Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2016, 11:46   #23
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Wykaraskała się z kokonu kocykowo - córeczkowego i wróciła do kuchni, szukając wzrokiem Wojtka. Siedział rozwalony na fotelu na wpół drzemiąc. Smyrnęła opuszkami palców za uchem mężczyzny:
- Śpisz? - spytała półszeptem ruszając by zagrzać wody.
- Eeeee? Nie, tak sobie rozmyślam. A co?
- Co dalej?
- spytała siadając na blacie kuchennym.
- Między innymi. - spojrzał na nią ostrożnie.
- I co Ci wychodzi?
- Jak dobrze strzelasz z karabinu?
- spytał.
Indi uśmiechnęła się:
- Ledwo.
- A ja w ogóle nie potrafię gotować. Nawet makaron rozgotuję.
- Aha. A jak się ma makaron do rozkminiania co dalej? Potrzebujesz, żeby Cię osłaniać?

Uśmiechnął się zrobił gest by podeszła, usiadł tak, że miała miejsce na jego kolanach.
- Hmmm - nie była przekonana co do pomysłu - Jak usiądę tam, to nie skończy się na dyskusji. A omówić pewne rzeczy trzeba. - kącik jej ust powędrował w górę, gdy wpatrywała się w rozwaloną leniwie postać mężczyzny.
- A jak obiecam, że będę grzeczny?
- Obiecaj
- uśmiechnęła się szerzej.
- Obiecuję - powiedział poważnie.
Zamachała nogami i zeskoczyła z blatu, opadła na kolana Wojtka moszcząc się wygodnie. Otoczyła ramieniem jego szyję.
Przesunęła palcem po jego uchu.
Przełykała uśmiech.
Palcem sunęła niżej po szyi aż po obojczyk.
- No to mów - szepneła mu do ucha dobrze się bawiąc.
Objął ją.
- Byliśmy głodni, ja nie potrafię gotować ni w ząb. To dałem ptaka tobie, ty chyba ciut lepiej, nie? Nie spaliłaś, był smaczny - powiedział, patrząc jej w oczy i przekrzywiając lekko głowę. - Może oddaj w ten sam sposób swój karabin komuś kto lepiej strzela, hm?
- Aaaa….
- drażniła skórę na szyi - a mój karabin to dane, tak?
Zaczynał dawać się ponosić pieszczocie, skubnął płatek jej ucha. Nie odpowiadał, bo i po co. Wydawało się to dość jasne.
- Aa- aa…. - pogroziła palcem na jego pieszczoty - obiecałeś być grzeczny.
Sama nic takiego nie obiecywała. Dlatego tym razem to ona trąciła płatek ucha czubkiem języka, gdy dłoń masowała lekko jego kark.
- Problem w tym, że jeśli oddam Ci dane, ja i Alex zostajemy bezbronne. Sam przyznasz, że tego problemu nie ma z rozgotowanym makaronem. Lub przypalonym ptakiem. Co byś zrobił z danymi?
- Wyjął z nich informacje jak zabić Ernesta, bez Ernesta Sebastian będzie…
- zastanowił się. - Ernest to jego siła.
- Co Ci zrobił?
- za językiem pomknęły usta a wolna dłoń wsunęła się pod koszulkę.
- Nia gadajmy o tym - wyraźnie humor mu spadł.
- Czemu? - spojrzała na niego poważnie - Prosisz mnie by Ci zaufać, to chyba fair, jeśli proszę o podobną kwestię?
Wojtek zrobił ruch jakby chciał wstać, lecz Indi przyparła go do fotela. Nie siłował się...jeszcze.
- Nie proszę cię. Chcę byś zaufała, ale to twoja decyzja - mruknął patrząc gdzieś obok. - Podjęłaś ją rezygnując z Ursynowa. Czemu chcesz wiedzieć co mi zrobił?
- Dobrze, źle powiedziałam. Nie prosisz. Zakładasz, oczekujesz.
- wzruszyła ramionami - Czemu? Bo chcąc nie chcąc jesteśmy częścią naszych żyć. Ta wspólna część śpi za ścianą. A ja chciałabym… z resztą nie ważne. Nie zmuszę cię do zwierzeń. - poczuła się zniechęcona. - Chcesz herbatę? - wstała z kolan by zalać napar w kubku.
- Zabił kogoś. Bardzo mi bliskiego. Bez powodu, tylko by mi coś udowodnić. Nie pytaj więcej. Proszę. Nie chcę herbaty.
- Czemu sprzymierzyłeś się z nimi zatem?
- Mamy wspólnych wrogów. Potężnych, chcących krwi… Dla mnie i moich przyjaciół to sprawa życia i śmierci. W takiej sytuacji szukasz sojuszników choćby w piekle
- uśmiechnął się smutno.
Zaczęła popijać herbatę małymi łyczkami:
- Czym ty się zajmujesz?
- Niczym konkretnym
- wzruszył ramionami. - Drobne dorywcze fuchy.
- I te drobne, dorywcze fuchy sprawiły, że masz na pieńku z kimś, kto chce twojej krwi. I krwi twoich przyjaciół.
- podsumowała kwaśno Indi, nie wierząc w to co próbował jej sprzedać.
- Może nie tak… Chcą by nas tu nie było. Przepędzą, zabiją? - wzruszył ramionami. - Woleli by to drugie.
- Tu to znaczy, gdzie? Warszawa?
- Czy to ważne? Dla ciebie to nic, mówiłaś pięć lat temu: “dziecko świata”, ja mam inaczej.
- Naprawdę chcesz, żebym się odczepiła co?
- spytała znad kubka, czując, że ją odsuwa na bezpieczny dla siebie dystans.
- Zależy w jakim sensie. - znów łobuzerski uśmiech.
- Mam jej kiedyś wytłumaczyć kim jesteś? - walnęła między oczy, spojrzeniem wwiercając się w niego.
Zastanowił się nad tym. Co było dość dziwne. W kwestii pewnej dojrzałości dawał się oceniac i klasyfikować tak jak zrobiła to zrezygnowana Indi gdy kazała mu usunąć resztę pierza z bażanta. I nie udawał. Tutaj… serio poważnie nad tym myślał.
- A mogę ci odpowiedzieć jutro? - spytał z pewnym napięciem jak ona na to zareaguje.
- A co ma się zmienić do jutra? - spytała przekrzywiając głowę.
- To nie jest decyzja jak wybór pizzy, tak? - burknął.
- A zdajesz sobie sprawę, że ona podejrzewa i przeczuwa? Nie byłeś specjalnie dyskretny tam… I to nie to, że coś od ciebie chcę.
- stwierdziła z napięciem.
- Jutro, pojutrze, może za parę dni, stwierdzisz, że spadasz do Londynu czy gdzie tam. - spojrzał na nią uważnie. - Uważasz, że to dobry motyw by dowiedziała się, a potem mnie już więcej nie zobaczyła?
- Nie mówię o tłumaczeniu jej teraz. Mówiłam o “kiedyś”. Na razie nie pyta o ojca. Kiedyś zacznie. O tym mówię.
- A to, to tak
- kąciki jego ust powędrowały do góry. - Fajnie jakby ogarnęła, że to właśnie z ojcem mamę prawie na śmierć zagilgała w jednej leśniczówce.
- Chcesz, żeby Ci wysyłać zdjęcia, informacje o niej?
- Indi nie podjęła żartobliwego tonu.
- Tak.
- Ok.
- pokiwała głową. - Jak ogarnę rozkodowanie danych, to postanowimy co dalej. Jak połączyć twoją potrzebę zemsty z moim długiem honorowym. - odwróciła się by opłukać kubek po herbacie. - Pójdę trochę popracować.
- Ja się przejdę.
- zaczął zbierać się z fotela. - Poszukam w szopie, może zniosła jakieś jaja, będzie na śniadanie.
Indi nic nie odpowiedziała. Odprowadziła go tylko spojrzeniem.



Nagły spadek energii, humoru, wszystkiego sprawił, że poczuła się jak Alicja spadająca na łeb na szyję do króliczej nory. Sięgnęła po zastępcze źródło poprawy nastroju - rzuciła się w pracę.

Szkic za szkicem, pomysł za pomysłem.
Przelewała idee na Monoprice.

Czerwona suknia…. Jankowa suknia….

Jej siostra:

Druga, trzecia, czwarta...

Szpilki, lekkie, pierzaste… bażańcie?


Dłonie pracowały szybko, by uchwycić umykające pomysły, by dopracować szczegóły, zamknąć esencję w niewielkich figurkach kroczących w paradzie na elektronicznym ekranie....

Kilka godzin później, włączyła telefon i wysłała wiadomość do Holly:

Cytat:
“Hej, mam trochę problemów. Potrzebuję dokumenty dla siebie i A. Mocne. Będę w L. za parę dni. Skontaktuję się ponownie. Możesz rozeznać się w kwestii kosztów? I.”
Kolejnego smsa wysłała do Nany z informacją, że chce skorzystać z oferowanej kiedyś pomocy.
Cytat:
“WHO w Nowym Meksyku, Nana. I.”
Na iPadzie sprawdziła wiadomości.
Masę wiadomości.
Zainteresowanie jej usługami i projektami zdecydowanie wzrosło po krótkim filmiku na youtube. Sprawdziła czego konkretnie dotyczyły zapytania i krótko poodpisywała na większość z nich.
Poinformowała wszystkich kontrahentów w tym Molly i Daniela, że będzie mieć kilka dni opóźnienia i ustawiła odpowiedź wakacyjną. Większość zapewnie weźmie to za kolejny chwyt marketingowy mający napędzić popyt na jej usługi i talent.

Sprawdziła też obecną pozycję w google maps i odległość do osiedla Dąbrowa Zachodnia. 2 godziny drogi przez las...

Wysłała wiadomość do Marcina:
Cytat:
“Hej, dałbyś radę załatwić samochód? Wynająć i pozostawić zaparkowany na miejscu ostatniego spotkania? Na pojutrze rano. Zadzwonię jutro rano. I.”
Przez resztę nocy pracowała, planując przedostanie się do Stanów.
W tym czasie spływały do niej odpowiedzi na prośby o pomoc.

Od Holly [sms]:
Cytat:
Geez, co się stało? No papiery może się da załatwić ale jak mocne… Parę dni to zajmie. Jakieś preferencje? O co w ogóle c’mmon?
Od Nana [sms]:
Cytat:
Jest bardzo źle? Mogę tam być pojutrze.
Od Marcin [sms]:
Cytat:
Mam wziąć Twój? gdzie kluczyki?
Do Holly:
Cytat:
“Opowiem na miejscu. Mocne, do przekroczenia granicy. Zero preferencji byle do US wpuscili.”
Do Marcina:
Cytat:
“Nie, wynajmij do oddania w dowolnym punkcie”
Do Nany:
Cytat:
“Muszę zniknąć na jakiś czas. Możliwe? Powinnam być za około 5-6 dni do potwierdzenia. Chyba, że możesz pomóc z nierej. transportem?”
Od Holly [sms]:
Cytat:
Mocne papiery na yuesey. O mała, to potrwa. Dam znać
Od Nana [sms]:
Cytat:
Mogę zorientować się czy dałoby radę z polskiej placówki WHO przerzut zrobić, pociągnę ludzi za języki..
Od Marcin [sms]:
Cytat:
Hm… Ok. Nie powiesz mi co się stało?
Do Holly [sms]:
Cytat:
Jeśli chodzi o kasę za przyspieszenie to nie powinno byc problemow. Czas się liczy, dzieki!
Do Nana [sms]:
Cytat:
Bądź ostrożna. Nie wiem jak daleko sięgają. Może być inna europejska placówka też. Im szybciej, tym lepiej.
Do Marcin [sms]:
Cytat:
Za dużo tłumaczenia na smsy. Gruba warstwa gowna, 15 m mulu a potem dopiero ja. Gdyby ktoś o mnie pytał, nie zgrywaj bohatera, proszę!!!!!!!!
Ani Holly, ani Nana, ani Marcin nie odpisali nic poza zdawkowymi potwierdzeniami, że zaczynają działać. Choć Indi wiedziała, że w trzech głowach poruszyła istną lawinę pytań. Szczególnie Marcin zapewne miał we łbie pytajniki tego kalibru, że nie dawały się łatwo przykryć niczym innym.

Wojtek wrócił po kilku godzinach, w okolicy północy ogarniając wzrokiem wnętrze, śpiącą Alex, Indi nad tabletem. Rozpalił w kominku i ułożył się przy nim stawiając sobie lampę naftową obok i sięgając po książkę.
- Te zakupy, to co potrzeba ze sklepu?
Indi wyłączyła telefon i iPada. Podeszła do Wojtka z Monoprice, przewijając do szkiców jego z Alex i jego samego.
- Mogę? - spytała wskazując miejsce obok. Obserwowała mężczyznę czujnie.
Skinął głową.
- Jasne. - Zrobił jej miejsce.
Klapnęła podwijając nogi po turecku:
- Zobacz… - odwróciła pada pokazując szkic zwiniętej dwójki. - Nawet gesty macie takie same. - dodała z lekkim uśmiechem.
Uśmiechnął się.
- Fajna mała - powiedział przypatrując się uważnie szkicowi. Faktycznie bardzo dokładnie oceniał ‘gest’ małej zwinięcia się obok niego. - Nikt mi nie wmówi, że nic mi w życiu nie wyszło.
Indi spojrzała na niego spod brwi i przewinęła do następnego szkicu - portreciku solo.
- O coś chciałeś zapytać? - uznała, że lepiej usunąć słonia z izby.
- Pytań, Indi, to ja mam multum. Lubi koty? - spytał z głupia frant.
- Lubi wszystkie puchate i mięciutkie zwierzątka.
Przekrzywiła głowę:
- Hmm… - spojrzała na Wojtka z przekręconą na bok twarzą - Nie byłeś za bardzo przejęty jak mówiłam o duchach. Też je widzisz? Ma to po tobie?
Nie bardzo wiedział jak odpowiedzieć
- Pytasz o te dwie małe w schronie? - upewnił się.
- O nie też… ogólnie o kwestie duchów… - Indi zamknęła na chwilę oczy przypominając sobie swój taniec i “rytuał”. - Nie każdy jest taki otwarty na te kwestie. Ty od kopa byłeś? I czemu pijawko? - wbiła spojrzenie w Wojtka. - I jakie masz pytania? - przekrzywiła głowę w drugą stronę.
- Wiem że istnieją, te dwie widziałem. One tam się wielu objawiały - wzruszył ramionami. - Po prostu wiem, że duchy istnieją. Nie chodzę z tym do psychologa, w krasnoludki nie wierzę tak przy okazji. Ich nie widziałem. - Dorzucił szczapę do kominka. - A pytań mam multum, ale ty mi raczej na nie nie odpowiesz. - Spojrzał na Alex śpiącą na łóżku. - Mogę mieć do ciebie prośbę? O pamiątkę po małej? Wyjedziecie, pewnie nigdy się nie zobaczymy. Maile i zdjęcia to nie to samo.
Indi przez chwilę spoglądała na Wojtka poważnie. Cisnęło jej się na usta wiele słów, ale żadnego nie wypowiedziała.
- Jaką pamiątkę?
- Kosmyk włosów.
- Do badania DNA?
- uśmiechnęła się lekko, ni to drocząc, ni to smutno.
Przesunął palcem po tablecie wracając do portretu jego i Alex na łóżku.
- W tym zakresie nie mam żadnych wątpliwości, Indi. A nawet gdybym miał… to badania laboratoryjne mi niepotrzebne - Wzruszył ramionami ale też unosząc kąciki ust.
- Nie zamierzam stawać ci na drodze w utrzymywaniu z nią kontaktu. Ani jej. To od ciebie zależy czy się spotkacie jeszcze czy nie. I czemu niepotrzebne?
Spojrzał na nią uważnie i lekko ostrożnie.
- Jak powiem, to możesz źle zrozumieć i się obrazić.
Zmarszczyła brwi:
- Obrazić?
- No gdybyś mnie źle zrozumiała…
- był spięty i jakby nie bardzo wiedział co począć. chyba nie był przyzwyczajony do takich rozmów. - To… no nie wiem, możliwe… - lekko się gubił.
- To powiedz tak, żebym zrozumiała cię dobrze i nie znalazła powodu do obrażania… z resztą … jakie ma znaczenie, czy się obrażę czy nie? - odwróciła kota ogonem.
- Bo byś mogła nagle stwierdzić, że mam cie natychmiast odprowadzić na Ursynów. - Wystawił lekko język. - A prowadzenie was nocą po lesie nie leży w zakresie tego co chciałbym robić tej nocy. Powiem, jak mi obiecasz, że postarasz się nie doszukiwać się złych rzeczy. Wy, kobiety czasem tak macie - w oczach zalśniły mu figlarne błyski.
- I jeszcze na dodatek seksista - fuknęła Indi - Mów już, bo prolog zrobiłeś jak do Gwiezdnych Wojen. - pokręciła głową unosząc oczy ku sufitowi.
- Mężczyźni robią testy by wykpić się od alimentów. - Rzekł patrząc w ogień. - Więc mi to niepotrzebne, chciałabyś to bym wysyłał kasę. Choć wiem, że jesteś na to za dumna. To nie propozycja.
- I o co się miałam niby obrażać? Że ją chciałeś? Chcesz? Nie wiem, cieszysz się, że jest?
- Mogłaś pomyśleć, że uważam iż po to przyjechałaś. A tak nie jest
- odetchnął lekko. - A co do tego czy chcę? - zawiesił sie lekko.
- Wojtek… - odwróciła jego twarz by popatrzył na nią - ... chcesz to będziesz mieć kontakt. Nie… to … nie. Licz się z tym, że pewnie, któregoś dnia cię znajdzie. Tak czy siak. Akurat upór ma po moim ojcu. - uśmiechnęła się i odpuściła lekki uścisk na twarzy.
- Chcę mieć z nią kontakt. I… hm, chcesz to jej możemy powiedzieć, rano. Sęk w tym… - zawahał się. - Gdy spytałaś “Chcesz”. Wiesz, ja się nie stawiam dość wysoko na liście ‘ojciec roku’. Źle cię zrozumiałem. Ale cieszę się, że jest.
- To dobrze… to ułatwi wam układ w przyszłości.
- Indi wyłączyła pada. - Wiesz, że się postawiła Ernestowi? - uśmiechnęła się z dumą.
- To lepsze niż testy DNA - napuszył się.
Indi roześmiała się cicho.
- Zaraz pękniesz. - toćnęła napuszoną postać mężczyzny - Wyglądasz jak ta ryba nadymka. - chichotała z miny Wojtka.
- To jak, mówimy jej rano?
- Czemu zmieniłeś zdanie?
- spytała zanim udzieliła odpowiedzi.
Wzruszył ramionami i znów dorzucił do ognia.
- Przemyślałem to sobie. I… ciekawi mnie też jej reakcja. W mailu jej nie wyślesz.
- Jest skype i kamerki, whatsapp, hangout i inne
- droczyła się. - Nie wyglądasz na przedpotopowca. Powinieneś to obczajać.
- Jak nie chcesz to przecież nie nalegam
- odciął się.
- Nie o to chodzi, że nie chcę. Zastanawiam się, czy to najlepszy moment na dowalanie jej rewelacji. Rozumiesz? Czy teraz pokażesz jak mężczyźni doszukują się złych podtekstów i strzelają focha? - zakpiła lekko z jego poprzednich “racji objawionych”.
- Nieeeeee, serio. Jak uważasz. Faktycznie może za mała. Ja na serio się na dzieciach nie znam - rozłożył lekko ręce bezradnie.
- Pomyślę. Jeszcze nie idę spać. A co do zakupów to chleb, jakaś wędlina, sałata, rzodkiewki, jakieś coś na obiad, ser żółty ale z krówkami, jajka, mleko, kawa….
- Czeeeeekaj, powoli
- przerwał wyjął komórkę pisząc w smsie - No? Chleb, wędlina, sałata, rzodkiewki, seeeee..., co ser?
- Z krówkami na opakowaniu, najulubieńszy aktualnie. Jajka, mleko, kawa, herbata z kwiatka, ciasteczka misiowe, coś na obiad… makaron, mięso mielone, pomidory…

Wojtek jęknął.
- ... suszona bazylia, co?
- Może być ciężko… W Sierakowie tylko niewielki sklep.
- No to kupisz co będzie.... Ale jak by mieli to to… olej nieduży. Witamy w krainie dzieci.
- uśmiechnęła się lekko.
- To wszystko?
- Powinno starczyć na dwa dni.

Spojrzał na nią uważnie i przeciągle.
- Ok. - zauważyła, że wcisnął “Wyślij”.
- No co tak patrzysz? Udźwigasz więcej? - pokazała mu język. - Czekaj dam ci kasę. - podniosła się by wyciągnąć pieniądze.
- Nie trzeba kasy.
- Nie będziemy cię objadać. I tak siedzimy ci na głowie.
- Nie o to chodzi.
- Machnął ręką. - Jutro sobota. - Wyjaśnił.
- Aha. A w soboty w ..szerakofie… - powtórzyła powoli po polsku - nie chcą zapłaty kasą tylko dają za darmo?
- W soboty Jacek jak ma czas, to podjeżdża mi dowieźć benzynę do agregatu.
- Wyjaśnił już dokładniej. - Bo z kanistrami latać przez las to ja szczerze dziękuję. - Wysłałem mu listę on kupi, my się rozliczmy ze sobą. - zerknął na komórkę coś licząc… - 3… 2… 1…
Może nie aż z tak teatralnym timingiem, ale faktycznie zaraz nadszedł sms.
Indi zobaczyła na wyświetlaczu krótkie: “ Pojebało cię?”.
- Ale coś mi mówi, że w tą sobotę to czasu nie znajdzie - mruknął. - O kasie pogadamy jak będzie jasne, że sam muszę po to dyrdać.
- Powiedz, że masz śliczną kobietkę na chacie.
- zrobiła ruch głową w stronę łóżka, na którym spała Alex. - Zakład, że przywiezie? - mrugnęła łobuzersko i poszła po herbatę do kuchni.
Mruknął coś niewyraźnie ale jak poszła to zauważyła że coś stuka na klawiaturze telefonu.
- Coś mówiłeś, kochanie? - pisnęła tonem głosu tradycyjnych amerykańskich pań domu z lat 40-tych.
- Nie, skarbie - bąknął lekko urażony faktem, że robi się z niego jaja.
- Chcesz herbaty? - zdusiła chichot.
- Chętnie.
Zalała dwa kubki i podała mu jeden.
- Nie chce ci się spać?
- Nie, lubię noc, właściwie to nawet wolę spać w dzień.
- odpowiedział.
- Mhm… jak kot. - uśmiechnęła się.
Oparła się plecami o łóżko i zaczęła ponownie szkicować. Wojtek z kubkiem z herbatą, ogień w tle. Alex będzie miała pamiątkę.
- Z tą pamiątką po małej to nie żartowałem. - Powiedział, jakby ich myśli się spotkały nagle w tej kwestii i upił łyk herbaty.

Odstawiła kubek i odłożyła pada. Sięgnęła do torby po zestaw do szycia a z nich malutkie nożyczki. Wyciągnęła jedną z gumek do włosów Alex i odsunęła włoski córeczki. Ucięła pasemko tuż u nasady czaszki pod całą grzywą płowych włosków. Oplotła pasemko gumką i podała Wojtkowi.
- Proszę.
Zauważyła, że odetchnął z ulgą. Musiało mu na tym naprawdę zależeć. Wziął od niej kosmyk i oprócz gumki obwiązał wszystko ściśle nicią… po czym wyciągnął kosmyk w kierunku sporej świecy stojącej nieopodal.
- Myślałam, że chcesz pamiątkę a nie bawić się w voodoo people....
Spojrzał na nią jakby nie rozumiał o co chodzi i włożył obwiązany koniec do wosku majtając nim tam lekko.
- Wosk sczepia. Sam sznurek by nie wystarczył by się nie gubiły - spojrzał na nią kpiąco. Jak ktoś wychowany w puszczy na kogoś wychowanego w ambasadach. - Oprawię jeszcze, ale chcę by się nie pogubiły, a kleju nie mam. - wyjaśnił.
- Czemu? - spytała cicho. - Znaczy… czemu dałeś mi wtedy lewy numer?
Spiął się w sobie lekko i schował twarz w kubku z herbatą. Przynajmniej tyle ile zdołał.
- Bo byłaś tu na krótkim tripie, sama mówiłaś, że zaraz wracasz do Londynu.
Indi popatrzyła na niego z miną mocno powątpiewającą.
- Aha… - stwierdziła z przekąsem. - … tak… to… brzmi baaaaardzo sensownie. - pokiwała głową, wydymając usta. - Wiesz, jak nie chcesz powiedzieć, to po prostu powiedz, że “nie chce mówić” a nie wymyślaj … - pokręciła głową.
W jego oczach przeleciało coś jakby bunt, lekka złość, smutek, irytacja, bezsilność na to, że interpretuje wszystko tak jak jej wygodnie.
- A co w tym bezsensownego? Następnego dnia samolot i nazad Londyn, a mnie by jeszcze bardziej bolało jakby słyszeć przez słuchawkę, gdy Londyn poza zasięgiem. - Wyglądał na faktycznie urażonego i złego.
Wpatrywała się w niego jak na raroga.
- Więc, żeby się chronić, dałeś mi lewy numer… - przetwarzała informacje powoli - …
- Nie spodziewałem się że z tego wyniknie mała - rzekł ciszej gdy urwała. - Jakbym wiedział… przewidział, ech…
- Nie przeszło ci do głowy, że może… nie wiem… fajnie byłoby usłyszeć głos faceta, z którym straciłam dziewictwo?
- powiedziała, a on patrzył na nią z coraz bardziej rozszerzającymi się oczyma.
-Tak dla jaj… wiesz… żeby nie poczuć się jak … - przełknęła nagle powstałą w gardle wielką grudę i pokręciła głową. Nie chciała powtarzać słów Maxwella. - Ale ok… ważne, że … to mamy wyjaśnione. - pokiwała głową, nie patrząc na Wojtka i opanowując się powoli. Bardzo powoli.
Przez chwilę patrzył jakby dostał w łeb, po czym ostrożnie podszedł na czworakach do Amerykanki.
- Indi, ja… ech, ja nie wiedziałem. - Minę miał głupią tak, że bardziej się chyba nie dało. Coś chciał jeszcze powiedzieć, ale tylko ciężko opadł na podłogę opierając się plecami o łóżko i odchylając na nie głowę.
Indira nagle zaczęła się chichrać.
Ostatnio często zdarzało się jej śmiać przez łzy i płakać przez śmiech.
Pierwszy stopień szaleństwa…." - błysnęło jej w głowie.
- Nie wiedziałeś? - chichotała coraz bardziej, chowając twarz w dłoniach i opierając o kolana. Ramiona trzęsły się jej coraz mocniej. Mogło to wyglądać jak rozpaczliwy płacz gdyby nie... - Nie wiedziałeś… znaczy… byłam… taka.. dobra…. - ...ten śmiech, który pełna parą wyrywał się jej już z ust. Spojrzała na Wojtka. - Że nie poznałeś… że nie ….mam pojęcia co robięęęęęęę - chichrała się jak głupia.
Palnął się w czoło, jakby chciał się odciąć i coś powiedzieć ale w porę się przymknął. Też zaczął się śmiać.
- Po prostu moja fantastyczność łóżkowa cię zamroczyła…. - ocierała cieknące łzy i sprawdziła czy Alex się nie przebudziła.
Mała spała.
- To ty widzę nieźle zareagowałaś na mieszankę wódki z jointami - też odruchowo odwrócił się do Alex. - Jak nie pamiętasz do końca coś wyprawiała…
- Ja?! Pamiętam co ty wyprawiałeś…
- nagle spoważniała - i że byłeś…- roześmiała się na nowo by pokryć zmieszanie. - Brzmimy jak 90-latkowie.
Spojrzał na nią kpiąco.
- Pod koniec coś się w tobie obudziło i mało odbiegałaś od tego jak dziś w kuchni. Myślisz, że czemu nie skumałem, że to był twój pierwszy raz po śladach krwi na pościeli - objął ją lekko za ramię. - Pocięłaś mi wtedy plecy bynajmniej nie jak dziewica - mruknął z głupią miną.
- Hmmm tej wersji nie pamiętam... pamiętam, że byłeś czulszy wtedy niż dzisiaj...
- W sensie, że dziś było źle?
- łypnął okiem.
- O boshhhhhhhhhhhh - jeknęła i dała mu kuksańca łokciem - Faceci!! Czy ja powiedziałam, że źle? No? Powiedziałam? - szturchała go lekko z każdym słowem - Czy znowu coś sobie tam pod czerepkiem pan przetwarza nie halo? Było bardzo dobrze, Wojtek - mruknęła cicho.
- A że czuły, to w sensie, że tak? - przesunął lekko dłonią po jej kolanie i po udzie.
Indi znowu poczuła dreszcze i przeklęła w duchu… zdecydowanie za dobrze wiedział, jak działa na nią.
- Gumki! - doznała olśnienia - Do listy… - dodała ciszej patrząc Wojtkowi w oczy spojrzeniem pełnym ognia i ...chochlików. - Ale tak… - wzięła dłoń Wojtka i poprowadziła ku swojej twarzy. Wtuliła policzek w łódeczkę dłoni, przymknęła na chwilę oczy by “zaatakować” i popchnąć go z nienacka na podłogę.
- Teraz… - opadła na niego z krzywym uśmiechem - … ja tu rządzę. - Nie dała mu odpowiedzieć zamykając usta namiętnym pocałunkiem.
Oddał pocałunek obejmując ją. Sczepiali się namiętnie ustami długo, w końcu oderwali się od siebie, a Wojtek zapytał dysząc i łapiąc oddech.
- A może… porządzisz… mną… na zewnątrz… gdzie można być… trochę głośniej?
Skinęła głową na zgodę i podniosła się. Stojąc w rozkroku nad leżącym mężczyzną zsunęła spodnie, zostając jedynie w obszernym swetrze. Przez chwilę pozwoliła mu prześlizgnąć się spojrzeniem po nagich nogach i jej krągłościach... okrytych obszernym swetrem w strategicznych miejscach.
- Trzeba… zostawić …. uchylone drzwi...gdyby się obudziła - sama niemalże pożerała Wojtka spojrzeniem, wsuwając bose stopy w buty. - Idziesz? - wyszła w noc nie czekając aż się zbierze. Wiedziała, że jest tylko jedna odpowiedź. Na zewnątrz zaczaiła się za rogiem leśniczówki.
Szedł za nią jak po sznurku choć zniknęła mu z oczu. Wyszedł za róg by rozejrzeć się…
Nagły atak i przyparła go ściany oddychając nieco szybciej z podniecenia nadchodzącym zbliżeniem i podniecenia “zasadzką”.



Polizała jego policzek lekko, badawczo.
Zsunęła nos po uchu i szyi wciągając mocno zapach. Kolejne liźnięcie zostawiła na szyi... grdyce… Dłonie gwałtownie dobierały się do zapięcia spodni, jedną nogę wsunęła bezpruderyjnie między jego uda.
Ukąszenie w szyję, szarpnięcie paska, dłoń sunąca w dół jego podbrzusza. Jego gorączkowe spojrzenia, ciche pomruki. Nie chciała gry wstępnej. Chciała jego. Paznokcie przesuwające się po jego żebrach i szybko wzbierająca dzikość podbijana odgłosami lasu, który szumiąc obserwował ich bliskość.
 
corax jest offline