16-02-2016, 16:41 | #111 |
Reputacja: 1 | -No need to be quiet. - Mruknął Stephen po czym oddał strzał przez okno, celował tak żeby nie zabić, w rękę bądź co łatwiejsze w nogę, z ranną chyba sobie Dawid poradzi?
__________________ A Goddamn Rat Pack! |
16-02-2016, 20:21 | #112 |
Reputacja: 1 | Stephen, Dawid Tłumik nie wystarczył żeby zagłuszyć ten nieprzyjemny dźwięk - kula przeszła przez przedramię z charakterystycznych chrzęstem pękających kości. Szarpanina na chwilę przybrała na mocy, gdy dziewczyna szarpnęła się z zraniona, ale chwilę później zawisła w uścisku Dawida, wyjąc z bólu. Dawid - Ta taksówka która właśnie podjechała? Widzę cię, schodzimy - Wheatstone zauważył ruch kolorowej firanki w ciemnym oknie na piętrze. Taksówkarz rozglądał się nerwowo - sprawa śmierdziała. Nie na tyle żeby odpuścić sobie takie pieniądze jakimi płacił jego klient, ale śmierdziała.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |
17-02-2016, 08:41 | #113 |
Reputacja: 1 | - Już nie jesteś taka harda, co? - pomyślał Akerman. Kobieta zaczęła przeraźliwie wyć. Z powodu rany lub bijąc na alarm. To bez różnicy. David szybko wymierzył jej cios w przeponę, by choć na chwilę odebrać jej dech. Dopiero wtedy przykrył jej dłonią usta. Nie wiedział jaki los spotkał glinę, więc uznał że potrzebują jej żywej. Wciąż bowiem brakowało im wiedzy na temat położenia ostatniego z zamachowców. Czując jak opadła z sił, zaczął ciągnąć ją w kierunku domu. Kiedy tylko minął próg, rzucił kobietą o ziemię i przycisną doń. Dopiero wtedy dostrzegł drugie ciało, rozciągnięte na podłodze. - Musimy szybko dowiedzieć się gdzie jest piąty z tych skurwieli i stąd spieprzać - stwierdził oczywistą rzecz. |
17-02-2016, 12:20 | #114 |
Reputacja: 1 | Światła na ulicy nadal świecą. Światła w mieszkaniach wygaszone. To nie było normalne. Może około 3 czy 4 nad ranem, ale nie tak wcześnie. Kierowca też podejrzewał, że coś nie gra. Prawdopodobnie miał spluwę w schowku. Albo chociaż paralizator. Ktoś pracujący w tym zawodzie, w kraju w którym ogromne wpływy miał kartel nie pozwoliłby sobie jeździć po nocy bez zabezpieczenia. Wtedy przyszło olśnienie i do Davida dotarło, że to dzięki temu, że nie mieli broni tak szybko przejechali przez kordon policji. Biznesmen jednak nadal nie miał pewności co do spotkania na które się udał. Jego rozmówczyni była blisko. Widziała ich. I cały czas była na linii. - Dobra, wychodźcie. Nie ma na co czekać. Dłonią wskazał taksówkarzowi, żeby podjechał bliżej schodów. Tak, żeby po wyjściu z budynku wejść bezpośrednio do samochodu. Sam postanowił ten odcinek przejść. Było to niecałe dwadzieścia metrów. Mniej niż 30 sekund marszu. Ale zawsze to dodatkowa chwila, żeby rozejrzeć się po okolicy. Poza budynkiem z którego odbierał Hoseina obserwował też drugą strone ulicy. Może odkąd był wampirem stał się przewrażliwiony ale spodziewał się jakiegoś snajpera. W głowie miał też dźwięk ciężkich butów kobiety. Jeżeli to ona będzie chciała go sprzątnąć, to te kilka metrów od taksówki da mu szansę na jakąkolwiek reakcję.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
17-02-2016, 17:16 | #115 |
