Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2016, 16:50   #28
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Choć pozostałości spróchniałego drewna już dawno uległy rozpadowi. Pozostał jedynie kamienny plac. Plac na środku którego spoczywał totem. Dokładnie najzwyklejszy kamienny totem. Nieopodal na skalnej ścianie było zagłębienie. Nie trzeba tłumaczyć że wyglądało to na ukryte przejście, zablokowane jakimś zmyślnym acz prostym mechanizmem.

Erven podszedł do totemu i uważnie go oglądał i macał starając się znaleźć ukryty mechanizm. Nigdy nie wiadomo co można było znaleźć, a totem zdawał się być kluczem do otwarcia przejścia.
Totem nie miał żadnych ukrytych przycisków. Ale 4 jego fragmenty dawało się obracać. Były to kamień ze słońcem, głowa orła, głowa dzika, kamień z jakąś rośliną zdawał się to być... wrzos?
Erven zaczął obracać od górnego po najniższy z kręgów powoli i pieczołowicie nasłuchując dźwięku zapadającej się zębatki. To była prosta konstrukcja. Trzeba było być tylko spostrzegawczym.*
Niespełna 5 minut później ostatnia zapadka trafiła na właściwe miejsce.
Głośny szczęk obwieścił że przejście zostało otwarte. Tylko, jak się okazało, wejście na ścianie było sztuczne. Zapewne zabezpieczenie przed tymi którzy pragnęli by się włamać. I tak też cały kamienny plac zapadł się. Pozostał jedynie totem usytuowany na kamiennym filarze.
Oczywiście wysokość nie była wielka i skończyło się tylko drobnymi stłuczeniami.
W głąb nieznanego prowadził tunel. Po zapalonych pochodniach można było przypuszczać że ktoś z niego korzystał dość niedawno.
Jako że przezorny zawsze ubezpieczony, Erven przywołał kulę ognia która unosiła się obok niego dodatkowo oświetlając mroki. Przywołał jeszcze uderzając kosturem o ziemię zastąp nieumarłych zombie które go otoczyły, a jedna z nieumarłych istot ruszyła przodem pięć metrów przed nim. Tak przygotowany, mag ruszył na spotkanie przeznaczenia.*
Na końcu tunelu były drzwi. Tabliczka na nich głosiła “Test umysłu”, oczywiście w pradawnej mowie.
Drzwi były otwarte, a za nimi znajdowała się okrągła sala zalana wodą. Po drugiej stronie przed kolejnymi drzwiami znajdował się piedestał. W wodzie leżało dużo różnych można powiedzieć śmieci. Głównie mokre kawałki drewna w postaci skrzyń desek. Znalazły się także beczki i to w całkiem niezłym stanie. Środkowa część pomieszczenia była usytuowana głębiej przez co z początku mogło się wydawać że wody jest niewiele, jednak po empirycznym sprawdzeniu na szkielecie, głębokość centralnej części sięgała 1 metra.
Erven ukucnął i zaczął szeptać energię i gromadzić ładunek elektryczny w formie kuli w swoich dłoniach. Kiedy uzbierał pokaźną moc włożył swoje dłonie w wodę uwalniając ładunek śmiertelny dla większości żywych istot. Nie wiedział w końcu, czy coś w niej żyje. Następnie kolejne szeptane zaklęcia uniosły go w powietrze i podfrunął do drzwi sprawdzić czy są zamknięte.*
Z wody wypłynęło kilka martwych żab i pijawek. Nic bardziej niebezpiecznego. Drzwi okazały się zamknięte, zale zawierały wiadomość (identyczną jak ta na piedestale). “Przejdzie ten który posiada 40”
Erven odfruną z powrotem na bezpieczny stały ląd i zaczął szeptać zaklęcia wykrywające, metale, kości, substancje stałe. Musiał się zorientować co jest pod ręką i co może być potrzebne do przejścia dalej.
Poza spora ilością śmiecia i 2 szkieletami. (topielec i jakiś tutejszy) Znalazły się 2 całe beczki o stalowym obiciu w pojemnościach 30 i 50 litrów.
Czyli potrzebne było 40 litrów cieczy. Erven zamyślił się chwilę nad tym jak rozwiązać zagadkę. Napełnił beczkę 30 litrową i wlał do beczki 50 litrowej. Zaznaczył rysą od środka poziom wody. Następnie napełnił beczkę 50 litrową do pełna. Zlał do beczki 30 litrowej 20 litrów. Zaznaczył w niej poziom wody. I dwukrotnie po 20 litrów wlał do beczki 50 litrowej. Tak że ta beczka była pełna w 40 litrach.
Teraz pozostało umieścić beczkę na piedestale i tak też Erven uczynił.
Drzwi otworzyły się.
