Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2016, 09:58   #72
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Uczta miała być radosna i wesoła i… cóż.. Jaegere i jego ludzie, oraz Garret z pewnością się na niej dobrze bawili. Nawet Saskia też. Siedzący po przeciwnych stronach stołu ludzie Archibalda i Bertolda, jedli albo w milczeniu łypiąc na wrogą frakcję, albo porozumiewając się cicho między sobą. Jedynie kobiety mimowolnie i z ciekawością spoglądały na białowłosego samozwańczego pogromcę potworów. Bądź co bądź, zwierzęcy magnetyzm Garreta był bardzo nęcący… jeśli serwowany w odpowiednio małych dawkach.
Kathil na ucztę przyodziała się w bogatą suknię i biżuterię skrzącą i kuszącą. Chciała w ten sposób pokusić drugiego z braci i jego świtę:

Muzyka grała, służba dbała by wino się lało by rozluźnić atmosferę.
Kathil dała Jaegere znak… do tańca. Czuła się nieco jak zwierzątko w cyrku wystawione na pokaz ale liczyła, że wirując na parkiecie sprawi, że knucia obu wujów będą nieco rozproszone. A może i wywoła w którymś chęć “odbicia”.

Muzyka zaczęła grać i Kathil z uśmiechem przytuliła się lekko do półelfa:
- Ta uczta to porażka - z przyklejonym uśmiechem na twarzy ruszyła w tany, wpatrując się intensywnie w “przyjaciela” - Ale cieszę się, że chociaż wy się dobrze bawicie.
- Nie przejmuj się tym.- stwierdził z uśmiechem Jaegere trzymając w objęciach Wesalt.- Czego się po nich spodziewałaś? To prowincjusze. Nie docenią subtelnego piękna.
- Niczego - uśmiechnęła się w odpowiedzi - Żaden nie ma planu gotowego. Będą improwizować. Zakładam, że całą noc by móc wykorzystać jutrzejsze polowanie. A właśnie, czy twój śliczny rycerzy może zająć mą sąsiadkę jutro? By nie miała okazji na zbyt wielki kontakt z żadnym z nich? - Kathil wykonała ukłonik w tańcu błyskając ozdobami i rozkosznym zagłębieniem dekoltu.
- Może… a mogę i ja… jeśli takie jest twoje życzenie. - mruknął Jaegere i… uśmiechnął się zalotnie do Archibalda.- Rozpuściłem plotkę, że ponoć wolę czuć w sobie prawdziwych mężczyzn, a kobiety mnie odrzucają. To powinno trzymać z dala ich podejrzenia i nieco deprymować Archibalda… wszak z niego taki apetyczny kąsek.
- Zatem nie możesz zająć się sąsiadką - rzekła - ale… uważaj na Yorrdacha w takim razie. Bo ten może chcieć sprawdzić plotki. Swoją drogą, Garreta planujesz rekrutować dla siebie? Bo ja mam go ochotę pogłaskać i jednocześnie skopać zadek. - uśmiechnęła się przelotnie do Bertolda, akurat gdy w tańcu mogła ukazać całą swą biżuterię.
- Niespecjalnie… za bardzo rzuca się w oczy.- wyjaśnił Jaegere wirując w tańcu z Wesalt niczym ważka z białym motylkiem. - Nie wiem czy Archibald się przełamie i cię poprosi do tańca. Jesteśmy nadal umówieni na wieczór i noc? Jakieś sugestie co do tego spotkania?
- Za chwilę niech ktoś z Twoich ludzi poprosi bym coś zaśpiewała… mogą wiedzieć, że śpiewam… wszak to znajomi mego przyjaciela. - Przyjdź… - skinęła głową - chyba, żeś zmienił zdanie - nadąsała się leciutko. - Ale koło północy. Mogą coś próbować wcześniej. Archibald liczy na schadzkę w ogrodzie. - dygnęła pod koniec tańca i z uśmiechem przytuliła się do “przyjaciela” nadstawiając czółko do ucałowania.
Co też uczynił i ruszył do swych ludzi, a jego towarzysz- kapłan po kilku minutach poprosił jaśnie dobrodziejkę o występ, co zresztą pochwycili wszyscy ludzie Jaegere i Garret.
Przez chwilkę protestowała. Rzucając nieco zlęknione spojrzenia na Bertolda i Archibalda.
- Nie śmiem zanudzać naszych gości honorowych - zarumieniła się z nieśmiałości brnąc w ten deseń w protesty.
W końcu ugięła się i z leciutkim uśmiechem wyszła na środek sali i machnęła na muzykantów chusteczką by uciszyć ich i zebranych gości.

Zamknęła oczy.
Gdy je otworzyła spojrzała najpierw na Jaegere
Zanuciła pierwsze słowa prowokując wspomnienia, a potem przeniosła spojrzenie kolejno na dzikiego maga by również wprawić go w drżenie, potem Garreta by połechtać w nim strunę dzikości a potem skoncentrowała się nie na wujach lecz na wielkim czarnym rycerzu Archibalda oraz łotrzyku Bertolda.W tych dwóch ostatnich chcąc wywołać zazdrość, pierwsze jej ukłucia. Niestety nie mogła sama ustalić jakie odczucia wywoła u mężczyzn jej pieśń i mogła mieć jedynie nadzieję że jej uroda wystarczy by rozpalić ogień fascynacji w ich sercach. I to poniekąd się udało, oni wszyscy patrzyli tylko na nią... zasłuchani i pochłonięci jej występem.
Skończyła.
Pozwoliła by w sali zaległa cisza.
Potoczyła spojrzeniem nie przerywając chwilowego “czaru” jaki nałożyła na słuchaczy.
Wywołała burzę oklasków.
Oczywiście, chcieli kolejną pieśń w jej wykonaniu… Mimo wszystko Wesalt była profesjonalną bardką i jej występy mogły porywać tłumy.
Zaczerwieniona z powodu tylu pochwał dziewczyna kazała przygasić nieco światło by stworzyć atmosferę tajemniczości. Skinęła na służace by dolewały wina, więcej wina.
Po czym powoli zaczęła obchodzić gości za ich plecami. Podczas śpiewu każdemu położyła przelotnie dłoń na ramieniu by wzmocnić ich fascynację, by umocnić wypełnienie ich zmysłów są obecnością. Przy staruszku zatrzymała się nieco dłużej i położyła dwie dłonie na chwilę na jego ramionach, jak dziadziusiowi z uśmiechem pochyliwszy się nad nim. Skończyła pieśń i opadła na swe krzesło chowając twarz w ramieniu Jaegere jak spłoniona gąska.
Oklaski, okrzyki.
-Bis, bis, bis!
Kolejna pieśń, kolejne oklaski.
Biedną Kathil wypuszczono dopiero po piątej pieśni z rzędu.
Uczta więc była udana, acz… nie w ten sposób, jak Wesalt planowała.
Spłoniona wyszła do ogrodów by odetchnąć świeżym powietrzem. A w rzeczywistości dając wujom kolejną okazję do rozmowy. Lub też ich przyjaciołom. Wystawiła twarz na lekki wietrzyk i przymknęła oczy, w duchu odliczając.
Posłyszała za sobą kroki i zanim zdążyła się odwrócić, posłyszała też znajomy głos.
- Chodźmy się przejść po ogrodzie moja droga.- głos Archibalda… niech to szlag!
- Śliczna noc, prawda? - Kathil wyszeptała prawie rozkoszując się jakby nocną aurą. Podniosła oczy na Archibalda uśmiechając się i próbując oszacować jak bardzo jest pijany. - Jak się bawisz, Archibaldzie?
- Bardzo dobrze… ale tam w ogrodzie… bawilibyśmy się lepiej.- obłapił ją w pasie, rozpalony pragnieniami, całował jej szyję, wywołując ledwie dreszczyk emocji. Głównie zniechęcenia.
- A goście? - szepnęła Kathil - To wypada ich zostawić? - dając się miętosić kombinowała przy okazji.
- Pal licho z gośćmi! - warknął pobudzony.

Próbowała wyjrzeć zza ramienia mężczyzny by sprawdzić sytuację w sali. W końcu jednak postanowiła:
- Archibaldzie… - w głosie brzmiała płochość i lekkie wyzwanie - … złap mnie! - i pisnęła cichutko, biegnąc na paluszkach, trzymając suknię w dłoniach i uciekając. Nie za szybko i nie bardzo klucząc, ale chciała zmęczyć podpitego mężczyznę.
Niestety po chwili sytuacja uległa zmianie i Kathil musiała się po chwili sprężać, bo pijany Archibald okazywał się dość szybkim i wytrwałym biegaczem. A wizja jej krągłości dodawała mu sił i animuszu, pojawiła się szansa… niewielka, ale jednak szansa że ją dopadnie i wychędoży!
Biegła w stronę drzew. By wykorzystać je do kluczenia. Wciąż udawała, że jest to zabawa w kotka i myszkę. Drzewo ...dopaść... schować się… wstrzymać oddech.
Nie chciała korzystać z niewidoczności, by nie zdradzić się ze swymi możliwościami. Jeszcze nie….
Niestety Archibald był uparty w swym kluczeniu i kryjówka za drzewami dała jej jedynie kilka minut na oddech. A pantofelki które nosiła, stworzone do ładnego się prezentowania i do tańca… w biegu zaczęły uwierać.
Zdjęła pantofelki. I trzymając je w dłoni, powoli ruszyła dalej między drzewa. Dla zmyłki roześmiawszy się po drodze. Umknęła zaraz w prawo. I znowu zamarła schowana.
- Gdzie ty się głupia gęsio... chowasz….- Archibald szepnął cicho i gniewnie biegnąc powoli i rozglądając się . Jego żądza dość już miała gierek z Kathil, ale był z tego jakiś pozytyw. Chyba jeszcze nie odkrył gdzie się ukryła.
Zaczynał pokazywać swoje kolory.
Kathil jednak zdecydowała się skorzystać z niewidoczności i pozwolić Archibaldowi oddalić się i jeszcze trochę. Potem odczekała na podążających kilka metrów za nim dwóch ochroniarzy/zabójców… w zależności od tego dla którego z braci pracowali. Dopiero gdy mężczyzna i jego “przyzwoitki” byli w sporej odległości wyszła ze swej kryjówki.
Nie było co tracić czasu i efektu magicznej pieśni. Jeszcze trochę a jej efekt minie i bardka mogła znów się na niego natknąć, jego łapska i śmierdzący winem oddech.
Rzuciła się biegiem - tym razem starała się być jak najciszej - w kierunku pałacyku. Klucząc co nieco ale wracając ku posiadłości.


Dotarła do posiadłości z ulgą. Archibald obecnie krążył po ogrodach i jeśli Wesalt będzie miała jutro dużo szczęścia, to może okazać się martwy. Czuła pod stópkami zimną posadzkę nadal osłonięta efektem niewidzialności. I wtedy właśnie… Ciche pomruki i jęki… dosłyszała z sali, którą mijała.
Rozejrzała się by sprawdzić kto to figluje w sali. Nie była pewna, że chce wiedzieć z jednej strony, z drugiej… cóż… wrodzona ciekawość.
Przyciśnięta do ściany kobieta pomrukiwała z rozkoszą, gdy niewysoki chudy młodzik odsłoniwszy jej piersi całował je i pieścił. Było to kuszący widok, więc nic dziwnego że młodzian rozkoszował się i widokiem i samą ich miękkością. Był to członek świty Bertolda, podobnie jak kobieta… tyle że mniej znaczący. Sama dziewczyna też musiała tak sądzić, bo choć przyjmowała ten hołd z przyjemnością rysującą się na jej obliczu, to bez entuzjazmu. Nagle w jej dłoni pojawił się dziwny sztylet.


On tego nie zauważył, Kathil… jak najbardziej.
Kathil zaczęła się śmiać jakby właśnie dopiero co skończyła zabawę.
- Loganie? Saskio? - wparowała do sali i “zaskoczona” wrzasnęła na pełny głos i pełne płucka. Buciki spadły na podłogę. - Co?! Co tu się dzieje!! Saskio!!!!!!!
Robiła teatr na tysiąc fajerek. Wpatrzona to w kobietę to w mężczyznę.
Sztylet tak szybko znikł jak się pojawił. Wściekły przez chwilę grymas, zmienił się w zawstydzenie i próbę osłonięcia dłońmi krągłości swych piersi, tak jak młodzik niezdarnie próbował schować wyjętego już “pytona miniaturkę”.
Saskia pojawiła się po kilku sekundach z dwoma przybocznymi i Loganem.
- Co się stało pani? -zapytała nerwowo półelfka, gdy magiczka od sztyletu dodała.- To moja… wina.. chcieliśmy skorzystać z chwili rozluźnienia i pofiglować trochę.
- Przestraszyłam się… - wymamrotała Kathil odwracając się do Saskii i Logana - zaprowadźcie mnie do komnaty. Jestem zmęczona.
Udała jednak, że schyla się po buciki by wyszeptać zaklęcie sczytania mysli i upuszczenie monety.
Tym razem… się nie udało. Kobieta oparła się zaklęciu wylewnie przepraszając za sprawianie kłopotów i to dosłownie, bo krągłe piersi wylewały się z niedokładnie zasznurowanej szaty magiczki. A myśli młodzika krążyły wokół tych piersi.
Wesalt ruszyła ku swym komnatom.
Dopiero, gdy dotarli do jej sypialni zdała relację Saskii i Loganowi, którzy uznali że nie ma czymś się przejmować. Oboje spodziewali się co najmniej kilku trupów rano. Potem Kathil kazała wezwać Yorrdacha i Jaegere.
Yorrdach i półelf pojawili się równocześnie i zaskoczeni tym, że ich wezwała na raz.
- Yorrdachu, miałam okazję być prawie świadkiem ofiary z człowieka. Pomijając bałagan, to wolałabym nie musieć kojarzyć jednej z komnat z obcą babą zabijającą obcego chłystka w mojej posiadłości. Taki sztylet - opisała magowi - coś ci mówi? Jakieś bóstwo? Czy tylko “rozrywka”?
- Jaegere, Eltanus rozpoznałby to?
- Opis to trochę za mało. -stwierdził Yorrdach zamyślony.- Gdybym go miał w ręku, mógł zbadać… to co innego.
- Moja droga… przecież sprosiłaś ich tu po to by pozabijali się nawzajem. -przypomniał jej półelf ciepłym tonem głosu.
- Nazwajem. A na razie to próbują wyżynać się w swym własnym kręgu. - Kathil miała kwaśną minkę. - No dobrze, w takim razie zobaczymy co przyniesie ranek. Możliwe, że Archibald nie wróci.
- Yorrdachu, miej oczy otwarte. Loganie, gdzie Bertold?
- W swojej komnacie z większością swoich ludzi, na naradzie. Nie mogłem niczego podsłuchać… w obawie przed wykryciem.- wyjaśnił Logan, a Jaegere dodał.- Możliwe że ta kobieta pozbywała się szpiega Archibalda. Na pewno próbują zgłębić nawzajem swoje plany.
- No proszę Cię… ten biedak - Kathil pokręciła głową - Mogą za to za chwilę skorzystać z okazji. Widziała mnie w pałacu, bez Archibalda. Mogą za chwilę kogoś wypuścić.
- Ale chyba nie będziemy go ratować, co?- zapytał Jaegere i przypomniał.- A ten biedak jest jednym z ludzi Bertolda, a oni nie są aniołkami. Poza tym... gdyby chciał umrzeć w swoim łóżku, zostałby bednarzem tak jak mu tatuś kazał.
- Biedak skoro dał się omamić biustem - Kathil spojrzała na Jaegere - Nie, jego nie będziemy. Wystarczy, że zmusił mnie do biegania. - zachichotała bardka. - Pytanie co z łasicą. Bo zakładam, że ubicie brata mu nie starczy… - zamyśliła się- Będzie chciał się szybko wykręcić. Gdyby tylko chciał wyjechać, służba ma mnie powiadomić. - spojrzała na Logana i Saskię.
- Uważa cię za głupiutką laleczkę… być może będzie chciał cię omamić i wykorzystać. Pałac mu się bardzo spodobał.- ocenił Jaegere.- Ale twoja śmierć nie przybliży go do przejęcia tego miejsca, więc raczej nic ci nie grozi.
- Być może każe przeszukać prywatne komnaty w poszukiwaniu papierów. Chociaż to grubymi nićmi szyte. Takie rzeczy zazwyczaj mają notariusze.-
Kathil zaczynała odczuwać zmęczenie i z ulgą klapnęła na łóżku.
- Muszę odpocząć. Wracajcie do siebie. Oprócz waszej dwójki - wskazała na Jaegere i Saskię.


Gdy prawie wszyscy wyszli… Jaegere ulokował się tuż za Kathil, jego dłonie zaczęły masować jej ramiona, a usta muskać szyję delikatnymi pocałunkami.
-To ja popilnuję za drzwiami.- mruknęła półelfka.
- Nie, zostań. - mruknęła Kathil cicho, poddając się zabiegom Jaegere z westchnieniem.
- Po co… on ma najwyraźniej ochotę się migdalić. I ty chyba też.- stwierdziła Saskia wzruszając ramionami.
- Bo wujowie wiedzą, że sypiasz u mnie w komnacie. Jak będziesz przed komnatą to może wzbudzić podejrzenia.
- Ech… -zamarudziła Saskia i podeszła do okna, by je otworzyć i rozejrzeć się. Jaegere zaś zsunął suknię z ramion Wesalt, dając sobie przez to więcej miejsca na żarliwe pocałunki jej skóry.
- Strasznie marudna … wszystkie półelfki takie? - spytała cichutko Jaegere, podszczypując lekko zębami płatek jego wrażliwego ucha.
- O ile wiem, łączymy elfią grację z ludzką namiętnością.- wymruczał Jaegere zerkając na wypięte pośladki Saskii, gdy wyglądała przez okno.- Łakomy z niej kąsek… jeśli mogę sobie pozwolić na tę uwagę.
Po czym wrócił do całowania jej ramion i rozsznurowywania samej sukni Wesalt.
- Owszem - mruknęła Kathil - ale nie wiem czy zdołałbyś ją uwieść. - zachichotała lekko złośliwie. - Spróbuj, jeśli masz ochotę. - Kathil była zmęczona.
- Wiesz dobrze… na kogo mam ochotę… choć mam też wrażenie, że nie jesteś całkiem w nastroju, co?- pogłaskał ją czule po włosach.
- Na Ciebie jestem zawsze w nastroju. - pogładziła go czule po twarzy i pocałowała - To był po prostu wyczerpujący dzień. Nie zagwarantuję zwierzęcej pasji - uśmiechnęła się kocio. - Ale… pomysł zbudzenia się przy Tobie jest interesujący. Byłby to wszak pierwszy raz - zaśmiała się cicho i wstała by zdjąć suknię i pozbyć się ozdób. Przebrała się w cieniutką koszulkę i wróciła do półelfa. Wtuliła się w niego i popchnęła na łózko. Tym razem zastępując zwierzęce pragnienie delikatnością, czułością i leniwymi pieszczotami.
- Może więc… mruczał półelf rozbierając się przy niej i pozwalając jej palcom muskać odkryte obszary.- … odpuścimy sobie prowokowanie Saskii i… oddasz się w moje dłonie, co?
- Mmmmm kusząca myśl - pocałowała go długo i bez pośpiechu, rozkoszując się jego smakiem, zapachem i dotykiem. Westchnęła. - Jestem twoja. - pogładziła mężczyznę po policzku czułym gestem.
Półelf ułożył ją plecami na łóżku i zawołał Saskię.- Mogłabyś jej wymasować piersi? Podobno masz cudowne dłonie.
- Nie mieszajcie mnie w swoje gierki…- burknęła mniszka.
- Pomożesz jej się trochę zrelaksować.- rzekł Jaegere.- Twoja pani jest zmęczona…. żadnych gierek, żadnych ukrytych podstępów. Słowo.
- Echh..- mruknęła Saskia i usiadła na łóżku. Jej dłonie wylądowały na piersiach Kathil ugniatając je z wprawą i rozkoszą… przyjemnie relaksująco, ekscytująco nieco. Jej silne dłonie masowały biust Kathil, a sylwetka zasłaniała nieco działanie kochanka, który podwinął koszulkę bardki i językiem i oraz dłońmi leniwie muskał skórę ud i podbrzusze Wesalt.
Kathil poddała się zabiegom dwójki półelfów. Wyciąnęłą ramiona ponad głowę i lekko ugięła nogi. Z cichymi westchnieniami i pomrukami przyjmując muskania, pocałunki i drażniące pieszczoty, które powoli, powoli przynosiły i ulgę i budowały otulającą falę rozkoszy.
Było coś w spojrzeniu Saskii masującej piersi Kathil, co mówiło o żarze kryjącym się w opanowanej mniszce. Namiętności wzbierającej pod cienką, ale twardą warstewką dyscypliny, była ta energia przyjemnych doznaniach masowanych piersi, ale… i tak język Jaegere muskający rozkosznie punkcik nad bramą jej kobiecości, a potem zdobywający ją powoli i śmigający wewnątrz… odciągał uwagę Wesalt od Saskii.
Intrygujące przeżycie. Prężyć się pod falami przyjemności wywołanej przez kochanka i być obserwowaną przez siedzącą na niej półelfkę.
Kathil zacisnęła dłonie tuż tuż obok nóg półelfki wbijając je w pościel, gdy ekstaza zaczęła sięgać zenitu i … wpatrzyła się w twarz Saskii, pamiętna widoku jaki ukazała jej Sharess. Nie spuszczała wzroku z jej twarzy gdy wykrzykiwała są rozkosz zapewnianą przez Jaegere.
Opadła na poduszkę ciężko oddychając, rozleniwiona i zrelaksowana.
Saskia udawała obojętność, ale jej oczy mówiły coś innego. Nawet uśmiechnęła się na koniec… łamiąc ten stoicki grymas. A Jaegere klęknął między jej udami, by ją posiąść. Delikatnie ocierał się swą męskością o jej rozgrzane pierwszą ekstazą ciało w niemej prośbie o pozwolenie.
Wypchnęła lekko biodra na spotkanie jego nabrzmiałego ostrza i zagryzła dolną wargę w oczekiwaniu rozkosznego uczucia wypełnienia. Ponownie sięgnęła za siebie by chwycić zagłówek i wygięła się leciutko pod Saskią na tyle na ile mogła. Naprężone piersi z twardymi szczytami kusiły do pocałunków i dotyku.
Poczuła w sobie kochanka… trochę gwałtownie nawet, ale jego gorączkowość świadczyła o pożądaniu. Potem jednak uspokoił się powolnym rytmem bioder, które przy okazji objął ramionami i masował je dłońmi. Cztery dłonie są lepsze niż dwie, o czym się przekonywała Kathil czując masaż piersi z relaksem mający już coraz mniej wspólnego. Półelfka przygryzając wargę udawała że jest inaczej pieszcząc dłońmi naprężony biust bardki. A wijąca się w rozkoszy Kathil… czyż miała ochotę demaskować tę iluzję?
Nie…
Tuż przed kolejną falą rozkoszy pomyślała, że nie na darmo mówią, że taka śmierć jest najcudowniejsza. Uśmiechnęła się tuż przez osiągnięciem kolejnego, zapierającego dech szczytu. Drżąca, zdyszana i intensywnie odczuwająca przyjemność Jaegere.
Mruczała niczym kotka, gdy i on sięgnął po rozkosz i zaprotestowała gdy chciał ją uwolnić od swej obecności. Rozkoszowała się nią jeszcze chwilkę jak i widokiem Saskii nad sobą. A gdy ta się odsunęła niechętnie przyciągnęła ją i pocałowała. Wtuliła się potem w Jaegere, ciasno splatając swoje nogi z jego i dając się mocno otulić ramionami kochanka. Przytuliła twarz do jego piersi wsłuchując się w bicie serca i powoli osunęła się w sen.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 23-02-2016 o 15:52.
corax jest offline