Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2016, 15:39   #25
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Im a hero for fun!

Trójka poszukiwaczy przygód, a raczej para i jedna nietypowa kobieta która zgubiła się w lesie, natrafiła z czasem na koniec jaskini. Wejście które wcześniej widziała na odległość Kami. W rzeczywistości okazał się to dość spory dystans do przejścia. Komnata dalej była pusta, podłoga pokryta była lepkim, przypominającym pajęczynę tworem, a z ścian zwisały różnego pokroju sieci.
Drużyna zatrzymała się w progu, na wejściu do pomieszczenia, gdzie musiała stwierdzić jak bardzo ufa swoim szansom przed wejściem na terytorium potencjalnego zagrożenia.
- Lewis, przed nami jest coś w rodzaju labiryntu, a nawet kilka moich sióstr. Mam zamiar po prostej linii przebić się do sali tronowej i zabić wszystko co będzie próbowało mi przeszkodzić. - Uśmiechnęła się uroczo Kami, po czym dodała. - Chyba że masz lepszy pomysł. - Zamrugała na szlachcica z palcami splecionymi za plecami.*
Nim szlachcic był w stanie dać sensowną odpowiedź, zarówno on jak i jego służący zostali pokryci pajęczyną. Litrami. Zza drużyny zaczęły wyłazić pająki, zbliżone rozmiarami do Kami i przynajmniej w dziesiątkach. Oczywiście, dla koloru, z sufitu i kryjówek skalnych zaczęły wychodzić kolejni przedstawiciele rasy. Setkami.
- Gdzie jest Xuoaka?! - Wrzasnęła Kami, łapiąc za twarz najbliższą pajęczyce. Nie czekając na odpowiedź cisnęła nią, a ta poleciała jak z katapulty rozbijając odrobinę gromadzący się tłum. Nie uzyskała odpowiedzi, być może była za mało bezpośrednia? Stanęła w delikatnym rozkroku, czekając na te odważniejsze które zaryzykują atak na Kami.
- Jeśli liczebność jest waszą jedyną przewagą to moje siostry jesteście wszystkie zgubione. - Zarządziła, gdy z szeregów wyskoczyła grupa nieco bardziej uzbrojonych Arakh’ne, niemal całe były pokryte metalowym pancerzem, a dłoniach dzierżyły halabardy o zakrzywionych i haczykowatych ostrzach, jak gdyby służyły do rwania nie cięcia. Nastąpił atak, lecz nim agresorka zdołała unieść broń, języki błyskawic wystrzeliły z dłoni Kami, paląc ją niemiłosiernie, wywołało to mieszankę smrodu spalenizny i ozonu. Troszkę to ostudziło zapęd pajęczyc gdyż niektóre jakby profilaktycznie cofnęły się o krok, lecz nadal mierząc w Kami bronią. Ta zaś stojąc wskazała palcem na jedną z cieżkozbrojnych.
- Gdzie jest Xuoaka? Od ciebie zależy czy przeżyjecie siostro. - Byłą cały czas gotowa na odparcie kolejnego ataku… jaki mizerny by nie był.*
Pajęczyca odsunęła się delikatnie, po czym wskazała jednym z odnóży na korytarz w głąb podziemi.
- Opuśćcie to miejsce, lada moment będą tutaj naziści. - Z tymi słowami postawiła na Lewisie swoja runę, tak na wszelki wypadek. - Zaczekaj mój drogi tutaj, nie chce żebyś to widział. - przemówiła do niego cmokając powietrze. Była bardzo nabuzowana, nigdy wcześniej się tak nie czuła… a uczucie to było wspaniałe. Nie zwlekając dłużej zaczęła stąpać w stronę którą wskazała jej Arakh’ne, nie bacząc czy któraś stoi na jej drodze. Do niektórych chyba nie dotarło z czym właściwie mają do czynienia. Kolejna próbowała sie zamachnąć, a nawet to jej się udało. Broń jednak utknęła w jednym miejscu, żelaznym uścisku Kami. Ostatnie co widziała do druga pięść lecąca w jej stronę. Hełm obrócił się w drzazgi, a głowa zamieniła się w krwawą mgiełkę, ciało wirując przebiło się aż do ściany i na niej już pozostało. Natarły kolejne, cała grupą. Wynik był całkiem podobny do poprzednich. Kami nastroszyła odnóża na plecach i zadała masę błyskawicznych cięć odnóżami, i ciosów pięści. Arakh’ne ulokowane z tyłu tej bandy widziały tylko jak wylatują w górę ciała, rzadko kiedy w jednym kawałku. Nie trwało to długo, aż tłum bardzo się przerzedził, niektóre uciekły, niektóre nadal próbowały coś zdziałać. Na jej drodze stała jeszcze jedna Arakh’ne, jej dłonie się trzęsły ale nadal celowała w Kami. Z każdym krokiem Kami, ta coraz bardziej była przerażona.
- Jakbym widziała siebie z przed pół godziny. - Już miała coś dodać gdy halabarda nadleciała w stronę jej głowy. Kami jedynie kłapnęła szczęką niszcząc doszczętnie ostrze broni, to co zostało jej w ustach wydmuchała na swoją dłoń. W jednym momencie odłamki zaczęły strzelać elektrycznością i unosić się wirująco nad otwartą dłonią. Szrapnele wystrzeliły błyskawicznie mijając o milimetry twarz ostatniej przeszkodzie na drogę. Ta jedynie z szokiem osunęła się z odnóży na podłogę.
-Ok, ok, starczy.
Kami poczuła nagle obecność czegoś nowego w pomieszczeniu. Gdzieś pod ścianą zobaczyła szkielet. Żywy, ubrany w bluzę dresową, z magiczną źrenicą wypełniającą jeden z oczodołów. Rozsiewał on aurę groźną, oraz...boską.
Wydawałoby się, że szkielet w jakiś sposób się uśmiecha do pajęczycy.
-Jesteście pod nadzorem, chwilowo. – wyjaśnił. - Więc nadmierne mordowanie jest niedozwolone, a ty nazabijałaś za pięć osób...będziesz musiała sobie zrobić przerwę. Możemy pójść na kawę, czy coś. Nawet możesz wybrać gdzie.
- Kim jesteś i co ci do tego? - Mruknęła, lecz nadal się uśmiechała. Ten ludzik był czymś znacznie więcej niż wyglądał.
-Thanatos, z wydziału administracji i BHP. - przedstawił się. - Miło mi. - wyciągnął rękę w stronę Kami, chociaż do niej nie podchodził, leniwie opierając się o ścianę.
Kami uniosła jedynie brew, ale też się przestawiła.
- Kami Na Ari Shla Norrah Zun Lanara, córka Amygdali i Zakhla. - Wyrzuciła włosy do tyłu. - Jesteś jakimś bogiem śmierci? - Zapytała o wiadomą rzecz.
-Diabłem z instytutu śmierci. - odpowiedział.
- Muszę tylko jedną osobę jeszcze zabić. Długo będzie trwała ta przerwa? Jeszcze mi ucieknie. - Brzmiała na znużoną. Doskonale wiedziała co to za klasa bytu, ale nie dawała po sobie poznać że to ją w jakiś sposób niepokoi.
-Tylko moment. - obiecał, chowając rękę spowrotem do kieszeni. Możliwe, że mu zdrętwiała od wiszenia w powietrzu.
Odnóża na plecach Kami oparły się o glebę, a ona sama zawisłą w powietrzu zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce pod piersiami. - Tak teoretycznie gdyby ktoś nie przestrzegał tej zasady… - Pozwoliła dokończyć diabłu.*
-Oh, to będę musiał złożyć skargę. - mrugnął bardzo powoli. - Ale to dużo roboty. Nie będzie mi się chciało.
- Mhm... - Wywnioskowała że lepiej przestrzegać jego zasad. - Jak ci dzień mija? - Zapytałą od niechcenia wydłubując coś spod troszkę dłuższych niż u ludzi paznokci.
-Dość kiepsko, musiałem wyjść z domu… - przekręcił lekko głowę. - To oznacza też umyć się i wyprać ubranie...cóż….nie wszystko mi wyszło. - wzruszył ramionami. Zdecydowanie unosiła się od niego woń zwłok.
- W świecie którym żyjemy masz pewnie wiele roboty, ale o wygląd też trzeba dbać, w końcu reprezentujesz jakieś stanowisko nieprawdaż? - Udawała że woń jej nie przeszkadza ani trochę.
-Naaah, wyjebane. - wzruszył ramionami. Nie wykazywał Kami specjalnego zainteresowania.
- Wyjebane? Obawiam się że takiego zwrotu jeszcze nie słyszałam. Nie ważne. Ile jeszcze zostało? - Osobnik nie okazywał większych chęci do rozmów więc Kami nie ciągnęła dalej tematu. Jej myśli jednak zawisły na Xuoace i tym co zrobi temu potworowi.
-No jakiś moment. Przy szczęściu z rok, jak nie to z sto. - wzruszył ramionami. - Na pewno nie chcesz iść na kawę? Ja bym poszedł.
Kami zmrużyła oczy. Może dla diabła to było krótko, dla samej Kami też, ale nie mogła tyle czekać. - Oh. To zdecydowanie za długo. - Z tymi słowami, postawiła stopy na podłożu i zaczęła iść we wcześniej planowanym kierunku.
-Oy. - mruknął w stronę odchodzącej Kami. - To nielegalne. - ostrzegł.
- Powiedz to większości istot chodzących po tym padole. Na pewno nie zabiłam tyle co inni. - Machnęła ręką, nie mając już ochoty go nawet oglądać. Jak on śmiał pojawiać się z nikąd i jej mówić co jest cacy, a co jest be.
-Ale przepisów wtedy nie było. - wzruszył ramionami. - Zresztą, co ci z tego teraz. Daruj sobie idź do domu.
- Darować… - Zatrzymałą sie w pół kroku. - Tam jest morderczyni mojej matki, a ty mówisz bym sobie darowała. - Odwróciła się na moment. - Tak z ciekawości jakie będą konsekwencje jeśli nie posłucham? Tylko rzeczowo, bez ogólników, inaczej nie bedziemy już rozmawiać. - Ustawiła się bokiem, wyczekując niecierpliwie odpowiedzi szkieletu.
-Eeee….normalne? - odpowiedział zgodnie z zadanym pytaniem. - Kiedy twoja matka umarła? I czemu sobie darowałaś cały czas do dzisiaj, jeżeli to problem? - spytał z ciekawości.
-Jakiś czas temu, ale dopiero dzisiaj poczułam, coś takiego jak odwaga - Z tymi słowami postąpiła w głąb jaskini, zostawiając szkielet samemu sobie. Jasnym było że on służył jakimś wyższym siłą, które to niczym inkwizycja wytropią Kami. Może po części na to liczyła? Jak miała niby zbawić ludzkość, jeżeli przejmowała by się pierwszymi lepszymi groźbami bożka śmierci?
Idąc głęboko pod ziemię poprzez puste, kręte korytarze, które wydawały się Kami poniekąd znajome, kobieta w końcu doszła do ogromnej sali wypełnionej jajami. Były one wszędzie, na podłodze, w ścianach, wewnątrz zwisających zwłok Niemców…
Pośród nich klęczała Xuoaka, nie zmieniła się zbytnio od czasów przejęcia władzy. Wyglądała na poniekąd zmęczoną i wprowadzoną w jakiś trans. Od czasu do czasu wymiotowała kolejnym jajem. Kami szybko poznała zaletę tego nowego sposobu rozrodczego. Xuoaka nie potrzebowała partnera, aby zrodzić dzieci.
- Ty potworze. - Ssyknęła idąc stanowczym krokiem w stronę siostry. Z obrzydzeniem spoglądała na wszędzie znajdujące się jaja. - Wyrwę ci łeb przez bebechy. - Wyszczerzyła zęby w grymasie skrajnego gniewu, strosząc także odnóża na plecach. Jej oczy świeciły delikatną czerwienią. Nareszcie to monstrum jest przed nią.
Xaouka powoli otworzyła oczy. Potrwało to chwilę, nim zdała sobie sprawę, co się dzieje. Uśmiechnęła się delikatnie. Wszystkie z jaj w pomieszczeniu natychmiast pękły. Wyskoczyły z nich nowo-narodzone pająki. Niestety Kami nie miała czasu się im przyjrzeć, ale na pewno wcześniej nie miała z nimi styczności.
Nie miała zamiaru się z nimi użerać, postanowiła eksplodować elektrycznością we wszystkie strony.
Była to dobra decyzja. Pająki wybuchły rozrzucając kwas po całym pomieszczeniu. Gdyby był chociaż trochę bliżej Kami, mogłoby się to źle skończyć. Xaouka rozejrzała się po sali, nie mając pod ręką żadnej odpowiedzi, zaczęła powolnym krokiem się cofać. Jej ręce zaczął pokrywać ogień.
- Oszczędzasz oddech? Wspaniale, będzie ci potrzebny do wrzasku. - Z tymi słowami Kami z grzmotem i blaskiem pioruna pojawiła się tuż za Xuoaką, już wykonując piruet z wystawioną nogą, którą to celowała w kark potwory.
Wrzasku jednak nie było. Był za to trzask jakiejś kości. Ogień zgasł, a pajęczyca łupnęła o podłogę. Od tak, bez zbędnej fanfary.
Kami spoglądała jeszcze chwilę na zwłoki, jej furia ustąpiła miejsce smutkowi. - To nic nie zmienia… - Rzuciła do siebie. - Ani trochę. - Westchnęła głęboko, po czym zaczęłą strzelać piorunami we wszystkie strony paląc doszczętnie jakiekolwiek jaja, i inne ścierwo jakiego się dopatrzyła. Może chciała się jedynie wyładować, gdyż na Xuoace nie było to możliwe.
Powolnym i leniwym krokiem do środka wszedł wcześniej widziany przez Kami szkielet. Uśmiechał się szeroko rozglądając po pomieszczeniu i bez większych trudności unikając przypadkowych błyskawic. - Co robi pająk w internecie? Szuka swojego miejsca w sieci. - zażartował w stronę Kami. Po drodze zatrzymał się przed Xaouką. - Pająk, wstawaj! - krzyknął do niej, aby nie dostać żadnej reakcji. - Do zapamiętania: Pająki po złamaniu karku głuchną.
Chichocząc spojrzał Kami w oczy. - Już lepiej? Z tobą będę musiał porozmawiać.
Kami jedynie spoglądała na niego dysząc przez nos. Po chwili jednak ostygnęła.
- Teraz chcesz rozmawiać? - Przechyliła delikatnie głowę w bok. Ciekawa była o czym.
-Teraz niestety muszę rozmawiać. Jak łamiesz prawo to masz dwie opcje. Albo umierasz, albo odpracowujesz. - wzruszył ramionami. - Pick your poison.
- Nie może to poczekać? Mam ludzkość do zbawienia, a już taka późna godzina. Także wzruszyła ramionami.
-Niestety to byłoby bardziej upierdliwe niż spisać cię teraz. - ocenił.
- Spisać? Znów mówisz nie jasno. - Westchnęła. Zaczęło się to robić trochę uciążliwe, ale wstrzymywała się od pochopnych akcji.
-No albo spiszę cię do rejestru pokutujących i przypiszę zadania, albo...spiszę cię na straty. - stężenie magii w pomieszczeniu znacznie wzrosło.
Czuła każdym włóknem swego istnienia by nie próbować roztrzaskać tego szkieletu… jeszcze nie teraz.
- Niech będzie, miejmy to za sobą. Co to za zadanie? Jeśli będzie trwało wieki to kończymy już rozmawiać. - Nie wydawało się Kami, by Thanathos cokolwiek sobie robił z jej spraw niecierpiących zwłoki.
-Oh, przy takiej ilości mordu nie wiem czy w ciągu wieku się wyrobisz. Tu nie chodzi o zadanie. Chodzi o prace społeczne. Lata prac społecznych. - wyjaśnił. - Mówiłem, że jestem z administracji.
- Niech będzie… - Machnęła ręką, powstrzymując się od pochopnej decyzji. Cokolwiek jej zada uwinie się z tym jak najszybciej.
-Cool. - nieumarły wyjął z kieszeni lizaka i wstawił go sobie do ust. Truchła nowo narodzonych pająków w okolicy dwójki uniosły się z ziemi i uformowały w powietrzu koło, ich falki zmieniły kształt w różnego rodzaju napisy, po czym całość zaczęła się bardzo szybko obracać. Po jakiejś chwili nieumarły wyciągnął palec w stronę koła a to zaczęło się powoli zatrzymywać. W końcu przestało się ruszać na pozycji “polowanie na wampiry”.
Chwilę później, dosłownie w przeciągu mrugnięcia okolica się zmieniła.
Kami stała na dachu budowli wewnątrz dość żywego, pełnego ludzi miasta, w ładny słoneczny dzień. - Witam w rzymie. - uśmiechnął się mały szkielet.
Stało się to troszkę za szybko, nie zdążyła nawet poinformować Sopla i Puriego że jej nie będzie przez pewien czas. Oby się tylko nie martwili.
- Ludzkie miasto… fantastyczne. - Kami z podziwem rozglądała się dookoła. Nie odwracając wzroku od budynków rzuciła do szkieletu.
- Zgaduje że same wampiry do mnie nie przyjdą. -*
-Pewnie nie, powodzenia. - wzruszył ramionami. - Ah, nie wolno ci opuszczać Rzymu. - dodał, po czym zszedł z dachu i zaczął spadać. Gdy Kami spojrzała za nim w dół, już go nie było.
Kami wzruszyła ramionami, po czym także zstąpiła z dachu, jednak nie spadając a schodząc sobie spacerkiem po pionowej ścianie. Z pewnością nie znajdzie wampira o tej porze w środku tłumu. Miały też ten luksus, że łatwo jest się im maskować wśród ludzi. To może potrwać troszkę dłużej niż myślała. Gdy już zstąpiła na ulicę, zaczęła się nią przechadzać. Ściągała na siebie wiele ciekawskich spojrzeń, czy to przez jej dość nietypowy dla ludzi wygląd, czy też bardzo ciasno opinający ją strój. Chcąc nie chcąc musiała zaczekać do zmroku, to najodpowiedniejsza pora na poszukiwanie tych krwiopijców.
Na tą chwilę postanowiła pozwiedzać miasto, jeszcze nigdy nie była w środku takowego. NIestety sklepy nic nie mogły jej zaoferować, bo nie miała grosza przy duszy. Widziała wiele pieknych stroi na wystawach, ale mogła tylko wzdychać przez wystawę. Najbardziej jednak fascynowały ją… buty. W życiu nie posiadała żadnych, a widziała że każdy człowiek takie nosi. W końcu jej gołe stopy powędrowały w stronę koloseum, dawnej areny na której ludzie mordowali się dla zabawy. Bez najmniejszego problemu przemknęła na teren zabytku i wdrapała się na jej szczyt. Tam podziwiając panoramę Rzymu zaczeka do zmroku.


Koloseum było obszerne i intrygujące, chociaż zarazem dość puste. Los chciał, że miejsce w którym zatrzymała się Kami było miejscem zajętym. Po ławką na piętrze na które weszła pajęczyca spał mężczyzna. Leżał on na torbie z której wysypywały się banknoty. Miał bladą twarz i czerwone włosy. Ubierał się dość elegancko a obok niego leżał mały kapelusz. Był dość niski. Powoli otworzył oczy i zwyczajnie zaczął gapić się na Kami.
Osobnik był uderzająco podobny do pewnego boga za którym Kami nie przepada. - Najmocniej przepraszam, nie wiedziałam że to miejsce jest zajęte. - Uśmiechnęła się niewinnie, kłaniając delikatnie.
Facet jak gdyby nigdy nic zamknął oczy i przewrócił się na bok.
Kami jedynie przewróciła oczyma, nie zmieniając zamiarów oddaliła się od osobnika i w bardziej ustronnym miejscu utkała sobie hamak z sieci i wylegując się na nim przymknie oczy, aż zajdzie słońce.

Jakiś dłuższy okres czasu, cztery do pięciu godzin później, Kami obudziło niesamowicie głośne wycie. Gdy rozejrzała się z szczytów koloseum zobaczyła wiele biało-czarnych pojazdów z niebieskimi i czerwonymi lampami, świecącymi się na zmianę. Mnóstwo ludzi w niebieskich kostiumach otaczała budowlę.
-Nie masz dokąd uciekać! Poddaj się i wyjdź z rękoma wyciągniętymi do góry! - mówili w stronę dziwacznych stożków, które powtarzały ich wypowiedź znacznie głośniej.
- Ojej. - wypowiedziała ziewając, mogła się tylko domyślać że chodziło o tamtego jegomościa z workiem pełnym papierków, za które to ludzie są w stanie zrobić bardzo wiele.
Teraz musiała wymyślić jak się stąd oddalić, nie robiąc tym głuptasom krzywdy. Musiała dostać się na szczyt, stamtąd w błysku pioruna przeniesie się poza teren zabytku.
Gdy Kami wskoczyła na najwyższy punk koloseum, usłyszała kolejne zdanie od głośnych ludzi. - Niezidentyfikowana kobieto, opuść budynek! Pomaganie przestępcą jest karane! - grozili. W międzyczasie nieznajomy bogacz wyglądał niewinnie poza barierkę aby zobaczyć ile osób mu grozi. Wyglądał na poirytowanego.
- Oohh. - westchnęła szeroko się uśmiechając. Jej zamiary zmieniły się. Migiem pojawiła się za osobnikiem w kapeluszu i powiedziała spokojnie.
- Skoro jesteś złodziejem, a oni strażnikami tego miasta to chyba muszę się stawić po ich stronie. Idziesz dobrowolnie czy ci coś urwać? - Jej mina diametralnie się zmieniła, jak i jej pogodne nastawienie wyparowało. - Tak lub nie, drgnij a zobaczysz co się stanie. - Albo raczej nie zobaczy, gdy tylko spróbuje uciekać, Kami wystrzeli w jego stronę łapiąc go za łeb i zeskoczy z nim w dół do straży miasta.
-Nie jestem złodziejem, jestem mordercą! - wyjaśnił się. -Chcesz zobaczyć coś fajnego? - spytał. - Jak mi pomożesz, to wszystko ci złatwię! - obiecał.
- Jesteś mordercą… no to sprawa wyjaśniona. - Jej oczy zaświeciły czerwienią, gdy pośpiesznym krokiem zbliżyła się do delikwenta i chwyciła go za ramię. - Mogłeś się ugryźć w ten jadowity język chłopcze. Teraz cichutko idziesz ze mną. - Oznajmiłą głosem niecierpiącym sprzeciwu. Jeśli gość się zacznie szarpać, albo dalej próbować się wygadać z tej sytuacji, Kami chlaśnie go na odlew otwartą ręką za zamiarem wybicia mu połowy uzębienia.
-Dokąd, wiesz jak zwiać? - spytał. - Niebiescy pewnie z tobą rozmawiać nie będą, na człowieka mi nie wyglądasz. - ostrzegł, bądź blefował.
Zewnętrzna strona jej lewej dłoni z plaskiem zderzyła się ze szczęką delikwenta, aż wypluł kilka zębów. - Cicho. - Wyszeptała mu do ucha, po czym zakręciła dookoła wplatając w niego sieć. Po paru sekundach już był zawinięty w kokon i ciśnięty przez barierkę. Spadał tak sobie na złamanie karku, aż się nagle zatrzymał kilka centymetrów nad ziemią. Kami niedbale przykleiła pojedynczą nić do barierki. Dyskretnie wypatrywała dalszych rozwojów tej sytuacji.
Policjanci bardzo powoli i uważnie zbliżyli się do kokonu, powzięli go i zaczęli spoglądać w górę, po chwili uważnie się wycofując. Jeżeli Kami poczeka, to najpewniej wycofają się bez słowa.
Kami jedynie odcięła nić, by kokon z delikwentem opadł na glebę. Niech sobie robią z nim co chcą. Ona sama jednak chciała się czegoś dowiedzieć, zeskoczyła także na dół.
- Oto wasz złoczyńca. - Nie wiedziała jak na nią zareagują, więc byłą gotowa na wszystko właściwie. Dobrze by było zaskarbić sobie zaufanie u tutejszej straży, mozę oni mają cokolwiek na wampiry?
Zgromadzeni niemal natychmiast wycelowali w Kami.
-Ręce do góry! Wylegitymuj się! - zarządzał schowany za samochodami kapitan.
Kami westchnęła po czym grzecznie się przedstawiła. - Jestem Kami i jestem tutaj by wam pomóc. Opuście te zabawki proszę, nie ma na nie potrzeby zapewniam. - ręce także uniosła do góry, jeżeli to miałoby ich uspokoić.
Przez chwilę panował niepokój. Jakiś moment później kapitan policji kazał wszystkim opóścić broń i wyszedł na przód. Był przeciętnie wyglądającym człowiekiem, choć dobrze zbudowanym z uwagi na wymogi zawodu. - Jeżeli chcesz porozmawiać zapraszam na komisariat. - rzucił do Kami.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się, opuszczając ręce. - Ten zbir miał jeszcze wór pełny waszych wartościowych papierów. O tam. - Wskazała kciukiem na okno z którego wcześniej wyskoczyła. - Niech pan prowadzi na ten cały komisariat. - Ukłoniła się nieznacznie.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline