Cosmo
Cosmo uśmiechnął się, gdy Sam krzykiem go zawołała. Mógł teraz przerwać jałową dyskusję o tym, że pojazd jest unieruchomiony w minutę nie odpali. Podźwignął się (jeszcze raz kontrolując ranę Roba, czy przypadkiem znowu nie krwawi) opierając na karabinku i ruszył do wyjścia. Teraz, kiedy minęło to co mądrzy nazywali adrenaliną, odczuwał zmęczenie, szczególnie doskwierała mu noga.
Gdy dolazł do Sam, sytuacja była katastrofalna. Przeciwnik z rozdartym brzuchem i Sam przemywającą te rany. Po chwili w jej dłoni błysnął skalpel. Jedno jej spojrzenie i Cosmo bez dodatkowych ponagleń przykląkł po drugiej stronie pacjenta, pozbywając się plecaka i karabinu, przerobioną torbę lekarską położył przed sobą.
Na szczęścieSam znała się na rzeczy, Cosmo odgrywał rolę kogoś pomiędzy pomocnikiem chirurga a pielęgniarką. Rozewrzeć, przytrzymać, odsączyć, podać, zdezynfekować. Na szczęście pacjent nie przejawiał oznak większej przytomności, ból całkowicie go zwalił. Oby nie na zawsze.
Co te czasy robią z ludźmi? Cosmo, ten ledwo dwudziestodwulatek, o anemicznym ciele, nie czuł w ogóle obrzydzenia, ani współczucia. Ten pacjent był mu po prostu... obojętny.
Operacja dobiegła końca, wątroba pomniejszona, jelita zszyte, kilka uwag Sam o karmieniu kroplówką i reszcie rzeczy. Cosmo wstał, zebrał swoje rzeczy i wyszedł mówiąc, że zorientuje się co dalej.
Pomimo zegarka na ręce Cosmo w ogóle na niego nie patrzył. To był jego pierwszy zegarek w życiu, musiał się skupić, żeby z jego tarczy odczytać godzinę. Po drugie nie miał takiego odruchu. Czas liczyło się w wypalonych fajkach, a nie minutami. Trochę czasu musiało minąć, bo Irish przyjechał przed chwilką z ich medykiem w masce przeciwgazowej. Że też mu nie jest gorąco w tej gumie.
Szybko załadowali towar do Mustanga, tylko że się nie mieścił. Gdy rozmowa po raz kolejny spadła na stojący samochód, Cosmo odparł: -Przeciąłem kabel od rozrusznika, naprawa trochę potrwa. Muszę odłączyć akumulator, skręcić kable, co nie jest większym problemem, ale muszę jakoś je zaizolować, żeby nie było spięcia i żeby przypadkiem prąd nie znalazł ujścia innymi częściami. Ma ktoś taśmę izolacyjną? Albo jakąś cienką gumę? I teraz druga sprawa. Tamten w środku – wskazał ręką na budynek z rannym - powinien przeżyć, ale szanse ma nikłe, trzeba go stąd zabrać. Przed chwilką Sam zszyła mu jelita, musi być karmiony dożylnie – zaakcentował to słowo. - Szeryfie, proszę zaczekać, ci jeńcy jeszcze się przydadzą. Gadać mi teraz, co ten tam w środku ostatnio jadł? Ostatni jego posiłek, co i kiedy? - Może i jelita zostały trochę przeczyszczone, ale w żołądku coś jeszcze mogło być. - I jeżeli chcecie zwiększyć szanse jego przeżycia, to zacznijcie już teraz odpracowywać wasze gangerowanie. Idźcie do łazienki i zdemontujcie drzwi, zrobimy z nich nosze.
Dlaczego drzwi od kibla? Bo są zwykle najwęższe, nie będzie problemów podczas wychodzenia z budynku.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 02-08-2018 o 20:42.
|