Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2016, 10:54   #166
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
-Jaki mniej więcej ten kawałek metalu ma być? Duży, mały? Giętki, twardy. Wysil się troche z opisem, bo przytaszcze ci całe skrzydło samolotu i będziesz się sama bujać z tym gównem - Tina sprawdziła, czy wszystko miała pod ręką, w oczekiwaniu na odpowiedź bawiła się kompasem, kręcąc się w kółko.

- Coś płaskiego, żeby można do miski dorobić. O gdzieś taki. - Whitney zakreśliła w powietrzu kształt wielkości mniej więcej powierzchni dwóch złączonych dłoni. - No i wiesz, nie sama rdza by się w ogóle dało przymocować. Właściwie kawałek skrzydła by się nadał. - podrapała się po głowie traktując słowa siostry chyba na serio. - Ale wiesz co? Najlepsza byłaby okładzina z lotniczego baku. - nagle uśmiechnęła się patrząc wymownie na lotnicze wraki po drugiej stronie lotniska. W tych niespalonych faktycznie mogła się ta gąbczasta substancja uchować. Kto wie, może starczyłoby na oklejenie baku tej karawaniarskiej maszyny? Wówczas o ile pocisk nie wywołał by eksplozji na miejscu, nie trzeba by się obawiać przestrzelenia i straty paliwa. A gdyby Whit dorwała się do takiego materiału na pewno umiałaby go zamontować.

Tina nie skomentowała rządań siostry, przyzwyczajona, że ta wymaga gwiazdki z nieba i pocałowania w tyłek, za każdą wykonaną robotę. Matka była równie świrnięta… jak nie bardziej. Potrafiła godzinami rozwodzić się nad, przyniesionym przez młodzutką Tinę, kawałkiem metalu i chwalić czego to ona nie zrobi… gdyby przyniesiony fragment był oczywiście czymś przydatnym.
- No to ide… albo nie ide, dobra jednak ide. - mrucząc posępnie pod nosem, wyśledziła wzrokiem wspomaganym lornetką, miejsce z całkiem dobrze zachowanymi wrakami, po czym jęcząc z niezadwolenia udała sie do nich spacerkiem.

- Czekaj idę z tobą. - rzekła siostra bliźniaczka i wzięła wytargała z pojazdu swój podręczny paro kilowy zestaw niezbędny każdemu porządnemu mechanikowi. Obie ruszyły w stronę wraków, które wydały się zachowane w najlepszym stanie. Whitney wybrała bez skrupuów największy z możliwych, który miał ładownie z rozwaloną rampą tak wielką, że mógłby robić za garaż dla TIR’a z naczepą. Potencjalnie powinien więc chyba mieć największe zbiorniki, a więc i najwięcej tej pianki izolującej.

Na zewnątrz było pochmurnie, ale wewnątrz tak samo jak w budynkach panował półmrok. Więc mimo wczesnej pory dnia wcale nie głupim pomysłem było poruszanie się czy praca przy źródle światła. Pojawił się jednak problem ze zwykłym dostaniem się do owego zbiornika. Whitney twierdziła, że one są w skrzydłach, a te były gdzieś na poziomie pogranicza pierwszego i drugiego piętra. Siostra Tiny zdołała już wymonować kawałek potrzebnej do zalepienia miski olejowej blachy, ale wciąż miała chrapkę na tą część zastępczą z wyższej już mechanicznej pułki. Zostawał jeszcze do przepatrzenia reszta wraku. Wciąż mogło coś być ciekawego w kabinie albo w tym wraku hummera na końcu ładowni co stał na felgach ze sflaczałymi oponami strasząc wybitymi i postrzelanymi szybami.

Tina dość często odwiedzała lotniska w Det, gdyż zawsze gdy trzeba było zdobyć trochę metalowego syfu, miejsca te idealnie się do tego nadawały. Można do usranej śmierci rozbrając jeden samolot, a i tak nie wymontuje się wszystkiego.
Plan dotarcia na skrzydło, całkiem szybko więc zrodził się w głowie rangerki. Wiedziała co ma robić i czego szukać i niczym zawodowiec, rozporządziła siłami dwóch sióstr jedną wysyłając po ledwo zipiący samochód, a samą siebie pchając na poszukiwanie schodów. Nie takich zwykłych oczywiście…
Plan dobry, ale nie tak prosty jakby się wydawało, szczęściem w nieszczęściu był jednak upór maniaka Tiny, która jak się zaweźmie to wyczaruje z niczego, ale wykona zadanie. Jedne schody były bez kółek, drugie leżały powalone w ścianie budynku… trzecie stały i były w stanie jechać, ale były z piździec daleko, bo prawie na drugim końcu pasa. Nic to… NIC TO! Biegając w tę i we wtę, kurwiąc na siostrę, która najchętniej wyciągnęłaby rączki i wzięła gotowe, w końcu podprowadziła pod samolot schody do mechanicznego raju. Kołując pojazdem między stertami gruzu, wraków, śmieci i budynków.

W końcu, mogła odapnąć. Odpoczywając i obserwując z dołu, jak Whitney pożera latającego kolosa, rozwaliła się na masce niczym potrącona sarna. Jendak każda dobra impreza, kiedyś musi się skończyć i bliźniaczka musiała ustąpić pola, zdeterminowanej do full wypas naprawy siostrze. Tina z braku laku, podawała odpowiednie przyżądy, niczym pielęgniarka asystująca chirurgowi przy operacji i tak… czas mijał…
- Ciekawe czy te ćwoki nas znajdą… - odparła w nagłym przebłysku, rozglądając się za mężczyznami.
- Odłóż to… - Whit, wlepiła siostrze coś… czego ta nie umiała nazwać, i wyglądało na to, że raczej nie przejmowała się resztą świata po za maską auta

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline