Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2016, 23:12   #161
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
dialog przy współpracy z MG

Lynx celowo opóźniał udanie się na opatrywanie do Kate. Przepuścił obu łowców maszyn i Nico, chcąc zostać ostatni w kolejce. Kiedy już przyszła jego kolej zrzucił cały szpej na jeden stosik i ruszył w kierunku celi, tymczasowo zamienionej na lazaret. Serce miał w gardle, pamiętał bowiem ich ostatnie spotkanie w Kościele, tuż po pogrzebie Miltona. Na samą myśl o tym i o jej słowach, coś kłuło go nieznośnie. Teraz też, kiedy przyszła na posterunek nie zaszczyciła go nawet cieplejszym spojrzeniem, co nie rokowało dobrze na przyszłość. Zajął wskazane przez nią miejsce i cierpliwie poddał się jej zabiegom. Jedno się nie zmieniło dłonie miała zręczne i delikatne, takie jakie zapamiętał, kiedy po raz pierwszy go opatrywała, wycieńczonego i poranionego. Wreszcie przełamał suchość w gardle i odezwał się: - Próbowałem sam się trochę pozszywać… ale chyba za mało Cię podpatrywałem wcześniej - nawiązał do prowizorycznych opatrunków jakie zrobił dla siebie jeszcze na bagnach.

- Nie gadaj tyle. Wiercisz się jak gadasz. - odparła chłodno kończąc zakładanie opatrunku. Do niego podobnie jak i do poprzedniej trójki właściwie nie odzywała się poza krótkimi, typowo medycznymi poleceniami gdy miał podnieść to, czy rozpiąć tamto albo się nie ruszać. Wyglądało na to, że od czasu rozmowy w kościele nic nie zmieniło jej nastawienia.

- Nie mam innej możliwości by z Tobą pogadać. Od przyjazdu nie chcesz zamienić nawet jednego zdania ze mną … - głos miał ściszony, niespecjalnie chciał by reszta słyszała ich rozmowę. - Nie proszę o przebaczenie, ale pozwól mi wyjaśnić cokolwiek? Potem będziesz miała całe życie by mnie nienawidzić…

- Wyjaśnić? - kobieca sylwetka na moment zamarła z dłońmi w swojej torbie gdy schowała w nich kolejny medyczny przyrząd. Przez ten moment patrzyła bezpośrednio na snajpera chyba pierwszy razk odkąd spotkali się pierwszy raz w tym sezonie. I ten dostrzegł gotujące się na dnie jej oczu pokłady tłumionej dotąd furii. - Wyjaśnić tak? - powiedziała kiwając twierdząco głową i zkończąc ruch w dziwnie głosnym trzaskiem zamykając swoją torbę. - To może pozwól, że ja ci coś wyjasnię… - rzekłabiorąc się pod boki i sylwetka, mina i głos miały ciepłotę i siłę sunącej lawiny. Na razie jeszcze sunęły pierwsze grudy i kamienie ale jednolita fala białej śmierci niszcząca wszystko na swojej drodze musiała spaść już nieuchronnie.

- Nie rozmawiam z tobą bo nie mam ochoty z tobą rozmawiać. Wszystko dobitnie powiedzieliśmy sobie w ostatnim razem. TY mi dobitnie wszystko wyjaśniłeś i pokazałeś gdzie moje miejsce, szacunek i troska dla mnie! - warknęła dając upust swojej złości i wskazując oskarżycielsko palcem na siedzącego na pryczy snajpera.

- Nie zostawiłeś mi nawet głupiej kartki! - wrzasnęła z furią, że wszyscy będący w budynku musieli to usłyszeć. - Ale swojej superstrzelby nie zapomniałeś wziąć! To wiesz co Lynx? Z nią układaj sobie życie a nie ze mną! - krzyknęła znowu na cały posterunek.

- Ale byłam głupia, że się z tobą zadawałam. Nie mogę uwierzyć, że tak się dałam nabrać na tę twoja aurę przybsza z znikąd. A mówili mi ludzie bym sobie znalazła fajnego chłopaka stąd bo z obcymi to nie wiadomo na czym się stoi. Ale nie! Ja byłam ślepia i głupia! Tłumaczyłam jak debilka, że ty jesteś inny. Ten dobry facet. Ale jednak dzięli Lynx, że wyprowadziłeś mnie z tej kpiny! Przejżałam na oczy wreszcie. Dzięki tobie. Pokazałeś mi gdzie moje miejsce i co się naprawdę dla ciebie liczy. No na pewno nie ja. - furia jaką odczuwała kierowała jej słowami i ciałem. Na przemian mówiła spokojnie, albo prawie schodziła do szeptu by nagle wybuchnąć wrzaskiem na cały budynek. Nie przypominał sobie by kiedyś widział ją aż tak wkurzoną.

