Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2016, 23:26   #223
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Zaskoczony taką reakcją brata Erilien nie wiedział co powiedzieć, dosłownie doświadczył na sobie tego co ludzie określali jako: “zapomnieć języka w gębie”. Patrzył jedynie na Aerona jak by go widział po raz pierwszy w życiu w dodatku tak jakby rudowłosy pół elf nie był istotą z krwi i kości lecz zjawą, marą jakaś dziwną.
Aeron natomiast stał to zaciskając dłonie w pięści, to je poluzowując, oddychając głęboko.
- Ciebie. Zupełnie. Powaliło! - wysyczał przez zęby drżąc na całym ciele z zimna.
- Ale… - Zaczął Erilien lecz nie do kończył bo po prostu nie rozumiał jakie zarzuty stawia mu brat. - Ale o co chodzi? - Wyjąkał w końcu.
- Postradałeś zmysły. - odparł pół elf twardo, ale kolejne jego słowa były już przepełnione rosnącą desperacją - Odkąd dowiedziałeś się o Corellonie… I odkąd przeżyłeś ten nieudany czar… coraz gorzej z tobą. Czy ty naprawdę tego nie widzisz?! - wziął głębszy oddech uspokajając głos - Pędzisz na złamanie karku w nieznanym ci kierunku, nie bacząc na nic, na nikogo. Zamierzasz na ślepo podróżować po Cormanthorze? Nie mamy pojęcia, gdzie jesteśmy! Nie baczysz na moje słowa zaślepiony swoją własną wizją, jakimiś własnymi mniemaniami. Cały świat przestał się dla ciebie liczyć, a logiczne rozumowanie nie ma już dla ciebie znaczenia, nawet jeżeli przybliżyłoby cię do twojego boga! - Aeron ponownie wziął głęboki, bardzo głęboki oddech.
Erilien powoli zbliżył sie do brata po czym nagłum ruchem objął go ramionami i przytulił.
- Wybacz, nie miałem pojęcia, że jesteś aż tak wyczerpany.
- Bo nic innego cię już nie obchodzi… - mruknął pół elf, a Erilien poczuł, jak ten drży z zimna - Mówię poważnie, idziemy na oślep. Masz nadzieję, że w końcu spotkamy innego elfa, czy może masz większą nadzieję na drowa? Albo pozaplanowca? Och, albo na pretekst do ponownej przemiany, która może cię tym razem ZABIĆ?! - odsunął delikatnie Eriliena, aby spojrzeć mu w oczy - Tu nie chodzi o moje zmęczenie, tylko o twoją poczytalność, która zapadła się sama w sobie najwyraźniej.
- Jeśli szczera wiara jest szaleństwem to jestem całkowicie szalony. Lecz w jednej rzeczy muszę się zgodzić, tak mnie zaślepił blask Corellona, że zapomniałem na moment o jego ideałach. - Oslonił brata dodatowo swoim płaszczem. - Wytrzymaj jeszcze trochę, znajdziemy miejsce gdzie będziemy mogli sie wysuszyć i odpocząć. - Tym razem mówił już bez takiego zapału jak wcześniej lecz za to z pewnością twardszą niż granit. Zupełnie jakby coś się w nim przestawiło, jakaś mechaniczna przekładnia przeskoczyła na inny trybik. Zaś sam Erilien zrozumiał najwaznieszą dla niego rzecz, że Corellon nie jest jedynie bogiem lecz także ideałem który uosabia a ten ideał zawsze był w jego sercu. To on po prostu o nim na chwilę zapomniał, zapomniał, że jako rycerz wiary powinien był robić co w jego mocy gdy tylko zauważy, że jest potrzebny zamiast pedzić przed siebie w nadziei, że tam się bardziej przyda. A teraz był potrzebny tu, na miejscu. Potrzebował go jego własny brat i to, że tego wcześniej nie zauważył napawało go wstydem lecz i pewnością, że tym razem obrał właściwą sdrogę. Może nie w sensie dosłownym lecz na pewno metaforycznym.
Aeron skinął głową, wciąż jednak niepewny swego brata.
