Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-12-2015, 18:37   #21
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
"Zabawy" ciąg dalszy...


Pokraczny osobnik znajdował się właśnie przy stole bankietowym, gdzie zapełniał filiżankę herbatą wyglądającą jak krew i diabli wiedzą co jeszcze. Mimo to napar miał dość słodką aromę. Odwracając się od stołu dostrzegł Ashura. - Czyżbym blokował dostęp do stołu? Może od razu panu nalać? - zapytał, faktycznie brzuchem zasłaniając miejsce, w którym mogłyby zmieścić się przynajmniej dwie osoby więcej.
-Ależ nie przeszkadza pan, proszę się nie martwić. - uspokajająco odpowiedział Hindus - Herbaty chętnie się napiję, więc poproszę. Acz przyszedłem do pana przede wszystkim w celu nawiązania konwersacji, bo oprócz gospodarza praktycznie nikogo tu nie znam. - dorzucił uprzejmym tonem
-To zacząłbym od imienia. - zasugerował, oddając swoją jeszcze nie użytą filiżankę, aby sobie samemu zapełnić nową. - Moje to Nicolas. Nicolas Flamel.
-Ashur, a raczej Ajay choć nie używałem tego imienia od wieków. - chłopak przyjął filiżankę i przedstawił się.
-Cóż, czymże się pan Ajjjajey...Aiiejje...Ashur zjamuje? - nietypowa szczęka utrudniała demonowi porozumiewanie się. - Osobiście jestem badaczem magii, przynajmniej w wolnym czasie. - wyjawił.
-Magii powiada pan, jakiejś konkretnej dziedziny? - zainteresował się Hindus - Ja podróżuję i kolekcjonuję wiedzę z różnych sfer, również magiczną. Poszukuję też czasami artefaktów magicznych. - wspomniał o swoich zajęciach, aktualnych zwłaszcza ostatnimi czasy.
Nicolas podrapał się po brodzie. - Moja specjalizacja to najbardziej demoniczna z dziedziń: probabilistyka. Choć ostatnimi czasy zacząłem też badać najnowszy gatunek magii. Natknął się już pan może na czarodziejstwo kapitałowe? - zapytał.
Magia kapitałowa, Ashur nie przypominał sobie by kiedyś o niej słyszał. Aczkolwiek po chwili przypomniał sobie dziwną deklarację świrniętego gangstera.
-Nie jestem pewien, aczkolwiek jest taka możliwość. Czy magią kapitałową jest postawienie własnej duszy na coś i przypieczętowanie tego złotą monetą? A jeśli tak, to na jakiej zasadzie to właściwie działa i jaka jest z tego korzyść? - uznał że zapyta, w końcu co mu szkodziło - Co do magii probabilistyki, nie jestem znawcą. Czasami zastanawiam się, czy nie powinienem się w niej podszkolić.
-Magia kapitałowa pojawiła się z powrotem Midasa. Faktycznie można użyć monety za katalizator. Zarazem nie jest to żaden zakład, dusza może zostać co najwyżej postawiona w zastaw. - wyjaśnił demon. - Otóż...wszystko co ma wartość może zostać obecnie wykorzystane do uzyskania dowolnego efektu. Nie mam jeszcze pewności jak bardzo można zmienić rzeczywistość dzięki magii kapitałowej, ponieważ można używać tylko rzeczy które są niepodważalnie twoją własnością, ale jest to doprawdy intrygująca magia. I tak, do tej pory nie znalazłem nic bardziej wartościowego od ludzkiej duszy. - objaśnił. - Obawiam się również, że ta sztuka jest potwornie niebezpieczna. Nie potrzeba żadnego magicznego talentu aby móc się nią posługiwać. Trzeba tylko wiedzieć, jak działa.
To wyjaśniało, jakim cudem ktoś bez talentu mógł użyć magii. Tylko skąd ten gość znał zasadę magii kapitałowej, Ashur zastanawiał się nad tym.
-Spotkałem taki przypadek. Facet stwierdził że odtąd będzie zarabiał tylko na zabijaniu i jako kapitał postawił swoją duszę. Chwilę potem pojawiło się dwoje gliniarzy i okazało się że za gościa którego zastrzelił jest nagroda, a za faceta który leży nieprzytomny obok nie było nic, choć był wspólnikiem trupa. Czy to efekt magii kapitałowej? - wyciągnął temat do końca. Gangstera i tak nie darzył ciepłym uczuciem, więc zdradzenie jego tajemnic nie obciążało jego sumienia.
-Zgadza się. Jeżeli czarownik nie sprecyzował czego chce w zamian za swój warunek i zastaw, efekty mogą być dość nieprzewidywalne. Skoro nie określił kiedy i ile pieniędzy dostanie za zabójstwo, los postanowił, że da mu wynagrodzenie za każdym razem gdy coś umrze z jego ręki. Ciężko stwierdzić na jakiej bazie będą wytyczane sumy. Skoro to zabijanie, pewnie będą dość wysokie. Pomyśl co by się stało, gdyby ludzie na lewo i prawo zaczęli zawierać takie kontrakty z Midasem. - Nicolas łykną herbaty.
-Midas to dość enigmatyczna postać. Wiem co nieco o Celty, oraz o Mortis, ale o nim już mniej. Jedynym konkretem jest to, że to bóg pieniądza i według oficjalnych informacji jest najpotężniejszym z bogów, co w dzisiejszych czasach jest całkiem zrozumiałe. Ale co tak właściwie skrywa jego osoba? Historia nie mówi zbyt wiele na jego temat.
-Chciałbym wiedzieć. - przyznał demon. - Nasze dotychczasowe próby odnowienia historii demonicznej rasy sugerują, że powstaliśmy albo z rąk Midasa albo Mortis. Oznacza to, że przynajmniej jedna osoba z tej dwójki musiała kiedyś być diabłem i nienawidzić Celty. - wyjaśnił. - Midas wydaje się dość szalony już teraz, z kolei Mortis zajmuje się cechami całkowicie sprzecznymi z Celty, więc ciężko kogokolwiek wyeliminować. - zauważył. - Prawdopodobieństwo wykazuje równy potencjał.
-Może to założenie jest z gruntu błędne? Może oprócz tej trójcy był ktoś czwarty? - zasugerował Ashur - Z drugiej strony, jeśli sam miałbym typować kogoś z tej dwójki, postawiłbym na Midasa. Jak pan wspomniał panie Nicolas, magia kapitałowa jest paktem z Midasem, tak? Warto zauważyć że ta magia to tak naprawdę wyższy i znacznie bardziej niebezpieczny poziom hazardu. Gra się już nie tylko na pieniądze, ale na coś więcej, często znacznie cenniejszego. Jeśli wy demony powstaliście w ramach zakładu jak twierdzi Mefisto, to Midas pasowałby jak ulał. - wygłosił swoją naprędce skleconą teorię.
-To bardzo dobra teoria. Jednak w dalszym ciągu pasuje tutaj jakiegokolwiek motywu. Pieniądz istniał od zawsze, nawet jeżeli nie zawsze był monetą. Midas w naszym świecie byłby jednym z najsilniejszych bogów, przyjmując, że bogowie są z nami powiązani. W takim wypadku, Mortis czerpie zyski z śmierci, a ludzkie dusze są najwyższej klasy. Podejrzewamy, że to właśnie dlatego Kali skupiała demony w okół roli maszyny morderczej. - zaprezentował kontr argumenty. - Ostatecznie sam nie wiem co sądzić. Szanse są niemal równe.
-Stąd mój pierwszy pomysł, że poza tą trójcą mógł być jeszcze ktoś czwarty. - Ashur zwrócił uwagę na tę sugestię. - Jednakże, jeśli był to nadal się ukrywa lub nikt nie zauważył jego wieży. Czy jest to możliwe?
-Problem z bogami jest taki, że nic o nich nie wiemy. - wyznał Nicolas. - Czemu mieliby mieć wieże? Może specjalnie je stworzyli, aby odwrócić naszą uwagę? - zasugerował. - Drzewo Celty może być naturalną kreacją i symbolem, czarna i złota budowla wydają się być mało wymagającymi pomysłami na podróbę. Może obydwaj bogowie współpracują? Może współpracują z kimś czwartym? - proponował. - Bal jeszcze trochę potrwa, możemy gdybać całą noc. Z moim dupskiem nikt nam herbaty nie podkradnie.
-A tak swoją drogą.... Czy to nie było tak, że Midas stworzył ludzi, bo Celty stworzyła Celtów? Wtedy Mortis jako trzecia mogłaby stworzyć demony, ale to by nie pasowało do wcześniejszej teorii. - zamyślił się
-Takie są zapiski ludzi. Chciałbym jednak zauważyć, że bardzo ciężko odróżnić celtów od reszty ludzi. Co stworzył Midas? Czarnych? Żółtych? Czerwonych? - wymienił w rasistowski sposób pozycje. - Z nudów? Czy dla profitu? - zapytał potem. - I na jakich warunkach? - dodał po chwili. - Osobiście uważam, że Midas wyłącznie dostał jakiegoś rodzaju pozwolenie na tworzenie ludzi i nic więcej. - założył Nicolas. - Kontrakt? Licencję? Coś w tym stylu. To najbardziej tematyczne wyjaśnienie jakie przychodzi mi do głowy.
-Bogowie to naprawdę niezrozumiałe istoty… A wiemy chociaż jak wyglądają? Skoro chodzą wśród nas, to warto wiedzieć jak można danego rozpoznać, czyż nie? - poruszył kolejną zastanawiającą go kwestię.
-Wejdź na internet jak wrócisz do ludzi. - zasugerował Demon. - Nie trzymamy u siebie obrazów. Czasami to co mają ludzie konfliktuje z sobą, ale to nie byłoby specjalnie zadziwiające, gdyby bogowie mogli zmieniać swój wygląd. Ostatecznie Midas wygląda równie szalenie jak brzmi, Mortis trzyma poziom sukkubów, a Celty to w połowie koza. - wzruszył ramionami. - Myślisz, że jakiegoś już spotkałeś?
-Spotkałem na pewno jednego wariata, który ma coś wspólnego z Midasem, skoro używa magii kapitałowej. Wolę się przygotować na ewentualne spotkanie z nim samym, bo znając moje “szczęście”, nastąpi ono prędzej czy później. - westchnął. Niestety ostatnimi czasy działał jak magnes na szaleńców. - Myślałem że Celty nikt jeszcze nie spotkał, w końcu Rzesza do tej pory nie przerąbała się przez berlińską dżunglę do jej wieży.
-Obecnie chyba nie. W sumie nie zajmuję się bogami, tylko magią. - przyznał demon - Co nie znaczy, że nikt nigdy jej nie widział. Pierwsze co ludzie zrobili po pojawieniu się bogów, to głęboka rewizja wszystkich zapisków historycznych jakie mieli. Dość logiczne zachowanie.
-Przyznam że nieszczególnie przejmowałem się bogami do tej pory. Ale obecnie widać coraz większy ich wpływ na to wydarzenia wokół, więc wypada choć trochę zgłębić temat, żeby wiedzieć w jako takim stopniu co się dzieje. - odparł Ashur, przyznając rację Flamelowi. Mimo odpychającej aparycji, ten demon był znacznie sympatyczniejszym rozmówcą od bezimiennych sióstr.
-Ale skoro pańską specjalizacją jest magia panie Flamel, może opowie mi pan coś więcej o dziedzinie swojego zainteresowania? - postanowił zmienić temat - Przyznam, że zasada działania magii probabilistycznej zastanawia mnie od pewnego czasu, ale nie miałem okazji jej zgłębić. Głupotą byłoby więc niezasięgnięcie języka u znawcy. - uśmiechnął się.
-Mówi się, że demony są przeklęte. Że ich lost jest z góry określony, w przeciwieństwie do losu ludzi. Dlatego bardzo łatwo można określić co nasz czeka dzięki magii, przynajmniej w niedalekiej przyszłości. Wyciągnięcie probabilistyki na inne byty jest nieco trudniejsze. Nie analizuje się losu samej ofiary, ale wszystkiego oprócz niej. W dużej mierze, ta magia polega na zwiększeniu swojej własnej inteligencji, zdolności pojmowania, aby być w stanie zanalizować i pojąć otaczające nas dane. - demon mógł nie być specjalnie dobrym nauczycielem, jego opisowi poniekąd brakowało szczegółów. - Ogółem to demony wymyślił tą kategorię magii. Daliśmy ją chciwym ludziom za nie jedną duszę. Jeżeli ktoś zna probabilistykę, to kiedyś miał z nami styczność. Nawet, jeżeli chodzi tutaj o dziada pradziada.
Czyli vigilantii nie byli wcale tak czyści jak mogłoby się wydawać, Iruta też najwidoczniej miał coś więcej za uszami. Ashur pokiwał głową na słowa Flamela.
-Interesujące, naprawdę. Czy to trudne do opanowania? Bo patrząc na to co dzieje się w moim życiu ostatnimi czasy, myślę że taka umiejętność by mi się przydała. - pociągnął dalej Nicolasa za język.
-Raczej...kosztowne. Podejmując się probabilistyki, ograniczasz swoją przyszłość. Ryzykujesz klątwą. - wyjawił. - Chętnie cię tej sztuki nauczę. Moje studia w dużej mierze opierają się na obserwacji i analizie nie-demonicznych użytkowników.
-Myślę, że zanim się podejmę nauk praktycznych, zbadam dokładniej teorię. Nie chcę żeby okazało się, iż opanowując probabilistykę sprowadzę na siebie jeszcze więcej komplikacji. Klątwa już jedna na mnie ciąży, myślę że więcej ich nie potrzebuję. Jednakże, będę pamiętał o pańskiej propozycji, to bardzo uprzejme. - odpowiedział, przeanalizowawszy na szybko podstawowe za i przeciw. Nie spodziewał się takich obostrzeń, aczkolwiek kiedy przypomniał sobie słowa Iruty z ich pierwszego spotkania, wydały mu się one w miarę oczywiste. - Warto też zwrócić uwagę, że nie jestem ani do końca człowiekiem, ani do końca demonem i mogę się nieco wymykać definicji.
Demon przytaknął skinieniem głowy. - Dlatego byłbym głęboko zainteresowany konsekwencjami pana praktyk w tej sztuce.
-Czyżby wcześniej żaden pół-demon nie próbował praktykować tego rodzaju magii? - zaciekawił się Hindus.
-Żaden którego znam. Możliwe, że jestem młodszy od ciebie. - przyznał.
-Rozumiem, a ma pan jakieś zapiski na temat magii probabilistycznej, które mógłbym przeanalizować celem wstępu teoretycznego? - zapytał Nicolasa. Demon przeszedł już z nim na “Ty”, ale Ashur jakoś nie był pewien czy też powinien. Nie wiedział jak często zdarzają się takie pół-demony jak on, ale raczej nie było to powszechne zjawisko.
-Na pewno coś mam. - przyznał. - Za opłatą mógłbym przekazać. Samej magii można używać dopiero po obarczeniu się glifem, więc nie musi się pan niczego obawiać jeżeli chodzi o analizowanie teorii.
-Glifem? Może mi pan wyjaśnić o co w tym chodzi? - zainteresował się. Nicolas chyba speszył się oficjalnością Ashura, skoro wrócił do formalnych zwrotów. - A właściwie, może przejdziemy na “Ty”? Byłoby nam nieco swobodniej.
-Chętnie. Nie jestem pewny jak obchodzić się z hybrydami, nie abym myślał, że jesteś zwierzęciem. - po tym zdaniu napił się odrobiny herbaty. - Glif to piekielny odpowiednik runy. Znak z magiczną mocą. Zdolności probabilistyki wywodzą się właśnie z tego znaku….albo raczej, pozwala on po nie sięgać.
-Co to glify, to wiem. Aczkolwiek po raz pierwszy spotkałem się z magią, która wymaga bycia naznaczonym jakimś glifem. No pomijając pakty oczywiście, bo niektóre wiążą się z nałożeniem piętna. Czy można podciągnąć magię probabilistyczną pod coś w rodzaju paktu z losem? Czy to już za daleko idąca teoria?
-Wręcz przeciwnie. - uśmiechnął się demon. - Moją teorią jest, że probabilistyka to magia utworzona przez jakiegoś diabła bądź demona. Z kolei glif jest wymagany aby nawiązać z nim kontakt. Wydaje mi się to dość...sensowne. Acz może być błędne.
-Każda teoria ma ryzyko błędu, ale ta wydaje się mieć całkiem solidną podstawę, jest tylko jedno małe “ale”. Patrząc na to jak świat obecnie wariuje, można w niektórych momentach założyć, że sprawdzą się te najmniej prawdopodobne i najbardziej szalone teorie. - skwitował Ashur.
-Niespecjalnie przejmuję się przeczuciami. - ocenił. - Ty jako mag w czym się specjalizujesz? - zainteresował się.
-Ja mam dość szerokie pole specjalizacji magicznej, jeśli zaś rozchodzi się o to w czym wiodę przysłowiowy prym, mogę wskazać choćby na nekromancję i magię Cieni. - napomknął - Nie chcę się zanadto przechwalać. - zachichotał.
-Mało popularne sztuki. Jak ma się nekromancja względem Mortis? - zapytał, zaciekawiony. - Liczy się jako kradzież i bluźnierstwo, czy może naśladownictwo i wyznawanie?
-To dość skomplikowane. Wszystko zależy od genezy nekromancji dla danej rasy. Na ten przykład gdy giganci jeszcze istnieli, nekromancja w ich wykonaniu była kradzieżą i bluźnierstwem z punktu widzenia kultu Mortis, ale w ludzkim wypadku to raczej naśladownictwo, choć nie jestem pewien czy ma bliższy związek z kultem śmierci, zapewne niektórych kulturach tak. - udzielił Nicolasowi krótkiej lekcji historii nekromancji.
-Oh? A jaka jest w tym logika? - spytał - Teoretycznie robicie to samo, wasza intencja to jedno, ale czy bogini nie powinna tego postrzegać tak samo?
-To zapewne zależy od intencji, która towarzyszyła początkom praktykowania nekromancji. W intencji ludzi leżało zdobycie armii, której nikt nie mógł się przeciwstawić. Nie było to może zbyt szlachetne, ale zapewne nie kłóciło się zbytnio z dogmatami Mortis. Giganci musieli zatem mieć pobudkę, która ją rozgniewała. - spróbował w miarę wyczerpująco odpowiedzieć.
-Hmm, to ma sens. Teoretycznie ludzka nekromancja byłaby inwestycją: odwracasz śmierć aby przynieść jej więcej. W takim wypadku co robili giganci? Rezurekcję? - zdziwił się.
-Istnieje takie prawdopodobieństwo. W końcu chęć przezwyciężenia śmierci towarzyszy istotom żywym praktycznie od zawsze. A co mogłoby bardziej rozsierdzić boginię śmierci, niż próba wydarcia jej władzy nad jej domeną? - Nicolas był domyślny, więc Ashur nie widział sensu w próbie zbijania go z tropu.
Demon skinął głową. - To dlatego nigdy nie widziałem giganta w własnej osobie.- zaśmiał się. - To powiedziawszy, muszę pomęczyć jeszcze kilka osób na tym balu. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy. Zwłaszcza, że chcesz ode mnie dokumenty.
-A to na pewno. Też jeszcze muszę paru osobom pozawracać głowę, inaczej nie nawiążę nowych znajomości. Miłego wieczora zatem Nicolasie. - pożegnał się, podając demonowi rękę.
Demon uścisnął dłoń. Następnie położył filiżankę z herbatą na swoim kapeluszu, usiadł i odbił się od ziemi jak balon, aby w szybki sposób zniknąć w głębi tłumu.
Ashur mało się nie roześmiał widząc ten bardzo niecodzienny sposób przemieszczania się. Z wyróżniających się osobników zostało mu już tylko dwoje do wyboru i żadne nie robiło miłego wrażenia przy obserwacji pobieżnej. Rozejrzał się więc po sali w poszukiwaniu gospodarza i do niego najpierw skierował swoje kroki. Uznał że zapyta kim są ci dwoje, zanim spróbuje nawiązać kontakt.
Mephistopeheles odwrócił się wyczuwając nadchodzącego Ashura, gdy wyprostował się i odsunął, Ashur dostrzegł, że demon właśnie dyskutował z prawdopodobnie nową córką Birendry. Będąc blisko niej, półdemon odczuł coś poniekąd szokującego. Dziecko było w stu procentach człowiekiem.
-I jak nowe znajomości? - spytał Mephistopeheles. - Dalej nas nienawidzisz?
-Trzy siostry mają dość ciężkie charaktery, zwłaszcza ta średnia. Ale Nicolas to bardzo miły partner do rozmowy. - odparł Ashur - Zanim pogadam z pozostałą dwójką, chciałem się dowiedzieć, kim właściwie są żeby nie palnąć żadnej gafy. Robią wrażenie mniej przystępnych niż moi dotychczasowi rozmówcy. - Jednocześnie w głowie Mefista rozbrzmiało coś o tonie pomiędzy wielkim “What the Fuck?!” a “Jak to możliwe?” gdy otrzymał wiadomość telepatyczną - Co ludzkie dziecko robi w Piekle?
Mefisto uśmiechnął się bardzo szeroko. - Tamta pani która wpada ci w oko to najsilniejsza kobieta w piekle. Pewnie jej nie poznajesz, ale bardzo możliwe, że przynajmniej z twarzy widziałeś ją służąc Kali. Mężczyzna w pancerzu to Henry...siódmy? Może ósmy? Był człowiekiem, teraz jest jednym z bardziej wpływowych demonów. Posiada tylko jedną domenę, ale nadzoruje handel na skalę globalną. - wyjaśnił, absolutnie nie komentując nic na temat małej dziewczynki wpatrującej się z zainteresowaniem w Ashura.
-Hm… zaiste, interesujące osobistości. I raczej wymagające w rozmowie… - zamyślił się.
Hindus spojrzał na dziecko, które ze swoim wesołym uśmiechem, ciekawskim spojrzeniem i nieskażoną duszą wydawało się tu tak bardzo nie na miejscu, jak to tylko było możliwe i najzwyczajniej w świecie uśmiechnął się.
-Tak? - zwrócił się do dziewczynki, której najwidoczniej coś chodziło po głowie.
-Wyglądasz trochę jak tata. - odezwała się niewinnie dziewczynka.
-Jak tata powiadasz? Czy to ten pan z którym Cię widziałem gdy wszedłem? - chłopak niemal na pewno znał odpowiedź, ale musiał to usłyszeć. Zwłaszcza że totalnie nie rozumiał, jak demon może mieć w pełni ludzkie dziecko...
-Mhm. - przytaknęła skinieniem głowy. Mephistopheles zasłaniał usta, najpewniej powstrzymując się od śmiechu.
-Urwę Ci łeb przy samej dupie… - wysłał wiadomość Mefistowi. Nie po to by grozić, raczej by dać wyraz i lekki upust irytacji i zdziwieniu, które zaczynały trochę za bardzo w nim narastać.
Położył małej dłoń na głowie i lekko zmierzwił jej włosy. - Jakby się przyjrzeć, no może trochę. - przekrzywił głowę spoglądając na Birendrę i zmienił wygląd własnej twarzy tak by wyglądała jak u jego ojca, a potem wrócił do swojej. - A może jednak nie. - puścił jej oczko - Podobno jabłko spadło daleko od jabłoni. - wymsknęło mu się zanim uświadomił sobie co właśnie powiedział. Pozostało mieć nadzieję, że mała nie zna tej metafory.
-Hmm… - dziewczynka położyła rękę na sercu Ashura. - Jesteś trochę bardziej jak ja niż jak tata. - stwierdziła po chwili, kompletnie ignorując twarz Ashura.
Chłopak zaczynał mieć przeczucie że mała i tak domyśla się prawdy. Podejrzewał też, że została tu sprowadzona przez Mefista by pełnić rolę pewnego breaking pointu. Bardzo perfidna zagrywka, acz w sercu Hindusa to dziecko wywołało poruszenie.
-Prawda i choć tutaj większość zapewne poczytałaby mi to za wstyd, ja nie jestem z tego powodu zawiedziony. - odpowiedział jej - Za to twój tata zapewne jest mocno rozczarowany, widząc na kogo wyrosłem. - westchnął, choć nie było w tym smutku, raczej nostalgia.
-Eeeh? - dziewczynka patrzyła na Ashura z niesamowicie głupim wyrazem twarzy, nawet trochę śliny zaczęło spływać jej po brodzie. Mephistopheles położył jej dłoń na ramieniu. - Idź do taty, muszę z tym panem porozmawiać. - poprosił, a dziewczynka grzecznie ruszyła w stronę Birendry.
Mefisto potrzebował chwili aby przestać się śmiać.
-Chyba jesteś mi winien trochę wyjaśnień. - ton chłopaka wyraźnie wskazywał na niezadowolenie, podobnie jego mina.
-Ale ja nic nie wiem. - zarzekł się Mephistopheles, poprawiając okulary. - Birendra pojawił się na balu z szczylem u boku, kazał nam być dla niej miłym albo “zrobi nam z mordy drugie dupsko” i tyle. - wytłumaczył się.
-Stary drań nigdy nie słynął z subtelności. - zauważył Ashur - Biorąc pod uwagę jaki byłeś uhahany, chyba jednak wiesz coś więcej.
-Obiecuję, że nie wiem. Wyobrażałem sobie tylko co musisz myśleć. Pewnie prędzej czy później wypytam na ten temat Birendrę, to prawda. Chociaż wtedy nic ci nie powiem, to za proste.
-Jak ten bal się skończy, to chyba po raz pierwszy od wieków zrobię komuś z dupy jesień średniowiecza… Dawno mnie tak nie nosiło. - westchnął. Po prawdzie emocje już w nim opadały, ale nadal czuł przemożną chęć sprania kogoś i to tak fest. Od wielu wielu lat mu się to nie zdarzyło, gardził przecież przemocą. Pozostawało mieć nadzieję, że do końca balu mu przejdzie.
-Pozostaje spełniać dalej obowiązki towarzyskie i zapoznać się jeszcze z kimś na tej zacnej imprezie. Wybacz zatem. - kiwnął Mefistowi głową i oddalił się.
-Moment. - zawołał za Ashurem demon. - Z ciekawości: co konkretnie cię zdenerwowało? - spytał, uśmiechając się.
-Że demoniczny generał sprowadził do piekła dziecko o czystym sercu. Niezależnie od intencji to nie powinno mieć miejsca. - odparł.
-Dlaczego nie? - zapytał dość poważnym tonem Mefisto. - Dzieciak dobrze się bawi, nic mu nie jest...ale no tak, skoro to jest piekło, to pewnie zaraz ktoś go wrzuci do garnka z wrzątkiem i zacznie wymachiwać widłami?
-Według mnie to zwyczajnie nie jest miejsce dla dziecka. Ironią nic tu nie wskórasz. - odpowiedział tonem, który jednoznacznie wskazywał że nie ma ochoty ciągnąć tematu.
Demon jednak nie odpuszczał. - Jesteś rasistą Ashur. Po prostu coś sobie o nas ubzdurałeś i wmawiasz sobie, że tak jest, musi być i zawsze będzie. - pokiwał głową nieco zawiedziony.
-Gdyby tak było, to zniknąłbym stąd zaraz po wysłuchaniu tego, dlaczego mnie tu zaprosiłeś. Myślisz że jestem aż tak zacietrzewiony? Uważam że piekło nie jest dobrym miejscem dla dziecka, tak samo jak nie jest nim ciemny zaułek, czy kiepska dzielnica. Może nie każdy demon, zwłaszcza na tym balu stwarza zagrożenie, ale chwil nieostrożności i może zdarzyć się nieszczęście. Niestety dzieci mają tendencję do pakowania się w kłopoty, a nie uwierzę że w piekle jest bezpieczniej niż na ziemi pod tymi względami.
-Co nie znaczy, że musi być groźniej. Zwłaszcza aż tak bardzo. - odpowiedział Mefisto. - Aż zacząłem się zastanawiać czy twoja analogia złej dzielnicy odnosi się do zamieszkałej przez rasę czarną. - uśmiechnął się lekko. - To, że skonfrontowałem cię z rzeczywistością może wyjść ci na dobre. Walcz z tymi stereotypami, przyda ci się. - odwrócił się w stronę tłumu, zastygł jednak przed wzięciem kroku. - Właściwie, jeżeli masz palnąć coś w tym stylu, to nie zaczepiaj tamtej dwójki. Nie puszczą ci tego płazem….zarazem może powinieneś pogadać z własnym ojcem? Kiedyś będziesz musiał, a tutaj przynajmniej nie zaczniecie się mordować. - poradził, ruszając w stronę balowiczów.
Ashur uznawszy że musi sobie przemyśleć całą tę sprawę udał się do stołu, gdzie zresztą czekała jego praktycznie nietknięta herbata. Wypatrzył sobie jakieś miejsce siedzące i usiadł. Popijał spokojnie herbatę, bawiąc się przy okazji spodkiem w wolnej dłoni. Przyglądał się po kolei ex-królowi brytyjskiemu, piekielnej księżniczce i swojemu ojcu, zastanawiając się z którą z tych osób będzie w stanie porozmawiać w miarę po ludzku.
-Są takie momenty gdy nie ma dobrych wyborów i trzeba podjąć ten, który okaże się najmniej negatywny w skutkach. - westchnął pod nosem kręcąc talerzykiem na palcu. Jego świat zmieniał się ostatnimi czasy z dość statecznego, w bardzo niestabilny.
Gdy Ashur siedział w samotności, jedna osoba w tłumie zainteresowała się nim. W pewnym momencie po drugiej stronie stołu pojawiła się najmłodsza z sukkubich sióstr. Teoretycznie niema dziewczyna.
Chłopak podniósł się i odsunął jedno z krzeseł by mała demonica mogła usiąść. W sumie jej towarzystwo nie było złą opcją. Przynajmniej nie czuł się głupio wyalienowany.
-Proszę. - powiedział.
Dziewczyna usiadła po turecku. Przez właściwie dłuższy moment przyglądała się Ashurowi, po czym zaczęła gestykulować. Pokazała palcem na Mefisto, następnie skrzyżowała dłonie w X. Po chwili wskazała na Nicolasa i powtórzyła ten sam znak. Wskazała na nieznajomą kobietę w tłumie, następnie gestem palca poderżnęła sobie gardło. Kolejno wskazała na ojca Ashura i znowu powtórzyła X. Wtedy przestała, czekając na reakcje chłopaka.
-Sugerujesz, że nie powinienem z nimi rozmawiać, a zwłaszcza z nią bo to się może źle skończyć? - zapytał wskazując wzrokiem wzrokiem najpierw na oznaczoną X trójkę a na koniec na demonicę. Akurat języka migowego nie znał...
Przecząco pokręciła głową. Popatrzyła przez chwile na swoje dłonie, ale nic nimi nie wskazała.
-Może spróbujmy w ten sposób, jeśli nie masz nic przeciwko. - odezwał się w jej głowie.
Otwierając się na telepatyczną komunikację, Ashur otrzymał zobrazowaną odpowiedź od młodego Sukkuba. Zobaczył karykaturalne przedstawienia każdej jednej postaci. Nicolasa śmiejącego się na widok tragedii, tańczącego między nimi. Śmiejącego się jak szaleniec Mefista, widział jak wskazana przez młodą damę kobieta rosła w nieskończoność, aż w końcu przestał widzieć cokolwiek oprócz jej nóg, u jej boku stanął zaś jego ojciec. Ashur, a zwłaszcza jego rozmówczyni wyglądali pośród tych obrazów na strasznie małych i zagrożonych.
-Planują coś więcej niż to, o czym opowiadał Mefisto? Chcą wywołać jakąś katastrofę? - wysłał jej kolejne pytania.
W głowie Ashura pojawiło się piekło. Kolejno za piekłem pojawiała się twarz innej osoby, a obraz tego miejsca mocno się zmieniał. Wizja Nicolasa przypominała tragiczne laboratorium, nieznana kobieta i ojciec Ashura mieliby zmienić to miejsce w jedną wielką bazę wojskową. Niestety sama demonica nie wiedziała czego chce Mefisto, ponieważ piekło przy jego wizji zasłoniła mgła.
-A co z Tobą i twoimi siostrami? - wyglądało na to, że każdy sobie rzepkę skrobie w tym towarzystwie. Mieli swoje wizje tego, jak ma wyglądać piekło, zapewne po ustanowieniu kolejnego diabła kierującego demonami.
Obraz który się objawił najpewniej zostałby ocenzurowany w ludzkim świecie. W każdym jednym kraju. Była to scena pełna ekstazy i “miłości”, oczywiście wszyscy wyglądali na zadowolonych i ku zdziwieniu Ashura obecni byli niezwykle ludzccy w aparycji. Była to jeszcze bardziej pornograficzna, ale dużo mniej demoniczna wizja piekła.
-A jaka jest moja rola w tym wszystkim? Tak naprawdę. - nie sądził by “mówiła” mu o tym wszystkim tak po prostu, musiał się dowiedzieć o co to wszystko się rozchodzi.
Ashur zobaczył w swojej głowie swój własny obraz. Stojąc w bramie między piekłem a ziemią, trzymając w dłoni traktaty Fausta.
-I mówisz mi o tym, bo? - gdy informacje zaczynały tworzyć spójną układankę, zaczęło go zastanawiać, czemu młoda demonica zdradza mu te informacje. Przecież nieświadomy ich prawdziwych motywów byłby łatwiejszym celem.
Tym co teraz zobaczył Ashur była trójka sukkubów. Znacznie mniejsza od wszystkich pozostałych, przedstawionych do tej pory demonów. Nie miały z nimi szansy.
-Liczycie, że wesprę waszą trójką w wyścigu do supremacji? - uznał że się upewni. - Ale co czeka ziemię w całym tym zamęcie?
Ashur przez długi moment w głowie nie widział nic. Sukkub mrugał tylko oczyma. W pewnym momencie coś jej wpadło do głowy i postanowiła pokazać Ashurowi zwykły obraz ziemi. Teoretycznie, kilka detali było nie na miejscu. Chłopak mógł podważać, czy sukkubica na ziemi kiedykolwiek była bądź widziała jej mapę.
-Więc o co chodzi z bramą z piekła na ziemię? - musiał jeszcze sprawdzić ten wątek.
Obraz faustowskich dokumentów pojawił się w głowie Ashura.
-Ah, już rozumiem. - odparł - Muszę to sobie wszystko przetrawić, dziękuję za podzielenie się tymi informacjami.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, odeszła od stołu i zniknęła w tłumie.
To było w miarę oczywiste, demony miały swoje rozgrywki. Nawet gdy twierdziły że pod danym działaniem nie jest ukryte drugie dno, to prawdopodobnie oprócz drugiego było też trzecie. Szaleństwo w czystej postaci, trafił w sam środek bitwy o przywództwo nad Piekłem i najwidoczniej był bardzo pożądanym stronnikiem. Cholera, nawet jego ojciec prawdopodobnie go potrzebował do realizacji swoich planów. Jednakże o jednym delikwencie siostra nie wspomniała, Henry z jakiegoś powodu został pominięty. Ashur wziął to za znak od losu i do niego skierował swoje kroki, by nawiązać rozmowę.
-Pozwoli wasza wysokość, że zajmę mu chwilę? - zwrócił się do demona zwrotem odpowiednim dla jego pozycji z czasów ludzkiego życia.
Metaliczny osobnik zbadał aparycję Ashura od stóp do głów, wzruszył ramionami i odparł dość ociężałym głosem. - Zezwalam. I witam.
 
Eleishar jest offline  
Stary 18-12-2015, 22:40   #22
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
He who travels far knows much


Lądowanie przebiegło zgodnie z planem. To, że plan zakładał tylko i wyłącznie że uda się wylądować a większość ciał znajdujących się w powietrzu prędzej czy później ląduje znacznie ułatwiał sprawę. Drobną komplikację w postaci pożaru Lewis gotów był zignorować jednak po chwili namysłu uznał że skoro jest tu gościem to powinien po swojej wizycie zostawić porządek. Gdy zbroja już zniknęła a Jeeves zajmował się zebraniem bagażu (warto tu zaznaczyć że po lokaju nie widać było śladu ani podróży nietypowym środkiem transportu ani późniejszego lądowania, a w przeciwieństwie do swojego pana nie był chroniony zbroją) Lewis zaczął bawić się złotą monetą. Przez kilka sekund przerzucał ją między palcami po czym podrzucił w powietrze gdzie zawisła przekształcając się w złotą obręcz. Z otwartej w ten sposób bramy wypadł ciężko lądując na ziemi rycerz w złotym pancerzu



- Szermierz melduje się na rozkaz - wypowiedział zwyczajową formułkę której z niewyjaśnionego powodu wymagał od niego Lewis. Cóż, pan każe, sługa musi
- Sir Baudwinie! Opanuj proszę ten pożar i zasyp krater, jeśli możesz - młody arystokrata niefrasobliwie wydał polecenie spoglądając ku celowi swej wyprawy

***
~Dawno, dawno temu

Ból śmiertelnej rany bladł ustępując miejsca odrętwieniu a całun ciemności powoli niknął ukazując nieludzko piękne oblicze Pani. Smród pola bitwy w jednej chwili przemienił się w łagodny zapach kwitnących jabłoni, pozwalając dzielnemu rycerzowi rozpoznać miejsce w którym się znalazł. Ynis Avallach, wyspa jabłek, miejsce do którego udał się sam Król. Czy to miało być nagrodą za pełne trudu życie?

- Baudwinie, twe serce nie poznało strachu i żaden wróg nie ujrzał twych pleców. Twe ramię wznosiło swój oręż by chronić Brytanię i chociaż nie okazałeś się godny by odnaleźć Graala to nie ustałeś w jego poszukiwaniach aż do końca. Twa wierność zostanie nagrodzona, a gdy Brytania będzie Cię potrzebować raz jeszcze zostaniesz wezwany by ponownie okryć swe imię sławą. Śmiałek któremu dana będzie moc by raz jeszcze wezwać rycerzy Graala poprowadzi cię raz jeszcze ścieżką chwały i honoru

Nieszczęsny Sir Baudwin i nieszczęsna Pani, nie mogli wiedzieć jak wielką pomyłką były te słowa…

~Obecnie przy okrągłym stole

- Biedny Sir Baudwin
- stwierdził ze smutkiem sir Frigues - To nie jest rycerską rzeczą służyć do prac inżynieryjnych
- Lepsze to niż wyciąganie jego pojazdu gdy wpadł do rowu czy wnoszenie szafy na trzecie piętro biura
- odpowiedział nauczony przykrym doświadczeniem Sir Agravain, najsilniejszy z rycerzy
- Przynajmniej was czasem wzywa - dodał smutno Sir Safir

***

Zostawiając zajętego pracą Sir Baudwina Lewis ruszył w stronę majestatycznego drzewa, kilka kroków za nim niosąc bagaże podążał Jeeves. Las był żywym miejscem. Zarówno Lewis jak i Jeeves czuli to doskonale. W oddali słychać było najróżniejsze zwierzęta, tu i ówdzie dało się zauważyć spore pajęczyny, okazjonalnie coś co wyglądało jak naturalny szałas w formie dziury po wywróconym drzewie czy kilku kamieni układających się na siebie, albo resztek budynku który nie do końca pochłonęło życie tego magicznego miejsca. Wszystko wydawałoby się sielankowe gdyby nie dwa problemy. Jednym była jego nienaturalność spowodowana przez wspomniane wcześniej resztki niemiec, na których po prostu wyrosły drzewa i zadziałały trzęsienia ziemi. Zidentyfikowanie przystanku czy bloku nie zdawało się często, ale potrafiło napawać swoistym niepokojem. Innym problemem były dźwięki natury. Były, to fakt ale zawsze były w oddali. Zwierzęta od nich uciekały. Ich obecność stworzyła jakąś bańkę na zasięg wzroku której unikali wszelcy mieszkańcy dżungli. Las wiedział, że tu są.

- To jest właśnie to, mój drogi Jeevesie. To jest właśnie to - Lewis najwyraźniej świetnie się bawił. Z dziecięcą niemal ciekawością rozkopywał mijane gruzowiska przywołaną złotą laską czy odbiegał kilka kroków by z bliska przyjrzeć się jak natura poradziła sobie z cywilizacją
- Sir? - lokaj najwyraźniej nie zrozumiał co właściwie chciał przekazać jego pan
- No spójrz tylko na to. Jesteśmy dwoma badaczami, dzielnymi podróżnikami zmierzającymi do serca dżungli, natrafiającymi na resztki cywilizacji zaginionej w mrokach dziejów
- Obawiam się, że trudno nazwać cywilizację niemiec zaginioną, sir
- Oj, kompletnie nie rozumiesz idei. Jesteśmy niczym Livingstone czy Stanley albo Burton. Jesteśmy odkrywcami!
- Cokolwiek pan powie, Sir


Czego jednak nie wiedzieli, było to że obserwuje ich para złocistych oczu, ukrytych w koronie drzew. Kami przyjrzała się dokładnie osobnikom. Nie mieli tych charakterystycznych garnków na głowach, ale Arakh’ne i tak nie zamierzała się wychylać na tą chwilę. Grupa nie spostrzegła pajęczycy, miarowo idąc przed siebie. Nie odeszli spoza zasięgu wzroku Kami, gdy do całej trójki doszedł dźwięk strzału odbijający się gdzieś z głębi dżungli.
Gdy tylko usłyszała strzał podskoczyła i automatycznie zatkała usta dłońmi my zatkać krótki pisk. Skryła się jeszcze bardziej, zerkając to na dwójkę nieznajomych, to na kierunek skąd nadbiegł strzał. Natomiast dzielny podróżnik i jego wierny towarzysz nieświadomi faktu że są obserwowani zmierzali w stronę serca dżungli dopóki nie dobiegł ich strzał. Jeeves zareagował normalnie, skrył się za drzewem by nie zostawać w polu ewentualnego ostrzału jednocześnie lustrując czujnie okolicę natomiast Lewis wydawał się tym nie przejmować. Wyraźnie nie brał pod uwagę możliwej obecności nazistów i faktu że to oni mogą być celem strzałów, dla niego był to kolejny, niejako obowiązkowy element Przygody

- Jeeves, słyszałeś to? Inny podróżnik najwyraźniej jest w tarapatach! Naszym obowiązkiem jest udzielić mu wsparcia - zakrzyknął zadowolony arystokrata. Spoglądając w stronę z której nadszedł kobiecy pisk, Lewis znalazł drzewo. Z czymś dużym gdzieś w koronie. Chyba widział gdzieś tam wysoko głowę za liścmi, chociaż gdzieś niżej wystawało odnóże ogromnego pająka. Kami jeszcze bardziej się skuliła, prędko podkulając też odnóża.

- Co mam robić? co mam robić? - powtarzała w kółko pod nosem.

Lewis całą sytuację mógł zinterpretować tylko w jeden sposób. Odgłosy strzałów, wyraźnie kobiecy pisk dobiegający z wysokości koron i wielki pająk który tam się znajdował nie pozostawiały wiele miejsca na domysły, przynajmniej zdaniem arystokraty. Najwyraźniej wyprawa odkrywców została zaatakowana przez potworne pająki a jakaś jej uczestniczka została porwana przez jedno z monstrów i zawleczona aż tutaj. Podrzucona złota moneta zmieniła się w niewielką tym razem obręcz z której Lewis wyciągnął charakterystyczny złoty pistolet

- Spokojnie panienko, zaraz Cię uratujemy - zakrzyknął Lewis próbując uspokoić ofiarę domniemanego potwora
- N-nie! Nie ma najmniejszej potrzeby! - Wymsknęło się jej w panice. Już miała zrobić taktyczny odwrót, gdy jedna z gałęzi trzasnęła pod ciężarem pajęczycy. Kami już miała runąć w dół jednak zdążyła przylepić do drzewa sieć. Efektem tego działania było że teraz dyndała do góry odnóżami z zakłopotaniem zmieszanym z przerażeniem wypisanym na jej ślicznej i bladej twarzy.
- Oh - Lewis najwyraźniej też był nieco zakłopotany, głównie ze względu na to że jego domysły posypały się niczym domek z kart. Jakby tego było mało celował do kobiety której nawet nie został przedstawiony a to było podwójnie niegrzeczne - Najwyraźniej doszło do pewnego nieporozumienia - powiedział a jego pistolet ponownie zmienił się w grudkę złota - Zakładam, że hm… że nie potrzebuje panienka ratunku, prawda? - zagadnął nie będąc do końca pewnym jak wybrnąć z zaistniałej sytuacji
Kami zamrugała dwukrotnie
- Etoo.. nie… - Odczepiła się od sieci i zwinnie wylądowała na na odnóżach. Przyglądała się arystokracie dłuższą chwilę, aż w końcu powiedziała.
- Nie zastrzeli mnie pan? - Dopytała nie kryjąc zdumienia. Ściągnęła czapeczkę i zaczęła ją miętolić w dłoniach.
- Mój Boże, oczywiście że nie! - Lewis wyglądał na szczerze zdziwionego pytaniem - Dlaczego miałbym to zrobić? Słysząc krzyk uznałem że ktoś potrzebuje pomocy, nic więcej - brytyjczyk pokazał puste dłonie jakby chcąc udowodnić że nie ma w nich broni po czym uznawszy że dama zapewne oczekuje formalnej prezentacji dodał - Nazywam się Lewis Barnett a to Reginald Jeeves, mój lokaj
Uspokojona założyła czapkę z powrotem na swe brązowe włosy.
- Ci w garnkach na głowach zawsze strzelają… Eto. Ja mam na imię Kami Na Ari Shla Norrah Zun Lanara. - Przedstawiła się delikatnie się kłaniając. - W takim razie… kto przed chwilą strzelał? - Skuliła ręce do siebie, rozglądając się czujnie.
- Bardzo mi przyjemnie - odpowiedział Lewis, zmartwiło go jednak pytanie Kami - Sądziłem, że te strzały to ktoś z twoich znajomych. W przeciwnym razie może to oznaczać że wciąż jest tam ktoś, kto potrzebuje pomocy. Jeśli zatem mi panienka wybaczy - Lewis skłonił się lekko - Jeeves, mój drogi, zbierz proszę nasze rzeczy. Czas ruszyć na odsiecz
Kami też chciała zobaczyć co zaszło w tamtym miejscu, jednak nie dzieliła brawury sir Lewisa. - Yy...ten… wybaczam? - Wymamrotała ledwie nerwowo pocierając ręce.

Znalezienie źródła wystrzału który miał miejsce gdzieś w głębi lasu było dość trudne, tym bardziej, że trójka wzięła krótką przerwę poświęconą na zapoznawaniu się z sobą na wzajem. W końcu jednak natrafili na dość nietypową lokację. Przypominała lekko świątynię stworzoną z szeregów kamieni ułożonych w bardzo obszernym kole. Pomiędzy kamieniami znajdowało się kilka pajęczych kobiet podobnych do Kami. dwie pocięte, jedna z zmiażdżoną głową i jedna strzelona w głowę, a między ich ciałami znajdował się trup jednego z niemieckich żołnierzy. Oczy Kami zaszkliły się. Wiele czasu minęło odkąd widziała jakąś przedstawicielkę swej rasy. Jednak stan w jakim były doprowadzał ją do łez. Podreptała bliżej ciał, i przykucnęła przy jednej.

- Khor’nakha igia Celty calica matrona. Iz vest… Iz vest calica Celty matrona. - Wyszeptała ze złożonymi rękoma.
- Dlaczego do tego doszło? - Zapytała samą siebie.
- To potworne - Lewis wyraźnie był wstrząśnięty - Nie spodziewałem się, że naziści docierają aż tak daleko.Ten człowiek… nie mógł tego zrobić sam. A to oznaczać może tylko jedno - próżno w głosie arystokraty byłoby szukać wcześniejszej beztroski, zastąpionej teraz przez złowróżbne nuty. Lewis podrzucił wciąż ściskaną w dłoni monetę która uformowała się w bramę wypuszczając uzbrojonego w długi łuk angielski rycerza
- Sir Friguesie! W pobliżu powinni przebywać żołnierze w mundurach podobnych temu - Lewis wskazał na znajdującego się pomiędzy pajęczycami nazistę - Odnajdź ich proszę

Rycerz zasalutował, ukłonił się, po czym wskoczył na ozdobne kamienie. Rozejrzał się z nich przez chwilę, następnie wspiął się na drzewo aby rozejrzeć się jeszcze dokładniej.

-Panie! - krzyknął, schodząc z drzewa. - Śmiem zgadywać, że winowajcy uciekli do pobliskiej jaskini. Tam będę ich gonił. - zadecydował.
- Też ruszymy w tamtą stronę, upewnij się tylko że faktycznie się tam znajdują. Nie chcę byś podejmował walkę, ci ludzie nie zasłużyli na honor śmierci z ręki rycerza. Czeka ich… inna kara - odpowiedział Lewis a gdy rycerz udał się w stronę jaskini ruszył jego śladem razem z nieodłącznym niczym cień Jeevesem. Kami podążyła za nimi nie mówiąc ani słowa. Zaciekawiona tylko rzuciła wzrokiem na rycerza.

Jaskinia okazała się ciemną grotą wypełnioną dużych rozmiarów pajęczynami. Kami świetnie zdawała sobie sprawę na czyim terytorium dwójka się znajduje. Frigues jak wbiegł w otchłań tak zniknął i nie wrócił. Lewis miał wobec nazistów pewne jasno określone plany. Dysponował w swoim arsenale bronią wyjątkowo skuteczną a przy tym niewymiernie okrutną, dlatego gdyby przyszło mu jej użyć względem innego dżentelmena zawahałby się - na szczęście w przypadku prymitywnych morderców skrupuły schodziły na dalszy plan. Jeśli zaś chodziło o brak światła przy eksploracji jaskini to problem mogłaby rozwiązać zwykła pochodnia, jednak nie dość że wiązałoby się to z zajęciem jednej ręki to na dodatek młody arystokrata wolał bardziej krzykliwe rozwiązania. Korzystając ze swojej mocy Lewis ustawił złotą taflę by kierowała światło do środka i wkroczył do jaskini

- Panie Lewis prosze być ostrożnym. To teren Arakh’ne, odkąd ostatnim razem tutaj byłam mogło się wiele zmienić. Dodatkowo… możecie zostać pochwyceni w celu… tych… no. - Kami skrajnie się zawstydziła i z trudem dorzuciła ostatnie słowo.
- Kopulacji. - Za wszelką cenę unikała spotkania się wzrokiem z obecnymi Panami. - Choć teraz może być tutaj zupełnie inaczej odkąd… ugh. - Widocznym było że ciężko było jej mówić o tym miejscu.
- Obawiam się, że to wykluczone - odpowiedział Lewis wyraźnie ignorując fragment mówiący o wykluczeniu - Obawiam się, że nie mógłbym urządzić sobie tu postoju wystarczająco długiego by poznać mieszkające w tej jaskini damy. Dodatkowo jeśli faktycznie dotarli tu bandyci z rzeszy to mogą mieć w tej chwili poważne kłopoty

Na potwierdzenie słów Lewisa nie trzeba było długo czekać, bo w chwilę później faktycznie udało im się dostrzec dwójkę niemieckich żołnierzy
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 19-12-2015, 17:43   #23
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
The Herald of Celty

***

Dwójka dość spokojnie poruszała się przez korytarz. Sztuczka Lewisa w miarę skutecznie radziła sobie z ciemnością a lustra nie potrzebowały aż tyle czasu aby się zmaterializować.
Schodząc w dół, po pewnym czasie para zaczęła słyszeć czyjąś obecność. Nie minęła dłuższa chwila, a zobaczyli przed sobą parę niemieckich żołnierzy.
-Człowiek? – głośny, męski głos doszedł z głębi korytarza. - Weit, wsparcie przyszło.
-w samą porę! – zawtórowała kobieta siedząca na ramieniu olbrzyma.
Para składała się z młodej dziewczyny, możliwe części jakiegoś odnowionego ruchu hitlerjugend, z czapką wojskową na głowie I płaszczem zarzuconym na ramiona. Utrzymywał ją opalony, nieco wyższy niż Kami mężczyzna o błękitnych oczach I blond włosach. - Oy! Za tobą! – wrzasnął blondyn po wyjściu z cienia. Utrzymując dziewczynę na ramieniu z drugim wyciągniętym w przód zaczął szarżować na Kami.



- Oh my - Lewis odsunął się posłusznie z drogi wielkoludowi nie chcąc ryzykować zderzenia z czymś co mogło się okazać ludzkim odpowiednikiem pociągu pancernego. Szlachcic był niepozornej postury i mogło się zakończyć to dla niego paskudnie… jednak gdyby nazista widział uśmiech który właśnie pojawił się na jego wargach zapewne szybko zmieniłby kierunek szarży.Podrzucona w górę moneta ukształtowała się w obręcz która tym razem nie przywołała nowego sojusznika, tylko przesunęła się wzdłuż szlachcica zakuwając go w charakterystyczną zbroję




- Obawiam się że zaszło pewne… nieporozumienie
Arakh’ne widząc szarżującego na nią olbrzyma “schowała” się za sir Lewisem, i oparła ręce na jego plecach. Pojawiło się parę iskier, ale większych efektów to nie wywołało. Czego nie wiedzieli obecni, Lewis był właśnie pokryty wyłądowaniem atmosferycznym. Kami także zrobiła z siebie żywy paralizator, w wypadku gdyby pięść dosięgła i jej.*
Olbrzym biegł do przodu, nie zmienił specjalnie kierunku gdy Kami się schowała. W celu zatrzymania go, Pan Leiws postanowił uderzyć szarżującego mężczyznę w splot słoneczny, co oczywiście nie było trudne. Niemiec lekko się skrzywił i zgarbił, ale nie zatrzymał. Swoimi wielkimi łapami objął brytyjczyka biegnąc dalej, wtulonym w złotą zbroję.
W tym czasie młoda kobieta zeskoczyła z jego pleców, stając na przeciw Kali i wyciągając zza pleców Tommy guna.
Plan Lewisa nie zadział w pełni, jednak najważniejsza jego część została zrealizowana. Wielkolud zostawił damę którą szlachcic miał w swojej pieczy i zdecydował się wyeliminować go jako pierwszego. Perspektywa walki z kimś na kim nie zrobił wrażenia cios w splot słoneczny nie była zbyt wesoła dlatego w pierwszej kolejności musiał uwolnić się z jego uścisku. Na szczęście i w takiej sytuacji istniało pewne rozwiązanie, dopalacze służące zwykle do latania mogły posłużyć by nieco podsmażyć wielkoluda… albo przynajmniej zwiększyć szanse na wyrwanie się z pułapki
- Święta Celty… - Jęknęła, widząc jak olbrzym zaszarżował Lewisa, jej wzrok szybko przeszedł na małą dziewczynę, z przedmiotem który potrafi bardzo szybko wyrzucać z siebie metalowe pestki. Miała z tym już do czynienia, więc wiedział jak się przed tym obronić. Jej ręce w mgnieniu oka wykonały koło w powietrzu, co spowodowało powstanie niebieskiej i trzaskającej prądem pół kuli. Swoista tarcza miała obronić Arakh’ne, przed pociskami. Następnie wykonała pchnięcie wprzód posyłając tarczę prosto na małą nazistkę.
Pędzący olbrzym lekko krzyknął, gdy ogień zaczął palić go w kostki. Uścisk miał jednak silny, nie wyrwało to od niego Lewisa. Zamiast tego, przez zaciśnięte zęby skomentował - świetny plan! - następnie odwrócił się i wykorzystując cały swój pęd cisnął Lewisem niczym dzidą w stronę Kami, najpewniej z planem pokonania pajęczycy żywą włócznią.
Niemiecka dziewczyna zaczęła strzelać prawie w tym samym momencie w którym Kami utworzyła ścianę. Pociski wybuchały uderzając w nią, co wydzielało sporo bardzo śmierdzącego i nieprzyjemnego gazu, choć nie zdawał się on krzywdzić Kami. Widząc nadciągającą w jej stronę ścianę, kobieta spróbowała odskoczć poza nią, wykonała nawet ładny przewrót na ziemi gubiąc swój płaszcz. Mimo to połowa jej torsu została w granicy uderzenia, które poraziło ją prądem, wywracając jej oczy tu i tam, w ekspresji która mogłaby przyprawić pajęczycę o zawstydzenie. Na ziemi zostaną plamy.
- Lotto, silniki hamujące! Silniki hamująceee - Lewis starał się skontrować pęd za pomocą silników swojej zbroi, nieszczególnie podobała mu się możliwość skończenia jako żywy pocisk.
Kami doskonale znała upór nazistów, dziewczyna pewnie wstanie po chwili i ponowi swoją próbę. Liczyło się jednak przetrwanie w tym potwornym świecie. Wystawiła obie dłonie w przód posyłąjąc dwie błyskawice, z jawnym zamiarem dobicia nazistki, jednocześnie wycofała się do tyłu unikając lecącego Lewisa.
Brytyjski poszukiwacz przygód poradził sobie całkiem dobrze z swoim lotem, silniki hamujące dość prędko zaczęły go zatrzymywać, co prawda i tak uderzyłby w Kami gdyby ta się nie wycofała. W zamian za to wleciał w jej linię ognia, obrywając dwoma błyskawicami i spadając na ziemię. Cała przestrzeń była wypełniona gazem przeciw insektom. Dość mocnym, bardzo śmierdział. Sir Lewis wylądował tuż obok nieprzytomnej nazistki o twarzy czerwonej z wstydu.
- Well… - Lewis był wyraźnie zirytowany wstając z miejsca w które cisnął go nazista - To nie w moim stylu walczyć w tak… pierwotny sposób. Pozwolisz, że zajmie się tobą ktoś kto bardziej preferuje takie starcia?
Tym razem szlachcic podrzucił dwie monety jednocześnie dzięki silnej woli powstrzymując się od stałego tekstu w tej sytuacji. Czuł się w pewien sposób… zbrukany korzystając z tak brutalnych i okrutnych metod ale jak już wcześniej dało się zauważyć był zirytowany, a nikt bezkarnie nie irytuje Barnetta. Z jednej obręczy znajdującej się pomiędzy naszymi dzielnymi bohaterami a ich nieokrzesanym przeciwnikiem wypadł prawdziwy wielkolud



Natomiast z drugiej, znajdującej się za nim jego szczuplejszy kolega


Pan nazista okazał się dość nietypowym osobnikiem. W momencie w którym przed jego oczyma pojawił się olbrzym z złota, on sam urósł tak, aby być od niego nieco wyższym. W efekcie uderzył o sufit jaskini i był zmuszony nieco się zgarbić.
-Demony! - wrzasnął. - Nie bój się! Damy radę! Musimy się przegrupować! - krzyczał w stronę Lewisa, patrząc to w stronę jednego rycerza to drugiego, gotując się do obrony. - Tylko ciebie przysłali?! - wrzeszczał w zapytaniu.
- Jest jeszcze mój lokaj. Poznaj proszę Jeevesa - odpowiedział Lewis zdejmując hełm i delikatnym ruchem głowy wskazując na starszego mężczyznę który właśnie stawiał imbryk nad ogniem - Jednak jak sam widzisz jest chwilowo bardzo zajęty, w końcu nic tak nie pieczętuje wygranej jak dobra herbata
W tym samym czasie wielkolud o jakże dźwięcznym imieniu S spojrzał na wyrośniętego przeciwnika
- Powiedz O, czy mogę go zjeść?
Wyraźnie zirytowało to mniejszego z dwójki którego imię było równie skomplikowane jak większego towarzysza
- Nie ta kwestia idioto! Wszystko zepsułeś! Już nie pamiętasz? By uchronić Anor Londo od dewastacji
- To zbyt skomplikowane… może po prostu go zabijemy?
O westchnął ciężko wyraźnie zniesmaczony tym z kim przyszło mu pracować
- Dobra, po prostu rób swoje
Wielkolud z młotem obniżył swą broń przygotowując się do szarży, jego towarzysz natomiast zamierzał wykorzystać okazję by zadać cios włócznią w plecy nazisty
- P -pp Przepraszam! - Zawyła widząc, co zrobiła Lewisowi, całe szczęście nie zrobiło mu to specjalnej krzywdy. Nadal problemem była mała nazistka. Kami miast jednak usmażyć ją na chrupko postanowiła zrobić coś innego. Bacznie przyglądając się olbrzymom, zaczęła pośpiesznie dreptać do powalonej przeciwniczki i jeżeli nic więcej nie stanie jej na przeszkodzie zawinie ją w pajęczą sieć jak muchę. To powinno ją powstrzymać przed czymkolwiek. Dla zabezpieczenia Arakh’ne zostawi jeszcze cienką nić idącą od domniemanej “muchy” aż do nadgarstka Kami. Tym sposobem nawet na nią nie patrząc będzie czułą że coś kombinuje. Dodatkowo jej sieć bardzo dobrze przewodzi prąd, w razie gdyby musiała go użyć. Lewis wydawał się bardziej niż wystarczający do pokonania olbrzyma, gdyż dla Kami była to inna liga. Dobrze że tam był.
-Nie dam się wam, albo nie nazywam się Arnold Wielki! - wrzasnął aryjczyk, odwracając się z zamiarem zawalenia wejścia do kopalni i wyłączenia włócznika z walki. O ile jego pięść z sukcesem zderzyła się z sufitem, o tyle pan S skutecznie pchnął go młotem przy okazji coś łamiąc, nazista nabił się brzuchem na nadlatującą włócznię przy okazji zostający zasypanym gruzem który sam zrzucił. Gdzieś z kupki kamieni wychodziła ręką, a gdzieś u szczytu widoczna była końcówka włóczni pana O.
- Splendid - pochwalił Lewis podczas gdy Jeeves wypakowywał zastawę z jednego z plecaków - S, mój drogi, czy byłbyś łaskaw zrobić nam przejście? Po prostu sprasuj to rumowisko, rozbij je na pył… i nie przejmuj się niczym
S, najwyraźniej nie przejmując się losem swojego towarzysza albo po prostu będąc przyzwyczajonym do wprasowywania go młotem w podłogę zabrał się do pracy
Pajęczyca z szokiem przyglądała się rozwoju sytuacji, nawet nie myślała by wchodzić w drogę panu S, a wcześniej się przekonała że jej ataki na olbrzymiego aryjczyka po prostu nie działają.
Gruz został wyrównany zaledwie kilkoma uderzeniami, zostawiając po sobie nieco czerwonego błota, którego odrobina została ma młocie pracownika.
Lewis skinął głową na znak aprobaty i pstryknięciem posłał w tamtą stronę monetę. Ta w locie przekształciła się w obręcz i odesłała S oraz resztki O do ich wymiaru. Szlachcic natomiast zwrócił się do pajęczycy
- Herbaty?
Arakh’ne spojrzała to na Lewisa, to na krwawe błoto. - Herbatę? Teraz? - Nie do końca wierzyła, ze szlachcic mógł od tak napić się herbaty po tym co się stało.
- Nie teraz, w końcu Jeeves potrzebuje jeszcze chwili, prawda?
- Tak Sir, woda się zagotowała ale trzeba odczekać aż temperatura spadnie do 80 stopni - odpowiedział lokaj
- Jak więc widzisz, musimy jeszcze chwilę poczekać
- Nie do końca o to mi chodziło. - Odwróciła wzrok, pocierając nerwowo ręce. - Czy to naprawde odpowiedni moment? - Dorzuciła niepewnie.
- Trudno o lepszy. Nic tak nie uspokaja nerwów jak dobra herbata
Kami już otworzyłą usta by coś powiedzieć jednak tylko spuściła głowę.
- Dobrze więc. - powiedziała w końcu. Czym się jednak nie chwaliła, od dłuższego czasu dziwnie się czuła. Nie potrafiła opisać tego uczucia, miała tylko nadzieję że szybko minie.
Lewis widząc że najbardziej oczywiste zagrożenie minęło odesłał swoją zbroję i w milczeniu obserwował jak Jeeves przygotowuje napar. Po chwili trzy filiżanki złocistego napoju były gotowe
- Wiem, że może zabrzmi to okrutnie ale zrobiliśmy to, co było konieczne. W końcu ta dwójka nie tylko stanowiła zagrożenie ale była też odpowiedzialna za śmierć innych
- Ale ona dalej żyje. - Jedną dłonią wskazała na skrępowaną nazistkę. - Może nam powie co tutaj robi? - Zaproponowała pajęczyca
- Mówię o tym większym. Unieruchomienie go było poza moimi możliwościami, stąd konieczność eliminacji. Sam jestem przeciwko mordowaniu jeńców, dlatego poczekanie aż się obudzi i przesłuchanie jest dobrym pomysłem *
Kobieta obudziła się po jakiś trzydziestu minutach, może nieco więcej, może mniej. Dość pustym spojrzeniem rozglądała się po okolicy, nie znając swojej sytuacji.
Pajęczyca jak tylko zobaczyła że nazistka się przebudziła od razu do niej podeszła.
- Eto… e… c-c co tutaj robicie? - Zapytała z całej siły udając groźną. Bezskutecznie co prawda.
Lewis chwilowo nie odzywał się obserwując z zainteresowaniem jak wśród pajęczyc wygląda przesłuchanie. Technika wydawała się interesująca, nigdy wcześniej nie spotkał się z przypadkiem w którym przesłuchujący wydaje się zgrywać bardziej zastraszonego od przesłuchującego
Nazistka spojrzała na kami, potem na otaczającą ją sieć. W dość powolnym tempie jej twarz zmieniła wyraz na strach zmieszany z furią, po czym zaczęła się wierzgać i uderzać głową o co tylko mogła z samobójczą skłonnością.
- Oh my - Lewis niestety nie mógł dłużej napawać się widowiskiem bo nazistka gotowa była roztrzaskać sobie głowę o skały. Co prawda rozwiązałoby to wiele problemów zwłaszcza natury moralnej gdyż odpadłaby konieczność likwidowania jeńca osobiście ale zapewne trwałoby to dłuższą chwilę i stanowiło niezbyt estetyczny widok. Najwyraźniej to szlachcicowi przypadło odgrywanie roli dobrego gliniarza, uklęknął zatem przy związanej Niemce i odezwał się uspokajającym głosem
- Już wszystko dobrze, spokojnie. Musisz uważać bo zrobisz sobie krzywdę
Ciężko było stwierdzić, czy Niemka nie usłyszała, nie zrozumiała czy zignorowała wiadomość, ponieważ jej zachowanie w ogóle nie uległo zmianie.
Lewis westchnął ciężko. Szarpanie się z oszalałą nazistką było poniżej jego godności ale pozwolenie by roztrzaskała sobie głowę byłoby przejawem złego smaku. Ponownie wykorzystał swą zdolność i przekształcił złotą monetę w bramę przywołując jednego z rycerzy
- Sir Agravainie, zadbaj proszę by ta dama nie zrobiła sobie krzywdy
Rycerz podniósł ją lekko do góry, łapiąc za ramiona. Gdy kobieta zdała sobie w końcu sprawę, że nie może teraz nic zrobić, jej krwawiąca głowa zaczęła zwisać bez ruchu. Z płaczem poinformowała Lewisa - Daj mi umrzeć. Nie chcę nosić w sobie jaj. Nie chcę ich znosić. Nie chcę być jedzona od środka…. - po czym rozpoczął się coraz to mniej zrozumiały mamrot.
- Kami? - Lewis najwyraźniej nawet nie próbował przypomnieć sobie pełnego imienia pajęczycy - Wiesz o co jej chodzi?
- Eh? To bzdura! Arakh’ne są żyworodne, nic jej nie zrobiłam! - Kami na krótki moment zamilkła, zastanawiając się nad czymś.
- Chyba że… Xuoaka. - pajęczyca z trwogą wypowiedziała to imię. - Z tym ciałem potwora może być zdolna do wszystkiego. Co robić? Co robić?- Arakh’ne zaczęła dreptać w kółko trzymając się za głowę. Wcześniejsze dziwne uczucie zaczęło się nasilać, co objawiło się strugami potu na ciele Kami.
- Xuoaka? Cóż to takiego? Wolałbym wiedzieć coś więcej skoro sam fakt że nasza mała nazistka wzięła cię za nią wywołał u niej napad samobójczej paniki.
Kami przerwała robienie okrążeń po jaskini spojrzała smutno na Lewisa.
- Xuoaka. To jest… moja siostra. Pewnego dnia zmieniłą się nie do poznania. Jej dolna połowa przeistoczyła się w jakieś wymiotujące lawą stworzenie. K-kk-którego nie zobaczyłabym w najgorszych koszmarach. - Przełknęła ślinę. - Żądała oddania władzy w jej ręce. Mama…. znaczy królowa z obrzydzeniem odmówiła. Ale widziałam też smutek w jej oczach, nie mogła uwierzyć w co zamieniłą się jej córka. Xuoaka bardzo...bardzo się zdenerwowała i zaatakowała mamę. Mama nie dawała najmniejszych szans Xuace, wtedy to zawsząd zszedły Arakh’ne opancerzone tak bardzo że nawet nie widziałam ich twarzy. Posługiwały się też jakimiś mieczami na kijach. Xuoaka rozkazała im mnie pojmać. Tak jak mi mama od zawsze powtarzała że jak będą poważne kłopoty to muszę uciekać tajnym przejściem w sali tronowej. Tak więc zrobiłam bez namysłu, a ona była tuż za mną i… z-zabijała każdą z Arakh’ne jakie się zbliżyły. W sali tronowej pociągnęłam za pochodnie, a tron się rozsunął, wtedy tam wpełzłam. Mama stanęła tuż nad przejściem i dalej mnie broniła. Panie Lewis… te zbroje chyba były zepsute, bo rozsypywały się na proszek od ciosów mamy. Ale. - Kami odwróciła wzrok i pociągnęła nosem, i łamiącym głosem kontynuowała. - Ale ich było za dużo, nie przestawały przychodzić. Mama była już trochę podrapana, wtedy… wtedy… z dala buchnął czerwony jak krew ogień. Bardzo ją poparzył, tak że się przewróciła i nie ruszała trzema odnóżami. Krzyczała do mnie bym uciekała dalej, ale ja nie mogłam jej tam zostawić! Tak bardzo się bałam, że zapomniałam oddychać. Wtedy mama wyciągnęła do mnie rękę i wycierając mi policzki powiedziała że muszę być dzielna. - Kami zrobiła sobie krótką przerwę, by wytrzeć nos, i oczy. - Odepchnęła mnie i z całej siły uderzyła w boczną ścianę wejścia, kompletnie mnie odcinając od niej. Te kamienie były za duże, nie mogłam ich wszystkich poprzesuwać. No to uciekłam, jak tchórz. Tunel był bardzo długi, ale spośród uspokajajacej czerni zobaczyłam mały snop światła. Byął to dziura w ścianie, która dawała widok na aulę przy świątyni. Tam na środku Xuoaka, trzymała… mamę… za głowę, bardzo pobitą i krzyczała “Wszytkie mi się pokłonicie albo skończycie jak to ut gna shrak!” i wtedy na oczach tłumu… urw...wała j-j-jej g…. - Ostatnie słowo nie przeszło jej przez gardło. Bez przerwy wycierała oczy, w marnej próbie uspokojenia się. - Przepraszam… rozgadałam się. Dlaczego miałoby to pana obchodzić. - Ukłoniła się delikatnie.
Po wysłuchaniu historii Kami Lewis przez dłuższą chwilę siedział zamyślony a gdy wreszcie się odezwał w jego głosie wyraźnie dało się słyszeć coś na kształt satysfakcji. Również uśmiech szlachcica stał się naprawdę paskudny
- Wręcz przeciwnie, dziękuję że zechciałaś ze mną podzielić się swoją opowieścią. Widzisz Jeeves? Mówiłem, że Przygoda sama nas znajdzie. Skoro naziści są tak przerażeni obecnością Xuoaki to znaczy że najprawdopodobniej przebywa w tym rejonie. Ciekawe czy w pierwszej kolejności trafimy na nią czy dotrzemy do wieży?
- Nie mam pojęcia, sir, zalecałbym jednak ostrożność
- Jeeves, mój dobry człowieku, przecież jestem wcieleniem ostrożności. Chyba czas ruszyć w dalszą drogę. Kami, moja droga, co zamierzasz zrobić ze swoim jeńcem?

Kami już chciała coś powiedzieć, ale dziwnie się zachwiała. Podparła się na chwilę ściany, leczy szybko po niej spłynęła. Leżała twarzą na podłodze, trzęsła sie w konwulsjach, a jej oddech przyspieszył. Nie minęła sekunda a zaczęła trzaskać piorunami we wszystkie strony. Jeden z nich śmignął miedzy kolanami Jeevesa. Oczy pajęczycy wywróciły się na lewą stronę, gdy wydałą z siebie krzyk jakby płonęła żywcem. Wtedy to nastąpił kompletny mrok.

****

Arakh’ne otworzyła powoli oczy, pierwszym co usłyszała był szum wodospadu. Zobaczyła też takowy, na środku jeziora na którym leżała. Wyglądało jakby woda spadała prosto z niebios. Bez skutku próbowała się podnieść, lecz jej ciało nadal było obolałe. Kątem oka dojrzała małą istotę, która wesoło podskakiwała w jej stronę. Czy to była?
- Święta? - Wymamrotała ledwie, gdy Celty byłą już przy niej pochyliła się spoglądając na nią ciekawie. Zanim Kami znów się odezwała Święta dotknęła palcem wskazującym jej czoła i poruszyła ustami. Nie mogła usłyszeć co mówi, przez ten cały szum. Wtedy to jej całe ciało poderwało się do góry i zaczęło świecić na niebiesko, z oczu i ust Kami wystrzeliły snopy światła. Potem znów był mrok

****

Kula błyskawic nadal trzaskała w miejscu gdzie leżała Kami, lecz nagle ucichła. Spowodowało to też chmurę pyłu, zasłaniającej wstającą powoli sylwetkę. Najwyraźniej widoczne były trzy świecące czerwienią punkciki ułożone blisko siebie w trójkąt w miejscu gdzie powinna być twarz postaci. Gdy opadła chmura, zebranym objawiła się…


Kompletnie odmieniona Kami z delikatnym uśmiechem na twarzy zerkała na Lewisa, a jej odnóża drgały delikatnie. Zaczęła się rozciągać i prężyć przez krótką chwilę, a widząc spojrzenia panów przemówiła.
- Gdybyście widzieli swoje miny… - Rozmasowała jeszcze kark, po czym zbliżyła się do Nazistki.
- Powiedz mi skarbie, co tu robiłaś ze swoim kolegą? Jak mi powiesz. - Z tymi słowami palcem uniosła jej brodę. - Wyciągnę z ciebie te larwy. Ale pośpiesz się. Słysze ze chcą się wydostać. - Nawet jej powieka nie drgnęła gdy to powiedziała. Sam nie była pewna ile w tym prawdy, ale uznała to za dobrą okazję by się czegoś dowiedzieć.
Niestety problemem był stan zakładniczki, która zwyczajnie zemdlała z stresu...ludzie jednak mają swoje limity.
- Ugh… ich zdolności ograniczają się do wykonywania rozkazów i plucia metalem we wszystko co sie rusza. - Rzekła Kami z nutką obrzydzenia w głosie. Jedno z odnóży na plecach pajęczycy zgięło się jakby gotowe do zamachu. Ze świstem powietrza wbiło się w nazistkę i pociągnęło do góry. Wbrew pozorom, dziewczyna nie została wypatroszona jak ryba, tylko uwolniona z kokonu. Kami zaczesała dłonią swe długie włosy, po czym spojrzała w głąb jaskini. Skóra na jej czole rozdzieliła się, ujawniając trzecie oko, które konwulsywnie rozglądało się dookoła.
Patrząc w głąb Kami dojrzała dość długą drogę przed nimi, pełną pajęczyn, kończącą się wejściem do dość ogromnej hali w której na pewno ktoś był. Kto i ile sztuk nie do końca udało się jej oszacować. Mogła nawet zgadywać, że osobnicy w środku poniekąd próbują się ukrywać.
- Oh my - Lewis dopiero po chwili zdołał wydobyć z siebie głos. Nie spodziewał się że Kami dysponuje możliwością przybrania bardziej kompaktowej formy, zwłaszcza że nic wcześniej nie zapowiadało tak nagłej przemiany. Czyżby wspomnienie Xuoaki tak zadziałało? A może pajęczyca podobnie jak szlachcic podekscytowana była perspektywą zbliżającej się przygody? Jeeves natomiast jak przystało na dobrego lokaja w żaden sposób nie skomentował zmiany by uniknąć możliwości obrażenia uczuć damy chociaż gdy odezwał się do swego pana w jego głosie można było wyczuć napięcie jak gdyby odbierał zaistniałą sytuację jako możliwe niebezpieczeństwo
- Sir? Czy mam pakować zestaw do herbaty?
Głos lokaja wyrwał Lewisa z zamyślenia
- Słucham? A tak, Jeeves mój drogi, gdybyś był tak miły to przygotuj nasze rzeczy do dalszej drogi
Szlachcic jeszcze przez chwilę przypatrywał się pajęczycy która chyba starała się dostrzec coś w głębi jaskini
- Chyba nie sądzisz Kami że nazistów jest więcej? W końcu ten wielkolud dopiero oczekiwał wsparcia
- Wybornie, nie będziemy musieli ich szukać. - Odpowiedziała szlachcicowi na chwilę odrywając wzrok od głębi jaskini. - Wewnątrz też nas oczekują. - Dodała po chwili zamykając trzecie oko. - Idziemy?
Lewis uśmiechnął się; jego teoria właśnie znalazła potwierdzenie. Kami najprawdopodobniej przybrała tą formę by zbić z tropu przeciwników co było całkiem udanym fortelem zwłaszcza biorąc pod uwagę wcześniejsze zachowanie pajęczycy. Prawdopodobnie ono również było elementem maskowania dopóki nie upewniła się że szlachcic nie stanowi dla niej zagrożenia
- Ależ oczywiście - odpowiedział ponownie przywołując do siebie zbroję. Nie miał zbyt wielkiej ochoty zostać wyeliminowany przypadkowym strzałem na samym początku starcia. Szczerze cieszył się też z faktu że znalazł kogoś kto podobnie jak on cenił sobie przygodę*
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
Stary 28-12-2015, 00:10   #24
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Dyskusje i nieporozumienia...


-Pan jest tym pół-demonem co się tu szwenda? – spytał Henry. - Intrygujące. Rozumiem, że interesuje pana jakiś biznes, handel między piekłem a ziemią? Zwykła butelka wody która nie jest wypełniona rozcieńczoną krwią jest tutaj warta naprawdę sporo. – przyznał. - W końcu nie muszę dyskutować z kimś kto zmienia swoje nastawienie co miesiąc. Było tutaj dużo prościej gdy wszyscy mieli tylko jakąś jedną, konkretną potrzebę wyrytą w głowie. Teraz jak najedli się dusz zaczynają myśleć jak ludzie.
-Niezaprzeczalnie jestem pół-demonem, ale czy zaraz się szwendam? Nie przesadzajmy, wydaje mi się że raczej kulturalnie się przemieszczam w towarzystwie. - wzruszył ramionami z półuśmiechem - Handel na chwilę obecną mnie nie interesuje, aczkolwiek będę pamiętał, do kogo w razie potrzeby się zgłosić. - przyznał, pomyśleć że na towarach zbytkowych można zrobić taki dobry interes - A co do ludzkiego punktu widzenia, czy pan przypadkiem nie był człowiekiem za życia? - zapytał retorycznie. Wiedział przecież, kim był żelazny demon.
-Tak, przez to doskonale wiem, jak groźni są ludzie. - wzruszył ramionami. - Prawie wszystkie demony mają w głowie jakąś konkretną myśl, ostatecznie sukkuby interesuje wyłącznie seks. Ale jak taki Mephistopheles zjadł tysiąc dusz, to zaczął mieć ambicje, idee i własny kodeks moralny. Mój raj zamienia się w drugie życie. - westchnął zdruzgotany. - Po cóż mnie zagadujesz, jak nie intryguje cie handel?
-Nawiązuję znajomości oczywiście. Czyż nie po to są organizowane imprezy towarzyskie? - odpowiedział demonowi - Raj powiada pan? To w sumie ciekawa ironia losu. - wspomniał zamyślonym tonem. Henryk VIII sługa boży i obrońca wiary uważał piekło za raj, tak… ironia losu.
-Raczej naturalny bieg losu. - zaprzeczył mężczyzna. - Całe życie użerałem się z religią i pieprzonymi klechami, własny odłam musiałem zrobić tylko po to, aby poruchać w spokoju. Przynajmniej to miejsce jest wolne od kretynizmu. Żałuję, że nie urodziłem się królem w okresie bezbożym. - wyznał.
-I dlatego właśnie mówię o ironii losu. Zaraz jak to szło… - Hindus najwidoczniej próbował sobie coś przypomnieć - A tak… Henryk VIII Z Bożej łaski król Anglii, Francji i Irlandii Obrońca Wiary i pod Jezusem Chrystusem Najwyższy Zwierzchnik Kościoła Anglii, a także Irlandii na Ziemi, a jednak widzę pana tutaj. No, ale historię pisze się taką jak ludzie powinni ją poznać, wzniosłą, nieskalaną i inspirującą. - zachichotał - Swoją drogą, czemu zajął się pan akurat handlem, a nie na ten przykład uwodzeniem śmiertelniczek?
-Bo w porównaniu do faktycznych demonów, jedynym moim talentem jest racjonalne myślenie. - wyjaśnił. - W innych kategoriach naprawdę brakowałoby mi jakiejkolwiek przewagi
-Oto jest wpływ ludzkiej natury, racjonalizm. - przyznał Ashur, sam przekonał się już że demonom czystej krwi nie raz brak racjonalizmu, albo zwyczajnie nie biorą racjonalnych rozwiązań pod uwagę - Acz czy handel nie jest, jakby to określić… nużący?
-Jak najbardziej jest. To zaledwie mój sposób zabijania czasu. W piekle nic nie ma znaczenia. Teoretycznie wszystko tutaj jest nużące, prędzej czy później. - wyznał.
-Patrząc na to, jakie plany mają tutejsi goście i sam gospodarz, to się może prędzej lub później zmienić. Wówczas dobrze rozbudowana sieć handlowa może być bardzo w cenie. - wspomniał, mając w pamięci to co opowiadał mu Mefisto - Wprawdzie wiąże się to ze zmianami, które jak pan wspomniał, nie do końca się panu podobają, ale czy nie lepiej będzie, jeśli zajęcia którym mieszkańcy piekła się poświęcają, będą miały znaczenie?
-To prawda. Na ten jednak moment znaczna część populacji nie jest do tego zdolna, a jedyne lekarstwo to uzależniające dusze i to w dużo większych ilościach niż ziemia byłaby w stanie zapewnić. - jego ton był poniekąd ponury.
-Dusze uzależniają? Widać że wiem o demonach mniej niż sądziłem… - Ashur westchnął zrezygnowany - Może mi pan to wyjaśnić szerzej?
-Demony są ograniczone, albo przeklęte. Jakie ograniczenie zależy od typu, kościół to spisał jako grzechy główne. - Henry poprawił okulary. - Gdy jedzą dusze, powoli uwalniają się od tych ograniczeń, stają się ludzcy, lepsi. Zyskują zarówno mądrość jak i siłę oraz wolność. Tak duży przybytek bez trudu uzależnia. Chcesz coraz więcej wolności, chcesz czuć więcej, chcesz być silniejszy...Co ważniejsza osoba która tutaj jest dąży do transformacji w coś pokroju półdemona, a może nawet czegoś z zupełnie nowej klasy. Hybrydy? - zastanowił się, masując podbródek. - Fenomen jakim są najedzone demony jest dość zaskakujący.
-No tak, apetyt rośnie w miarę jedzenia. - przyznał pół-demon. Po wyjaśnieniu Henryka dostrzegł kolejną porcję hipokryzji jaką obdarzyli go tutejsi goście. Dawali mu do zrozumienia, że jako istota półkrwi jest wart mniej niż czysty demon, nawet jeśli jest pożądanym sojusznikiem. A tymczasem ich dążenia były skierowane na upodobnienie się w mniejszym lub większym stopniu do bytów jego pokroju. Zaiste, jak bardzo pokrętnym tokiem myślenia się posługiwali, że nie zwracali uwagi na takie szczegóły? - A jak to jest z panem? W końcu był pan kiedyś człowiekiem, czy do osiągnięcia możliwości samostanowienia musiał pan przejść ten sam proces?
-Oh nie, dalej jestem człowiekiem. Jestem po prostu przywiązany do piekła przez klątwy. Żebym tutaj przypadkiem nie umarł, zamknięto moje ciało w przeklętym pancerzu...ale ostatecznie nie zostałem faktycznym demonem. - zapewnił.
-Wszędzie te klątwy, no kto by pomyślał. Okazuje się, że jak na tak rzadką i potężną magię można je spotkać niemal wszędzie. - Ashur podrapał się po policzku - Czy jako specjalista od handlu, nie myślał pan nigdy o wytargowaniu za jakiś bardzo kuszący towar możliwości zdjęcia klątwy? Pomijając to, że działanie byłoby na ogromną skalę, wydaje się to wykonalne.
-Świat jest mały, tylko się panu wydaje że to takie popularne. A to jak i czy walczę z moją klątwą to moja sprawa. - zadeklarował nieco chłodnym tonem.
-Aj, nie chciałem być wścibski, przepraszam. - speszył się lekko chłopak - Czasami mnie ciekawość ponosi. Po tylu latach nadal można się sporo o świecie dowiedzieć… - westchnął. - Swoją drogą, może w nieco niesprzyjających okolicznościach, ale osiągnął pan to, o czym ludzie marzyli od stuleci, stał się nieśmiertelny. - zauważył Hindus.
Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę. W końcu powoli i opanowanie skinął głową z przytaknięciem. - Tak. Zdobyłem. - przyznał.
Ashur nie wspomniał że taka nieśmiertelność jest raczej przekleństwem niż darem, ale był pewien, że dawny król angielski jest tego świadom. Czasami zastanawiał się, czy wieczne życie w ogóle jest błogosławieństwem...
-Wie pan, to mnie właściwie zastanawia… Dlaczego ludzie, chyba jako jedyni z żyjących istot pragną nieśmiertelności? Często zamiast przeżywać swoje życie, skupiają się tylko na tym, żeby je przedłużyć. Tylko na co komu więcej czasu, jeśli się z niego nie korzysta?
-Oh, to kwestia pychy. Jeżeli chcę zdobyć nieśmiertelność to ją zdobędę, a wtedy będę korzystał z nieskończoności, prawda? - zauważył. - Jestem jednak pewny swego, więc nie będę korzystał z czasu dzisiaj i teraz. Po co się ubezpieczać?
-Ośli upór i pycha jak u pawia. - zachichotał Hindus - A zaledwie niewielkiemu ułamkowi procenta próbujących się udaje. No i spora część tych którym się udało, zaczyna z czasem żałować swojego ekhm… sukcesu. - zrobił krótką pauzę - Są na ten przykład tacy, którzy osiągają wieczność, ale zapominają o zachowaniu młodości, a chyba nietrudno sobie wyobrazić co to oznacza. Ciarki mam na samą myśl, brrr… - wzdrygnął się lekko, czasami mieć bujną wyobraźnię to prawdziwa klątwa.
-A jak to wygląda z pańskiej perspektywy? Czy nieśmiertelność jest warta swojej ceny?
-Nie wiem, nie znam śmierci. Zarazem, cena jest zmienna od osoby. - wzruszył ramionami mężczyzna. - Przepraszam za dosłowność...ma pan w moim kierunku jakąś istotną sprawę...czy mogę się rozejść?
-Jeśli pana nagli, to proszę się nie krępować. Gdybym miał jakiś interes, na pewno pana znajdę. - odparł spokojnie. W sumie i tak nie wiedział o czym jeszcze miałby z nim rozmawiać. Rozeszli się zatem, a Ashur zaczął się zastanawiać, do kogo powinien zagadać w następnej kolejności. Z wyróżniających się w tłumie został mu jego ojciec i demonica, która kiedyś służyła nieżyjącej już Kali, podobnie jak Birendra i on sam wiele lat temu.
~Hm… ciekawe gdzie podziewa się Asmodeusz? W końcu Mefisto dość poważnie przejmował się tym, jakie zrobi na nim wrażenie swoją kolekcją, o ile nie była to zwykła podpucha. - zastanawiał się przez chwilę.
-A zresztą, nieważne… - mruknął pod nosem i skierował się na balkon. Potrzebował chwili oddechu.
Na balkonie przebywał Mefisto, odwrócony w stronę sali miał świetny widok na swoich gości, toteż upodobał sobie to miejsce na krótkie odpoczynki. Uśmiechnął się widząc Ashura, jednak nic nie powiedział.
-Niczego sobie ten bal, muszę przyznać. - odezwał się chłopak, opierając się na balustradzie. Westchnął, bynajmniej nie z jakiegoś konkretnego powodu, raczej by odetchnąć.
-Tylko nigdzie nie widzę Asmodeusza, którym tak się przejmowałeś jeszcze dwa dni temu. - zachichotał pod nosem.
-Oh, Asmodeusz to taki nasz żart. - zaśmiał się Mephisto. - Jest strasznie aspołeczny. I niezwykle niezainteresowany piekłem. - wzruszył ramionami.
-Myślałby kto. Ciekaw jestem czy wie, że tak perfidnie go wykorzystujecie. - powiedział z udawanym niesmakiem - Przyznam, interesujących masz tu gości. Nawet jeśli tylko Nicolas był szczerze zainteresowany rozmową, a reszta zamieniła ze mną kilka słów jedynie przez zwykłą uprzejmość, zdecydowanie każdy miał coś ciekawego do powiedzenia. - powiedział na poły do siebie, na poły do demona.
-Nurtuje mnie pewna kwestia, może Ty dasz mi na nią odpowiedź? - nie czekając na reakcję Mefista przeszedł do meritum. Najwyżej demon mu nie udzieli odpowiedzi. - Co właściwie dzieje się z duszami złych ludzi po śmierci? Pomijając tych, którzy je sprzedali rzecz jasna. Dobrzy ludzie idą do przysłowiowego nieba i mogą stać się aniołami. Teoretycznie przez analogię źli powinni trafiać tu i zamieniać się w demony. Jednakże kontrargumentem tej hipotezy jest fakt, iż demony powstały jako osobny gatunek. Zastanawiałem się nad tym od jakiegoś czasu, ale nie potrafię dojść do jednoznacznego wniosku. Jak to zatem jest?
-Cóż, odpowiedz mi na inne pytanie. Kto jest bogiem kościoła katolickiego, i kiedy ostatnio go widziałeś? - Mephistopheles skierował wzrok na Ashura.
-Cóż, kto jest Bogiem… tego nie wiem. Jednakże wiem, że potop zalał świat, plagi zostały zesłane na Egipt, a Jezus chodził i czynił cuda mocą właśnie tego Boga. Czy za jego imionami chowa się jeden z trójki bogów, czy ktoś zupełnie inny, to w sumie nieważne. Kimkolwiek jest, nie da się zaprzeczyć mocy którą włada. - odparł po chwili namysłu - Jednakże, nie ma w tym odpowiedzi na moje pytanie. Biblijne piekło jest zupełnie inne od prawdziwego. Owszem, można tu spotkać ludzkie dusze, ale zazwyczaj są to głupcy którzy dali się zwieść lub skusić i zapłacili za to najwyższą cenę.
-To kościół katolicki szerzył ideę dobrych i złych dusz. Owszem, parę fiozofii też miało tego typu idee, ale nikt inny nie mówił o piekle i niebie, co nie? - spytał retorycznie. - Jakby ci tego było mało, anioły mają więcej morderstw na rachunku od nas, chociaż wszystkie w słusznej sprawie no i przecież Jezus przybył w ich imieniu, co nie? - szczerzył zęby demon. - Powiem ci w prost: dobre i złe dusze to bujda. Nie mam pojęcia skąd są anioły ani kto je wybiera, prawie wiedziałem. Niestety dokumenty z odpowiedzią wpadły w ręce Tiberiasa który zaczął je badać na własną rękę, a ja nie byłem w stanie ich odzyskać. - wzruszył ramionami.
-Jednakże ludzie za życia są dobrzy, albo źli. Nie wpływa to w żaden sposób na ich dusze, ani na to co się z nimi dzieje? - ten wątek nie wydawał się być bez znaczenia, choć Mefisto marginalizował znaczenie dobra i zła.
-Na pewno wpływa na ich aurę i energię magiczną. Ale nie sądzę aby miało jakieś znaczenie po śmierci. Na pewno nie znam boga który by się tym przejmował, może Celty? Z nią też nigdy nie rozmawiałem, ale z tego co wiem, to śmiercią i zaświatami się nie zajmuje.
-Sprawa jest na pewno bardziej skomplikowana. Ale widzę, że uzyskanie całkowicie wyczerpującej temat odpowiedzi, będzie wymagało albo konsultacji na wyższym poziomie, albo bardzo dogłębnych poszukiwań. - odparł zamyślonym tonem. - Cóż, wiem już więcej niż jeszcze przed paroma minutami, dziękuję i za to. - Ashur zastanawiał się, czy powinien zapytać Mefista o imię tej demonicy, ale uznał że kultura wymagała by dać teraz jego rozmówcy szansę na zabranie głosu.
-Nie ma za co. - wzruszył ramionami Mephisto.
-No nic, koniec bumelanctwa. - powiedział odpychając się od barierki, po czym przeciągnął się. - Pora na małe spotkanie po latach, może być ciekawie. - głos Hindusa nie zdradzał zbytniego entuzjazmu, ale też nie było po nim widać niechęci. Nie zdziwiłoby go jakoś szczególnie, gdyby demony obecne na balu czyniły zakłady odnośnie przebiegu spotkania ojca z synem. Nicolas miał swój sposób przemieszczania przez tłumy a Ashur swój, postawił kilka kroków przemieszczając się między cieniami rzucanymi przez elementy wystroju sali balowej, by znaleźć się przy jednej z kolumn w pobliżu Birendry.
-Chyba powinniśmy pogadać… - odezwał się pierwszy.
Birenda spojrzał na Ashura. Przyjrzał się mu od stóp do głów. Bardzo powoli, analizował każdy, nawet najmniejszy detal. Mrugnął po tym, powoli. Możnaby było nazwać to oddzielnymi aktami zamknięcia a następnie otwarcia oczu. Po tym wszystkim uśmiechnął się delikatnie.
- Niekoniecznie. - stwierdził po chwili namysłu. - Na dobrą sprawę jesteśmy teraz jak zwykli nieznajomi.
-Niby tak, aczkolwiek skoro obaj jesteśmy na tym balu… chyba lepszej okazji by porozmawiać jak ludzie nie będziemy mieli. - odparł spokojnie - Nasze drogi nie rozeszły się pokojowo, to raz. A dwa… - wskazał wzrokiem na dziecko - zastanawia mnie ta młoda dama. Jest jeszcze punkt trzeci, ale on może poczekać.
-Chciałem odpocząć więc zaszyłem się w jakiejś opuszczonej świątyni. Ktoś mi ją podrzucił. - wyjaśnił się Birenda. - Żadna filozofia. - z tonu głosu Ashur mógł w prost wyczytać, że ojciec w ogóle nie jest zainteresowany tą rozmową. Fakt faktem, było mu nie swojo rozmawiać z Ashurem, ale poza tym wydzielał jedynie aurę zobojętnienia.
-I Ty, najbardziej krwiożerczy generał demonicznej armii Kali, ot tak przygarnąłeś małe, niewinne dziecko? - zapytał, dostrzegając absurdalność tej sytuacji. Wyczuwał wyraźnie niechęć ojca, ale uznał że spróbuje choć trochę pociągnąć tę rozmowę, mimo swoich niezbyt imponujących umiejętności interpersonalnych.
-Słuchaj Ashur, piekło się zmieniło. Teraz to drugi świat ludzi. Knowanie i pierdolenie. Jedyne co ja potrafię to przypierdolić. To niespecjalnie pomaga mi istnieć gdziekolwiek, więc po prostu żyję teraz sam w spokoju. - wyjaśnił. - Jeżeli jakieś małe gówno ma podobnie jak ja, to może siedzieć w okolicy.
-Wiesz, miałem swego czasu ten sam problem. Nie było mi łatwo znaleźć sobie miejsce na świecie, gdy rolą do której zostałem stworzony był awatar chaosu i zniszczenia. Wtedy też jedyne co umiałem to zabijać, ale dziś jest inaczej. - zamyślił się - Może ta mała to twój punkt zwrotny, jak krew matki w moich żyłach. Zająłeś się nią, mało tego mówi o Tobie “tata”. To znak, że jednak nie tylko przywalić umiesz. - zaśmiał się lekko. Nie miał pojęcia czemu mu o tym wszystkim mówi, zwyczajnie to wydawało mu się w tym momencie właściwe. Birendra mógł udawać oziębłego, ale po tym co Ashur usłyszał od Mefista, wiedział że staremu demonowi zależy na dziewczynce.
- Jestem za stary na punkty zwrotne, szczylu. - skrzywił się demon. - Już nic mi się nie chce. Absolutnie. Ale...w ten sposób w końcu bym zwariował. Mała jest świetnym zajęciem. Domowym zwierzątkiem. - uśmiechnął się. - W sumie nikogo nie obchodzi, ale jak trzeba nakarmić czy wyprowadzić na spacer, to przynajmniej ma się coś do roboty.
-Wolę być szczylem, niż starym grzybem. - odgryzł się Hindus - Jesteś do licha nieśmiertelny, czyli jeśli jesteś na coś za stary, to na gadanie że jesteś na coś za stary. Niezależnie od tego ile już przeżyłeś, nadal masz wieczność przed sobą, więc prędzej czy później zwariujesz od tego marazmu. W życiu coś trzeba robić, żeby nie zardzewieć. - dziwnie się czuł pouczając własnego ojca, ale widocznie nikt staruszkowi nie dał kopa w tyłek na otrzeźwienie.
Birenda wzurszył ramionami. - To gdzie teraz mieszkasz? Wpadnę na rzeź jak tak bardzo chcesz. - przypomniał swój zakres kwalifikacji. - Może za kilkaset lat coś mi się zachce, może. Póki co nie rozumiem po cholerę ktokolwiek się o cokolwiek stara.
-Po co się starać o cokolwiek? Żeby do diabła nie było nudno. - Zwrócił uwagę, a po chwili zauważył, że mogło to mieć dodatkowy, nieplanowany wydźwięk. - No i żeby nie zwariować od nicnierobienia. Jak sam zauważyłeś, piekło się zmieniło. Rzekłbym nawet, że wciąż się zmienia, więc może warto by było pomyśleć o przekwalifikowaniu się? Na przykład zostań opiekunem do dziecka. - Nie mógł się powstrzymać, musiał to powiedzieć.
-Patrz, już mi się udało. - wzruszył ramionami.
Niespodziewanie do dwójki podeszła nieznajoma...To jest, oglądana wcześniej przez Ashura kobieta o niesamowicie potężnym poziomie magicznym. Miała bardzo dumną postawę, była dość wysoka, miała bladą cerę i żółte oczy. Na głowie miała...głowę jakiejś bestii, z której żuchwy i skóry zrobiła sobie pelerynę. Dodawało jej to charakteru i powagi. Zęby na kołnierzu tego ubrania były równie szerokie co zaciśnięta pięść Ashura.
- A więc to jest niesławny syn Birendry? Wydaje mi się, że nie oddałeś mi jeszcze honorów chłopcze.
Kątem oka Ashur dostrzegał, jak stojący na balkonie Mephitopheles podpowiada mu wykonując bardzo szeroki i dostojny ukłon. Wręcz przesadnie dostojny.
Młody Hindus był w tym momencie dość konkretnie zdezorientowany, co widać było po niezbyt mądrym wyrazie jaki zagościł na jego twarzy.
-Kim ona właściwie jest? Wygląda znajomo, ale mam pustkę w głowie. - odruchowo zapytał Mefista telepatycznie.
-Jednym z dwóch najważniejszych generałów w piekle. Jednym jest Asmodeusz Belial, drugim Louise Cypher. - wyjaśnił pośpiesznie, uśmiechając się i poprawiając okulary.
Nieznajoma miała niesamowicie krótka cierpliwość, niemal natychmiast zaczynając wiercić swoją laską w ziemi, jak gdyby Ashur przez ostatnie pół sekundy strasznie się ociągał.
~No to mnie zaszczyt kopnął, zaiste to bal dla VIPów. - pomyślał chłopak już do siebie, bez cienia ironii, ale z lekkim niesmakiem. Nienawidził się kłaniać komukolwiek, w tym wypadku mógł, a wręcz powinien zrobić wyjątek by nie popłynęła krew, nieistotne czyja.
-Ah... Pani wybaczy, nie poznałem na początku. - zwrócił się uprzejmym tonem do demonicy wykonując przy tym zgrabny ukłon, nie tak zamaszysty i przesadny jak zademonstrował mu Mefisto, bo wyglądałoby to karykaturalnie, jednakże demonstrujący oczywisty szacunek. Mógł sobie myśleć co chciał o demonach jako rasie, ale Louise zasługiwała na respekt choćby ze względu na dzierżoną potęgę.
Nieznajoma uśmiechnęła się. - Jesteś z rodu Baal, możesz zwracać się do mnie po imieniu. Wypadałoby też, abyś podał swoje. - poprosiła. Stojący obok Birenda skrzyżował ręce na piersi w zamkniętym geście. Możliwe, że nie należał do jej fanów.
-Widzę, że choć piekło o mnie nie zapomniało, to z imienia się mnie nie wspomina. - zachichotał - Mam na imię Ajay, choć w dzisiejszych czasach posługuję się mianem Ashur. - przedstawił się.
-Ashur brzmi znacznie lepiej. Ajay brzmi dość ludzko. - wyraziła swoją opinię. - Mamy tutaj interesujący przypadek. Półdemon który zamiast przerosnąć swojego ojca doczekał się momentu, w którym jego ojciec zniżył się pod niego. - ilość morderczej aury w okolicy drastycznie wzrosła w ciągu jednego zdania. - Powiedz mi, co cię sprowadza do piekła? Czyżbyś w końcu zamierzał do nas dołączyć?
-Powiedzmy, że skupiałem się na innych aspektach rozwoju, niż te implikowane przez moje korzenie. - odparł na wzmiankę o przerastaniu, w wielu dziedzinach Birendra nie dorastał mu nawet do pięt, bo nie pomyślałby nawet żeby się nimi zająć - A co mnie tu sprowadza… Mephistopheles mnie zaprosił, żebym poznał demony od bardziej cywilizowanej strony. - powiedział po chwili.
-Zastanawia mnie czy to teoretycznie obelga. Czy może ty jesteś dość głupi aby w ten sposób pojąć motywacje mephistophelesa. - wzruszyła ramionami. - Czy może sam coś ukrywasz? Nie wmawiaj mi, że nie jesteś zainteresowany sprawunkami piekła? Nie jest tak stary jak twój ojciec.
-Interesuje mnie z lekka, w jaki sposób piekło chce mnie wykorzystać… Jestem pewien że Mefisto nie zaprosił mnie tu bezinteresownie. - odpowiedział sam lekko wzruszając ramionami. Wprawdzie Mefisto mówił mu więcej, ale nie było to nic zobowiązującego. - Niby nie planuje mnie do niczego zmuszać, ale kto go tam wie. - zachichotał.
Kobieta wzruszyła ramionami. - Przecież nie potrzebuje, to twój obowiązek. Jak tylko będziesz na tyle zdolny aby otworzyć stabilną bramę między piekłem a ziemią, powinieneś nam ją udostępnić. Ojciec na pewno nauczył cię takich rzeczy?
Birenda zaczął kiwać głową z poirytowaniem wymalowanym na twarzy.
-Wybacz bezpośredniość, ale nie mam wobec was żadnych zobowiązań. - odparł uprzejmie, choć twardo - Nie bez powodu jestem jak to określiłaś “niesławnym synem Birendry”. Porzuciłem tę ścieżkę dawno, dawno temu...
-Z tego dzieciaka też robisz takie gówno? - spytała Birendę w prost. Ojciec zaczął uwalniać niesamowicie dużą ilość aury, sprowadzając na siebie wzrok wszystkich zebranych bez najmniejszego wyjątku. Prawie wszyscy z nich zrobili krok w tył. Nieznajoma spojrzała na Ashura. - Nie możesz uciec od swojego dziedzictwa chłopcze, nikt cie nie pyta o zdanie.
Teraz to z chłopaka zaczęła unosić się potężna aura, bynajmniej nie dlatego, że świadomie ją uwalniał, zwyczajnie Louise zaczęła przeginać.
-Pozwól że coś Ci wyjaśnię. Nie jestem demonem, moje przeznaczenie nie jest z góry ustalone. - W jego głosie przebrzmiewało rosnące zdenerwowanie, miał cichą nadzieję że sytuacja uspokoi się zanim wybuchnie. - Dzięki ludzkiej krwi matki, sam mogę kształtować swój los i nie zamierzam być biernym trybikiem w maszynie losu.
-News time. Wszyscy tutaj najedli się dość dusz, aby uwolnić swój los. - uśmiechnęła się. - Nie myślisz chyba, że Birendra mógłby się obijać w innym wypadku? - kobieta spojrzała w tłum, na młodą dziewczynkę którą przyprowadził Birenda. Robiąc to zwiększyła poziom swojej aury w prostej groźbie. Birendra położył rękę na jej ramieniu. Szykowała się bójka.
-To nie jest dobry pomysł wierz mi… - do mrocznej aury dołączyła jego własna, moc Ashura rosła - Ja się naprawdę nie mogę denerwować, to nikomu nie wychodzi na dobre. - dokończył dość sugestywnie.
Zgromadzeni na sali zrobili kolejne dwa kroki w tył. Moment po tym aura kobiety wzrosła do poziomu, który był równy łącznej potędze Ashura i Birendy. Czy był to cały jej potencjał?
Ciężko stwierdzić. W tym momencie między postaciami pojawił się Mephistopheles. Z szerokim uśmiechem zwrócił się do kobiety. - Wybacz mi moja droga, ale jeżeli podniesiesz tutaj na kogokolwiek rękę, będzie to deklaracja wojny przeciw mojej domenie. Nawet jeżeli mam przegrać, to będę miał z tego dobry ubaw. Tobie chyba dużo bardziej zależy na stanie twoich wojsk? - zagroził. Chwilę po tym aury jej oraz Birendy wyzerowały się.
Aura magiczna Ashura zniknęła niemal natychmiastowo, jednakże mroczna moc opadała znacznie wolniej, nie miał na to wpływu.
-Twoje szanse spadają Mephistophelesie. - zwrócił się do demona, pewien że ten zrozumie aluzję. Zmierzył Birendrę i Louise wzrokiem, westchnął i spuścił głowę. Odwrócił się na pięcie i skierował w inny kąt sali, zastanawiając się czy nie powinien na tym zakończyć swojej obecności na balu.
Ashur dostał jakieś dwie minuty spokoju nim Birenda i nieznajoma demonica rozeszli się, a Mephistopheles podbiegł do półdemona. Pocierał on o siebie dłonie z uśmiechem na twarzy. - Nie obrażaj się zaraz. Ten bal bardzo dobrze się spisał. Poznałeś wszystkie istotne osoby w piekle, ich charaktery i nastawienia. Gdybyś miał tutaj kiedyś biznes, wiesz kogo unikać. - zauważył.
-Taaa… a stwierdzenie że pomogę wam, bo tak naprawdę nie mam wyboru, to mój obowiązek, przeznaczenie itd. itd. na pewno miało mnie do was zachęcić… - odparł tonem ociekającym ironią. Fakt faktem, nawiązał też interesujące znajomości, ale Louise dość skutecznie zmyła pozytywne wrażenia z balu.
-O to mi chodzi. Wiesz, że ona jest niezłą dziwką, więc nie będziesz nawet próbował robić z nią interesów. Gdybyś tego nie wiedział gdy co do czego dojdzie, mógłbyś się sparzyć. - wzruszył ramionami. - Czy może znowu doszedłeś do wniosku, że skoro jeden demon to fanatyk, to każdy z nas musi nim być? - uniósł brew.
-Jak sam wspomniałeś, Louise jest najpotężniejszą demonicą w piekle. Myślisz że nie będzie próbowała wyegzekwować tego, żebym wywiązał się ze swojego jak to określiła... obowiązku? - zapytał krzywiąc się, czuł że będzie musiał się wziąć za porządny trening, by nikt mu na głowę nie wlazł - Już większych problemów spodziewałem się ze strony Birendry, w sumie dało się z nim całkiem spokojnie porozmawiać.
-I to twoja lekcja na dzisiaj. - wzruszył ramionami Mephisto. - Ile byś się nie obawiał, nikt z nas nie może opuścić piekła bez pomocy z zewnątrz. - zapewnił.
-Zorientowałem się w tej kwestii już wcześniej, ale nie mów mi że nie potraficie działać przez pośredników. - zachichotał lekko, rozluźniając się - Czy tylko Ty w całej tej zgrai wiesz co mi ekhm… dolega? Bo Louise zdawała się całkowicie nie przejmować tym czy nad sobą panuję. - zastanawiał się.
-Jestem pewny że większość osób słyszała plotkę, ale nikt nie jest tobą aż tak zainteresowany aby badać jej prawdziwość. Z popularnością Birendy łatwo ocenić to jako bujdę. Zresztą, ktoś tak potężny jak Asmodeusz nigdy by nie stwierdził, że ktoś może mieć w sobie energię która zwyczajnie go zabije. Albo to, albo wiedziała, że będziesz nad sobą panował w obecności ludzkiego dziecka. - poprawił okulary. - Ah, właśnie. To nie była Lousie, to była Asmondes. Liczyłem że nazwiesz ją złym imieniem, to byłoby zabawne. - przyznał się.
-Dziwne masz poczucie humoru. - Ashur wzruszył ramionami - Dziwne, że po tylu latach jeszcze ktoś oprócz niego tu o mnie pamięta.
-Wszyscy chcą dusze, bez ciebie się do nich nie dostaną. Kto nie chce dusz, chce zwoje, znów powód ten sam. Większość tutaj obecnych zna każdą jedną osobę która potrafi otworzyć portal, a przynajmniej o niej słyszało. Oczywiście, nikt ci się do tego nie przyzna, po co z tobą handlować? - uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że docenisz moją szczerość. - nie ukrywał.
-A mówiłeś że interesuje was inna droga transcendencji niż wchłanianie ludzkich dusz. Tymczasem jak rozumiem, część z was wciąż stawia na “tradycyjne metody”. - zauważył Hindus - Nie zamierzam wam pomagać w deprawowaniu ludzi, to chyba oczywiste. Co do zapisków Fausta, jeszcze się nad tym zastanowię. Mam nadzieję, że nie czekasz na odpowiedź natychmiastową w tej kwestii.
-Nie martw się, aż tak mi się nie śpieszy. Wręcz przeciwnie, możesz je sam przeczytać w pierwszej kolejności. - zasugerował. - A teraz jeżeli pozwolisz, zacznę zamykać tą imprezę zanim dojdzie do jeszcze większego bałaganu.
-Twoja impreza, więc jak chcesz zamykać to się nie krępuj. - odparł spokojnie - Acz jeśli to nie problem, to zostanę tu trochę dłużej. Chciałbym jeszcze z Tobą kilka słów zamienić, odnośnie kwestii że tak powiem technicznych. - wspomniał.
-Proszę bardzo. - nie miał nic przeciw. Szybko zabrał się za wypraszanie gości, co niestety na balu oznaczało podanie wszystkim kawy i sugerowanie, że jest już późno, albo, że są zmęczeni. Dużo więcej zachodu niż to warte.
Gościem który wyszedł ostatni był Birenda. Mężczyzna zbliżył się do drzwi sali, świadomie oddalając się od Mefista i Ashura. Dziewczynka którą trzymał za rękę wolną dłonią zrobiła koło w powietrzu, otwierając portal do świata ludzi. W pośpiechu demon przeszedł na drugą stronę, dematerializując przejście i unikając zbędnych pytań. Widzący to Mephistopheles zastygł na moment w miejscu, zdjął swoje okulary i w zamyśleniu zaczął je powolnym ruchem polerować.
-No proszę, jakie zdolne dziecko… - zamyślił się Ashur. Chciał pogadać z małą zanim Birendra odejdzie, ale widocznie zbyt długo się zastanawiał.
-Zastanawia mnie, jakim cudem ludzkie dziecko umie dokonać czegoś takiego. - powiedział na poły do siebie, na poły do Mefista.
-Mnie tym bardziej. Choć nie będę ukrywał, że mniej znam się na ludziach. - przyznał Mefisto. - Cóż, w czym mogę pomóc? - spytał zakładając okulary i uśmiechając się w stronę Ashura.
-Pytałeś mnie na początku balu, czy nie będę miał nic przeciwko gdybyś dalej mi “towarzyszył”. - zaczął - Wiesz, jest trochę argumentów przeciw. Spójrz choćby na to, jak zareagowała ta anielica, a nie jest jedyną która zdołałaby to zauważyć. Poza tym nieszczególnie lubię, gdy ktoś non-stop gapi mi się przez ramię. - wyliczył dwie najbardziej istotne kwestie - Gdybyś umiał poradzić coś na to, powiedzmy pojawiać się wtedy gdy miałbym coś do omówienia, byłoby mi znacznie wygodniej.
Mephistopheles stał przez chwilę zamyślony. Po pewnym czasie z cienia Ashura wyszedł cień demona, który wrócił do swojego prawowitego pana. Mephisto miał teraz dwa. Delikatnie zdjął on swoje okulary i podał je Ashurowi. - Jeżeli je założysz, będę przez nie widział. Nie będziemy w stanie rozmawiać, ale jest to na tyle subtelne, że nikt nie powiąże tego z wyższego poziomu demonami. To chyba znacznie wygodniejsze? - co ciekawe Mephisto utrzymywał swoje oczy w zamknięciu.
Hindus przyjrzał się temu co właśnie miał przed oczami, Mefisto całkiem dobrze znał się na magii cieni. Widać nie tylko deprawowanie śmiertelników i pakta, leżały w jego obszarze zainteresowań.
-Zdecydowanie subtelniej. A co do komunikacji, coś wymyślę. - przyjrzał się okularom dokładniej, badając to czy mają jakąś specyficzną aurę. Potem przyjrzał się Mephistophelesowi, żeby ocenić czy te zamknięte oczy są związane z jakimś efektem magicznym.
-Szczerze mówiąc jestem zdziwiony twoją zgodą i jak najbardziej wdzięczny. - wyznał. Ashur dostrzegł, że od wewnątrz rama okularów ma przeróżne magiczne symbole. Nie był do końca pewny jaką magią zaklęto czy utworzono przedmiot, ale z chwilą wolnego czasu może i by to wywnioskował.
-Cóż, o ile czegoś przede mną nie ukryłeś, to wystarczy że ich nie założę jeśli nie będę chciał czegoś pokazać. - przyznał szczerze chłopak - A kto wie, konsultacja czasem może się przydać. Tylko czemu masz zamknięte oczy? - zapytał prosto z mostu.
-Bo tak mi się podoba. - odparł równie szczerze. - Czy to problem? - spytał, niekoniecznie oczekując odpowiedzi. - Nie będę cię tutaj szczególnie zatrzymywał. Magią przejścia władasz doskonale, więc będę liczył na to, że sam do mnie przyjdziesz z odpowiedzią.
-To nietypowe, dlatego zapytałem. - wzruszył ramionami Ashur - W razie pytań też się do Ciebie zgłoszę. Dziękuję za gościnę, to było pouczające doświadczenie. - skinął demonowi. - Do zobaczenia, jestem pewien że się jeszcze spotkamy. - pożegnał się i ruszył do wyjścia, by znaleźć dobre miejsce do przeskoku.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 21-02-2016, 15:39   #25
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Im a hero for fun!

Trójka poszukiwaczy przygód, a raczej para i jedna nietypowa kobieta która zgubiła się w lesie, natrafiła z czasem na koniec jaskini. Wejście które wcześniej widziała na odległość Kami. W rzeczywistości okazał się to dość spory dystans do przejścia. Komnata dalej była pusta, podłoga pokryta była lepkim, przypominającym pajęczynę tworem, a z ścian zwisały różnego pokroju sieci.
Drużyna zatrzymała się w progu, na wejściu do pomieszczenia, gdzie musiała stwierdzić jak bardzo ufa swoim szansom przed wejściem na terytorium potencjalnego zagrożenia.
- Lewis, przed nami jest coś w rodzaju labiryntu, a nawet kilka moich sióstr. Mam zamiar po prostej linii przebić się do sali tronowej i zabić wszystko co będzie próbowało mi przeszkodzić. - Uśmiechnęła się uroczo Kami, po czym dodała. - Chyba że masz lepszy pomysł. - Zamrugała na szlachcica z palcami splecionymi za plecami.*
Nim szlachcic był w stanie dać sensowną odpowiedź, zarówno on jak i jego służący zostali pokryci pajęczyną. Litrami. Zza drużyny zaczęły wyłazić pająki, zbliżone rozmiarami do Kami i przynajmniej w dziesiątkach. Oczywiście, dla koloru, z sufitu i kryjówek skalnych zaczęły wychodzić kolejni przedstawiciele rasy. Setkami.
- Gdzie jest Xuoaka?! - Wrzasnęła Kami, łapiąc za twarz najbliższą pajęczyce. Nie czekając na odpowiedź cisnęła nią, a ta poleciała jak z katapulty rozbijając odrobinę gromadzący się tłum. Nie uzyskała odpowiedzi, być może była za mało bezpośrednia? Stanęła w delikatnym rozkroku, czekając na te odważniejsze które zaryzykują atak na Kami.
- Jeśli liczebność jest waszą jedyną przewagą to moje siostry jesteście wszystkie zgubione. - Zarządziła, gdy z szeregów wyskoczyła grupa nieco bardziej uzbrojonych Arakh’ne, niemal całe były pokryte metalowym pancerzem, a dłoniach dzierżyły halabardy o zakrzywionych i haczykowatych ostrzach, jak gdyby służyły do rwania nie cięcia. Nastąpił atak, lecz nim agresorka zdołała unieść broń, języki błyskawic wystrzeliły z dłoni Kami, paląc ją niemiłosiernie, wywołało to mieszankę smrodu spalenizny i ozonu. Troszkę to ostudziło zapęd pajęczyc gdyż niektóre jakby profilaktycznie cofnęły się o krok, lecz nadal mierząc w Kami bronią. Ta zaś stojąc wskazała palcem na jedną z cieżkozbrojnych.
- Gdzie jest Xuoaka? Od ciebie zależy czy przeżyjecie siostro. - Byłą cały czas gotowa na odparcie kolejnego ataku… jaki mizerny by nie był.*
Pajęczyca odsunęła się delikatnie, po czym wskazała jednym z odnóży na korytarz w głąb podziemi.
- Opuśćcie to miejsce, lada moment będą tutaj naziści. - Z tymi słowami postawiła na Lewisie swoja runę, tak na wszelki wypadek. - Zaczekaj mój drogi tutaj, nie chce żebyś to widział. - przemówiła do niego cmokając powietrze. Była bardzo nabuzowana, nigdy wcześniej się tak nie czuła… a uczucie to było wspaniałe. Nie zwlekając dłużej zaczęła stąpać w stronę którą wskazała jej Arakh’ne, nie bacząc czy któraś stoi na jej drodze. Do niektórych chyba nie dotarło z czym właściwie mają do czynienia. Kolejna próbowała sie zamachnąć, a nawet to jej się udało. Broń jednak utknęła w jednym miejscu, żelaznym uścisku Kami. Ostatnie co widziała do druga pięść lecąca w jej stronę. Hełm obrócił się w drzazgi, a głowa zamieniła się w krwawą mgiełkę, ciało wirując przebiło się aż do ściany i na niej już pozostało. Natarły kolejne, cała grupą. Wynik był całkiem podobny do poprzednich. Kami nastroszyła odnóża na plecach i zadała masę błyskawicznych cięć odnóżami, i ciosów pięści. Arakh’ne ulokowane z tyłu tej bandy widziały tylko jak wylatują w górę ciała, rzadko kiedy w jednym kawałku. Nie trwało to długo, aż tłum bardzo się przerzedził, niektóre uciekły, niektóre nadal próbowały coś zdziałać. Na jej drodze stała jeszcze jedna Arakh’ne, jej dłonie się trzęsły ale nadal celowała w Kami. Z każdym krokiem Kami, ta coraz bardziej była przerażona.
- Jakbym widziała siebie z przed pół godziny. - Już miała coś dodać gdy halabarda nadleciała w stronę jej głowy. Kami jedynie kłapnęła szczęką niszcząc doszczętnie ostrze broni, to co zostało jej w ustach wydmuchała na swoją dłoń. W jednym momencie odłamki zaczęły strzelać elektrycznością i unosić się wirująco nad otwartą dłonią. Szrapnele wystrzeliły błyskawicznie mijając o milimetry twarz ostatniej przeszkodzie na drogę. Ta jedynie z szokiem osunęła się z odnóży na podłogę.
-Ok, ok, starczy.
Kami poczuła nagle obecność czegoś nowego w pomieszczeniu. Gdzieś pod ścianą zobaczyła szkielet. Żywy, ubrany w bluzę dresową, z magiczną źrenicą wypełniającą jeden z oczodołów. Rozsiewał on aurę groźną, oraz...boską.
Wydawałoby się, że szkielet w jakiś sposób się uśmiecha do pajęczycy.
-Jesteście pod nadzorem, chwilowo. – wyjaśnił. - Więc nadmierne mordowanie jest niedozwolone, a ty nazabijałaś za pięć osób...będziesz musiała sobie zrobić przerwę. Możemy pójść na kawę, czy coś. Nawet możesz wybrać gdzie.
- Kim jesteś i co ci do tego? - Mruknęła, lecz nadal się uśmiechała. Ten ludzik był czymś znacznie więcej niż wyglądał.
-Thanatos, z wydziału administracji i BHP. - przedstawił się. - Miło mi. - wyciągnął rękę w stronę Kami, chociaż do niej nie podchodził, leniwie opierając się o ścianę.
Kami uniosła jedynie brew, ale też się przestawiła.
- Kami Na Ari Shla Norrah Zun Lanara, córka Amygdali i Zakhla. - Wyrzuciła włosy do tyłu. - Jesteś jakimś bogiem śmierci? - Zapytała o wiadomą rzecz.
-Diabłem z instytutu śmierci. - odpowiedział.
- Muszę tylko jedną osobę jeszcze zabić. Długo będzie trwała ta przerwa? Jeszcze mi ucieknie. - Brzmiała na znużoną. Doskonale wiedziała co to za klasa bytu, ale nie dawała po sobie poznać że to ją w jakiś sposób niepokoi.
-Tylko moment. - obiecał, chowając rękę spowrotem do kieszeni. Możliwe, że mu zdrętwiała od wiszenia w powietrzu.
Odnóża na plecach Kami oparły się o glebę, a ona sama zawisłą w powietrzu zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce pod piersiami. - Tak teoretycznie gdyby ktoś nie przestrzegał tej zasady… - Pozwoliła dokończyć diabłu.*
-Oh, to będę musiał złożyć skargę. - mrugnął bardzo powoli. - Ale to dużo roboty. Nie będzie mi się chciało.
- Mhm... - Wywnioskowała że lepiej przestrzegać jego zasad. - Jak ci dzień mija? - Zapytałą od niechcenia wydłubując coś spod troszkę dłuższych niż u ludzi paznokci.
-Dość kiepsko, musiałem wyjść z domu… - przekręcił lekko głowę. - To oznacza też umyć się i wyprać ubranie...cóż….nie wszystko mi wyszło. - wzruszył ramionami. Zdecydowanie unosiła się od niego woń zwłok.
- W świecie którym żyjemy masz pewnie wiele roboty, ale o wygląd też trzeba dbać, w końcu reprezentujesz jakieś stanowisko nieprawdaż? - Udawała że woń jej nie przeszkadza ani trochę.
-Naaah, wyjebane. - wzruszył ramionami. Nie wykazywał Kami specjalnego zainteresowania.
- Wyjebane? Obawiam się że takiego zwrotu jeszcze nie słyszałam. Nie ważne. Ile jeszcze zostało? - Osobnik nie okazywał większych chęci do rozmów więc Kami nie ciągnęła dalej tematu. Jej myśli jednak zawisły na Xuoace i tym co zrobi temu potworowi.
-No jakiś moment. Przy szczęściu z rok, jak nie to z sto. - wzruszył ramionami. - Na pewno nie chcesz iść na kawę? Ja bym poszedł.
Kami zmrużyła oczy. Może dla diabła to było krótko, dla samej Kami też, ale nie mogła tyle czekać. - Oh. To zdecydowanie za długo. - Z tymi słowami, postawiła stopy na podłożu i zaczęła iść we wcześniej planowanym kierunku.
-Oy. - mruknął w stronę odchodzącej Kami. - To nielegalne. - ostrzegł.
- Powiedz to większości istot chodzących po tym padole. Na pewno nie zabiłam tyle co inni. - Machnęła ręką, nie mając już ochoty go nawet oglądać. Jak on śmiał pojawiać się z nikąd i jej mówić co jest cacy, a co jest be.
-Ale przepisów wtedy nie było. - wzruszył ramionami. - Zresztą, co ci z tego teraz. Daruj sobie idź do domu.
- Darować… - Zatrzymałą sie w pół kroku. - Tam jest morderczyni mojej matki, a ty mówisz bym sobie darowała. - Odwróciła się na moment. - Tak z ciekawości jakie będą konsekwencje jeśli nie posłucham? Tylko rzeczowo, bez ogólników, inaczej nie bedziemy już rozmawiać. - Ustawiła się bokiem, wyczekując niecierpliwie odpowiedzi szkieletu.
-Eeee….normalne? - odpowiedział zgodnie z zadanym pytaniem. - Kiedy twoja matka umarła? I czemu sobie darowałaś cały czas do dzisiaj, jeżeli to problem? - spytał z ciekawości.
-Jakiś czas temu, ale dopiero dzisiaj poczułam, coś takiego jak odwaga - Z tymi słowami postąpiła w głąb jaskini, zostawiając szkielet samemu sobie. Jasnym było że on służył jakimś wyższym siłą, które to niczym inkwizycja wytropią Kami. Może po części na to liczyła? Jak miała niby zbawić ludzkość, jeżeli przejmowała by się pierwszymi lepszymi groźbami bożka śmierci?
Idąc głęboko pod ziemię poprzez puste, kręte korytarze, które wydawały się Kami poniekąd znajome, kobieta w końcu doszła do ogromnej sali wypełnionej jajami. Były one wszędzie, na podłodze, w ścianach, wewnątrz zwisających zwłok Niemców…
Pośród nich klęczała Xuoaka, nie zmieniła się zbytnio od czasów przejęcia władzy. Wyglądała na poniekąd zmęczoną i wprowadzoną w jakiś trans. Od czasu do czasu wymiotowała kolejnym jajem. Kami szybko poznała zaletę tego nowego sposobu rozrodczego. Xuoaka nie potrzebowała partnera, aby zrodzić dzieci.
- Ty potworze. - Ssyknęła idąc stanowczym krokiem w stronę siostry. Z obrzydzeniem spoglądała na wszędzie znajdujące się jaja. - Wyrwę ci łeb przez bebechy. - Wyszczerzyła zęby w grymasie skrajnego gniewu, strosząc także odnóża na plecach. Jej oczy świeciły delikatną czerwienią. Nareszcie to monstrum jest przed nią.
Xaouka powoli otworzyła oczy. Potrwało to chwilę, nim zdała sobie sprawę, co się dzieje. Uśmiechnęła się delikatnie. Wszystkie z jaj w pomieszczeniu natychmiast pękły. Wyskoczyły z nich nowo-narodzone pająki. Niestety Kami nie miała czasu się im przyjrzeć, ale na pewno wcześniej nie miała z nimi styczności.
Nie miała zamiaru się z nimi użerać, postanowiła eksplodować elektrycznością we wszystkie strony.
Była to dobra decyzja. Pająki wybuchły rozrzucając kwas po całym pomieszczeniu. Gdyby był chociaż trochę bliżej Kami, mogłoby się to źle skończyć. Xaouka rozejrzała się po sali, nie mając pod ręką żadnej odpowiedzi, zaczęła powolnym krokiem się cofać. Jej ręce zaczął pokrywać ogień.
- Oszczędzasz oddech? Wspaniale, będzie ci potrzebny do wrzasku. - Z tymi słowami Kami z grzmotem i blaskiem pioruna pojawiła się tuż za Xuoaką, już wykonując piruet z wystawioną nogą, którą to celowała w kark potwory.
Wrzasku jednak nie było. Był za to trzask jakiejś kości. Ogień zgasł, a pajęczyca łupnęła o podłogę. Od tak, bez zbędnej fanfary.
Kami spoglądała jeszcze chwilę na zwłoki, jej furia ustąpiła miejsce smutkowi. - To nic nie zmienia… - Rzuciła do siebie. - Ani trochę. - Westchnęła głęboko, po czym zaczęłą strzelać piorunami we wszystkie strony paląc doszczętnie jakiekolwiek jaja, i inne ścierwo jakiego się dopatrzyła. Może chciała się jedynie wyładować, gdyż na Xuoace nie było to możliwe.
Powolnym i leniwym krokiem do środka wszedł wcześniej widziany przez Kami szkielet. Uśmiechał się szeroko rozglądając po pomieszczeniu i bez większych trudności unikając przypadkowych błyskawic. - Co robi pająk w internecie? Szuka swojego miejsca w sieci. - zażartował w stronę Kami. Po drodze zatrzymał się przed Xaouką. - Pająk, wstawaj! - krzyknął do niej, aby nie dostać żadnej reakcji. - Do zapamiętania: Pająki po złamaniu karku głuchną.
Chichocząc spojrzał Kami w oczy. - Już lepiej? Z tobą będę musiał porozmawiać.
Kami jedynie spoglądała na niego dysząc przez nos. Po chwili jednak ostygnęła.
- Teraz chcesz rozmawiać? - Przechyliła delikatnie głowę w bok. Ciekawa była o czym.
-Teraz niestety muszę rozmawiać. Jak łamiesz prawo to masz dwie opcje. Albo umierasz, albo odpracowujesz. - wzruszył ramionami. - Pick your poison.
- Nie może to poczekać? Mam ludzkość do zbawienia, a już taka późna godzina. Także wzruszyła ramionami.
-Niestety to byłoby bardziej upierdliwe niż spisać cię teraz. - ocenił.
- Spisać? Znów mówisz nie jasno. - Westchnęła. Zaczęło się to robić trochę uciążliwe, ale wstrzymywała się od pochopnych akcji.
-No albo spiszę cię do rejestru pokutujących i przypiszę zadania, albo...spiszę cię na straty. - stężenie magii w pomieszczeniu znacznie wzrosło.
Czuła każdym włóknem swego istnienia by nie próbować roztrzaskać tego szkieletu… jeszcze nie teraz.
- Niech będzie, miejmy to za sobą. Co to za zadanie? Jeśli będzie trwało wieki to kończymy już rozmawiać. - Nie wydawało się Kami, by Thanathos cokolwiek sobie robił z jej spraw niecierpiących zwłoki.
-Oh, przy takiej ilości mordu nie wiem czy w ciągu wieku się wyrobisz. Tu nie chodzi o zadanie. Chodzi o prace społeczne. Lata prac społecznych. - wyjaśnił. - Mówiłem, że jestem z administracji.
- Niech będzie… - Machnęła ręką, powstrzymując się od pochopnej decyzji. Cokolwiek jej zada uwinie się z tym jak najszybciej.
-Cool. - nieumarły wyjął z kieszeni lizaka i wstawił go sobie do ust. Truchła nowo narodzonych pająków w okolicy dwójki uniosły się z ziemi i uformowały w powietrzu koło, ich falki zmieniły kształt w różnego rodzaju napisy, po czym całość zaczęła się bardzo szybko obracać. Po jakiejś chwili nieumarły wyciągnął palec w stronę koła a to zaczęło się powoli zatrzymywać. W końcu przestało się ruszać na pozycji “polowanie na wampiry”.
Chwilę później, dosłownie w przeciągu mrugnięcia okolica się zmieniła.
Kami stała na dachu budowli wewnątrz dość żywego, pełnego ludzi miasta, w ładny słoneczny dzień. - Witam w rzymie. - uśmiechnął się mały szkielet.
Stało się to troszkę za szybko, nie zdążyła nawet poinformować Sopla i Puriego że jej nie będzie przez pewien czas. Oby się tylko nie martwili.
- Ludzkie miasto… fantastyczne. - Kami z podziwem rozglądała się dookoła. Nie odwracając wzroku od budynków rzuciła do szkieletu.
- Zgaduje że same wampiry do mnie nie przyjdą. -*
-Pewnie nie, powodzenia. - wzruszył ramionami. - Ah, nie wolno ci opuszczać Rzymu. - dodał, po czym zszedł z dachu i zaczął spadać. Gdy Kami spojrzała za nim w dół, już go nie było.
Kami wzruszyła ramionami, po czym także zstąpiła z dachu, jednak nie spadając a schodząc sobie spacerkiem po pionowej ścianie. Z pewnością nie znajdzie wampira o tej porze w środku tłumu. Miały też ten luksus, że łatwo jest się im maskować wśród ludzi. To może potrwać troszkę dłużej niż myślała. Gdy już zstąpiła na ulicę, zaczęła się nią przechadzać. Ściągała na siebie wiele ciekawskich spojrzeń, czy to przez jej dość nietypowy dla ludzi wygląd, czy też bardzo ciasno opinający ją strój. Chcąc nie chcąc musiała zaczekać do zmroku, to najodpowiedniejsza pora na poszukiwanie tych krwiopijców.
Na tą chwilę postanowiła pozwiedzać miasto, jeszcze nigdy nie była w środku takowego. NIestety sklepy nic nie mogły jej zaoferować, bo nie miała grosza przy duszy. Widziała wiele pieknych stroi na wystawach, ale mogła tylko wzdychać przez wystawę. Najbardziej jednak fascynowały ją… buty. W życiu nie posiadała żadnych, a widziała że każdy człowiek takie nosi. W końcu jej gołe stopy powędrowały w stronę koloseum, dawnej areny na której ludzie mordowali się dla zabawy. Bez najmniejszego problemu przemknęła na teren zabytku i wdrapała się na jej szczyt. Tam podziwiając panoramę Rzymu zaczeka do zmroku.


Koloseum było obszerne i intrygujące, chociaż zarazem dość puste. Los chciał, że miejsce w którym zatrzymała się Kami było miejscem zajętym. Po ławką na piętrze na które weszła pajęczyca spał mężczyzna. Leżał on na torbie z której wysypywały się banknoty. Miał bladą twarz i czerwone włosy. Ubierał się dość elegancko a obok niego leżał mały kapelusz. Był dość niski. Powoli otworzył oczy i zwyczajnie zaczął gapić się na Kami.
Osobnik był uderzająco podobny do pewnego boga za którym Kami nie przepada. - Najmocniej przepraszam, nie wiedziałam że to miejsce jest zajęte. - Uśmiechnęła się niewinnie, kłaniając delikatnie.
Facet jak gdyby nigdy nic zamknął oczy i przewrócił się na bok.
Kami jedynie przewróciła oczyma, nie zmieniając zamiarów oddaliła się od osobnika i w bardziej ustronnym miejscu utkała sobie hamak z sieci i wylegując się na nim przymknie oczy, aż zajdzie słońce.

Jakiś dłuższy okres czasu, cztery do pięciu godzin później, Kami obudziło niesamowicie głośne wycie. Gdy rozejrzała się z szczytów koloseum zobaczyła wiele biało-czarnych pojazdów z niebieskimi i czerwonymi lampami, świecącymi się na zmianę. Mnóstwo ludzi w niebieskich kostiumach otaczała budowlę.
-Nie masz dokąd uciekać! Poddaj się i wyjdź z rękoma wyciągniętymi do góry! - mówili w stronę dziwacznych stożków, które powtarzały ich wypowiedź znacznie głośniej.
- Ojej. - wypowiedziała ziewając, mogła się tylko domyślać że chodziło o tamtego jegomościa z workiem pełnym papierków, za które to ludzie są w stanie zrobić bardzo wiele.
Teraz musiała wymyślić jak się stąd oddalić, nie robiąc tym głuptasom krzywdy. Musiała dostać się na szczyt, stamtąd w błysku pioruna przeniesie się poza teren zabytku.
Gdy Kami wskoczyła na najwyższy punk koloseum, usłyszała kolejne zdanie od głośnych ludzi. - Niezidentyfikowana kobieto, opuść budynek! Pomaganie przestępcą jest karane! - grozili. W międzyczasie nieznajomy bogacz wyglądał niewinnie poza barierkę aby zobaczyć ile osób mu grozi. Wyglądał na poirytowanego.
- Oohh. - westchnęła szeroko się uśmiechając. Jej zamiary zmieniły się. Migiem pojawiła się za osobnikiem w kapeluszu i powiedziała spokojnie.
- Skoro jesteś złodziejem, a oni strażnikami tego miasta to chyba muszę się stawić po ich stronie. Idziesz dobrowolnie czy ci coś urwać? - Jej mina diametralnie się zmieniła, jak i jej pogodne nastawienie wyparowało. - Tak lub nie, drgnij a zobaczysz co się stanie. - Albo raczej nie zobaczy, gdy tylko spróbuje uciekać, Kami wystrzeli w jego stronę łapiąc go za łeb i zeskoczy z nim w dół do straży miasta.
-Nie jestem złodziejem, jestem mordercą! - wyjaśnił się. -Chcesz zobaczyć coś fajnego? - spytał. - Jak mi pomożesz, to wszystko ci złatwię! - obiecał.
- Jesteś mordercą… no to sprawa wyjaśniona. - Jej oczy zaświeciły czerwienią, gdy pośpiesznym krokiem zbliżyła się do delikwenta i chwyciła go za ramię. - Mogłeś się ugryźć w ten jadowity język chłopcze. Teraz cichutko idziesz ze mną. - Oznajmiłą głosem niecierpiącym sprzeciwu. Jeśli gość się zacznie szarpać, albo dalej próbować się wygadać z tej sytuacji, Kami chlaśnie go na odlew otwartą ręką za zamiarem wybicia mu połowy uzębienia.
-Dokąd, wiesz jak zwiać? - spytał. - Niebiescy pewnie z tobą rozmawiać nie będą, na człowieka mi nie wyglądasz. - ostrzegł, bądź blefował.
Zewnętrzna strona jej lewej dłoni z plaskiem zderzyła się ze szczęką delikwenta, aż wypluł kilka zębów. - Cicho. - Wyszeptała mu do ucha, po czym zakręciła dookoła wplatając w niego sieć. Po paru sekundach już był zawinięty w kokon i ciśnięty przez barierkę. Spadał tak sobie na złamanie karku, aż się nagle zatrzymał kilka centymetrów nad ziemią. Kami niedbale przykleiła pojedynczą nić do barierki. Dyskretnie wypatrywała dalszych rozwojów tej sytuacji.
Policjanci bardzo powoli i uważnie zbliżyli się do kokonu, powzięli go i zaczęli spoglądać w górę, po chwili uważnie się wycofując. Jeżeli Kami poczeka, to najpewniej wycofają się bez słowa.
Kami jedynie odcięła nić, by kokon z delikwentem opadł na glebę. Niech sobie robią z nim co chcą. Ona sama jednak chciała się czegoś dowiedzieć, zeskoczyła także na dół.
- Oto wasz złoczyńca. - Nie wiedziała jak na nią zareagują, więc byłą gotowa na wszystko właściwie. Dobrze by było zaskarbić sobie zaufanie u tutejszej straży, mozę oni mają cokolwiek na wampiry?
Zgromadzeni niemal natychmiast wycelowali w Kami.
-Ręce do góry! Wylegitymuj się! - zarządzał schowany za samochodami kapitan.
Kami westchnęła po czym grzecznie się przedstawiła. - Jestem Kami i jestem tutaj by wam pomóc. Opuście te zabawki proszę, nie ma na nie potrzeby zapewniam. - ręce także uniosła do góry, jeżeli to miałoby ich uspokoić.
Przez chwilę panował niepokój. Jakiś moment później kapitan policji kazał wszystkim opóścić broń i wyszedł na przód. Był przeciętnie wyglądającym człowiekiem, choć dobrze zbudowanym z uwagi na wymogi zawodu. - Jeżeli chcesz porozmawiać zapraszam na komisariat. - rzucił do Kami.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się, opuszczając ręce. - Ten zbir miał jeszcze wór pełny waszych wartościowych papierów. O tam. - Wskazała kciukiem na okno z którego wcześniej wyskoczyła. - Niech pan prowadzi na ten cały komisariat. - Ukłoniła się nieznacznie.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172