- A jak zniknąłeś oczywiście jak debilka poszłam cię szukać. Bo na pewno coś się kochanemu Nathanowi stało. Bo przecież takie ciekawe życie sobie prowadził póki nie przybył tutaj to może znów się zaczęło. I szukam, pytam, latam jak wariatka po całym Cheb i nic. No wsiąkło i chłopa nie ma. Zwiał i dał dyla dokładnie tak jak mi mówili przez dwa lata. Znudził się wiejskim życiem i taką nudną wieśniarą jak ja. Ale myślę sobie na pewno nie. Na pewno coś się stało. Może miał wypadek abo gdzieś leży ranny i potrzebuje pomocy. Więc tak ludziom jak kretynka powtarzam. I przylatuję w końcu tutaj do Daltona i Briana, potem do świętej pamięci pastora Miltona i razem organizujemy poszukiwania. Obaj poruszyli całe Cheb by cię znaleźć! Bo jak zgłosiłam oficjalne zaginięcie to szeryf zaczął oficjalne poszukiwania. I szukaliśmy cię! Całe Cheb cię palancie jeden szukało! Wszyscy rzucili co mieli do roboty przed zimą i cię szukaliśmy! Cały tydzień! Brian z Eliottem przeszukali nawet te bagna, doszli aż do farmy Fergusona i nic! Zwiał chłop, zniknął, kamień w wodę! Niech cię szlag Lynx! - wywrzeszczała swoją złość, upokorzenie i ból miotając wściekle prócz gromów słów również błyskawice z oczy.

- A teraz wracasz i co? No nic. No zjawiłeś się i co? Mam c się rzucić na szyję? Błagać byś został? A może znowu jak głupia latać za tobą? Nie, Lynx, znajdź sobie jakąś głupią małolatę i jej taki kit wciskaj. Ja się nie będę bawić z tobą w takie głupie gierki. Nawet teraz polazłeś na jakieś głupie polowanie a ja oczywiście mam się domyślać co się znowu stało. Więc bywaj i nie zawraca mi więcej głowy Lynx. - zakończyła zmęczonym głosem po czym wzięła swoją torbę i najwyraźniej zamierzała opuścić celę i jej rezydenta.

Snajper zagrodził jej drogę do wyjścia: - Nie znudziłem się wiejską wieśniarą, nie odszedłem też z własnej woli. Nie wypuszczę Cię dopóki Ci wszystkiego nie wytłumaczę! - poniósł trochę głos, miał w dupie czy usłyszy to reszta. - Znałaś moją przeszłość, mówiłem Ci o niej, zaakceptowałaś to i dałaś impuls do tego, żebym się zmienił. Wiedziałaś, gdzie służyłem w wojsku. Potem robiłem w kompanii najemniczej, o tym też wiedziałaś. Robiliśmy kiedyś robotę na Południu, przy okazji tej akcji, zginął młodszy brat naszego zleceniodawcy. A ten przysiąg nam zemstę, nie myśleliśmy jednak, że miał środki i znajomości by ją zrealizować. Znalazł mnie w Cheb… i zagroził, że zacznie zabijać bliskie mi osoby, jeśli nie opuszczę miasteczka i nie oddam się w jego ręce… - ręce snajpera zacisnęły się na prętach drzwi prowadzących do celi. - Nie chciałem ryzykować ani twoim życiem, ani nikogo z miasteczka… to był chory, opętany rządzą zemsty człowiek, o dużych możliwościach jak się okazało. Nie zostawiłem kartki, bo nie myślałem, że wyjdę z tego żywy… Powiedziałem Ci prawdę - dokończył z bólem w głosie - wróciłem tylko dla Ciebie… co innego miałoby mnie tu sprowadzić z powrotem? Wiem, że zawiniłem, że Cię zraniłem, ale tamten czas z Tobą, był dla mnie bardzo ważny… zmieniłaś mnie. Jeżeli to co było między nami już nic dla Ciebie nie znaczy… to dam Ci spokój, nie będę Cię już więcej nagabywał.

- Nie zostawiłem kartki bo nie myślałem, ze wyjdę z tego żywy?! - fuknęła wkurzona weteryniarz. - Czy ty jesteś jebnięty? - Kate przedrzeźniła snajpera kręcąc z niedowierzaniem głową. Patrzyła przy tym pytaniu jak zwyczajowo matki patrzą się na swoje pociechy słysząc jakąś wybitnie głupią wymówkę. - Miałeś czas zabrać swoje spluwy i graty pod okiem tego palanta co przyjechał po ciebie a jakoś nikt go prócz ciebie tu nie widział a ty olałeś napisanie nawet głupiej kartki?! - znów złość i poczucie krzywdy wzięło nad nią górę i najwyraźniej to bolało ją najbardziej. Brak jego zaufania do dla jej zrozumienia jego, jego przeszłości i jego samego. W krytycznej chwili nie zdecydował się powiedzieć jej zaufać i zostawić garść prawdy na kartce. Tego najwyraźniej nie chciała mu darować bardziej niż czegokolwiek innego w tym jego paromiesięcznym zniknięciu.

