Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-02-2016, 00:49   #21
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację

Mieszkanie "Lulu", Praga Północ, ul Jagiellońska, wieczór

7 minut później…

Daniel usłyszał kroki zbliżającej się do drzwi pokoju Lulu, spodziewał się już… apokalipsy. Gdy dziewczyna naciskała na klamkę, do jego uszy dobiegły jeszcze jedne kroki. Ciężkie i mniej zgrabne. Antoni wychodził na pewno ze swojego pokoju.
- Akurat zdążę na ten o osiemnastej trzydzieści, to tylko kilka kroków stąd.
- Dobrz...e, dziękuję Tatusiu. - Zawstydzony głos Grażynki dobiegł spod uchylonych drzwi. Jedno bicie serca później weszła do pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i ciężko się o nie oparła. Daniel nigdy w życiu nie widział jej takiej zawstydzonej, jakby chciała zapaść się pod ziemię. Spojrzała na niego z mimiką w stylu “ratunku!”.
Wyglądał jakby chciał podejść i przytulić ale bał się czy by opacznie tego nie zrozumiała.
- Ej… - powiedział tylko. - Ale wiesz. Teraz przynajmniej jakbym nocował to będzie wiedział że my tu nic, nie? - zażartował starając się ją wyrwać jakoś z zawstydzenia.
- Ta… teraz zawsze jak Cie zobaczy będzie leciał do kina. - Odwzajemniła żart, z lepszą już miną. Zaczęła iść w kierunku łóżka z ewidentnym zamiarem by się dosiąść obok. - Aż w końcu każe mi się przeprowadzić do Ciebie bym mogła mizdrzyć się z Tobą gdzie indziej niż pod jego nosem.
Udał przerażonego.
- O rety! Co ja narobiłem!?
- Wiesz co. Teraz się śmiejesz, ale jakbym tak faktycznie wpadła Ci na chatę to miałbyś inną minę.
- Usiadła obok.
- Tak, bardziej przerażoną. Zwłaszcza czekającym mnie marudzeniem i Twoim krzątaniem się, bo ojeju to krzywo przecież leży.
Dziewczyna pchnęła go lekko chwytając za ramię.
- A idź Ty. - Uśmiechnęła się. Była coraz mniej czerwona i “zapadająca się pod ziemię”. - Lubi Cię. - Dodała po chwili poważnie.
- Twój ojciec?
Skinęła w odpowiedzi głową.
- Będzie mu przykro jak już zerwiesz ze mną, żeby zostawić mnie dla innej.
- Dramatyzujesz kobieto
. - Przez próbę przybrania bardzo poważnego tonu przenikały nutki rozbawienia.
- Właśnie. Jak byłeś z Adasiem w Gdańsku… nie udało Ci się poznać żadnej fajnej dziewczyny?
Daniel prychnął nieco ironicznie.
- Wtedy kiedy całymi dniami myślałem o Tobie? Czy jeszcze żyjesz? - Humor wyraźnie mu spadł gdy przypomniał sobie na co właściwie to wszystko i kto zaraz miał się tu pokazać. Westchnął głośno.
- Przepraszam… - mruknęła tylko. - Chcesz zapalić?
- Dobra. Przekonałaś mnie.


Czekali. Początkowo w zamyśleniu i ciszy. Później Daniel zaczął wypytywać o popsutego laptopa Lulu i tego “drugiego”. Na prawdę wolała mu nie mówić zapłatą za co konkretnie był “ten drugi, kradziony”... ale wymigiwanie się tajemniczym zleceniem podczas którego taki jeden jak było,... Czaruś… Cyaruś… Cyruś (?) nie mógł oderwać od niej oczu szło jej całkiem nieźle.


W końcu usłyszeli dzwonek do drzwi. Grażynka zerwała się pierwsza.
- Daniel… tylko błagam Cię…
- Tak wiem i nie obiecuję. No, leć otwierać.
Postanowił poczekać chwilę w pokoju. Tak by w odpowiedniej chwili wynurzyć się i przywitać gościa. Lulu spięta ruszyła do drzwi by otworzyć. Przez jej głowę przelatywały myśli jak potoczy się jej spotkanie z Danielem, nie przestawała o tym myśleć nawet gdy jej otworzyła.


- Cześć króliczku - wymruczała kruczowłosa - Troszkę się stęskniłam - powiedziała z lekko zmrużonymi oczami jak zwykle sobie żartowała. Wszak nie widziały się mniej niż 24 godziny. Pochyliła się by pocałować Lulu.
Grażynka odwzajemniła pocałunek. Był on jednak nieco rutynowy i krótki. Spięcie które towarzyszyło jej tuż przed otwarciem drzwi tylko jakby się pogłębiło.
- Cześć. Choć do mojego pokoju. Ojca nie ma. - Odpowiedziała uprzejmym tonem, w między czasie próbując złapać Klarę za rękę i uśmiechnąć się.
^Raz…
^Dwa…
^Trzy…
^Wrzuć na luzzzz…

Spróbowała zmotywować samą siebie do porzucenia stresu.
Klara dała się poprowadzić do pokoju z jednej strony na jej twarzy czaił się lekki uśmiech, z drugiej uścisnęła lekko rękę zdenerwowanej Lulu. Wchodząc do pomieszczenia rozejrzała się a jej wzrok zatrzymał się na Danielu stojącym przy parapecie. Chłopak był trochę zdenerwowany ale twarz miał poważną, starał się być grzeczny i nie pokazywać po sobie negatywnych emocji.
Zrobiła ruch jakby chciała podejść ale wstrzymała się i unosząc brew spojrzała na różowowłosą jakby oddawała jej inicjatywę w kwestii przedstawienia ich sobie
- Klara… em poznaj mojego przyjaciela, Daniela. Daniel, to jest… moja Klara. - Machnęła dłonią pokazując w odpowiednim momencie odpowiednie z nich. Gdy nie miała już po co machać, przejechała nią po czole… jak ktoś zakłopotany.
Kruczowłosa podeszła do chłopaka tym samym wystudiowanym krokiem jaki Lulu już widziała, uniosła dłoń, Daniel też odruchowo. Uścisnął ją choć nie ułatwiła mu zadania, po podała ją nie jak do zwykłego podania ręki i jednocześnie też nie do końca tak jak podają dłoń kobiety sugerujące tym gestem, że oczekują ucałowania. Z ciekawością na twarzy czekała jak wybrnie. Zrobił co mógł by wyszło to zręcznie ale całować nie zamierzał.
Skinęła głową.
- Cóż, miło mi poznać - powiedziała. - Zwykle przyjaciele moich przyjaciół bywają moimi. Ale ty Danielu to chyba za mną nie przepadasz, prawda? - spytała wprost patrząc na niego wciąż z ciekawością. Oparła się ciężarem ciała na jednej nodze zamiast wyprostować się w tym swoim obcisłym stroju. Raz, że bardzo seksownie jej to wyszło, dwa, że wydawała się przez to jeszcze ciut niższa. Daniel przewyższał ją prawie o głowę.
- Tak. To prawda. Zasłużyłaś sobie na moją złą opinię. - Odwzajemnił ciekawskie spojrzenie, jednak w jego wykonaniu było to chwilowe i odruchowe. Więcej uwagi zdecydowanie poświęcił Lulu. To od niej nie mógł oderwać wzroku, ignorując to czy Klarze coś wyszło seksownie czy nie, czy była niższa czy wyższa, czy jej powitanie było niemiłe czy miłe. Było widać jak wyraz jego twarzy przeobraża się w zaniepokojenie gdy ujrzał zakłopotanie stojącej obok Lulu. Uśmiechnął się do niej, jakby chciał potrzymać na duchu, czy oznajmić w ten sposób, że przecież nie dzieje się nic złego i nie musi wyglądać na przestraszoną co się zaraz wydarzy. - Nie sądzisz? - Dokończył myśl, jednak ton tym nie zawierał ślady złości, wręcz przeciwnie. Był lekko zaczepny, jakby Daniel pragnął rozluźnić napiętą sytuację.
Klara tez widziała zdenerwowanie Grażynki, jednak nie zamierzała walczyć z Danielem o prymat tego kto mocniej będzie podtrzymywał różowowłosą na duchu. Nie była taka jak Daniel i chyba nie widziała powodu by nagle bawić się w rycerza. Mrugnęła tylko do Lulu nieznacznie.
- Może ociupinkę - przyznała cynicznie ni to siadając ni to opierając się o skraj biurka. - I wciąż chowasz na mnie złość? Wściekłość? - szukała odpowiedniego słowa przekrzywiwszy lekko głowę i obserwując reakcję mimiki chłopaka na swoje słowa. - Odrazę? Nawet gdy w co najmniej jednym szczególe jesteśmy tacy sami?
- Nie… Klaro. Nie chowam, ale staram się hamować. Odrazę? Nie. Nie o odrazę wszak chodzi. Chodzi o nią
- jego ton nie zawierał złości, musiał nieźle ze sobą walczyć, by faktycznie jej nie okazywać, wskazał brodą Grażynkę - o jej bezpieczeństwo i przyszłość, bo jednym i drugim porządnie zachwiałaś. Prawda? - Tym razem brzmiał na zatroskanego. Nie czekał jednak na odpowiedź, tak samo jak ona przed chwilą zadając na raz więcej niż jedno pytanie. - Szczegół w którym jesteśmy tacy sami? Nie łapię o czym mówisz. - Odparł z rozbrajającą szczerością (nie jakby uważał, że taki nie może istnieć, ale jakby nie rozumiał o jaki może jej chodzić) chociaż w głosie było słychać pewne zastanowienie… jakby mówiąc o tym zaczął domyślać się o co może jej chodzić. Daniel chcąc zmienić pozycję ze stojącej na coś wygodniejszego zaczął siadać powoli na łóżko. Klara kątem oka mogła zauważyć, że Lulu poruszyła się dokładnie w tym samym momencie co jej przyjaciel. Może było to przypadkowe? Zachowując milczenie Grażynka spojrzała na Daniela, następnie na Klarę. Przeszła pomiędzy nimi i usiadła na parapecie. Zaczęła wyciągać papierosa z opakowania.
Klara nie tłumaczyła, widząc zmianę na twarzy chłopaka nie czuła się zobligowana do tego by wyjaśniać coś na co sam wpadł, choć werbalnie tego nie przyznał.
- Zachwiałam - przyznała. - Ale widziałam jej radość, siłę, emocje. W jednym z filmików. W chwilach zwątpienia, grozy. Strach i napięcie razem z euforią. Znasz ją Danielu, powiedz beze mnie by kiedyś nie wpakowała się w coś… przed czym ty nie mógłbyś jej uchronić? - Patrzyła badawczo na chłopaka, zerknęła też na Lulu uśmiechając się. - Nauczyć młodszą siostrę, jeździć na rowerze to też zachwianie? Może rozbić sobie głowę z rowerka spadając. Ale jeszcze gorzej jak wsiądzie gdy nikt jej nie nauczy. Zależy nam na naszej Lulu - zaakcentowała ‘naszej’ wskazując, że nie chce traktować ją jak własność i negować Daniela w jej życiu. - Chcemy jej dobra tak jak uważamy to za właściwe. - Wzruszyła ramionami.
Daniel przyglądał się twarzy Klary czujnie, badawczo i oceniająco. Przez chwilę analizował przypominając w tym swoją przyjaciółkę. Grażynka raz po raz zaciągała się papierosem. Nie patrzyła ani na jedno, ani na drugie, tylko gdzieś pomiędzy. Wciąż milczała. Wyglądała trochę jakby czekała…
- Z całą pewnością i bez ciebie wpakowałaby się raz dwa w kłopoty. To prawda. Być może takie, przed którymi obronienie jej leżałoby daleko poza moimi możliwościami. - Przyznał ze smutkiem malującym się w jego miękkim męskim głosie. Kochał ją, to było tak oczywiste jak to, że rano wzejdzie słońce. - Ale powiedz, czego chcesz ją nauczyć? Bo przecież nie jazdy na rowerku. - Uniósł lekko brwi. - Zabijania? Bo z tego co mnie pamięć nie myli to właśnie tego od niej chciałaś, nim ujrzałaś w niej ochotniczkę do wesołego pląsania w chwilach grozy?
- Tego, czego sama będzie chciała - ucięła. - Cieszę się, że ma kogoś takiego jak ty Daniel. A to co o mnie sądzisz… to Twój problem. Jak mówiłam, obojgu zależy nam na niej. A mi na przykład zależy teraz też na tym, abyśmy przestali pieprzyć o niej w osobie trzeciej, jakby jej tu nie było - Spojrzała to na jedno to na drugie.
- Spokojnie - Lulu weszła jej w zdanie - nie musicie zwracać na mnie uwagi ja się jeszcze póki co całkiem nieźle bawię. - Wzruszyła ramionami, próbując sprawiać pozę jakby miała ich rozmowę ostatecznie “gdzieś”. Po za pozą, widać było ulgę. Nie pozabijali się. Nie było awantury, ot takie tam pitu pitu, uffff. Dogasiła peta w popielniczce.
Daniel z kolei wyglądał jakby zrobiło mu się trochę głupio, że to Klara a nie on zauważyła iż mówią o obecnej jakby jej nie było… ale z drugiej strony. Jemu samemu to nie przeszkadzało. Gdyby było trzeba mówiłby za Lulu nawet zatykając jej usta, byleby w ostatecznym rachunku mieć pewność co do jej bezpieczeństwa. Zaczął podnosić się z łóżka, ciężko jednak było póki co powiedzieć czy ma zamiar podejść do przyjaciółki czy wyjść z pokoju.

Klara uniosła brew, nie wiadomo czy w reakcji na ruch Daniela czy na słowa Lulu.
- Mówiłaś, że chciałabyś o czymś pogadać - zwróciła się do różowowłosej patrząc na nią z ciekawością.
- Chyba od tego czasu zdążyłam kilka razy zapomnieć o czym. - Westchnęła z pewną rezygnacją w głosie. Przyglądała się Danielowi.
- Ktoś chce coś do picia? - Więc jednak, postanowił dać jej to jej pięć minut.
- Dzięki. Może herbatę, tą malinową… - i nagle uśmiechnęła się promiennie do przyjaciela, jakby to co powiedziała przywołało jakieś wspomnienie. Daniel wychwycił ten moment, uśmiechnął się delikatnie i skinął głową. Spojrzał wyczekująco na Klarę.
- Ja dziękuję - skinęła głową. - Opiłam się w domu.
Chłopak jeszcze raz skinął głową i zaczął wychodzić z pokoju, w drzwiach jeszcze przed zamknięciem ich obracając się i zerkając na Lulu.
Wyszedł.
Grażynka zamknęła na moment oczy.
Klara milczała, podeszła powoli muskając jej rękę. Nie zapytała “Czy ok?” lub cokolwiek w ten sposób. Po prostu patrzyła pytajacym wzrokiem.
Kiedy Lulu otworzyła oczy, z początku wpatrywała się w zielone oczy Klary w milczeniu.
- Kiedyś pewnie i tak byś poznała Daniela. - Odparła ostrożnie. - Co o nim sądzisz? - Było to luźne pytanie, od czegoś było trzeba w końcu zacząć. Grażynka ujęła muskającą ją dłoń. Uśmiechnęła się, chociaż przemawiała przez ten uśmiech delikatna niepewność.
Kruczowłosa zastanowiła się zanim odpowiedziała.
- Rozsądny, stanowczy, ma w sobie sporo siły. - Wzruszyła ramionami - Trochę zbyt sztywny ale dobrze że ktoś taki jest koło ciebie - wyglądała jakby myślała o czymś, o kimś. - Ulga?
- Hmm… - Grażynka zmarszczyła lekko brwi, jakby nie do końca czaiła o co chodzi w ostatnim pytaniu Klary. - Klara, póki na chwilę wyszedł. Pokazałabym Ci dane, ale otwierają się jedynie obrazki. Nic ciekawego, chyba trzymał wśród nich tapety na pulpit z jakiś filmów. - Rozłożyła lekko ręce, właściwie jedną rękę, bo druga była zajęta trzymaniem Klary. - Musisz jednak wiedzieć, że kopię połowy… no, ewentualnie jednej trzeciej danych zaszyfrowanych które wydostałam ma Indi… ta dziewczyna która tam ze mną była.
- To niedobrze.
- Klara nie mówiła co. Choć Lulu widziała, że czarnowłosa jest czymś zafrasowana. I raczej nie chodziło o Indi i część danych w jej rękach, przynajmniej nie tylko o to
- Czym się martwisz?
- Tym że masz te dane.
- Wiesz, że nie są mi do niczego potrzebne.
- Problem w tym króliczku, że chcę ci otworzyć oczy. To
- wskazała na laptopa - otworzy ci oczy. Tylko ty chyba jesteś w stanie to odszyfrować, a jednocześnie nie jesteś na tą wiedzę gotowa. Pieprzona kwadratura koła. - Spojrzała za okno. - Macie jakieś plany na noc? Może jak skoczymy gdzieś razem, to twój przyjaciel może trochę przestanie się na mnie boczyć - uśmiechnęła się zadziornie.
Grażynka zastanawiała się przez chwilę, wyglądało jednak na to, że nad pierwszą częścią wypowiedzi Klary.
- Wiesz Klara, jak mówiłaś wtedy, że spotkam… duchy. Ja… tam na dole, wierz czy nie ale je na prawdę widziałam i słyszałam. No nawet nie tylko widziałam … chyba chciały mnie zabić. Chyba źle mi z oczu patrzy? - Uśmiechnęła się lekko, jakby to był żart i retoryczne pytanie. - Tym bardziej zaczynam martwić się co masz na myśli. - Spojrzała w zielone oczy dziewczyny przenikliwym analizującym spojrzeniem - Teraz najważniejsze dla mnie jest to, czy mamy czas. Na zabawę, poznawanie, - pięła do wyjścia wspólnego w trójkę gdziekolwiek - odwlekanie rozmów - uniosła lekko brwi - a przede wszystkim, mi to odszyfrowanie na prawdę trochę zajmie. - słowo “odszyfrowywanie” nosiło ślady jakby mówiła o jakiejś dobrej zabawie, która trochę potrwa. Z tego co Lulu wiedziała, Klarze mogło zależeć na danych… ktoś przy niej mówił jej przez telefon o jakimś limicie czasowym. Wolała wtedy nie pytać, ale łączyła fakty.
- Mówiłam ci. To zależy od tej drugiej - Zerknęła ku drzwiom ale Daniel wciąż jeszcze nie nadchodził. - Jest ktoś, kto mocno chce by to dorwać. Jak się dowie, że uciekłyście to będzie nas szukać. Jak nie wie co z wami, piszczy ze strachu, że dane mają ci co napadli na jego ludzi w lesie. - Zawahała się. - Chcesz na wszelki wypadek zaszyć się u mnie?
- Okej. Spróbuję skontaktować się z Indi. Wolę wiedzieć jak się sprawy mają w tej kwestii. Jeśli chodzi o zaszycie się u Ciebie… nie wiem gdzie będzie bezpieczniej. Ciebie znają, a o mnie wiedzą tyle, że jestem od Ciebie. Jeśli tak byś jednak wolała… chciałabym spędzić jeszcze tą dzisiejszą noc z Danielem… ja… należy mu się to.
- Jasne. Klara skinęła powoli głową.
- Będę w pobliżu, na wszelki wypadek. Zawahała się lekko. - Chcesz bym już poszła? - spytała choć jakby trochę wbrew sobie.
Grażyna uśmiechnęła się lekko. Wychyliła się w stronę Klary i ucałowała ją delikatnie i krótko w usta.
- Możemy wyskoczyć gdzieś wszyscy razem, ale na krótko. Chcę być w domu zanim wróci ojciec… - Grażynka zarumieniła się delikatnie.
Klara też uśmiechnęła się, choć nie zarumieniła, pogłaskała ‘króliczka’ po policzku.
Akurat wchodził Daniel z dwoma ciepłymi herbatami.
- Daniel, co powiesz na krótki wyskok by nie siedzieć w domu? - zaproponowała. Chciała by propozycja wyszła od niej i by chłopak się do niej ustosunkował.
Chłopak odłożył je na biurko. Na jego twarzy było widać wahanie. Spojrzał na Grażynkę, która wciąż trzymała Klarę za rękę. Pokiwał delikatnie głową na boki, jakby coś mu się nie podobało… (na przykład Klara?)
- Grażynka, ale pamiętasz o ojcu? - Upewnił się. Jego przyjaciółka skinęła głową.
- Tak… wrócimy najpóźniej za dwie godziny. - Odpowiedziała nie naciskającym tonem. - Jeśli na prawdę nie chcesz Daniel, to może wiesz… innym razem?
Daniel westchnął ciężko. Miał minę podobną do tej kiedy mówił Grażynce, że jest “diabłem wcielonym”.
- Dobra. - Mówiąc to spojrzał na Klarę, w końcu to jej odpowiadał.
- No to chodźmy, nie mamy dużo czasu. - Klara ruszyła do wyjścia.




***

Mieszkanie "Lulu", Praga Północ, ul Jagiellońska, późny wieczór
- Tatusiu? Emmm… jak podobał Ci się film? - Grażynka wyszła owinięta w duży biały ręcznik z łazienki, akurat w momencie kiedy ojciec zamykał drzwi po wejściu do domu. Odwrócił od nich wzrok, pociągając za klamkę by upewnić się, że są zamknięte. Gdy spojrzał na córkę, na moment zamarł w bezruchu.
- Film… a tak. No, muszę przyznać, że ten… warto było na niego iść. Dobrze się… a u… hm… wszystko w porządku? - Próbował jakoś to ująć, ale w żadnej z wersji nie bardzo mu wychodziło. Zaczął więc szybko kontynuować wypowiedź by pytanie uciekło gdzieś w eter. - W sumie pójdę już spać. Długie teraz dość te filmy robią. A na początku z pół godziny reklam. - Machnął ręką. - Skończyłaś już? Chciałem iść do toalety. - Zapytał ściągając buty. Grażynka szybko kiwnęła głową.
- To… cieszę się, że Ci się podobało. - Po czym pośpiesznie zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Daniel leżał na jej łóżku ubrany tylko w spodnie od piżamy. Czytał tą swoją książkę. Udało im się wrócić niemalże równo po dwóch godzinach. Wiedząc, że ojciec niebawem też wróci najpierw kolejno wskoczyli pod prysznic. Należało im się po wygibasach i traceniu energii nie tylko na rozmowy co i tańce.
Daniel spojrzał pytająco na Grażynkę, po czym ewidentnie przesunął po niej wzrokiem.
- Zapomniałam… - Zaczęła, ale urwała gdyż jej przyjaciel zakrył usta i zaczął cicho chichotać. - Co? - Zdziwiła się i aż spojrzała w dół po sobie.
- Po pierwsze, ubierz skarpetki. Po drugie, Twój ojciec… - Nie musiał kończyć. Jeśli Antoni miał jeszcze jakiekolwiek nadzieje, że nie robili “nic takiego” to wyskoczenie w samym ręczniku z łazienki musiało rozwiać jego wątpliwości. Lulu zaczerwieniła się lekko.
- No bardzo zabawne. - Szepnęła. Poszła w kierunku szafy by wydobyć z niej koszulę nocną no i skarpetki. Wciągnęła ją przez głowę, dopiero później pozbywając się ręcznika. Wolała nie ryzykować dalszych konfrontacji z ojcem, wobec czego mokry ręcznik rozwiesiła na kaloryferze. Czuła na sobie spojrzenie przyjaciela, ale nie odwzajemniała go.
- Oglądamy coś na dobranoc? - Zapytała podchodząc do swojego laptopa i włączając go (a właściwie budząc). Uruchomiła kate_search_new_1.exe by leciało w tle, teraz nie było problemu z obciążeniem kompa.
- Jak chcesz, zaraz coś wybierzemy… ale najpierw chodź tu do mnie na chwilę. - Poklepał miejsce na łóżku obok siebie z delikatnym rozbawionym jeszcze uśmiechem.
- Daniel… - otworzyła szerzej oczy.
- Oh, daj spokój. Chcę pogadać.
- Znowu?
- Grażynka westchnęła teatralnie. - Cały dzień rozmawiamy. - Ale mimo to poszła. Wsunęła się pod pierzynkę. Daniel spojrzał w kierunku jej stóp, które wesoło poruszały się pod nią to w prawo to w lewo jakby wykonywały jakiś taniec.
- Nie chcę psuć Ci nastroju… ale… Grażynka… ta Klara. Ja na prawdę bym wolał, byś mimo wszystko się z nią nie spotykała. To jest bardzo, bardzo zły pomysł.
Grażynka obróciła się bardziej w jego stronę, by móc go widzieć. Jej łóżko nie należało do wielkich dwuosobowych łóżek - w końcu przeznaczone było dla jednej osoby - więc tak czy inaczej miała go na wyciągnięcie ręki.
- Wydawało mi się, że nie bawiłeś się źle. - Powiedziała z lekkim wyrzutem w głosie.
- Tak. To prawda, nie bawiłem się źle. Jakbym mógł bawić się źle w Twoim towarzystwie? - Uśmiechnął się delikatnie, acz było w tym uśmiechu coś smutnego.
- No właśnie? Spróbował byś. - Odwzajemniła uśmiech.
- Dlaczego Klara mówiła, że będzie się gdzieś tu kręciła przez noc, na wszelki wypadek?
- Mówiłam Ci, że mam talent do pakowania się w różne kłopoty, prawda?
- Nie musiałaś, uwierz.
- Wywrócił oczami. - Zauważyłem, że Klara faktycznie bardzo chciałaby Cię chronić. Ma za to u mnie sporego plusa… ALE z drugiej strony jakby podobało się jej też wystawianie Cie na niebezpieczeństwo. Wysyła mylne sygnały.
Grażynka westchnęła ciężko. Nie miała zielonego pojęcia jakby mogła wytłumaczyć to przyjacielowi. Był chyba na to zbyt… cóż, rozsądny.
- Nie martw się. Klara hmmm… jest po prostu z takich osób, które lubią adrenalinę. - No, może nie do końca o to jej chodziło, ale lepsze ujęcie TEGO w słowa, mogło zanadto przerazić przyjaciela.
- Taaaa… zauważyłem, że drzemie w niej jakiś głód… i to chyba nie tylko adrenaliny. Może dawno nie miała faceta, co? - Próbował rozluźnić rozmowę żartobliwą wstawką. Lulu spojrzała na niego z wyrzutem.
- Nie wiem czy miała czy nie miała. Nie rozmawiałam z nią o tym. Mój związek z nią jest… luźny w tych kwestiach. - Pokiwała na boki głową, jakby z niedowierzaniem. - Zauważyłeś pewnie, że sprawiała wrażenie jakbyś w ogóle jej nie przeszkadzał. To znaczy… nie… - Grażynka urwała i zaczerwieniła się. Czy właśnie przeszła z mówienia o luźnym związku łóżkowym z Klarą i braku wiedzy o innych jej partnerach do tego, że obecność Daniel jej nie przeszkadza? Ugryzła się poważnie w język (choć nie dosłownie). - To znaczy przecież my razem tego..., no wiesz. Tylko chodzi mi o to, że jakby nie miała z tym problemu, że my… w sensie jakimi darzymy się uczuciami… o rany. - Dziewczyna pociągnęła w górę pierzynę zasłaniając nią swoją twarz aż po czoło by widać było tylko różowe nieco jeszcze mokre po kąpieli włosy. Daniel miał w pół rozbawioną w pół nieco głupią minę. - Wiesz o co mi chodzi. - Wydobyło się spod pierzyny. Daniel chwycił za pościel i pociągnął w dół by wydobyć spod niej chowającą się dziewczynę.
- To Twoja wina. - Oznajmiła z wyrzutem, gdy jej niebieskie oczy znalazły się znów w zasięgu wzroku Daniela.
- Tak, jasne. Zawsze wszystko moja wina, biorę to na klatę. - Wywrócił oczami. Sprawiał wrażenie zaniepokojonego. - To było akurat irytujące.
- Co takiego?
- Wydawało mi się, że ta cholera jest tak pewna siebie, że nawet nie bierze pod uwagę bym mógł stanowić dla niej jakiekolwiek zagrożenie…
- Mówiłam Ci, mój związek z Klarą jest luźny i niezdefiniowany więc po co miałaby kogokolwiek … traktować… jako… zagrożenie.
- Grażynka coraz wolniej dokańczała zdanie, na koniec już dopowiadając ostatnie słowa, a w tym czasie jej czoło delikatnie się marszczyło. Daniel wyglądał jakby właśnie pożałował tego co powiedział. Otworzył usta jakby chciał szybko coś sprostować, ale jakoś i z tego zrezygnował. Zamiast tego ujął znów w dłoń pościel i nasunął Grażynce na twarz.
- Ej! Co robisz… - dobiegło spod pierzyny. Dziewczyna złapała jej skraje i odsunęła znów w dół. Rozkojarzyła się czym innym i o to mu chodziło.
- Daniel… - Podjęła jednak chwilę później.
- Wiem, wiem. To moja wina. - Uniósł jedną dłoń jakby w geście obronnym. Na drugiej się podpierał. Grażynka zaśmiała się.
- Faktycznie, Klara wie, że ewidentnie za nią nie przepadasz i na pewno będziesz wybijał mi ją z głowy.
- Zauważyłem, że jest Tobą zaintrygowana, podchodzi z pewną pasją, ale jest w tym coś jeszcze. Hmm… raczej nie jakieś wzniosłe uczucie.
- Nie wzniosłe?
- Uniosła brwi.
- Kochać Cię mogę tylko ja. - Odparł żartobliwym tonem, po czym poczochrał ją po włosach. - Zauważyłaś, że traktuje Cie bardziej jakbyś była jej siostrą? Albo jakby ona była Twoją sorka, ale matkuje… a jednocześnie chce być kochanką?
- Eeee… nieee…
- No dobra…
- pokręcił tylko głową. - Będę próbował Ci ją wybić z głowy. Martwię się o Ciebie… ona nie jest normalną zwyczajną osobą. Jest niebezpieczna, nawet teraz gdy wiem, że nie chce Cie skrzywdzić. Mało osób lata po mieście z bronią, zwłaszcza jeśli nie nosi przy tym odznaki. Grażynka… jej moralność po prostu wybiega po za moje standardy i pewnie nie tylko moje. Nie chciałbym abyś kiedykolwiek się do niej upodobniła. To plus, ja nie chcę byś z nią była.
Dziewczyna znów zaczęła marszczyć czoło, podobnie jak wcześniej. Nie mówiła jednak nic.
- Co z tym filmem? - Spytał chłopak po chwili milczenia, wpatrując się w niebieskie oczy przyjaciółki… w których od jakiegoś czasu wypisana była głęboka analiza. Nie odpowiedziała. Daniel przeniósł dłoń na jej włosy, pogładził ją czule po głowie z delikatnym niepewnym uśmiechem.
- Nie myśl tyle, bo w końcu mózg Ci się przegrzeje. A jak już… to powiedz chociaż czy chcę wiedzieć o czym myślisz?
Grażynka pokiwała głową na boki, po czym przechyliła się w stronę Daniela, zupełnie znienacka przyciągając swoje ciało w jego kierunku. Objęła go mocno, wtulając głowę w jego nagi tors, a nogi chcąc spleść z jego, by móc być bliżej.
Wolna ręka chłopaka, którą wcześniej gładził ją po włosach szybko znalazła się na biodrze Grażynki, powstrzymując je od nagłego kontaktu z jego biodrem. Dziewczyna uniosła odruchowo głowę by spojrzeć pytająco na… przyjaciela. Poczuła jego oddech na swojej skórze, tak blisko, że aż zadrżała.
- Daniel… - szepnęła, miała przepraszający ton głosu. A on kiwał tylko na boki głową, jakby z niedowierzaniem gdy jego usta takie kuszące były coraz bliżej i bliżej jej twarzy… tak samo oddech, który wydawał się teraz taki ciepły i słodki. Nagle zmienił kierunek. Ucałował ją w czoło. Zabrał rękę z jej biodra i wrócił nią do jej włosów. Pogładził.
- Chodźmy lepiej spać. - Nie łatwo przyszły mu te słowa.

Tak… Daniel był herosem…

Tylko, że Grażynka złapała go wtedy delikatnie za podbródek i delikatnie ale sugestywnie… bardzo sugestywnie, bo jej usta zbliżały się do jego.
Jego palce zacisnęły się nagle na jej dłoni. Stanowczo nie pozwalając jej na kontynuowanie. Spojrzał głęboko w oczy przyjaciółki, milcząc przez chwilę.
- Nie chcę Cie stracić. - Odparł w końcu cicho. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale widząc nutę smutku w jej oczach znów zamilkł.
- Przepraszam. - Była skruszona, próbowała odsunąć się z miną przestraszonego dziecka. Powstrzymał ją przyciągając do siebie na powrót.
- Nie przepraszaj. Po prostu… - obdarzył ją jednym ze swoich pięknych promiennych uśmiechów. - Przytul się. Okej?
- Daniel?
- Hm?
- Zapomnisz o tym?
- Poprosiła.
- Nie. - Odpowiedział tonem tak stanowczym, że znów wtulona w niego przyjaciółka zadrżała. Sprawdził, czy jest dobrze przykryta, po czym zgasił nocną lampkę przy której czytał wcześniej książkę.


Tej nocy w ciemności rozległy się jeszcze dwa ciche szepty.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie mocniej.


 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 24-02-2016, 10:31   #22
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Indi pływała w półświadomości czując wciąż ciężar Wojtka na sobie. Po kolejnym dzikim wybuchu namiętności ich ciała w dalszym ciągu lekko drżały. Wzajemne leniwe muśnęcia, delikatne pocałunki powoli wytracały na częstotliwości. Indi uśmiechnęła się, oplatając Wojtka nogami i czując w powietrzu zapach ich żądzy.
Mężczyzna wyczuł uśmiech i uniósł lekko głowę.
Nie oparła się wyrazowi jego twarzy i pocałowała raz jeszcze usta, które nie tak dawno zaciekle kąsała.
Przesunął dłonią po włosach Indi, zaciskając w nich palce.
Kolejna iskra podniecenia błysnęła gdzieś w ciele i umyśle Indi.

- Mamusiu? - zaspany głosik ich córeczki, przebił się jak brzytwa przez opary pożądania - gcie jesteś?
Stężała zaskoczona.
Oderwała się raptownie od warg Wojtka i zaczęła gorączkowo spychać go z siebie.
- Jesteśmy z Wojtkiem w kuchni, szkrabku. Zaraz przyjdę do Ciebie. Zostań w pokoju. - rzuciła lekko drżącym głosem.
- Ale ce mi się siiiiiiiku… - szczere wyznanie w tak straaasznie umęczonym głosiku czterolatki dolało oliwy do ognia paniki Amerykanki:
- Już, już…
Wojtek zbierał się z podłogi w tempie zdecydowanie zbyt leniwym jak dla Indi. Zaczął rozglądać się za ciuchami.
- Gdzie… - Indi odgarniając rozczochrane włosy z twarzy rozglądała się za….
Stanik?
Majtki?
Spodnie?
Bluzka?
Strzelała spojrzeniem rozgorączkowana.
- Łap - rzuciła Wojtkowi bojówki rozwleczone na podłodze za stołem.
On odrzucił jej spodnie i oboje przez chwilę podskakiwali by szybciej wbić się w ubranie.
- Juuuuuussss? - słychać było, że zniecierpliwiona mała zbliża się do drzwi.
- Jeszcze chwileczkę, kochanie!!!
Rzucili się w poszukiwaniu górnych partii… jedna na oparciu krzesła… druga zawisła na haczyku na ręcznik.
Wcisnęli się w nie w ostatnim momencie, bo Alex właśnie wchodziła do kuchni.
Wojtek stopą nakrył kawałek materiału… to musiały być jej figi.
Indi potoczyła wzrokiem w panice i uśmiechnęła się do córeczki.
- Jak się spało, co? - pociągnęła małą do łazienki by pomóc z toaletą. Szła na uginających się i trzęsących nogach. Plecy bolały… tak samo jak szyja, piersi…
Alex za to była pełna energii.
Opowiadała swój sen i dopytywała czy pójdą na spacerek, a wogóle to była stllllllllasnie głodna.
Indi jęknęła.
Wróciły do kuchni, gdzie Wojtek prawie kończył półtora litrową butelkę wody.
Dziewczyna przez chwilę zastanowiła się, czy wygląda na równie zmaltretowaną co on. Przy okazji ponownie potoczyła spojrzeniem za swoim biustonoszem.
- Ja cem kulcacka na obiad, mamo!
- Zaraz zobaczymy co mamy do jedzenia.

Wojtek podszedł do Indi podając jej butelkę z wodą i kierując się na fotel. Opadł na niego bez sił.
Indi na autopilocie zaczęła przeglądać zapasy jedzeniowe. Miała wrażenie, że za sekundę nogi się ugną pod nią. Najchętniej sama padłaby na łóżko i zagrzebała pod rozgrzany ciałem córci koc.
Nie odpowiadała na peplaninę małej, koncentrując się na przyszykowaniu jej jedzenia.
Przygotowała kanapeczkę i odwróciła się by ją zaserwować. Ktoś tam na górze jednak się zlitował. Alex oburzona ignorowaniem przez matkę, właśnie wdrapywała się na kolana Wojtka.
- A wies co? - kokosiła się wygodniej na kolanach zmęczonego taty, który otwierał powoli oczy.
- Mmmm?
- A pani Iwonka w pseckolu mófiła, że tylko dzieci muso spać w cień. Nie usłeś w nosy? - pisnęła Alex.
- Mmmmm
- No...nie śpij!…
- Alex podskoczyła energicznie na kolanach taty.
- Ok - mruknął rozleniwiony Wojek
- A cemu nie usłeś, czo? - pytaniu towarzyszyło lekkie plaśnięcie. To córeczka poklepała Wojtka po policzku, domagając się atencji.
Pełne oburzenia spojrzenie mężczyzny było prawie zabawne. Zabawniejsze tym bardziej, że spoglądał oczekująco na Indi.
Amerykanka nie miała wyrzutów sumienia. Przerabiała podobny stan zmęczenia vs. konieczność opieki nad córką wiele razy. Nauczona doświadczeniem wiedziała, że taką okazję należy wykorzystać i to szybko: uwaga Alex była odwrócona.
- Kochanie, masz kanapkę na chwilę. Mama prześpi się króciutko, a potem zrobimy obiadek.
- Doooooooopcie, mamo.
- Alex była zajęta nową ofiarą. Drobne paluszki unosiły właśnie zamkniętą powiekę Wojtka.
Indi wcisnęła talerzyk z kanapką w dłoń na wpół przytomnego mężczyzny i sama czmychnęła - nie, skreśl - dopełzła do izby waląc się niemalże jak kłoda na łóżko.
- Fujeeeek, a pocytas mi?
Odpłynęła w sen zanim przyłożyła głowę do poduszki.

Zbudziła się czując małe ciałko gramolące się obok i rześko podskakujące.
- Mammoooooo stawaj jus, staaaaaaaaaaawaj….sysys?
- Już… już wstaję
- lekko otumaniona Indi próbowała zebrać się na szufelkę. Przytuliła córeczkę próbując uspokoić małą, ale próby spacyfikowania tym razem się nie powiodły.
- Cem jeść…
- Już wstaję…
- Indi podniosła się i zamrugała.
- A gdzie Wojtek?
- Jestem
- dobiegł ją zmęczony głos z kuchni.
- Wujek mófi, że nie ce się jus bafić.
- Chcę, ale za 10 minut.
- Wojtek nie brzmiał jak pełen energii tatuś.
- Aha - Indi zlitowała się nad mężczyzną, którego obie panny Gemmer chyba wydrenowały z energii w ciągu jednego dnia.
Zebrała się, ale czując spadające spodnie, sięgnęła do torby by wygrzebać z niej alternatywne wdzianko. Sięgnęła i…. znalazła pustostan. Uklękła i rozchyliła torbę zdumiona.
Wpatrywała się przez chwilę zaskoczona brakiem ubrań, gdy usłyszała chichocik za plecami. Alex siedziała na łóżku zasłaniając buzię łapkami jakby nie chciała za nic, żeby mama usłyszała jej śmiech.
- Szkrabeńku… - zaczęła Indi, skradając się do łóżka na czworakach - … Ty coś wieeeesz… - udawała skradające się zwierzę - … coś mi mówi, że …. - dwa kroczki bliżej córeczki - … wiesz, gdzie są … - kolejny kroczek - … moje ubranka! - złapała małą i przycisnęła do łóżka łaskocząc Alex.
- Fieeeeem! - mała wiła się piszcząc i wierzgając - Fieeeem!
- To mów szybciutko zanim zagilgoczę Cię na amen!!!
- Indi odgrażała się “poważnym” tonem.
- Nieeeee!! - chichot zaczynał przeradzać się w ultradźwięki. Wojtek z pewnością się obudził przy tej kakofonii - nie pooooooofiem!!!!
- Mów, ty mała szujko!
- Fuuuuujeeeeeeek!
- Alex zaczęła wołać o pomoc - Fujkuuuu!
Łaskotki nie były zbyt intensywne ale mała teatralnie wyolbrzymiała cały atak.
- Co? - dobiegł je głos Wojtka. - Oooooo, silniejszy na słabszego?! - zdziwił się i wnet przyszedł na pomoc dziewczynce. Przypadł do nich i wedle znanej doktryny: “Najlepszą obroną (Alex) jest atak (na Indi)”, zaczął sam łaskotać dziewczynę jedną ręką po żebrach, drugą po podbiciu bosej stopy.
- Nooooo nieeee!! To nie fair!!!! - pisnęła Indi i zaczęła chichrać się nie gorzej niż córeczka. Próbowała się odgryzać Wojtkowi, sięgnąć w jego wrażliwe miejsca i ciągłe łaskotać małą ale … sprytny maluch wykorzystał okazję i szybko się wywinął.
Duży i mała działali wspólnie przypuszczając atak i flankując ją:
- O wy, szuje!!! - Indi wciąż próbowała się odsunąć od Wojtka i jego rąk gdy mała “wpadła” na nią łapiąc ją obiema rączkami za szyję. Żeby ją asekurować przed upadkiem Indi musiała wystawić się na niecne ataki Wojtka. Opadła na bok wijąc się, chichocząc, sama łaskocząc Alex w udanych zapasach ale całkowicie wystawiona na szarżę Wojtkowych dłoni.
- Ładnie to ….- łapała oddech przez śmiech - … tak - pisnęła - mamę atakować?
- Taaaaaaaaaaaaaaak!
- odpiskała córka łapiąc jej ręce z minką “twardzielki” - Fujeeeek! Tuuuuuu!
- Przyznaj, że przegrałaś!
- mruknął mężczyzna muskając nagie, wierzgające stopy Indi i przesuwając łaskotki w górę, gdzie wskazywała Alex.
- Tak! Psysnaj! - Alex patrzyła na mamę z góry i naśladowała ton ojca
- Nigdy! - chichotała Indi “próbując” zrzucić szkrabka. - Nigdy nie przegrywam!
- Psyyyyyyysnaj!
- Przyznaj, bo kara będzie sroga…
- kątem oka spostrzegła wyszczerz Wojtka.
- Alex - szepnęła konfidencjonalnie, odwracając uwagę małej - wiesz co…
- Czo? - córcia zamarła nagle, zaskoczona zmianą tonu Indi. Pochyliła się do mamy.
- Zdaje się, że ktoś tu nie dostał swojej codziennej porcji łaskotek. Wiesz kto?
Oczka małej rozbłysły…
- O nienienienienie… - Wojtek wyczuł pismo nosem.
Indi skinęła głową małej i na raz obie przypuściły atak na “fujka”, który próbował się szybko odsunąć. Nie zdążył. Mała z pomocą Indi rzuciła się na niego szczupakiem i zaczęła gilgać po szyi i brzuchu. Gdy on “bronił się”, Indi podniosła się na czworaka, tak jak poprzednio “tropiła” Alex i zaczęła się zbliżać wpatrzona w “ofiarę”. Krok za krokiem. Bez ostrzeżenia przyszła z pomocą córeczce siadając okrakiem na nogach Wojtka i oddając pięknym za nadobne. W dwójnasób.
Izbę wypełniła kolejna kawalkada pisków i śmiechów.
- Gadaj, gdzie moje ubrania! - domagała się odpowiedzi Indi. - Mów, pókiśmy w dobrym humorze!
- Jakimi ciuchami?
- spytał próbując się wywinąć. Indi zarejestrowała krótką wymianę spojrzeń między mężczyzną a dzieckiem i Alex znów zmieniła front łaskotkoatakując matkę.
- No nieeeeeeeee - protesty przeszły w śmiech, ale Indi twardo siedziała tym razem unieruchomiając Wojtka… przynajmniej jego nogi. “Biły się” z małą na nim, obie siedząc okrakiem.
- Ubrania… z …. tooooorbbyyy - piszczała Indi, niepewna czy bardziej rozbawiona reakcją Alex czy łaskotkami. - Gdzieście je schowali? - spała łapiąc powietrze i…. pochylając się by teraz cmokami zapieścić szkrabka.

Szkrabek zaś chichrał się ale pary z gęby na temat ubrań Indi nie puścił. Wojtek przerwał ataki ale czujnie obserwował kiedy przyjść małej na pomoc.
Indi zrobiła smutną minkę:
- To jak ja mam chodzić? Spodenki mam poprute. A moje ubranka ktoś zabrał i schował … - dziewczyna pociągnęła nosem w udawanym smutku.
- A co ci siem mama stało w spodenki? - Alex zatroskała się lekko, próbując ogarnąć jak wielka krzywda stała się portkom matki.
- Zamek mi pękł. I spadają. Chciałam zabrać duży sweterek i nowe spodenki.
Indi dumała:
- A może… może ten kto schował ubranka, wymieniłby się: te spodenki na sweter i nowe spodenki, hm?
- Ktoś mógłby? Jak sądzisz, Alex? Ale mógłby chcieć przy wymianie najpierw dostać zanim da, prawda?

Alex zadumała się nad tym.
Indi spopieliła Wojtka wzrokiem.
Wiedział doskonale, że nie ma na sobie bielizny.
Bo KTOŚ ją rozerwał.
- A może…spodenki za spodenki a potem bluzeczkę za sweter? Będzie fair wymiana… - mówiła niby do Alex, ale wpatrywała się błyszczącymi oczyma w Wojtka.
On tylko wzruszył ramionami.
- Cóż… sam nie wiem - zadumał się. - Może skoczymy na kilka minut na zewnątrz, ja i Twoja mama poszukać tego, kto mógł coś schować. A Ty, Alex przypilnujesz mojego domku?
Alex pokiwała główką z błyskiem w oku.
Indi pokręciła głową nie wierząc, że ten podlec przekabacił małą w ciągu dwóch godzin.
- Dobrze… pod jednym warunkiem. - zarządziła.
Oboje spojrzeli czujnie czekając na to jaki to warunek.
- Dostanę kupon na 100 buziaków Alex.- Indi uśmiechnęła się jakby to był najlepszy deal jej życia.
- A może 50/50? - zaryzykował Wojtek.
- 50/50? - spojrzała na cwaniaka - 50 całusów teraz i 50 całusów potem? - udała zupełnie nieogarniętą.
Chciał coś powiedzieć, ale chyba to co miał na końcu języka by potwierdziło jego udział w ‘ubraniowym spisku’. Może i oboje wiedzieli, że Wojtek w nim uczestniczy, ale było to na razie jedynie w sferze domysłów. Brakowało dowodów na ten fakt. Odpuścił zatem.
- To co, szybki spacer? - spytał.
Indi skinęła głową wyciągając dłoń do córeczki i podnosząc się razem z nią. Drugą dłonią trzymała opadające spodnie. Ruszyła za Wojtkiem ku wyjściu. Wcale nie obracając się by sprawdzić co robi JEJ szkrabek.


- Co wyście wykombinowali? - spytała gdy znaleźli się na zewnątrz.
Na zewnątrz było już ciemno. Niby o tej porze roku zmierzch był już lekko po czwartej po południu, ale wciąż… miała wrażenie, że ten dzisiejszy dzień po prostu przeciekł jej przez palce. Przespali go leniwie i… robili inne rzeczy. Po ciele przebiegł jej dreszcz, bo nie pomyślała o rysunku i szkicach, gdy Al oglądała bajkę. Było raczej chłodno, więc ramiona Indi momentalnie pokryły się gęsią skórką
- O co chodzi z tym chowaniem ubrań? - spytała odwracając się ku mężczyźnie.
Ten nie odpowiedział, tylko objął ją za talię prowadząc za róg leśniczówki. W lekkim poblasku dochodzącym od okna zobaczyła tam niewyraźnie stos drewna, pieniek, siekierę.
- Jakim chowaniem ubrań? - spytał niewinnie. - Włączać agregat? Mój laptop już padł, ale mi nie potrzeba. - rzucił zmieniając temat. - Można przy świecach, a wodę zagrzać na piecu, więc jak Ty chcesz Indi, hm?
- W nocy pewnie popracuję - stwierdziła dziewczyna przyzwyczajona do długonocnych maratonów. - Ale mogę pracować na padzie. Więc nie, nie jest konieczne. Trzeba wykąpać Alex i nakarmić. Mówiła, że głodna. Ja też zaczynam być.
- To twój masterplan na zatrzymanie nas tutaj?
- spojrzała na Wojtka. - Te ciuchy…
- Mój?
- odwrócił się do niej z lekkim uśmieszkiem.
- No nie wmówisz mi, że 4latka wpadła na ten błyskotliwy pomysł. Podpuściłeś ją. - pokazała mu oskarżycielsko język.
- Nie? - wciąż łobuzerski uśmiech.
Zbliżył się do dziewczyny obejmując ją i splatając ręce na linii oddzielającej plecy od pośladków.
- Już ja znam ten uśmieszek. - sama uśmiechnęła się mimowolnie przytulając się lekko i wciąż trzymając felerne spodnie jedną dłonią. - Jesteś pewien? - spoważniała. - Głupio mi spadać Ci z księżyca na głowę.
- Tylko z tym ci głupio?
- spytał zsuwając ręce niżej. - A kochanie się w środku puszczy, przy księżycu, na stosie drewna to jest też coś, co stawiasz w kategorii “głupio mi”? - szepnął jej do ucha, skubiąc lekko płatek.
Indi poczuła “motylki” zbierające w podbrzuszu.
- Nie… - mruknęła wplatając palce we włosy mężczyzny. - To zupełnie inna kategoria.. - naparła ciałem na niego - Nie.. zaczynająca się na “g”.
Pocałował ją i zaczął błądzić rękoma po jej ciele. Spięli się choć nie z taką dzikością jak w kuchni. Na razie? Obrócił ją, oparła się o stos porabanego drewna, ułożyła na nim pod jego dotykiem. On przylgnął do niej na całej długości pleców, całując kark.
Tu oboje nie musieli gryźć pięści by nie wydać choćby jęku. Jak w kuchni. Tu Alex sama nie wyszłaby z domku nakrywając ich. Jak w kuchni…





Gdy oderwali się od siebie, Wojtek lekko jeszcze zdyszany po miłosnym akcie złapał za siekierę. Pocałował dziewczynę układającą na sobie spodnie z popsutym zamkiem i wolną ręką lekko przytulił.
- Padało wczoraj, to jest trochę mokre. Porąbie suche z szopy. - Klepnął ją lekko w pośladek.
Oderwała się od jego ust z ociąganiem.
- Dobrze… tylko... - spojrzała na niego z uśmiechem - ...jeśli mamy zostać,to mam warunek dla ciebie. - dłoń musnęła policzek kochanka - Zakupy i … hm… zabezpieczenie. - zagryzła dolną wargę, przesuwając nadal (?) głodnym wzrokiem po całej jego postaci. - Ok?
- Jasne. - pokiwał głową. - Jutro skoczę na jakiś zakup. Tylko mogę zniknąć na dzień czy noc jutro, czy pojutrze. Mam trochę do roboty. Wy możecie tu siedzieć ile chcecie.
Pokiwała głową:
- Dam ci numer telefonu. Prawdziwy. - zachichotała złośliwie - A ty?
- Dam
- skinął głową z tym samym łobuzerskim uśmiechem. Nie dodając czy “prawdziwy” czy nie.
- Taki, pod którym Cię zastanę? - nie dała się zbyć nauczona doświadczeniem.
Skinał głową.
- Tylko wiesz… sama widziałaś, ze ja komórkę ze sobą noszę nie zawsze.
- Nie jestem z tych obsesyjnie zadrosnych i kontrolujących.
- mrugnęła - Nie będę wydzwanić, nie martw się.
Pokiwała głową.
- Idę zobaczyć, czy ciuchy się odnalazły. - cmoknęła mężczyznę jeszcze raz i ruszyła do chaty. Odwróciła się ze dwa razy by spojrzeć na niego przelotnie.

W chacie sprawdziła puszkę, w której schowała wcześniej pendrive’a by upewnić się, że jest na miejscu. Zauważyła, że na łóżku leżały spodnie i sweter, a Alex bawiła się z Aną jakby nie miała o niczym pojęcia. Nie udawała za dobrze. Indi sprawdziła baterię laptopa i sprawdziła, czy może zgrać dane z klucza na swój klucz z projektami. Wrzuciła wszystkie pliki w folder “Kolekcja jesień - zima 2015 Old” - zarchiwizowała folder.

Po namyśle, zrobiła jeszcze jedną kopię przenosząc dane na pamięć pada.

Pendrive wrzuciła do innej puszki z kaszą. Poprzestawiała ze dwa razy puszki. Wyłączyła laptopa.

Podeszła do córeczki i spytała poważnie:
- Córciu… ty chcesz tutaj zostać na jakiś czas? - spojrzała na małą uważnie.
- A ty ces? - spojrzała na mamę uważnie.
- Możemy kilka dni. - pokiwała głową Indi - Ale wiesz, że nie możemy zostać długo, prawda? Wujek ma własne sprawy. A my może pojedziemy do Nanny?
Mała jakby zastanowiła się, jakby nie była pewna. Rozejrzała się po wnętrzu leśniczówki.
- Martwisz się, szkrabku? - Indi ukucnęła przy córeczce.
Kiwnęła łepkiem.
- Ja troszkę też, ale wiesz co? - ucałowała cieplutki policzek - Nigdy, przenigdy nie pozwolę zrobić ci krzywdy. Nikomu. - pogładziłą córeczkę po łapce. - I wiesz co jeszcze? - uśmiechnęła się - Bardzo, mocarnie cię kocham, szkrabeczku. I wymyślę sposób, żeby było dobrze i żebyśmy się nie musiały martwić. Dobrze?
Pokiwała główką.
- Ja ciepie teeees - wtuliła się w mamę, przez chwilę wyglądała jakby coś jeszcze chciała powiedzieć ale w końcu nie powiedziała nic patrząc na twarz Indi najpierw trochę badawczo, a potem z uśmiechem.
- Co, kochanie? - spytała małej. - Co tam sobie myślisz?
- Booooooo….
- mała jakby się wahała. - Boooo… ty mama taka smutna od kilku dni. I zua i stlachasz sie i censciej w nocy ksykas i jest ci śle i te zue lucie i… - urwała. - A tu siem tylko uśmiechas. - Indi przez myśl przeszło, że tu prawie też krzyczała. Prawie, zagryzając pięść by nie krzyczeć mocniej niż przy najgorszym z koszmarów jakich nie pamiętała. Choć trochę inaczej…
Zarumieniła się odruchowo.
- I jak bencies tak uśmiechnięta u bapci to ja cem do bapci, ale ce byś była scemśliwa jak Ana. - Wskazała lalkę leżącą na jej kolankach z zastygłym wyszczerzem radości na twarzy zaprojektowanym w disneyowskim biurowcu.
Indi otworzyła usta by coś powiedzieć ale poczuła wielką gulę. Przytuliła strasznie, mocarnie, ciasno córeczkę i wycmokała jej buźkę.
- Nie martw się o mnie, kochanie. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. A teraz moja panno… trzeba się przygotować do kąpieli. Widziałaś tą wielką wannę w łazience? - szybko wskoczyła w wielgachny ciepły sweter i legginsy jakie Alex litościwie położyła na łóżku. - A tu spodenki na wymianę. - odłożyła spodnie i ruszyła do kuchni by nastawić wodę na piec.

Wojtek wrócił z naręczem porąbanego, pachnącego drewna i…. zdechłym ptakiem

Położył z dumą “zdobycz” na blacie kuchennym.
Indi popatrzyła na niego z miną na zasadzie WTF…
- Kolacja - uśmiechnął się - akurat się napatoczył jak rąbałem drewno. Musiał się schować przed deszczem.
- Aha…
- Indi nadal patrzyła nierozumiejąco. Alex podeszła i zrobiła wielkie oczy. Wyciągnęła paluszek by ledwo wystając znad krawędzi blatu toćnąć ptaka.
- I ...jak … to przygotujesz? - Indi spojrzała na Wojtka mrugając dość często.
Normalne ptaki tak nie wyglądają.
Znaczy… w sklepach już nie mają piór, głów i ...całej reszty.
To nie to, że nie kojarzyła skąd się biorą ptaki w marketach, po prostu… jedno nie przekładało się na drugie. Gdzieś po drodze następowało rozprzęgnięcie konceptów.
- Ja? - zdziwił się uprzejmie Wojtek - Ja się nie znam na gotowaniu.
- A ja się znam na gotowaniu tego?
- tak jak Alex wyciągnęła palec by toćnąć ptaka. Bażant bujnął się lekko. Głowa przetoczyła się i zdziwione okrągłe oczko spojrzało bezpośrednio na Indi. Powoli cofnęła dłoń.
- A so to jest? - dopytywała się córeczka.
- To….jest….
- Kolacja….
- dokończył Wojtek. - przyniosę ziemniaki i chyba znajdzie się cebula? - podrapał się po głowie. - Przyprawy są tam. - wskazał “tam” dłonią.
- Ale ja nie umiem … obierać… - protest trafił w plecy mężczyzny, który wyszedł po warzywa.
- Mamoooo, a cemu on się pacy?
- On się nie patrzy, kochanie.
- Indi wstrząśnięta przyglądała się zdobyczy.
- Ma takie łaaaaaaane piólka … - komentarz córeczki sprawił, że Indi się zatrzęsła.
Chwyciła laptopa i weszła na youtube w poszukiwaniu informacji “jak oskubać bażanta”.
Nie znalazła instruktażu na temat bażantów ale na temat dzikich kaczek. Wyglądało, że zasada podobna. Znalazła jakieś wiaderko i zaczęła powoli oskubywać piórka. Początkowe obrzydzenie na widok odskakującej wciąż głowy przeradzało się błyskawicznie w silne postanowienie, że ptaka nie tknie. Będzie musiała przeżyć o batonikach do jutra. Wojtek patrzył na nią w pierwszej chwili rozbawiony.
- Dobra - powiedział. - Zróbmy tak. Ty go oskubiesz, ja wypatroszę, a ty potem ugotujesz. Ja zajmę się cebulą i ziemniakami. Pasuje?
Pokiwała głową:
- Mhmmm - zacisnęła zęby, żeby powstrzymać nagłe przełykanie. Otrzepała się starając się nie spoglądać na trzymane w ręku truchło. Gdy raz zaczęła i załapała technikę, szło całkiem szybko. W końcu trzymała “nagiego” bażanta z kolorową główką zwisającą smętnie … jakby przyglądającą się stercie wyszarpanych piórek w wiaderku. Indi poczuła odruch wymiotny wyobrażając sobie kolejny “etap”. Oddała nagiego ptaka Wojtkowi.
- Trzeba go jeszcze opalić. Tak mówił ten facet. - drobne piórka miała we włosach. Mina mówiła sama za siebie. - Masz zapalniczkę, bo zapałkami to nie wiem ...chyba za długo potrwa?
Wojtek wygrzebał z szuflady zapalarkę, z namysłem wpatrując się w ptaka. Wyszedł do łazienki by wrócić z puszką dezodorantu. Po drodze wstrząsał nią… z błyskiem w oku.
- Co to jest?
- Będzie szybciej
- uśmiechnął się dumnie.
Indi zamknęła oczy, zrobiła wdech i …:
- Czyś ty zwariował?! - otworzyła szeroko oczy.
Wojtek spojrzał zdezorientowany:
- Ale co? No, trzeba opalić. Tym będzie szybciej. - minę miał jakby właśnie zabrała mu ukochaną zabawkę.
Indi poczuła, że jest w leśniczówce z rocznikową 4-latką i mentalnym 3-latkiem.
- Odstaw dezodorant. Daj mi zapalarkę. Odsuń się od niej. - capnęła ostatnie urządzenie, przyciskając zapalarkę do piersi i pochyliła się z ptakiem nad zlewem. Przesuwając lekko palcami po chropowatej skórze oskubanego bażanta opalała piórko po piórku. Na szczęście światło świeczki, pozwalało w miarę ignorować pusty a jednak pełen wyrzutu wzrok ptaka.
- Masz… gotowe. Chyba. - przekazała “ofiarę” Wojtkowi, który razem z Alex właśnie wybierał co dłuższe piórka “na pamiątkę”.

Wojtek zniknął za drzwiami leśniczówki.
Indi ogarnęła miejsce kaźni i zaczęła przeglądać przyprawy.
Szybko skończyła.
Sól.
Przyprawy do grillowania.
Zaczęła chichotać.
Czy jeśli zasypie się ziemniaki wystarczającą ilość przypraw do grillowania, to będą smakować tak samo jak ptak z taką samą ilością przyprawy?
Zaczęła przygotowywać ziemniaki, myć i szorować by przyspieszyć proces kolacji. Alex już marudziła, że jest balco ale to balco głodna.
Indi dała jej kawałeczek batonika energetycznego.
W sumie kolacja stanęła na stole po półtorej godzinie. Wykąpana i zawinięta w ręczniczek i kocyk Alex dostała chrupiącą nóżkę, ziemniaczka. Wszystko w przyprawie do grillowania.
Obracała udko na wszystkie strony zanim wbiła w nie ząbki.
Wojtek dostał połowę ptaka, Indi… została przy ziemniakach.
Mężczyzna smakował z uznaniem. Kiwał głową pałaszując swoją porcję ze smakiem. Alex chyba też smakowało… albo była tak potwornie głodna.
- Dobre. - przyznał na głos. - Satysfakcja?
- Gwarantowana albo zwrot pieniędzy
- zachichotała Indi z często powtarzanego sloganu marketingowego jaki nasunął się jej odruchowo.
Pokiwał tylko głową pałaszując z apetytem kolację.
Po kolacji, usypianie marudnej Alex, opowiadanie bajeczek i śpiewanie kołysanki czyli standardowy kierat mamusiowy.
 
corax jest offline  
Stary 24-02-2016, 11:46   #23
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Wykaraskała się z kokonu kocykowo - córeczkowego i wróciła do kuchni, szukając wzrokiem Wojtka. Siedział rozwalony na fotelu na wpół drzemiąc. Smyrnęła opuszkami palców za uchem mężczyzny:
- Śpisz? - spytała półszeptem ruszając by zagrzać wody.
- Eeeee? Nie, tak sobie rozmyślam. A co?
- Co dalej?
- spytała siadając na blacie kuchennym.
- Między innymi. - spojrzał na nią ostrożnie.
- I co Ci wychodzi?
- Jak dobrze strzelasz z karabinu?
- spytał.
Indi uśmiechnęła się:
- Ledwo.
- A ja w ogóle nie potrafię gotować. Nawet makaron rozgotuję.
- Aha. A jak się ma makaron do rozkminiania co dalej? Potrzebujesz, żeby Cię osłaniać?

Uśmiechnął się zrobił gest by podeszła, usiadł tak, że miała miejsce na jego kolanach.
- Hmmm - nie była przekonana co do pomysłu - Jak usiądę tam, to nie skończy się na dyskusji. A omówić pewne rzeczy trzeba. - kącik jej ust powędrował w górę, gdy wpatrywała się w rozwaloną leniwie postać mężczyzny.
- A jak obiecam, że będę grzeczny?
- Obiecaj
- uśmiechnęła się szerzej.
- Obiecuję - powiedział poważnie.
Zamachała nogami i zeskoczyła z blatu, opadła na kolana Wojtka moszcząc się wygodnie. Otoczyła ramieniem jego szyję.
Przesunęła palcem po jego uchu.
Przełykała uśmiech.
Palcem sunęła niżej po szyi aż po obojczyk.
- No to mów - szepneła mu do ucha dobrze się bawiąc.
Objął ją.
- Byliśmy głodni, ja nie potrafię gotować ni w ząb. To dałem ptaka tobie, ty chyba ciut lepiej, nie? Nie spaliłaś, był smaczny - powiedział, patrząc jej w oczy i przekrzywiając lekko głowę. - Może oddaj w ten sam sposób swój karabin komuś kto lepiej strzela, hm?
- Aaaa….
- drażniła skórę na szyi - a mój karabin to dane, tak?
Zaczynał dawać się ponosić pieszczocie, skubnął płatek jej ucha. Nie odpowiadał, bo i po co. Wydawało się to dość jasne.
- Aa- aa…. - pogroziła palcem na jego pieszczoty - obiecałeś być grzeczny.
Sama nic takiego nie obiecywała. Dlatego tym razem to ona trąciła płatek ucha czubkiem języka, gdy dłoń masowała lekko jego kark.
- Problem w tym, że jeśli oddam Ci dane, ja i Alex zostajemy bezbronne. Sam przyznasz, że tego problemu nie ma z rozgotowanym makaronem. Lub przypalonym ptakiem. Co byś zrobił z danymi?
- Wyjął z nich informacje jak zabić Ernesta, bez Ernesta Sebastian będzie…
- zastanowił się. - Ernest to jego siła.
- Co Ci zrobił?
- za językiem pomknęły usta a wolna dłoń wsunęła się pod koszulkę.
- Nia gadajmy o tym - wyraźnie humor mu spadł.
- Czemu? - spojrzała na niego poważnie - Prosisz mnie by Ci zaufać, to chyba fair, jeśli proszę o podobną kwestię?
Wojtek zrobił ruch jakby chciał wstać, lecz Indi przyparła go do fotela. Nie siłował się...jeszcze.
- Nie proszę cię. Chcę byś zaufała, ale to twoja decyzja - mruknął patrząc gdzieś obok. - Podjęłaś ją rezygnując z Ursynowa. Czemu chcesz wiedzieć co mi zrobił?
- Dobrze, źle powiedziałam. Nie prosisz. Zakładasz, oczekujesz.
- wzruszyła ramionami - Czemu? Bo chcąc nie chcąc jesteśmy częścią naszych żyć. Ta wspólna część śpi za ścianą. A ja chciałabym… z resztą nie ważne. Nie zmuszę cię do zwierzeń. - poczuła się zniechęcona. - Chcesz herbatę? - wstała z kolan by zalać napar w kubku.
- Zabił kogoś. Bardzo mi bliskiego. Bez powodu, tylko by mi coś udowodnić. Nie pytaj więcej. Proszę. Nie chcę herbaty.
- Czemu sprzymierzyłeś się z nimi zatem?
- Mamy wspólnych wrogów. Potężnych, chcących krwi… Dla mnie i moich przyjaciół to sprawa życia i śmierci. W takiej sytuacji szukasz sojuszników choćby w piekle
- uśmiechnął się smutno.
Zaczęła popijać herbatę małymi łyczkami:
- Czym ty się zajmujesz?
- Niczym konkretnym
- wzruszył ramionami. - Drobne dorywcze fuchy.
- I te drobne, dorywcze fuchy sprawiły, że masz na pieńku z kimś, kto chce twojej krwi. I krwi twoich przyjaciół.
- podsumowała kwaśno Indi, nie wierząc w to co próbował jej sprzedać.
- Może nie tak… Chcą by nas tu nie było. Przepędzą, zabiją? - wzruszył ramionami. - Woleli by to drugie.
- Tu to znaczy, gdzie? Warszawa?
- Czy to ważne? Dla ciebie to nic, mówiłaś pięć lat temu: “dziecko świata”, ja mam inaczej.
- Naprawdę chcesz, żebym się odczepiła co?
- spytała znad kubka, czując, że ją odsuwa na bezpieczny dla siebie dystans.
- Zależy w jakim sensie. - znów łobuzerski uśmiech.
- Mam jej kiedyś wytłumaczyć kim jesteś? - walnęła między oczy, spojrzeniem wwiercając się w niego.
Zastanowił się nad tym. Co było dość dziwne. W kwestii pewnej dojrzałości dawał się oceniac i klasyfikować tak jak zrobiła to zrezygnowana Indi gdy kazała mu usunąć resztę pierza z bażanta. I nie udawał. Tutaj… serio poważnie nad tym myślał.
- A mogę ci odpowiedzieć jutro? - spytał z pewnym napięciem jak ona na to zareaguje.
- A co ma się zmienić do jutra? - spytała przekrzywiając głowę.
- To nie jest decyzja jak wybór pizzy, tak? - burknął.
- A zdajesz sobie sprawę, że ona podejrzewa i przeczuwa? Nie byłeś specjalnie dyskretny tam… I to nie to, że coś od ciebie chcę.
- stwierdziła z napięciem.
- Jutro, pojutrze, może za parę dni, stwierdzisz, że spadasz do Londynu czy gdzie tam. - spojrzał na nią uważnie. - Uważasz, że to dobry motyw by dowiedziała się, a potem mnie już więcej nie zobaczyła?
- Nie mówię o tłumaczeniu jej teraz. Mówiłam o “kiedyś”. Na razie nie pyta o ojca. Kiedyś zacznie. O tym mówię.
- A to, to tak
- kąciki jego ust powędrowały do góry. - Fajnie jakby ogarnęła, że to właśnie z ojcem mamę prawie na śmierć zagilgała w jednej leśniczówce.
- Chcesz, żeby Ci wysyłać zdjęcia, informacje o niej?
- Indi nie podjęła żartobliwego tonu.
- Tak.
- Ok.
- pokiwała głową. - Jak ogarnę rozkodowanie danych, to postanowimy co dalej. Jak połączyć twoją potrzebę zemsty z moim długiem honorowym. - odwróciła się by opłukać kubek po herbacie. - Pójdę trochę popracować.
- Ja się przejdę.
- zaczął zbierać się z fotela. - Poszukam w szopie, może zniosła jakieś jaja, będzie na śniadanie.
Indi nic nie odpowiedziała. Odprowadziła go tylko spojrzeniem.



Nagły spadek energii, humoru, wszystkiego sprawił, że poczuła się jak Alicja spadająca na łeb na szyję do króliczej nory. Sięgnęła po zastępcze źródło poprawy nastroju - rzuciła się w pracę.

Szkic za szkicem, pomysł za pomysłem.
Przelewała idee na Monoprice.

Czerwona suknia…. Jankowa suknia….

Jej siostra:

Druga, trzecia, czwarta...

Szpilki, lekkie, pierzaste… bażańcie?


Dłonie pracowały szybko, by uchwycić umykające pomysły, by dopracować szczegóły, zamknąć esencję w niewielkich figurkach kroczących w paradzie na elektronicznym ekranie....

Kilka godzin później, włączyła telefon i wysłała wiadomość do Holly:

Cytat:
“Hej, mam trochę problemów. Potrzebuję dokumenty dla siebie i A. Mocne. Będę w L. za parę dni. Skontaktuję się ponownie. Możesz rozeznać się w kwestii kosztów? I.”
Kolejnego smsa wysłała do Nany z informacją, że chce skorzystać z oferowanej kiedyś pomocy.
Cytat:
“WHO w Nowym Meksyku, Nana. I.”
Na iPadzie sprawdziła wiadomości.
Masę wiadomości.
Zainteresowanie jej usługami i projektami zdecydowanie wzrosło po krótkim filmiku na youtube. Sprawdziła czego konkretnie dotyczyły zapytania i krótko poodpisywała na większość z nich.
Poinformowała wszystkich kontrahentów w tym Molly i Daniela, że będzie mieć kilka dni opóźnienia i ustawiła odpowiedź wakacyjną. Większość zapewnie weźmie to za kolejny chwyt marketingowy mający napędzić popyt na jej usługi i talent.

Sprawdziła też obecną pozycję w google maps i odległość do osiedla Dąbrowa Zachodnia. 2 godziny drogi przez las...

Wysłała wiadomość do Marcina:
Cytat:
“Hej, dałbyś radę załatwić samochód? Wynająć i pozostawić zaparkowany na miejscu ostatniego spotkania? Na pojutrze rano. Zadzwonię jutro rano. I.”
Przez resztę nocy pracowała, planując przedostanie się do Stanów.
W tym czasie spływały do niej odpowiedzi na prośby o pomoc.

Od Holly [sms]:
Cytat:
Geez, co się stało? No papiery może się da załatwić ale jak mocne… Parę dni to zajmie. Jakieś preferencje? O co w ogóle c’mmon?
Od Nana [sms]:
Cytat:
Jest bardzo źle? Mogę tam być pojutrze.
Od Marcin [sms]:
Cytat:
Mam wziąć Twój? gdzie kluczyki?
Do Holly:
Cytat:
“Opowiem na miejscu. Mocne, do przekroczenia granicy. Zero preferencji byle do US wpuscili.”
Do Marcina:
Cytat:
“Nie, wynajmij do oddania w dowolnym punkcie”
Do Nany:
Cytat:
“Muszę zniknąć na jakiś czas. Możliwe? Powinnam być za około 5-6 dni do potwierdzenia. Chyba, że możesz pomóc z nierej. transportem?”
Od Holly [sms]:
Cytat:
Mocne papiery na yuesey. O mała, to potrwa. Dam znać
Od Nana [sms]:
Cytat:
Mogę zorientować się czy dałoby radę z polskiej placówki WHO przerzut zrobić, pociągnę ludzi za języki..
Od Marcin [sms]:
Cytat:
Hm… Ok. Nie powiesz mi co się stało?
Do Holly [sms]:
Cytat:
Jeśli chodzi o kasę za przyspieszenie to nie powinno byc problemow. Czas się liczy, dzieki!
Do Nana [sms]:
Cytat:
Bądź ostrożna. Nie wiem jak daleko sięgają. Może być inna europejska placówka też. Im szybciej, tym lepiej.
Do Marcin [sms]:
Cytat:
Za dużo tłumaczenia na smsy. Gruba warstwa gowna, 15 m mulu a potem dopiero ja. Gdyby ktoś o mnie pytał, nie zgrywaj bohatera, proszę!!!!!!!!
Ani Holly, ani Nana, ani Marcin nie odpisali nic poza zdawkowymi potwierdzeniami, że zaczynają działać. Choć Indi wiedziała, że w trzech głowach poruszyła istną lawinę pytań. Szczególnie Marcin zapewne miał we łbie pytajniki tego kalibru, że nie dawały się łatwo przykryć niczym innym.

Wojtek wrócił po kilku godzinach, w okolicy północy ogarniając wzrokiem wnętrze, śpiącą Alex, Indi nad tabletem. Rozpalił w kominku i ułożył się przy nim stawiając sobie lampę naftową obok i sięgając po książkę.
- Te zakupy, to co potrzeba ze sklepu?
Indi wyłączyła telefon i iPada. Podeszła do Wojtka z Monoprice, przewijając do szkiców jego z Alex i jego samego.
- Mogę? - spytała wskazując miejsce obok. Obserwowała mężczyznę czujnie.
Skinął głową.
- Jasne. - Zrobił jej miejsce.
Klapnęła podwijając nogi po turecku:
- Zobacz… - odwróciła pada pokazując szkic zwiniętej dwójki. - Nawet gesty macie takie same. - dodała z lekkim uśmiechem.
Uśmiechnął się.
- Fajna mała - powiedział przypatrując się uważnie szkicowi. Faktycznie bardzo dokładnie oceniał ‘gest’ małej zwinięcia się obok niego. - Nikt mi nie wmówi, że nic mi w życiu nie wyszło.
Indi spojrzała na niego spod brwi i przewinęła do następnego szkicu - portreciku solo.
- O coś chciałeś zapytać? - uznała, że lepiej usunąć słonia z izby.
- Pytań, Indi, to ja mam multum. Lubi koty? - spytał z głupia frant.
- Lubi wszystkie puchate i mięciutkie zwierzątka.
Przekrzywiła głowę:
- Hmm… - spojrzała na Wojtka z przekręconą na bok twarzą - Nie byłeś za bardzo przejęty jak mówiłam o duchach. Też je widzisz? Ma to po tobie?
Nie bardzo wiedział jak odpowiedzieć
- Pytasz o te dwie małe w schronie? - upewnił się.
- O nie też… ogólnie o kwestie duchów… - Indi zamknęła na chwilę oczy przypominając sobie swój taniec i “rytuał”. - Nie każdy jest taki otwarty na te kwestie. Ty od kopa byłeś? I czemu pijawko? - wbiła spojrzenie w Wojtka. - I jakie masz pytania? - przekrzywiła głowę w drugą stronę.
- Wiem że istnieją, te dwie widziałem. One tam się wielu objawiały - wzruszył ramionami. - Po prostu wiem, że duchy istnieją. Nie chodzę z tym do psychologa, w krasnoludki nie wierzę tak przy okazji. Ich nie widziałem. - Dorzucił szczapę do kominka. - A pytań mam multum, ale ty mi raczej na nie nie odpowiesz. - Spojrzał na Alex śpiącą na łóżku. - Mogę mieć do ciebie prośbę? O pamiątkę po małej? Wyjedziecie, pewnie nigdy się nie zobaczymy. Maile i zdjęcia to nie to samo.
Indi przez chwilę spoglądała na Wojtka poważnie. Cisnęło jej się na usta wiele słów, ale żadnego nie wypowiedziała.
- Jaką pamiątkę?
- Kosmyk włosów.
- Do badania DNA?
- uśmiechnęła się lekko, ni to drocząc, ni to smutno.
Przesunął palcem po tablecie wracając do portretu jego i Alex na łóżku.
- W tym zakresie nie mam żadnych wątpliwości, Indi. A nawet gdybym miał… to badania laboratoryjne mi niepotrzebne - Wzruszył ramionami ale też unosząc kąciki ust.
- Nie zamierzam stawać ci na drodze w utrzymywaniu z nią kontaktu. Ani jej. To od ciebie zależy czy się spotkacie jeszcze czy nie. I czemu niepotrzebne?
Spojrzał na nią uważnie i lekko ostrożnie.
- Jak powiem, to możesz źle zrozumieć i się obrazić.
Zmarszczyła brwi:
- Obrazić?
- No gdybyś mnie źle zrozumiała…
- był spięty i jakby nie bardzo wiedział co począć. chyba nie był przyzwyczajony do takich rozmów. - To… no nie wiem, możliwe… - lekko się gubił.
- To powiedz tak, żebym zrozumiała cię dobrze i nie znalazła powodu do obrażania… z resztą … jakie ma znaczenie, czy się obrażę czy nie? - odwróciła kota ogonem.
- Bo byś mogła nagle stwierdzić, że mam cie natychmiast odprowadzić na Ursynów. - Wystawił lekko język. - A prowadzenie was nocą po lesie nie leży w zakresie tego co chciałbym robić tej nocy. Powiem, jak mi obiecasz, że postarasz się nie doszukiwać się złych rzeczy. Wy, kobiety czasem tak macie - w oczach zalśniły mu figlarne błyski.
- I jeszcze na dodatek seksista - fuknęła Indi - Mów już, bo prolog zrobiłeś jak do Gwiezdnych Wojen. - pokręciła głową unosząc oczy ku sufitowi.
- Mężczyźni robią testy by wykpić się od alimentów. - Rzekł patrząc w ogień. - Więc mi to niepotrzebne, chciałabyś to bym wysyłał kasę. Choć wiem, że jesteś na to za dumna. To nie propozycja.
- I o co się miałam niby obrażać? Że ją chciałeś? Chcesz? Nie wiem, cieszysz się, że jest?
- Mogłaś pomyśleć, że uważam iż po to przyjechałaś. A tak nie jest
- odetchnął lekko. - A co do tego czy chcę? - zawiesił sie lekko.
- Wojtek… - odwróciła jego twarz by popatrzył na nią - ... chcesz to będziesz mieć kontakt. Nie… to … nie. Licz się z tym, że pewnie, któregoś dnia cię znajdzie. Tak czy siak. Akurat upór ma po moim ojcu. - uśmiechnęła się i odpuściła lekki uścisk na twarzy.
- Chcę mieć z nią kontakt. I… hm, chcesz to jej możemy powiedzieć, rano. Sęk w tym… - zawahał się. - Gdy spytałaś “Chcesz”. Wiesz, ja się nie stawiam dość wysoko na liście ‘ojciec roku’. Źle cię zrozumiałem. Ale cieszę się, że jest.
- To dobrze… to ułatwi wam układ w przyszłości.
- Indi wyłączyła pada. - Wiesz, że się postawiła Ernestowi? - uśmiechnęła się z dumą.
- To lepsze niż testy DNA - napuszył się.
Indi roześmiała się cicho.
- Zaraz pękniesz. - toćnęła napuszoną postać mężczyzny - Wyglądasz jak ta ryba nadymka. - chichotała z miny Wojtka.
- To jak, mówimy jej rano?
- Czemu zmieniłeś zdanie?
- spytała zanim udzieliła odpowiedzi.
Wzruszył ramionami i znów dorzucił do ognia.
- Przemyślałem to sobie. I… ciekawi mnie też jej reakcja. W mailu jej nie wyślesz.
- Jest skype i kamerki, whatsapp, hangout i inne
- droczyła się. - Nie wyglądasz na przedpotopowca. Powinieneś to obczajać.
- Jak nie chcesz to przecież nie nalegam
- odciął się.
- Nie o to chodzi, że nie chcę. Zastanawiam się, czy to najlepszy moment na dowalanie jej rewelacji. Rozumiesz? Czy teraz pokażesz jak mężczyźni doszukują się złych podtekstów i strzelają focha? - zakpiła lekko z jego poprzednich “racji objawionych”.
- Nieeeeee, serio. Jak uważasz. Faktycznie może za mała. Ja na serio się na dzieciach nie znam - rozłożył lekko ręce bezradnie.
- Pomyślę. Jeszcze nie idę spać. A co do zakupów to chleb, jakaś wędlina, sałata, rzodkiewki, jakieś coś na obiad, ser żółty ale z krówkami, jajka, mleko, kawa….
- Czeeeeekaj, powoli
- przerwał wyjął komórkę pisząc w smsie - No? Chleb, wędlina, sałata, rzodkiewki, seeeee..., co ser?
- Z krówkami na opakowaniu, najulubieńszy aktualnie. Jajka, mleko, kawa, herbata z kwiatka, ciasteczka misiowe, coś na obiad… makaron, mięso mielone, pomidory…

Wojtek jęknął.
- ... suszona bazylia, co?
- Może być ciężko… W Sierakowie tylko niewielki sklep.
- No to kupisz co będzie.... Ale jak by mieli to to… olej nieduży. Witamy w krainie dzieci.
- uśmiechnęła się lekko.
- To wszystko?
- Powinno starczyć na dwa dni.

Spojrzał na nią uważnie i przeciągle.
- Ok. - zauważyła, że wcisnął “Wyślij”.
- No co tak patrzysz? Udźwigasz więcej? - pokazała mu język. - Czekaj dam ci kasę. - podniosła się by wyciągnąć pieniądze.
- Nie trzeba kasy.
- Nie będziemy cię objadać. I tak siedzimy ci na głowie.
- Nie o to chodzi.
- Machnął ręką. - Jutro sobota. - Wyjaśnił.
- Aha. A w soboty w ..szerakofie… - powtórzyła powoli po polsku - nie chcą zapłaty kasą tylko dają za darmo?
- W soboty Jacek jak ma czas, to podjeżdża mi dowieźć benzynę do agregatu.
- Wyjaśnił już dokładniej. - Bo z kanistrami latać przez las to ja szczerze dziękuję. - Wysłałem mu listę on kupi, my się rozliczmy ze sobą. - zerknął na komórkę coś licząc… - 3… 2… 1…
Może nie aż z tak teatralnym timingiem, ale faktycznie zaraz nadszedł sms.
Indi zobaczyła na wyświetlaczu krótkie: “ Pojebało cię?”.
- Ale coś mi mówi, że w tą sobotę to czasu nie znajdzie - mruknął. - O kasie pogadamy jak będzie jasne, że sam muszę po to dyrdać.
- Powiedz, że masz śliczną kobietkę na chacie.
- zrobiła ruch głową w stronę łóżka, na którym spała Alex. - Zakład, że przywiezie? - mrugnęła łobuzersko i poszła po herbatę do kuchni.
Mruknął coś niewyraźnie ale jak poszła to zauważyła że coś stuka na klawiaturze telefonu.
- Coś mówiłeś, kochanie? - pisnęła tonem głosu tradycyjnych amerykańskich pań domu z lat 40-tych.
- Nie, skarbie - bąknął lekko urażony faktem, że robi się z niego jaja.
- Chcesz herbaty? - zdusiła chichot.
- Chętnie.
Zalała dwa kubki i podała mu jeden.
- Nie chce ci się spać?
- Nie, lubię noc, właściwie to nawet wolę spać w dzień.
- odpowiedział.
- Mhm… jak kot. - uśmiechnęła się.
Oparła się plecami o łóżko i zaczęła ponownie szkicować. Wojtek z kubkiem z herbatą, ogień w tle. Alex będzie miała pamiątkę.
- Z tą pamiątką po małej to nie żartowałem. - Powiedział, jakby ich myśli się spotkały nagle w tej kwestii i upił łyk herbaty.

Odstawiła kubek i odłożyła pada. Sięgnęła do torby po zestaw do szycia a z nich malutkie nożyczki. Wyciągnęła jedną z gumek do włosów Alex i odsunęła włoski córeczki. Ucięła pasemko tuż u nasady czaszki pod całą grzywą płowych włosków. Oplotła pasemko gumką i podała Wojtkowi.
- Proszę.
Zauważyła, że odetchnął z ulgą. Musiało mu na tym naprawdę zależeć. Wziął od niej kosmyk i oprócz gumki obwiązał wszystko ściśle nicią… po czym wyciągnął kosmyk w kierunku sporej świecy stojącej nieopodal.
- Myślałam, że chcesz pamiątkę a nie bawić się w voodoo people....
Spojrzał na nią jakby nie rozumiał o co chodzi i włożył obwiązany koniec do wosku majtając nim tam lekko.
- Wosk sczepia. Sam sznurek by nie wystarczył by się nie gubiły - spojrzał na nią kpiąco. Jak ktoś wychowany w puszczy na kogoś wychowanego w ambasadach. - Oprawię jeszcze, ale chcę by się nie pogubiły, a kleju nie mam. - wyjaśnił.
- Czemu? - spytała cicho. - Znaczy… czemu dałeś mi wtedy lewy numer?
Spiął się w sobie lekko i schował twarz w kubku z herbatą. Przynajmniej tyle ile zdołał.
- Bo byłaś tu na krótkim tripie, sama mówiłaś, że zaraz wracasz do Londynu.
Indi popatrzyła na niego z miną mocno powątpiewającą.
- Aha… - stwierdziła z przekąsem. - … tak… to… brzmi baaaaardzo sensownie. - pokiwała głową, wydymając usta. - Wiesz, jak nie chcesz powiedzieć, to po prostu powiedz, że “nie chce mówić” a nie wymyślaj … - pokręciła głową.
W jego oczach przeleciało coś jakby bunt, lekka złość, smutek, irytacja, bezsilność na to, że interpretuje wszystko tak jak jej wygodnie.
- A co w tym bezsensownego? Następnego dnia samolot i nazad Londyn, a mnie by jeszcze bardziej bolało jakby słyszeć przez słuchawkę, gdy Londyn poza zasięgiem. - Wyglądał na faktycznie urażonego i złego.
Wpatrywała się w niego jak na raroga.
- Więc, żeby się chronić, dałeś mi lewy numer… - przetwarzała informacje powoli - …
- Nie spodziewałem się że z tego wyniknie mała - rzekł ciszej gdy urwała. - Jakbym wiedział… przewidział, ech…
- Nie przeszło ci do głowy, że może… nie wiem… fajnie byłoby usłyszeć głos faceta, z którym straciłam dziewictwo?
- powiedziała, a on patrzył na nią z coraz bardziej rozszerzającymi się oczyma.
-Tak dla jaj… wiesz… żeby nie poczuć się jak … - przełknęła nagle powstałą w gardle wielką grudę i pokręciła głową. Nie chciała powtarzać słów Maxwella. - Ale ok… ważne, że … to mamy wyjaśnione. - pokiwała głową, nie patrząc na Wojtka i opanowując się powoli. Bardzo powoli.
Przez chwilę patrzył jakby dostał w łeb, po czym ostrożnie podszedł na czworakach do Amerykanki.
- Indi, ja… ech, ja nie wiedziałem. - Minę miał głupią tak, że bardziej się chyba nie dało. Coś chciał jeszcze powiedzieć, ale tylko ciężko opadł na podłogę opierając się plecami o łóżko i odchylając na nie głowę.
Indira nagle zaczęła się chichrać.
Ostatnio często zdarzało się jej śmiać przez łzy i płakać przez śmiech.
Pierwszy stopień szaleństwa…." - błysnęło jej w głowie.
- Nie wiedziałeś? - chichotała coraz bardziej, chowając twarz w dłoniach i opierając o kolana. Ramiona trzęsły się jej coraz mocniej. Mogło to wyglądać jak rozpaczliwy płacz gdyby nie... - Nie wiedziałeś… znaczy… byłam… taka.. dobra…. - ...ten śmiech, który pełna parą wyrywał się jej już z ust. Spojrzała na Wojtka. - Że nie poznałeś… że nie ….mam pojęcia co robięęęęęęę - chichrała się jak głupia.
Palnął się w czoło, jakby chciał się odciąć i coś powiedzieć ale w porę się przymknął. Też zaczął się śmiać.
- Po prostu moja fantastyczność łóżkowa cię zamroczyła…. - ocierała cieknące łzy i sprawdziła czy Alex się nie przebudziła.
Mała spała.
- To ty widzę nieźle zareagowałaś na mieszankę wódki z jointami - też odruchowo odwrócił się do Alex. - Jak nie pamiętasz do końca coś wyprawiała…
- Ja?! Pamiętam co ty wyprawiałeś…
- nagle spoważniała - i że byłeś…- roześmiała się na nowo by pokryć zmieszanie. - Brzmimy jak 90-latkowie.
Spojrzał na nią kpiąco.
- Pod koniec coś się w tobie obudziło i mało odbiegałaś od tego jak dziś w kuchni. Myślisz, że czemu nie skumałem, że to był twój pierwszy raz po śladach krwi na pościeli - objął ją lekko za ramię. - Pocięłaś mi wtedy plecy bynajmniej nie jak dziewica - mruknął z głupią miną.
- Hmmm tej wersji nie pamiętam... pamiętam, że byłeś czulszy wtedy niż dzisiaj...
- W sensie, że dziś było źle?
- łypnął okiem.
- O boshhhhhhhhhhhh - jeknęła i dała mu kuksańca łokciem - Faceci!! Czy ja powiedziałam, że źle? No? Powiedziałam? - szturchała go lekko z każdym słowem - Czy znowu coś sobie tam pod czerepkiem pan przetwarza nie halo? Było bardzo dobrze, Wojtek - mruknęła cicho.
- A że czuły, to w sensie, że tak? - przesunął lekko dłonią po jej kolanie i po udzie.
Indi znowu poczuła dreszcze i przeklęła w duchu… zdecydowanie za dobrze wiedział, jak działa na nią.
- Gumki! - doznała olśnienia - Do listy… - dodała ciszej patrząc Wojtkowi w oczy spojrzeniem pełnym ognia i ...chochlików. - Ale tak… - wzięła dłoń Wojtka i poprowadziła ku swojej twarzy. Wtuliła policzek w łódeczkę dłoni, przymknęła na chwilę oczy by “zaatakować” i popchnąć go z nienacka na podłogę.
- Teraz… - opadła na niego z krzywym uśmiechem - … ja tu rządzę. - Nie dała mu odpowiedzieć zamykając usta namiętnym pocałunkiem.
Oddał pocałunek obejmując ją. Sczepiali się namiętnie ustami długo, w końcu oderwali się od siebie, a Wojtek zapytał dysząc i łapiąc oddech.
- A może… porządzisz… mną… na zewnątrz… gdzie można być… trochę głośniej?
Skinęła głową na zgodę i podniosła się. Stojąc w rozkroku nad leżącym mężczyzną zsunęła spodnie, zostając jedynie w obszernym swetrze. Przez chwilę pozwoliła mu prześlizgnąć się spojrzeniem po nagich nogach i jej krągłościach... okrytych obszernym swetrem w strategicznych miejscach.
- Trzeba… zostawić …. uchylone drzwi...gdyby się obudziła - sama niemalże pożerała Wojtka spojrzeniem, wsuwając bose stopy w buty. - Idziesz? - wyszła w noc nie czekając aż się zbierze. Wiedziała, że jest tylko jedna odpowiedź. Na zewnątrz zaczaiła się za rogiem leśniczówki.
Szedł za nią jak po sznurku choć zniknęła mu z oczu. Wyszedł za róg by rozejrzeć się…
Nagły atak i przyparła go ściany oddychając nieco szybciej z podniecenia nadchodzącym zbliżeniem i podniecenia “zasadzką”.



Polizała jego policzek lekko, badawczo.
Zsunęła nos po uchu i szyi wciągając mocno zapach. Kolejne liźnięcie zostawiła na szyi... grdyce… Dłonie gwałtownie dobierały się do zapięcia spodni, jedną nogę wsunęła bezpruderyjnie między jego uda.
Ukąszenie w szyję, szarpnięcie paska, dłoń sunąca w dół jego podbrzusza. Jego gorączkowe spojrzenia, ciche pomruki. Nie chciała gry wstępnej. Chciała jego. Paznokcie przesuwające się po jego żebrach i szybko wzbierająca dzikość podbijana odgłosami lasu, który szumiąc obserwował ich bliskość.
 
corax jest offline  
Stary 28-02-2016, 04:09   #24
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Kamienica naprzeciw mieszkania Lulu, Praga Północ, ul. Jagiellońska, późny wieczór
Siedziała na dachu obserwując okolicę, w pewnym momencie przyszło jej na myśl, że wygladała pewnie jak Selena z Underworld na starcie filmu. Prychnęła zmieniając pozycję. Nie lubiła takich tanich scen
Wyjęła komórkę i wybrała jeden z numerów.
- Zapomnij o czymkolwiek, koniec współpracy. - Karolak nie czekał aż dzwoniąca odezwie się do słuchawki.
- Zamknij ryj padalcu i słuchaj... - mruknęła Klara.
- Koniec, w sensie KONIE...
- Prosiłam: zamknij ten swój ryj i słuchaj, nie wiem jak to brzmi w kodzie zero-jedynkowym.
- Klara, mam w dup...
- ...słuchaj mnie skurwysynu uważnie - wycedziła do słuchawki. - Ja nie będę ci grozić, choć byłoby dla Ciebie lepiej gdybyś całą resztę życia spędził na innej półkuli. Inaczej zostawię z ciebie strzępy. Marchewka.
Karolak milczał. Nie rozłączył się.
- Ci "Twoi", nowi w mieście, maja w dupie to co kreował Wieszczycki. Inna liga inne preferencje, rozumiesz?
- Tak.
- Bałałajka o tym nie wie, kręci sobie sznur na szyję. Rozumiesz?
- Tak, chyba tak.
- Rozumiesz kurwa, czy nie?
- Tak, rozumiem.
- Pomóż mi zrobić tu armageddon, Sebastian, Bałałajka,... ten co zdradził Wieszczyckiego? Wszyscy zatańczą danse macabre.
- Wiesz gdzie byłaś na liście? - Paweł spytał po dłuższej chwili.
- Nie. - Odpowiedziała. - Ale jak rozgryzłam tego piernika to nisko.
- Krążyłaś... między top a bottom.

Teraz ona milczała.
Karolak nie rozłączał się jednak.
- Sebastian ma myśleć, że Dane ma Rak. Rak ma myśleć, że dane mają koty, Bałałajka ma mieć problemy ze swoimi, zrób co możesz.
- Wiesz, że kiedyś zatańczę na twoich popiołach Klara?
- Byle by nie tango - mruknęła.
- Ta różowa... to...
- Nie myśl już o niej.
- Pozdrów małą, urzekła.
Klara rozłączyła się.




Gdzieś w Puszczy Kampinoskiej, późny wieczór 12.11
- Kajan zginął, do tego jeden mój krewniak, dwóch Witka, sporo rannych. - Stary siwiuteńki mężczyzna ze smutkiem kręcił głową.
- I tak wykpiliśmy się tanim kosztem, gdyby pieprznęli znienacka tak jak planowali... - Wojtek potoczył wzrokiem po chacie. - Była by rzeź.
- Podobno masz gościa.
- Kocham ten leśny, głuchy telefon.
- Wieści niosą się szybko, a wy nie jesteście cicho. - Starzec zachichotał. - Czyli nie dopadła ich Bałałajka. Hakerkę wyciągnęła z lasu Klara, Raja chciała ich powstrzymać, oberwała ołowiem gdy próbowała. Teraz okazuje się, że i ta druga wyszła bez szwanku? Ale czy mają to czego szuka Sebastian?
Wojtek milczał.
- Zadałem pytanie.
- Indi nic nie ma, ta druga wzięła dane.
- Mhm... - Staruszek zamyślił się. - Zdajesz sobie sprawę, że jak tamci je dostaną to się wezmą za pijawki, a wtedy zostaniemy sami. Na deser.
- Za to jak dostanie je Sebastian umocni się, staniemy się mu zbędni.
- Mądry chłopiec.
- Czyli chodzi o to by je zniszczyć?
- Nie kretynie - meldunek a propos 'mądrego chłopca' stał najwidoczniej się nieaktualny. - Chodzi o to, byśmy te dane mieli my. Sebastianowi dozować się będzie informacje aby pozamiatał Bałałajke i wiesz kogo. A wtedy wykorzystamy info o pijawkach by je wyciąć na własnych zasadach.
- Ernest mój.
- A Twój, twój...

- Mam prośbę, potrzebuję... sprawdzenia dziecka.
- Kolejne?! - Starzec aż się obruszył. - Mógłbyś z łaski swojej przestać siać nasieniem jak z karabinu? Kiedyś z tego będą problemy.
- Pomożesz czy nie?
- Dostarcz mi krew, włosy, skórę. Cokolwiek.




Pałac Kultury i Nauki, Śródmieście, pl. Defilad, późny wieczór, 12.11
- Musimy założyć, że przejęli... - Magda była wystraszona, gdzieś prysł jej uśmiech i dobry humor.
- Nic nie musimy zakładać. - Twarz Ernesta wciąż zachowywała brak emocji. - Te wrzaski z hali...? Równie dobrze wnuczki Wieszczyckiego mogły je załatwić.
Sebastian milczał.
- Ale zakładać to trzeba! - Lidia awatar "Kobiety Sukcesu" nie poruszyła się nawet o milimetr. - Wszelkie kontakty, schronienia, wszystko spalone. Brawo mój książę. A mówiłam, że mogą nas nacelować gdy będziemy jechać tam całą armią i...
- Zamknij się, MYŚLĘ - przerwał jej spokojnie Sebastian mający dziś na głowie niebieski melonik.

Przez dłuższą chwilę panowała cisza.
- Opcje są trzy. NASZE urocze panie wydostały co miały wydostać i zostały PRZECHWYCONE. Wydostały i uciekły. ALBO nie wydostały i załatwiły JE te czające się w mrokach...
- Czyli szambo jak jeden do trzech, tak, teraz to brzmi tak budująco - mruknął Ivo, "Smagłolicy motocyklista".
- A co do tego SKĄD zasadzka opcje są dwie - Sebastian kontynuował. - ALBO nas namierzyli gdy wyjeżdżaliśmy, albo KTOŚ kto wiedział, że tam będziemy doniósł gdzie TRZEBA.
- Koty, to z pewnością ten skur... - Ernest zacisnął lekko szczękę.
- Ernest, czy tyś do końca zgłupiał? - Ivo popatrzył pobłażliwie na "zimnolicego". - Oni akurat najmniej zysk...
- To kto? Kto jeszcze wiedział oprócz nas i sierściuchów o akcji w Kampinosie?

Wszystkie spojrzenia powoli obróciły się na Magdę.
- O to suka... - Blondynka aż zatchnęła się gdy zrozumiała o co im chodzi.
- Czyżby wyczuła, że nie chcesz jej darować? - Lidia zmrużyła oczy przenosząc spojrzenie na Sebastiana.

Mężczyzna w meloniku wstał i podszedł do okna, patrzył przez dłuższą chwilę na panoramę jaką tak bardzo dobrze znał i jakiej zawsze było mu mało.
- Jeżeli osaczono nas bo zauważono PRZYPADKIEM i przejęli te dane, to mamy problem - powiedział. - TRZEBA brać to pod uwagę. Przygotujcie się wszyscy na ARMAGEDDON... - urwał. - Ale ja nie wierzę w PRZYPADKI. Ernest sprawdzi czy Panna GEMMER nie prysnęła z podziemi i ustali czy to ten sierściuch nie SYPNĄŁ przez tę waszą prywatną wojenkę. Na przekór swym STARSZYM i sojuszowi. Magda sprawdzi HAKERKĘ i poszuka swej "siostrzyczki", jakby to ona WYWINĘŁA nam ten numer.

Odwrócił się do Lidii i Iva.
- Wy zaś macie pogłębić rozłam u PCHLARZY. Bałałajka ma mieć sporo do roboty ABY nie mogła udzielić wsparcia, gdyby jednak było SZAMBO.




Mieszkanie Lulu, Praga Północ, ul. Jagiellońska, ranek 13.11
Lulu obudziła się sama w łóżku. Daniela nie było.
Myślała o tym co było zanim usnęli, sprawdziła czy nie ma go w kuchni, łazience... Nie, w salonie ojciec pochrapywał nie reagując na jej ciche przemykanie po mieszkaniu.
Dziewczyna sprawdziła wyniki wyszukiwania kate_search_new orientując się, że nic z tego. Numer Freda opierał się lokalizowaniu tego gdzie był aktywny. To mogło mieć powód w tym, że program nie był dopracowany. Albo w tym, że ten nr używany był w komórce nie łączącej się z netem. Albo pierdyliard innych powodów. Pusto. Na zewnątrz było jasno, oczy Klary gwałcone takim światłem (jak opowiadała) pewnie były właśnie przymknięte gdy drzemała w Józefowie. Oczy Daniela... gdziekolwiek był? Czemu nie obudził wychodząc?.
Poczuła się samotna, więc zrobiła to co zawsze w takich momentach.

Odpaliła laptopa
.



Leśniczówka Wojtka, Puszcza Kampinoska, południe, 13.11
Indi obudziła się przed południem. A raczej to Alex w końcu brutalnie obudziła ją nie mogąc dłużej ścierpieć nudy gdy mama spała i lekkie próby zbudzenia jej nie działały. Amerykanka próbowała przypomnieć sobie czy było już jasno czy jeszcze ciemno gdy na miękkich nogach prowadzona przez Wojtka wróciła do chaty. Czuła się jak wyżęta szmata jaka perfekcyjna pani domu właśnie wyczyściła cały pałac Buckingham. Ruszyć ręką czy nogą? Musiała, córka chciała się bawić. Indi jęknęła.
wojtka nie było, dziewczyna na chwilę uwolniła się od córki i włączyła tablet lecący już na oparach energii.

Cytat:
Od Lulu [mail]: No heeeej, jak tam, żyjecie? Wszystko w porządku? Daj znać, bym się nie martwiła.
Indi wychwyciła adres mailowy "Różowej" w mig rozumiejąc błąd jaki popełniła wczoraj.
ale nie czuła się winna... w takich okolicznościach pomylenie jednej literki w adresie mailowym?

Rozejrzała się odruchowo i zaczęła pisać po klawiaturze wyświetlanej na tablecie:
Cytat:
Do Lulu [mail]: Żyjemy, jest... ok? Lulu, jak możesz to zablokuj moje karty. Muszę jakoś wypłacić gotówkę. Potrzebuję... Nikt nie może mnie namierzyć, proszę.
Oderwała się od sprzętu i wzięła go oraz laptopa chowając go do torby. Schowała tam też inne rzeczy swoje i Alex jakie walały się po pomieszczeniu. Wrzuciła torbę pod łóżko i wesoło gaworząc z małą wyszła z chaty. Rozejrzała się uważnie i ruszyła z córką w las badając teren i posuwając się coraz głębiej w puszczę.


Leśniczówka Wojtka, Puszcza Kampinoska, południe, 13.11
Wojtek i Jacek obładowani jak osły dotarli do leśniczówki. Kanistry z benzyną i zakupy na które najbardziej stekał Jacek.
Chata była pusta, Wojtek rozejrzał się czujnie.
- Dobra, ja spierdalam, baw się sam. - sapnął Jacek odwracając się ku drzwiom. - A jeszcze raz taki numer z zakupami, to będziesz po benzynę popierdalał do Sierakowa.
- Czekaj! - Wojtek odwrócił się do niego. Wyciągnął spod koszuli kosmyk włosów zawieszony na szyi, po zastanowieniu wyrwał kilka mocnym pociągnięciem. - Daj to Władkowi, jak zgubisz, to ci nogi z dupy...
- Terefere.
- Jacek kurwa, proszę. Nie zgub, daj mu, tak?


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 28-02-2016 o 14:18.
Leoncoeur jest offline  
Stary 29-02-2016, 18:20   #25
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację




THE END





Kontynuacje działań dziewczyn w wątkach solówkowych
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172