Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2016, 00:40   #19
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Mieszkanie "Lulu", Praga Północ, ul Jagiellońska, popołudnie
Grażynka wróciła prosto ze szpitala do domu. Pierwsze co, zajrzała do pokoju ojca ciekawa czy ten wrócił już do domu… gdziekolwiek rano z niego wybył.
Antoni siedział przed odpalonym telewizorem w którym leciał jakiś serial. Przed nim na stole stała butelka wódki, pełna i chyba jeszcze nie otwarta.
Z początku stanęła w drzwiach całkowicie nieruchomo, wpatrzona w butelkę. Co jest? Od kilku dni ojciec o dziwo nie ruszał alkoholu, a teraz… Postąpiła powoli kilka kroków w jego kierunku, powoli ale celowo wystarczająco głośno by zwrócił uwagę na jej obecność.
- Tatusiu?
Odwrócił się powoli i popatrzył uważnie na Grażynkę.
- Mhm? - ni to chrząknął, ni to spytał.
- Ja umm… - Grażynka szybko dedukowała, jak zacząć. - Przepraszam em… za wczoraj. - Powiedziała z zastanowieniem w głosie - Nie jesteś zły, że Daniel u nas nocował? - Dodała nagle.
- Nie - odpowiedział odwracając lekko głowę od córki. - To bardzo dobrze, że tu wczoraj był.
Przygryzła w zastanowieniu dolną wargę. Przez chwilę milczała. W końcu postanowiła zrobić jeszcze kilka kroków w stronę ojca i przysiąść na pufie nieopodal jego fotelu, jak półtora tygodnia temu. Przed wyjściem na Piwną. Przyglądała mu się.
- Kajko… ten rudy chłopak… no wiesz… obudził się dziś. Wracam ze szpitala. - Podjęła jednym tchem.
Na twarzy Antoniego w pierwszej chwili pokazało się niezrozumienie, potem przebłysk jakby zdał sobie sprawę o kogo chodzi. W końcu głęboka ulga.
- To… to bardzo dobrze - powiedział. - Cieszę się Grażynko, nawet nie wiesz jak. Co mówią lekarze?
- Cóż… dziś nie udało mi się spotkać jego prowadzącego. Myślę jednak, że skoro odzyskał przytomność, dalej pójdzie z górki. - Spróbowała się lekko uśmiechnąć. - Najważniejsze, że udało się go ustabilizować.
Ojciec Lulu pokiwał głową. Jak na człowieka, który właśnie dowiedział się, że nie zabił człowieka… a raczej, że stan pobitego nie rokuje na zaistnienie tego faktu: nie tryskał przesadnie radością i entuzjazmem.
- Naprawdę się cieszę. Jeszcze brakowałoby abym go zabił - rzucił i skrzywił się lekko poprawiając na siedzeniu i unikając kontaktu oparcia z prawą łopatką.
Grażynka uniosła lekko brwi.
- Tatusiu, wszystko w porządku? - Przyjrzała się uważnie jego prawej łopatce.
- Tak, wszystko dobrze. - Machnął ręką jakby faktycznie to było mało istotne. - Kupiłaś tą kurtkę? - spytał chcąc najwidoczniej koniecznie zmienić temat.
- Mhhh… nie. - Odparła w sumie takim tonem jakby to było mało istotne. Patrzyła na niego z troską. - Skończyłeś już remont u Pana Huczko?
- Tak, nawet mu się podobało. Dał trochę górką. - Antoni pokiwał głową. - Dziękuję za pomoc, wiesz, wtedy z Danielem.
Grażynka westchnęła… w końcu zdecydowali się pomóc ojcu tylko dlatego by wyciągnąć z fotografa Marcinka kasę.
- Nie ma za co, Tatusiu. - Wyciągnęła w stronę jego dłoni, swoją dłoń… z pewnym lękiem, ale tak jakby chciała go na chwilę za nią ująć, albo chociaż postukać. - Jeśli kiedyś znów będziesz nas potrzebować, powiedz.
- Powiem Grażynko, powiem. - Pokiwał głową. - Dobrze, żeby przynajmniej jedno z nas potrzebowało czasem drugiego. - Jakoś dziwnie to zabrzmiało.
Położyła swoją dłoń na dłoni ojca. Milczała przez chwilę analizując.
- Ale… ja Ciebie potrzebuję Tato, czę… bardziej niż… myślisz.
- Grażynko…
- Znów odwrócił się do niej twarzą w twarz, a minę miał jakby chciał samą mimiką przekazać coś w stylu: “no weź nie pierdol…”. Ale dłoni nie zabrał.
Ścisnęła trochę mocniej jego dłoń. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego zamknęła je i spuściła głowę a tym samym wzrok z ojca, gdzieś na podłogę.
Nie powiedział nic, wyglądał jakby korciło go by sięgnąć ku jednej z nich. Do córki, choć bał się jej reakcji i nie uważał by na to zasługiwał. Lub do flaszki, ale coś go blokowało, no i nie chciał tak przy Lulu.
Dziewczyna nie mogła milczeć w nieskończoność. W końcu więc spojrzała znów na ojca.
- Tato? - Podjęła w końcu. Intrygująco. Rzadko bowiem mówiła “Tato”, zwykle nazywała go “Tatusiem” trochę w taki sposób, jakby była to jego ksywka. Nie czekając na odpowiedź czy jakieś “hm?” ze strony ojca kontynowała. - Mogłabym… czy ty byś mógł… na chwilę mnie przytulić? Miałam taką ciężką noc… - Ostatnie słowa wypowiedziała szeptem. W jej oczach drzemała analiza zachowania ojca.
Antoni w pierwszej chwili jakby nie zrozumiał. W drugiej jakby szukał haczyka. Dopiero po paru momentach uniósł rękę krzywiąc się gdy oparł pewną częścią pleców o oparci i, pochylił się w stronę córki, która na tą chwilę zastygła w wyczekującym bezruchu. Ostrożnie objął ją i przyciągnął do siebie, drugą ręką gładził lekko jej włosy.
Drżał przy tym. To mogło być wzruszenie… a mogła być delirka.
Jego dziecko odwzajemniło uścisk. Delikatnie, wiedząc że boli go ramię, nie chciała przysparzać mu dodatkowych cierpień. Jakiś wewnętrzny głos w głowie Grażynki miał ochotę ryczeć… ale ona wylała dziś już za dużo łez (aż dwie!). Uśmiechnęła się wobec tego, czując jakiś delikatny przełom w jej relacjach z ojcem… może faktycznie jeszcze coś go obchodziła...
- Oh, tato… - mógł usłyszeć bardzo ciche westchnięcie.
Ścisnął ją mocniej i zaczął drżeć trochę bardziej. Szeptał coś co Lulu notowała ledwo na granicy słyszalności “P...sz...m, P...sz...m, P...sz...m” jak mantrę.
W głowie Grażynki znów zagościły dwa sprzeczne uczucia. Jedno miało ochotę uciekać stąd jak najdalej. Od Ojca, od Kajko, od Klary, nawet od Daniela. Zero problemów, jeeeeaaaaa…. drugie… to drugie posłuchała. Uniosła się lekko z pufy nie puszczając jednak ojca i ewidentnie próbowała wpakować mu się na kolana. Powoli by nie sprawić staruszkowi bólu ani nie przestraszyć go.
Zdziwił się ale odchylił robiąc córce miejsce. Był lekko zagubiony, nie bardzo wiedział co się dzieje, skąd takie zachowanie Grażynki i o co jej chodzi. Zauważyła łzy cieknące mu po twarzy.
Nie zmieniła jednak swoich zamiarów, mimo zagubienia ojca… miała nadzieję, że uda mu się odnaleźć w nowej (?) sytuacji. Bo, kiedy jego córka siedziała mu ostatnio na kolanach? Musiało minąć trochę wiosen, chociaż ona niewiele wydawała się urosnąć. Wtuliła się w niego jak mała dziewczynka, jak dawno, dawno temu. I nie mogła się powstrzymać by nie uśmiechnąć się pod nosem. Ojciec siedział tak, nie poruszając się i nic nie mówiąc. Zaś jego córka pozwoliła sobie zamknąć na chwilę oczy.

Kwadrans później poruszyła się. Uniosła na niego spojrzenie z przepraszającym wyrazem. Nie mogła tak siedzieć cały dzień… a czuła, że zaraz uśnie.
- Pójdę zrobić kawy… - oznajmiła cicho. - Chciałbyś?
- Tak, poproszę. - Pokiwał głową.
Uśmiechnęła się do niego najbardziej uroczo jak potrafiła, po czym wygramoliła się z jego kolan. Słyszał, że idzie do kuchni i wstawia wodę.

Przyniosła mu kawę, taką jak lubił. Postawiła na stoliku obok jego fotela.
- Proszę. - Widział już po jej ruchach, że nie ma zamiaru zostać w jego pokoju dłużej. - Mam trochę lekcji… - wytłumaczyła i zaczęła wychodzić.
- Dziękuję Grażynko. - Coś jakby nikły ślad uśmiechu? - Ucz się, ucz. - Siorbnął ostrożnie gorącą kawę.

***

Zamknęła za sobą drzwi do jego pokoju. Udała się do swojego własnego. Z mieszaniną rozkoszy i ulgi rozsiadając się na własnym fotelu przed biurkiem. Przeciągnęła się i upiła łyk ciepłej kawy z dodatkiem mleka, które sprawiało, że nie była już taka gorąca.
- No to do roboty… - powiedziała sama do siebie. Wyciągnęła spod szuflady biurka kiedyś służącej za specjalne miejsce na klawiaturę stacjonarnego komputera laptopa Freda. Włączyła go. Nie czekając aż się z plecaka wyjęła swój własny, który wczoraj niefortunnym trafem padł. Spróbowała go włączyć. Gdy jednak komputer okazał zero reakcji, na twarzy dziewczyny pojawiła się nutka zaciętości. Lubiła ten komputer. Z szuflad na biurko śmignęły zestawy śrubokrętów i śrubokręcików, była wśród nich nawet igła! Grażynka już przymierzała się do naprawy starego kompa, gdy Fredowy oznajmił o włączeniu się. Zalogowała.
Ostatecznie najpierw wolała odbyć rytuał sprawdzania poczty i tym podobnych, który wykonywała zawsze po odpaleniu swojego komputera.
Na skrzynce nie wisiało nic nowego, tylko mail od Ani dopytującej się “jaki jest ten facet od laptopa, bo przez tel. brzmiał miło”. Na co odpisała tylko “jest spoko”. Na wszelkich innych kanałach komunikacji też raczej cisza. Wszak Kajko był w szpitalu.
Oderwała się od fredowego lap… (nie! teraz już jej!) ...topa rozkręcając stary. Po kilku minutach uważnych oględzin upewniła się, że biedak dostał w elektroniczną twarz solidnym uderzeniem impulsu elektromagnetycznego.
Zaklęła kilka razy nieładnie pod nosem, po czym odłożyła stary komputer na szufladkę pod biurkiem. W myślach błogosławiła Michała za to, że nawiązał z nią kontakt i dostała dzięki temu nowy komputer… co ona by teraz robiła gdyby nie to? Gryzła ściany? Przysiadła się więc do Fredowego kompa. Z plecaka wyjęła Wiadomo-Jakieg-Pendrive, przez chwilę zawahała się. W końcu jednak wylądował w gniazdku USB. Lulu z zaciekawieniem przejrzała zawartość, próbując ocenić na początek ile tego jest i zauważyła, że ‘zaledwie’ kilkaset megabajtów.
- Hmm… - mruknęła sama do siebie. Rozpoczęła analizę właściwości plików. Bała się tak od razu po prostu próbować któryś odpalić, w końcu miały być szyfrowane. Wolała najpierw dowiedzieć się w jaki sposób.
To co było na tym penie stanowiło jeden skompresowany plik jaki Lulu stworzyła w drugiej fazie walki z … “pieskiem”? - już otwarcie nazywała tak przeciwnika jaki być może wykreował jeden czy dwa siwe włosy na głowie dziewczyny. Najdziwniejsze było jednak to, że rozszerzenie spakowanego pliku było w formacie .hgv, a hakerka nigdy w życiu się z takim nie spotkała. Odruchowo spróbowała zipem, rarem i winacem. Nie dało się bydlaka rozpakować ani tymi ani i bardziej wymyślnymi programami. Rozszerzenie .hgv było poza zakresem możliwości ich działania.
Grażynka skopiowała plik na komputer. Spróbowała najbardziej łopatologicznego rozwiązania… by zacząć od sprawdzenia najgłupszych i najprostszych pomysłów. W kopii pliku zmieniła rozszerzenie z hgv na zip. Spróbowała teraz wypakować.
Zaklęła, wciąż nic.
Zerknęła jak wyglądają pliki na drugim pendrive, te niespakowane. Te były różne, sporo .doc’ów, trochę .pdf’ów, pokaźna liczba .jpg’ów i innych formatów obrazów. Oraz solidna dawka plików filmowych od .wav po .mp4. To one odpowiadały najpewniej za ‘wagę’ skompresowanego w nieznanym programie pliku. Popróbowała otwierać poszczególne pliki ale nie udawało jej się to. Dokumenty tekstowe ‘wysypywały się atakując wzrok ogromnym bełkotem przypadkowych znaków, w pdf nie lepiej. Filmy nie odpalały jakby nie miały odpowiednich kodeków… choć patrząc na ich rozszerzenia i zaglądając w spis instalacji w Panelu Sterowania, Lulu widziała, że Fred o to zadbał. Udawały się otworzyć jedynie pliki graficzne. Sporo zdjęć różnych osób, raczej twarzy ale nierzadko całych sylwetek. Trochę ujęć z filmów, chyba serii Underground prezentujących wilkołaki z jakimi walczyła główna bohaterka. W jednym miejscu … Lulu odruchowo cofnęła się, przewróciła razem z krzesłem/fotelem na kółkach lądując na podłodze. Pająk, wielki. Jak… brrr, przeleciała dalej.
Fotomontaż pająka i człowieka, jak z Dungeons&Dragons w Forgotten Realms, bogini drowów. Gdzieś kolejne ujęcie człowieka przebranego za ptaka jak do teatralnej sztuki. Wyglądało to groteskowo.
Grażynka skopiowała na komputer po jednym pliku z każdego formatu. Popiła kawy. Rozpoczęła pracę nad porównywaniem składni wszystkich plików, próbując wyodrębnić łączący je kawałek kodu. Wydzielanie szło ciężko, zwłaszcza ustalenie całego kodu który szyfrował dokumenty. Grażynka odnalazła jednak wspólny mianownik w każdym pliku. Mogła być dzięki temu pewna, że wszystkie zostały potraktowane tym samym, z możliwością posiadania różnych zmiennych w zależności od rodzaju pliku.
Postanowiła na początek skupić się na dockach. Porównała zwykły “niepieskowy” dokument z dokumentem “pieskowym” by odnaleźć nie tylko wspólny mianownik który już miała, ale także tą część kodu która zabezpiecza właśnie dokumenty z rozszerzeniem doc. W końcu, po kilku podejściach udało się jej wychwycić to co chciała. Przyglądała się temu przez chwilę, z poczuciem jakby jej coś umykało, jakby wychwytywała niepełny obraz. Kod sam w sobie był mocno skomplikowany.
Grażynka spróbowała zrobić to samo z dokumentami PDF. Po krótkiej analizie dochodząc do wniosku, że może lepiej postawić na pierwszy rzut na nie… były w końcu bardzo podobne do… hm… zanim jednak przystąpiła do sprawdzania kodu, zainstalowała na komputer Freda kilka programów zamieniających PDF na JPG. Nie wymagały otwierania pliku, więc może? Załadowała wybrany losowy plik Wiesław Antosiak.pdf i czekała czy któryś z programów poradzi sobie na zamianę go na obrazek. Udało się! Lulu odpaliła obraz… widząc jedynie czerń…
Na wszelki wypadek spróbowała z pięcioma innymi obrazkami. Wolała mieć pewność, że to nie błąd tego konkretnego pliku. Jej przewidywania okazały się słuszne, pdfy konwerując się na obraz epatowały czernią. Na wszelki wypadek spróbowała też konwersji na linii .pdf -> .doc, oraz zabawę z próbą zaprzegnięcia do tego Open Office i użycia formatu .odt. Niestety próby konwersji któregokolwiek pliku w inny format kończyły się uzyskaniem srogiego bełkotu. Mającego jeszcze mniej sensu niż ciągi znaków w szyfrowanych .doc’ach.
Wróciła więc do starego zamysłu. Tak samo jak wcześniej dla docków, sprawdziła zwykły dokument pdf porównując go z pieskowym pdfem by odnaleźć nie tylko wspólny mianownik który już miała, ale także tą część kodu która zabezpiecza właśnie dokumenty z rozszerzeniem pdf.
Westchnęła tylko, znalazłszy mniej więcej tyle co wcześniej. Spróbowała tego samego dla wav i mp3. Po dłuższej analizie różnych plików uznała, że ma wystarczająco wiele by próbować napisać program deszyfrujący ten chory szyfr kodowania plików.
Podczas instalowania środowiska do Pythona i tym razem platformy Eclipse, aby urozmaicić sobie czasu i relaksu zaczęła przeglądać swojego FB i dopijać dawno zimną kawę. Oglądała z lekkim znudzeniem nowe fotki zamieszczone przez znajomych, wśród których znajdowały się głównie osoby ze studiów. Wiadomości dotyczące minionego święta. Głupkowate filmiki z YT… gdy nagle komputer poinformował o zakończeniu instalacji.
Grażynka spojrzała na zegarek. Było chwila przed szesnastą. Daniel jeszcze się nie odezwał, a więc pewnie lada moment. Wyjrzała za okno, faktycznie zaczynało się ściemniać. Przeciągnęła się, po czym powoli wstała podchodząc do niego i wyglądając. Papieros i do roboty. Postanowiła.

Jakiś czas później podjęła pracę nad programem deszyfrującym. Pliki robocze nazwała RAKARZ.1.0…
Daniel wysłał SMSa po szesnastej.

Cytat:
Od [SMS] Daniel: Zaraz u Ciebie będę.
Przeczytała, ale zajęta kodowaniem nie odpisała.


 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline