Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2016, 10:31   #22
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Indi pływała w półświadomości czując wciąż ciężar Wojtka na sobie. Po kolejnym dzikim wybuchu namiętności ich ciała w dalszym ciągu lekko drżały. Wzajemne leniwe muśnęcia, delikatne pocałunki powoli wytracały na częstotliwości. Indi uśmiechnęła się, oplatając Wojtka nogami i czując w powietrzu zapach ich żądzy.
Mężczyzna wyczuł uśmiech i uniósł lekko głowę.
Nie oparła się wyrazowi jego twarzy i pocałowała raz jeszcze usta, które nie tak dawno zaciekle kąsała.
Przesunął dłonią po włosach Indi, zaciskając w nich palce.
Kolejna iskra podniecenia błysnęła gdzieś w ciele i umyśle Indi.

- Mamusiu? - zaspany głosik ich córeczki, przebił się jak brzytwa przez opary pożądania - gcie jesteś?
Stężała zaskoczona.
Oderwała się raptownie od warg Wojtka i zaczęła gorączkowo spychać go z siebie.
- Jesteśmy z Wojtkiem w kuchni, szkrabku. Zaraz przyjdę do Ciebie. Zostań w pokoju. - rzuciła lekko drżącym głosem.
- Ale ce mi się siiiiiiiku… - szczere wyznanie w tak straaasznie umęczonym głosiku czterolatki dolało oliwy do ognia paniki Amerykanki:
- Już, już…
Wojtek zbierał się z podłogi w tempie zdecydowanie zbyt leniwym jak dla Indi. Zaczął rozglądać się za ciuchami.
- Gdzie… - Indi odgarniając rozczochrane włosy z twarzy rozglądała się za….
Stanik?
Majtki?
Spodnie?
Bluzka?
Strzelała spojrzeniem rozgorączkowana.
- Łap - rzuciła Wojtkowi bojówki rozwleczone na podłodze za stołem.
On odrzucił jej spodnie i oboje przez chwilę podskakiwali by szybciej wbić się w ubranie.
- Juuuuuussss? - słychać było, że zniecierpliwiona mała zbliża się do drzwi.
- Jeszcze chwileczkę, kochanie!!!
Rzucili się w poszukiwaniu górnych partii… jedna na oparciu krzesła… druga zawisła na haczyku na ręcznik.
Wcisnęli się w nie w ostatnim momencie, bo Alex właśnie wchodziła do kuchni.
Wojtek stopą nakrył kawałek materiału… to musiały być jej figi.
Indi potoczyła wzrokiem w panice i uśmiechnęła się do córeczki.
- Jak się spało, co? - pociągnęła małą do łazienki by pomóc z toaletą. Szła na uginających się i trzęsących nogach. Plecy bolały… tak samo jak szyja, piersi…
Alex za to była pełna energii.
Opowiadała swój sen i dopytywała czy pójdą na spacerek, a wogóle to była stllllllllasnie głodna.
Indi jęknęła.
Wróciły do kuchni, gdzie Wojtek prawie kończył półtora litrową butelkę wody.
Dziewczyna przez chwilę zastanowiła się, czy wygląda na równie zmaltretowaną co on. Przy okazji ponownie potoczyła spojrzeniem za swoim biustonoszem.
- Ja cem kulcacka na obiad, mamo!
- Zaraz zobaczymy co mamy do jedzenia.

Wojtek podszedł do Indi podając jej butelkę z wodą i kierując się na fotel. Opadł na niego bez sił.
Indi na autopilocie zaczęła przeglądać zapasy jedzeniowe. Miała wrażenie, że za sekundę nogi się ugną pod nią. Najchętniej sama padłaby na łóżko i zagrzebała pod rozgrzany ciałem córci koc.
Nie odpowiadała na peplaninę małej, koncentrując się na przyszykowaniu jej jedzenia.
Przygotowała kanapeczkę i odwróciła się by ją zaserwować. Ktoś tam na górze jednak się zlitował. Alex oburzona ignorowaniem przez matkę, właśnie wdrapywała się na kolana Wojtka.
- A wies co? - kokosiła się wygodniej na kolanach zmęczonego taty, który otwierał powoli oczy.
- Mmmm?
- A pani Iwonka w pseckolu mófiła, że tylko dzieci muso spać w cień. Nie usłeś w nosy? - pisnęła Alex.
- Mmmmm
- No...nie śpij!…
- Alex podskoczyła energicznie na kolanach taty.
- Ok - mruknął rozleniwiony Wojek
- A cemu nie usłeś, czo? - pytaniu towarzyszyło lekkie plaśnięcie. To córeczka poklepała Wojtka po policzku, domagając się atencji.
Pełne oburzenia spojrzenie mężczyzny było prawie zabawne. Zabawniejsze tym bardziej, że spoglądał oczekująco na Indi.
Amerykanka nie miała wyrzutów sumienia. Przerabiała podobny stan zmęczenia vs. konieczność opieki nad córką wiele razy. Nauczona doświadczeniem wiedziała, że taką okazję należy wykorzystać i to szybko: uwaga Alex była odwrócona.
- Kochanie, masz kanapkę na chwilę. Mama prześpi się króciutko, a potem zrobimy obiadek.
- Doooooooopcie, mamo.
- Alex była zajęta nową ofiarą. Drobne paluszki unosiły właśnie zamkniętą powiekę Wojtka.
Indi wcisnęła talerzyk z kanapką w dłoń na wpół przytomnego mężczyzny i sama czmychnęła - nie, skreśl - dopełzła do izby waląc się niemalże jak kłoda na łóżko.
- Fujeeeek, a pocytas mi?
Odpłynęła w sen zanim przyłożyła głowę do poduszki.

Zbudziła się czując małe ciałko gramolące się obok i rześko podskakujące.
- Mammoooooo stawaj jus, staaaaaaaaaaawaj….sysys?
- Już… już wstaję
- lekko otumaniona Indi próbowała zebrać się na szufelkę. Przytuliła córeczkę próbując uspokoić małą, ale próby spacyfikowania tym razem się nie powiodły.
- Cem jeść…
- Już wstaję…
- Indi podniosła się i zamrugała.
- A gdzie Wojtek?
- Jestem
- dobiegł ją zmęczony głos z kuchni.
- Wujek mófi, że nie ce się jus bafić.
- Chcę, ale za 10 minut.
- Wojtek nie brzmiał jak pełen energii tatuś.
- Aha - Indi zlitowała się nad mężczyzną, którego obie panny Gemmer chyba wydrenowały z energii w ciągu jednego dnia.
Zebrała się, ale czując spadające spodnie, sięgnęła do torby by wygrzebać z niej alternatywne wdzianko. Sięgnęła i…. znalazła pustostan. Uklękła i rozchyliła torbę zdumiona.
Wpatrywała się przez chwilę zaskoczona brakiem ubrań, gdy usłyszała chichocik za plecami. Alex siedziała na łóżku zasłaniając buzię łapkami jakby nie chciała za nic, żeby mama usłyszała jej śmiech.
- Szkrabeńku… - zaczęła Indi, skradając się do łóżka na czworakach - … Ty coś wieeeesz… - udawała skradające się zwierzę - … coś mi mówi, że …. - dwa kroczki bliżej córeczki - … wiesz, gdzie są … - kolejny kroczek - … moje ubranka! - złapała małą i przycisnęła do łóżka łaskocząc Alex.
- Fieeeeem! - mała wiła się piszcząc i wierzgając - Fieeeem!
- To mów szybciutko zanim zagilgoczę Cię na amen!!!
- Indi odgrażała się “poważnym” tonem.
- Nieeeee!! - chichot zaczynał przeradzać się w ultradźwięki. Wojtek z pewnością się obudził przy tej kakofonii - nie pooooooofiem!!!!
- Mów, ty mała szujko!
- Fuuuuujeeeeeeek!
- Alex zaczęła wołać o pomoc - Fujkuuuu!
Łaskotki nie były zbyt intensywne ale mała teatralnie wyolbrzymiała cały atak.
- Co? - dobiegł je głos Wojtka. - Oooooo, silniejszy na słabszego?! - zdziwił się i wnet przyszedł na pomoc dziewczynce. Przypadł do nich i wedle znanej doktryny: “Najlepszą obroną (Alex) jest atak (na Indi)”, zaczął sam łaskotać dziewczynę jedną ręką po żebrach, drugą po podbiciu bosej stopy.
- Nooooo nieeee!! To nie fair!!!! - pisnęła Indi i zaczęła chichrać się nie gorzej niż córeczka. Próbowała się odgryzać Wojtkowi, sięgnąć w jego wrażliwe miejsca i ciągłe łaskotać małą ale … sprytny maluch wykorzystał okazję i szybko się wywinął.
Duży i mała działali wspólnie przypuszczając atak i flankując ją:
- O wy, szuje!!! - Indi wciąż próbowała się odsunąć od Wojtka i jego rąk gdy mała “wpadła” na nią łapiąc ją obiema rączkami za szyję. Żeby ją asekurować przed upadkiem Indi musiała wystawić się na niecne ataki Wojtka. Opadła na bok wijąc się, chichocząc, sama łaskocząc Alex w udanych zapasach ale całkowicie wystawiona na szarżę Wojtkowych dłoni.
- Ładnie to ….- łapała oddech przez śmiech - … tak - pisnęła - mamę atakować?
- Taaaaaaaaaaaaaaak!
- odpiskała córka łapiąc jej ręce z minką “twardzielki” - Fujeeeek! Tuuuuuu!
- Przyznaj, że przegrałaś!
- mruknął mężczyzna muskając nagie, wierzgające stopy Indi i przesuwając łaskotki w górę, gdzie wskazywała Alex.
- Tak! Psysnaj! - Alex patrzyła na mamę z góry i naśladowała ton ojca
- Nigdy! - chichotała Indi “próbując” zrzucić szkrabka. - Nigdy nie przegrywam!
- Psyyyyyyysnaj!
- Przyznaj, bo kara będzie sroga…
- kątem oka spostrzegła wyszczerz Wojtka.
- Alex - szepnęła konfidencjonalnie, odwracając uwagę małej - wiesz co…
- Czo? - córcia zamarła nagle, zaskoczona zmianą tonu Indi. Pochyliła się do mamy.
- Zdaje się, że ktoś tu nie dostał swojej codziennej porcji łaskotek. Wiesz kto?
Oczka małej rozbłysły…
- O nienienienienie… - Wojtek wyczuł pismo nosem.
Indi skinęła głową małej i na raz obie przypuściły atak na “fujka”, który próbował się szybko odsunąć. Nie zdążył. Mała z pomocą Indi rzuciła się na niego szczupakiem i zaczęła gilgać po szyi i brzuchu. Gdy on “bronił się”, Indi podniosła się na czworaka, tak jak poprzednio “tropiła” Alex i zaczęła się zbliżać wpatrzona w “ofiarę”. Krok za krokiem. Bez ostrzeżenia przyszła z pomocą córeczce siadając okrakiem na nogach Wojtka i oddając pięknym za nadobne. W dwójnasób.
Izbę wypełniła kolejna kawalkada pisków i śmiechów.
- Gadaj, gdzie moje ubrania! - domagała się odpowiedzi Indi. - Mów, pókiśmy w dobrym humorze!
- Jakimi ciuchami?
- spytał próbując się wywinąć. Indi zarejestrowała krótką wymianę spojrzeń między mężczyzną a dzieckiem i Alex znów zmieniła front łaskotkoatakując matkę.
- No nieeeeeeeee - protesty przeszły w śmiech, ale Indi twardo siedziała tym razem unieruchomiając Wojtka… przynajmniej jego nogi. “Biły się” z małą na nim, obie siedząc okrakiem.
- Ubrania… z …. tooooorbbyyy - piszczała Indi, niepewna czy bardziej rozbawiona reakcją Alex czy łaskotkami. - Gdzieście je schowali? - spała łapiąc powietrze i…. pochylając się by teraz cmokami zapieścić szkrabka.

Szkrabek zaś chichrał się ale pary z gęby na temat ubrań Indi nie puścił. Wojtek przerwał ataki ale czujnie obserwował kiedy przyjść małej na pomoc.
Indi zrobiła smutną minkę:
- To jak ja mam chodzić? Spodenki mam poprute. A moje ubranka ktoś zabrał i schował … - dziewczyna pociągnęła nosem w udawanym smutku.
- A co ci siem mama stało w spodenki? - Alex zatroskała się lekko, próbując ogarnąć jak wielka krzywda stała się portkom matki.
- Zamek mi pękł. I spadają. Chciałam zabrać duży sweterek i nowe spodenki.
Indi dumała:
- A może… może ten kto schował ubranka, wymieniłby się: te spodenki na sweter i nowe spodenki, hm?
- Ktoś mógłby? Jak sądzisz, Alex? Ale mógłby chcieć przy wymianie najpierw dostać zanim da, prawda?

Alex zadumała się nad tym.
Indi spopieliła Wojtka wzrokiem.
Wiedział doskonale, że nie ma na sobie bielizny.
Bo KTOŚ ją rozerwał.
- A może…spodenki za spodenki a potem bluzeczkę za sweter? Będzie fair wymiana… - mówiła niby do Alex, ale wpatrywała się błyszczącymi oczyma w Wojtka.
On tylko wzruszył ramionami.
- Cóż… sam nie wiem - zadumał się. - Może skoczymy na kilka minut na zewnątrz, ja i Twoja mama poszukać tego, kto mógł coś schować. A Ty, Alex przypilnujesz mojego domku?
Alex pokiwała główką z błyskiem w oku.
Indi pokręciła głową nie wierząc, że ten podlec przekabacił małą w ciągu dwóch godzin.
- Dobrze… pod jednym warunkiem. - zarządziła.
Oboje spojrzeli czujnie czekając na to jaki to warunek.
- Dostanę kupon na 100 buziaków Alex.- Indi uśmiechnęła się jakby to był najlepszy deal jej życia.
- A może 50/50? - zaryzykował Wojtek.
- 50/50? - spojrzała na cwaniaka - 50 całusów teraz i 50 całusów potem? - udała zupełnie nieogarniętą.
Chciał coś powiedzieć, ale chyba to co miał na końcu języka by potwierdziło jego udział w ‘ubraniowym spisku’. Może i oboje wiedzieli, że Wojtek w nim uczestniczy, ale było to na razie jedynie w sferze domysłów. Brakowało dowodów na ten fakt. Odpuścił zatem.
- To co, szybki spacer? - spytał.
Indi skinęła głową wyciągając dłoń do córeczki i podnosząc się razem z nią. Drugą dłonią trzymała opadające spodnie. Ruszyła za Wojtkiem ku wyjściu. Wcale nie obracając się by sprawdzić co robi JEJ szkrabek.


- Co wyście wykombinowali? - spytała gdy znaleźli się na zewnątrz.
Na zewnątrz było już ciemno. Niby o tej porze roku zmierzch był już lekko po czwartej po południu, ale wciąż… miała wrażenie, że ten dzisiejszy dzień po prostu przeciekł jej przez palce. Przespali go leniwie i… robili inne rzeczy. Po ciele przebiegł jej dreszcz, bo nie pomyślała o rysunku i szkicach, gdy Al oglądała bajkę. Było raczej chłodno, więc ramiona Indi momentalnie pokryły się gęsią skórką
- O co chodzi z tym chowaniem ubrań? - spytała odwracając się ku mężczyźnie.
Ten nie odpowiedział, tylko objął ją za talię prowadząc za róg leśniczówki. W lekkim poblasku dochodzącym od okna zobaczyła tam niewyraźnie stos drewna, pieniek, siekierę.
- Jakim chowaniem ubrań? - spytał niewinnie. - Włączać agregat? Mój laptop już padł, ale mi nie potrzeba. - rzucił zmieniając temat. - Można przy świecach, a wodę zagrzać na piecu, więc jak Ty chcesz Indi, hm?
- W nocy pewnie popracuję - stwierdziła dziewczyna przyzwyczajona do długonocnych maratonów. - Ale mogę pracować na padzie. Więc nie, nie jest konieczne. Trzeba wykąpać Alex i nakarmić. Mówiła, że głodna. Ja też zaczynam być.
- To twój masterplan na zatrzymanie nas tutaj?
- spojrzała na Wojtka. - Te ciuchy…
- Mój?
- odwrócił się do niej z lekkim uśmieszkiem.
- No nie wmówisz mi, że 4latka wpadła na ten błyskotliwy pomysł. Podpuściłeś ją. - pokazała mu oskarżycielsko język.
- Nie? - wciąż łobuzerski uśmiech.
Zbliżył się do dziewczyny obejmując ją i splatając ręce na linii oddzielającej plecy od pośladków.
- Już ja znam ten uśmieszek. - sama uśmiechnęła się mimowolnie przytulając się lekko i wciąż trzymając felerne spodnie jedną dłonią. - Jesteś pewien? - spoważniała. - Głupio mi spadać Ci z księżyca na głowę.
- Tylko z tym ci głupio?
- spytał zsuwając ręce niżej. - A kochanie się w środku puszczy, przy księżycu, na stosie drewna to jest też coś, co stawiasz w kategorii “głupio mi”? - szepnął jej do ucha, skubiąc lekko płatek.
Indi poczuła “motylki” zbierające w podbrzuszu.
- Nie… - mruknęła wplatając palce we włosy mężczyzny. - To zupełnie inna kategoria.. - naparła ciałem na niego - Nie.. zaczynająca się na “g”.
Pocałował ją i zaczął błądzić rękoma po jej ciele. Spięli się choć nie z taką dzikością jak w kuchni. Na razie? Obrócił ją, oparła się o stos porabanego drewna, ułożyła na nim pod jego dotykiem. On przylgnął do niej na całej długości pleców, całując kark.
Tu oboje nie musieli gryźć pięści by nie wydać choćby jęku. Jak w kuchni. Tu Alex sama nie wyszłaby z domku nakrywając ich. Jak w kuchni…





Gdy oderwali się od siebie, Wojtek lekko jeszcze zdyszany po miłosnym akcie złapał za siekierę. Pocałował dziewczynę układającą na sobie spodnie z popsutym zamkiem i wolną ręką lekko przytulił.
- Padało wczoraj, to jest trochę mokre. Porąbie suche z szopy. - Klepnął ją lekko w pośladek.
Oderwała się od jego ust z ociąganiem.
- Dobrze… tylko... - spojrzała na niego z uśmiechem - ...jeśli mamy zostać,to mam warunek dla ciebie. - dłoń musnęła policzek kochanka - Zakupy i … hm… zabezpieczenie. - zagryzła dolną wargę, przesuwając nadal (?) głodnym wzrokiem po całej jego postaci. - Ok?
- Jasne. - pokiwał głową. - Jutro skoczę na jakiś zakup. Tylko mogę zniknąć na dzień czy noc jutro, czy pojutrze. Mam trochę do roboty. Wy możecie tu siedzieć ile chcecie.
Pokiwała głową:
- Dam ci numer telefonu. Prawdziwy. - zachichotała złośliwie - A ty?
- Dam
- skinął głową z tym samym łobuzerskim uśmiechem. Nie dodając czy “prawdziwy” czy nie.
- Taki, pod którym Cię zastanę? - nie dała się zbyć nauczona doświadczeniem.
Skinał głową.
- Tylko wiesz… sama widziałaś, ze ja komórkę ze sobą noszę nie zawsze.
- Nie jestem z tych obsesyjnie zadrosnych i kontrolujących.
- mrugnęła - Nie będę wydzwanić, nie martw się.
Pokiwała głową.
- Idę zobaczyć, czy ciuchy się odnalazły. - cmoknęła mężczyznę jeszcze raz i ruszyła do chaty. Odwróciła się ze dwa razy by spojrzeć na niego przelotnie.

W chacie sprawdziła puszkę, w której schowała wcześniej pendrive’a by upewnić się, że jest na miejscu. Zauważyła, że na łóżku leżały spodnie i sweter, a Alex bawiła się z Aną jakby nie miała o niczym pojęcia. Nie udawała za dobrze. Indi sprawdziła baterię laptopa i sprawdziła, czy może zgrać dane z klucza na swój klucz z projektami. Wrzuciła wszystkie pliki w folder “Kolekcja jesień - zima 2015 Old” - zarchiwizowała folder.

Po namyśle, zrobiła jeszcze jedną kopię przenosząc dane na pamięć pada.

Pendrive wrzuciła do innej puszki z kaszą. Poprzestawiała ze dwa razy puszki. Wyłączyła laptopa.

Podeszła do córeczki i spytała poważnie:
- Córciu… ty chcesz tutaj zostać na jakiś czas? - spojrzała na małą uważnie.
- A ty ces? - spojrzała na mamę uważnie.
- Możemy kilka dni. - pokiwała głową Indi - Ale wiesz, że nie możemy zostać długo, prawda? Wujek ma własne sprawy. A my może pojedziemy do Nanny?
Mała jakby zastanowiła się, jakby nie była pewna. Rozejrzała się po wnętrzu leśniczówki.
- Martwisz się, szkrabku? - Indi ukucnęła przy córeczce.
Kiwnęła łepkiem.
- Ja troszkę też, ale wiesz co? - ucałowała cieplutki policzek - Nigdy, przenigdy nie pozwolę zrobić ci krzywdy. Nikomu. - pogładziłą córeczkę po łapce. - I wiesz co jeszcze? - uśmiechnęła się - Bardzo, mocarnie cię kocham, szkrabeczku. I wymyślę sposób, żeby było dobrze i żebyśmy się nie musiały martwić. Dobrze?
Pokiwała główką.
- Ja ciepie teeees - wtuliła się w mamę, przez chwilę wyglądała jakby coś jeszcze chciała powiedzieć ale w końcu nie powiedziała nic patrząc na twarz Indi najpierw trochę badawczo, a potem z uśmiechem.
- Co, kochanie? - spytała małej. - Co tam sobie myślisz?
- Booooooo….
- mała jakby się wahała. - Boooo… ty mama taka smutna od kilku dni. I zua i stlachasz sie i censciej w nocy ksykas i jest ci śle i te zue lucie i… - urwała. - A tu siem tylko uśmiechas. - Indi przez myśl przeszło, że tu prawie też krzyczała. Prawie, zagryzając pięść by nie krzyczeć mocniej niż przy najgorszym z koszmarów jakich nie pamiętała. Choć trochę inaczej…
Zarumieniła się odruchowo.
- I jak bencies tak uśmiechnięta u bapci to ja cem do bapci, ale ce byś była scemśliwa jak Ana. - Wskazała lalkę leżącą na jej kolankach z zastygłym wyszczerzem radości na twarzy zaprojektowanym w disneyowskim biurowcu.
Indi otworzyła usta by coś powiedzieć ale poczuła wielką gulę. Przytuliła strasznie, mocarnie, ciasno córeczkę i wycmokała jej buźkę.
- Nie martw się o mnie, kochanie. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. A teraz moja panno… trzeba się przygotować do kąpieli. Widziałaś tą wielką wannę w łazience? - szybko wskoczyła w wielgachny ciepły sweter i legginsy jakie Alex litościwie położyła na łóżku. - A tu spodenki na wymianę. - odłożyła spodnie i ruszyła do kuchni by nastawić wodę na piec.

Wojtek wrócił z naręczem porąbanego, pachnącego drewna i…. zdechłym ptakiem

Położył z dumą “zdobycz” na blacie kuchennym.
Indi popatrzyła na niego z miną na zasadzie WTF…
- Kolacja - uśmiechnął się - akurat się napatoczył jak rąbałem drewno. Musiał się schować przed deszczem.
- Aha…
- Indi nadal patrzyła nierozumiejąco. Alex podeszła i zrobiła wielkie oczy. Wyciągnęła paluszek by ledwo wystając znad krawędzi blatu toćnąć ptaka.
- I ...jak … to przygotujesz? - Indi spojrzała na Wojtka mrugając dość często.
Normalne ptaki tak nie wyglądają.
Znaczy… w sklepach już nie mają piór, głów i ...całej reszty.
To nie to, że nie kojarzyła skąd się biorą ptaki w marketach, po prostu… jedno nie przekładało się na drugie. Gdzieś po drodze następowało rozprzęgnięcie konceptów.
- Ja? - zdziwił się uprzejmie Wojtek - Ja się nie znam na gotowaniu.
- A ja się znam na gotowaniu tego?
- tak jak Alex wyciągnęła palec by toćnąć ptaka. Bażant bujnął się lekko. Głowa przetoczyła się i zdziwione okrągłe oczko spojrzało bezpośrednio na Indi. Powoli cofnęła dłoń.
- A so to jest? - dopytywała się córeczka.
- To….jest….
- Kolacja….
- dokończył Wojtek. - przyniosę ziemniaki i chyba znajdzie się cebula? - podrapał się po głowie. - Przyprawy są tam. - wskazał “tam” dłonią.
- Ale ja nie umiem … obierać… - protest trafił w plecy mężczyzny, który wyszedł po warzywa.
- Mamoooo, a cemu on się pacy?
- On się nie patrzy, kochanie.
- Indi wstrząśnięta przyglądała się zdobyczy.
- Ma takie łaaaaaaane piólka … - komentarz córeczki sprawił, że Indi się zatrzęsła.
Chwyciła laptopa i weszła na youtube w poszukiwaniu informacji “jak oskubać bażanta”.
Nie znalazła instruktażu na temat bażantów ale na temat dzikich kaczek. Wyglądało, że zasada podobna. Znalazła jakieś wiaderko i zaczęła powoli oskubywać piórka. Początkowe obrzydzenie na widok odskakującej wciąż głowy przeradzało się błyskawicznie w silne postanowienie, że ptaka nie tknie. Będzie musiała przeżyć o batonikach do jutra. Wojtek patrzył na nią w pierwszej chwili rozbawiony.
- Dobra - powiedział. - Zróbmy tak. Ty go oskubiesz, ja wypatroszę, a ty potem ugotujesz. Ja zajmę się cebulą i ziemniakami. Pasuje?
Pokiwała głową:
- Mhmmm - zacisnęła zęby, żeby powstrzymać nagłe przełykanie. Otrzepała się starając się nie spoglądać na trzymane w ręku truchło. Gdy raz zaczęła i załapała technikę, szło całkiem szybko. W końcu trzymała “nagiego” bażanta z kolorową główką zwisającą smętnie … jakby przyglądającą się stercie wyszarpanych piórek w wiaderku. Indi poczuła odruch wymiotny wyobrażając sobie kolejny “etap”. Oddała nagiego ptaka Wojtkowi.
- Trzeba go jeszcze opalić. Tak mówił ten facet. - drobne piórka miała we włosach. Mina mówiła sama za siebie. - Masz zapalniczkę, bo zapałkami to nie wiem ...chyba za długo potrwa?
Wojtek wygrzebał z szuflady zapalarkę, z namysłem wpatrując się w ptaka. Wyszedł do łazienki by wrócić z puszką dezodorantu. Po drodze wstrząsał nią… z błyskiem w oku.
- Co to jest?
- Będzie szybciej
- uśmiechnął się dumnie.
Indi zamknęła oczy, zrobiła wdech i …:
- Czyś ty zwariował?! - otworzyła szeroko oczy.
Wojtek spojrzał zdezorientowany:
- Ale co? No, trzeba opalić. Tym będzie szybciej. - minę miał jakby właśnie zabrała mu ukochaną zabawkę.
Indi poczuła, że jest w leśniczówce z rocznikową 4-latką i mentalnym 3-latkiem.
- Odstaw dezodorant. Daj mi zapalarkę. Odsuń się od niej. - capnęła ostatnie urządzenie, przyciskając zapalarkę do piersi i pochyliła się z ptakiem nad zlewem. Przesuwając lekko palcami po chropowatej skórze oskubanego bażanta opalała piórko po piórku. Na szczęście światło świeczki, pozwalało w miarę ignorować pusty a jednak pełen wyrzutu wzrok ptaka.
- Masz… gotowe. Chyba. - przekazała “ofiarę” Wojtkowi, który razem z Alex właśnie wybierał co dłuższe piórka “na pamiątkę”.

Wojtek zniknął za drzwiami leśniczówki.
Indi ogarnęła miejsce kaźni i zaczęła przeglądać przyprawy.
Szybko skończyła.
Sól.
Przyprawy do grillowania.
Zaczęła chichotać.
Czy jeśli zasypie się ziemniaki wystarczającą ilość przypraw do grillowania, to będą smakować tak samo jak ptak z taką samą ilością przyprawy?
Zaczęła przygotowywać ziemniaki, myć i szorować by przyspieszyć proces kolacji. Alex już marudziła, że jest balco ale to balco głodna.
Indi dała jej kawałeczek batonika energetycznego.
W sumie kolacja stanęła na stole po półtorej godzinie. Wykąpana i zawinięta w ręczniczek i kocyk Alex dostała chrupiącą nóżkę, ziemniaczka. Wszystko w przyprawie do grillowania.
Obracała udko na wszystkie strony zanim wbiła w nie ząbki.
Wojtek dostał połowę ptaka, Indi… została przy ziemniakach.
Mężczyzna smakował z uznaniem. Kiwał głową pałaszując swoją porcję ze smakiem. Alex chyba też smakowało… albo była tak potwornie głodna.
- Dobre. - przyznał na głos. - Satysfakcja?
- Gwarantowana albo zwrot pieniędzy
- zachichotała Indi z często powtarzanego sloganu marketingowego jaki nasunął się jej odruchowo.
Pokiwał tylko głową pałaszując z apetytem kolację.
Po kolacji, usypianie marudnej Alex, opowiadanie bajeczek i śpiewanie kołysanki czyli standardowy kierat mamusiowy.
 
corax jest offline