- Tak, znajdźmy jakieś miejsce… ale trzeba przemyśleć, jak działamy dalej. Na trzeźwo. Nie ma z nami Quelnathama, który pomógłby nam w obraniu kierunku ni Ocero mogącego nas zabawić swoim narzekaniem.
- Jesli ponarzekasz to obiecuję znaleźć jakiś kierunek. - Odparł Erilien.
- Załóż więc, że teraz zacząłem bardzo narzekać. - mruknął mieszaniec i dodał - Zważając na naszą teleportację… Zaczynam się obawiać o pozostawionych towarzyszy, którzy zapewne poszli tą samą drogą. - skrzywił się ruszając przed siebie i rozglądając się bacznie.

Podobnie jak jego brat tak i Erilien rozgladał sie za miejscem gdzie można by odpoczać, osłuszyć sie i może coś zjeść. Choć to ostatnie bardzo utrudniały kurczące się zapasy. No ale przeciez w lesie zawsze się coś znajdzie dobrego… tylko trzeba wiedzieć jak szukać i Erilien miał wielką nadzieję, że Aeron wie jak, gdzie i czego szukać.
Minęło sporo chwil pełnych deszczu i zimna, w trakcie których Aeron się uparł, aby Erilien jednak zabrał swój płaszcz i się nim okrył, a sam został tylko we własnym twierdząc, że już się rozgrzał. Na szczęście braciom Treves udało się odnaleźć miejsce, w którym mogliby się skryć - płytka jaskinia nie była może szczytem wygody i spełnieniem marzeń, ale jednak była czymkolwiek, co dałoby pewne schronienie. Aeron usiadł ciężko zrzucając z siebie przemoczony płaszcz i oddychając głęboko. Przetarł oczy drżąc leciutko.
- Potrzebujemy planu…
- Jeden mam. Najpierw schronienie i ognisko, potem się wysuszysz i zjemy coś a na koniec pomyślimy co robić dalej. Dobry plan? - Erilien rozglądając się za w miarę suchym drewnem, nie liczył na wiele ale może chociaż takie które zajmie się po zaledwie dziesięciu próbach.
- Na początek może być… - odparł Aeron, po czym kichnął raz, drugi - Uh… Ognisko… Nie wiem czy znajdziemy cokolwiek co się zajmie, a nie tylko zadusi nas dymem… o ile w ogóle zrobi cokolwiek.
Erilien zobaczył na zewnątrz tego wgłębienia w skale, bo tak można było lepiej określić ową płytką jaskinię, obumierające drzewo, którego gałęzie albo padły pod naporem wiatru, albo wydawały się być prostym przeciwnikiem… i nie wydawały się być tak bardzo przemoczone. Przynajmniej nie wszystkie.
- Coś musimy mieć, płomienie moge podtrzymywać tylko przez niezbyt długi czas więc ta metoda odpada. Zaczekaj na mnie. - Paladyn ruszył wprost do niszy i zebrał tyle drewna ile się zmieściło w jego pięknym, drogim, magicznym płaszczu. Lecz nie był to czas by żałować strojów, zawsze pozostawała magia która płaszcz doprowadzi do porządku. Wróciwszy do jaskini zbadał drewno i pierwszą partię zaczął metodycznie osłuszać prostym zaklęciem.
Aeron przyglądał się działaniom Eriliena trochę nieobecnym wzrokiem. Kiedy elf skończył osuszać tyle, na ile było to potrzebne jego brat odezwał się bardzo, bardzo cicho, nie wiedzieć czy do Eriliena, czy do siebie samego, a może do wszystkich bogów.
- ...okłamałem Quelnathama…
- Hmmm? - Erilien zachecił brata udając, że nie dosłyszał. W duchu zastanawiał się zaś o co mogło chodzić.
Aeron milczał dłuższą chwilę i już Erilienowi wydawało się, że jego brat porzuci temat, gdy ten powtórzył:
- Okłamałem Quelnathama. - powiedział już trochę głośniej - A może raczej nie powiedziałem całej prawdy… Przy nim odżegnałem się od posiadania jakiejkolwiek… edukacji magicznej, a jednak… - westchnął - Czegoś zostałem nauczony.
- Zapewne miałes swoje powody by tak postapić. Przeciez nie wyniknęlo z tego nic złego, prawda? - Erilien zaczął rozpalać drewno w sposób jaki znał najlepiej. Odsunał się trochę wystwaił przed siebie grubszą osłuszoną gałąź i spowodowal ognisty wybuch który jedynie czesciowo objął drewno, powtórzyl to raz jeszcze aż zajęło się płomieniem. - Mamy ogień, zaraz poczujesz się lepiej.
- Chyba… - mruknął Aeron i przysunął się bliżej ognia - I tak moja magia jest bezużyteczna…
- Ciekawy punkt widzenia, ale ja pamietam to nieco inaczej. - Odparł elf. Nie pocieszał młodszego brata, po prostu stwierdził fakt.
- Moja własna, wewnętrzna magia nie jest imponująca. - mruknął przysuwając dłonie do ognia - Ja po prostu… pożywiam się na magii innych.
- Jedna z rzeczy których się nauczyłem to to, że nie magia jest najważniejsza… gdyby była dziś nie rozmawialibyśmy a ja nie nosiłym nazwiska mego rodu. - Odparł po chwili milczenia elf.
- Co masz na myśli?
Erilien usiadł przy ogniu, jego ubrania też wymagały wysłuszenia. Przez chwilę wpatrywał się w płomienie, dorzucił jeszcze jedną szczapę. W końcu odpowiedział:
- Ród Treves od zawsze był rządzony przez magów. Tak było od najdawniejszych czasów, od samego początku… od naszego niebiańskiego przodka. To było ważne ponieważ jednym z obowiazków była opieka nad wyspą Zimowego Dworu której klimat jest niestabilny i silnie zależny od magii. Tak więc lord Treves zobowiązany był poznać magię mrozu i za jej pomocą stabilizować wyspę. I tak było przez pokolenia, każdy następny lord niezmiennie kształcil się w sztukach tajemnych osiągając wielką wprawę. Nie wspominałem o tym, lecz na wyspie znajduje się niewielka akademia magiczna, niewielka ponieważ niewielu jest zainteresowanych tak wąską specjalizacją jaką jest magia mrozu. - Erilien wział głębszy oddech. - Ale wróćmy do meritum. Każdy lord uczył się arkanów Sztuki, tak samo i ja lecz w przeciwieństwie do moich znamienitych przodków dla mnie magia była niedostępna.
- Niedostępna? - Aeron zmarszczył brwi - Nie to widziałem jak zmieniałeś się z bajkowe stwory i otwierałeś bramę płomyczkiem.
- A jednak wtedy nie byłem w stanie stworzyć nawet małego światełka. Próbowałem, wiesz, naprawdę się starałem ale bez rezultatów, wiedziałem co i jak mam robić i robiłem to perfekcyjnie tylko, że magii nie było, tak po prostu. W końcu po czterdziestu latach dalem za wygraną. Jak mawiają, z próżnego i Elminster nie naleje. Dlatego też postanowiłem slużyć Corellonowi inaczej, jako jego rycerz. Moje zobowiązania wobec rodu miały ograniczyć się od tamtego momentu jedynie do spłodzenia następcy który mógłby władać magią i zostać kolejnym lordem Treves.
Aeron parsknął.
- Jakie to płytkie.
- Moja decyzja?
- Nie, twoje zobowiązanie wobec rodu.
- Tak uważasz, ale tytuł lorda niesie z sobą sporą odpowiedzialnść, ja w owym czasie nie byłem w stanie jej sprostać. To nie tak, że ktokolwiek z rodziny nalegał na takie rozwiązanie, po prostu czasami nie ma lepszego wyjścia.
Aeron spojrzał podejrzliwie na Eriliena.
- Mam nadzieję, że nic takiego ode mnie nie będzie oczekiwane, bo będzie problem. - dodał butnie.
- Nie ma obawy - zaśmiał się Erilien - to obowiązki tylko er’lorda, znaczy dziedzica. - Poprawił się natychmiast gdy zozumiał, że znów użył archaicznego określenia.
- I dobrze. - uśmiechnął się do siebie - Wiesz, że jako dziecko byłem przekonany, że mój ojciec jest królem elfów? Teraz widzę, że to byłoby mało zabawne dla mnie.
- Nie jest tak źle jak może się wydawać. Mimo wszystko są też przywileje choć faktycznie nie zawsze możesz się kierować wyłacznie tym co uważasz za dobre dla siebie.
- Ostrzegam, że jestem uczulony na próbę ograniczania mojej wolności. - mruknął z nutą buty pół elf.
- Wszystko zależy od tego co przez wolność rozumiesz. - Odparł elf. - Odpowiedzialność nie jest brakiem wolności ani jej ograniczeniem, choć w dzisiejszych czasach niewielu jeszcze o tym pamięta.
- Ograniczenie możliwości wyboru własnej drogi, podejmowania własnych decyzji i decydowania o własnym losie jest brakiem wolności.
- Aby na pewno? - Zapytał paladyn chytrze.
Rudy pół elf spojrzał na niego podejrzliwie.
- Aby na pewno? Oczywiście. Takie ograniczenia czynią z ciebie niewolnika przestarzałych tradycji czy cudzej woli, wybierz które akurat pasuje.
- Mhm, a popatrz na to z innej strony, ta jaskinia ogranicza twój wybór drogi wyjścia do jednej tylko czyli ogranicza naszą wolność. Czy to znaczy, że lepiej moknąc na deszczu niż do niej wchodzić?
- Mylisz rzeczy ze sobą. - prychnął mieszaniec - Jeżeli ci tak dobrze być ograniczonym przez przestarzałe prawa rodu i oczekiwania rodziny to świetnie, jednak ja bym tego nie wytrzymał.
- Jest łatwiej kiedy pamietasz, że możesz to po prostu porzucić. Owszem brak nastepcy sprawił by problemy ale pewnie w końcu znajdzie się jakiś mag który przejmie te obowiązki. Nic sie wielkiego nie stanie, po prostu ród Treves nie będzie więcej władał Zimowym Dworem.
Wyglądało na to, że Aeron trochę się uspokoił.
- Przynajmniej ja mam we krwi historię ucieczek od obowiązków, ale nie możesz powiedzieć, że cię nie ostrzegałem.
- Nie zostały na Ciebie nałożone żadne obowiązki. - Elf uśmiechał się przyjaźnie, trochę chyba nawet zbyt przyjaźnie. - Zastanawia mnie tylko czy przed każdą z owych ucieczek pomyślałeś o konsekwencjach swoich działań. - Rzucił niby luźną uwagę.
- Mój ojciec nie myślał, to i ja nie muszę. - odparł najwyraźniej przyjmując słowa Eriliena jako wyzwanie.
- I dobrze Ci z tym?
- Jest mi po prostu świetnie, a jak ty sądzisz?
- Jeśli tobie to nie przeszkadza to wszystko w porzadku. - Erilien rozejrzał się. - Myślisz, że uda nam się przygotować coś jadalnego z tych resztek które mamy?
- Ty mi powiedz, w końcu jedzenie i przygotowywanie go to twoje zamiłowanie. Ja mogę zjeść cokolwiek, nie ma większego znaczenia jak będzie smakowało, byleby zapełniło brzuch i mnie nie zabiło.
Erilien zebrał resztki sucharów, suszonego mięsa i owoców. Mięso wrzucił do metalowej miski wygrzebanej z dna torby zalał wodą - której było aż za duzo w okolicy - i postawił przy ogniu by tęperatura pomogła w jego zmiękczeniu. Suchary rozgniótł i wymieszał z wodą, to improwizowane ciasto podzielił na dwie czesci, jedną wymieszał z owocami a drugą ze zmiękczonym mięsem. Odwrócil misę do góry dnem i wykorzystał do pieczenia na niej improwizowanych podpłomyków. Takie pożywienie nie zdobyło by może nagrody w konkursie kulinarnym ale syciło i smakowało całkiem dobrze, kiedy było się głodnym. Placek za plackiem upiekł tak dwanaście ciastek wielkości dłoni. Podzielił po równo trzy z owocami i trzy z miesem dla każdego z nich.
- Nie zjedz wszystkiego na raz. Nie wiem kiedy będzie szansa uzupełnić zapasy.
- Nie ma takiego zagrożenia, ty lepiej na to uważaj ze swojej strony. - odparł mieszaniec i zabrał się za jedzenie swojego posiłku.

Po jedzeniu Erilien dorzucił do ognia i ułożył kolejne szczapy by schły przy ognisku. Rozejrzał się lecz nie byl zadowolony. Wstał i zaczął z uwagą przeszukiwać okolicę polując na kamienie odpowiedniejgo rozmiaru. Zebrwszy kilka usiadł przy ogniu.
- Jak jesteś zmęczony to się kładź, ja muszę jeszcze trochę popracować.
Erilienowi wydawało się, że przez chwilę, dosłownie chwilę, zobaczył, iż mina Aerona zmieniła się na bardzo niezadowoloną, ale gdy spojrzał ponownie powróciła ona do stanu pierwotnego, czyli do nieufnego, trochę zirytowanego spojrzenia.
- A masz już plan na jutro? - przypomniał A'Tel'Quessir.
- Owszem, rozejrzymy się po okolicy i przygotujemy jakieś zapasy. Może uda się upolować coś jadalnego. Wody raczej jest pod dostatkiem ale jakby się znalazła rzeka to mam haczyk i zylkę, można nalowić ryb. Pojutrze ruszymy dalej, myśle, że do tego czasu uda nam sie odpocząć.
- Świetnie. Przynajmniej jakiś plan… - mruknął brat - Tylko nie siedź za długo, to ciebie musiało też wymęczyć, a dziedzicowi nie uchodzi mieć podkrążonych oczu.
- Wiesz dobrze, że nie potrzebuję aż tak wiele odpoczynku. - Odparl Erilien układając sobie stosik kamyków. Wybral jeden i zaczął się w niego wpatrywać wypowiadając słowa zaklęcia.
Aeron wsunął się w swoje posłanie i mruknął spod niego, jako że nakył się aż na głowę.
- Szczęściarze...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Erilienowi trochę zajęło odpowiednie przygotowanie kamyków, które nie tyle co było zabójczo trudne, co uporczywe. Kiedy jednak skończył mój spokojnie oddać się transowi co też uczynił siadając ze skrzyżowanymi nogami przy ognisku. Mieli jeszcze tylko do zrobienia…

...z transu rozbudziły go niechciane wizje, których treści po przebudzeniu nie pamiętał, jednak czoło zroszone potem i drżące dłonie wskazywały na to, że nie przeżył żadnych przyjemnych chwil…

...a Aerona nie było w jaskini.
- Bracie! - Zawołał niemal natychmiast kiedy tylko przypomiał sobie o mirażu Vyr'detrala jaki mu się uwidział zaraz po teleportacji.
Odpowiedział mu jedynie deszcz obijający się o liście i ziemię, rozchlapujący się rzęsiście i padający z jeszcze większą werwą, niż w momencie, gdy Erilien udawał się na spoczynek.
- AEROOON! - Krzyknął ponownie ile sił w płucach.
Cisza zakłócana odgłosami deszczu i bardzo odległej burzy była jedyną odpowiedzią.
- Szlag! - Erilien był przerażony brakiem pół elfa. Jeśli jeden z koszmarów wygnał go na taki deszcze to brat paladyna mógł sobie coś zrobić albo się rozchorować.
Elf wstał ciągle owinięty kocem, szybko zbadał taninę między palcami - gruba mocna wełna idealna - owinął się szczelniej by nie zmoknąć i ruszył. Ruszył szukać brata gdziekolwiek tego rudego nicponia poniosło. Nie zabrał ze sobą niczego więcej pewny, że niedługo wróci z Aeronem.
Deszcz lał rzęsiście, a burza zdawała się przybliżać co nie wróżyło niczego dobrego. Czasami nawoływania Eriliena ginęły gdzieś w tym naturalnym hałasie, że nie był on pewien czy Aeron mógł to usłyszeć. Zatrzymał się, aby rozejrzeć, ale żaden z kierunków nie był lepszy od drugiego, jednak… udało mu się coś doszłyszeć.
Wydawału mu się, że usłyszał głos Aerona, ale słowa były obce, a może po prostu zniekształcone przez tą zawieruchę? Wydawało mu się także, że ktoś odpowiedział, ale jedyne co zdołał uchwycić co tębr głosu.
