Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2016, 16:45   #26
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Jenny wśród nieludzi

Pierwszy obóz niewiele się zmienił od ostatniego razu. Widocznie tutaj wszystko toczyło się swoim własnym leniwym tempem. Wciąż panował tu spokój i normalne życie.
I tak jak poprzednio... część nieludzi bała się Jenny, części jej obecność była obojętna, a ostatnią grupę stanowili zainteresowani.
Will wskazała Jenny kierunek, w którym miała ona znaleźć Yougan, i poleciał po tym spotkaniu udać się do Grissa, po szczegółowe informacje.
Yougan znajdowała się aktualnie w jednej z sal leśnego pałacu. To tutaj przybyła ostatnim razem Jenny by spotkać się z Evie. Trafienie do właściwego pokoju nie stanowiło problemu. Choć kilkoro zapytanych odsunęło się od wędrującej, byli też tacy którzy bez słowa wskazywali kierunek. Na końcu trafiła na wielką różową żabę, która okazała się przyjazna, pomimo niecodziennego wyglądu.
- Dziękuję bardzo za wskazanie drogi - dziewczyna lekko pochyliła się pokazując swoją wdzięczność. Jej odczucia wobec nieludzi były nieco podobne, pomimo chęci pomocy. Trochę się bała ich wyglądu, trochę była w stanie to zaakceptować, a czasem nie było aż takiej różnicy aby zwracać uwagę. Obóz sam w sobie był piękny, tak jak poprzednio. Dlatego mieszanka ekscytacji i niepokoju buzowała wewnątrz dziewczyny. Co jakiś czas sprawdzała jak reaguje Susanoo, ale jego stoicka postawa utrudniała jak zwykle określenie co myśli i odczuwa. Dlatego wymieniając się tylko pewnymi uwagami dotarli na miejsce.
W pokoiku stało łóżko i stołek do siedzenia i coś na wzór stolika. Ten rzekomy stolik nikł pod miską z wodą, różnego rodzaju materiałami mającymi pewnie stanowić ręczniki i ścierki, oraz drobnymi owocami.
Przy śpiącej siedział Skorpion.
Osoba tajemnicza i równie złowieszczo wyglądająca. Zielone oczy o pionowych źrenicach, i stalowa maska przypominająca postać z dawnych horrorów. Choć bohaterowie tamtych filmów raczej nie dbali o stan maski. Ta była złotawa o pięknym wykonaniu i wciąż błyszcząca. Były jeszcze 3 dziwne rzeczy związane z jego osobą: okrągła dziura na wylot na wysokości jego piersi, zielo-szare ogono-podobne włosy, oraz 2 olbrzymie miecze stojące przy ścianie (2 i 2,3 m).
Można było z całą pewnością powiedzieć, że to leśny, ale jednocześnie pozostać w zwątpieniu.
Gdy tylko Jenny weszła do pomieszczenia, zawiesił na niej wzrok. W pierwszej chwili zdawała się być nieproszonym gościem, lecz w jego oczach choć drapieżnych, nie było wrogości. Raczej nieme pytanie: Dlaczego? Z kolei gdy spoglądał na swą ukochaną, oczy miał pełne ciepła, troski i miłości. Jak to rzeczą stare baśnie, nie taki diabeł straszny jak go malują.
Jenny przełknęła ślinę, odetchnęła i uśmiechnęła się.
- Khm, Dobry, jestem Jenny, to jest Susanoo. Przyszłam pomóc Yougan - zaczęła krótko chcąc najpierw wybadać grunt.
- Wiem. - odparł całkiem normalnym głosem. - Rez wspominał, że ktoś może przybyć. Wiesz, że to niebezpieczne? - zapytał choć nie było w tym pytaniu grama troski. A może była, tylko nie w stosunku do Jenny.
- Tak, słyszałam. Nie mniej wydaje mi się, że potrafię pomóc - Jenny nieco śmielej podeszłą do łóżka. - Ale… nie wiem czy nie lepiej by było gdybym była sam na sam z Yougan nim nie opracuje do końca techniki…
Obawiała się reakcji Skorpiona na to, że wolała aby go tutaj nie było.
- Hmm... - chwila ciszy.
Bez słowa powstał z miejsca, zbliżając się do Yougan. Dłonią przejechał po jej policzku, na tyle delikatnie by jej nie
obudzić. Później wziął oba miecze i umiejscawiając je za plecami stanął w wyjściu.
- Wrócę jak skończę obchód. - powiedział i już chciał odejść gdy jeszcze na moment odwrócił się i dodał.
- Przy 3000℃ nie ma płomienia. Ciało po prostu wyparowuje. - pauza - Od tego wiele zależy... - odszedł.
Jenny przełknęła głośno ślinę. Właśnie zaczęła się zastanawiać czy dobrze zrobiła zgłaszając się do pomocy. Poradziła sobie z elektrycznością, dlaczego nie ma sobie poradzić z ogniem..? Usiadła tam gdzie wcześniej siedział skorpion. Westchnęła. Bardzo delikatnie dotknęła ręki śpiącej. W zasadzie wolała aby kobieta była przytomna. Potrzebowała wiedzieć czy jej działania mają skutek.
- Przepraszam..?
Powieki delikatnie zadrgały. Kobieta przebudziła się z głębokiego snu. Przymrużonymi oczami spoglądając na Jenny.
- Ukochany...? - zapytała.
Jej oczy wciąż zakrywała mgła snu.
- Właśnie wyszedł. Jestem Jenny. Przybyłam aby cię wspomóc - piosenkarka miała szczera nadzieję, że takie słowa nie zdenerwują kobiety. W zasadzie nie wiedziała jak działały moce kobiety, musiała się nieco o nich dowiedzieć.
- Chciała bym chwilę porozmawiać.
Kobieta szerzej otworzyła oczy. W pomieszczeniu zrobiło się cieplej. A może to tylko złudzenie, po słowach Skorpiona Jenny reagowała zbyt przesadnie.