Reputacja: 1 | Stephen, Dawid Tym razem napastnicy nie mieli już tyle szczęścia; nagłe wycie ściągnęło uwagę. Kiedy David wciągał jęczącą kobietę do domu, Stephen zauważył ludzi wybiegających od strony hotelu; dwójkę od wyjścia do ogrodu i wysportowanego mężczyznę który przeskoczył niski płotek miedzy placykiem dla gości a ogrodem. Parka, widząc co się dzieje, obróciła się z powrotem po kilku krokach, w pośpiechu wracając do hotelu, a mężczyzna zaszył się w krzakach pod przeciwległym do domu Jamesów budynkiem. Pomiędzy jękami przyduszonej do ziemi Keiry a stękaniem wracającego do siebie Francisa rozległ się wesoły dzwonek. "Louis, recepcja" dzwoniła na komórkę Alicji w kieszeni Dawida. Dawid Wheatstone W pierwszej chwili wszystko wydawało się idealnie. Żadnych świadków, tajniaków, podsłuchiwaczy... Paranoja Dawida wyostrzyła jego zmysły: wzrok i tak całkiem niezły, nadnaturalnie poszerzył zakres postrzegania, wyłapując detale fizycznie niemożliwe do zobaczenia. W jednym z odległych okien w górze ulicy było dokładnie to, czego się obawiał: schowana pomiędzy donicami lufa karabinu skierowana prosto w jego stronę. - Wychodzimy - zgłosiła kobieta po drugiej stronie łącza. I faktycznie, niemal natychmiast otworzyły się drzwi i wybiegł z nich skulony człowiek, starannie zawinięty w płaszcz z kapturem. Biegł prosto do taksówki. Chwilę po nim w drzwiach pojawiła się kobieta w lekkiej sportowej kurtce - bardziej odpowiedniej na bezchmurną, ciepłą noc - nieudolnie kryjąca coś pod jej połą.
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |
17-02-2016, 17:28 | #116 |
Reputacja: 1 | -Wszystko ok? Zapytał Stephen Davida Sam przycelował w krzaki planując wystrzelić jak tylko zobaczy wysportowanego
__________________ A Goddamn Rat Pack! |
19-02-2016, 12:20 | #117 |
Reputacja: 1 | - Kurewsko daleko od ok - odpowiedział David, gładząc poharatany bok. Spojrzał na komórkę. Odebranie w tzm momencie było bardzo złym pomysłem. Zanim zdążyłby wytłumaczyć kim jest, recepcjonistka usłyszałaby strzały. Rozłączył połączenie i szybko wystukał sms: Chwilę mu to zajęło ponieważ Keria pod nim wciąż wierzgała. Miał nadzieję, że Stephen w tym czasie ogarnie sytuację cokolwiek to oznaczało. Szybko znalazł kawałek linki, sznura lub czegokolwiek czym mógł związać ofierze ręce. Jeżeli nic takiego nie znalazł, pozbawił kobietę przytomności ciosem w skroń. Następnie odbezpieczył swój pistolet i zajął miejsce przy drugim oknie. - Maskarada przede wszystkim, co? - mruknął. Ostatnio edytowane przez Caleb : 19-02-2016 o 13:43. |
19-02-2016, 22:32 | #118 |
Reputacja: 1 | Siedziba Księżnej, między rzeką Świętej Anny a centum handlowym przy Central Market - Hej - zgadała dziewczyna do recepcjonistki. - Jestem Isobel. - rzuciła jednocześnie okiem na sprzęt – „matko, co za kostnica..” - Tylko takie trupy macie? Jakiś lapek? Na fejsa bym zajrzała... - Wydaje mi się że w Central Markecie, za rogiem jest darmowe WiFi, dziecko - tak jak przedtem kobieta starała się nie zauważać Isobel, tak po jej uwadze o trupach zaczęła patrzeć na nią tak jak patrzy się na komputer, który właśnie zaciął się godzinę od ostatniego zapisu - Co ty w ogóle tu robisz o tej godzinie? Czekasz na rodziców? - Ehm.. - Isobel lekko się zawiesiła, sądziła, że wszyscy tutaj są wtajemniczeni w ten cały.. no, wampiryzm. Ale nie byli, jak widać. - Czekam.. kierowca rodziców ma po mnie przyjechać.. miasto zamknęli i się zgubiłam. Rozejrzała się dookoła. - Tam poczekam, dobrze? - wskazała na sofy. Przeszła dwa kroki, ale niepewny głos