Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2016, 16:48   #159
Leminkainen
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
- Wchodzę w to - Lynx wskazał na blachę na piersi szeryfa. - Nie boję sie Szeryfie o twój obiektywizm i licze na to, że będę uczciwie traktowany. Ufam, że tak będzie - bardziej oznajmił, niż zapytał. - Co do kwestii finansowych, to mi odpowiadają. Dach nad głową i wyżywienie wystarczy. Bywałem w miejscach, przy których Cheb to rajski ogród, nie będe wybrzydzał. Od kiedy zaczynam? Mam tylko nadzieję, że nie dzisiaj - uśmiechnął się oszczędnie, wiedząc jak żałosny widok przedstawia jego odzienie i jego własna osoba.


- Okres próbny możesz zacząć od zaraz. I jeśli nie będe miał do ciebie zastrzerzeń wówczas pewnie zostaniesz jednym z nas.
- szeryf powtórzył to co mówił na wstępie na temat nie przyjmowania nikogo z ulicy i bez sprawdzenia z kim ma się do czynienia.

- Saxton wspominał, że do miasta przyjechali żołnierze z Nowego Jorku
- uważniej wpatrywał się w twarz Daltona - są przejazdem w drodze na front za Chicago? Czy zostają na dłużej? - snajper wiedział, że to było raczej niemożliwe by przybyli tu w jego sprawie. Obecność żołnierzy dużej metropolii jaka niewątpliwie było Zgniłe Jabłko, możeby odstraszyła gangsterów z Detroit do ponownego najazdu. Można było wiele zarzucić nowojorczykom, ale dbali o swoich sojuszników, przynajmniej tak długo jak im się to opłacało. Kto wie, może doniesienia z gazet przykuły ich uwagę? W końcu on sam o zimowych walkach w Cheb dowiedział się też przez przypadek.


Gordon najpierw przysłuchiwał się w ciszy rozmowie wstępnie ignorując fakt że rola zabójców maszyn zostałą na pierwszy rzut oka pominięta. Może to była odpowiedź szeryfa. Wolał jednak upewnić się, na razie jednak milczał czekając na rozwój dalszej rozmowy. Jednak całą przemiłą konwersację przerwało przybycie lekarki, która praktycznie z miejsca wyznaczyła Walker’a jako pierwszego w kolejce. Gordon poszedł więc z nią do celi. Lekarka była naprawdę niezłym fachowcem. Dawał się już zszywać gorszym, na froncie niezawsze ma się komfort o wybrzydzanie co do człowieka ratującego ci życia, a zakażenie… dziwił się że jego ciało nie zdołało się przyzwyczaić do zakażenia jako naturalengo stanu krwi. Po skończonej robocie podziękował grzecznie i wrócił do pomieszczenia w którym siedzieli wcześniej. Podszedł do szeryfa i powiedział trzymając w ręce wcześniej wręczoną mu kopertę:
-Dziękuje szeryfie. - skinął głową - czy podjął już Pan jakąś decyzję związaną z nami? Czy potrzebuje Pan więcej czasu do namysłu? Może są jakieś pytania i wątpliwości? Jak nie co do samych maszyn to do naszej osoby? Jestem osobą bezpośrednią i szczerą, nie owijam w bawełnę, mówię zawsze jak jest… liczę że Pan będzie równie uczciwy wobec nas. Jeśli mamy się stąd zwijać wystarczy że Pan to powie.

Nico przysłuchiwała się wymianie zdań, szczególnie ciekawie zapowiadała się informacja o żołnierzach, liczyła na to że ją rozwiną. Jej wzrok błądził po półkach, w końcu uśmiechnęła się z zadowoleniem i wyciągnęła płaską plastikową walizeczkę w kolorze zielonym, co prawda miała własny zestaw do czyszczenia broni ale w porównaniu z zestawem który był na posterunku wyglądał on jak multitool przy zestawie narzędzi. Pomimo zmęczenia wolała wyczyścić broń, zresztą to zawsze pozwalało jej zebrać myśli. Usiadła przodem do rozmówców i założyła nogę na nogę po czym wypchnęła tylną przetyczkę i złamała Diemaco żeby wyciągnąć bebechy.

- Tak, przyjechali wczoraj. Sporo ich. Jak rozmawiałem z ich dowódcą “zostaną tu odpocząć przez parę dni”. - rzekł szeryf nieco sardonistycznym tonem najwyraźniej niezbyt wierząc w szczerość i intencje nowojorskiego rozmówcy. - Na razie rozbili się po wschodniej stronie osady niedaleko Czerwonoskórych. Mało kto z nich pokazuje się w mieście ale może wczoraj byli zajęci rozbijaniem się na noc a dziś cośtam jeszcze robią z rana. - dodał suchym głosem i najwyraźniej spory oddział wojska zauważalnie przykuwał jego myśli.

- Nie da się ukryć synu, że jesteś osobą bezpośrednią. Co niekoniecznie musibyć zaletą. - szeryf wzrócił się nastepnie do Walker’a. - A co do powrotu na bagna w jakimkolwiek składzie i celu sprawa zależy od was. A nie oszukujmy się w tej chwili wyglądacie beznadziejnie. - dłonią wymownie przesunął od głowy po ubłocone buty speca od robotów. - Bez was nie ma sensu tam kogokolwiek posyłać bo jak Brian mówi nie wiadomo co trzebaodkopać a nawet jak się odkopie nie wiadomo co dalej. Więc dla mnie rozsądne by było odłożyć sprawę do jutra przynajmniej. Jeśli jednakzdecydujecie się ruszyć chciałbym wiedzieć tak z pół doby wcześniej by zebrać ludzi i sprzęt. - pół doby brzmiało sensownie o tyle, że jeśliby zdecydowali się ruszyć z rana to szeryf mógł wieczorem rozpuścić wieść na wiosce kto i co jest potrzebny. Bo przychodząc bez pstrzeżenia znów albo musieliby czekać na ludzi do pomocy albo ruszyć w podobnym składzie jak wcześniej.

Całej rozmowie przysłuchiwała się kanadyjska traperka czyszcząc swoją kanadyjską szturmówkę. A miała z czego. Co chwila wydłubywała jakieś grudy błotnistej ziemi, źdźbła trawy, wszędzie wdziała krople wody ściekające po natłuszczonych powierzchniach. Bagienne warunki jakby potrwały dłużej mogły naprawdę dać się we znaki jeśli chciało się utrzymać broń w sprawności. Na szczęscie byli tam stosunkowo krótko i jej karabinek ani razu nie zaliczył kapieli w bagnie choć wilgoć i tak wyłaziła na każdym sprzęcie, łącznie z amunicją nawet tą w magazynkach.

Czekając na przybycie Kate Lynx dopytał szeryfa o jeszczę parę spraw: - Wspominałeś wcześniej, że zastępcy mają zapewnione lokum i wyżywienie? Czy ja też mogę na to liczyć? Jeśli tak, to jak to wygląda od technicznej strony? Macie jakieś wolne lokum, czy na razie mam się zadekować w Łosiu, bo muszę doprowadzić się do porządku i odespać te ostatnie wyczyny.*


- Na lokal Jack’a macie kwit na tydzień. Ale to jak wiesz najdroższy lokal u nas i nie stać mnie by pernamentnie komuś tam łatwić wikt i opierunek. Ale jeśli nie masz gdzie się zatrzymać myślę, że znalazłby się jakiś spokojny pokój na mieście u kogoś. - odparł spokojnie przedstawiciel władz. Faktycznie “Łoś” uchodził w lokalnej społeczności za najpolularniejszy, największy i najdroższy lokal tego typu. Co prawda nie dorównywał znanym miescom rozrywki z Vegas, Detroit czy jakiegokolwiek większego okruchu cywilizacji ale jak na tak małą społeczność był faktycznie z wyższej półki. Zresztą nawet w okolicznych wioskach, w większości mniejszych od Cheb nadal by pewnie brylował. No przynajmniej tak było do ostatniej zimy jak lokal miał choćby jeszcze całe okna ale obecnie został potrzaskany i przetrzebiony podobnie jak i cała lokalna społeczność udowadniając niechcący jak silnie jest z nią związany i na dobre i na złe.

- Spróbuje znaleźć coś na własną rękę, może ktoś ma jakiś pokój do wynajecia? Albo jakiś pustostan jest w niezłym stanie, doprowadziłbym do użytku? Co do handlu, to chętnie bym wymienił, nawet tą strzelbę na wojskową amunicję. Wiem że z tym ciężko, ale gdybyście wiedzieli coś o tym, gdzie by można kupić, to będę wdzięczny. Spróbuję potem u żołnierzy podpytać. Co do służby to mogę ją pełnić ze swoją bronią? Przyznam szczerze, że tak bym nawet wolał.


Gordon kiwnął głową i odpowiedział szeryfowi:
-Lepiej do bólu szczery… niż kombiujący za plecami… - rzekł przepatrując spokojnie karton z fantami, który szeryf podstawił im jako zapłatę, wyciągając z niego drugą krótką śrutówkę firmy Ithaka, dobrał pozostałą amunicję - nieważne, ruszam odespać tę wędrówkę po bagnach… jutro do Pana zajdę i powiem kiedy najwcześniej moglibyśmy wrócić na bagna. - mimo poranka Walker rzucił - Dobranoc szeryfie…

Walker powoli ruszył w stronę wyjścia udając się na spoczynek. *

-Miałam okazję przemyśleć trochę obronę miejsca i myślę że mam kilka pomysłów. Jutro przedstawię kilka szkiców na razie muszę odpocząć. Będę potrzebowała lin i linek stalowych, dużej płachty folli. Jak będzie z ciężkim sprzętem? - Nico chwilę się zastanawiała - Gordon… dałoby radę wykorzystać te miny co maszyny porozstawiały do naszych celów? To byłby kolejny argument żeby wrócić na bagna.

Słowa Nico przypomniały mu o jeszcze jednej kwestii: - Szeryfie, jeśli już przy obronie miasta jesteśmy, to czy żołnierze ze Zgniłego Jabłka wiedzą o problemach Cheb z detroickimi bandytami? Ja się dowiedziałem z gazety wydawanej w collinsowie, więc może oni mają świadomość problemu? Wspominali coś o tym? Może jakoś szło by się z nimi dogadać? Nie zrozumcie mnie źle - dodał, uprzedzajac fakty, żeby szeryf znowu go o jakieś nieczyste zagranie podejrzewał - ale spróbować zawsze można?*

- Od straty sklepu Andrew’a ciężko tutaj o wojskową amunicję. Sam bym chętnie dokupił ale rynek jest tutaj dość ograniczony. Właściwie można liczyć tylko na przyjezdnych i wymianę z nimi. A broń osobistą można używac na służbie. - odparł szeryf streszczając warunki rynku broni i amunicji panujące w Cheb. - Co do lokum na dłuższą metę chyba pewnie znalazłby się pokój ale musiałbym jeszcze o tym porozmawiać gdy wiedziałbym konkretnie o kogo i od kiedy. - dodał sugerując, że raczej myśli o ludziach z już przypiętą blachą niż tych bez niej. - Możesz spróbować u wdowy Mitchell. Ona ma dobre warunki a jej dom nie ucierpiał zabardzo podczas zimy. - snajper przypomniał sobie, że wspomniana kobieta wynajmywała pokój czy czasem dwa ludziom i było to zaciszne i trochę na uboczu miejsce ale jakoś nie przypominał sobie o aferach związanych z nią, jej gośćmi czy jej domem.

- A płachtę i liny powinno się dać zorganizować. Stalowe liny chyba powinno dać się znaleźć w porcie… - rzekł z zastanowieniem stróż prawa na uwagę traperki. Wyglądał na zadowolenego, że poruszyła ten temat i nie zapomniała o swoich obowiązkach. - Ale co masz na myśli mówiąc o ciężkim sprzęcie? - dopytał się bo chyba nie wyłapał do końca intencji lakonicznej najczęsciej Kanadyjki.
-Jako ciężki sprzęt mam na mysli koparkę, można kopać ręcznie ale to by wymagało sporo ludzi i czasu. Oprócz tego będę potrzebowała czegoś do wciągania przeciwwag do pułapek bo o kilku takich myślę, ponownie można to zastapić ludźmi albo koniem. Nie musza być traperzy, ważne żeby krzepę mieli. Mam diabelski pomysł na pułapkę na samochód - traperka uśmiechneła się drapieżnie pokazując rząd równyh białych zębów - zbudujemy wilczy dół który nakryjemy lekkim nakryciem na którym będzie płachta folii płachtę folii zalejemy woda tworząc błotnista kałuże, piesi bedą unikac ale kierowcy na to polecą…




- Nie wiem czy Nowojorczycy wiedzą o tym co się tu działo w zimie. Rozmawialiśmy głównie o nich i ich pobycie tutaj a nie zimowych wydarzeniach. A przynajmniej nie wspominali nic o tym czy swoich gazetach. I mam nadzieję, że w razie potrzeby dałoby się pozyskać ich pomoc w walce z ludźmi Guido. Zresztą może widząc taką armię do żadnej walki by nie doszło i by wrócili do Detroit. Choć mam nadzieję, że do walk nie dojdzie. Runnerzy w zimie usyskali to po co oficjalnie przyjechali więc tracą oficjalny pretekst do walki. No ale z tymi szaleńcami z Detroit niczego nie można być pewnym. Zresztą jeśli by pokazali się jak już Nowojorczyków by tu nie było to i tak czcza gadanina. A z Nowego Jorku czy na Front jest dużo dalej niż do Detroit. - skomentował uwagę snajpera o Nowojorczykach. Dotąd rozmawiali z nimi wczoraj wieczorem a dziś rano jeszcze nie było nic pewnego co tamci zrobią i jak długo planują tu zostać.

Gordon zatrzymał się jeszcze w drzwiach słysząc pytanie Nico. Zastanowił się chwilę i rzucił:
-Można spróbować ale nie stawiałbym na tego konia wszystkiego co mam… dzięki Bogu macie mnie i mam lepszy pomysł - rzekł z krzywym uśmiechem - mogę przygotować wam napalm jeśli dostarczycie mi potrzebne materiały i składniki…napalm diamteralnie zmienia twardość rury wszelkiej maści patałachów… mając już gotowy napalm możliwości przygotowania pułapek, min i bomb jest ogromna… - odwrócił sie do reszty - żeby pokazać gest dobrej woli i przekonać o czystości naszych intencji pomogę wam z materiałami wybuchowymi za darmo… jeśli powiecie mi ile mamy na to czasu i dacie radę skołować materiały. - spojrzał na szeryfa znacząco po czym dodał stanowczo - chyba że się narzucam i macie w mieście równie dobrego fachowca od materiałów wybuchowych?

-Materiały wybuchowe brzmią kusząco, parę claymorów detonowanych ręcznie ograniczyłoby ryzyko że ktoś z mieszkańców przypadkiem wpadnie w naszą pułapkę a mógłby to być kompletny game changer -Dodała trapeka po chwili zastanowienia
Lynx pokiwał głową, dając znak, że rozumie: - Wiecie szeryfie jest jeszcze jeden pomysł, który przyszedł mi do głowy. Pewnie do wykorzystania w dalszej przyszłości, ale droga na Front prowadzi przez te okolice, może nowojorczycy używają innych tras, ale może warto ich przekonać, żeby częściej używali tej? To nie moja kompetencja, ale może warto im złożyć propozycję, żeprzygotuje się dla nich tu jakieś miejsce gdzie będą mogli stawać w drodze na Front albo z powrotem? Może założyli by tu jakiś mały posterunek? Daliby przykładowo drużynę żołnierzy do jego utrzymywania, a Cheb zaoferowało im prowiant i jakiś budynek? Taka opopólna współpraca? Gangsterzy nie podnieśliby ręki na placówkę collinsowa? Ale to tylko taki luźny pomysł, z nowojorczykami ciężko się gada, ale przemyślcie to szeryfie - wyłożył swoje racje. - Co do Runnerów, to moje zdanie jest takie, że wrócą i to żeby się zemścić. Niby dostali to po co przyjechali, ale nieźlie ich poszarpaliście i to dla nich ujma na tym, co mylnie nazywają honorem. Cheb musi odpowiednio wcześniej wiedzieć o ich przyjeździe, dlatego może warto poprosić Wodza, żeby ze swoimi zwiadowcami wystawili czujki? I to co powiem, nie spodoba Ci się szeryfie, bo tego nie uczyli w przedwojennych akademiach policyjnych. Jeśli wrócą, to musimy ich zwabić w jakieś miejsce w ruinach, gdzie nie będą mogli się rozproszyć, to jest do zrobienia - przytaknął głową, jakby chciał sam sobie przyznać rację - a potem trzeba ich złamać, fizycznie i ekonomicznie. Miałem już doczyniena z takimi ludźmi, uznają niestety tylko rację siły. Alternatywą jest płacenie im okupu i zdanie się na ich łaskę. Ja nie decyduję, co zrobicie i zadecydujecie - przyjmę i wykonam, ale uważam, że Cheb nie zasłużyło na to by być dojną krową dla tych bandziorów.




- Napalm brzmi nieźle.
- pokiwał głową szeryf. - Ale o jakim materiałach mowa? - stróż prawa chciał wiedzieć coś więcej nim się podeklaruje tak czy siak. - Ale czasu to nie wiemy ile mamy. Może dzień, tydzień, miesiąć a może znowu przyjadą dopiero w zimie po haracz. Ciężko powiedzieć. - dodał precyzując ten spekt rozmowy z Walker’em.
[i]


- Koparkę? Obawiam się, że niestety nie dysponujemy takim sprzętem. - uśmiechnął sie smutno szeryf rozkładając bezradnie ramiona. Ale właściwie całe Cheb było tak zmotoryzowane, że ciężko było oczekiwać usług ciężkiego sprzętu budowlanego. - Będą chyba musiały wystarczyć ręce, podręczny sprzęt i zaprzęg konny do pomocy. Z tym wilczym dołem ciekawy pomysł. Ale trzeba by wybrać dobrze miejsce. W tej chwili jak wiesz, główna droga i inne są przejezdne. A po wykonaniu takiej pułapki trzeba by chyba ją zamknąć. - był chyba ciekaw miejsca wybranego przez Kanadyjkę na taką pułapkę. Przecięcie głównej drogi któa była najbardziej rzeczywistą bramą do i przez osadę równało się albo zablokowaniem jedynej wygodnej drogi przez osadę albo przedwczesnym jej zdemaskowaniem przez jakikolwiek pojazd ktory w nią by wpadł.

Gordon miał już wychodzić ale chyba za bardzo wciągnęła go ta rozmowa:
-Jeśli chodzi o składniki jakie byłyby potrzebne… - podszedł do biurka szeryfa, chwycił za długopis i kawałek kartki i zaczął notować głośno wymieniając po kolei każdą pozycję - podstawą jest benzyna i styropian… tych składników potrzebuję tyle ile się tylko da albo w zależności ile chcecie mieć napalmu… do tego aluminum i rdza… najlepiej sproszkowane… łącznie 0,5kg na 10 litrów paliwa... z rdzą nie będzie problemu, wszędzie jej pełno… do tego jak najczystszy duży pojemnik co najmniej 20-30 litrowy, masa butelek, szmat i dużo gwoździ czy innych małych ostrych przedmiotów mogących robić za odłamki. Będziecie w stanie załatwić te rzeczy? - podniósł wzrok na szeryfa na chwilę nie czekając jednak na odpowiedź - jeśli chodzi o napalm najefektywniejsze podczas obrony przed oblężeniem są porozstawiane beczki z napalmem. W zależności od proporcji i ilości użytych do niego składników można go podpalić strzałem który wytwarza podciśnienie i sporą ilość ciepła... Czyli przeróżne naboje typu armor piercing. Jest to też najbezpieczniejsza metoda jeśli nie chcecie uzywać bomb z zapalnikami czasowymi lub lontowymi bo pozwala na lepszą kontrolę pola walki. Można też porozlewać je do butelek i zrobić koktajle mołotowa. Wsadzić kilku dobrze miotających chłopców do jakiegoś wysokiego punktu i w razie ostatniej deski ratunku wiadomo… rzucać… tak na szybko i na dużą ilość to jest czas tylko na napalm… reszta moich przepisów potrzebuje czasu… w ostateczności mam jeszcze kilka sztuk gotowego plastiku… - podał szeryfowi kartkę z potrzebnymi komponentami - jeśli zdecydujecie się na napalm to tutaj jest wszystko napisane.


- Jakby ci tu powiedzieć synu… Tą rdzę, gwoździe, alminium i resztę chyba damy radę załatwić… - pokiwał głową szeryf patrząc na listę sporządzoną przez czarnoskórego sapera. - Ale z benzyną to krucho. Jak w całym mieście uzbiera się jeden kanister to byłby całkiem niezły wynik. Już ze spirytusem byłoby trochę lepiej jeśli chodzi o coś łatwopalnego albo oliwą do lamp to już całkiem dobrze by było. Ale nawet wówczas wątpie by było tego na kilkanście beczek. - szeryf sceptycznie pokręcił głową najwyraźniej w myślach szacując możliwosci jakie ma ta osada.


Pomyślał jeszcze chwilę i skomentował plan Nico o wilczym dole:
-Wilczy dół to nie jest dobry pomysł… za mały efekt jak na tak duży nakład pracy… wilcze doły sa dobre jak polujesz na maszynę której nie chcesz uszkodzić. Nawet jak wjadą w ten wilczy dół to im się nic nie stanie… po prostu się z niego wygramolą... spędzisz dzień na kopaniu dołu i przygotowaniu zasadzki nie mając nawet stuprocentowej pewności że się nabiorą na to… trzeba to wszystko bardziej przemyśleć i przygotować pułapki obszarowe albo masowe a nie na pojedyncze sztuki. I zmaksymalizować pewność że w taką pułapkę wpadną. Jest jakaś droga którą macie pewność że będą nią przejeżdżać? Tam można ustawić kilka lub kilkanaście beczek z napalmem i zrobić im na przywitanie pierdoloną kulę ognia.
Traperka przygryzła wargę
-Co do lokalizacji to licze na wasze rady. Można by to wprowadzić na zasadzie szykany, obejmujące połowę przejazdu, wątpię żeby w Cheb ruch na co dzień był taki żeby korzystali z obu pasów, zwłaszcza gdy jeden ma wielką kałużę. Ale myślę że gangersi nie będą się przejmować i mogą jechać całą szerokością drogi, albo też można w jakiś sposób skanalizować ich ruch np wykorzystując ruchome "czeskie jeże" wykonane z kłód drewna które przetoczy się na miejsce gdy będą potrzebne. Oprócz tego myślę o najprostszych rozwiązaniach, deskach z gwoździami do przebijania opon ale mówiąc szczerze chcę dać kilka bardziej spektakularnych pułapek ze względu na ich efekt psychologiczny, jak jednego czy dwóch stalowa lina wciągnie za nogę na latarnię to reszta będzie się bała zrobić choćby krok do przodu



- Co do blokady ulic ciężko to zrobić. Mamy główna drogę wschód - zachód własnie tą co jest za oknem i to jest główna przelotowa przez osadę i z niej wszyscy najczęsciej korzystają. Ją byłoby dość łatwo zablokować bo właśnie jest jedna. Ale jak się chce można wjechać czy wyjechać z wielu innych. A zablokowanie wszystkich to byłaby robota na kilka tygodni i to kosztem innych. Nie mamy też tylu ludzi by utrzymac posterunki przy wszystkich punktach.
- Dalton spojrzał na Kanadyjkę a ta wiedziała, że on i Brian wspominali o tym problemie we wcześniejszych rozważaniach planów obrony. Nawet jakby zebrać wszystkich Chebańczyków od niemowlaka po starca to może i by starczyło ich do obsadzenia całej linii Cheb także z posterunkami przy wszystkich możliwych wjazdach. Ale tak cienka i krucha linia byłaby łatwa do przełamania dla zmotoryzowanej kolumny dobrze uzbrojonych Runnerów którzy uderzaliby w wybranym przez siebie miejscu.

- Te kłody i jeże… Trudno je się robi? Coś ruchomego mogłoby być niezłe. Ale własnie ktoś by musiał je przenieść by zablokowac przejazd czyli nie mogłoby stać samo w Ruinach. Te liny byłyby też dobre choć to już by się złapac musieliby wysiąść. Ale lin trochę tutaj jest to możnaby ich narobić tu czy tam. - ten pomysł najwyraźniej przypadł szeryfowi do gustu. Był dość tani i prosty do zrealizowania. - A wilczy dół może zadziała na jeden pojazd ale już tam zostanie na dłużej i trzeba go będzie omijać. A kto wie, może samochód i załoga też. Zwłaszcza jakby im w tym pomóc. - pokiwał znowu głową mrużąc nieco oczy gdy nad tym rozmyślał.

- Miejcie jednak na uwadzę, że poza tymi bandytami którzy mogą tu przyjechać żyją też zwykli ludzie. Żyją na co dzień i załatwiają swoje sprawy. Czyli poruszają się po tym terenie. Przez parę dni czy tydzień kazdy będzie pamiętał co i jak z tymi pułapkami. Ale jeśli sprawa sie przeciągnie na dni, tygodnie czy miesiące no to jak ktoś nie ma w zwyczaju patrzeć co krok pod nogi a daję wam słowo, że rzadko kto ma, to nie chciałbym, żeby te pułapki wykończyły więcej naszych niż gangerów. Dlatego wolałbym jakię rejon czy strefę którą dałoby się łatwo odgrodzić i wyłaczyć z użyteczności poblicznej niż rozstawiać te pułapki co krok gdzie popadnie. - Dalton najwyraźniej myślał o mieszkańcach Cheb także perspektywistycznie. Faktycznie nikt nie wiedział kiedy ci gangerzy mogliby wrócić. Jedyny pewny termin był w zimie gdy powinni znów przyjechać po haracz. Ale to było za parę miesięcy na tyle, że kobieta zdążyłaby zaciążyć i wydać na świat potomka a żadnego przybliżonego terminu wcześniej nie mieli pojęcia. Poza “czynnikiem ludzkim” o jakim wspomniał Dalton i saper i traperka wiedzieli, że czas, aura i pogoda też erodują pułapki osłabiając ich możliwości działania czy zwiększając nadzoru. Dlatego raz założone lepiej się obywały pod kontrolnym okiem speca.


Gordon kiwnął głową na znak że nie jest dobrze:
-Kanister to mało… ale lepsze to niż nic. Najwyżej zrobimy mniejsze, ukierunkowane ładunki. Jeśli jeszcze dodatkowo uzbroimy je gwoździami i odrobiną plastiku dla poprawy efektu to powinny się jak najbardziej sprawdzić. Z oliwy do lamp i spirytusu można zrobić koktajle mołotowa. Dodatkowo mamy jeszcze granatniki… te na moment kiedy zaczną używać aut jako osłon… - stwierdził pewnie po czym zastanowił się chwilę nad planami kanadyjskiej traperki i kiwnął głową - Mhm… wszystko to dobry pomysł i choć bardzo czasochłonny i niekoniecznie może dać założony efekt…to mogę w tym pomóc… ale pamiętajcie że takie pułapki są efektywne na piesze siły… trzeba dobrze zaplanować rozstawienie najlepiej blisko posterunku i innych strategicznych punktów… materiały wybuchowe muszą narobić hałasu zdezorientować i przerazić… najlepiej żeby też wysadziły kilka pojazdów... te trzeba pozakładać nieco bliżej samego wjazdu do miasta… Chociaż tak się zastanawiam… że to co mówił Lynx nie jest głupie… zwabienie w jakieś miejsce bandytów to dobry plan… żeby zadziałało to to miejsce musiałoby być gdzieś w mieście… Wtedy pozakładałoby się w tym miejscu większość pułapek a jak dojdą do wyznaczonego miejsca zrobić im wielkie bum… to oczywiście duże ryzyko… ale jak dobrze to zaplanować mogłoby się udać… kwestia tylko czy chcecie zaryzykować z możlwością wielkiej wygranej czy chcecie grać zachowawczo z szansą małej przegranej… - myślał głośno zabójca maszyn, po chwili wrócił do meritum - może Czerwoni mieliby jakieś materiały wybuchowe albo chociaż paliwo? Albo żołnierze byliby skłonni odsprzedać?

-Nie mówiłem, żeby rozprawić się z nimi w Cheb - sprostowal snajper - ale może jest w pobliżu jakaś miejscówka, która by ich zainteresowała? Zabić ich tam i tam przygotować pułapki? To wszystko luźne pomysły Szeryfie - dokończył zmęczony Wood.

Gordon rzucił:
-A ja właśnie mówię przeciwnie… miejsce w które miałoby się zwabić wroga powinno byc w mieście… to mało podejrzane i mogą dać się nabrać… ja bym nie dał się nabrać na wyjście poza miasto skoro to miasto jest moim celem… mówię wam… nie zwabimy ich poza miasto już jak będą w mieście… moim zdaniem najprostszy pomysł jest najlepszy… porozstawiać tylu strzelców ile się da na dachach i wysokich punktach, zaminować kilka miejsc i zacząć wybijać tępaków ogniem i ołowiem… doprawić granatnikiem… idealny przepis… bo i tak dojdzie do rzeźi i tak… pytanie brzmi jaką rolę chce grać Cheb w tym wszystkim…

Wood przytaknał: - Właśnie, może zanim którekolwiek z nas zacznie, cokolwiek myśleć o obronie miasteczka, czy główkować nad pomysłami, to Szeryfie, jasno i w kilku słowach określ priorytety? Czy chodzi o uwolnienie się od kurateli Runnerów na zawsze? Czy o powrót do stanu kiedy odwiedział miasteczko Custer? Bo, to, że chodzi o ocalenie siły żywej Cheb to jest dla mnie jasne. Mamy się przygotować do obrony po to, żeby gangusy jak przyjadą widziały, że im się walka nie opaci? Tak będzie po prostu łatwiej. Przedstawisz nam swoje oczekiwania i do jutra każde z nas się z tym prześpi jakoś? Może nowe pomysły przyjdą do głowy? I mam pytanie o okolicę Cheb jeszcze, ja jestem tu praktycznie nowy, zbyt wiele nie zwiedziłem okolicy podczas poprzedniego pobytu, a pan, Panie Dalton, pamieta lepsze czasy. Są w okolicy jakieś miejsca, gdzie możnaby się wybrać w poszukiwaniu zasobów? Gdzie mogłoby być paliwo? Jakiś sprzęt cięższy? Albo broń? Ja wiem, że wszystko co było łatwe do ogarnięcia już dawno zostało rozszabrowane, ale nie ma jakichś “trudniejszych” miejscówek?

Traperka zamieniła mosiężną szczotkę na wyciorze na pętle przez oko której przeciągnęła naoliwioną szmatkę
-Jak nie ma koparki to z wilczym dołem faktycznie nie będzie się opłacało, bo rzeczywiscie nakład pracy do efektywności wyjdzie słaby, dlatego liczyłam na koparkę. Myslę że można pomyśleć o pułapkach w stylu tych które używali indianie z plemienia Sheepeaters, rampach które zasypią ulice pod spodem gruzem,Gruzu akurat mamy pod dostatkiem… Więc z użyciem lin, bloczków i konia powinno się udać zrobić sporo takich pułapek. Moglibyśmy wykorzystac jeże do nakierowania pojazdów w pole rażenia pułapek
- No widzisz synu i o ile pamiętam z geografii Stanów a Front jak mnie ploty doszły jest gdzieś w Minnesocie czy Dakocie to właśnie trochę im naokrągło z tego Nowego Jorku. Powinni pojechać z Detroit na wschód, ominąć Chicago i skręcić na północ. Więc skręcili do nas trochę za wcześnie, że tak powiem. O jedno Jezioro za wcześnie. Chyba, że mają jakiś transport przez Michigan. - w głosie szeryfa który był na tyle stary by faktycznie chodzić do przedwojennych szkół dało się słyszeć zastanowienie nad tym faktem. - A co do ich postoju na dłużej tutaj to w tym sezonie z prowiantem u nas krucho. Można by pomyśleć ale powiem ci synu, że ja nie urodziłem się wczoraj i zmiana jedego cisnącego buta na drugi to niekoniecznie najciekawsza opcja dla mnie. A jak znam życie za taką dobrotliwą troskę i opiekę to takie ważniaki nie robią za ładne oczy i uśmiech wdzięczności. Poza tym ci bandyci z Detroit są na tyle stuknięci, że niekoniecznie obstawiałbym, że w razie potrzeby nowojorski mundur ich powstrzyma. - szeryf nie mówił nie propozycji snajpera i najwyraźniej sam musiał myśleć nad tym wcześniej ale chyba nie pałał do obcych sił w mieście sympatią nieważne co nosili na grzbiecie i z jaką flagą przybywali.
[i]
- Czujki można wystawić, pewnie. Sami też możemy to zrobić. Miejsca wybrane właśnie prosiłem Nico by to rozważyła. Ale współpraca z ludźmi Burzowej Chmury od zimy jest bardzo ciężka w każdej gałęzi więc przekonać ich do zmiany zdania byłoby bardzo trudno. - Dalton rzekł dość cierpkim tonem wspominając ową współpracę co było dość dziwne bo przed opuszczeniem Cheb na jesień Wood pamietał, że ta współpraca była całkiem niczego sobie. Owszem czerwonoskórzy trzymali się siebie nawzajem w swojej enklawie ale poza tym całkiem aktywnie uczestniczyli w życiu reszty Chebańczyków. Tym razem zaś nawet na ulicach jakoś ich nie widział a wcześniej można ich było spotkać choćby w lokalu Jack’a.

- Lynx, ściągnąć w Ruiny? Guido i jego ludzi? - szeryf spojrzał uważniej na snajpera jakby sprawdzał czy nie blefuje albo nie kpi z niego. - Człowieku, oni tu już byli. Znają ten teren z zimowych walk. Mogą nawet mieć kogoś kto do nas przyjeżdzał jeszcze z Custerem przez tyle lat. I to jest Cheb a nie pas Ruin ciągnących się od Detroit po Nowy Jork co można gołego pola nie widzieć przez całą drogę. I nie wiem czy zdajesz sobie sprawę co oznacza konwój Runnerów na wyprawie wojennej. Przynajmniej tak jak w zimie tu byli. Nie jak z Custerem co może pamiętasz, że przyjeżdżali w zimie na parę samochodów, posiedzieli dzień czy dwa i wracali do Detroit. Tylko cały konwój co na dobra sprawę jakby się postarali to by poczatek był tu przed biurem a koniec jeszcze na rogatkach. Tylu ich było w zimie. Dlatego miasto wygląda w tej chwili jak sami widzicie. Ponowna walka z tak silny przeciwnikiem wpędzi nas do grobu. Dosłownie. - Szeryf nie ukrywał swojego negatywnego nastawienia do siłowego rozwiązania ewentualnego konfliktu z Guido i jego bandą. Poza łowcami maszyn pozostali widzieli jak wygląda cmentarz miasteczka szerego nowych nagrobków których nie było nim spadł śnieg. Był gotów przygotować Cheb do obrony ale samej walce był wyraźnie niechętny.
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline