Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2016, 15:28   #1
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
[Spin!] Originality!

Kiedy pojawia się iskra wszyscy liczą, że będzie ona początkiem wielkiego płomienia, który rozświetli otoczenie, przynajmniej na jakiś moment żegnając ciemność i rodząc nowe, coraz to piękniejsze iskry.
Wy jednak...po prostu zgaśliście.
Nikt nie pyta was jak do tego doszło. Czy byliście leniwi, czy głupi, czy może po prostu was to nie interesowało. Być może nie była to nawet wasza wina? Tak byłoby najlepiej.
Największy kataklizm w dziejach uniwersum, pojawienie się Plagi, okazał się waszą jedyną szansą na ratunek. Szansą na szacunek, fortunę, samorealizację. Choć grozi wam śmiercią.
Teraz stoicie naprzeciw drewnianych drzwi o które opiera się karzełkowaty szkielet w dresie, kilkaset kilometrów pod ziemią.
-Bądźmy szczerzy. – odezwał się, wpatrzony w twarze czwórki łowców. - Idziecie umrzeć. Do walki z plagą trzeba się urodzić, nikt nie ma zamiaru marnować niezmierzonych wartości aby wyćwiczyć was tylko po to, abyście i tak umarli nieco później. Dlatego każdy dba o siebie. – wzruszył ramionami. - Dzisiaj, sprawdzicie na czym ta praca polega, a potem mi powiecie, czy faktycznie wam to pasuje. Nie macie żadnego zadania. Przechodząc przez te drzwi traficie do miasta niedawno zarażonego plagą, pełnego mniej groźnych stworzeń. W dodatku, do niewielkiej, wysuniętej części miasta odciętej rzeką od reszty. Macie tam pójść, zobaczyć co i jak i wrócić. Drzwi będą zawsze tam gdzie były wcześniej. Mapę wysłałem wam smsem. Pamiętajcie też aby nosić przy sobie komórki, bez nich drzwi się nie otworzą i nie wrócicie. – zrobił krótką przerwę – Jeżeli uda wam się coś ubić, zawsze zbierajcie to. – wyciągnął z kieszeni niewielką kulkę z mniejszym zbiornikiem w środku, w którym coś pływało. - Za to wam tu płacą. To dowód, że coś robicie. Nazywamy je rdzeniami. – uśmiechnął się. Odszedł od drzwi i kopnął nogą w ścianę. Otworzyła się pokazując niewielki arsenał broni. - Część z was złożyła zamówienia, więc znajdźcie swoje zabawki. Reszta niech pobierze zwykłe miecze i pistolety. Każdy z was ma mieć z sobą jedną broń białą i jedną dystansową. Przynajmniej tyle mogę dla was zrobić. – odwrócił się z powrotem do reszty. - Są zaklęte przez boginię czystości. Oznacza to, że nie będą specjalnie skuteczne przeciw bogom, ale ocalą wam życie w starciu z plagą i pozwolą odzyskać część pochłoniętej przez nią egzystencji. Zbierać się. – nakazał, opierając się o ścianę.
Daniel wykrzywił nieco usta w grymasie niezadowolenia. Zgromadzeni nie mogli być pewni o co dokładnie mu chodziło - równie dobrze mógł być zawiedziony sytuacją w jakiej się znalazł, jak i temu, że była ona stosunkowo “bezpieczna”. Przynajmniej, o ile można mówić o czymś takim w sytuacji spotkania z wersją materii dokładnie odwrotną do swojej własnej.

Poprawił rękawiczki, idąc powoli w stronę arsenału. Podniósł prawdopodobnie najbardziej idiotyczną broń, jaką tylko można było wziąć do walki z prawdziwymi bestiami - kij, który zdawał się być całkowicie zwyczajny. Z braku dodatkowego wyboru wziął również kaburę z pistoletem i przywiązał ją na prawą nogawkę czarnych spodni. Jedynie czerwony kołnierz, oraz złote guziki dwurzędowego munduru kontrastowały z niebieskim ubiorem osobnika. Z całą pewnością nie był on przygotowany do walki… A przynajmniej na takiego nie wyglądał.
Właściwie, czy ktokolwiek mógł być przygotowany? Czy oznaczałoby to gotowość na koniec swego istnienia? Jeśli to, jak malują plagę ma odzwierciedlenie w rzeczywistości, to przyszłość wydawała się wyjątkowo wręcz krótka.
~Holy crap, w co ja się pakuję?! - niezbyt optymistyczna myśl przemknęła przez głowę Dopplera, który tylko zwiesił głowę.

Totalnie nie był na to przygotowany, żałował że chodził na wagary… Pozostało się uzbroić i mieć nadzieję, że nie kopnie w kalendarz po pierwszym kroku, nie wiedział nawet w co powinien się wyposażyć, więc nie złożył wcześniej żadnego zamówienia. Wszedł do arsenału i wziął pierwszy z brzegu miecz, oraz spluwę. Zapiął paski tak by mieć swobodny dostęp do broni, choć czuł że łatwo może mu ona wypaść z rąk gdy spróbuje jej użyć. Przy jego nieskazitelnie białym uniformie, nadawało mu to wygląd jakiegoś speca z oddziału paranormalnego, ale całkowicie się tak nie czuł.
- Wszystko co weźmiemy ze sobą w drodze powrotnej będzie należeć do nas? - zapytał, uśmiechając się na samą myśl o zarobku. Nie czekając na odpowiedź ruszył w kierunku wspomnianych wcześniej drzwi. Wyciągnął z kieszeni lewych spodni telefon, aktywując podgląd mapy. Nawet jeśli samo miasto dawało im lekką przewagę - jeśli inni byli tak doświadczeni jak on, nie mieli żadnych szans.
-Tak - mruknął szkielet. -Nie mamy nadzoru wewnątrz miejsc plagi, więc nie pytamy was po powrocie co się działo. - podrapał się po czaszce. - To mi przypomina. Było was więcej chętnych, ale wysyłamy tylko czwórkami. Możecie nawet chcieć się rozejść jak będziecie w środku. Im więcej EX jest w jednym miejscu, tym więcej plagi tam lgnie. Taka mała rada.
- Jeśli ktoś chce iść za mym przykładem, oferuję 30% zarobionych funduszy, ale nie mniej niż połowa idzie dla mnie. - stwierdził, ruszając w kierunku portalu - drzwi.
-Znaczy co? Jak będziemy Ci pomagać, to Ty zgarniesz większość puli ewentualnego łupu? Marz sobie dalej... - może Doppler nie skończył akademii, ale to wydawało się układem dla zwykłego naiwniaka.
- Jeśli wolisz, możesz umrzeć - uśmiechnął się do czarnowłosego jegomościa.
-I vice versa blondasku. - odgryzł się Kolekcjoner. Każdy z nich mógł tam bardzo łatwo zginąć, szkielet dość dobitnie dał im to do zrozumienia. Wyciągnął komórkę i obczaił plan miasta, jeśli miał przeżyć musiał dobrze kombinować.
- Plaga plagą, ale czy było w tym mieście coś wartościowego? - zapytał, obracając ekran telefonu w stronę kogoś pełniącego funkcję ich przełożonego. - Możesz oznaczyć na mojej mapie poszczególne budynki? - po chwili milczenia z ust blondyna wypłynęła kolejna prośba.
-A jednak umiesz powiedzieć coś z sensem. Fakt, legenda do mapy by się przydała. - odparł Doppler przewijając zawartość wiadomości i próbując zapamiętać jak najwięcej.
-Jakby mi się chciało, to już bym to zrobił. - odpowiedział przełożony, wyjmując z kieszeni paczkę fajek. - Nie jestem waszym ojcem.
- Tum tu rum. Tum tu rum. - ignorująca samcze przepychanki diablica buszowała po “szafeczce” odnajdując swoje fanty. - Wreszcie są. Wreszcie są. - nuciła tuląc do siebie swe zabawki. Dobyła ciężki, jednostrzałowy garłacz i sprawdziła płynność mechanizmu spustowego nim przewiesiła go przez plecy by sięgnąć po brutalnie wyglądający topór na krótkim trzonku. - Bajeczka. Są śliczne. - w podzięce złożyła na czole szkieletu lekki pocałunek, by następnie poklepać go po łysinie z mrugnięciem oka. Sama też dobyła wymiętoszonego papierosa licząc na ogień od “szefa”. - Ostatni, nim zobaczymy się w piekle. - mruknęła.
-Geez… dobra, zróbmy to inaczej. - westchnął i po mapce spróbował wyszukać miasto w bazie danych, niestety plan chuj strzelił… Żeby tak im robotę utrudniać, dajcie spokój. W tym świecie nawet jak się go ratowało, to nie było nic za darmo. Poszperał jeszcze przez chwilę, licząc że znajdzie jakąś aplikację z dokładniejszymi danymi o mieście, nawet jeśli będzie musiał za nią zapłacić. Byle nie była szczególnie droga.
- Nie jesteś ojcem, ale niewątpliwie twe wątpliwe wprowadzenie ma inny sens niż skazanie nas na niepowodzenie - zauważył Daniel, przewracając oczyma na boki. Najwyraźniej nie zamierzał wyruszać na walkę z wiatrakami.
- Czymkolwiek jest plaga, wolę ją od biurokracji - powiedział, przechodząc przez portal. - Żebyśmy mogli zobaczyć się raz jeszcze
Szkielet podniósł palec, który po chwili zapłonął. Od niego podpalił swój papieros, jak i Bless. Pomieszczenie nie było przystosowane do dymu, który szybko zaczął plątać się po pomieszczeniu.
Noize podszedł do stanowiska z uzbrojeniem, cały czas kiwając głową w rytm tego co mu grało w słuchawkach. W mroku jego kaptura pojawił się szereg ząbków układający się w uśmiech.

Chwycił za przedmiot z metką “Noize”. - Nice… - Wysyczał gdy za plecy rzucił sobie coś co wyglądało jak tasak bez rękojeści. który między ostrzami posiadał strzelbę.


Broń takowa spełniała warunki obu rodzaju broni.
- DZIECI WUJEK IDZIE! OOOOOOOOOOOOH WA-AH-AH AHH! - Wrzasnął przechodząc przez portal.
-No to kurwa, ruszamy… - powiedział Doppler załamując w myślach ręce nad tym do jakich wariatów został przydzielony… Dobył miecza i przeszedł przez drzwi, z zamiarem przeczesania najbliższych budynków. Nie wiedział gdzie powinien szukać plagi, więc taki plan był dobry jak każdy inny, a mógł znaleźć coś wartościowego.
-Powodzenia. - szkielet zamknął się wewnątrz magazynu, widząc, że grupa zaczęła dobierać się do drzwi.
~*~
Po drugiej stronie znajdował się jeden z krańców miasta. Byli na rogu jednej z mieszkalnych ulic, przy którym zawalił się mur pozwalając na swobodne przejście na drugą stronę.
Pierwszym, co rzuciło się w oczy, była wszechobecna, cielesna masa. Wijąca się zarówno po ziemi jak i pnąca po ścianach zarówno muru co i budowli przypominała macki. Produkowała śluz i pulsowała w pozbawiony rytmu sposób, dodający jej ohydności. Nie miała ona zapachu, jednak będąc w jej pobliżu czuło się duchotę, musiała coś wydzielać.
Obecnie był środek dnia. Może czternasta godzina. Słońce rozświetlało opustoszałe kamienne uliczki. Budowle również były kamienne, choć parapety i mocowania okien były już metalowe. Przynajmniej tam, gdzie dało się spojrzeć. Ciężko było ocenić jak mocno zacofana była mieścina, bilbordy reklamujące restauracje czy banki złotej dłoni miał na sobie neonowe elementy, co poniektóre nawet wciąż włączone. Czy wobec tego plaga zaatakowała nocą?
W tym momencie każdy kolejny musiał zdecydować czy zgrupować się razem z innymi, czy iść samotnie. Większość z nich przeszła przez portal bez poczucia strachu. Byli więc silni. Albo głupi. Być może też naiwni…
 
Fiath jest offline