|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-02-2016, 23:37 | #61 |
Reputacja: 1 | Nim ktokolwiek odważył się ruszyć przez most, Wilhelm długo wpatrywał się weń. Serce wygrywało głośny rytm w jego piersi. Wiedział, że to on ze wszystkich ma największe szansę na przedostanie się na drugą stronę, bez uszczerbku na zdrowiu. On mógł przeciągnąć tam linę. Wahał się jednak. Tylko jeden błąd dzielił go od śmierci. A po drugiej stronie mogły czaić się na nich dzikie bestię. Czekał długo, za długo, aż w końcu zebrał się na odwagę. |
23-02-2016, 21:50 | #62 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Znajdujący się na ich drodze most był niczym idealnie odbicie charakteru tego lasu - chwiejny, niepewny, pełen czychających na uważnych i mniej czujnych przechodniów zasadzek. Mgła oraz ryk wody potęgowały jedynie strach przed przejściem na drugą stronę. To były odczucia Katariny spoglądającej zaniepokojonym wzrokiem na znajdujący się przed nią krajobraz. Miała bardzo złe przeczucia. |
23-02-2016, 22:10 | #63 |
Reputacja: 1 |
|
24-02-2016, 19:52 | #64 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Rozciągnięty nad przepaścią most linowy okazał się być wyjątkowo zdradliwy. Gęste strugi deszczu sprawiły, że łatwo można było się poślizgnąć, wilgotne od parującej wody deski z łatwością pękały pod stopami nieostrożnych wędrowców, zaś grube sznury łączące oba brzegi rzeki głośno trzeszczały przy najmniejszym nawet ruchu. Nie wróżyło to nic dobrego, lecz dla zrozpaczonych mieszkańców Krasunick nie istniała żadna inna droga. Z pogardą dla śmierci i z zaciśniętymi w uporze zębami, jeden po drugim, próbowali przedostać się na drugą stronę rozpadliny, modląc się do wszystkich znanych im bogów o łaskę. Przez ostępy Lasu Cieni, Ostland 7 Kaldezeit, 2526 K.I. Południe Po kilku długich i męczących godzinach spędzonych na przedzierania się przez gęsty las, deszcz w końcu ustał, a burza powoli oddalała się, o czym świadczyło coraz cichsze grzmienie, które echem odbijało się wśród drzew. Słońce jednak nie wyszło zza chmur, które wciąż przykrywały niebo szaroburą warstwą. Drzewo wisielców, Ostland 7 Kaldezeit, 2526 K.I. Południe Po pewnym czasie udało im się wydostać z labiryntu leśnych korytarzy, wprost na niewielką polanę, na której znajdowało się niewiele drzew. Odetchnęli z ulgą, sądząc, że ich koszmar się skończył, lecz w rzeczywistości to był jedynie początek - ledwie zapowiedź ponurych wydarzeń, które czekały na nich w sercu przeklętej puszczy.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 Ostatnio edytowane przez Warlock : 26-02-2016 o 04:59. |
24-02-2016, 22:49 | #65 |
Reputacja: 1 | Willhelm sięgnął ku głowie i odrzucił kaptur swojego habitu. Poprawił tarczę na lewym ręku, w prawicę ujął zaś swój młot - dobry oręż, pobłogosławiony przez zakonników. Gniew płonął w sercu akolity. W końcu stanęli naprzeciw sług Arcywroga po tym jak zostało im zaprezentowane co czynione jest z pobożnymi mieszkańcami Imperium. Nie było czasu na opłakiwanie. Był za to sposób, aby ofiary uczcić... aby zadośćuczynić za te wszystkie krzywdy. - Strzelcy! Skupcie ostrzał, wszyscy w jednego przeciwnika! - huknął Stahlmann wskazując młotem jednego z minotaurów - Zwarcie! Przytrzymać ich! Niech strzelcy robią swoje! Zwracając się ku swojemu przeciwnikowi Willhelm wykrzywił twarz w krwiożerczym grymasie. W walce jeden na jeden mogli nie mieć szans, ale jeżeli strzelcy się spiszą... może uda się większości wyjść cało z tej potyczki. - Za Sigmara! Za Krausnick! ZABIĆ ZWIERZOLUDZI - zakrzyknął szykując się na przyjęcie szarży. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 25-02-2016 o 00:08. |
25-02-2016, 13:03 | #66 |
Reputacja: 1 | Trudy podróży wszystkim dawały się we znaki, choć nie wszystkim w tym samym stopniu. Klaus należał do szczęśliwców zaprawionych w leśnych podróżach , miewał się lepiej niż najemnicy którzy ostatnimi czasy byli przyzwyczajeni do konnej jazdy, a już na pewno lepiej niż niektórzy mieszkańcy wioski, którzy nawet butów nie mieli przystosowanych do takiej wyprawy. Gdyby to była zwykła wyprawa w zwykły las, pewnie poświęcił by chwilę na lepsza organizację grupy i marszu. W tym lesie i w tej wyprawie jego głowę zaprzątało zupełnie co innego. Myśli o Hannie, przeplatane z poszukiwaniem śladów i wzmożoną czujnością na każdym kroku. Ten las był złowrogi, tajemniczy, nawet ryjąc na drzewach znaki nie był pewny czy jakimś cudem nie znikną gdy będzie wracał... o ile będzie wracał. Kiedy zobaczył drzewo wisielców pobladł. Jego wzrok pośpiesznie zlustrował całe drzewo w poszukiwaniu rodziców. Odetchnął z ulgą nie widząc ich, choć była to ulga niemrawa. Nie śmiał się oszukiwać, szanse na ich przeżycie były znikome, nie przeżyliby trudów i tempa podróży, gdyby byli ze zwierzoludźmi z pewnością zawiśliby na tym drzewie. Nikły promyk nadziei , tlący się ostatkiem sił, nie dopuszczał jeszcze ostatecznego pożegnania się z rodzicami. Nie gdy nie zostały znalezione ich ciała. To w dziwny sposób dodawało nieco sił, motywowało do dalszej podróży, choć po prawdzie robił to bardziej dla innych niż dla siebie. Niektórzy dostali dziwnych drgawek, zrozumiałby gdyby była to jedna osoba którą wstrząsnął widok, lecz trzy? Katarina , dziadek i najemnik – każdy z nich na swój sposób wystraszył resztę. Co się z nimi działo? Czy nienaturalna moc tego miejsca w jakiś sposób owładnęła ich ciałami? Nie było czasu na rozmyślanie , gdyż gdy tylko usłyszał ostrzeżenie o wrogach naciągnął strzałę na cięciwę mierząc nią w stronę mgły, pierwej słysząc nadchodzących przeciwników, chwile później ich widząc. Głębszy wdech, skupienie na potworze , wydech i strzał. Strzały miały świszczeć tak długo jak tylko się dało nie ryzykując trafienia swoich. Taktyka bitewna mogła się w każdej chwili zmienić a Klaus jako dobry myśliwy wiedział, że będzie musiał się dostosować do zmiennych okoliczności. Tym razem miał przy sobie nie tylko miecz, ale i tarcze i zbroje po poległym Franzie. Miał tylko nadzieje, że pomogą mu bardziej niż jemu. |
25-02-2016, 21:30 | #67 |
Reputacja: 1 | Przeprawa przez most, nie była karkołomnym zadaniem, lecz sama świadomość tego jak jest on kruchy i niestabilny, tylko pobudzał już i tak bogatą wyobraźnię. Myśl o tym że głupie próchno stoi na przeszkodzie do osiągnięcia celu, nie tylko nie ułatwiał przejścia ale i tworzył strach w środku młodego mężczyzny. Las, ciemny i ponury tylko potęgował to uczucie, i sprawiał że idącemu młodzieńcowi, z każdym krokiem wydawało się, że jest obserwowany. Myśl o tym że z mrocznej gęstwiny wypadnie jakieś zagrożenie, wzmagało tylko czujność i uwagę. Nawet zgrabna dupcia Lexy przestała mieć znaczenie. Gad ukryty w jego wnętrzu zdawał się spać. Przestał szeptać mu “do ucha”. Przestał prosić o coś więcej. O ten dreszcz, gdy czuł jak kobieta pod nim wije się jak węgorz. Cisza. Jedynie cisza teraz panowała w duszy i na ciele Severusa. Dłoń ciągle wędrowała mimowolnie ku rękojeści broni, co było niezwykłym odruchem u tego mężczyzny. Przeszłość go nauczyła wiele o zagrożeniu, jakie niesie ze sobą zderzenie się z mocą czterech potęg. Odczuł to na własnej skórze. Pamiątka miała zostać mu na całe życie. Na samą myśl skrzywił się mimowolnie. Śmierć. Widział ją tak wiele razy. Odczuwał ją nie raz każdą cząstką swojego ciała, a mimo tego bał się teraz. Może nie był to paraliżujący strach, ale taki, który trzymał go cały czas w napięciu. Severus szedł jako jeden z ostatnich z reguły. Milczący i zamyślony. Nawet delikatne podgryzanie Marty, zdawało się nie robić na nim wrażenie. Wzrok młodego akolity był utkwiony gdzieś hen daleko. Nieobecny ale i chłodny. Miał w dupie docinki czy to innych ludzi czy krasnoluda, bowiem wiele razy w życiu spotykał się z nimi. Miał postawiony jasno przed sobą cel, do którego zmierzał. Jeśli przy tym miał poświęcić nawet i Lamberta, wiedział że zrobi to bez wahania. Zadanie stało ponad wszystkim i wszystkimi. Nim doszedł do drzewa, czuł już dziwne mrowienie na ciele. Zmysły jego szalały, ale nie poddał im się całkowicie. Szyderczy uśmiech, i dziwny błysk w oku pojawił się na moment. A potem dostrzegł drzewo wisielców. Widział wiele zła, ale to był idealny symbol tego z czym mieli się zmierzyć. Czyste w swojej postaci okrucieństwo. Z tym mieli się zmierzyć, ale przedtem czekała ich kolejna próba. A potem równie nagle przyszły konwulsje i drgawki. Jego głowa zaczęła ruszać się we wszystkie strony, tak jakby miała zaraz złamać kark. Gdy jednak wszystko wróciło do normy wysapał: - Wrogowie. Wrogowie nadchodzą. A potem wszyscy mogli dostrzec jak z lekkiej mgły, która otaczała polanę, wynurzyło się kilka potężnie umięśnionych, odrażających kształtów. Minotaury. Pot pojawił się na czole cofającego się Severusa. Ostrze znalazło się w jego dłoniach, choć wiedział że, nie wiele mu po tym. Jedyne co mógł to bronić się i modlić się do Sigmara. O przeżycie. Potwory. Przy nich młody akolita mógł i czuł się mały. Nic nie znaczącym pyłkiem na wietrze. Co nie znaczyło, że zamierzał czekać grzecznie aż mu któraś z bestii rozszarpie gardło i wypije krew. - Nie wychodź - szepnął do swojej fretki, która na widok bestii schowała się głęboko za pazuchę.
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |
26-02-2016, 02:03 | #68 |
Reputacja: 1 | Podkład muzyczny
__________________ # Kyan Thravarsson - #Saga Kapłanów Żelaza by Vix -> #W objęciach mrozu by Kenshi -> #Nie wszystko złoto, co się świeci by Warlock Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 26-02-2016 o 02:21. |
27-02-2016, 22:43 | #69 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 27-02-2016 o 22:50. |
27-02-2016, 22:44 | #70 |
Reputacja: 1 | Dalsza część drogi. kiedy już wszyscy przeprawili się przez chybotliwy most, wcale nie była łatwiejsza. Ta część Lasu Cieni od wieków pozostawała dzika i nieokiełznana, nawet węglarze woleli pozostawać na jego obrzeżu i nie zapuszczać się w tak odległe od cywilizacji miejsca. Tutaj nic nie było takie, jak powinno - zwierza mało, światło ledwie przedzierało się przez gęste korony prastarych drzew, sama puszcza zdawała się wręcz emanować jeśli nie wrogością, to przynajmniej niechęcią. Byli tutaj intruzami i czuli to na każdym kroku. Ale szli po to, co mieli najcenniejsze. Swoich bliskich. Ilekroć Magnus pomyślał o dzieciakach jego zwątpienie i znużenie gdzieś ulatywało, ustępując miejsca gniewowi i uporowi, z którego znani byli mieszkańcy północnej części Imperium. Świadomość, jak bardzo przerażona musiała być cała trójka i tego w jaki sposób mogły być traktowane przez bestie, które zniszczyły Krausnick dodawała mu sił aby iść dalej. Nie mówił przy tym nic, a o wzburzeniu drwala świadczyły zacięta mina i pięści zaciskające się na broni. Parł do przodu nie bacząc na zdradliwe korzenie, opadłe i śliskie od wilgoci liście oraz wciąż padający z nieba deszcz. Zaiste bogowie musieli ronić łzy nad tragedią mieszkańców wsi. "Czemu nie zrobiliście nic, aby temu zapobiec!?" - podnosząc na chwilę wzrok do góry wykrzyczał nieme oskarżenie. Odpowiedzi oczywiście nie było, jedynie deszcz przybrał na sile jakby próbował zagłuszyć niewypowiedziane pytania mężczyzny. Hoff zmełł w ustach przekleństwo i przyśpieszył kroku. Niedługo później natknęli się na dowód, że idą właściwym tropem. Ogromny dąb stał się narzędziem terroru w rękach bandy za którą podążali. Widok ciał powieszonych mieszkańców wsi zmroził krew w żyłach tym, którym dane było przeżyć atak zwierzoludzi na osadę. Większość po chwili odetchnęła z ulgą, ale nie Magnus. Drwal szukał wzrokiem znajomych sylwetek, ubrań, warkoczy... zimne ciała ocierały się o niego jakby lgnąc do ciepła żywej istoty, jakby domagając się zauważenia swej śmierci, słowa pociechy, obietnicy pomsty i pochówku... Magnus zdawał się tego nie zauważać - owładnięty niepokojem obchodził z wolna szeroki pień i spoglądał w wykrzywione w przedśmiertnych konwulsjach twarze. Każda twarz, którą poznawał, ale która nie należała do żadnego z trójki przygarniętych dzieciaków sprawiała, że był w stanie zmusić płuca do płytkiego chociaż oddechu. - Elsa... Kristen... Matthias... Kristen... Elsa... - szeptał bezwiednie. Aż wreszcie dostrzegł dobrze znaną czuprynę. Przez kilka długich niczym wieczność uderzeń serca stał w miejscu nie mogąc uczynić ani kroku naprzód. - Matthias... - wydusił przez ściśniętą krtań. ] Ogarnięty żalem i rozpaczą Magnus nie zauważył dziwnego zachowania Katariny, Dziadka i jednego z najemników, jakby cały świat skurczył się do niewielkiej przestrzeni wokół niego. Wszystko inne przestało mieć znaczenie. Dopiero po chwili usłyszał ostrzegawcze okrzyki towarzyszących mu ludzi. Delikatnie ułożył ciało przybranego syna na ziemi, zdejmując i odkładając obok swój plecak i tarczę. Chwycił za ostrze, którym nie przyszo mu jeszcze walczyć. Miecz kowala Lobena, któremu w drodze, sam nie wiedząc czemu nadał imię. Lobensrache. Zemsta Lobena, a teraz także jego zemsta. Podniósł się znad ciała Matthiasa i poszukał wzrokiem najbliższego wroga. Zbierający się w nim gniew przelał się, wyrwając z piersi pełen wściekłości krzyk.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... Ostatnio edytowane przez Gob1in : 29-02-2016 o 17:54. |