| Siedziba Księżnej, między rzeką Świętej Anny a centum handlowym przy Central Market - Hej - zgadała dziewczyna do recepcjonistki. - Jestem Isobel. - rzuciła jednocześnie okiem na sprzęt – „matko, co za kostnica..” - Tylko takie trupy macie? Jakiś lapek? Na fejsa bym zajrzała...
- Wydaje mi się że w Central Markecie, za rogiem jest darmowe WiFi, dziecko - tak jak przedtem kobieta starała się nie zauważać Isobel, tak po jej uwadze o trupach zaczęła patrzeć na nią tak jak patrzy się na komputer, który właśnie zaciął się godzinę od ostatniego zapisu - Co ty w ogóle tu robisz o tej godzinie? Czekasz na rodziców?
- Ehm.. - Isobel lekko się zawiesiła, sądziła, że wszyscy tutaj są wtajemniczeni w ten cały.. no, wampiryzm. Ale nie byli, jak widać. - Czekam.. kierowca rodziców ma po mnie przyjechać.. miasto zamknęli i się zgubiłam.
Rozejrzała się dookoła. - Tam poczekam, dobrze? - wskazała na sofy. Przeszła dwa kroki, ale niepewny głos kobiety ją zatrzymał.
- Jesteś zdrowa? Widziałaś się w lustrze?
- Mam niedokrwistość. Choroba genetyczna - kłamanie szło jej coraz lepiej, nie żeby miała z tym jakieś problemy wcześniej, ale wyraźnie się rozwijała w tej kwestii. Kurcze, kobiecie chodziło to to, że jest blada, czy coś innego? Przecież pamiętała, żeby symulować oddychanie i mruganie.. no, może czasami zapominała, ale zwykle pamiętała. Zamrugała szybko.
- Przepraszam, skorzystam z toalety - powiedziała. Potrzebowała przejrzeć się w lustrze.
- W tym wieku też trzeba o siebie dbać! – rzuciła jeszcze kobieta.
„Bla, bla, bla” pomyślała Isobel, wchodząc do łazienki. Spojrzała na siebie w lustrze i przeraziła się: skóra była blada, wręcz szarawa. Zapadnięte oczy. Dodatkowo, poczuła lekki zapach zatęchłej krwi. Ale to chyba normalne w takim miejscu, nie?
Spojrzała znów na siebie. Cholera, powinna sobie zrobić makijaż, czy coś.. oczywiście nie miała czym. Co za kretyńska sytuacja.. ma wyjść i zapytać tej recepcjonistki, gdzie jest Księżna? I jak się ona nazywa, w ogóle? Umyła twarz. Nic się nie zmieniło.. cholera. Powinna nosić bluzę z kapturem... Podkład, puder… To niezdrowe dla cery tak się ciągle tapetować, ale w sumie dla jej cery nic już nie było niezdrowe. Kiedy podniosła rękę do twarzy zapach krwi się nasilił. Spojrzała niżej – podkoszulek był we krwi, szczególnie pod pachami. Co jest, poci się krwią?! To już była kompletna przeginka! (jednocześnie zrozumiała, czemu wyprawka obejmowała skórzana kurtkę). No nie, odżałowała już cudowną urodę, a tu taka wtopa! Miała nadzieje, ze razem z końcem życia zwykłego skończą się tampony i te wszystkie inne, upierdliwe, babskie sprawy, ale nie, kurwa, teraz musiała krwawić ze wszystkiego!
Znów przeklęła, ściągnęła koszulkę zostając w samej bieliźnie. Wyglądało, jakby się wykrwawiała. I znów jej nikt nie powiedział.. cholera. Starając się nie wpaść w panikę - wykrwawi się do końca, czy nie? - wrzuciła koszulkę do umywalki i zaczęła prać w jaśminowym żelu do rąk. Po chwili ubranie wyglądało jak mokra, zaróżowiona szmata… puściła cieplejsza wodę, prawie gorącą - dalej nic. Dopiero potem przypomniała sobie, że świeżą krew spiera się wodą lodowatą. Ha, pytanie, czy ta była świeża…Trzęsącymi się dłońmi zmieniła kurek - wyżęła bluzkę raz, i drugi, a potem zaczęła suszyć pod suszarką do rąk.
Po dłuższej chwili bluzka była już tylko wilgotna, nie lało się z niej. Zawsze to jakiś postęp… umyła się w umywalce, naciągnęła koszulkę.
Wyszła z łazienki i wróciła do holu, gdzie poszukała najciemniejszego kąta.
Troskliwe - czy też raczej wścibskie - spojrzenie znad biurka towarzyszyło Isobel cały czas. Jakby tylko na coś czekała. W końcu recepcjonistka nie wytrzymała i zadała kolejne pytanie - Tak właściwie...kto jest twoim rodzicem? Może po prostu ich zawołam? Percepcja + Empatia ST6, 3 kości, 874, 2 sukcesy - kobieta podśmiewa się z ciebie; nie zdradziła tego ani uśmieszkiem ani tonem głosu, ale jesteś tego w miarę pewna
- Nie sądzę, żeby mogła ich pani znać - Isobel uśmiechnęła się. - Są znajomymi Księżnej.
- Ciszej, dziecko, nikt ci nie wytłumaczył podstaw konspiracji? - przewróciła oczami - To że ty wiesz nie znaczy że cały świat ma wiedzieć
- Nabija się pani ze mnie - stwierdziła Isobel. - Dlaczego?
- Sprawdzam jak bystra jesteś. Całkiem, całkiem - wstała zza lady. - Nie będzie oficjalnego spotkania - nie spełniasz wymogów - ale jako że to nie jest twoja wina, potraktuj to miejsce jak przystanek z przesiadką. Profesor uprzedził nas o twoim przybyciu.
- Jak miło z jego strony.. - mruknęła Isobel nie ruszając się z kąta.
- Nadzwyczaj – kobieta sięgnęła po plik dokumentów. - A co do sprzętu - faktycznie jest archaiczny. Ale nie ja tu rządzę, a z pewnych powodów nie ma nikogo zaufanego kto mógłby go zmodernizować - usiadła na fotelu po drugiej stronie stolika
- Dlaczego nie ma? Rozumiem, że nie wszyscy się na tym znają. Ale nie można zatrudnić zwykłej firmy informatycznej? Lub kupić sprzętu w necie, od razu gotowego do podłączenia?
- Jeżeli dobrze zrozumiałam, chodzi o dyskrecję - podała notes z przypiętym długopisem - To zupełnie nie moja broszka, ale jeżeli chcesz zabłysnąć, śmiało, pisz. Przepiszę to na czysto i podam dalej.
- Ale co mam napisać? - spojrzała, zdziwiona. - Ż e to durne, że trzyma się sprzęt nadający się do muzeum? Chyba.. ci co rządzą mają tego świadomość?
- Ty...faktycznie masz tyle lat na ile wyglądasz? - ściszyła głos.
- 17 - stwierdziła Isobel stanowczo. - Właściwie, to prawie 18.
- Jeżeli tak...pomyśl o swojej prababci. Prababci która i tak jest całkiem niezła w te klocki, ale... - urwała i wyprostowała się sztywno - I tak już za dużo powiedziałam. Zaproponuj usługę, jeżeli chcesz .
- Hmm.. - pokiwała głową. Zaczynała rozumieć. - Pani.. już jest w takim stanie bardzo długo, prawda? Wolno pytać, ile ktoś żyje.. no potem.. czy to niedozwolone?
- Nie mam pojęcia, ile ona ma lat...ani nawet nie wierzę że ktoś odpowiedziałby prawdę - przeskoczyła z jednej myśli na drugą - Oficjalnie jest ktoś kto zapisuje wszystkie daty, ale to jeden z was .
- Z nas? - nie zrozumiała. - Ja tu tylko pracuję - uśmiechnęła się, tym razem życzliwiej Jestem...normalna .
- Tym bardziej współczuje, ze musisz pracować na tym złomie. - zastanowiła się. - Z ofertą to było serio? Z usługą? Napisać, ze im zupgrejduje ten sprzęt?
- Każdy jakoś próbuje się podlizać, niektórzy przychodzą z kwiatami i czekoladkami...dlaczego nie miałabyś podejść do tego odrobinę bardziej profesjonalnie? - wzruszyła ramionami.
Dziewczyna pokiwała głową. - Profesor mówił.. o zasobach. Wiedza i umiejętności. Potrafiłabym znaleźć, kupić i zainstalować nowy sprzęt. Ale to banał. Potrafiłabym też znaleźć informacje, na których im zależy.
- Dopisz tam też…- urwała, patrząc na strażnika - .. .jakiś kontakt do ciebie.
- Kasadian był kontaktem, ale zaginął.. - posmutniała. - Dobra.
Wzięła kartkę i - używając najprostszych słów i wyobrażając sobie, że rzeczywiście pisze dla swojej babci - skleciła ofertę. Brzmiała nieźle. Pod spodem dopisała: Isobel Donovan, kontakt przez Caroline Diaz.
Kobieta zerknęła na kartkę - Ona jest stara...ale nie zdziadziała, wiesz? - Wstała z fotela, zabierając ze sobą dokumenty - Myślę że była gdzieś kiedyś profesorką literatury. Poczekaj, muszę coś przekazać - odciągnęła na bok wchodzącego mężczyznę. Przeszkolony wiatrołap tłumił dźwięki, ale na pewno się znali i przekazała mu paczkę dokumentów
- To Gerard, jeden z pracowników twojej nowej gospodyni. Ma cię zawieźć prosto do niej- gadatliwa kobieta zaanonsowała przybysza
- Ok - dziewczyna wstała. - Dziękuję.
- Postaraj się nie stać za bardzo jak inni, dobrze?
- Nie wiem, co masz na myśli, dlatego nie mogę obiecać - uśmiechnęła się smutno.
- Zobaczysz - pożegnała dziewczynę mocnym uściskiem - Miło było porozmawiać.
- Jak masz na imię? - zapytała jeszcze Isobel.
- Teresa –kobieta wypchnęła śmiechem.
Dziewczyna nie wiedziała, co ją rozśmieszyło, ale zazdrościła jej jak cholera. Wyszła przed budynek, szukając wzrokiem samochodu.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |