Pomagając przy asekuracji Magnusa Willhelm sam zastanawiał się czy zdoła przejść most. Ciężar jaki przestawiało się swoją osobą jak i ekwipunek dźwigany na plecach wiele w tej przeprawie znaczył. Ciągle go też ciekawiło, czy rzeczywiście zwierzoludzie przebyli tą przeprawę. Wydawało mu się, że nie - wszak były to wyrośnięty bydlaki, wcale nielekkie istoty. Prawdopodobnie most miałby znacznie więcej ubytków po takim przemarszu chaosyckiej ordy.
Jednak przypuszczenia te się nie sprawdziły. Magnus odnalazł ślady i powiadomił resztę. Nie pozostawało nic innego jak się przeprawić. Akolita nie miał jednak zamiaru iść na czele. Wolał ubezpieczać tyły, na wypadek jeżeli byłaby to zasadzka. W całej tej sytuacji najemnicy zostali zmuszeni zabić swoje wierzchowce - nie było możliwość przeprowadzenia ich przez lichy most. Willhelm zaoferował swoją pomoc w dźwiganiu dobytku. Po to miał krzepę, aby z niej korzystać.
Doładował więcej do swojego plecaka i czekając aż reszta skończy przeprawę, zbierał w swojej misce deszczówkę, którą potem wypijał. W zamieszaniu nie zabrał ani klasztornego alkoholu, anie żadnego bukłaka. Musiał polegać na źródłach wody jakie sam znajdzie. Ale to był las. Tutaj woda była wszędzie uwięziona w runie leśnym i ziemi. Trzeba było tylko wiedzieć gdzie szukać.
Kiedy w końcu ostatnia osoba przeszła, Willhelm przypiął miskę do pasa, rozejrzał się jeszcze raz ostrożnie i sam przeprawił się na drugą stronę. Na szczęście nikt nie spadł.
Dzięki za to Sigmarowi. |