- Ech... Wszyscy zbyt bardzo się przejmują. - powiedziała zasłaniając usta wierzchem dłoni i ziewając - A on już zgłupiał. - Powiedziała w nieznanym zamyśle. - Słucham cię Jenny. - Głos miała piękny, dźwięczny i melodyjny, choć zmęczony. Zdawała siebyć dość młoda, może młodsza od Jenny, ale nie przesadnie. Obie dłonie złożyła na brzuchu delikatnie go gładząc. Wciąż pozostawała w pozycji leżącej.
- No cóż, nie mnie oceniać. Mam i chcę sprawić aby wszystko potoczyło się dobrze. Po co ryzykować? - Jenny uśmiechnęła się. - Czy dobrze się domyślam, że twoja moc, ogień jak zrozumiałam, połączona jest z twoimi emocjami?
- Jak większość mocy, reaguje ona na emocje.
- Spokój i opanowanie dają pełną kontrolę, ale to emocje nadają charakteru i siły. Niestety emocje kolidują ze spokojem i jako one same przejmują wydzielanie mocy. Taka sytuacja zwie się utratą kontroli lub prościej “wybuchem mocy”. - dodał od siebie Susanoo
- Twój przyjaciel jest bardzo mądry. - Powiedziała ciężarna z lekkim uśmeichem. - Moją mocą jest ogień, a raczej Yougan (jap: lawa). Ze względu na olbrzymią siłę, jakiej jestem posiadaczką, taki wybuch mógł by się źle skończyć dla sporego obszaru. Ale potrafie nad tym panować, w końcu mam tą moc od urodzenia.
Jenny pokiwała głową po czym odchrząknęła.
- Aaa rodziłaś już wcześniej? Wiesz z czym to się wiąże? - widać było, że nieco sceptycznie podchodzi do zapewnień kobiety. W jej świecie niespecjalnie już się przejmowano porodem, jako, że wszystko rozgrywało się w tubach rozrodczych. Zarodek dostawał wszystko czego potrzebował aż do czasu kiedy mógł się “narodzić”. Wciąż był potrzebny rozwój od dziecka, więc zaprzestano hodowania ludzi aż do momentu pełnoletniości. Wciąż jednak w szkołach opowiadano jakież to było ciężkie przeżycie dla kobiet.
- ... - brak odpowiedzi był nazbyt wymowny. To był jej pierwszy raz.
- No właśnie. Nie powiem, że jestem ekspertem, bo nie jestem, ale powinnam być ci w stanie pomóc nieco. Będziesz się mogła skoncentrować na tym co ważne. Potrzebuję jednak współpracować z tobą. Chciałabym poprzez muzykę nawiązać kontakt na poziomie emocjonalnym. Eee… znaczy chciałabym zapytać się czy pozwolisz mi przyjąć twoje negatywne emocje, które mogłyby spowodować… wypadek. Z tego co mi wiadomo poród potrafi być dość bolesny jeśli się go przeprowadza w naturalny sposób. Poza tym będziesz musiała skoncentrować na tym aby dziecko…yyy... urodzić - Jenny zrobiła się czerwona czując się nieswojo. Trochę to było intymne, a ona wcale nie miała doświadczenia. To była tylko teoretyczna wiedza. Co z tego wyjdzie to już zupełnie inna sprawa.
- Ciekawe... pozostali mówili o tłumieniu emocji i odczuć, a ty chcesz je przejąć. Dobrze. Pozwolę na to. I tak jak przyjdzie ten czas raczej nie będę niczym innym zajęta jak... poczęciem. Powiedz Jenny, masz kogoś w swoim życiu, kogo możesz nazwać tym jedynym?
Piosenkarka uniosła brwi zaskoczona tym pytaniem.
- Nie - wypaliła po chwili konsternacji. - Wracając jednak do emocji. Nie zabiorę ci ich. To… nieco bardziej skomplikowane. To tak jakby uczucie zaczynało się w tobie, ale kończyło się u mnie. Ja wyrażę twoje emocje dając ci ulgę… poniekąd - było widać, że Jenny czuła się nieswojo rozmawiając o tym. Trochę też wolała unikać tematu o tym czy była kimś zainteresowana.
- Gdy kogoś się kocha łatwiej jest zrozumień uczucia drugiej osoby. Ale owszem, różnimy się doświadczeniami. To co próbujesz zrobić może cię... aaach... - ziewnęła przeciągle. - Tak więc bądź ostrożna. Przystanę na twe chęci i sposoby, nie musisz ich tłumaczyć, zaufam ci. Więc możesz się przygotowywać. Griss mówił że to tuż tuż. Bodajżę dzień czy dwa. - pogładził się po brzuchu z delikatnym uśmiechem. - Och. Będzie silne. - Najwidoczniej odczuła kopnięcie. - Chcesz dotknąć?
Jenny niepewnie wyciągnęła rękę kładąc dłoń na brzuchu kobiety. Nie miała zielonego pojęcia czego się spodziewać. Uczucie było dziwne kiedy poczuła pod dłonią poruszenie. Mieszanka emocji przelała się wewnątrz ciała piosenkarki i zakotłowała. Przez dłuższy czas była w lekkim szoku nie umiejąc sprecyzować co się z nią dzieje. Wpatrywała się w brzuch Yougan aby po dłuższym czasie spojrzeć w jej oczy. Odjęła rękę.
- Zabierajmy się do roboty. Wolę się upewnić, że potrafię zrobić co obiecuje - sięgnęła po gitarę i zawahała się. Wzięła zamiast tego lirę. Szarpnęła za struny nucąc pojedynczą nutę. Przeszłą w łagodny śpiew przy akompaniamencie delikatnych dźwięków. Melodia pokrzepiała duszę, nie było to potrzebne Yougan, ale samej Jenny. Dopiero gdy poukładała swoje emocje z pomarańczowej poświaty wypłynęła zielona pięciolinia. Połączyła ona okręgiem obie kobiety. Zaczęły być świadome swoich obecności i najbliższych zamiarów. Po ustabilizowaniu tej więzi Jenny zaczęła drążyć i poszukiwać. Zamierzała otworzyć przepływ emocji od strony Yougan, a zamknąć od siebie. Nie oczekiwała natychmiastowych efektów. Wiedziała, że tego nie należało forsować. Muzyka odnajdzie się sama podług jej intencjom. Peluneum pomoże wykonać to zadanie.

Jenny robiła przerwy kiedy czułą się zmęczona, bądź Yougen o to prosiła. Nauka trwała połączenie stawało się coraz mocniejsze. Jenny czuła dodatkowe emocje jakie napływały do niej od kobiety. Radość, zmęczenie, niecierpliwość, wyczekiwanie, miłość, spokój, niepewność, a również złość, gniew i samokontrolę. Każdą z nich starała się wyrazić poprzez muzykę. Przestało mieć znaczenie co grała, a jaką miała intencje podczas grania i moc sama płynęła. Czasem Jenny starała się kontrować emocje przeciwną. Niepewność podpierała muzyką i śpiewem zamieniając ją na pewność. Zarówno Yougan jak i swoją. Nie potrzebowała do tego mocy, muzyka sama w sobie potrafiła nieść silne emocje i wywoływać emocje. To było jej podstawą, jej duszą. O ile można powiedzieć, że muzyka ma duszę. Potrafiła jednak o nią zahaczać i drażnić, bądź uspokajać.

Czas mijał. Połączenie stawało się wyraźniejsze, stabilniejsze i jednostronne. Emocje pływały dookoła, ale były kontrolowane, dążyły tam gdzie Jenny chciała. Już nie było problemów. Kilka się zdarzyło, trzeba było przerwać, uspokoić się, zacząć od nowa, spróbować innej drogi.
Najdziwniejszym odczuciem było, posiadanie w sobie innego życia. Na krótki moment Jenny poczuła jakby to ona miała w sobie dziecko. Uczucie, z którym na co dzień nie można się spotkać. Pierwsze wymuszone przerwanie, wypadnięcie z rytmu, nie było bezpośrednio przez to uczucie. Spowodowała to pewna istota która dopiero miała się narodzić. Mogąc usiedzieć na miejscu przy muzyce, zaczęła tańczyć.
Później było lepiej, ale termin się zbliżał. Występowały bóle, wahania nastroju. Wszystko jednak leciało do Jenny, a ona dawała temu upust po swojemu, tak że Yougan nie musiała o tym myśleć.

W końcu… nastał moment.

Posterunek Anthrilena

Eldar ruszył bezpośrednio w kierunku punktu, z którego miał szybki dostęp do najbardziej zagrożonych miejsc. Na miejscu usiadł w pozycji seiza kładąc kostur tuż koło siebie. Odprężył się i skupił na formach życia i aurach w okół. Pomimo zamkniętych oczu widział istoty do okoła niego, wyczuwał nieludzi, towarzyszy w głębi lasu, zwierzęta i rośliny aż do granicy puszczy. Czekał cierpliwie i czuwał aby nikt nie zakłócił spokoju lasu. W między czasie ściągał energię osnowy i magazynując ją w pancerzu runicznym i kosturze, aby napełnić je przed ewentualną walką.
Wyczuwał ruch swoich, jak i odległe cienie wroga. Nie był w stanie, jeszcze, ich dostrzec. Czuł że się zbliżają. Co więcej pokrywał on obszar, jedynie pewnej głównej części frontu. Czując dozę szacunku dla Reza, który spędzał nad tym cale dnie. A teraz jemu przypadło to zadanie. Więc czekał strzegąc granic w swoim zasięgu. W końcu ktoś musiał zastąpić Rezonera. W między czasie postanowił skontaktować się z Uizardo, spróbował więc nawiązać kontakt.
Umysł spowił mu mrok.
W oddali słyszał śmiech demonów osnowy, który powoli tłumiony był szumem morza.
Ciemność rozjaśniła się tylko w okolicy pewnej skały. Sceneria nadal się nie zmieniła, wciąż to samo miejsce spotkania.
Na skale siedział, odziany w czarny płaszcz, Uizardo. Na głowie nadal miał ten sam typowy dla magów kapelusz, a przy boku drewniany kostur. Nadal spoglądał w czarną dal, tą którą skrywał przed wszystkimi.
- Anthrilenie, czekałem na ciebie.
-Prosiłeś o kontakt. O co chodzi?
- Znam sytuację, bo sam ją spowodowałem. - uśmiechnął się szeroko.
To był dziwny obraz. Na kompletnie czarnej twarzy, stanowiącej jaku cień pojawił się biały uśmiech.

- Potrzebujesz pomocy, kogoś do wsparcia, kogoś od nas?
-Poradzę sobie- odparł krótko
- Dobrze więc, przejdę do głównego meritum. Choć nie jest ono do końca jeszcze jasne. Nie zrozum mnie źle. Cel jest prosty, chcę zlecić ci zadanie, które w mniejszym lub większym stopniu przyczyni się naszej sprawie. To możliwości jest kilka. W lasach Selvan, w pewnej świątyni skryty jest artefakt o wielkiej mocy. Zowie się Black Fenix Glave. Jego czarne płomienie wypalają magię. Chcemy go mieć. Inną sprawą jest pewna istota, której trzeba się pozbyć. Choć w twoim stanie może być to nader niebezpieczne. Najwyżej wyślę Dantego by się nią zajął. Ostatnm zadaniem jest sprawa czysto formalna. Rekrutacja nowego członka naszej grupy. A raczej sprawdzenie jego możliwości i wydanie osądu czy się nada. Wtedy resztą zajmie się już ktoś inny...
Mag powstał na równe nogi. Wysokością w kapeluszu dorównywał Eldarowi. Wynikało z tego że był prawie o głowę niższy.
- Oczywiście możesz wziąć do pomocy swoich przyjaciół. Anubisa i Jenny. A właśnie, to ona przekazała ci wiadomość... co o niej myślisz?
-Swoje przemyślenia wolę pozostawić dla siebie.- odparł - Artefaktem zajmę się niebawem. Wpierw porozmawiam z tym rekrutem. Jakieś szczegóły?
- Chodzi tylko o to by go sprawdzić w działaniu. Przetestujesz jego możliwości, zgłosisz czy się nadaje, resztą zajmnie się ktoś inny. A on o tym nie wie. - Dodał z uśmiechem. - Jak chcesz możesz kogoś do tego wykorzystać. Liczy się efekt. Może zaprosisz, swoją przyjaciółkę. Osoba nazywa się Shin Su, lokalizacja Zielony Dwór, Selvan.
-Czego mam się spodziewać po tej osobie? Umiejętności szczególne?
- Tak. Posiada pewną zdolność która przykuła naszą uwagę. Ale o tym empirycznie się dowiesz. Sprawdzisz przy okazji element zaskoczenia. Poza tym Ki i możliwe uzbrojenie do walki w ręcz.
-Zajmę się tym.-Odpowiedział- Coś jeszcze?
- To chyba wszystko na ten moment. Za jakiś czas zorganizuję spotkanie całej grupy. Reszty dowiesz się gdy wszystko będzie już gotowe.
-Jeszcze jedno. Co z moim kamieniem? Nie ma sposobu na przeniesienie poza bramę chodź materii nie ożywionej?
- Poniekąd. Raczej wolał byś bym tego nie robił, jeśli znał byś skutek. Wszelka szczelina między bramą, a światem w którym jesteś może przynieść olbrzymie problemy. Chociażby wstrząs, ale to raczej najmilsza z możliwości.
-Rozumiem. To wszystko z mojej strony.
- Słyszałem, że w Rockviel można znaleźć kryształy o podobnym zastosowaniu. Nie wiem jednak czy w pełni pokryją twój osobisty, ale nie zaszkodzi sprawdzić. Jeśli bardzo ci na tym zależy. Skoro to wszystko, to powodzenia. Gdybyś jednak potrzebował pomocy, uprzedź mnie. Jako członek naszej organizacji możesz korzystać z jej mocy.
-Do następnego spotkania- odparł eldar.

Kolejne godziny i dni mijały powoli. Wrogie jednostki mobilizowały się. Nieraz już wysyłali zwiadowców, z czego większość, a czasem i wszyscy nie wracali z powrotem. Eldar jakby dla jakiegokolwiek zajęcia, beznamiętnie rysował dziwne runy na kawałku spróchniałej kłody.
Co jakiś czas odwiedzał go pan, Altarur.
Istota można powiedzieć pogodna, choć raczej za wiele nie rozmawiali. Siadali przy sobie, pan częstował rurkami stanowiącymi jakiś zamiennik wyrobów tytoniowych, i kontemplowali.
Nie były to środki odurzające, czasem oczyszczały umysł ze zbędnych myśli, czasem dawały jedynie posmak i zajęcie da ust. Mimo wszystko eldar nie skusił się mimo wielokrotnych zachęt.
W walce prezentował się calikiem nieźle. Nie miał litej postawy a bardzo ruchliwą i skoczną. Wprawny był w korzystaniu ze swego kostura.


Co do samych jednostek wroga, nie uszedł uwadze Antrilena pewien element.
W pierwszych starciach nie grała rolę likwidacja wrogów a ich odganianie. Dlatego niektórym bez większego przywiązania, Eldar, pozwalał przeżyć. Później jednak, w pewnych momentach z naciskiem na chwile w których Eldar poskramiał oddziały swoimi iluzjami, jednostki uciekały gdy tylko dostały się pod tęże moc. Przeczuwając że sami nie diali by sobie rady.
W pogoni za przeczuciem rozszerzył swój zakres wykrywania wrogów w jednym kierunku. Na samej granicy możliwości (takiej by wciąż mieć obszar lasu pod obserwacją) wykrył nieruchomą istotę.
Między nią a uciekinierami istniał cień więzi, a raczej chwilowego połączenia.
Niestety będąc na granicy osoba znikała bez większych problemów. Jednocześnie na skraju wykrywania obszaru lasu pojawiały się kolejne oddziały, które zmuszały Eldara do porzucania chwilowego zainteresowania.
A trza zaznaczyć że owa osoba wykrywana była jeszce kilka razy i zawsze na granicy wykrywania.
Anthrilien nie miał jednak zamiaru przechodzić do ofensywy, tym bardziej że przeciwnicy pozostawali w nie stanowiącej zagrożenia odległości. Miał przeczucie kim może być tajemnicza osoba.
W między czasie Eldar kilkakrotnie znikał jeszcze w Pajęczym Trakcie i choć dla Międzyświata były to ledwie krótkie chwilę, spędził tam sporo czasu. Podczas jednej z wędrówek postanowił przyjżeć się bliżej zapieczętowanemu korytarzowi. Gdy zbliżył się nieco bliżej niż poprzednim razem wyczuł coś dziwnie znajomego. Po kilku krokach z półmroku wynurzyło się ciało, a za nim dwa następne. Przyśpieszył kroku rozpoznając znajome kształty. Najbliżej niego leżał martwy, eldarski prorok. Runy ochronne na piersi były przebite, a z wnętrza wystawały fragmenty szkieletu.

Kolejne dwa ciała należały do Wojowników Aspektu Ponurych Mścicieli, ze świątyni Sable Helm.

Ich ciała również nosiły ślady walki. Zauważył kamienie duszy, które wciąż znajdowały się w pancerzach. Poczuł płomyk ich nadziei, który rozgorzał gdy dusze rozpoznały członka swojej rasy. Przyklęknął nad ciałem proroka i zauważył, że z pod kurzu i plam krwi przebijają się barwy jego światostatku- Silmarven Ischa. Ostrożnie chwycił za kamień wiszący na łańcuszku spróbował przełożyć go przez osłoniętą hełmem głowę, jednak kręgi szyjne pod wpływem czasu zwyczajnie się rozsypały. Spojrzał na uwolniony kamień i nawiązał kontakt ze znajdującą się w środku duszą.
-Los splótł nasze ścieżki, czas by polegli powrócili do pamięci żywych- zaczął dość oficjalnie Anthrilien. Chodź radowała go możliwość kontaktu ze swoją rasą, domyślał się przez co musiały przechodzić dusze uwięzione w kamieniu przejścia.
-Wiele cykli oczekiwaliśmy na ten moment- odpowiedział niski męski głos upadłego, od którego brzmienia przechodziły dreszcze- komu zawdzięczamy nasze odnalezienie?
-Anthrilien, również z Silmarven Ischa.
-Rad jestem to słyszeć. Zwą mnie Irilsetch. Jak tu dotarłeś? Przejście chroni pieczęć.
-Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Zamierzam jednak powrócić do naszego świata, razem z wami. Pozwól, że spytam, kto lub co odebrało wasze życia.
-Istoty cienia- odparł po chwili martwy prorok- kiedyś ta sekcja traktu była zbyt niebezpieczna by mogła pozostać połączona z resztą tuneli. Należało ją oddzielić, jednak ktoś musiał bronić przejścia dopóki pieczęć nie została ukończona od drugiej strony wrót.
-Jest sposób by ją otworzyć?
-Nie. Nie od tej strony.
Anthrilien milczał przez chwilę
-Odnajdziemy więc inną drogę. Rhana Dandra nadchodzi, każdy eldar się liczy.
-Weź mój ekwipunek, może coś okaże się dla Ciebie przydatne, niestety broń nie ma amunicji, a runy obróciły się w pył, ale może chodź hełm okaże się potrzebny.
Zgodnie z wolą martwego proroka podniósł hełm, delikatnie wyciągając z niego czaszkę, i przyczepił go do pasa. Obejrzał uzbrojenie szukając przedmiotów, których brakowało w jego ekwipunku, jednak nie znalazł nic takiego. Upiorytową broń pozostawił na miejscu gdyby kiedyś okazała się potrzebna. Podszedł do ciał Wojowników Khaina. Ich ułożenie podobnie, jak u Irilsetch’a sugerowało walkę do końca. Nawet magazynki broni szurikenowej okazały się puste. Schylił się aby przywitać zaginionych pobratymców i zebrać ich kamienie duszy. Obejrzał otoczenie. Nie znalazł ciał przeciwników, ani żadnego śladu ich obecności. Spojrzał jeszcze na potężne wrota, świadom że pieczęć po ich drugiej stronie uniemożliwiała mu powrót do swojego świata. Oglądnąwszy się jeszcze raz na upadłych i ceniąc ich poświęcenie, ruszył w kierunku korytarza prowadzącego do puszczy.

Anubis w Obozie

Anubis pozostał sam. Obóz bojowy znał już na tyle dobrze by wiedzieć do kogo kierować wszelkie pytania. Problem leżał w zaufaniu. Bo wciąż nie wiadomym było kto był zdrajcą. Przydał by się jakiś plan działania, bo ostatecznie mogło się to skończyć wędrowaniem w poszukiwaniu towarzystwa.

Dzień Narodzin (Obóz)
Minuty upływały niczym godziny. Jenny siedziała przed białym pałacem, na ławce stworzonej z wygiętego korzenia drzewa, o które budowla była oparta. Regenerowała siły i razem z Susanoo starała się medytować.
Rogacz wyjaśnił jedynie podstawy tej czynności i jej celowość. Jednak to dziwne napięcie w niej egzystujące nie chciało od tak zniknąć. Wsłuchana była więc w otoczenie, w las który tętnił życiem.
- Już czas. - rzekł Griss, który właśnie pojawił się przy siedzących. - Przygotowałem trochę ziół o lekkim działaniu. Mam też jedną specjalną roślinę, na wszelki wypadek, ale wolał bym jej nie używać. Jak twoje przygotowania?
Jenny podniosła wzrok na przybysza. Jej spojrzenie zdradzało zdenerwowanie.
- Mam nadzieję, że będzie dobrze. Myślę, że mi się uda - wstała - Mogę zaczynać.
Spojrzenie piosenkarki stało się pewniejsze. Wzięła Lirę do ręki i pozwoliła się zaprowadzić Griss’owi na miejsce.
- Trzymaj za mnie kciuki Sus - mrugnęła do rogacza przed rozpoczęciem.
- Będę - odparł z lekkim uśmiechem. - A ty za mnie. - Wziął do ręki swoją buławę i ruszył w kierunku Targas.
Wczorajszego dnia już o tym rozmawiali. Jego moc nie będzie przydatna w tym miejscu, ale może przydać się gdzieś indziej.
Jenny kiwnęła mu głową na znak zgody.
- Uważaj na siebie proszę - dodała z uśmiechem.
***
Wokół łóżka ciężarnej zebrało się tylko kilkoro osób. Scorpion trzymający za dłoń ukochaną.
Griss, Jenny, Evie, Isnalu. Przed pomieszczeniem czekała dwójka elfów.
(Leyla)
(Samiralen)
- Będą ostatnią linią obrony. - wyjaśnił Griss, widząc pytające spojrzenie Jenny. - Spróbują, magicznie, odseparować nas od reszty obozu. Jeśli zajdzie potrzeba będą starali się pochłonąć część energii.
- Wątpię by plan B się powiódł. - rzekł młodzieniec - Jeśli to co mówił mistrz Yang jest prawdą, to chyba tylko on miałby jakieś szanse coś zdziałać. Ale jemu powierzono ochronę obozu.
- Miejmy nadzieję że pozostali sobie poradzą. - rzekła elfka spoglądając w kierunku wyjścia.
- Wiecie, potrzeba wam więcej pewności. Także we mnie i moje umiejętności, oraz w samą Yougan. Poradzimy sobie, wszyscy - Jenny zaprotestowała ściągając brwi. - Yougan też zależy na was i tym miejscu. Ona sama będzie miała na uwadze bezpieczeństwo wasze i swoje. Ja będę jej pomagać i jestem pewna, że wszystko się uda.
Uśmiechnęła się klepiąc Grissa po ramieniu. Kiwnęła głową do ognistej i zajęła swoje miejsce po drugiej stronie łóżka niż Skorpion. Wyjęła lirę, zanuciła melodię i jak za pierwszym razem rozesłała pozytywną wibrację po pomieszczeniu. Odziana w pomarańczową łunę zaczęła śpiewać, łącząc się z Yougan zieloną pięciolinią. Ta po chwili zmieniła wygląd. Skręciła się w tubę, a w jej środku pulsowała wiązka energii. Jenny spojrzała po wszystkich dając znać, że ze swej strony jest już gotowa. Jej umysł i ciało już rozbrzmiewały emocjami płynącymi od ognistej kobiety. Dlatego nie czekała na reakcje innych. Melodia i słowa same płynęły.
Yougan zaczęła się rozluźniać. Ciepłe delikatne uczucie płynęło jednocześnie przez jej ciało trafiając do Jenny. To była sprawka Evie. Swoją mocą wprawiała ciało Yougan w najlepszy stan. Griss gotowy był już by rozpocząć, wspierany przez Isnalu.
Pierwszy skurcz. Ból przeszył całe ciało Jenny prawie ją przewracając. Ale nadal dzielnie grała. To poza tym podkreślało, dlaczego rodzi się na leżąco.
Piosenkarka nie mogła sobie jednak pozwolić na narzekanie, że ją boli mimo, że o mało nie zafałszowała. Musiała się skoncentrować na emocjach i ich ulotnieniu. Stawało się to z każdą minutą coraz trudniejsze. Lira była zbyt łagodna, zbyt miła na to co się działo. Bólu nie dało się wyżyć w ten sposób. W końcu nastąpił moment kiedy Jenny nie wytrzymała. Krzyknęła puszczając instrument na ziemię. W pomieszczeniu nagle zrobiło się bardzo gorąco. Nie było czasu na oswajanie się z przeżytym bólem. Jenny wstała i sięgnęła po gitarę. Pot zaczął się lać ze wszystkich.
Piosenkarka uderzyła w struny.

https://www.youtube.com/watch?v=8hkm...U6BAkayQgSifp6
Połączenie z Yougan na nowo się otwarło. Gorąc zaczął się wkręcać w tubę energii oplatając piosenkarkę. Struny gitary rozgrzały się parząc w palce dziewczyny. Byłą jednak zdeterminowana widząc miny wszystkich w pomieszczeniu. Zagrała mocny akord energetyzując melodię. Gorąc nagle zmienił się w ciepło, a ciało piosenkarki zapłonęło nieparzącym ją ogniem. Kolejne fale mocy budziły zarówno w niej i wszystkich słuchaczach niezłomną determinację. Rytm pomagał im nabrać pewności, że się uda. Energia przepływająca przez ciała zebranych zaczęła otaczać ich pomarańczową aurą. Spirala obaw, bólu i niepewności zaczęło być zgniatane przez pozytywne myślenie. Te emocje wracały ponownie do Jenny potęgując się. Taka ilość energii sprawiła, iż dziewczyna zaczęła się unosić. Moc ją przepełniała, łuki energii zaczęły przeskakiwać i oplatać ciało Jenny. Jej oczy zaczęły świecić białym światłem. Gdy wydawało się, że ma nastąpić już kulminacja mocy i nadarzyć się wielka rzecz, stało się coś innego. Ból na karku i dłoniach, który do tej pory nie ustępował, osiągnął punkt kulminacyjny skutecznie tłumiąc zebraną moc. Iskra czarnej elektryczności przeszyła Jenny wyduszając z niej krzyk. Opadła na ziemię ciężko upadając. Świat ściemniał na kilka chwil.
***
W stłumionych dźwiękach jakie dobiegały dookoła, tych samych które ją przebudziły, słyszała płacz dziecka.
Ile czasu minęło? Co się stało? Nie wiedziała. Otworzyła oczy i ujrzała wszystkich, opadłych z sił, siedzących lub opierających się o ściany. Nie spłonęli, wszystko się udało. W rękach Grissa spoczywało małe zawiniątko. Jednak dziewczę nie spodziewało się że dziecię będzie tak różne od ludzkiego.

