Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2016, 09:04   #14
AdiVeB
 
AdiVeB's Avatar
 
Reputacja: 1 AdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumnyAdiVeB ma z czego być dumny
Harvey nie był zadowolony z faktu, że nie dali się podejść. Rzucił łowcom niewolników tylko na koniec:
- Hmm… właśnie przede wszystkim “skuty i rozbrojony” wam nie powiem… skoro nie potraficie rozpoznać munduru wojskowego to jest z wami źle… w porządku, jak chcecie. Naprawdę chciałem uczciwie wymienić swoją wolność za cenną informację, dającą wam źródło zarobku i pozwalającą na… no cóż… brak śmierci z waszej strony… później jak Łysy się za mnie weźmie nic nie powiem… pierdolę… nic za darmo nie powiem… mieliście szanse się dogadać - rzucił nonszalancko próbując niejako udowodnić, że miał czyste intencje - czyste w sensie chciał uratować swoją skórę w zamian za coś cennego.

- Powiesz… powiesz - teraz sądząc po tonie głosu, facet był już wkurwiony. - Nie takich cwaniaczków już mieliśmy na warsztacie. Mundur? Sram na niego, tutaj na południu za wiele nie znaczy. Zresztą nie nawykłem strzępić jęzor po próżnicy.


O’Phelan został wtrącony do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Zdołał się jednak nieco rozejrzeć jak go prowadzili. Łowców niewolników było dużo… mieli zdecydowaną przewagę w otwartej walce. No ale właśnie… na szczęście Harvey nie specjalizował się w otwartych walkach. I łowcy popełnili jeden błąd - nie znaleźli noża, który był ukryty w rękawie. Na dobra sprawę więcej nie było zabójcy potrzebne by z tego wyjść. Musiał tylko przejąć inicjatywę, stać się jakimś cudem panem tej sytuacji. Najlepiej zniknąć - zmusić ich do rozdzielenia się o poszukiwań. Wtedy może zdąży nawet jeszcze na kolację. Po chwili zabójca usłyszał sarkazm. Sarkazm to on a nie jego. Odezwał się spokojnie, jego niski głos odpowiedział na pytanie:
- Niestety… chyba po prostu jestem rycerzem nie na miarę naszych czasów… taki już mój błąd… pomagam innym, nieraz… ewentualnie… - rzucił, kontynuując pod nosem - a mogłem ją po prostu zastrzelić… byłby spokój i większe pole manewru… - po chwili się ocknął i zapytał - Coś ty za jeden…

Kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do mroku, zauważył w najdalszym końcu pomieszczenia trzy postacie, przykucnięte, przyciśnięte do ściany. Wyglądały z daleka na męskie, jednak kiedy podszedł bliżej zauważył, że jedna z nich to kobieta. Ten który się odezwał siedział na skraju z prawej strony:
- Taki sam frajer jak Ty - głos miał kpiący, ale był to raczej ten rodzaj kpiarstwa wynikajacy z bezradności niż z dumy czy buty. - Pieprzeni miłosierni samarytanie z nas, aye? - w głosie mężczyzny dało się wyczuć południowy akcent, O’Phelan obstawiał wybrzeże Zatoki, albo nawet sam Nowy Orlean.

Harvey rozglądał się czujnie po pomieszczeniu szukając jakichkolwiek pozytywów lub możliwych atutów jakby doszło do walki. Pomieszczenia były tu w miare ciasne z tego co zauważył idąc tu. To ogromny atut dla zabójcy. Ciężko się manewruje bronia, a i szybko można dopaść z nożem do przeciwnika. Ale po kolei… może obejdzie się bez walki i zabijania. Jeszcze chwilę wodził wzrokiem po pomieszczeniu szukając jakichś punktów ewakuacyjnych:
- Frajer frajerowi nie równy… - westchnął rozbawiony - a kim jest reszta twojej milczącej kompanii? Nie próbowaliście dać stąd nogi?

Po oględzinach mina Harveyowi zrzedła. Do piwnicy światło praktycznie nie wpadało, nie licząc małego okienka w drzwiach wejściowych do niej. Obszedł ściany sprawdzając czy nie ma tam jakiegoś innego wyjścia, może nawet zamaskowanego, ale nic nie znalazł. Łowcy niewolników przyłożyli się do roboty, przeszukali dokładnie piwnicę, nie zostawiając nic co mogłoby posłużyć za broń, łom czy jakąś inne narzędzie służące do uciekania z podobnych miejsc. Wyglądało na to, że jedyną opcją było wydostanie się przez te drzwi którymi wszedł.

- Wołają na mnie Klama, a to June i Daryll - wymieniał siedzących obok siebie w ciemności innych jeńców. - Przeszukiwaliśmy te ruiny już kilka razy w poszukiwaniu gambli, nigdy jednak nie wchodziliśmy tak daleko. Zbiory w tym roku nie dopisują, więc osada wysyła co jakiś czas kilku z nas, żeby zdobyć trochę fantów na wymianę… Nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, by hycle grasowały w tej okolicy, Bardziej na Południu to sie zdarza, ale tutaj pierwszy raz. A Ty? Skąd się tu wziąłeś, miłosierny samarytanie - Klama miał jeszcze trochę pokładów ironii na podorędziu, nawet pomimo tego, że był w nieciekawej sytuacji.

O’Phelan zaklął pod nosem po sprawdzeniu pomieszczenia. Goście byli nieźli, musiał im to oddać. Pomyślał chwilę po czym doszło do niego pytanie klamy:
- Ironiczny z ciebie skurwiel Klama… mam nadzieję że ta ksywa oznacza że całkiem nieźle radzisz sobie z klamką typu spluwa, a nie klamką typu drzwiową… bo nie mam zamiaru czekać na sprzedaż po promocyjnej cenie… - podszedł do reszty więźniów i rzekł zciszonym głosem - ilu ich jest? Wiecie cokolwiek czy wsadzili was tutaj żeby mnie dobić? Mnie pojmała trójka… dwóch mężczyzn i kobieta. Jeden z facetów to podobno jakiś Łysy, który ma mnie przemaglować później… pod drodze widziałem jeszcze dwóch bonusowych… złapali was wszystkich za jednym zamachem czy oddzielnie? To waże bo pozwoli ustalić częstotliwość wypadów na polowanie… no i podstawowe pytanie… Klama? Serio? - zalał gradem pytań współwięźniów.

Miał już zarysowany plan działania musiał się tylko dowiedzieć kilku rzeczy na temat łowców niewolników, które pomogłyby mu ustalić najlepszy czas na atak.

- Jako tako sobie radzę. Nie narzekam, a załatwili nas na przynętę. Tamta jedna ździra udawała ranną - zamruczał coś niezrozumiałego pod nosem, ale brzmiało jak stek przekleństw. - Naliczyliśmy pięciu, ale muszą mieć kogoś jeszcze na górze, jako obserwatora, bo inaczej skąd by wiedzieli, że ktoś się zbliża do ruin? - konkludował złapany przed Harveyem facet. - Widzieliśmy też, trupa, w sąsiednim pomieszczeniu, akurat jak nas sprowadzali na dół, to tych dwóch go tam pakowało.

Harvey kiwnął głową i rzucił:
No nic… poczekam sobie chyba aż ten cały przemiły Łysy weźmie mnie na “rozmowę”... ten trup to pewnie jakiś gość który zbytnio nie chciał współpracować… - uśmiechnął się - ciekawi ludzie… przyznaję… - zaczął kręcić przy kajdankach chciał spróbować się z nich jakoś wyślizgnąć…

Plan miał prosty. Chciał poczekać aż Łysy weźmie go na rozmowę sam na sam. Wtedy poder
żnie mu gardło uwolni się spokojnie z kajdanek i podejmie próbę wyeliminowania każdego z osobna.
 
AdiVeB jest offline