Ksenocidia wyrwała się z odrętwienia, gdy zobaczyła resztę drużyny całą i zdrową. Nowym nabytkiem okazał się jakiś mężczyzna, jednak nie zwracała na niego większej uwagi. Było w miarę bezpiecznie.
Przykrym zaskoczeniem dla ghulicy był krajobraz poza jaskinią. Wszechobecne zniszczenie i rozpacz biły po duszy niczym razy rzemiennym korbaczem po plecach. Ghul posmutniała - czy to z powodu utraty zapasów pożywienia, czy faktycznie z powodu spustoszenia spowodowanego przez przeklętą burzę - tego nie sposób było się dowiedzieć.
W drodze do karczmy zagaiła kapłankę:
-
W bitwie nikt nie ucierpiał za bardzo? Żałuję, że na więcej się nie przydałam, jednak po pierwszym starciu byłam już... bezużyteczna. No i kim jest ten dziwnie wyglądający mężczyzna? Tak dużo niewiadomych...
Nosiła się z zamiarem porozmawiania jeszcze z elfem i mnichem, jednak podeszła tylko i cofnęła się zrezygnowana. Nie czuła się na siłach na dłuższy dialog.
***
Tej nocy ghul postanowiła nie spać. Poprosiła Glynne, by nakarmiła jej konia, sama uprzednio czyszcząc mu futro i głaszcząc niechętne zwierzę po pysku, a sama ruszyła w ciemność w poszukiwaniu strawy i zapasów na najbliższe dni. Interesowały ją jakiekolwiek zwłoki, które nie miały w pobliżu krewnego, który chciał je pogrzebać. W pobliżu, czyli w zasięgu wzroku, nie miała przecież zamiaru rozpytywać przechodniów, czy trup aby niedawno jeszcze nie miał rodziny. Musiała się porządnie najeść, by zregenerować siły.