił jedynie odrobinę. Ostrożnie dotknęła jego twarzy, gubiąc w jednej chwili psi atrybut, który został zastąpiony palcami. te z kolei zsunęły się do tyłu, by wpleść we włosy mężczyzny. Pierś i podbrzusze pokryła delikatna, jasna sierść.

Zawisł przez chwilę nad jej głową wpatrując się z pełną głębią uczucia w złote oczy. Pochylił się ponownie przywierając do ust Numiny, lecz tym razem namiętniej i głębiej niż poprzednio. Dłoń błądziła w okolicy piersi zbliżając się i oddalając naprzemiennie, a gdy dotarł do celu płynnym ruchem zsunął się niżej całą uwagę poświęcając im i brzuchowi.
Ciało psołaczki wygięło się w łuk, wychodząc na spotkanie dłoni, a usta rozsunęły pogłębiając pocałunek. Sierść na piersiach i podbrzuszu na zmianę to pojawiała się, to znikała w zależności od tego gdzie w danej chwili znajdowały się dłonie Amira. Jej własne opuściły włosy kotołaka i zsunęły się niżej, do pasa, a następnie korzystając z tego że jej ciało odsunęło się nieco od niego, skupiły na pozbawianiu mężczyzny ostatniej części odzienia. Wężowy ogon zniknął, zastąpiony psim, który delikatnie przesunął się po Amirowym boku.

Jednym, szybkim ruchem szarpnął za pasek odpinając go, by umożliwić kobiecie działanie. Szybkim ruchem odrzucił ostatnią część odzieży i niecierpliwie przylgnął do psołaczki docierając do tajemnego miejsca.
Wyrwało mu się ciche, chrapliwe mruknięcie. Pojawił się koci ogon nie mogący zdecydować się na kolor sierści.

To co wyrwało się z ust Nunu nie było ciche ani też nie było mruknięciem. Pełen zaskoczenia skowyt zgrał się w czasie z głośnym syknięciem węża i widokiem rozwartej jego paszczy, tuż przed twarzą Amira. Psołaczka zamarła na krótką chwilę przestając oddychać, jednak gdy owa chwila minęła, a powietrze na powrót zostało wtłoczone w jej płuca, na ustach dziewczyny pojawił się uśmiech. Wąż zniknął. Kolana Nunu ugięły się, delikatnie rozsuwając by ułatwić mu dostęp do jej ciała. Delikatny ruch bioder był zapraszającym gestem, popartym dłońmi, które przyciągnęły głowę Amira bliżej jej twarzy i ust.

Amir spojrzał zdziwiony na Numinę. Nie wiedział, że jest dla niej pierwszym. Zamarł na chwilę patrząc na nią z troską. Nie miał doświadczenia w byciu pierwszym. Widząc jednak, iż psołaczka nie chce przerywać podążył za ruchem jej dłoni. Pocałował ją czule tym razem mocno siląc się na bycie bardziej delikatnym.

Wysiłek ów został nagrodzony warknięciem, które wydobyło się z jej ust. Palce zsunęły się z głowy na kark, a następnie na barki Amira, przyciągając go bliżej. Nogi Nunu splotły się z jego, dając oparcie biodrom, które chętnie odpowiadały kotołakowi, dostosowując się do tempa, które wyznaczył.

Nie spieszył się. Błądził rękami po jej ciele, usta nie przerywały gorącego pocałunku. Nigdy wcześniej noc nie była owocem uczucia, a to zmieniało wszystko. Chłonął ją całą i pragnął, by jutro nie nadeszło.
Sierść na ciele kotołaka naprzemiennie pojawiała się i znikała. Z każdą chwilą pojawiała się na coraz dłużej. Zamruczał kolejny raz. Dłużej i głębiej, zaś kolor sierści zmieniał się jak w kalejdoskopie, by w końcu pozostawić go w postaci ludzkiej. Z wyjątkiem oczu.

Ciało Numiny także raz po raz przechodziło transformację aczkolwiek w jej przypadku były one delikatniejsze. Kontrola, jaką posiadała oszczędziła Amirowi widoku trzech wyszczerzonych paszczy bestii, aczkolwiek głowa węża pojawiała się w miarę równych, przyspieszających w rytm oddechu odstępach czasu, zastępując delikatny dotyk psiego ogona. Nieco szorstkawy dotyk psich łap zmieniał się chwilami na delikatniejsze muśnięcia palców dłoni. Gdy jednak wygięła się do tyłu, a z jej ust wyrwało się długie, pełne spełnienia westchnięcie, wszelkie oznaki nieludzkości zniknęły. Została tylko jedna. Oklapnięte uszy w kolorze nieco tylko ciemniejszym niż jej włosy. Gdy jednak spojrzała na niego, mógł dostrzec, że jej oczy wciąż lśnią złotem.

Przez krótką chwilę patrzył na nią z całą mocą wypełniającego go uczucia. Jeszcze raz czule pocałował jej miękkie usta i objął kładąc się na boku.
~ Nie wiedziałem - powiedział podziwiając urodę Numiny.

~ Czy to było takie istotne? ~ zapytała, gładząc jego rękę i układając się wygodniej. Jednocześnie drugą dłonią podjęła próbę nakrycia ich narzutą jednak wątpliwym było by powodem jej działania był chłód jako że w pokoju panowało przyjemne ciepło.

Amir pokręcił głową.
~ Ani trochę. Oprócz tego, że starałbym się być bardziej delikatny - powiedział pomagając jej w naciągnięciu narzuty.
~ Mam propozycję. Zostańmy w tym łóżku na zawsze - zażartował głaszcząc twarz psołaczki.

~ Już i tak wystawiliśmy cierpliwość naszych gospodyń na ciężką próbę ~ odparła wesoło, nie wydając się być szczególnie chętną do opuszczenia łóżka. Odwróciła się tak by móc widzieć jego twarz. ~ To dziwne uczucie mieć partnera ~ stwierdziła, obserwując go uważnie. ~ Czy tak jest zawsze?

Roześmiał się na myśl o minach obu Moonrii.
~ Przynajmniej były na tyle uprzejme, że nie wchodziły - powiedział i nie przestając się uśmiechać zaczął bawić się jej włosami.
~ Nie wiem, Numi. Nigdy nie byłem dla nikogo parą. Zawsze mówiłem, że to zbyt niebezpieczne połączenie i trzeba wybrać. Rodzina lub zlecenia. Nadal tak uważam, ale kiedyś zawsze wybierałem zlecenia. Teraz jest odwrotnie.

~ Potrafię się obronić. Nie musisz dla mnie rezygnować ze swojego życia, Amirze ~ odpowiedziała, zmieniając pozycję tak by leżeć do niego przodem. ~ Nie chcę tego. Co zaś się tyczy Dnia i Nocy to obawiam się, że zostawiliśmy otwarte drzwi. I jeżeli nos mnie nie myli to na podeście leży taca z naszą kolacją ~ zakończyła z uśmiechem.

~ Wiem, moja piękna. Wiem, że umiesz. Czasem jednak nie zawsze da się przewidzieć co się stanie. Czasem zagrożenie jest tak ciche, że go nie słyszę. Gdyby nie zabezpieczenia... - wzruszył ramionami, po czym lekko wzniósł się na łokciach i opadł ponownie.
~ Jesteś głodna? - zapytał.

Nunu skinęła głową.
~ Ty nie? ~ zdziwiła się.

~ Nie chciałem jeść sam - uśmiechnął się i wstał z łóżka. Prowizorycznie zawiązał sobie koszulę w pasie i poszedł po tacę, z którą wrócił do Numiny. Tuż przed ponownym wsunięciem się pod nakrycie odrzucił ją ponownie. Usiadł przesuwając poduszki pod plecy.

Nunu usadowiła się wygodnie, podciągając narzutę pod szyję. Jej złote oczy zblakły, a uszy na powrót zmieniły się w ludzkie. Gdy tylko taca znalazła się w jej zasięgu sięgnęła po słodki łakoć, których tam nie brakowało. Na szczęście były też dwie miski jakiejś mięsnej potrawy, która wyglądała i pachniała zachęcająco. Było także wino, dwa kielichy, dzban mleka i dwa kubki.
Z ust Nunu wyrwało się westchnienie zachwytu, zupełnie jakby skosztowała nektaru bogów.
~ Dzień wie co dobre ~ stwierdziła, sięgając po kolejną bułeczkę.

~ Numi... - odezwał się zabierając się za jedną z misek.
~ Czemu Moonrie mają takie imiona?

~ Jakie? ~ zapytała nieco zdziwiona, jednak szybko owe zdziwienie zastąpiła wesołość. ~ Nie mam pojęcia, szczerze mówiąc. Na moją matkę wołano Złotko. Inna Moonria, którą spotkałam w Vole, nazywała się Kamyk. Na mnie z początku wołano Czar. Podobno było to pierwsze słowo jakie wypowiedziałam i tak niby jest z wszystkimi przedstawicielkami tej rasy.

~ Czar? Hmmm... To by pasowało - uśmiechnął się do Numiny.
~ A jak to się stało, że trafiłaś tutaj i poznałaś te dwie, skoro jesteś z Vole? Czy tam się przeprowadziłaś, a pochodzisz stąd?

~ Stworzono mnie w Vole ~ odpowiedziała, tracąc humor. ~ Wspominałam ci o tym. Do Dnia i Nocy trafiłam po tym, jak udało mi się uciec. Często trafiają tu uciekinierki z Vole. Tu i do podobnych miejsc. Odzyskujemy siły i albo zostajemy albo ruszamy w świat. Niektóre chcą pomagać siostrom, które wciąż są więzione. Inne korzystają ze swoich darów by służyć innym rasom. Jeszcze inne poddają się i blakną. Dla mnie to ostatnie jest nieosiągalne ponieważ jestem mieszańcem. Nie lubię też siedzieć zbyt długo w jednym miejscu więc został mi świat. Jestem dobra w ukrywaniu cech Moonri więc dla mnie ryzyko nie jest tak duże jak dla Dzwonka czy naszych gospodyń.

~ Przepraszam. Nie chciałem sprawić ci przykrości. Już nie będę o to pytał - powiedział niespiesznie przyczyniając się do znikania zawartości miski.
Nalała sobie mleka do kubka i zajęła jego powolnym sączeniem.

~ Nie sprawiasz ~ zaprzeczyła, ozdabiając słowa westchnięciem i odsunięciem kubka od ust. ~ Nie lubię mówić o tamtych czasach ani o swojej odmienności. Właściwie to nie lubię mówić o niczym co ma cokolwiek wspólnego ze mną. Przy tobie się otwieram ale to nie jest łatwe.Sama nie jestem też do końca pewna, które wspomnienia są prawdziwe, a które wymyślone. Zwykle udaję, że Vole nigdy nie istniało.

~ Aż tak traumatyczne masz stamtąd wspomnienia? - odłożył miskę.

~ Jestem w połowie Moonrią, wyhodowaną w Vole, na potrzeby magów krwi. Tak Amirze, wspomnienia z Vole należą do tych, których najlepiej nie pamiętać ~ odpowiedziała, wyraźnie siląc się na obojętny ton.

~ Już o nic nie pytam - przysunął się do Numiny i objął ją.
~ Nie ważne, nie myśl już o tym. Tego nie ma, jesteśmy w domu. Razem - ucałował włosy kobiety.

Ta w odpowiedzi skinęła głową, odsuwając tacę i robiąc mu miejsce.
Zanim jednak zdążyła cokolwiek dodać, Amir wyłowił dość wyraźny odgłos kroków na schodach. Nie minęła chwila, a w drzwiach pojawiła się Dzień.
- Nie żebym chciała sprawdzić co tu wyprawiacie - zaczęła od razu, mierząc ich wbrew słowom, dość zaciekawionym spojrzeniem. - Mamy jednak drobny problem, który może cię zainteresować Nu. Twojego… - zawahała się - partnera także.

Kotołak skrzywił się lekko widząc swoje spodnie leżące po drugiej stronie pokoju. Następnie spojrzał na Numinę.
Szybko zmienił się w czarnego kota hasającego po pomieszczeniu, by przynieść psołaczce części jej garderoby. Swoją zajął się w drugiej kolejności.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 23-02-2016, 00:48   #109
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Krukowi nie podobała się ta karczma. Nie wiedział czemu. Po prostu mu się nie podobała, a takich przeczuć nie należało ignorować.
W bardziej błahych sytuacjach tworzył zabezpieczenia, często dla samej zasady.

- Ważka. Potrafisz rysować? - zapytał kruk.

- Może - odpowiedziała Nana. - To zależy co chcesz żebym narysowała.

- Kotka, kurwa. Oczywiście, że sigil - prychnął.

- Żebyś znowu namieszał? Coś się tak ich przyczepił, do wszystkich pomiotów otchłani. Do czego ci on?

- A ja narzekałem, że dachowiec nie chce ze mną gadać… Ta chatynka przeszła czarnomagiczną burzę. Normalnie widząc nawiedzony dom sprawdziłbym czy nie ma tam czarnej magii, ale zgaduj, co teraz pokaże moje zaklęcie. Wolę mieć przewagę przygotowania.

Nan przewróciła oczami.
- Ta chatynka, jak ją nazwałeś zaliczyła może z podmuchu tej burzy. Nunu wróci to całość oczyści, nie potrzeba tu twoich czarów marów. Też coś…

- To niech ci urwie łeb koło samej dupy - odparł i wzbił się w powietrze obserwując karczmę z góry.
Być może się mylił. To całkiem niewykluczone, ale to nie on będzie cierpiał, jeśli jednak się nie myli.

Ostatecznie przysiadł na dachu, gdy wszyscy weszli do środka. A on i tak się zabezpieczy. Tylko niech przyjdzie Dachowiec.
Jednakże mijał czas, zaś para nie wracała.

- Niech ich febra ściśnie pięćset i sześćset razy - mruknął do siebie ze złością i wzbił się w powietrze, w drogę powrotną - do miejsca, z którego wyruszyli.

Droga powrotna wyglądała nieco inaczej od tej, która prowadziła do karczmy. Ziemia z błotnistej mazi zmieniła się w zielone morze trawy, gdzieniegdzie naznaczone krzakami, które powoli zaczynały przeradzać się w rosnący w ptasich oczach las. Gdyby nie dziura w ziemi, która była pozostałością po jaskini i pochłaniała znaczny obszar, mógłby mieć problemy ze znalezieniem miejsca, w którym stracił z oczu swojego towarzysza oraz psołaczkę.
Kruk usiadł na drzewie rozglądając się.

- Dobra jest - burknął do siebie upewniając się najpierw czy nikt nie słyszy. Nie widział jednak w drodze ani jednego, ani drugiego.
Sfrunął na ziemię zaczynając szukać jakichkolwiek śladów.
Jeżeli nawet jakieś były, to zostały skutecznie zniszczone przez wciąż wzrastającą roślinność.

- Nieodpowiedzialny… - chodził w trawie.
- … głupi… - przeglądał uważnie ziemię.
- … sierściuch - zamachał skrzydłami wzbijając się w powietrze. Miał do pogadania z pewnym kurduplem.

Wściekle machał skrzydłami aż do samej karczmy. Miał szczęście, wleciał do środka wraz ze stajennym. Nie musiał wyważać drzwi ani okna czarem.

Wylądował na stoliku, przy którym siedziały elfy i wróżka.
- Gdzie… oni… są? - wycedził Nichael wlepiając czarne paciorki oczu w Nanę.

- Ty nie wiesz? - zdumiał się Silyen. - Dlaczego sądzisz, że ona wie?

- Bo Ważka kumpluje się z Burkiem. Jeśli nie ona, to kto? - warknął nieprzyjaźnie.

- Skąd niby mam wiedzieć gdzie są. Nu miała zrobić swoje i wracać - odburknęła wróżka, wyglądając przy tym na bardziej zaniepokojoną niż złą.

- To jak wytłumaczysz, że ich tam, kurwa, nie ma?! - wydarł się kruk nerwowo trzepocząc skrzydłami.

- Gdzie "tam"? - spytał Silyen.

- Pod tym chędożonym drzewem! Ani na ziemi w drodze do karczmy! Ani na kurewskim niebie!

- Zdążyłeś tam polecieć i wrócić? - Elf był odrobinę zdziwiony. - Widziałeś jakieś ślady? Skoro stali koło drzewa to ślady musiały zostać.

- Ja latam… Chcesz, to idź poszukać. Gdybym coś zauważył, to siedziałbym tutaj z Cwelfami i Ważkami? Nie!

- Latasz jak błyskawica, ptaszku - odparł nieco kpiącym tonem Silyen. - Spytaj Dzwonka. Ona wie chyba wszystko - poradził.

- Uspokójcie się obaj - zaperzyła się Nana. - Jeszcze raz… Nunu nie ma przy jaskini ani w drodze do tej karczmy? Ona musi gdzieś tam być. Przecież nie rozpłynęli się w powietrzu. Chyba że ten twój kocur kryje więcej niespodzianek niż Nu wie. Lepiej by było gdyby odpowiedź brzmiała nie - zakończyła z wyraźną groźbą.

- Blefujemy? Jak twoja Pchlara zrobiła coś jemu, to najpierw wypruję flaki jej, a potem tobie. Gadaj co mu zrobiła - odparł jawną groźbą.

- Spokój! - powiedział Silyen. - Jak się Dzwonek zdenerwuje, to się oboje znajdziecie w klatkach. Nano, kruk nie zachowałby się jak idiota, gdyby coś wiedział. Zamiast skakać sobie do gardeł i rzucać groźbami lepiej zacznijcie myśleć. Może chcieli od was odetchnąć i mieć chwilę spokoju? Stale mieli kogoś na karku. Niektórzy w niektórych sytuacjach wolą ciszę i samotność?

- Cisza i samotność - prychnęła Nana. - Nie Nu, ona się nie bawi w takie głupoty. Poza tym przecież zostałyby jakieś ślady. Myszojad przecież nie umie latać, a nawet z szybkością bestii Nu nie odbiegliby aż tak daleko. Ten ścierwojad z pewnością by coś wypatrzył. Wciskanie dzioba gdzie nie trzeba to w końcu jego specjalność.

- Ta… Ważka gada z sensem. W większości. Poza tym, w czym ma rację pierdoli jak potłuczona. Amir to profesjonalista, ale niech któreś mu to powtórzy, to wyssę was jak ostrygi. Problem w tym, że przy tym Kundlu robi się miękką fają - przyłożył skrzydło do łebka i przeszedł się parodiując oszalenie z miłości.

- Może nie aż tak miękką... - mruknął Silyen.

- Zamknij mordę, Wąski - warknął Nichael.

- Lepiej żeby jednak został miękki, albo wyrwę mu coś więcej niż ogon - spojrzenie, którym Nana obdarzyła zarówno elfa jak i kruka, dalekie było od przyjaznego.

- Lepiej, żebyś wsadziła łeb w swój zad i zsumowała inteligencję - odparł lodowato.

- Lepiej żebyś… - zaczęła Nana, jednak nie pozwolono jej dokończyć.

- Wystarczy - wtrąciła się wyglądająca na zniesmaczoną, Zalisena. - Może byście skupili się na zaginionych zamiast obrzucać obelgami? Nano dokąd mogli pójść?

- To zależy - mruknęła wróżka, rzucając krukowi wściekłe spojrzenie. - Jak Nu przesadziła to niedaleko by uszki. Jeżeli zdecydowała się go gdzieś zabrać to tylko w jedno miejsce. Tam jednak tak szybko na nogach by nie dotarli. Ścierwojad by ich wypatrzył. No chyba, że Nu uwolniła za dużo magii lasu, to mogłoby sprawić ptaszysku problemy.

- Trawa wyrosła i ślady zniknęły? - spytał Silyen. - Była tam trawa? Krzewy po pas i wyższe?

Nichael spojrzał na Nanę.
- Nie dotarliby, powiadasz… - zaśmiał się cicho.

- Dachowiec ma więcej sztuczek niż można się po nim spodziewać. Sprytna bestia - powiedział i natychmiast dodał:
- I kompletnie nieodpowiedzialny, półmózgi pajac na drutach. Jeśli Kundel go nie wydymał i nie posłał do piachu albo nie zrobił mu czegoś innego, to są tam. Zakładając czyste intencje Pchlary, w które bardzo... mocno... wątpię - syknął na Nanę.

- Przestań się przypieprzać do Nu bo cię oskubie przerośnięty kurczaku - Nanie aż skrzydełka zadrżały z furii.

- Uspokójcie się. Gdzie niby mieliby być? - zwrócił się do wróżki.

- Próbuj, a wyrwę ci skrzydełka i wsadzę w garniec złota, aż ci tęcza dupą pójdzie, karle - zignorował elfa.

- Są u Dnia i Nocy - głos Dzwonka wdarł się w tą tyradę, a jego właścicielka wstawała właśnie z krzesła by wraz z Daske skierować się do stolika przy którym rozgrywała się cała “rozmowa”.

- Mówiłem ci, ptasi móżdżku, kogo masz spytać? To wolałeś awanturę robić - powiedział Silyen.

- I miałem patrzeć z bliska na tego Przydupasa? - Nichael wskazał na Daske.
- Ma mordę tak ohydną, że mleko kiśnie wieś dalej - prychnął.

- Na szczęście jest mądrzejszy, niż ty - odparł elf.

- Jeż też byłby mądrzejszy, gdyby Puszysta śpiewała mu do ucha gotowe odpowiedzi, Wąski - warknął kruk.

- Stul dziób - wtrąciła się na nowo Nana, przyglądając Dzwonkowi. - Jesteś pewna? To daleko.

- Dzwonek pewna. Sprawdziła - dziewczynka wyszczerzyła zęby, a Daske parsknął śmiechem co było co najmniej nienaturalne.

- To... - Nana przyglądała im się chwilę po czym dokończyła. - Cholera… Chyba zamówię więcej tego wina, przyda się - co mówiąc zatrzepotała skrzydełkami i skierowała się w stronę szynku.

- Zuch dziewczyna - mruknął niechętnie Nichael, po czym spojrzał na Daske.
- I z czego tak ryjesz, Paziu?

- Pewnie z wyrazu twojego dzioba. - Silyen przyjrzał się krukowi.

- Albo zrozumiał żart, który mu opowiedziałem rano. Albo zrozumiał, że podajesz się za mężczyznę, Cwelfie. No, Paziu, rozstrzygnij.

- Po co? Przyglądanie się jak na siebie skaczecie wydaje się lepszym pomysłem - odpowiedział Daske, zakładając ręce na piersi.

Nichael zastanowił się przez chwilę.
- Punkt dla ciebie, Przydupasie. Też by mnie to bawiło.

- Mnie jednak nie bawi - odparła elfka, wstając od stołu. Mortol podążył zaraz w jej ślady kierując się w stronę schodów. Najwyraźniej życzenie dobrej nocy miało zostać niewypowiedzianym.

- Będzie walka? - żywo zainteresowała się Dzwonek, nie zwracając uwagi na księżniczkę, mając ciekawszy obiekt do obserwacji przed oczami.

- No i się zbiesiła Laska… - skomentował Nichael, po czym zwrócił się do Moonrii.
- Kusisz, Dziecinko - powiedział radośnie.

- Ale nie. Nie teraz. Dachowiec nie darowałby mi rozszarpania kumpeli obiektu jego manii, prawda? - zapytał Dzwonka z pewnością doprawioną nutą lekkiego zwątpienia.

- Kumpeli? - zdziwiła się Dzwonek, przekrzywiając przy tym nieco głowę.

- On mówi o wróżce, Dzwonku - wyjaśnił Silyen.

- Dlaczego miałby walczyć z Naną? Dzwonek mówiła o Silyenie - wyjaśniła, zerkając przy tym na wyraźnie doskonale bawiącego się Daske.

- Dlaczego miałby walczyć ze mną?

Kruk popatrzył po elfie i Dzwonku.

- Właśnie. Wąski to homocwelf, ale nie wolno gnębić mniejszości za to, że są popieprzeni pod deklem.

- Dlatego - stwierdziła Dzwonek, szczerząc się radośnie.

- Drogi ptaszku, jeśli natychmiast nie zamkniesz dzióbka, to cię przerobię na pieczyste - odparł Silyen. - Więc proszę, spełnij prośbę Dzwonka, który najwyraźniej lubuje się w przelewaniu krwi.

- Widzisz, Przydupasie? Nigdy, ale to nigdy nie bądź tolerancyjny dla pojebów. Chcesz im zrobić dobrze, a oni jeszcze niezadowoleni, bo nie robisz im dobrze tak, jakby chcieli - westchnął Nichael teatralnie zrezygnowany.

- Ta rozmowa zaszła chyba nieco za daleko - spokojny, łagodny głos wdarł się w wymianę zdań. Merinsel, który do tej pory zdawał się nie zwracać na nich uwagi, zajęty rozmową z kapłanką, teraz wstał ze swojego miejsca. - Najwyższa pora by udać się na spoczynek. Jutro czeka nas długa droga. Silyenie - skłonił głowę elfowi. - Nichaelu - podobnym, aczkolwiek nieco mniej przyjaznym gestem obdarzył kruka. - Daske, gdybyś był tak uprzejmy…

- Pióro Pusz, co ty tam wiesz… A Paź nie jest uprzejmy. To skurwiel, a dwa skurwiele zawsze się dogadają - roześmiał się Nichael i wzniósł w powietrze zmierzając do wyjścia.
- Albo i nie? - rzucił na odchodne, a kiedy był nieopodal przejścia prowadzącego na dwór mruknął cicho:
- Dzięki, Dziecinko. Drugi raz - wiedział jak mówić, by słyszały go tylko kocie uszy.

Ponownie wzleciał nad budynek. Ważka jak w mordę strzelił się myliła.
To miejsce nie dawało mu spokoju. Karczma nie powinna tu stać i Ważka mogła gadać co chce. Gdyby wzleciała wyżej mogłaby to sama zobaczyć.

- Lapis inferialis… - zaintonował z zamkniętymi oczami, zaś ciemność pod ptasimi powiekami zafalowała w odpowiedzi i odpowiadała coraz mocniej z każdym wypowiadanym słowem.
- … in cauda venenum... - kontynuował, zaś czerń zaczęła rozwiewać się jak niechciana mgła.
- … et naturae lustus - zakończył i nagle otworzył oczy.

- Kurwa, mówiłem! - sapnął i natychmiast wzbił się w powietrze. Coś tu było. Coś złego. Potrzebował rytuału, by się przebić. Gdyby Ważka narysowała sigil może już dawno by wiedzieli.
Postanowił odszukać pokój Dzwonka i zaklęciem wybić szybę. Musiał dostać się do niej i ją ostrzec. Miał u niej dług. Nie lubił mieć długów.
Światło paliło się tylko w dwóch pokojach. W jednym znalazł księżniczkę chodzącą nerwowo od jednej ściany do drugiej. Przez szybę kolejnego wypatrzył Dzwonka i Daske. Musieli dopiero wejść bo drzwi wciąż się zamykały pchnięte przez dłoń wojownika.

- Corrumpunt! - wrzasnął lecąc wprost na szybę. W dziobie męłł zaklęcie ochronne.
Szyba rozprysła się na drobne kawałki tuż przed tym jak kruk wleciał do środka.

- Co do… - warknął Daske, kładąc dłonie na rękojeściach jednak nie wyciągając mieczy.

- To tylko kruk - odpowiedziała Dzwonek z dezaprobatą przyglądając się zniszczeniom. - Kruk narobił bałaganu…

- Dziecinko, uciekaj! Ty też, Paziu! Bardzo zła magia, Dziecinko.

~ Ważka! Alarm! Ważka, do cholery! - wydarł się mentalnie.

- Mówiłem, że coś tu jest. Ta karczma nie powinna tu stać. To widać z powietrza i Ważka też by to zobaczyła, gdyby ruszyła karlą dupę. Nie wiem co to jest, bo nie mogę narysować jebanego sigila.

Dzwonek zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad słowami Nichaela, ale nie wydając się szczególnie nimi przejęta.
- Dzwonek nic nie czuje…

- Może ptaszek wypił nieco więcej i ma zwidy? - zasugerował Daske, dostosowując się do podejścia Dzwonka.

Odpowiedzi ze strony Nany nie było.

- Zamknij mordę. Jesteś tyko skretyniałym Przydupasem Puszystej - warknął kruk.

- Dziecinko. Wiszę ci. Mam u ciebie dług, znaczy się. Patrz mi w oczy, Dziecinko i powiedz, że kłamię. Jestem demonem i zabójcą pozbywającym się moich celów czarną magią. Brutalnie z ogromnym bólem i bawi mnie to. Nie zawsze mam rację zabezpieczając się. Zazwyczaj się mylę, bo zabezpieczenia pojawiają się przy każdej okazji. Czasem jednak mam rację i atak nadchodzi z miejsca, z którego nikt by się nie spodziewał. I to ratuje dupę. Dlatego chciałem sigil, bo to moje zabezpieczenie. Nie mam przy sobie Dachowca, a on podchodzi do sprawy dokładnie tak samo. Dlatego żyjemy. Taka reguła fachu. Mylić się ciągle, by w końcu raz mieć rację. Tu mam rację. Obracam się w czarnej magii od dziecka. Czasem wychodzi to intuicyjnie, choć niczego nie czuję. Coś po prostu nie pasuje. Ważka nie odpowiada na zawołanie mentalne. Tu coś się dzieje. Wyjdźcie czym prędzej. Najlepiej oknem. Dziecinko, potwierdź, że wychodzisz i lecę po Ważkę. A ty, Paziu, rekompensujesz sobie dwoma mieczami małego, nieruchawego fiuta. Kurwa, ale jestem szczery...

- Całkiem, całkiem - zgodził się Daske. - To jak Dzwonku? Idziemy czy pozwolimy się mu popienić jeszcze chwilę?

- Jak wyjdziemy to się połapią. Dzwonek nie idzie, Dzwonek zostaje - odparła dziewczynka, kręcąc głową w wyraźnym sprzeciwie.

- Widzisz - Daske zwrócił się do kruka, szczerząc zęby w pełnym zadowolenia uśmiechu. - Nic tu nie poradzę.

- To was stąd wykurzę - sapnął wściekle kruk i z identycznym zaklęciem poszybował wprost na drzwi, chcąc je otworzyć. Najlepiej wyrywając z zawiasów.
I tym razem czar zadziałał i to nawet nieco lepiej niż się tego Nichael spodziewać mógł. Drzazgi poleciały na wszystkie strony obsypując zarówno kruka, jak i korytarz, jak i Daske i na szczęście omijając Dzwonka, która klasnęła w dłonie nagle zachwycona.

- Ślicznie!
Nichael przysiadł na środku korytarza ze zdziwieniem przyglądając się efektowi własnego zaklęcia. Wziął głęboki oddech i rozpoczął inkantację. Ta nie miała się kończyć. Czarna magia miała wypełnić korytarz rozpychając we wszystkie strony. Wszystkie drzwi musiały paść, a inkantacja musiała trwać.
Drzwi padały, jedne po drugich z głośnym hukiem zamieniały się w szczapy, którymi można było swobodnie dłubać sobie w zębach. Nie minęła chwila, a na korytarzu pojawił się mortol i Zalisena. Ten pierwszy z mieczem gotowym do ataku wyglądał zagrożenia, gotowy w każdej chwili stanąć do walki w obronie elfki.

- Na wszystkich bogów, co tu się dzieję? - Wyraźnie wściekła Zalisena ominęła Sługę i ruszyła w kierunku kruka.

- Nichael się bawi - stwierdziła Dzwonek, wychodząc na korytarz.

- Ścierwojadowi wydaje się, że mamy do czynienia ze złą magią - wyjaśnił dość spokojnie Daske, dołączając do Moonrii.

- Ważka! Ważka! - zawołał kruk.

- Pewnie się spiła i leży gdzieś pozbawiona czucia - wysunął przypuszczenie Daske.

- Dzwonek chce się napić - stwierdziła ni z tego, ni z owego Moonria, radośnie ruszając w stronę schodów prowadzących na dół.

- Czy wyście wszyscy rozum postradali? - warknęła elfka, rzucając morderczymi spojrzeniami na każdego z kolei.
Mortol zaś tylko się uśmiechnąl. Widok ten jednak nie wróżył niczego dobrego…

- Paziu… Na ciebie to chyba nie działa. Na mnie też nie. Narysuj mi tetragram. Podwójny. Przeszukam karczmę. Nana, do cholery! Amir mi tego nie daruje. Nie widzisz jak wszyscy się zachowują? U mnie to normalne, ale nie u innych. Niech ktoś mi, kurwa narysuje ten jebany, podwójny tetragram!

~ Ważka! - zawołał ponownie mobilizując całe swoje telepatyczne zdolności.

- Nie działa - zgodził się Daske, czym zwrócił na siebie uwagę Dzwonka, która obróciła się na pięcie porzucając pomysł zejścia na dół.

- Nie działa? - zapytała zdziwiona.

- Co niby nie działa? - dorzuciła swoje elfka, wyglądając jakby zamierzała zacząć tkać jedno ze swoich zaklęć.

Kruk zignorował wszystkich. Zaczął latać po pokojach, by znaleźć wróżkę.
Wróżki nie znalazł. Nie znalazł też nikogo z obsługi karczmy, które to osoby najwyraźniej rozwiały się w powietrzu.
- Wypierdalać, bo niszczę piętro. Kto zostanie, tego mam w dupie - warknął i wyleciał przez okno. Wiedział, że Dzwonek może osłonić ich barierą.

Gdy był już na zewnątrz rozpoczął kolejną inkantację ciągłą. Czarna magia skłębiła się wokół niego i podążyła do wnętrza budynku. To samo zaklęcie przestało mieć na celu wyważenie drzwi. Miało roznieść ściany i dach ostatniego piętra wypychając je na zewnątrz. To samo miało się stać z podłogą piętra.
Jednocześnie niewidzialne strugi zewsząd płynącej czarnej magii krążyły wokół Nichaela spadając na niego jak materia na czarną dziurę.

Musiał wygonić wszystkich i znaleźć Nanę. Choćby miał rozebrać karczmę po kawałku.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 23-02-2016, 11:58   #110
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kruk opuścił salę...

Silyen, nie zwracał już uwagi ani na kruka, ani na Dzwonka. Spojrzał na Merinsela.
- Pewnie masz rację. Dokończę tylko kolację i znajdę sobie jakiś kąt.
- Zalisena wynajęła pokoje na górze. Karczmarz ma do nich klucze - poinformował elfa Merinsel, obrzucając przy tym Dzwonka i Daske niezbyt przyjaznym spojrzeniem, podobnym nieco do tego, jakim uraczył kruka.
- Daske, chooodź - Dzwonek wydawała się nie zwracać uwagi na otoczenie, skupiona na obecnym problemie, którym najwyraźniej było zaciągnięcie Daske z powrotem do stolika.
- Niecierpliwa jak zawsze - mruknął wojownik, rzucając aniołowi twarde spojrzenie i pozwalając się zaprowadzić na wcześniej zajmowane miejsce.
Silyen zajął się tym, co jeszcze pozostało na jego talerzu, równocześnie rozważając to, co niedawno zaszło. Mała, krwiożercza Moonria, której przyjemność sprawia, jak się ktoś zabija na jej oczach... Nie do wiary.
Spłukał niesmak łykiem wina. Jego sympatia do Dzwonka rozpłynęła się niczym poranna mgła.

Gdy talerz był już pusty, podobnie jak i kielich, Silyen podszedł do karczmarza.
- Ile płacę za kolację? - spytał.
- To już zostało uregulowane - odpowiedział mężczyzna, przyglądając się bacznie elfowi. Wzrok ów sprawiał, że Silyen poczuł jak napływa do niego złość wraz z falą niezbyt przyjaznych uczuć.
Szkoła dyplomacji jest twardą szkołą. Uleganie wszelkim emocjom to jedno, okazywanie ich, to całkiem inna sprawa.
- Dziękuję bardzo. - Skinął głową. - Czy mogę dostać klucz?
Mężczyzna skinął głową i wyciągnął spod lady dość staro wyglądający klucz i uprzejmie podał go elfowi.
- Życzę spokojnej nocy - dodał, a słowa te zabrzmiały dziwnie dwuznacznie w uszach Silyena.
Spokojna noc, pomyślał ponuro elf, przypominając sobie złowieszcze krakanie kruka, który chciał sprawdzić, czy w gospodzie nie ma czasem jakiejś czarnej magii. Przeklęty ptaszek z ptasim rozumkiem akurat mógł mieć rację w tej materii.
- Dziękuję. - Silyen raz jeszcze skinął głową i zabrał klucz. - Wzajemnie - dodał.
Najchętniej zamieniłby kilka słów z Merinselem, na temat karczmy i na temat Dzwonka, ale anioł wdał się w rozmowę z Glynne. Kolejne gruchające gołąbki...
Silyen omal nie zgrzytnął zębami, po czym miast udać się do swego pokoju wyszedł przed karczmę. Jeśli uczynny gospodarz coś knuł, to pewnie miał pod ręką jakichś wspólników. Może warto by się rozejrzeć po okolicy.
Jeżeli nawet ktoś się czaił, to elfowi nie dane było tego kogoś dostrzec. Noc była spokojna, cicha i ozdobiona srebrną tarczą księżyca. Z kierunku, z którego przybyli napływał świeży zapach lasu i młodych liści. Wiatr zdawał się przynosić ze sobą szum traw i delikatne pohukiwanie sowy. Po przeciwnej stronie był nieco inny krajobraz jasno dający dowód na trudne przejścia tej krainy, które miały miejsce nie tak znowu dawno temu. Niemal czuć było energię, która zniszczyła okolicę. Karczma zaś znajdowała się dokładnie na granicy, niczym cypel który wciska się w morze i uparcie tkwi w miejscu, sprzeciwiając się siłom natury. Względnie, w tym wypadku, czarnej magii.
Czarnej magii Silyen miał jak na razie powyżej uszu. Zdecydowanie bardziej odpowiadał zapach lasu. No a poza tym miał ochotę jako pierwszy się przekonać, czy Nana nie przesadzała, opisując moc swej towarzyszki.
Im dalej podążał tym lepiej mu się szło. Trawa pojawiła się po pierwszych pięciu minutach spaceru. Z każdym krokiem była wyższa i gęściejsza. Do niej to dołączyły krzaki, z początku nieśmiało wystające ponad ziemię, z czasem gęściejsze i obsypane zielonymi listkami. Po nich zaś czas przyszedł na drzewa. Te których pnie się utrzymały, osiągnęły już dość znaczną wysokość, ich konary były grube, gałęzie liczne, a liście soczyście zielone. Te, które poddały się burzy dopiero wzrastały, sięgając elfowi do ramion. Wszystko zaś pełne było pozytywnej, przesiąkniętej ochotą do życia energii, która niszczyła pozostałości czarnej magii z siłą niemal równą tej, którą miała burza.
Roślinność odradzała niemal na oczach Silyena. Wystarczyło odwrócić się i po chwili spojrzeć w to samo miejsce, by zobaczyć różnicę. Jeśli tak szybko rosły wszystkie rośliny, to nic dziwnego, że pyskaty kurczak nie zdołał odnaleźć żadnych śladów.
Z drugiej strony - skoro Dzwonek mówiła, że tamta parka została przygarnięta przez jakichś Dzień i Noc, to różnie mogło być z tymi śladami.
Silyen skrzywił się na wspomnienie Dzwonka. Co Moonrię napadło? "Będzie walka?" I to późniejsze rozczarowanie...
Oparł się o pień drzewa i poczuł, jak powoli znika przepełniająca go niechęć do Dzwonka, chociaż jej słowa stale tkwiły w pamięci, nie pozwalając, by odrodziła się dawna do niej sympatia.
Co się działo? Z nią? Z nim? Ze wszystkimi? Bo i on miał swoje na sumieniu, co zrozumiał, gdy przypomniał sobie spojrzenie karczmarza. Na wszystkich bogów, karczmarz patrzył jak każdy inny człowiek. Nie było w nim nic niepokojącego czy budzącego niechęć.
Co więc? Albo kto? Przeklęta karczma, czy może przeklęty czarnomagiczny kruk? A co on miał zrobić? Iść do księżniczki i powiedzieć o niejasnych przeczuciach?
Zastanawiając się nad dalszymi posunięciami ruszył w stronę karczmy.

Powrót był nieco krótszy niż droga w stronę lasu prowadząca. Nie obyło się także bez atrakcji. Wraz z chwilą, w której opuścił cień drzew i wyszedł na trawiastą przestrzeń, dostrzegł dwie, znajomo wyglądające postacie. Anioł zdawał się korzystać ze swej siły by zaciągnąć kapłankę dalej, w stronę z której Silyen wracał. Glynne z kolei wyraźnie nie miała na to ochoty…
- Merinsel! Co ty wyprawiasz? - krzyknął elf, ruszając w stronę tamtych. Czyżby atmosfera karczmy tak wpłynęła na anioła? - Najpierw Dzwonek, teraz ty?!?!
Kapłanka ciężko dyszała jakby nie małej siły użyła by przeciwstawić się uporowi anioła.
- Puść mnie - powiedziała cicho do Merinsela.
Ten zaś spojrzał na nią, ignorując chwilowo elfa, po czym wziął głębszy oddech i rozluźnił palce.
- Czy ja wam może przeszkadzam? - spytał Silyen, nie bardzo wiedząc, co robić - zaatakować anioła, czy obrócić się na pięcie i zostawić tę dwójkę samym sobie.
Glynne, gdy tylko jej ramię było wolne, opadła na kolana i oparła się na rękach. Głowę miała opuszczoną i nie patrzyła na żadnego z nich. Słychać było tylko jej szybki oddech.
- Jak widzę nie jestem wam potrzebny. - Silyen skinął głową i ruszył w stronę karczmy.
- Nie idź tam - odezwała się cicho Glynne do Silyena.
- Nie zostawię ich samych. Coś muszę zrobić. Zali, Nana, Dzwonek. Nie zostawię ich.
- Co tam się stało? - zatrzymał się na moment i spojrzał na Glynne.
Kapłanka machinalnie sięgnęła ręką do rękojeści swojego miecza, co sprawiło, że na jej twarzy pojawiła się ulga.
- Nie wiem... Wszystko było w porządku i nagle ogarnęła mnie złość - podniosła wzrok i spojrzała na elfa, a później na Merinsela. - Ciebie to wcześniej wzięło - stwierdziła do anioła.
- Pyskaty kruk miał rację. Coś jest nie tak z tą karczmą. - Spojrzał na anioła. - Miałem nadzieję, że jesteś na to odporny. Może uda się nie wchodzić do środka, by kogoś zaalarmować.
Vess mając już umysł wolny od gniewu intensywnie myślała jak do tego wszystkiego doszło.
- Wszystko było w porządku... do momentu, aż nie zjadłam. Ale może to tylko przypadek i cały budynek oddziaływa na nas w ten sposób.
- Nie jestem pewien, czy spalenie tej chaty coś by dało. Może posłaniec coś załatwi - dodał.
- Mogę oczyścić tamto miejsce ze zła - powiedziała spoglądając na Merinsela jakby czekając na jego zgodę.
- Dałabyś radę? - spytał elf. - To nie jest byle co. To jest bardzo silne. I umie działać na emocje.
- Nie, Glynne - wyraził swój sprzeciw Merinsel. - Wy zostaniecie tutaj, a ja sprowadzę resztę. I nie zamierzam wdawać się w dyskusje.
- A dasz radę? Zdołasz się oprzeć? To coś, co tam działa, już nas zna. - Silyen był pełen wątpliwości.
- Wytrzymałem do tej pory więc wytrzymam też krótką wizytę. Nie jestem jednak pewien czy chodzi tylko o karczmę. Glynne może mieć rację w kwestii jedzenia. Nie mamy jednak czasu by dyskutować. Im dłużej oni tam przebywają tym większa szansa że skoczą sobie z jakiegoś powodu do gardeł lub zło zalęgnie się w nich na stałe. Nie opuszczajcie oczyszczonej ziemi - co mówiąc sam ją opuścił wzlatując w nocne niebo.
- A stajnia? I Nayra? - Silyen zwrócił się do kapłanki.
Glynne wstała z ziemi.
- Merinsel! - krzyknęła kapłanka za aniołem tym razem zła nie z powodu złego uroku. - Głupek... - mruknęła pod nosem. - Niestety może mieć rację i lepiej zrobimy jak tu zostaniemy. Inaczej może mieć znów nas na karku z naszą złością... - powiedziała patrząc na Silyena.
- Mam pewien pomysł. Wyślę do Nayry wiadomość. Może posłucha.
- Tak, to dobry pomysł - zgodziła się z nim Vess.
- Nakala utepe - powiedział Silyern, a w jego dłoni pojawiły się przybory do pisania.
Elf szybko nakreślił kilka zdań, informując o zaistniałej sytuacji.
- Mtumishi - wypowiedział kolejne zaklęcie.
- Tak, panie? - z pustki dobiegł pełen szacunku głos.
- Weź to - Silyen podał pismo - idź do stajni i cały czas powtarzaj "Nayra, wiadomość dla Nayry!"
- Tak, panie.
Wiszący w powietrzu pergamin zaczął się oddalać, podążając w kierunku stajni. Towarzyszył mu głos powtarzający wiadomość.
- Teraz pozostaje czekać - stwierdził Silyen.
- Oby nic mu się nie stało... - powiedziała zmartwiona kapłanka wpatrując się intensywnie w kierunku, gdzie zniknął Merinsel.
- Nic mu się nie stanie - powiedział Silyen, chociaż tej pewności nie czuł. Nikt nie mógł przewidzieć, jak zachowają się ogarnięci gniewem mieszkańcy karczmy.
- Nie jestem tego pewna - odparła mu. Wyciągnęła swój miecz i płazem skierowała go do Silyena. - Dotknij ostrza i powiedz mi czy jest ciepłe czy zimne.
Elf nieco podejrzliwie spojrzał na miecz.
- To jakiś test? - spytał, po czym dotknął ostrza.
Ostrze miecza było chłodne w dotyku, tak jak każde inne.
- Normalne - powiedział. - Chłodne.
- Doskonale - Glynne wyraźnie ucieszyła się z tego co powiedział. - Powoli ruszymy w kierunku karczmy. Przez cały ten czas trzymaj dłoń na klindze, którą ja będę niosła tak by ci to umożliwić. Jeśli poczujesz, że robi się ciepłe to znaczy, że to coś znów zaczyna na ciebie działać - wyjaśniła.
- A jeśli się okaże, ze jestem bardziej odporny na to coś, niż ty?
- Chodźmy - dodał nie czekając na odpowiedź.
Złapał dwoma palcami ostrze i lekko pociągnął.
- Nikt tu we mnie nie wierzy - mruknęła niepocieszona Vess ruszając równo z Silyenem.
- Gdybym nie wierzył, to byśmy tam stali i dyskutowali o wyższości różnych płci - odparł elf.
- Płcie są tylko dwie, więc nie ma za wiele by dyskutować. Wy faceci z niczym sobie nie poradzicie bez nas - powiedziała żartobliwym tonem Glynne.
- Tak, tak. Pomagacie nam rozwiązywać problemy, których bez was wcale by nie było - odparł rozbawiony Silyen.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172