Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2016, 19:42   #85
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Maeglin wysłuchał słów trapera. Potakiwał tylko głową bo zasadniczo się z nim zgadzał. Oni byli ignorantami w terenie, więc nie było sensu zaprzeczać. Półelf podziwiał za to okolicę. Widoki były przyjemne dla oka. Co prawda był mieszczuchem ale krew przodków najwyraźniej dawała o sobie znać. Dzikie ostępy wydawały mu bardzo bliskie. Zadanie choć niebezpieczne miało jak widać i swoją dobrą stronę. Podczas jednej z dłuższych prostych Black podjechał do Buarto.

- Powiesz coś więcej na temat Vipera?- zapytał choć ściszonym tonem.
Dobrze jest wiedzieć z kim się pracuje. To jednak z niewielu prawd które poznał czarodziej.
- Niewiele wiem... polecono go mi, jeśli chodzi o leczenie. To potrafi… co prawda nie magicznie, ale lepszy rydz niż nic.- wyjaśnił krótko gnom.
-Prawda pokiwał głową półelf. - nie odzywał się więcej i rozkoszował widokami i nowymi odczuciami.
Był w tym odczuwaniu uroków osamotniony osamotniony, Tokado raczej nie chłonął widoków, dla Philla były one codziennością zapewne, Viper… diabli wiedzą co myślał Viper. Za to Buarto. On dość szybko stracił cierpliwość i gniewnie pomrukiwał pod nosem, próbując z trudem nabić fajkę na kołyszącym się kucu.
- Ileż… na pysk Krakena, będziesz nam kazał obijać się na tych chabetach. Od całej zieloności zaczynam rzygać.- wybuchł w końcu.
- Czy wy przypadkiem nie wywodzicie się z lasów? - zapytał obojętnym tonem ich przewodnik.
- Kto się wywodzi ten się wywodzi.. ja od zieloności lasów wolę szafir wód… Ech, co za parszywy los skazał mnie na ten…- marudził gnom, gdy nagle Roucher-Faucalt sarknął.- Zamilczcie wszyscy i z koni… teraz.
Sam zresztą dał przykład wstrzymując konia i zeskakując z niego. Chwycił za sztucer tkwiący pod siodłem.

I ujął go w dłonie dodając szeptem podczas kucania.- I zamknąć jadaczki.
Maeglin delektował się widokami i nawet gnomie narzekanie nie psuło mu entuzjazmu. Gdy nagle padła komenda z koni.. Zeskoczył padł na płask delikatnie jedynie wychylając głowę. Ciekawość była zbyt silna, by leżał spokojnie. Patrzył jednak na trapera i las.. wyczekiwał dalszych wydarzeń. I instrukcji człowieka lasu, miał go za autorytet a siebie za ignoranta. Więc nawet nie zadał jednego z wielu pytań jakie cisnęły mu się na usta.
- Siedzieć na dupskach i nic nie robić… zwłaszcza hałasu.- rzekł karcącym głosem Phill i kucając ruszył ze strzelbą w las nie bawiąc się w tłumaczenia. Pomiędzy drzewami Maeglin dostrzegł ruch… kilka dużych, brązowych stworzeń, szczegóły jednak rozmazywały pośród gry świateł i cieni występującej w lesie.
Maeglin starał się od teraz nie spuszczać z oczu trapera. Wypatrywał co się z nim dzieje, ale stosował się do zalecenia nie zamierzał nieświadomie palnąć jakiejś głupoty.
Traper zaś skradał się w kierunku krzewów i brązowych stworzeń wykorzystując drzewa i krzewy jako osłonę. Był cichy… prawie bezgłośny. Podchodził coraz bliżej i bliżej i… nagle wstał z kucków i strzelił błyskawicznie celując do zrywających się brązowych cieni. Huk broni palnej zlał się z impetem upadającego na ziemię ciała jelenia. Ciężko ranny wapiti, przebiegł kilkanaście kroków, zanim zwalił się na ziemię konając.
- No to mamy kolację!- rzekł wesoło Phill.
Na dzwięk tych słów Maeglin odetchnął. Zdecydowanie lepsza była perspektywa kolacji niż mitycznych potworów. Które już widział…. oczami swojej wyobraźni.
Odrobina zaufania do trapera i dyscypliny jak widać się opłaciła. Miał tylko nadzieję, że Phil zna się na rzeczy. Był tego pewien w końcu był traperem. Black uświadomił sobie również, że sam nie oprawiał zwierzęcia nigdy. Obejrzy Phila przy pracy i sam pomoże na miarę możliwości.
Na myśl on przepysznym smażonym mięsie, zaczęła mu się gromadzić ślinka w ustach. Las zdecydowanie wyostrzał apetyt, zwłaszcza mieszczuchom.
Kilka minut po tym postanowieniu półelf wymiotował pod drzewem nieopodal oprawiającego zwierzę trapera. Kiedyś usłyszał powiedzenie, że ci co lubią parówki nie powinni widzieć z czego i jak są robione. Teraz… sam rozważał wegetarianizm, gdy z tryskającego krwią i ciepłego truchła Phill wykrawał kolejne kawałki mięsa i kiszki martwego jelenia.Niestety nawet zamykając oczy nie można było uniknąć zapachów.
Bo widok to był tak koszmarny, że Maeglin wytrzymał go tylko przez kilka minut. Dobre intencje nie zawsze prowadziły do dobrych wyborów.
Był zresztą w swym wyborze, bo reszta drużyny nie zgłosiła się do pomocy Philowi. A traper po wykrojeniu czego potrzebowali, resztę mięsa zawiesił wysoko na drzewie, a bezużyteczne dla niego resztki odrzucił jak najdalej, by padlinożercy nie kręcili się wokół łupów, czekających na powrót trapera.


Dalsza podróż upływała spokojnie i wkrótce dotarli do kolejnego miejsca w którym mieli się zatrzymać na noc.


Chatka była duża solidna i powinna być opuszczona. Roucher-Faucalt wyjaśnił.- Kiedyś… była tu mała faktoria handlowa, ale potem jakoś to się zakończyło. Właściwie nie wiem… czemu.
Zatrzymał się znów, zaciskając dłoń na broni.
- Coś tu jest nie tak.- mruknął.
- Hmm… znowu zwierzę, albo bestia, czy drapieżnik?- zasugerował gnom,
- Nie.. to coś nienaturalnego. Jest za cicho.- wyjaśnił Phill.
Półelf zdawał się na mądrzejszych od siebie. Udzieliło mu się jednak w moment napięcie. Szybko zadał więc najprostsze pytanie.
- Czekamy czy ktoś musi iść na zwiad?- powiedział cicho.
- Nie mówię tu o zwierzęciu… to coś innego. Wendigo może...- machnął Phill i splunął przez ramię by odczynić urok.
- A one nie pojawiają się przypadkiem w zimie?- zapytał gnom zsiadając z kucyka.
- Ponoć, ale żadnego nie spotkałem… ani nikogo kto by przeżył spotkanie z nimi.- mruknął ponuro traper.- Coś nienaturalnego jest w powietrzu. Tylko to mogło wypłoszyć zwierzę i bestie.
Black postanowił sprawdzić czy jakaś magia nie unosi się w otoczeniu i rzucił wykrycie magii. Jednocześnie czekał na dalszy rozwój decyzji w grupie. Wszak to nie on dowodził wyprawą, był jedynie jej trybikiem.
Co gorsza… wyczuł jakieś aury.. słabe i mroczne zarazem. Nie pochodzące z zaklęć czy magicznych przedmiotów. To było coś innego. Te aury pochodził wprost z domostwa.
- W tym domu jest aura jest… mroczna choć słaba. Musimy tam wchodzić? Nie możemy tego miejsca minąć?- słaba mroczna aura to jednak wciąż mroczna aura. Maeglin nie palił się by poznać szczegóły.
- Półelf ma rację… jest coś w tym domostwie podejrzanego.- stwierdził Buarto odsłaniając swoje pokryte bielmem oko.
- Wolicie więc żeby wyskoczyło na was w nocy? Zatrzymamy się albo w domu, albo w pobliżu.- odparł Roucher-Faucalt zerkając na członków drużyny.- Wasz wybór co z tym zrobić.
- Wolimy oddalić się jeszcze kawałek. Poza zasięg tego czegoś… jakikolwiek on jest i czymkolwiek jest. -stwierdził rzeczowo, choć pewnie nie mieli takiego wyboru. -Nie wiem na ile to możliwe. Wybór między wyskoczy na nas w środku... a wyskoczy na nas na zewnątrz to żaden wybór.
- Zgadzam się z pozostałymi.- Tokado zgodził się z półelfem i gnomem, a Viper tylko skinął głową.
- Ale…- zaczął Roucher-Faucalt.
- Żadne ale do jasnej anielki…- burknął Buarto machając palcem.- My płacimy, my wymagamy… Oddalimy się od tej chaty i znajdziemy inne miejsce na popas.
- Chodźcie więc.- burknął wyraźnie niezadowolony traper i cała grupa ruszyła głębiej w las kierując się bardziej na południe od chatki. Dotarli do dużego leśnego wiatrołomu.

- Tu się rozłożymy… wy bierzecie pierwsze trzy warty, ja najtrudniejszą bo ostatnią.- traper zabrał się za przygotowanie ogniska i kolacji.
- Kolejność w sumie nie ma znaczenia. Przywiążcie konie razem do tamtego powalonego drzewa… Tam zaś.- wskazał ręką kierunek.
- Jest nieduży strumień. Można brać z niego wodę.
- Najchętniej wziąłbym drugą wartę.- jako że nikt zasadniczo nie wniósł sprzeciwu. Black wykorzystał chwilę i ruszył do strumienia. Najpierw nabrał wodę do uzupełnienia bukłaków. Miał ją zamiar zagrzać w garnku nad ogniskiem i tak oczyszczoną odlać z powrotem. Ojciec mu kiedyś mówił, żeby tak dbać o wodę gdy jest się jej niepewnym. Wykorzystał też chwilę na zachowanie minimum higieny. Umył się (i nie wiem na ile w tym świecie jest powszechne mydło ale jeśli jest to korzystam, ewentualnie pożyczam od kogoś bardziej zapobiegliwego) lodowatą wodą z potoku. Było to gwałtowne choć odświeżające doświadczenie. To co prawda nie kąpiel w karczmie w balii i gorącej wodzie. Ale przynajmniej będzie śmierdział…. mniej. Po zakończeniu tych czynności Maeglin wrócił do obozowiska szykowanego przez trapera. Sam zaczął rozstawiać namiot i szykować koce. Później zgodnie z zasadami dobrego wychowania zapytał Rouchera
- Może w czymś pomóc?- co prawda ostatnio pomoc odbiła mu się czkawką. Jednak należało być uprzejmym i zbierać nowe doświadczenia.
- Możesz przypilnować mięso… żeby się nie przypaliło.- rzekł traper, podczas gdy reszta drużyny szykowała sobie prowizoryczne legowiska dookoła ogniska. Potem zaś Buarto i Tokado grali w kości na nieduże sumy, a następnie dołączył do nich sam Phill. Viper zaś szybko położył się spać.
Na szczęście jego towarzysze nie położyli się spać na warcie Maeglina. Dzięki czemu mógł się przyzwyczaić do nowych obowiązków w przyjemniejszych warunkach. Nie wyobrażał sobie jakby to mogło być samemu... na pierwszej w życiu warcie. Oni śpią, on czuwa a wkoło dzicz. Półelf dzięki widzeniu w ciemności miał przynajmniej komfort w obserwacji otoczenia. W przeciwieństwie do ludzi widział dobrze i wyraźnie okolicę. Na tym jednak optymizm się kończył. Chaszcze i las i tak ograniczały widoczność. Nowe środowisko mimo “elfiej” natury sprawiało, że przynajmniej na razie Black czuł się nieswojo. Noc w dzikim lesie to jednak noc w dzikim lesie. Mieszczucha nie tak łatwo przekonać. Starał się wywiązać ze swoich obowiązków należycie. Czujnie słuchał i obserwował. Dzięki czemu noc zakończył tylko jednym fałszywym alarmem. Nie winą półelfa było, że Borsuk wydał mu się zagrożeniem. W końcu robił tyle hałasu! Udało mu się natomiast nie spalić mięsa. Obracał je co jakiś czas, dzięki czemu hazardziści wraz nim nie poszli spać głodni. Prowizoryczne posłanie jakie sobie uszykował, wzorował na pozostałych. Zrezygnował dzięki temu z namiotu. Koc i śpiwór okazały się dostateczne gdy leżał blisko ogniska. W razie niebezpieczeństwa nie musiał się za to gramolić z namiotu. Rano wstał gdy tylko usłyszał krzątanie trapera. Powoli zaczął się pakować.
 
Icarius jest offline