Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2016, 11:58   #110
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kruk opuścił salę...

Silyen, nie zwracał już uwagi ani na kruka, ani na Dzwonka. Spojrzał na Merinsela.
- Pewnie masz rację. Dokończę tylko kolację i znajdę sobie jakiś kąt.
- Zalisena wynajęła pokoje na górze. Karczmarz ma do nich klucze - poinformował elfa Merinsel, obrzucając przy tym Dzwonka i Daske niezbyt przyjaznym spojrzeniem, podobnym nieco do tego, jakim uraczył kruka.
- Daske, chooodź - Dzwonek wydawała się nie zwracać uwagi na otoczenie, skupiona na obecnym problemie, którym najwyraźniej było zaciągnięcie Daske z powrotem do stolika.
- Niecierpliwa jak zawsze - mruknął wojownik, rzucając aniołowi twarde spojrzenie i pozwalając się zaprowadzić na wcześniej zajmowane miejsce.
Silyen zajął się tym, co jeszcze pozostało na jego talerzu, równocześnie rozważając to, co niedawno zaszło. Mała, krwiożercza Moonria, której przyjemność sprawia, jak się ktoś zabija na jej oczach... Nie do wiary.
Spłukał niesmak łykiem wina. Jego sympatia do Dzwonka rozpłynęła się niczym poranna mgła.

Gdy talerz był już pusty, podobnie jak i kielich, Silyen podszedł do karczmarza.
- Ile płacę za kolację? - spytał.
- To już zostało uregulowane - odpowiedział mężczyzna, przyglądając się bacznie elfowi. Wzrok ów sprawiał, że Silyen poczuł jak napływa do niego złość wraz z falą niezbyt przyjaznych uczuć.
Szkoła dyplomacji jest twardą szkołą. Uleganie wszelkim emocjom to jedno, okazywanie ich, to całkiem inna sprawa.
- Dziękuję bardzo. - Skinął głową. - Czy mogę dostać klucz?
Mężczyzna skinął głową i wyciągnął spod lady dość staro wyglądający klucz i uprzejmie podał go elfowi.
- Życzę spokojnej nocy - dodał, a słowa te zabrzmiały dziwnie dwuznacznie w uszach Silyena.
Spokojna noc, pomyślał ponuro elf, przypominając sobie złowieszcze krakanie kruka, który chciał sprawdzić, czy w gospodzie nie ma czasem jakiejś czarnej magii. Przeklęty ptaszek z ptasim rozumkiem akurat mógł mieć rację w tej materii.
- Dziękuję. - Silyen raz jeszcze skinął głową i zabrał klucz. - Wzajemnie - dodał.
Najchętniej zamieniłby kilka słów z Merinselem, na temat karczmy i na temat Dzwonka, ale anioł wdał się w rozmowę z Glynne. Kolejne gruchające gołąbki...
Silyen omal nie zgrzytnął zębami, po czym miast udać się do swego pokoju wyszedł przed karczmę. Jeśli uczynny gospodarz coś knuł, to pewnie miał pod ręką jakichś wspólników. Może warto by się rozejrzeć po okolicy.
Jeżeli nawet ktoś się czaił, to elfowi nie dane było tego kogoś dostrzec. Noc była spokojna, cicha i ozdobiona srebrną tarczą księżyca. Z kierunku, z którego przybyli napływał świeży zapach lasu i młodych liści. Wiatr zdawał się przynosić ze sobą szum traw i delikatne pohukiwanie sowy. Po przeciwnej stronie był nieco inny krajobraz jasno dający dowód na trudne przejścia tej krainy, które miały miejsce nie tak znowu dawno temu. Niemal czuć było energię, która zniszczyła okolicę. Karczma zaś znajdowała się dokładnie na granicy, niczym cypel który wciska się w morze i uparcie tkwi w miejscu, sprzeciwiając się siłom natury. Względnie, w tym wypadku, czarnej magii.
Czarnej magii Silyen miał jak na razie powyżej uszu. Zdecydowanie bardziej odpowiadał zapach lasu. No a poza tym miał ochotę jako pierwszy się przekonać, czy Nana nie przesadzała, opisując moc swej towarzyszki.
Im dalej podążał tym lepiej mu się szło. Trawa pojawiła się po pierwszych pięciu minutach spaceru. Z każdym krokiem była wyższa i gęściejsza. Do niej to dołączyły krzaki, z początku nieśmiało wystające ponad ziemię, z czasem gęściejsze i obsypane zielonymi listkami. Po nich zaś czas przyszedł na drzewa. Te których pnie się utrzymały, osiągnęły już dość znaczną wysokość, ich konary były grube, gałęzie liczne, a liście soczyście zielone. Te, które poddały się burzy dopiero wzrastały, sięgając elfowi do ramion. Wszystko zaś pełne było pozytywnej, przesiąkniętej ochotą do życia energii, która niszczyła pozostałości czarnej magii z siłą niemal równą tej, którą miała burza.
Roślinność odradzała niemal na oczach Silyena. Wystarczyło odwrócić się i po chwili spojrzeć w to samo miejsce, by zobaczyć różnicę. Jeśli tak szybko rosły wszystkie rośliny, to nic dziwnego, że pyskaty kurczak nie zdołał odnaleźć żadnych śladów.
Z drugiej strony - skoro Dzwonek mówiła, że tamta parka została przygarnięta przez jakichś Dzień i Noc, to różnie mogło być z tymi śladami.
Silyen skrzywił się na wspomnienie Dzwonka. Co Moonrię napadło? "Będzie walka?" I to późniejsze rozczarowanie...
Oparł się o pień drzewa i poczuł, jak powoli znika przepełniająca go niechęć do Dzwonka, chociaż jej słowa stale tkwiły w pamięci, nie pozwalając, by odrodziła się dawna do niej sympatia.
Co się działo? Z nią? Z nim? Ze wszystkimi? Bo i on miał swoje na sumieniu, co zrozumiał, gdy przypomniał sobie spojrzenie karczmarza. Na wszystkich bogów, karczmarz patrzył jak każdy inny człowiek. Nie było w nim nic niepokojącego czy budzącego niechęć.
Co więc? Albo kto? Przeklęta karczma, czy może przeklęty czarnomagiczny kruk? A co on miał zrobić? Iść do księżniczki i powiedzieć o niejasnych przeczuciach?
Zastanawiając się nad dalszymi posunięciami ruszył w stronę karczmy.

Powrót był nieco krótszy niż droga w stronę lasu prowadząca. Nie obyło się także bez atrakcji. Wraz z chwilą, w której opuścił cień drzew i wyszedł na trawiastą przestrzeń, dostrzegł dwie, znajomo wyglądające postacie. Anioł zdawał się korzystać ze swej siły by zaciągnąć kapłankę dalej, w stronę z której Silyen wracał. Glynne z kolei wyraźnie nie miała na to ochoty…
- Merinsel! Co ty wyprawiasz? - krzyknął elf, ruszając w stronę tamtych. Czyżby atmosfera karczmy tak wpłynęła na anioła? - Najpierw Dzwonek, teraz ty?!?!
Kapłanka ciężko dyszała jakby nie małej siły użyła by przeciwstawić się uporowi anioła.
- Puść mnie - powiedziała cicho do Merinsela.
Ten zaś spojrzał na nią, ignorując chwilowo elfa, po czym wziął głębszy oddech i rozluźnił palce.
- Czy ja wam może przeszkadzam? - spytał Silyen, nie bardzo wiedząc, co robić - zaatakować anioła, czy obrócić się na pięcie i zostawić tę dwójkę samym sobie.
Glynne, gdy tylko jej ramię było wolne, opadła na kolana i oparła się na rękach. Głowę miała opuszczoną i nie patrzyła na żadnego z nich. Słychać było tylko jej szybki oddech.
- Jak widzę nie jestem wam potrzebny. - Silyen skinął głową i ruszył w stronę karczmy.
- Nie idź tam - odezwała się cicho Glynne do Silyena.
- Nie zostawię ich samych. Coś muszę zrobić. Zali, Nana, Dzwonek. Nie zostawię ich.
- Co tam się stało? - zatrzymał się na moment i spojrzał na Glynne.
Kapłanka machinalnie sięgnęła ręką do rękojeści swojego miecza, co sprawiło, że na jej twarzy pojawiła się ulga.
- Nie wiem... Wszystko było w porządku i nagle ogarnęła mnie złość - podniosła wzrok i spojrzała na elfa, a później na Merinsela. - Ciebie to wcześniej wzięło - stwierdziła do anioła.
- Pyskaty kruk miał rację. Coś jest nie tak z tą karczmą. - Spojrzał na anioła. - Miałem nadzieję, że jesteś na to odporny. Może uda się nie wchodzić do środka, by kogoś zaalarmować.
Vess mając już umysł wolny od gniewu intensywnie myślała jak do tego wszystkiego doszło.
- Wszystko było w porządku... do momentu, aż nie zjadłam. Ale może to tylko przypadek i cały budynek oddziaływa na nas w ten sposób.
- Nie jestem pewien, czy spalenie tej chaty coś by dało. Może posłaniec coś załatwi - dodał.
- Mogę oczyścić tamto miejsce ze zła - powiedziała spoglądając na Merinsela jakby czekając na jego zgodę.
- Dałabyś radę? - spytał elf. - To nie jest byle co. To jest bardzo silne. I umie działać na emocje.
- Nie, Glynne - wyraził swój sprzeciw Merinsel. - Wy zostaniecie tutaj, a ja sprowadzę resztę. I nie zamierzam wdawać się w dyskusje.
- A dasz radę? Zdołasz się oprzeć? To coś, co tam działa, już nas zna. - Silyen był pełen wątpliwości.
- Wytrzymałem do tej pory więc wytrzymam też krótką wizytę. Nie jestem jednak pewien czy chodzi tylko o karczmę. Glynne może mieć rację w kwestii jedzenia. Nie mamy jednak czasu by dyskutować. Im dłużej oni tam przebywają tym większa szansa że skoczą sobie z jakiegoś powodu do gardeł lub zło zalęgnie się w nich na stałe. Nie opuszczajcie oczyszczonej ziemi - co mówiąc sam ją opuścił wzlatując w nocne niebo.
- A stajnia? I Nayra? - Silyen zwrócił się do kapłanki.
Glynne wstała z ziemi.
- Merinsel! - krzyknęła kapłanka za aniołem tym razem zła nie z powodu złego uroku. - Głupek... - mruknęła pod nosem. - Niestety może mieć rację i lepiej zrobimy jak tu zostaniemy. Inaczej może mieć znów nas na karku z naszą złością... - powiedziała patrząc na Silyena.
- Mam pewien pomysł. Wyślę do Nayry wiadomość. Może posłucha.
- Tak, to dobry pomysł - zgodziła się z nim Vess.
- Nakala utepe - powiedział Silyern, a w jego dłoni pojawiły się przybory do pisania.
Elf szybko nakreślił kilka zdań, informując o zaistniałej sytuacji.
- Mtumishi - wypowiedział kolejne zaklęcie.
- Tak, panie? - z pustki dobiegł pełen szacunku głos.
- Weź to - Silyen podał pismo - idź do stajni i cały czas powtarzaj "Nayra, wiadomość dla Nayry!"
- Tak, panie.
Wiszący w powietrzu pergamin zaczął się oddalać, podążając w kierunku stajni. Towarzyszył mu głos powtarzający wiadomość.
- Teraz pozostaje czekać - stwierdził Silyen.
- Oby nic mu się nie stało... - powiedziała zmartwiona kapłanka wpatrując się intensywnie w kierunku, gdzie zniknął Merinsel.
- Nic mu się nie stanie - powiedział Silyen, chociaż tej pewności nie czuł. Nikt nie mógł przewidzieć, jak zachowają się ogarnięci gniewem mieszkańcy karczmy.
- Nie jestem tego pewna - odparła mu. Wyciągnęła swój miecz i płazem skierowała go do Silyena. - Dotknij ostrza i powiedz mi czy jest ciepłe czy zimne.
Elf nieco podejrzliwie spojrzał na miecz.
- To jakiś test? - spytał, po czym dotknął ostrza.
Ostrze miecza było chłodne w dotyku, tak jak każde inne.
- Normalne - powiedział. - Chłodne.
- Doskonale - Glynne wyraźnie ucieszyła się z tego co powiedział. - Powoli ruszymy w kierunku karczmy. Przez cały ten czas trzymaj dłoń na klindze, którą ja będę niosła tak by ci to umożliwić. Jeśli poczujesz, że robi się ciepłe to znaczy, że to coś znów zaczyna na ciebie działać - wyjaśniła.
- A jeśli się okaże, ze jestem bardziej odporny na to coś, niż ty?
- Chodźmy - dodał nie czekając na odpowiedź.
Złapał dwoma palcami ostrze i lekko pociągnął.
- Nikt tu we mnie nie wierzy - mruknęła niepocieszona Vess ruszając równo z Silyenem.
- Gdybym nie wierzył, to byśmy tam stali i dyskutowali o wyższości różnych płci - odparł elf.
- Płcie są tylko dwie, więc nie ma za wiele by dyskutować. Wy faceci z niczym sobie nie poradzicie bez nas - powiedziała żartobliwym tonem Glynne.
- Tak, tak. Pomagacie nam rozwiązywać problemy, których bez was wcale by nie było - odparł rozbawiony Silyen.
 
Kerm jest offline