Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2016, 10:41   #165
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Zawsze coś. W tej karawanie nie ma chyba nikogo innego od brudnej roboty ludzi nie wywodzących się z zapchlonej dziury zwaną Cheb. I dlatego tym razem ponownie miał ruszyć na zwiad wraz z dwiema rypniętymi siostrami i Todem. Szuter nie wiedział czym podpadł Tod, ale raczej nie był ulubieńcem Szczoty, jeśli dostawał te same zadania.

Tak, czy inaczej musiał się zbierać. Zapakował swoje zdobycze do sakw w motocyklu, a samego bikea wprowadził na wóz. Fakt, że dziewczyny odpaliły samochód oznaczał, że oszczędza paliwo w swoim pojeździe.

Mężczyzna zastanawiał się co ze sobą wziąć. Był obłożony bronią, która mimo dobrej jakości sporo jednak ważyła. Po krótkiej chwili zdecydował się na nowo-znalezionego browninga i mini pompkę. Oczywiście FNa miał zawsze przy sobie. Granatnik i Bushmastera schował w motocyklu.

Wsiadając z tyłu przepuścił świrniętą panią mechanik, choć nie z kurtuazji. Nie chciał być zakleszczony przy zaspawanych drzwiach jeśli cokolwiek by się działo. Dziewczyna nadal patrzyła na niego spode łba, co mu wcale nie przeszkadzało. Usiadł z tyłu i wyjął znalezioną mapę, którą zaczął studiować nie zważając na innych pasażerów.
Po części musiał po prostu odpocząć, po części chciał sprawdzić co znajduje się na mapie. Niestety, bez legendy bazgroły poprzedniego właściciela niewiele mu mówiły, ale trupie czachy były raczej samo-wyjaśniające - niebezpieczeństwo.

Podróż mijała im w ciszy przerywanej nagłymi skrętami auta, co kazało zastanowić się, czy kierowca naprawdę potrafił prowadzić, czy ma problemy z utrzymaniem pojazdu na prostej drodze. Fakt, że nie wypadli i to, że gnali naprawdę szybko skłonił Szutera do konkluzji, że dziewczyna jest tak samo jebnięta jak jej siostra i że należy unikać takich sytuacji jak ta. Nie wspomniał również o kluczyku, bo taka informacja mogła się jeszcze okazać przydatna.

Samochód łykał kilometry jak rasowa dziwka fiuty, więc na miejsce trafili szybko. Co do bezpieczeństwa, to trzymając się wcześniejszego porównania samą końcówkę drogi Szuter porównał by do pękniętej gumy.

- Do kurwy nędzy, kto cię nauczył prowadzić? - sapnął Szuter gdy odzyskał panowanie nad sobą po uderzeniu. Otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz jednocześnie przeładowując broń. Jemu też potrzebna była chwila na odzyskanie kontroli nad błędnikiem. W ręku wciąż trzymał fragment tapicerki, której złapał się kurczliwie, gdy wariatka wdepnęła gaz do dechy.
- Przynajmniej trafiliśmy do raju pani mechanik - mruknął do siebie, po czym dodał głośniej przyglądając sie miejscu przez lornetkę - Dobra Tod, prowadź, zrobimy rundkę wokół lotniska, sprawdzimy co się dzieje, a nasze “dzielne” dziewczyny naprawią to co zepsuły. -
- A co wy takie panienki do kurwy nędzy - Tina wypadła z samochodu z szerokim uśmiechem na ustach i lekką zadyszką. TO BYŁA JAZDA. KURWA JAK ONA KOCHA ŻYCIE. Niczym pijana z radości poklepywała klęczącą przed maską samochodu siostrę, doprowadzając ją do furii. - Nie bój nic, znajde ci słoneczko taki kurwa metal, że aż sikniesz w gacie ze szczęścia - zrobiła ruch jakby chciała poprawić czapke na głowie ale odkryła, że jej nie ma. Z sępią miną dopadła drzwi kierowcy i wydłubała wymemłaną szmatkę z daszkiem, zakładając ją z majestatycznym, nadętym wyrazem twarzy. Przydało by się rozejrzeć, schyliła się więc po lornetkę i zaczęła skanować otoczenie.
Szuter tym czasem przyglądał się wypiętym pośladkom kierowcy zanim skinął na Toda i ruszyli na obchód lotniska. Zabójca miał w ręku Browninga, przez plecy przerzuconego P90 i na udzie wierną minipompkę. Trochę brakowało mu bushmastera, który na otwartej przestrzeni sprawdziłby się lepiej, ale w razie czego jest się gdzie skryć, więc nie powinno być aż tak źle.

Zostawili więc babom naprawianie co zepsuły i ruszyli zająć się poważnymi sprawami czyli oglądaniem tego improwizowanego parkingu mierzalnego w hektarach. Tod był dość czujny i głowa łaziła mu na wszystkie strony jakby miał szyję z gumy. Poruszał się całkie cicho i sprawnie, może nie tak jak Szuter ale w sumie i tak całkiem nieźle. W łapach też miał karabin typu lever action więc chyba do tego meijsca miał równie ograniczone zaufanie jak i Hegemończyk.

Dość szybo okazało się, że o ile budynki widać całkiem nieźle to przez tą trawę nie było właściwie nic widać w pobliżu drogi po której szli. Było to fajne i przydatne gdyby się chcieć kitrać na kogoś kto szedł tą drogą ale bardzo niebezpieczne gdy się nią własnie szło. Niebezpieczne były też wszelkie wysokie budynki bo czy z dachu czy z wyzszych pięter miało się pewnie cała okolice jak na dłoni. Jakby teraz ktoś tam był i celował do nich można było liczyć, że nie ma własnie naboi, trafi tego drugiego albo spudłuje w ogóle. Ale przeszli dobry kawałek a żaden strzał nie padł.

Doszli w pobliże wybetonowanej częsci lotniska wzdłuż terminala. Stało to kilka samolotów w różnych proporcjach spalenia, spustoszenia, opuszczenia i gdzieniegdzie nawet postrzelania. Jedne mniejsze co kadłub miały jak ich samochód, inne jakieś śmigowce, jeszcze inne wielkie, że kabinę miały chyba gdzieś na wysokości pierwszego piętra. Była też jedna maszyna o strzelistych kształtach kojarząca się z nowoczesnym, przedwojennym narzędziem wojny. Nawet po tylu latach opuszczenia i grabienia było pewne, że można nadal tu bylo znaleźć sporo jak nie fantów to chociaż pamiątek.

Doszli do końca linii terminala i jakoś nie zauważyli niczego podejrzanego. Lotnisko wyglądało na opuszczone. Dalej Tod widział dwie opcje. Można było odbić w bok by obejśc perymetr zabudowanego w większości terminala i sprawdzić jak to wygląda, wejść w niego i go przeszperać dla orientacji sytuacji albo pójść dalej wzdłuż płyty lotniska by dojśc do stojącej trochę na uboczu wieży kontroli lotów. Z niej jak twierdził jest dobry widok na większość lotniska choć własnie nie widac wnętrza budynków i jakiś śladów na ziemi. Na terminalu Szuter zaś odczytał napis który wydawało mu się widział gdzieś na zdobycznej mapie.

Szuter wyjął mapę i porównał napisy. - Gdzie będziemy nocować? - spytał Toda. - Zabezpieczmy teren noclegowy i drogę do niego. Całego lotniska nie przeszperamy. - powiedział z nosem w mapie.
- To zależy kiedy te dwie naprawią brykę. Jak szybko to rozejrzymy się tu i wracamy do karawany. A jak się bedą guzdrać to pewnie oni dojadą tu do nas zanim ruszymy. A zazwyczaj nocujemy w tamtym hangarze to w tym roku pewnie też. - wskazał głową na jeden z blaszanych hangarów po przeciwnej stronie płyty lotniska.
Szuter spojrzał na hangar, a potem na dziewczyny. - Chcesz wracać z tymi wariatkami? - spytał patrząc na mężczyznę. - Lepiej sprawdźmy co się kryje w hangarze i innych budynkach.
- Drzwi tam działają. No działały w każdym razie w zeszłym sezonie to można się zamknąć i wchodzić przez zwykłe drzwi. No i z zewnątrz nie widać wówczas karawany co najwyżej pieszych jeśli akurat się gdzieś kręcą. - wyjaśnił Hegemończykowi i najwyraźniej zgadzając się z nim na ten wstepny szkic planu. W tym czasie po chwili szukania Szuter odkrył podobną nazwę na mapie co widział własnie przed sobą na rdzewiejącym napisie. “Alpena Airport” niedaleko miasta o tej samej nazwie połozonego na brzegu Jeziora Huron. Samochodem wystarczyłoby jechać z tej Alpeny wzdłuż linii brzegowej i by się dojechało do samiutkiego Detroit. Przynajmniej tak to wyglądało na przedwojennej mapie. Choć na tej drodze na północ przy wyjeździe z Detroit była nabazgrana jakaś czaszka i to pewnie przez poprzedniego właściciela.

Szuter schował mapę i ruszył w stronę hangaru. - Sprawdźmy czy wszystko w hangarze jest OK, potem znajdziemy dobry punkt obserwacyjny gdzie będziemy mogli obserwować, czy nikt się nie zbliża. - opowiedział swój plan.
Co prawda Hegemończyk nie miał wątpliwości, że całe to miejsce zostało wielokrotnie obrobione, to nadal mogło jeszcze skrywać jakieś skarby. Mając w perspektywie powrót do karawany lub nieskrępowane szabrowanie, wybrał drugą opcję.
 
psionik jest offline