kobiety ją zatrzymał. - Jesteś zdrowa? Widziałaś się w lustrze? - Mam niedokrwistość. Choroba genetyczna - kłamanie szło jej coraz lepiej, nie żeby miała z tym jakieś problemy wcześniej, ale wyraźnie się rozwijała w tej kwestii. Kurcze, kobiecie chodziło to to, że jest blada, czy coś innego? Przecież pamiętała, żeby symulować oddychanie i mruganie.. no, może czasami zapominała, ale zwykle pamiętała. Zamrugała szybko. - Przepraszam, skorzystam z toalety - powiedziała. Potrzebowała przejrzeć się w lustrze. - W tym wieku też trzeba o siebie dbać! – rzuciła jeszcze kobieta. „Bla, bla, bla” pomyślała Isobel, wchodząc do łazienki. Wyszła z łazienki i wróciła do holu, gdzie poszukała najciemniejszego kąta. Troskliwe - czy też raczej wścibskie - spojrzenie znad biurka towarzyszyło Isobel cały czas. Jakby tylko na coś czekała. W końcu recepcjonistka nie wytrzymała i zadała kolejne pytanie - Tak właściwie...kto jest twoim rodzicem? Może po prostu ich zawołam? - Nie sądzę, żeby mogła ich pani znać - Isobel uśmiechnęła się. - Są znajomymi Księżnej. - Ciszej, dziecko, nikt ci nie wytłumaczył podstaw konspiracji? - przewróciła oczami - To że ty wiesz nie znaczy że cały świat ma wiedzieć - Nabija się pani ze mnie - stwierdziła Isobel. - Dlaczego? - Sprawdzam jak bystra jesteś. Całkiem, całkiem - wstała zza lady. - Nie będzie oficjalnego spotkania - nie spełniasz wymogów - ale jako że to nie jest twoja wina, potraktuj to miejsce jak przystanek z przesiadką. Profesor uprzedził nas o twoim przybyciu. - Jak miło z jego strony.. - mruknęła Isobel nie ruszając się z kąta. - Nadzwyczaj – kobieta sięgnęła po plik dokumentów. - A co do sprzętu - faktycznie jest archaiczny. Ale nie ja tu rządzę, a z pewnych powodów nie ma nikogo zaufanego kto mógłby go zmodernizować - usiadła na fotelu po drugiej stronie stolika - Dlaczego nie ma? Rozumiem, że nie wszyscy się na tym znają. Ale nie można zatrudnić zwykłej firmy informatycznej? Lub kupić sprzętu w necie, od razu gotowego do podłączenia? - Jeżeli dobrze zrozumiałam, chodzi o dyskrecję - podała notes z przypiętym długopisem - To zupełnie nie moja broszka, ale jeżeli chcesz zabłysnąć, śmiało, pisz. Przepiszę to na czysto i podam dalej. - Ale co mam napisać? - spojrzała, zdziwiona. - Że to durne, że trzyma się sprzęt nadający się do muzeum? Chyba.. ci co rządzą mają tego świadomość? - Ty...faktycznie masz tyle lat na ile wyglądasz? - ściszyła głos. - 17 - stwierdziła Isobel stanowczo. - Właściwie, to prawie 18. - Jeżeli tak...pomyśl o swojej prababci. Prababci która i tak jest całkiem niezła w te klocki, ale... - urwała i wyprostowała się sztywno - I tak już za dużo powiedziałam. Zaproponuj usługę, jeżeli chcesz . - Hmm.. - pokiwała głową. Zaczynała rozumieć. - Pani.. już jest w takim stanie bardzo długo, prawda? Wolno pytać, ile ktoś żyje.. no potem.. czy to niedozwolone? - Nie mam pojęcia, ile ona ma lat...ani nawet nie wierzę że ktoś odpowiedziałby prawdę - przeskoczyła z jednej myśli na drugą - Oficjalnie jest ktoś kto zapisuje wszystkie daty, ale to jeden z was . - Z nas? - nie zrozumiała. - Ja tu tylko pracuję - uśmiechnęła się, tym razem życzliwiej Jestem...normalna . - Tym bardziej współczuje, ze musisz pracować na tym złomie. - zastanowiła się. - Z ofertą to było serio? Z usługą? Napisać, ze im zupgrejduje ten sprzęt? - Każdy jakoś próbuje się podlizać, niektórzy przychodzą z kwiatami i czekoladkami...dlaczego nie miałabyś podejść do tego odrobinę bardziej profesjonalnie? - wzruszyła ramionami. Dziewczyna pokiwała głową. - Profesor mówił.. o zasobach. Wiedza i umiejętności. Potrafiłabym znaleźć, kupić i zainstalować nowy sprzęt. Ale to banał. Potrafiłabym też znaleźć informacje, na których im zależy. - Dopisz tam też…- urwała, patrząc na strażnika - ...jakiś kontakt do ciebie. - Kasadian był kontaktem, ale zaginął.. - posmutniała. - Dobra. Wzięła kartkę i - używając najprostszych słów i wyobrażając sobie, że rzeczywiście pisze dla swojej babci - skleciła ofertę. Brzmiała nieźle. Pod spodem dopisała: Isobel Donovan, kontakt przez Caroline Diaz. Kobieta zerknęła na kartkę - Ona jest stara...ale nie zdziadziała, wiesz? - Wstała z fotela, zabierając ze sobą dokumenty - Myślę że była gdzieś kiedyś profesorką literatury. Poczekaj, muszę coś przekazać - odciągnęła na bok wchodzącego mężczyznę. Przeszkolony wiatrołap tłumił dźwięki, ale na pewno się znali i przekazała mu paczkę dokumentów - To Gerard, jeden z pracowników twojej nowej gospodyni. Ma cię zawieźć prosto do niej- gadatliwa kobieta zaanonsowała przybysza - Ok - dziewczyna wstała. - Dziękuję. - Postaraj się nie stać za bardzo jak inni, dobrze? - Nie wiem, co masz na myśli, dlatego nie mogę obiecać - uśmiechnęła się smutno. - Zobaczysz - pożegnała dziewczynę mocnym uściskiem - Miło było porozmawiać. - Jak masz na imię? - zapytała jeszcze Isobel. - Teresa –kobieta wypchnęła śmiechem. Dziewczyna nie wiedziała, co ją rozśmieszyło, ale zazdrościła jej jak cholera. Wyszła przed budynek, szukając wzrokiem samochodu.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
23-02-2016, 11:04 | #119 |
Reputacja: 1 | David już wiedział, że trafił w pułapkę. Tyle, że pułapka nie była zastawiona na niego. Gdy tylko dostrzegł broń ruszył biegiem w stronę uciekinierów. Czuł, że za chwilę dostanie kulkę. Miał nadzieję, że nie w głowę, bo z tego będzie się ciężko wytłumaczyć. Wiedział gdzie jest snajper. Postanowił zasłonić mu możliwie jak największą część trasy po której biegł Hosein i jego towarzyszka.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |
23-02-2016, 16:16 | #120 |
Reputacja: 1 | Dawid, Stephen Wyjątkowo głośne kaszlnięcie pistoletu definitywnie zniechęciło mężczyznę do zgrywania bohatera - padł na ziemię, zwijając się w kłębek. Chwilę później cała trójka wampirów była już w środku z dwójką swoich ofiar - odzyskującym właśnie przytomność Francisem i świeżo ogłuszoną Keirą. Matthew buszował po ich rzeczach, wywalając co ciekawsze na drewniany stolik do kawy. - Taaa, Maskarada, zwłaszcza ten kołek w twojej klacie - chwilę później przeciągle gwizdnął. Znaleziony w plecaku granat ręczny odłożył na stół znacznie delikatniej niż inne rzeczy - Kto to w ogóle jest, kołki, tłumik, granaty? - zwrócił się do obu towarzyszy Dawid Wheatstone Mężczyzna zatrzymał się kilka metrów przed Dawidem i nagłym ruchem odrzucił płaszcz, podrzucając wycelowany w wampira pistolet maszynowy do ramienia - blondyn z króciótkim irokezem definitywnie nie był Hosseinem . Kobieta obok wyciągnęła podobną broń - tą którą tak trudno było jej zmieścić pod krótką kurtką i ryknęła - Regiment Trynidad, na ziemię! -
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! |