- I wiesz co Lynx? Ja się widocznie nie nadaję do takiego życia. Nie chcę być częścią takiego rozrywkowego i wielkoświatowego życia. Póki tu byłeś nie różniło się moje życie od tego co się dzieje u moich sąsiadów ale to co się ciebie tyczy i co ty wyprawiasz to po prostu nie dla mnie. Powiedz mi coś ilu jeszcze ludzi zabiłeś? Ilu z nich może tak jakby nic tutaj, czy nawet do domu. DO MOJEGO DOMU! i tak sobie zastrzelić mnie czy ciebie? Zgaduję z tego co mówiłeś, że nie zabiłeś w życiu tylko jednego człowieka i chyba tych paru ważniejszych także. Zresztą ty się nie chcesz zmieniać i dobrze ci z tym. Zobacz co robisz po przyjeździe tutaj. Od razu polazłeś sobie gdzieś tam co cię tak pocięło. Pewnie widłak sądząc po ranach i o tym, że na bagnach. No i sobie polazłeś a ja co? Mam grzecznie w domu czekać na twój powrót? Może obiad wstawić bo głodny wrócisz? I rzucić ci się w ramiona, że jeszcze jesteś? A gdzie powiedz, mi znowu gdzie do cholery byłeś jak byłam w drodze do Topek i na nas napadli bandyci co? Obroniłeś mnie wtedy? Nie. Znowu cię nie było jak byś się przydał! Dobrze, że zabrałam się z tymi Schroniarzami to jakoś ten jeden nas z tego wygadał. No ale napadli nas. Musieliśmy się wykupić by przejechać. A wracałam już sama. Kto wie co by było gdyby nadal tam stali. I powiedz mi Lynx po cholerę mi ktoś taki jak ty skoro nie ma go przy mnie gdy jest mi potrzebny? A dupę do ruchania na pewno sobie gdzieś tu znajdziesz albo gdzie indziej bo przecież te Cheb to zwykła wiocha prawda? - Austin nawijała dalej i złość na stare i nowe uczynki Lynx’a wcale jej nie przechodziła. - Więc wysłuchałam Cię a teraz odsuń się i zejdź mi z oczu. - syknęła zimno choć w pomieszczeniu obok to jak i większość ich raczej już regularnej kłótni niż rozmowy było raczej słyszalne całkiem dobrze. Chyba przez grzeczność na razie nikt się nie wtrącał w ich sprzeczkę.

- Przecież w kościele kazałaś mi spieprzać - teraz on podniósł głos - miałem Cię tam na kolanach błagać? Szeryf potrzebował ludzi, to z nimi poszedłem. Powiedziałabyś słowo, to pojechałbym z Tobą do Topek!!! - trochę się zdenerwował, nie na nią, tylko na to, że mogło się jej coś stać. - Nie nie zostawiłem żadnej kartki, wiedziałem, że byś mnie szukała!!! Tego chciałem uniknąć.... dostałem ultimatum, opuszczam Cheb i nikomu się nic nie stanie, a my wyrównujemy rachunki między sobą, albo zostaję i zaczną ginąć niewinni!!! Tak zabijałem!!! Ale o tym wiedziałaś już w zimie, wtedy mówiłaś, że wybaczasz i mam zostawić przeszłość za sobą… Zostawiłem!!! Nie jestem grzecznym chłopcem… ale przez moje zniknięcie chciałem ochronić Ciebie, do jasnej cholery! Myślisz, że po co wracałem tutaj? Całą zimę pieszo? Dla pięknych widoków i świeżego powietrza - zrobił jej miejsce w wejściu do celi. - Idź, nie musisz się martwić, mnie masz już z głowy… - dodał ciszej.

- Jak miałam ci powiedzieć, że jadę do Topek jak cię nie było! - krzyknęła ponownie lekarka od zwierząt słysząc argumenty snajpera. - Właśnie o to chodzi! Nigdy cię nie ma! Po co mi facet którego nigdy nie ma!? - dodała ze zirytowaną złością. - To idź sobie być tym niegrzecznym chłopcem i swoimi ciekawym życiem i przygodami gdzie indziej. Ja ma dość. I cieszę się, żeśmy to sobie wreszcie wyjaśnili. - rzekła na odchodne oschłym tonem wychodząc z celi i ruszając w głąb biura szeryfa.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline