Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2016, 22:10   #63
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację

- Szczęście choć raz nam wszystkim sprzyja – odezwał się Dziadek Rybak, który także był już po drugiej stronie. Uśmiechał się lekko widząc radość Groma ze spotkania swojej pani. Jego podróż przez most, choć powolna i nie pozbawiona nerwów, przebiegła bez problemów. Dokładnie tak jak przemówiły karty. Teraz mówił bardziej do Katariny niż do Lexy, lecz patrzył na tę drugą. – Oby to był początek lepszych dni... - dodał.
Ciężko było stwierdzić co dokładnie tkwiło w oczach Dziadka Rybaka, lecz sprawiało to wrażenie jakby wiedział o czymś więcej. Chwilę przyglądał się Norsmance, zaraz jednak spojrzał na swoją rodaczkę. Jego wyraz twarzy sugerował, że chce ja przed czymś przestrzec, lecz nie chciał tego czynić w tym towarzystwie.

Mimo to Lexa nie zareagowała, jej postawa nie uległa zmianie, podobnie jak mimika. Mimo to Katarina nie miała czego się obawiać, jej zmysły nie wyczuwały złych zamiarów. W końcu, gdyby blondynka je miała, nie wzięłaby na barki psa dziewczyny, tylko z obojętnością pozostawiła na pastwę losu. Na szczęście w takich kwestiach miała wolą rękę i mogła sugerować się własnym sumieniem czy chceniem. Ponownie jedynie spojrzała na młodą Kileviankę i kiwnęła głową, na znak, że nie trzeba dziękować, że takie zachowanie powinno być normą.

Ponieważ sytuacja nie była najodpowiedniejsza do prawienia morałów, Pyotr ostatecznie postanowił zaniechać mówienia co myśli o swego rodzaju poufałości między obcymi, a Katariną. Zresztą poniekąd sam był wdzięczny Norsmence. Lubił Groma, jak własnego psa, choć nawet nie potrafił spamiętać jego imienia. Często nazywał go “Burzą” czy “Grzmotem”. Uznał, że w sytuacji w jakiej się znaleźli, uprzedzenia można było tymczasowo odstawić na bok.
Dziadek Rybak sięgnął po coś do kieszeni. Była to zwykła, stara zapinka od płaszcza.
- Moja pamięć zbladła z wiekiem... - zwrócił się do Lexy- ...jeśli kiedyś będę mógł jakoś pomóc, jeno w wielu sprawach wiele nie poradzę, ale jeśli będę mógł pomóc.., okaż to, a cokolwiek to będzie zrobię co w mojej mocy. - Dziadek Rybak wyciągnął ku Norsmence sprzączkę, chcąc ją wręczyć - ...a to na przypomnienie. Burza to dobry pies. - w jego głosie nie czuć było aż tak wyraźnego Kislevskiego akcentu, jak u Katariny, lecz czasem dało się wychwycić podobieństwa.

Lexa zmrużyła oczy przyglądając się bacznie rzeczy, którą to starszy mężczyzna próbował jej podarować. Przez dłuższą chwilę stała jak posąg, jedynie głowę nieco przechyliła w bok, jakby chciała dojrzeć artefakt pod innym kątem.
- Dziękuja - odrzekła krótko i ruchem ręki oznajmiła, że nie chce nic w zamian - Lexa pomóc dobra dusza, nie za pieniądz, nie błyskotka. Pomóc, bo móc i chcieć. Lambert człowiek w porządku, bo nie mówić Lexie wszystko, co można a co nie można. Lexa decyzje podjąć, wziąć pies, bo Kata dobra dziewka. - zmarszczyła czoło, jak to zwykła robić w chwili, gdy myślała nad słabo znanym jej językiem - Starsza Pan też miła człowiek, Lexa będzie pilnować - mówiąc to skinęła głową i odeszła kawałek dalej, aby swą spostrzegawczością móc ocenić ewentualne zagrożenie.

Dziadek Rybak jeszcze stał chwilę z wyciągniętą ręką, w końcu schował przedmiot z powrotem do kieszeni i podrapał się po głowie. Nie rzekł nic. Wyglądał na odrobinę rozeźlonego, niemniej jednak wrażenie to szybko uciekło.


Coś się zmieniło w odgłosie spadających z nieba kropel. Starzec poczuł, że ktoś za nim stoi. Kiedy obejrzał się zobaczył za sobą wielkiego akolitę, który właśnie przeszedł przez most. Wziął na plecy część dobytku niesionego przez konie. Był ostatnią osobą, która przeszła.
- Willhelm, chłopcze… to już wszyscy, prawda? - zapytał Pyotr Koldun. Dobór słów brzmiał niezwykle komicznie, bowiem Akolita był niezwykle rosłym mężczyzną, a Dziadek Rybak mierzył ledwie metr i sześćdziesiąt centymetrów.
Odpowiedział starcowi skinieniem zakapturzonej głowy. Akolita odpiął jedną ręką miskę od sznura, którym przepasał habit, i podstawił naczynie pod ściekające po liściach stróżki deszczówki.
- Dziwię się… że zwierzoludzie przeszli przez most. Są ciężsi od nas. Ich futra są nasiąknięte wodą. - podzielił się swoją myślą z Dziadkiem Rybakiem.
Staruszek wydawał się w porządku, chociaż niektórzy bracia w klasztorze szeptali, że jest to jeden z tych wioskowych znachorów czy innych leśnych dziadków, którzy bawią się w gusła i zabobonne czary.
- A bo ten… Oni nie mieli kogoś, kto potrafił władać magią? - zapytała się Katarina dotychczas patrząc za odchodzącą Lexą. Nie spodziewała się, że Willhelm się włączy do rozmowy, jednak dopiero chwilę temu dotarł do niej ten fakt.
- Szukałam innych przejść po tamtej stronie… Nic nie znalazłam - dodała strapiona - W sumie zwierzoludzie są chyba ciężsi od nas, a most był nietknięty, kiedy ten pod nami się dosłownie zapadał - drgnęła na paskudne wspomnienie bujających się lin połączonych deskami - Willhelm ma rację.

Pyotr zamyślił się i cmoknął głośno. Wpadła mu do głowy myśl, że faktycznie, mógł źle odczytać karty. Śmierć, głupiec i koło losu. Głupiec symbolizował podróż, spontaniczne podróże, ale także błąd. Czy most był błędem? Z drugiej strony wszystko zgadzało się z pierwotną wersją wróżby.
- Już wcześniej, zastanawiało mnie, jak zgubiliśmy trop po raz pierwszy. Nie ja jestem tu od śledzenia tropów. Wierzę, że Magnus i ten… ten drugi…
- Klaus - podpowiedział akolita.
- Tak… tak… owszem... Klaus… zresztą... - nie dokończył wcześniej rozpoczętej myśli - trop przed mostem, trop za mostem, nie ma co… - nagle jakiś grymas bólu przeszył twarz Dziadka Rybaka. Starzec złapał się za pierś i z trudem łapał oddech.
- Co się stało? - zapytał Willhelm.
- O bogowie - szepnęła pod nosem, kiedy zmroziło jej krew w żyłach, a chłodny dreszcz przebiegł jej po plecach. Zmusiła się do biegu za Lexą, co dla przeciętnego obserwatora wyglądało całkowicie bez sensu. Chciała ostrzec ją o zbliżającym się zagrożeniu.

Pyotr uniósł dłoń, dając znać, by umilkł, a drugą dłoń, którą wcześniej złożył na klatce piersiowej zasłonił sobie oczy. Nie widzieli tego, lecz jego gałki oczne wywróciły się na drugą stronę. Ból w klatce najwyraźniej zelżał, bowiem Pyotr tkwił tak w bezruchu przez jakiś czas, wreszcie odsłonił oczy.

- Nie wiem...- Pyotr zakaszlał dwa razy - ...nie wiem. Will, drogie dziecko - zwrócił się do mężczyzny- biegnij i powiedz… powiedz... Schulzowi by nie iść w tamtym kierunku. Powołaj się na mnie, niech będą gotowi - Pyotr przysiadł na pobliskim kamieniu i w nawracających atakach kaszlu, próbował dojść do siebie.
Młody duchowny posłał za biegnącą dziewczyną ciężkie spojrzenie. Takie z gatunków tych, które gdyby się materializowały to zamieniłyby się w ciśnięty kamień. Nie wiedział czy dziewczyna biegnie po pomoc czy się po prostu przestraszyła. Wyciągnął do starca miskę w której zbierał dla siebie samego deszczówkę.
- Napij się, dziadku.
- Biegnij! - krzyknął, głośniej niż można by się spodziewać po osobie w takim stanie, przyjął jednak wodę i łapczywie wziął kilka łyków. Wciąż sapał i rzęził głośno, lecz powoli oddech się uspokajał.

Akolita bez słowa, czy zmianie wyrazu twarzy wstał i ruszył ku reszcie grupy szybkim krokiem zmierzając ku staremu weteranowi. Dziwne zachowanie Dziadka Rybaka już by mu zapewniło uwagę co bardziej krewkich Sigmarytów. Ale ten człowiek jednak był stary - gdyby był jakimś czarownikiem już dawno by ściągnął na siebie i na Krausnick nieszczęścia, które w porównaniu do ich obecnej sytuacji były niczym. Tak czy tak wolał przekazać wiadomość… chociażby po to, aby starzec lepiej się poczuł i go potem nie męczył.
Wielka dłoń akolity klepnęła starego wiarusa w ramię. Willhelm dość spokojnie wskazał kciukiem dziadka, który jeszcze odpoczywał na kamieniu.
- Staruszek... ma jakieś przeczucia i mówi aby nie iść w tamtą stronę. - powiedział patrząc po wszystkich - Jeżeli już obstawiałbym pułapki albo zasadzkę. Łatwo przy skarpie nas otoczyć i zepchnąć z niej. Jakby co… ciężkozbrojni na czoło i przebijamy się. Taka moja sugestia.
 
Rewik jest offline