Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2016, 02:12   #13
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Sydney "Kurt" Marshall - filozoficzny wędrowiec


~ Medyczny. ~ stwierdził w myślach Syd gdy z bliska zauważył charakterystyczne emblematy służb medycznych na ogonie rozwalonej maszyny. Jak na serio medyczny to mogło być ciekawie. Medyczny szpej był najczęściej lżejszy od wojskowego a niekoniecznie mniej wart. No i bandaże czy leki w końcu potrzebował każdy a jak nie potrzebował to i tak kitrał jakby nagle potrzebował. Sydney też by sobie chętnie pokitrał dla siebie trochę jak nie dla siebie to na wymianę a by się wymieniał to by miał coś co by potrzebował mieć. Tylko ten mur...

Cofnął się parę kroków by mieć lepsza perspektywę. No i miał. Ale dalej nie widział w zasięgu wzroku żadnego alternatywnego przejścia. Trzeba by tą posesję obejść nieco dalej, może nawet dookoła bo jakąś bramę tak duży zestaw budynków musiał mieć. Może nawet więcej niż jedną. Ale mógł przeleźć przez ten mur. Choć dość wysoki był. Może nie jak areszt czy więzienie ale na pewno wyższy niż standard standardowego domku z ogrodem. Dumał chwilę czy go ot, tak nie spróbować doskoczyć i się wspiąć. Chyba dałby radę. Jak nie za pierwszym razem to za drugim albo za kolejnym. Ale dałby. Tylko te dzidopodobne kolce na wierzchu muru mu się nie podobały. Niby możnaby się ich złapać by się łatwiej wspiąć ale nie był pewny jak mocno siedzą. Do tego wolał nie dotykać takich kolców jeśli nie musiał. A nie musiał. Ale jeśliby się sapał tam na górze trzymając się krawędzi ciężko było ich nie dotknąć chociaż. No i potem jeszcze przeleźć na drugą stronę. No a poza tym po drugiej stronie nawet jeśli było tak samo to co jeśli trzeba by zwiewać? Wówczas ten skok za drugim czy trzecim razem mógł być już za późno. Dlatego potrzebował liny. Lub czegoś linopodobnego.

No i znalazł ten kabel. Na kablu zrobił pętelkę i w końcu zarzucił na jeden z tych stalowych badyli sterczących z muru na górze. Szarpnął raz i drugi i nic się nie stało. Zaczął więc się wspinać i szło mu chyba całkiem przyzwoicie. Zatrzymał się na krawędzi muru i ostrożnie puścił żurawia na drugą stronę. Podwórko. Spore. Trochę zaracone. Budynek. Też spory i zagracony. I śmigłowiec. Wywalony do góry nogami. Wszędzie cisza i bezruch. Choć może jeszcze dlatego, że jeśli ktoś czy coś tam było może go nie zauważyło. Zaczynały mu już cierpnąć ramiona więc zaryzykował i podciągnął się jeszcze kawałek.

Stąpnął w końcu jednym butem na płask na krawędzi muru. Był na tyle gruby, że większość buta nawet wzdłuż mieściła mu się spokojnie więc miał całkiem stabilną i wygodną podpórkę. Tylko te szpikulce blisko krocza trochę psuły ten sielankowy efekt. Drugą nogę wciąż miał wzdłuż zewnętrznej krawędzi muru gotów do skoku na zewnętrzną stronę muru. Czekał i obserwował.

Trochę się obawiał. Jak zawsze w takcih wypadkach. Był raczej jednym z tych bystrzejszych obserwatorów zwłaszcza w Ruinach ale jednak nigdy nie miało się gwarancji, że jest się wystarczająco czujnym. Teraz jednak wyróżniał się na tle muru jak jedyny... Garbus? Cholera i zapomniał jak się mówiło na te rzeźby potworów na starych budynkach... Spotykał je czasem na ścianach, z reguły wysoko pod dachem. Na tych kamienicach co były stare nawet przed wojną a nie tylko teraz. Ale zapomniał jak je się nazywało kiedyś. Chyba nie garbusy ale jakoś podobnie...

No ale jakby nie nazywał to właśnie tak wyglądał jak ten garbus czy co innego. Rzucał się w oczy jak białas w Harlemie. Choć po prawdzie nie łapal tego przedwojennego powiedzonka ale kumał, że chodziło o jakiś kontrast chyba. No to się właśnie tak rzucał teraz w oczy jakby ktoś tam był w środku. Irytujące uczucie gdy się człowiek zastanawiał czy właśnie ktoś do niego celuje czy jeszcze nie. Trafi? A może spudłuje? Tak to właśnie było w tych Ruinach. Można było dostać pierdolca od tego wiecznego podejrzliwego filtru jaki należało patrzeć na świat. Jakby teraz ktoś strzelił i spudłował Syd miałby szansę wrócić na zewnętrzną stronę dość łatwo bo jeden skok i już. Ale wewnątrz to już mógł być kocioł więc zwlekał. W Ruinach bardzo rzadko pośpiech popłacał.

Westchnął cicho gdy nic się nie stało. Nie pojawił się żaden kundel, ani właściciel ze strzelbą wrzeszcząc coś o najściu no ani nic i nikt. W sumie więc mógł przejść do następnego etapu. Przerzucił kabel na wewnętrzną stronę by mieć większe opcje przy ucieczce. Westchnął ponownie po czym zeskoczył na wewnętrzna stronę. Nie stał jak głupek jako nieruchomy cel wielkości "sylwetka stojąca" tylko przypadł od razu za jakiś głaz. Odczekał chwilę i znów się nic nie stało. Albo nikogo tu nie było, albo były jakieś przychlasty co się bały bardziej od niego albo trafił na kogoś kto czekał by wlazł głębiej w pułapkę. Choć wówczas pewnie niekoniecznie chciałby go zabić albo na odwrót nie był zbyt dobrym strzelcem i jeśli nie miał pewności trafienia do przykurczonej czy będącej w ruchu sylwetki to nie strzelał. To by świadczyło też, że jest dość opanowany. Albo zestrachany i liczył, że obcy zrobi swoje i pójdzie dalej. "Kurt" w sumie taki na tą chwilę miał plan.

Przy okazji zerkał na śmigłowiec. Czaderski! Taki pomalowany i odstawiony ładnie wyglądał. Był lepszy niż te ferrari co kiedyś miał. Też było czaderskie i jeszcze czerwone. Właściwie to wszystkie chłopaki je mieli. Bo oczywiście dziewczyn nie dopuszczali do ich chłopięcego skarbu. Ferrari stało na samych felgach nie nie miało płyty do silnika i szyb ale komu to przeszkadzało? Na pewno nie "Kurt'owi" ani jego koleżkom z Vander. Właściwie to żadnej bandzie bo przecież o te ferrari mieli prawdziwą wojnę w całej dzielni a nawet z chłopakami z Ville. Noo... Tak było... Było o co się bić... A kurde jakby tak wtedy taki śmigłowiec mieli... No parę ekstra bryk na mieście jeszcze się walało tu czy tam ale śmigłowca to nie kojarzył. I to taki ładny i kolorowy... Ale wtedy dopiero byłby szał... No to co, że do góry nogami... Byłby czad...

Ale teraz było nawet lepiej. Bo już nie miał przy sobie tamtej szczeniackiej bandy i sam już nie był szczeniakiem. Ale za to miał ten rozwalony śmigłowiec dla siebie. A na jego wprawne oczko to stan zachowania dawał realną szansę na znalezienie czegoś ciekawego. I co by znalazł to by miał i miał tylko dla siebie.

Wrak trochę oberwał. Ale jaki wrak nie oberwał? Jak nie kiedyś gdy spadały bomby to potem? Tutaj widział wyrwane drzwi od kabiny pilotów. Nie był pewny jak to wygląda z drugiej strony. Nie umiał jednak ocenić czy to tak przy zderzeniu czy coś albo ktoś wyjebał te drzwi potem. A może same zczasem odpadły? Jakby nie patrzył ułatwiało to dostanie się do środka i wydostanie w razie potrzeby. Dalej dominowała cisza i bezruch i we wraku, i okolicy i w budynku. Zostawało mu sprawdzić sam wrak.

Podniósł z ziemi jakiś drąg. W razie czego mógł go wywalić tak jak podniósł. A improwizowany łom, dźwignia czy pałka mogła mu się przydać przy oględzinach wraku. Podszedł do wraku i z bliska nie zauważył żadnych tropów mówiących, że ktoś czy coś kręciło się tu ostatnio. Obejrzał z bliska sam kadłub i kabinę na wypadek gdyby coś kręciło się przez te otwory.

Wewnątrz kabiny powitali go smętni piloci. Ciała wciąż były przypięte pasami do foteli i tak zwisali nieco dziwnie nieco śmiesznie z foteli będących teraz na suficie. Obejrzał ich sobie spokojnie. Medycy chyba broni nie mieli ale może jakąś latarkę, nóż czy w sumie cokolwiek? Patrzył też zaciekawiony czy by mieli charakterystyczne rozdarcia świadczące, że coś kiedyś przebiło ich kombinezony jak do kul, ostrzy czy jakichś innych odłamków metalu. A może zginęli od zwyczajnego uderzenia przy upadku? Dumał chwilę czy powinni mieć maski. Takie z tlenem. Chyba piloci je mieli. Ale nie był pewny. Podobno mieli je pasażerowie w samolotach. Ale właśnie nie wiedział czy to też dotyczy śmigłowców. Powinni mieć maski czy nie?

Zerknął z kabiny w stronę ładowni. Wyglądała obiecująco. Kurz, pajęczyny, nalot, szklane i metalowe odłamki przysypane rdzą i drobnym gruzem. Czyli tak jak powinien wygladać nie ruszany od długiego czasu wrak. Zauważył co prawda coś co wyglądało mu na gniazdo czy leże. Sądząc po drobnych, kosntych odłamkach chyba jakiegoś drapieżnika. Ale wielkość kości sugerowała, że polował na mniejsze od człowieka stworzenia. No ale i tak mógł się wkurzyć jakby dorwał obcego na chacie. Ale na szczęście barłóg też już był przykryty warstewką nieruszaneych kurzów, śmieci i zacieków. Więc to co tu było musiało wynieść się już jakiś czas temu. I całe szczęście.

Ale najciekawsze dojrzał pod jedną ze ścian. Takie szafkoschowki w ścianie. Kilka było rozwalonych ale parę było nadal zamkniętych i nie ruszonych. Korciło go to. Mogły być puste. Mogło być też coś co już się do niczgo nie nadawało. Mogły być też coś co lepiej było nie ruszać z zamknięcia. Ale mogło być też coś całkiem przydatnego i użytecznego jak nie dla niego to na wymianę. I co robić?

Ostrożność dyktowała zwłokę a ciekawość jak najszybsze otwarcie i zabranie skarbu a przynajmniej skrócenie męki niepewności. Podszedł do schowków i spróbował nasłuchać czy coś tam żyje w środku. Nawet popukał w drzwi by sprawdzić czy będzie jakaś reakcja i znów nasłuchiwał. W końcu nawet powęszył by sprawdzić czy nie wyczuwa jakiś kojarzących się z niebezpieczeństwem zapachów. Szukał też czy nie ma jakiś oznaczeń na drzwiach albo jakiegoś notatnika w pobliżu czy na podłodze. Może w kabinach pilotów byłby jakiś rejestr... O! Dziennik lotu! Tak, tak to się nazywało. Tam się chyba pisało gdzie, skąd i z czym leciał dany samolot. Miał nadzieję, że na śmigłowce to też działa.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline