Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2016, 15:46   #2
Eleishar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Pierwsze kroki żółtodzioba


Widok który zastali zaraz po przejściu, dość mocno zszokował Kolekcjonera, włożył jednak bardzo dużo wysiłku w to, by nie było tego po nim widać. Widząc, że nie tylko on ma w planach przeszukiwanie budynków, skierował swoje kroki w stronę innego bliskiego ich skupiska, by blondas nie pomyślał że ma prawo do udziału w tym co Doppler znajdzie. Drogę oczyszczał sobie mieczem, jeśli jakaś macka tego czegoś zdawała się być bliżej niż powinna.
Jednorodzinne domy jakim przyglądał się Doppler były całkiem typowe w tych czasach, tanie, malutkie i tak na prawdę niegodne. Część z nich była porośnięta do stopnia, w którym nie dało się dojrzeć na ścianie drzwi, jeden z budynków nawet lekko zapadł się w sobie. Inny, drzwi miał już otwarte, tak samo jak jego sąsiad.
-Rany, ale syf… - westchnął jedynie i podszedł do domu, którego drzwi nie zarosły jeszcze całkowicie mackowatym świństwem. Miał nadzieję, że przeszukując go coś znajdzie. Była oczywiście druga możliwość, ale tę postanowił zostawić w odwodzie, na wypadek gdyby nie poszło mu tak jak planował.
Przeciętni mieszkańcy tego typu domostw nie byli zbyt majętni. Mieszkańcy tej budowli również. A przynajmniej nie na tyle, aby zostawić coś za sobą podczas ewakuacji. Nawet jeśli, ktoś musiał być tutaj przed Dopplerem.
-Pięknie, kurwa pięknie. - prychnął, gdy w całym domu nie znalazł absolutnie nic wartego uwagi. Wyglądało na to, że jeśli jakiś budynek był jeszcze otwarty, szanse na łup czy wskazówki były zerowe. Pozostało więc uciec się do bardziej nieprzyjemnej metody. Na tę myśl przeszedł go paskudny dreszcz. Opuścił więc dom i skierował się do tego, którego drzwi zdążyły zarosnąć tym czymś, po czym najzwyczajniej w świecie zaczął to rąbać by znaleźć wejście.
Po przecięciu macki wypływała z niej jakaś oślizgła ciecz, przypominająca wodę ściekową. W końcu za kurtyną ohydztwa Doppler dostrzegł zamknięte wejście do mieszkania.
-Światełko w tunelu. - szepnął do siebie, po czym walcząc z obrzydzeniem spróbował otworzyć drzwi, w prawej ręce wciąż trzymał miecz w pogotowiu.
Drzwi były zamknięte na klucz, więc spróbował je wyważyć solidnym kopniakiem. W programach telewizyjnych to się sprawdzało.
Doppler podniósł nogę, nie za wysoko, nie był aż tak rozciągnięty. Walnął w drzwi i się skrzywił. Gdyby drzwi były produkowane jako dekoracje, to może dałby radę. Ostatecznie to nie były chaty bezdomnych, a Doppler do silnych nie należał.
-FUCK! - wycedził przez zaciśnięte zęby. Widać na agenta specjalnego nadawał się jak krowa do baletu. Mógł spróbować porąbać drzwi, ale to by mu zajęło zapewne więcej czasu niż to warte. Uznał więc, że nie ma sensu próbować włamania i zwyczajnie ruszył wgłąb przydzielonej im części miasta, skoro nie mógł nic zdobyć na materii nieożywionej, zawsze zostawała ożywiona. Miecz trzymał teraz w miarę luźno, nie chciał zmęczyć sobie ramion zanim faktycznie będzie musiał użyć broni, to by było głupie.

Z biegiem czasu, Doppler zaczął doganiać Noize oraz Daniela, którzy w głębi uliczki rozglądali się w stronę zaułków nieco niepewni. Noize wyczekiwał czegoś celując z broni. Nic jednak nie nadeszło.
Wyglądało na to, że coś mogło się tu czaić, Kolekcjoner zacisnął więc mocniej dłoń na mieczu, ale gdy okazało się że to najpewniej fałszywy alarm, rozluźnił się i zwyczajnie przeszedł obok tej dwójki. Dobrali się psychole, to niech się trzymają we dwóch. Jednakże to, że tutaj było spokojnie nie obniżyło czujności młodego diabła. Nie znał plagi, był na przesranej pozycji bo nie skończył akademii, musiał być czujny non-stop.
Idąc w górę ulicy Doppler dostrzegł znaki na grupie ułożonych w plus budowli. Były to magazyny “Hel’s warehouse services”. Drzwi do biura nie były aż tak oblegane przez macki, czego nie dało się powiedzieć o oknach, zwłaszcza na wyższych piętrach gmachu.
-O patrzcie państwo, może tu coś znajdę. - uśmiechnął się do siebie. W sumie cokolwiek tu znajdzie może się przydać. Nawet kawałki papierologii znalazłyby swoje zastosowanie, w razie potrzeby.
Po uchyleniu drzwi w środku Doppler dostrzegł pełno zadrapań na podłodze oraz rozrzuconych po ziemi papierów. Coś musiało się dziać w środku. Pytanie kiedy.
-OK… - jego pewność siebie nieco spadła, spodziewał się że tu było w miarę spokojnie. Ponownie poprawił chwyt na broni i wszedł do środka, by przeszukać budynek. Był całkiem spory, więc coś mogło się tu ukrywać, bądź coś tu zostać ukryte. W pierwszym wypadku nie chciałby żeby wypadło to na jego plecy, w drugim liczył że znajdzie ewentualne fanty zanim przyjdzie tu ktoś więcej.
Pierwsze piętro miało w sobie poczekalnie, pustą toaletę, pustą recepcję pełną papierów zarośniętych mackami i niespecjalnie czytelnych, jakiś social dla osób obsługujących, oraz schody na górę. Gdy Doppler się do nich zbliżył, zaczął słyszeć jakieś dźwięki.
-Fuck… jakby nie mogło raz być łatwiej… - nie był zadowolony z takiego obrotu spraw, nie mógł też się cofnąć. Polowanie na plagę było jedyną opcją by zajść gdzieś wyżej niż dno, choć wiązało się to z ogromnym “ryzykiem zawodowym”. Przełożył miecz do lewej dłoni, wyciągnął gnata i ostrożnie ruszył po schodach na górę.
Na górze znajdował się bardzo długi korytarz, może nawet nieco dłuższy niż pięć odległości, z drzwiami po obu stronach do dwie, oraz jednymi nieco bardziej udekorowanymi na samym końcu.
Właśnie o nie rytmicznie uderzało coś, co przypominało pościel, ale zarazem i kota. Miało pusty wyraz twarzy i było bezsensownie gibkie. Poza tym, wydawało się organiczne. W środku coś się wiło i bulgotało. Kreatura nie zdawała sobie sprawy z obecności Dopplera.
Kolekcjoner cudem nie zaklął w tej sytuacji, dlaczego ich spluwy nie miały tłumików? Jeśli był jeden, zapewne będzie więcej, a huk wystrzału je tu zwabi… Pozostało zachować maksimum ostrożności. Doppler schował miecz i chwycił gnata w obie dłonie, postawił “kilka” kroków by dziwactwo znalazło się w zasięgu jego broni i była jakaś sensowna szansa na trafienie, przymierzył po czym oddał strzał.
Kreatura nie spodziewała się, że ktoś jest za nią czy też ją uderzy, więc pocisk wszedł bez problemu w tył jej “głowy”. Czy miało to jakieś znaczenie, Doppler nie miał pojęcia. W każdym wypadku było to poniekąd logiczne działanie.
W efekcie strzału kreatura uderzyła głową w drzwi jeszcze mocniej, po czym wygięła się w stronę dopplera w przedziwny sposób.

Być może dzięki adrenalinie, reakcja kreatury nie zbiła diabła z rytmu, był gotowy wykorzystać swoją przewagę jeszcze raz
Kolekcjoner nie wahał się ani chwili i ponownie nacisnął spust mierząc w “kota”.
Kolejna kula trafiła w kota, który wygiął się lekko, aby potem podpełznąć do przodu. Zbliżył się o jeden dystans, skulił w sobie i wyskoczył do przodu. Doppler zareagował natychmiast, biorąc krok w stronę ściany i unikając przewidywalnej trajektorii lotu stworzenia, które zleciało schodami na dół.

Młody diabeł cały czas miał przewagę w tym starciu, w sumie zaskakiwało go to, biorąc pod uwagę jak mocno straszono go plagą. Zwrócił się w stronę klatki schodowej i posłał kolejną kulę w stronę przeciwnika. Miał nadzieję, że różnica wysokości zadziała na jego korzyść.
Celować było łatwiej, jednak nacisk starcia zaczął się odzywać. Doppler chybił, kula świsnęła gdzieś w framugę schodów, zupełnie innym kierunku niż mężczyzna planował strzelać.
Kreatura wdrapała się kawałek bliżej na schody, po czym zawinęła i skoczyła w stronę Dopplera, zakręcając się pod jego nogami i oplątując go jak wąż. Mężczyzna miał kontakt z niesamowicie nieprzyjemnym cielskiem istoty. Został pozbawiony możliwości ruchu, a stworzenie coraz silniej zaciskało się na jego ciele.
-Jak nie urok to sraczka… - wydyszał Kolekcjoner, czując jak kot się na nim zaciska. Plusem sytuacji było, że nie przycisnął mu rąk do tułowia, dzięki temu mógł spróbować siłą ramion zrzucić jego sploty z górnej połowy swojego ciała i takową właśnie próbę podjął.
Doppler potrzebował dłuższej chwili aby się uwolnić. Początkowo jego działania nie dawały nic. Jak zrobił sobie krótszą przerwę, zebrał siły i spróbował ponownie, dalej nic nie mógł zdziałać. Stworzenie zarówno ugniatało go jak i dusiło. W dodatku było okropnie nieprzyjazne. Mężczyzna z czasem zaczął wierzgać się w dużo większej desperacji niż zamiarze. W końcu jednak udało mu się. Machnął się, walnął o ścianę, nieco rzucił w przód, kreatura poluzowała, wygięła się i uwolniła Dopplera który zleciał po schodach na dół. Przy szczęściu nie zgubił swojego pistoletu, acz był nieco obolały. Mężczyzna szybko się podniósł i przygotował do działania. Stworzenie na górze schodów dalej mu się przyglądało.

-Żeż kurwa w dupę, twoja zatracona mać… - klął siarczyście diabeł zbierając się z ziemi. Los mu nie sprzyjał, a zaczynało się tak obiecująco… Wycelował po raz kolejny, walcząc z bólem całego ciała, tym razem jednak nie strzelał, czekał na właściwy moment. Gdy to coś skoczy do ataku, jego zdolność uniku powinna być ograniczona do zera, chyba że umiało latać.
Spostrzeżenie Dopplera było trafne. Stworzenie otrzymało kolejną dziurę na czole. Czasu jednak nie starczyło na unik i sam diabeł zetknął się z twarzą kreatury która uderzyła go w brzuch, odpychając nieco do tyłu. Zaraz po tym stwór zaczął wić się na ziemi, aż w końcu...wybuchł
Chmara macek wyrwała się z wnętrza kociego cielska, rozbryzgując posokę po całym korytarzu. Odnóża miały tylko jeden punkt wspólny: kulę gdzieś w głębi organizmu.

Stworzenie to nie dało Dopplerowi czasu na reakcję, albo być może sam Doppler został zaskoczony na tyle, że przez ten krótki moment miał nogi jak z waty. Kilkanaście macek rzuciło się na niego, przebijając go na wylot w kilku miejscach, po czym wracając do kreatury.
Diabeł mógł być mimo wszystko zadowolony z swojej rasy. EX szybko przeformowało się, dziury zniknęły...ale ból pozostał.

-Kurwa, to naprawdę boli! - krzyknął do bestii, choć był pewien że ta go nie zrozumie. Wycelował i nacisnął spust. Nie było w tym wielkiej finezji, ani stylu ale co innego mógł zrobić? Jeśli chciał użyć miecza, musiałby skrócić dystans, może przy wykonywaniu kolejnego uniku mu się to uda.
Strzelił przed siebie. Pojedyncza kula niewinnego pistoletu przeleciała między mackami uderzając w kulę pomiędzy nimi. Macki po chwili przestały się ruszać, stwardniały i zaczęły rozsypywać niczym piach. Doppler wygrał.

-Ja pierdolę… Udało się! - Doppler wręcz podskoczył z radości, choć czuł że walka mocno nadwątliła jego siły. Schował pistolet i podszedł do zwłok swojego przeciwnika. Dobył miecza i rozpruł wysychające resztki by wydobyć rdzeń. Ciekawe czy choć trochę mu się to starcie opłaciło.
Rdzeń był bardzo niewielkim przedmiotem. Mieścił się w dłoni i poniekąd przypominał oko. W porównaniu był jednak dużo bardziej metaliczny. W każdym wypadku nie był oślizgły, czego nie można było powiedzieć o dziwacznej cieczy w środku zbiornika.
-Dla czegoś tak małego narażamy życie… - westchnął, podobno rozmiar to nie wszystko, ale zdecydowanie większe zdobycze były bardziej motywujące. Doppler schował kulkę do jednej z kieszeni munduru i ruszył z powrotem po schodach na górę, by przeszukać pomieszczenia wzdłuż korytarza.
Pomniejsze pokoje wzdłuż korytarza był puste: może miały w sobie meble czy okazjonalnie jakieś pozostawione przez kogoś śmieci, ale nic wartościowego. Jedynym pytaniem były ostatnie drzwi, na samym końcu korytarza w które wcześniej uderzała korupcja. Były zamknięte a plakietka na nich głosiła “Boss room”.
-No teraz się przecież nie cofnę. - powiedział do siebie Doppler - Przemy zatem! - dodał sobie animuszu i spróbował mieczem rozwalić zamek, albo przynajmniej drewno wokół niego.
Po kilku uderzeniach w zamek, klamka odpadła pozwalając mężczyźnie otworzyć drzwi. Pchnięciem ręki Doppler zyskał dostęp do małego biura, mającego na sobie wyłącznie stół z białym prześcieradłem. Zaraz potem strop na suficie się zawalił, przygniatając mężczyznę do ziemi.

Na wcześniej wspominanym stole, pomiędzy dwoma pistoletami siedział diabeł z cygarem w ustach. Jego aparycja była przynajmniej kotowata, jeżeli nie po prostu kocia. Nie wyglądał on ani na zdziwionego ani na rozbawionego szczęściem Dopplera.
-Wygrzebiesz się? W sumie aż tyle tego na ciebie nie spadło. - spytał, spoglądając na nowicjusza.
-Kurwa mać! - zaklął paskudnie na swoje “szczęście” Kolekcjoner, po czym wygrzebał się spod tego syfu, wstał i otrzepał swoje ciuchy. - Parszywe szczęście… - mruknął do siebie - Myślałem że to miasto jest opuszczone. - spojrzał na Kota pytająco.
-Powinno być. - przyznał. - Ale mnie nie wzięli, czemu się nie dziwię. Chociaż nawet chciałem im płacić. - spojrzał na pieniądze, na których siedzi. - Widzisz, jestem diabłem katastrofy. To nie była rozsądna decyzja życiowa.
-To by wyjaśniało skąd przesąd o czarnym kocie. - Doppler nie mógł się powstrzymać przed takim komentarzem, choć wiedział że ten diabeł jest od niego przynajmniej o kilka klas wyżej. - Przyznam, że według mnie ktoś o twoich uzdolnieniach raczej miałby priorytet przy ewakuacji, w końcu mógłbyś sprowadzić jakąś katastrofę na stworzenia plagi. - Kolekcjoner bynajmniej nie starał się słodzić Kotu, mówił co myślał. - Ale, gdzie moje maniery, jestem Doppler. - powiedział kiwając “Katastrofie” głową.
-Niestety większość stwierdziła, że to pojawienie się plagi jest katastrofą. Ale kto wie, twoje przybycie było katastrofą dla tego, co waliło w drzwi. No nic. To jak, wiesz gdzie tu jest portal? - spytał.
-No wiem, jak inaczej miałbym się tu dostać, czyż nie? - odpowiedział z lekkim uśmiechem - Rozumiem, że jeśli Ci pomogę to dostanę to, co oferowałeś innym za pomoc. - spojrzał dość wymownie na pieniądze na których siedział Kot.
-335W. W gotówce. Co prawda siedzę na nich dupą, ale chyba aż tak nie śmierdzą. - zaproponował.
-Pecunia non olet, nawet gdy kot na nich siada. - zaśmiał się Doppler. 335W jak na jego status był to prawdziwy majątek. - Jak dorzucisz do tego jednego z tych gnatów, to umowa stoi. - w prawdzie mógł się zadowolić samą kasą, ale uznał że spróbuje negocjować.
-Wysptrykałem się z telekinezy, więc możesz brać nawet oba. Nie mam pojęcia czy działają. - stwierdził kot, schodząc z stołu. - Bierz co chcesz i prowadź. Daleko do portalu?
-Jakieś czterdzieści minut na piechotę, jak potruchtam to trochę mniej. Jeśli mi siądziesz na ramieniu to Cię zaniosę. - odparł Kotu, po czym zapakował do kieszeni kasę i zatknął za pasek pistolety. Rozejrzał się jeszcze uważnie po pomieszczeniu, licząc że może wypatrzy coś ciekawego.
Gdy kot bez słowa wdrapywał mu się po nodze i plecach na ramię, jedyne co zaszło to szybki spadek jednego z obrazów na ziemię. Zawieszka od ramy się zerwała i roztrzaskała o podłogę.
-OK, lepiej szybko odstawię Cię na miejsce… - Doppler zaczął błyskawicznie dodawać dwa do dwóch. Ruszył szybko w stronę wyjścia z miasta, lepiej żeby Kot nie został z nim zbyt długo.
Doppler biegł ile sił w nogach, chcąc jak najszybciej pokonać dystans do portalu. Po pewnym czasie kątem oka zaczął dostrzegać jakieś sylwetki na dachach, aż w pewnym momencie trzy pokraczne stworzenia o nieco ludzkim, jednak wypaczonym kształcie wyskoczyły przed niego na ciasnej uliczce. Na pewno nie mógł po prostu przebiec pomiędzy nimi.

Jedn z kreatur szybko zaczęła skracać dystans
-Postaraj się nie przynieść mi pecha. - mruknął do Catpone’a, wyciągnął swoją pukawkę, wymierzył w najbliższą pokrakę i nacisnął spust.

Niestety chybił w kreaturę, co dało pozostałym dwóm moment by się zbliżyć. Dwie z kreatur skoczyły prosto na Dopplera, zmniejszając dystans i uderzając go. Mężczyzna przy okazji stracił balans, opadając na podłogę i zmuszając kota do zeskoczenia na ziemie.
-Trzymasz się? - spytał diabeł patrząc na nowe szramy na ciele Dopplera

-Jakoś, ale to boli… - warknął Kolekcjoner zbierając się z ziemi. Prawą ręką wyszarpnął ostrze i zaatakował ze złością najbliższego przeciwnika.
Doppler ciął wzdłuż jednego z przeciwników, efektywnie go raniąc. W tym czasie trzeci z nich skoczył na niego, szarpiąc mu pierś i przewracając go. Doppler ponownie wylądował na ziemi.

Kot, nie wiedząc co zrobić zwyczajnie oddalił się kawałek od zgromadzenia.

Kreatury ponownie skoczyły na Dopplera. Tym jednak razem mężczyzna zdołał wyminąć dwie z nich, które po nieudanych atakach odskoczyły lekko w tył. Z trzecim już sobie nie poradził. Stworzenie ugryzło diabła w nogę, po czym uciekło w tył.

Korzystając z okazji, Al Catpone wdrapał się z powrotem na plecy Dopplera.
-Czarny kot przebiegł mi drogę… - młody diabeł niemal zaśmiał się na tę ironię losu, gdy podnosił się z ziemi, po chwili robiąc kolejne dwa zamachy na pokrakę którą wcześniej ciął.
Na początku wydawało się, że kreatura uskoczy. Rzuciła się jednak prosto pod ostrze Dopplera, tracąc głowę i zmieniając się w pył.
Widząc skuteczność swojego ataku, Kolekcjoner wykorzystał swój pęd z pierwszego ciosu by się obrócić i ciąć kolejnego “szczura”. Uderzenie choć nie tak mocne jak poprzednio, przynajmniej trafiło

Pocięta kreatura nie była z tego zadowolona. Skoczyła na Dopplera wbijając się zębami w jego ramie i drapiąc po twarzy. Dopiero po krótkiej chwili mężczyzna był w stanie zrzucić stworzenie

-Ty futrzana kutwo! - warknął wymierzając bestii kolejny cios. - Może byś mi pomógł?! - zapytał z ironią Kota.
-Mam ich zamiauczeć na śmierć? - spytał kot, niespecjalnie poruszony.
Stworzenie uniknęło pierwszego ataku, za drugim razem Doppler jednak trafił, skutecznie raniąc przeciwnika. Na szczęście, był on równie żywotny co poprzedni i poległ.

Dalszy rozwój sytuacji wyglądał podobnie tym razem z Dopplerem w roli osoby, której nie wyszedł drugi unik.

Dwa z trzech padły, więc powinno być z górki, ale Kolekcjoner i tak zebrał kolejny cios. Pozostało wziąć się w garść i dociągnąć to do końca. Poprawił chwyt na mieczu i wyprowadził najpierw jeden cios, a potem skręcił tułów tak by drugi raz ostrze spotkało “szczura” gdy będzie robił unik. Dzięki czemu wykonał dwa skuteczne uderzenia.

-Może to jednak nie będzie taki zły dzień. - zachichotał lekko, po czym zebrał z ziemi rdzenie, pozostałe po “szczurach” i ruszył dalej do portalu, tym razem spokojnym krokiem. Zmęczył się trochę tą walką i potrzebował chwili na złapanie oddechu.
Spacer trwał jeszcze jakiś moment. Doppler dostrzegł że przez całe to łażenie i czas spędzony na potyczkach zaczęło się ściemniać. Była może...szesnasta? Nieco później. Jeżeli będzie spędzał tutaj zbyt dużo czasu, w końcu zapadnie zmrok.
Ostatecznie, parze udało się dojść pod portal. Siedział przy nim jeden diabeł.
Był wysokim mężczyzną, miał na sobie skórzaną kurtę i rękawice z pazurami. Z jego tyłka wyrastał metalowy ogon. Nosił też hełm. Wyglądał na silnego i dobrze przygotowanego. Niespecjalnie przejął się przyjściem Dopplera, przynajmniej chwilowo.
Kot zeskoczył z chłopaka. - Dzięki młody, otwórz mi drzwi. Nie jesteś najgorszy. - przyznał kot.
-Umiesz utrudnić życie, ale jakoś dałem radę dojść do tych drzwi bez kolejnych stropów na głowie. - odparł złośliwie Kolekcjoner i podszedł do drzwi, by je otworzyć.
-Jakby coś będę siedział w kasynie. Aż mi zapłacą, żebym wyszedł. - zaśmiał się kot przechodząc przez drzwi.
Ta scena zainteresowała nieznajomego diabła.
-Wyciągnąłeś kogoś z tego piekła pierwszego dnia? Nienajgorzej. - zaśmiał się. - Dużo musiałeś wyrżnąć po drodze? - spytał
-Bardziej musiałem uważać żeby nie spotkała mnie żadna ekhm… “przypadkowa” nieprzyjemność. - odparł kładąc nacisk na “przypadkowa” i dodatkowo zaznaczając to charakterystycznym gestem, zginając dwukrotnie palce środkowe i wskazujące obu dłoni. - W momencie gdy na niego trafiłem spadł mi na głowę sufit… - westchnął.
-Jak to jest dla ciebie problemem, to zmień zawód. - zaśmiał się głośno mężczyzna. -Co tam było za dnia? Czekam na zespół i zmierzch, ale tobie nie polecam zostawać po nocy. - poradził. - Wiesz coś o tym co tam było, albo masz chociaż rdzenie?
-Widziałem coś wyglądającego jak skrzyżowanie kota ze zwiniętą kołdrą, zmieniające się w mackowate paskudztwo jak oberwie. I jakieś różowo-białe postury niby ludzkiej, ale chodzące na czterech i z ogonem. Nawet nie wiem jak się cholery nazywają, ma to jakąś fachową nazwę?
Mężczyzna zamyślił się. - W sumie to nie kojarzę. Co prawda prawie każde miasto ma swoje własne kreatury, ale bez przesady. Kot z kołdrą? Jaki to ma rdzeń?
-No serio, tak to wyglądało, wygina się przy tym jak spaghetti. - Doppler wzruszył ramionami - Nie znam się na rdzeniach, więc nie mogę Ci na to pytanie odpowiedzieć. Jest jakiś podział, klasy rdzeni? - zaciekawił się.
-Yup, dlatego chcę je zobaczyć. Chyba, że nic nie zabiłeś. - wyjaśnił. - Mamy trzy różne wydziały, każdy płaci inaczej. - dodał.
-Nie poszczęściło mi się, ten gość... - wskazał na drzwi, przez które przeszedł Kot - to naprawdę chodząca katastrofa. Mam nadzieję że nie pożałuję iż mu pomogłem. Dasz radę mi coś na sucho powiedzieć o rdzeniach?
-Słabo. Rdzenie są różne. Rozmiar, faktura, kolor cieczy w środku. - wzruszył ramionami. - W sumie nie spodziewam się aby za dnia było tam coś porządnego. A ratowanie ludzi to też sposób na pieniądze, jeżeli Justice cię weźmie. W jego oddziale tego typu akcje zapewniają niezły dochód. - doradził.
-Zapamiętam, dzięki. Skoro się ściemnia, to lepiej żebym już tam nie wracał, tak? To życzę owocnych łowów i znikam. A tak w ogóle, Doppler jestem. - podał diabłu rękę przedstawiając się.
-Grimm. - przywitał się, uściskując dłoń. - Kapitan czerwonej dywizji. - uśmiechnął się.
-Zapamiętam, miło było poznać. - odwzajemnił uśmiech, po czym skierował się do portalu, by wrócić do punktu wyjścia.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 20-02-2016 o 15:50.
Eleishar jest offline