Ja zaprawdę muszę raz jeszcze walnąć się wiadrem w głowę i posypać ją popiołem za zawalanie terminów. Co niniejszym czynię.
Z tej sesji wychodzę deczko mądrzejsza. O kilka sztuczek pisanego kung-fu, kilka pomysłów, które były zaprawdę zacne, trochę zdań, co zostały dłużej niż na czas czytania posta. Cześć Wam za to i chwała.
O pierwszym rozdziale mogę powiedzieć dwie rzeczy. Fajnie. Ale krótko. W ostatnim poście brakowały mi puenty, zamknięcia, jakiejś klamry wyraźnej, podsumowania. Przynajmniej dla Szarej. Rozmowa z Brownem przymknęła już bardziej wątek Origi.
Inna sprawa, że Szara wymknęła mi się z rąk i nie wyszła dokładnie taka, jak chciałam. Za bardzo ją złagodziłam. Za bardzo utarłam ostre końce. Za mało miałam czasu, żeby dobrze ją rozpisać. Z jajcem i werwą. I jakoś wyszła taka niedopieczona. Źle wyważona. I jest to chyba pierwsza sesja, o której mogę powiedzieć, że właściwie zrobiłam postacią wielkie nic. CO jest tylko i wyłącznie moją winą.
I o ile chętnie zagrałabym w Morfę 2, nie jestem pewna czy tą właśnie postacią. A na pewno nie w obecnym jej kształcie.
Więc dzięki i do zobaczenia.
Choć Tobie, szlachetny MG, i tak kiedyś wyrwę nogę za te wszystkie Borowe czy kumy, za Bartki czy inne Baśki w świecie, który miał stylizowany na źródłosłów grecki, Grecki