Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2016, 14:46   #11
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Płaczące dziecko, tulące się bezradnie do boku martwej kobiety, będącej zapewne jego matką. Niezrozumienie i strach, bo przecież jeszcze chwilę temu wszystko było w porządku. Andrea we własnej głowie przerabiała co może czuć teraz bezimienna dziewczynka, zostawiona sama na pastwę losu. Pierwsza i być może najboleśniejsza lekcja - nikt nie jest nieśmiertelny, nawet osoby które są z nami zdawałoby się na dobre i złe. Świat już dawno przestał pochylać się litościwie nad żyjącymi tu ludźmi, stał się bezwzględny, okrutny. Nie wybaczał błędów. Czym zawiniła ta z pozoru niegroźna parka, komu się naraziła? Odpowiedź nie była istotna, nikogo też nie obchodziła. Mogłaby znaleźć się w złym miejscu i w złym czasie - to wystarczyło… tylko czy aby na pewno zostały ofiarami?

Ruiny już od bardzo dawna nie atakowały Roe aż takim natężeniem innych ludzi. Zwykle przez długie tygodnie nie natykała się na nic, z czym dałoby się porozmawiać. Popękane, sypiące się ulice zostały zdominowane przez faunę i florę, jakże inną od tworów przypominających człowieka. Śmierdziało zasadzką na dwie mile.

Dała się podejść? Na własne życzenie wpakowała w być może śmiertelne niebezpieczeństwo. Prócz podobnych jej padlinożerców, po świecie włóczyła się również całą masa drapieżników o chromowanych kłach i ołowianych pazurach. Inteligentnych, a przez to groźniejszych niż głupia świnia jaką goniła jeszcze chwilę temu.

Palec wylądował na spuście, ciało napięło się odruchowo, gotowe do ucieczki. Oczy szukały dogodnego miejsca do schowania się przed ewentualnym ostrzałem. Tropicielka doskoczyła do ściany, przyklejając się do niej plecami, dzięki czemu przynajmniej jedną stronę miała chronioną. Pozostawały jeszcze trzy. Rzucając nerwowymi spojrzeniami na boki, próbowała znaleźć ślady wskazujące na obecność osób trzecich. Łowiła dźwięki domniemanej zasadzki, wstrzymując przy tym oddech. Prześliznęła wzrokiem po zwłokach. Wyglądało że pechowa matka zmarła godzinę-dwie temu, w dość nieprzyjemny sposób. Skórę na dłoniach i twarzy szpeciły ślady po oparzeniach, co nie poprawiło Andrei nastroju. Ogień… czemu wszędzie dookoła wszystko musiało płonąć? Po chwili wahania uniosła wolną rękę do ust, przykładając palec do warg w uniwersalnym geście zachowania ciszy.

Dziewczynka zachlipała cicho, ale ucichła jakby posłuchała polecenia Andrei. Nie przestała kurczowo ściskać dłoni martwej kobiety, starając się jak największą powierzchnią swojego ciała przylgnąć do stygnącego na ziemi trupa. Roe rozglądała się gorączkowo po bokach, sprawdzając najbliższe otoczenie ale nie widziała żadnych śladów, które mogłyby świadczyć o obecności jeszcze kogoś innego w pomieszczeniu i przyległościach.

Skąd oparzenia? Przecież gdyby ktoś zabił ją tutaj, zostałyby ślady, a w powietrzu nie unosił się specyficzny swąd, brakowało też typowych pozostałości pożaru. Oblanie kwasem odpadało, nie ten rodzaj obrażeń… powoli, nie odklejając się od popękanego tynku, tropicielka przesunęła się w stronę drugich drzwi, prowadzących pewno na tył budynku. Ślady stóp odbite w zalegającym na podłodze pyle, jasno wskazywały skąd martwa przyszła… tylko co z tego?
“To nie twój problem” - zęby Roe zaczęły cicho zgrzytać, myśli raz po raz atakowało to samo stwierdzenie. Nie dość się już wystawiła, pomagając blondynce o imieniu Alice? Co ją, do jasnej cholery, obchodził dzieciak? Sapnęła przez nos, poprawiając chwyt na broni. Wystarczająco dużo śmierci widziała na własne oczy, aby wciąż się przejmować - przynajmniej tak sobie wmawiała. Wyszukując racjonalne powody równie lekkomyślnego zachowania, przekradała się wzdłuż śladów. Nie patrzyła na smarkulę, nie potrafiła. Dziecko to problem, szczególnie w tym miejscu i tym czasie… tyle, że jeśli rzeczywiście nie miała do czynienia z pułapką, a zwykłym, ludzkim nieszczęściem, nim nastanie noc ów problem sam przestanie oddychać. Pustkowia nie były dobrym miejscem dla dzieci.

W istocie nie były, dziecko wydawało się kruche i słabe, ale miało w sobie jakąś energię i witalność. Oczy, pomimo, że zaczerwienione i zapłakane, były bystre i dało się w nich poznać inteligencję. Mała miała duże źrenice, czarne, błyszczące. Teraz wpatrywała się nimi w Andreę, ale ręką nadal kurczowo trzymała się trupa. Jakby nie wiedziała czy ma uciekać i zostawić stygnąca matkę, czy zostać i jej bronić.

- Siedź cicho - jakimś cudem, ale udało się jrj wydobyć z siebie dwa krótkie, zduszone słowa. Jeszcze tego brakowało, żeby musiała ganiać szczylówę po okolicy. Niepotrzebne komplikacje, do tego niewskazane. Ruch i hałas przyciągały uwagę, a gdyby mała sie rozpłakała, zaraz na karku miałyby całą najbliższą okolicę. Nic tak nie ściągało wrogów, jak oznaki słabości i rozpaczy. Łatwy żer, szybki zarobek… a może powinna uciszyć problem ostatecznie? Oszczędziłaby młodej lat cierpień, strachu i bólu. Jedna sekunda i już nigdy nie będzie czuć strachu, głodu, zimna…

Zagryzła wargę do krwi. Ból i metaliczny posmak na języku przyniosły ze sobą opamiętanie. Jeśli zdecydowałaby sie na podobny krok, przekroczyłaby ostatnią granicę moralności i człowieczeństwa. Cienką, czerwoną linie za którą zostawało już tylko szaleństwo oraz zezwierzęcenie. Zobaczyć czy jest w miarę bezpiecznie, wrócić do połowicznie żywej rodzinki… i zastanowić się przez ten czas co dalej - proste plany zawsze sprawdzały się najlepiej.

Dzieciak posłuchał Andrei, która wydała mu klarowne polecenie. Tropicielka obejrzała kuchnię i sąsiednie pomieszczenia, przez rozbite okna też nie widziała żywej duszy. Wyglądało na to, że są tutaj same.

Nie pozostawało więc nic innego, jak wrócić do samego początku. Już nie było niczego, co mogłoby odroczyć w czasie decyzje i konieczność wejścia w interakcję z nowo mianowaną sierotą. Tylko co dalej? Chcąc nie chcąc, tropicielka ponownie stanęła oko w oko z problemem, zatrzymując się od niego w stosownej odległości. Wciąż spięta, ukucnęła pod ścianą, chowając przy okazji broń do kieszeni. Kawał stali jednoznacznie kojarzył się z przemocą, Roe nie chciała aby względną ciszę przerywał jakikolwiek głośniejszy od słów mówionych dźwięk.
- Kto to zrobił? - zdobyła się na krótkie pytanie.

Dziewczynka pokręciła głową, z jej roztrzęsionych warg wypadły dwa słowa:
- Źli ludzie… - najwidoczniej strach czy szarpiące nią emocje, nie pozwolił jej wykrztusić nic innego. Andrea mogła się jej bliżej przyjrzeć i zauważyła, że malec ma skórą nienaturalnie szarą i nie było to wynikiem poparzenia czy zabrudzenia. Mutant… miała do czynienia z małym mutantem.

W ostatniej chwili Roe ugryzła się w język i zatrzasnęła zęby, nim spomiędzy nich wyrwało się proste “kurwa”. Pobladła, zmrużyła oczy. Dłoń drgnęła, odruchowo sięgając za pazuchę, lecz zamarła w pół drogi. Powinna ubić cholerstwo nim dorośnie i zacznie polować na takich jak ona, tyle że na litość boską… to ciągle był dzieciak.
- Źli ludzie… odeszli? - kucnęła opierając łokcie o kolana i splotła dłonie, by ukryć ich drżenie. Brodą wskazała na ścierwo. - Twoja mama? Masz inna rodzinę?

- Nie.. Nie wiem… uciekłyśmy z mamą… ogień, wszędzie ogień… - szarpnęła za ramię trupa - Mamo, mamo, obudź się… proszę - dziewczynka nadal nie przyswajała tego, co się stało z jej opiekunką.

- Gdzie mieszkasz, masz kogoś poza nią? - Andrea mocniej zacisnęła palce, a paznokcie wbiły się w ciało, przecinając je w kilku miejscach. Pomogło, przynajmniej głos jej się nie trząsł. - Spójrz na mnie, jest ktoś kto się tobą zajmie?

- Wszyscy zginęli… uciekłyśmy… - znowu spróbowała wybudzić matkę, nieco już z mniejszą wiarą szepcząc “Mamo, obudź się, mamo”.

Andrea pokręciła głową i podniosła się powoli. Nie podobało się jej to co musi zrobić i powiedzieć, ale jakie inne wyjście pozostawało? Lukier na ich świecie już dawno wysechł i odpadł, pozostawiając po sobie raptem wspomnienie.
- Ona nie żyje, dzieciaku. - wykazała się wyjątkową elokwencją, siląc się na łagodny ton, gotowa w razie czego doskoczyć do dziewczynki i zatkać jej czymś gębę, chociażby rękawem… albo ogłuszyć. - Trzeba ją pochować. Chodź, nie możesz tu zostać nim wrócą źli ludzie.

Dziewczynka spojrzała na nią z jeszcze większym smutkiem w oczach niż przedtem. Obca kobieta uświadomiła jej brutalnie i bez ogródek, to co podejrzewała, ale swoim dziecięcym umysłem odrzucała ze świadomości. Pokiwała zrezygnowana głową i zapłakana podeszła do Andrei.

Atak… a może zwykły ludzki odruch? Albo jednak pułapka i wszystko zostało ukartowane. Powinna sprawdzić, czy kobieta rzeczywiście nie żyje, lecz coś powstrzymywało Andreę przed podjęciem tego kroku. Wyciągnęła rękę i zatrzymała małego agresora w odległości ramienia od siebie.
- Jak ci na imię? - pochyliła się nieznacznie. Po cholerę pytała o podobne bzdury? Anonimowych ludzi łatwiej wysyłało się na drugą stronę, nie pozostawali w pamięci. Po ich śmierci człowiek nie budził się z krzykiem.

- Ida.. Ida.. - imię było krótkie i treściwe, łuczniczce wydawało się, że idealnie pasowało do tej dziewczynki.

- Ładnie. - uśmiechnęła się nawet ciepło jak na nią. O dziwo mięśnie twarzy pamiętały jak się to robi. Przez chwilę patrzyła na dziewczynę, z bliska starając się ocenić, czy wejście z nią do większego miasta nie będzie stanowić zbyt dużego ryzyka. Może dało się zakryć zmiany skórne chociażby głupią chustą? Tropicielka potrzebowała informacji, a w Ruinach raczej ciężko o konkrety jakie ją teraz interesowały.
- Andrea. - Przedstawiła się pokrótce, nie rozwijając zbytnie tematu. Od razu przeskoczyła do kolejnego - Jest tu miejsce, gdzie będziesz bezpieczna?

Pokręciła przecząco głową:
- Nie mogliśmy opuszczać osady… tylko tam było bezpiecznie - przez twarz dziewczynki, na wspomnienie miejsca pochodzenia, przemknął grymas bólu. Jasnym było, że raczej tam nie było po co wracać. Dziewczynka obcierała twarz z resztek łez i brudu, rąbkiem lnianej sukienki w jaką była ubrana. Na uśmiech Andrei odpowiedziała nieśmiałym swoim, ale z gatunku tych, w którym uśmiechają się głównie usta.

- A poza osadą… jest ktoś komu ufaliście? - mówiła powoli, nie chcąc spłoszyć dzieciaka, choć najchętniej sama dałaby dyla i to w trybie natychmiastowym. Przecież to nie był jej problem. - Może lekarz?

- Tatuś chodził do handlarzy… ale nie wiem gdzie i oni czasem przychodzili do niego. Takie mieli znaczki na ubraniach - dziewczynka narysowała w kurzu “8”.

- 8 mila - mruknęła. W sumie niewiele to zmieniało, zaś szanowny ojczulek pewnoi gryzł glebę razem z resztą zmutowanej wiochy. - Twój tata… był w domu jak was napadnięto?

- Tak… kazał nam uciekać, a sam gdzieś pobiegł… - znowu zbierało się jej na płacz. - Nie widziałam go potem...

Wiedział, że będzie tego żałować.
- Pójdziemy do miasta i poszukamy kogoś komu ie będzie przeszkadzać twoja skóra. Znajdziemy nowy dom, tylko musisz się mnie słuchać, dobrze?
"Tylko najpierw pochowamy twoją matkę" - tą myśl przemilczała. Dziewczynka najadła się dość traumy jak na jeden dzień i bez tego.
Człowiek, mutant... to i to zdychało od kuli.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline