Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2016, 15:10   #27
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Niamh usiadła na ławce z dala od okien, tak by nikt nie mógł podsłuchiwać ich rozmowy, i wskazała żołnierzowi miejsce obok siebie.
– Twoje imię? – zapytała uprzejmie.
– Ailill, pani – odparł, trochę speszony.
– Spocznij, Ailillu, i opowiedz mi, jakie dokładnie oczekiwania miał wobec ciebie nasz gość.
Usiadł, nadal niepewny. Rozmowa sam na sam z córką generała musiała tak na niego działać.
– Czcigodny Randall chciał, abym go wyprowadził z koszar. Tak, żeby nikt się nie zorientował. Później miałem mu pomóc wrócić. Pełnię tej nocy wartę.Nie byłoby to trudne do zrealizowania – powiedział już pewniejszym tonem.
W tym oświetleniu Niamh dostrzegła pewne cechy świadczące o niepełnej krwi rebmiańskiej płynącej w jego żyłach. Kolor oczu. Kolor włosów. Silniej zarysowana szczęka i bardziej krępa budowa ciała.
– Nie. Nie byłoby… – skinęła głową. – Jak długo służysz, Aililllu? Znasz dobrze rozkład koszar?
– Służę już czwarty rok – powiedział z dumą. – I znam bardzo dobrze to miejsce. To mój dom, pani.
Niewielu gwardzistów tak mówiło o koszarach. Dla sporej części służba była tylko kolejnym etapem nauki. Kolejnym przystankiem w karierze politycznej. Lub też była tylko dodatkiem do życiorysu fircykowatych paniczyków. Ci, którzy koszary domem zwali, musieli się w nich wychować. Oznaczało to, że albo ich rodziny były zbyt biedne by mogły kupić stanowiska dla swych synów, albo się wstydziły pochodzenia syna. Zważywszy na jego mieszane pochodzenie, ta ostatnia opcja była bardziej niż prawdopodobna.
– Ile w ostatnich dniach kosztuje zdrada? – spytała pomału. – Na ile cię wycenił?
– Półroczny żołd, pani.
– I nie opłaciło ci się?
Dla niego to był majątek. Ona miała suknie warte nawet więcej. Całą garderobę.
– Nie, pani – odparł niezbyt przekonująco.
– To dobrze. Nie odczujesz więc straty, gdy oddasz łapówkę na ręce Meave, która prowadzi sierociniec. Z przeznaczeniem na naukę i wyposażenie chłopca, którego sam wskażesz i wybierzesz, a który będzie miał w twojej ocenie zadatki na żołnierza.
– Tak, pani – odparł szybko i bez mrugnięcia okiem.
– Nie odczujesz – powtórzyła. – Bo ja płacę dwa razy więcej.
– Tak, pani. Dziękuję, pani. – Gwardzista zmieszał się i to bardzo słysząc słowa generalskiej córki.
Niamh prześlizgnęła się wzrokiem po dłoniach żołnierza. Potem spojrzała na własne. Poprawiła pierścionek, aby niebieskie oczko znajdowało się dokładnie pośrodku palca.
– O twoim losie pomówimy później. Podasz mi imię swojego dowódcy. To, co mu rzeknę, zależy od ciebie. Więc, Aililu… czego dokładnie chciał nasz gość?
– Kapitan Tadhg jest moim dowódcą. – Gwardzista przełknął głośno ślinę. – Randall naprawdę chciał tylko wyjść na krótki czas i wrócić.
Znała kapitana Tadhga. Poczytywała sobie każdą konieczność kontaktu z tym pozbawionym taktu, elegancji i wyczucia brutalnym mężczyzną za dopust i niedogodność. Cóż, czasem trzeba...
– Zatem weźmiesz zapłatę i obiecasz mu to, czego od ciebie chciał. Dzisiaj, godzinę przed północą. Znasz to miejsce za stajniami, gdzie mur nieco niższy jest i porośnięty wodorostami? Och, znasz na pewno… – Usta Niamh wygięły się w lekkim uśmiechu. – Żołnierze wymykają się tamtędy nocą do domów uciech w mieście od lat. Tamtędy go wyprowadzisz. I tamtędy każesz mu wrócić, przed… kiedy kończy się twoja warta?
– O szóstej nad ranem.
– Idź zatem i obiecaj czcigodnemu gościowi, że godzinę przed północą pójdzie na upragniony spacer – wyciągnęła do żołnierza dłoń ze ściągniętymi w dół palcami. – Wpierw jednak bądź tak miły i odprowadź mnie do wyjścia.

Patrzył na jej rękę, jakby nie wiedział, co z nią trzeba zrobić. Dopiero gdy poruszyła palcami, ujął ją niezręcznie i równie niezręcznie i bez wprawy pocałował. Dotyk jego ust był nieoczekiwanie ciepły i miękki i pewnie Niamh sprawiłby przyjemność. Gdyby poświęcała takim prostym i chwilowym podnietom choć skrawek swej uwagi.
– Randallowi rzekniesz też, że dzisiaj albo nigdy – dodała cicho i ujęła ramię żołnierza. – Bowiem chodzą plotki, że zostaniesz przeniesiony.

Gdy szli do bramy, odprowadzały ich dziesiątki spojrzeń. I Niamh wiedziała, że każdy z gwardzistów w myślach wyzywa teraz Aililla od męskich prostytutek i odrażających, niegodnych miana żołnierza kreatur, które wspinają się do wyższej szarży po łożu córki generała. I że mimo to każdy chciałby znaleźć się na jego miejscu.

Niamh zaś kroczyła z wdziękiem, wspierając się lekko na ramieniu mężczyzny i myślała, że wszystko wskazuje na to, że ktoś ją ma za wyjątkową idiotkę.


Wtajemniczenie Albina nie było w ogóle kwestią. Jeśli miał choć jeden dzień przetrwać samotnie na dworze Amberu, musiał nauczyć się nieufności. Dlatego też wczesnym popołudniem Niamh wpłynęła do komnat zajmowanych przez Erykowego potomka w obłoku białych i błękitnych koronek i porwała go na przejażdżkę na wzgórze za miastem, gdzie, jak mu zapowiedziała, królewski naturalista przewidział na dzisiaj przejście ławicy meduz.

Meduz nie było jednak widać jak okiem sięgnąć.
– I całe szczęście – skwitowała Niamh. – Są wybitnie jadowite.

Po czym zrelacjonowała kuzynowi ze szczegółami rozmowę z gwardzistą o mieszanej krwi.
– Zaiste – podsumowała cicho, zapatrzona w przestwór wody, jakby jakieś meduzy miały się jednak nieoczekiwanie i znienacka pojawić – jestem odpowiednią i jedyną właściwą osobą, której żołnierz powinien zgłosić, że zaproponowano mu łapówkę. Dlatego umówiłam się z nim tak, jak ci to opowiedziałam. Wierni memu ojcu ludzie pilnują muru już teraz, kiedy tu stoimy. A pół godziny przed wyznaczoną ucieczką złożę Randallowi wizytę, aby oznajmić mu cudowną nowinę. Znalazłam mu godniejszą komnatę i zaraz go przeniosę... Chciałabym, abyś poszedł ze mną, Albinie.
 
Asenat jest offline