Zawiniątko wyglądało jak kokon. A raczej larwa z białą kościstą głową, w której oczodołach płonęły dwa zielone płomyki. Yougan była nieprzytomna.
Jenny dźwignęła się na nogi z wielkim wysiłkiem. Jej umysł nie ogarniał widoku dziecka, był zbyt abstrakcyjny. To jego matka ściągała całą uwagę piosenkarki.
- Żyje..? - zapytała słabo podpierając się o cokolwiek mogła.
- Yougan żyje prawda? - powtórzyła.
- Tak. - Odparł Skorpion
- Straciła przytomność. - Odparł elf oparty o ścianę. - Gdy straciłaś przytomność zareagowaliśmy natychmiast, ale i nam się oberwało tą twoją mocą.
- Dałaś nam wszystkim wystarczająco dużo czasu i siły. - odparła elfka. - Również i jej. - wskazała na rodzicielkę. - Z całych sił powstrzymała się w ostatnim momencie. Straciła przytomność, ale to mała cena za to co mogło się stać.
- Dobra robota Jenny. - Rzekł niebiesko włosy - Chcesz potrzymać dziecko? - Wystawił zawiniątko w jej stronę.
Jenny chwilę zajęło nim kiwnęła głową. Wystawiła ręce aby przyjąć dziecko. Patrzyła na nie nie mając zielonego pojęcia jak zareagować. Jego dziwny wygląd ją onieśmielał i przerażał. Z normalnymi dziećmi nie miała za wiele do czynienia, a co dopiero z takimi. Była wycieńczona i w szoku, dlatego niespecjalnie zauważyła, że jej zachowanie nie do końca zostało dobrze zrozumiane. Mimo wszystko wciąż była człowiekiem, a oni nieludźmi. W końcu Jenny wyciągnęła palec i uznając to za dobre zachowanie, dotknęła palcem czoła.
- Bup!
Dziecko-kokon wydało z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Chyba było zadowolone, bo w kolejnej chwili wyskoczyło z rąk Jenny. Jenny w przypływie adrenaliny chciała chwycić je nim upadnie, tak samo jak Griss. Dziecko miało jednak inne plany, odbiło się od Jenny i skoczyło na ścianę, bu po chwili znów się odbić.
- Złapcie je. - Rzekł skorpion
Ale próba złapania czegoś tak irracjonalnego jak uciekające dziecko była równie nielogiczna.
Gdy kokon po raz wtóry uskoczył, tym razem za cel obrał wyjście. Dziecko ciekawe świata, ot co!
Piosenkarka wytrzeszczyła oczy widząc zachowanie dzieciaka. Osłupiała totalnie zdzielona kokonem po twarzy. Chciała nawet niemrawo ruszyć za uciekinierem, ale ten był już poza jej zasięgiem.
Kątem oka dostrzegła ruch Skorpiona. Zdjął on delikatnie swoją stalową maskę, ale nie na tyle by ujawnić swoją twarz.
- Stun Venom...fuuu.... - spokojny wydech.
Wszyscy znieruchomieli. Dosłownie tak jakby na moment ich serca się zatrzymały. Mięśnie odmówiły posłuszeństwa blokując się w chwilowych pozycjach. Efekt minął równie nagle, ale mięśnie straciły swoją siłę i zwiotczały. Kładąc wszystkich starających się złapać bobasa.
Wojownik spokojnym krokiem podszedł do leżącego kokonu. Uniósł go i mogło by się zdawać lekkim pstryknięciem, rozbił białą czaszkę, a później rozwiązując kokon.

- My hollowy powstaliśmy z ludzkich dusz. Potrafimy żywić się ich energią. Dla istot żywych stanowimy naturalne zagrożenie, ale im silniejsi jesteśmy tym mniej podążamy na dzikim instynktem. Jesteśmy w stanie kontrolować własne istnienie. Gdybyś uciekła, mielibyśmy problem. - mówił spokojnie trzymając dziecko za kołnierz, zwisające nad podłogą. Później wziął ją w ręce i delikatnie utulił. - Jesteś energiczna jak twoja mama.
W jego oczach można było dostrzec coś, co bez przeszkód można było nazwać miłością.
- Dziękuję wam. I szczególnie tobie Jenny. Zawdzięczam ci Ją.
Piosenkarka kiwnęła głową starając ukryć się swoje przerażenie i zaskoczenie. Żywić się energią ludzkich dusz?! Że jak? Jenny podniosła dłoń drżącą jeszcze od efektu tego co zrobił Skorpion. Wystawiła kciuk uśmiechając się na jedną stronę po czym opadła na podłogę. Była wyczerpana, zmieszana i odczuwała strach. Zastanawiała się czy powinna się cieszyć, że pomogła przynieść na świat taką istotę. Nie mówiła jednak tego na głos. Reszta z jakiegoś powodu mimo wszystko też pomogła. Wydawało się, że mogli wiedzieć więcej. Na razie nie komentowała podnosząc się z ziemi tak jak reszta. Czuła się zagubiona nie wiedząc co powinna ze sobą teraz zrobić.
- Trochę minie nim się oswoi. - Stwierdził Griss
- Owszem. Ale w naszym rodzicielskim obowiązku jest ją nauczyć, jak żyć. Nie martwcie się tym o czym mówiłem.
- Doprawdy? - zapytał ironicznie elf
- Póki co jest tylko dzieckiem nieświadomie nie jest w stanie nikomu zagrozić. - Na dowód swych słów chciał ja przekazać Jenny na ręce - Poprzednio ci uciekła.
- Eee… wiesz skoro mi uciekła… może lepiej nie ryzykować? - powiedziała niepewnie wystawiając ręce. Z jakiegoś powodu wolała nie zdenerwować Skorpiona. Złapała dziewczynkę, bo chyba była dziewczynka.
- Macie dla niej imię?
Teraz maleństwu bliżej było do dziecka. Twarz dziewczynki, zielone włosy, tylko białe skostnienie w kształcie czaszki wskazywało że nie jest człowiekiem.
Malutkimi dłońmi przebierało w powietrzu przed twarzą piosenkarki. Można powiedzieć, że taki obrazy roztapiają nawet najtwardsze serca.
- Hmm.. Nie zastanawialiśmy się nad tym w zbyt wielkim stopniu. Może dlatego że nasze imiona przyjęliśmy, a nie zostały nam nadane.
- Jakieś pomysły? - zapytał ze spokojnym uśmiechem Griss.
- Zając. - Odparł elf, odpowiedź została ogólnie zignorowana.
Niebiesko włosy spoglądał wymownie na Jenny.
Jenny popatrzyła jeszcze chwilę na dziewczynkę aż w końcu powiedziała.
- Nel.
- Ładnie - odparł cichy głos. Yougan przebudziła się. - Nel.
 
Asderuki jest offline