- Aeron! - Krzyknął i pognał ile sił w nogach w tamtym kierunku.
Wypadł na niewielką połać terenu z rzadziej rosnącymi drzewami i wtedy zobaczył swego brata otulonego ciężkim od wody płaszczem. Stał on odwrócony w kierunku Eriliena, a na jego twarzy malował się jakiś strach. Aeron spojrzał jeszcze za siebie, po czym znowu na elfa, ale nic nie powiedział, choć drżał, zapewne z zimna.
- Bracie! - Elf bodszedł bliżej. - Wracajmy do jaskini. - Złapał pół elfa za ramie i pociągnał za sobą.
Wtedy też poczuł jak bardzo pół elf drży, a jego płaszcz jest jakby dopiero go wyjął z balii z wodą.
- Bracie… - szepnął Aeron, ale zaraz zamilkł patrząc na Eriliena wylęknionym spojrzeniem.
- Szlag, cały jesteś przemoczony… - Zabrał Aeronowi płaszcz i owinal go kocem. - Wracamy szybko, a potem mi powiesz co Ci do łba strzeliło. - Teraz kiedy już go znalazł strach o brata zmenił sie w gniew na jego głupotę która w taki deszcz kazał mu opuscić suche schronienie.

Szybko powrócili do jaskini, w której już tylko tlił się rozpalony wcześniej ogniej. Wciąż drżący Aeron spojrzał niepewnie na Eriliena i powiedział cicho:
- Może pójdę po nowe drewno…?
Spojrzenie Eriliena powiedziało mu wszystko co elf myślał na temat opuszczania przez niego jaskini.
- Lepiej ja pójdę, ty postaraj się wysłuszyć na ile zdołasz.
- Weź chociaż… coś na siebie… - powiedział cicho Aeron nie patrząc bratu w oczy.
- Nie trzeba, wróce za chwilę. - Odparł i pobiegł do niszy gdzie ostatnio znalazł drewno, tym razem nie spodziewał się , że bedzie mógł coś pozbierać, ale miał ze sobią Dhaerowathila. Kiedy dotarł do martwego drzewa, przywołał kilka niewielkich kul by osuszyć nieco drzewo po czym uniósł miecz i zaczał nim rąbać pień.
Dhaerowathil nie był najlepszym toporem na świecie, jednak swoją część pracy wykonał. Chociaż gdyby mógł mówić pewnie powiedziałby do słuchu Erilienowi, który miał czelność go tak obrazić.
Elf sięgnał po jeden z kamyków wypowiadając słowa zaklęcia. By dotargać tą kłodę potrzebował dodatkowej siły ale na szczeście przygotowal więcej komponentów wieczorem.
- Dzieki Corellonowi. - Wyszeptał końcżac zaklęcie. złapał konar stwardniałą reką i ciągnac go za soba pobiegł ile sił do jaskini, by zdazyć nim czar przestanie działać.
Kiedy dotarł na miejsce Aeron na całe szczęście wciąż się tam znajdował, aktualnie próbując się osuszyć i jakoś ogrzać, co bez ognia było próżnym trudem.
Erilien widzac pół elfa w takim stanie zaklął cicho pod nosem, mógł przecież od razu to zrobić zanim pobiegł po drewno no ale już się stało.
- Zasłoń uszy, będzie trochę glośno. - To powiedziawszy zaczął metodycznie rozgrzewać skały jaskini wybuchami magicznego ognia. Fale goraca natychmiast zaczęły wypełniać jaskinię, lecz nie o to chodziło elfowi. Te podmuchy ciepła szybko rozwiał by wiatr gdyby Erilien choć na moment zaprzestał swojej pracy lecz jeśli ogrzeje się kamień, ten będzie oddawał ciepło przez długi czas i na tym własnie Erilienowi zalezało najbardziej. A ciepłe powietrze z wybuchów samo w sobie pomoze się jego bratu ogrzać, przynajmniej trochę.
Aeron zadrżał na pierwsze gorące podmuchy na wyziębione ciało i kichnął zaraz się jeszcze mocniej obejmując rękoma obserwując próby Eriliena w zapewnieniu mu ciepła. W końcu Erilien dotarł do momentu, który wydawał się być zadowalający temperaturowo, a do jego uszu dotarło bardzo, bardzo ciche, tak że nie był pewien czy nie przesłyszało mu się, "dziękuję".
Erilien nie powiedział ani słowa tylko podszedł do brata i położył mu dłoń na czole.
- No tak… jazda pod koc ale już! Jeszcze nam brakuje żebyś się poważnie rozchorował. - Trudno było powiedzieć czy bardziej na siebie, czy na brata, ale Erilien był wściekły.
Aeron posłusznie wślizgnął się pod koc i przed dłuższą chwilę nic nie mówił, a gdy w końcu wydobył z siebie głos powiedział tylko:
- Bracie…
- Hmmm? - Odparł Erilien który już zdażył rzucić zaklęcie i zabrać się za osuszanie przemoczonych rzeczy pół elfa.
- Chciałem tylko… spróbować zorientować się w terenie… żebyśmy nie błądzili…
Erilien westchnął i wyglądało na to, że napięcie z niego zeszło.
- Mogłeś mnie wybudzić, martwiłem się, że to przez wizje… że coś ci się stało.
Aeron spojrzał z zaskoczeniem malującym się na jego twarzy.
- Martwiłeś się? - spojrzał na swoje dłonie i widać było, że jest mu przynajmniej głupio w tej sytuacji - Chciałem… Zresztą nieważne.
- Nieważne… tylko nie rób mi wiecej takich numerów, dobrze? - Po czym jego ton zmienił sie o sto osiemdziesiąt stopni i znów wrzała w nim wściekłość. - Bo inaczej zamknę Cię w jednym pokoju ze Stryjem na tydzień!
- Aż tak źle życzysz Cavinuilowi? - pół elf ledwo powstrzymywał uśmiech.
- Obaj jesteście moją rodziną mam prawo wam życzyć tak źle jak tylko mam ochotę. - Zripostował Erilien.
- Jeżeli go kiedyś jeszcze spotkam to chyba zacytuję mu twoje słowa…
- On wie… - powiedział Erilien tym razem całkowicie poważnie i z odrobiną smutku, a może żalu w głosie.
Aeron znowu kichnął, co przerwało jego próbę odpowiedzi, którą począł dopiero po chwili.
- Jest dla ciebie ważny?
- Wątpiłeś w to? Jest ostry i na swój sposób nieznoścy, jak kazdy Treves jeśli się zastanowić, ale to nasz stryj. Tak jest dla mnie bardzo ważny. I nie myśl, że Ty jesteś mniej ważny. Nie uczyniłem Cię mym bratem dla kaprysu.
- Ja… - zaczął, ale szybko myśl została urwana - ...chyba rozumiem…
- A spróbowałbyś nie rozumieć to pięscią bym Ci nakładł rozumu do głowy. - Odparł elf odkładajac wysuszone ubranie. - Zjedz coś, musisz mieć siłę żeby zwalczyć chorobę.
- Ale potrzebujemy tych zapasów na później…
- Przede wszystkim potrzebuję zdrowego brata. Jak minie burza rozejrze się za czymś do jedzenia więc sie nie przejmuj tylko jedz. - Tym razem Erilien skupił sie na własnym stroju, oszuszał go na sobie nie tracac czasu na zdejmowanie, w końcu nie był pewien czy błogosławieństwa jakie otrzymal ciągle mają moc a nie był gotów by teraz to sprawdzać.
Aeron posłusznie wziął jeden placek i zaczął go w siebie wpychać, choć było widać, że przychodzi mu to z trudem. Kiedy zjadł nakrył się pod brodę kocem obserwując Eriliena osuszającego i swoje ubrania.
- Przepraszam… za wszystko. Za to co zrobiłem… i za to co zapewne zrobię.
- Nie powiem Ci byś się nie przejmował ani, że się nie gniewam. Powinieneś się przejmować a ja jestem wściekły na sama myśl… ale, ważne, że nic Ci nie jest.
- Mhm… - mruknął pół elf zamykając oczy i upewniając się, że jest szczelnie nakryty - Przejmuję się… bracie...
 
Googolplex jest offline