Kolejny tunel. Kolejne drzwi. “Próba rozwagi”.
Za drzwiami znajdował się korytarz. Sufit wyglądał na mniej stabilny i zapewne był pułapką, tylko co mogło ją aktywować? Podloga?
W sumie cała podłoga wyłożona była kamiennymi płytkami ze znakami słońca i księżyca. Nie były one ułożone w jakiś symetryczny czy logiczny układ po prostu były rozsiane.
Obok drzwi znajdowała się tabliczka: “Wszystko krąży, ale zawsze musi być ten pierwszy krok.”
Erven przyglądał się tabliczce po czym uklęknął i sprawdził delikatnie ruchliwość płytek.
Wiedział, że jedne są pułapką, a drugie bezpieczną przystanią. Pytanie tylko które były które.
Na przekór założeniom wszystkie płytki były ruchliwe. A wiec wszystkie były swego rodzaju przyciskami. Pewnym jednak było że skoro i tak trzeba je nacisnąć to zapewne błędem jest kombinacja. Może ta tabliczka zawierała w sobie odpowiedź. Wszystko krąży? Ziemia?
Jako, że i słońce i księżyc krążyły wokoło ziemi, to jednak Erven zdecydował się stanąć na płytce z księżycem. Wszak on dodatkowo krążył wokoło własnej osi.
Brak reakcjo otoczenia. Znaczy pierwszy krok był właściwy. Jaki powinien być kolejny?
Jako, że wszystko krąży, Erven zaczął stąpać po księżycowych płytkach w rytm księżyca okrążając salę. Wszak wszystko krąży, może i on powinien?*
Kolejny krok. Szczęk zapadki. Trzask. Coś spadło za drzwiami wejściowymi. Był to kamienny blok. Wejście zostało zablokowane. Dzięki bogu że nie wyjście. Drugi krok okazał się być zły, ale Erven nie czekał już na dalszy rozwój wydarzeń. Puścił się biegiem przez zawalający się korytarz. Choć z ciekawości wciąż zerkał na podłogę. Faktycznie nie bylo w ułożeniu kafelek regularności. zdarzyły się nawet 4-5 rzędów pod rząd identycznych księżycowych i słonecznych kafelek.
A koniec korytarza można było nazwać kpiną. Bo była to przepaść z 2 filarami po środku każdy oznaczony innym znakiem. Dalej były już drzwi osadzone na ścianie, lecz stopnia przed nimi nie było..
Szybkie szeptane zaklęcie uniosło go w powietrze i poszybkował w kierunku drzwi sprawdzić czy są otwarte.*
Niestety były zamknięte. Widać warunki przejścia nie zostały spełnione, ale teraz nie grało to już roli. Trzeba było się przebić.
Były dwa filary więc Erven przywołał dwa zombie i w tym samym czasie postawił je za pomocą magii na filarach.*
Gdzieś za drzwiami było słychać było ruch mechanizmu lecz bez efektu. Widocznie ten test trzeba było przejśc bez błędnie od początku. Pozostało tylko jedno wyjście i Erven wiedział jakie. Szeptane słowa oblokły go w dym i ruszył w tej formie na drzwi planując przez nie przeniknąć.
Nie były magicznie chronione. I dobrze bo już zaczynało robić się ciasno. W momencie gdy Erven przeszedł przez nie, korytarz doszczętnie się zawalił.
Kilka chwil później mag stał już przed kolejnymi wrotami. “Próba magii”.
Po środku okrągłego pomieszczenia był krąg z oktagramem. W każdym jego wierzchołku znajdował się piedestał a na nim pewien kwiat.

I kolejna tabliczka. “Udowodnij wszechstronność”
To akurat nie było trudne. Przywołał najbardziej podstawowe zaklęcia dziedzin magii elementarnej u umieścił je w kwiatach tak by po przeciwległych strona były ich przeciwieństwa.
Szczęk kolejnego zamka. Drzwi się otworzyły lecz ktoś użył magi i znów je zamknął.
Na środku kręgu pojawiła się wiadomość napisana kredą. Zapewne jakaś z podstaw magi ziemi.
Wiadomość brzmiała: “Jednocześnie”.
Erven usiadł na podłodze i pogrążył się w płytkiej medytacji przywołując elementy i zawieszając je nad piedestałami z kwiatem. Kiedy wszystkie 8 elementów było utworzonych opuścił je jednocześnie na rośliny.*
Drzwi znów się otworzyły.
Kolejne drzwi były oznaczone jako 2. Zapewne po nich przyjdzie jeszcze jedna próba i w końcu nadejdzie wyczekiwane spotkanie.
Tym razem miał nadejść test życia.
Tuż przed tymi wrotami wszyscy ożywieńcy Ervena przestali reagować i rozpadli się na składowe. Widocznie do tego eksperymentu nie mógł przystąpić z ich pomocą.
Pomieszczenie przypominało salę operacyjną. Podłoga wyłożona była stalą i kamieniem, co uniemożliwiało przyzwanie nieumarłych i szkieletów.
W pomieszczeniu znajdowały się 2 stoły. Na jednym leżały zdechłe szczury. Przed tym stołem znajdowała się ściana ze szczurzą norą.
Na drugim stole spoczywały 3 pojemniki, a raczej wiaderka. Krew, kości i bliżej nieokreślona papka. Ale czuć było od niej swąd, więc mogła być pochodzenia organicznego.
Przed tym stołem znajdował się większy większy otwór w ścianie dokładnie na jej środku.
Chcąc nie chcąc Erven musiał podejść między oba stoły. I w tym momencie Jego nogi zapadły się w stalowej płycie. Nieznany czar sprawił że mag został unieruchomiony. Na podłodze przed nim znajdowały się 2 informacje.
“Klucz do drzwi po lewej.
Klucz do wolności po prawej.”
Erven wierzył w ideę że wolność jest ułudą więc skupił swoją moc na szczurze by ten powstał z martwych i przeszedł przez swoją norę.
Zza ściany słychać było odgłos cięcia i więź ze szczurem została zerwana.
Erven spróbował z drugim szczurem, tym razem kontrolując go.
Wzrok szczura pokazał Ervenowi co znajdowało się za ścianą. Wahadła z ostrzami. Dalej było już z górki. Po ostrożnym przejściu trasy, mały żołnierz dotarł do dźwigni. Choć jeden szczur nie dal rady sam jej uruchomić. Ale gdzie jeden nie może tak 3 da radę. Gdy koledzy przyszli z pomocom dźwignia ustąpiła i drzwi do kolejnej sali zostały otwarte. Wciąż pozostała jeszcze kwestia unieruchomienia.
Erven był nekromantą i wszystko co organiczne nie stanowiło dla niego problemu. Skupił się więc na słoiczkach i ich zawartości szukając poszlak.
Kości żebrowe i kilka stawów różnej maści, i wielkości. Krew, a w rzeczywistości fragmenty tkanek mięśniowych zalane krwią z dodatkiem utrwalaczy, dla dłuższego przechowywania. Ostatni pojemnik zawierał glinę, ziemię i krew jednego organizmu. Nieznana struktura genetyczna krwi wskazywała na jakiś unikalny lub specyficzny okaz o określonych cechach.
Cel wydawał się prosty. Trzeba było coś z tego zrobić, tak by to coś przetrwało za ścianą, ale w pierw dotarło do otworu.(Środek ściany wypada mniej więcej 80-100 cm nad podłogą). A był on wystarczająco wysoko by szczury do niego nie doskoczył.
Erven przystąpił do składania humunukulusa, człekopodobną istotę, z dostępnych materiałów. Kiedy skończył ożywił go wysłał do otworu w ścianie.
Humunkulus poruszał się dość pokracznie ze względu na niewymierności w kościach i mięśniach. Przez otwór też przeszedł z wielkim trudem. Otwór był dość mały jak na takie dzieło. Niestety istota nie posiadała oczu wiec sterowanie ja przypominało bardziej marionetkarstwo, z tego samego powodu nie dane było sprawdzić co znajdowało się po drugiej stornie. Można było poczuć swąd i gorąco i przypuszczać że była tam jakaś pułapka ogniowa, a zawartość ostatniego pojemnika miała przed nią uchronić obiekt. Manekin ostatecznie się przewrócił, zapewne na mechanizm zwalniający bo nogi Ervena zostały uwolnione.

Ostatnie drzwi. “Test siły”.
Po mrocznej aurze bijącej od wnętrza pomieszczenia można było spodziewać się czegoś niebezpiecznego.
Erven był czujny, zwarty i gotowy. Szybko dobył miecza i zaczął szeptać zaklęcia ochronne. Cokolwiek tu było zapewne nie należało do przyjemnych.
Drzwi otwarły się ze zgrzytem. W pomieszczeniu panował mrok. Zapach przypominał na myśl śmierć. Stara krew, dużo krwi i trupów. Widocznie poprzednicy Ervena tutaj kończyli swoją przeprawę.

Po wejściu do środka drzwi zatrzasnęły się, a pochodnie umieszczone na ścianach pomieszczenia zapaliły delikatnym fioletowym płomieniem.
Erven w dymnej postaci przesunął się niczym zjawa na środek pomieszczenia w oczekiwaniu. Miecz rzucał fioletowe odcienie na ściany. “Najwyższa pora by się rozerwać i nie dać się rozerwać na strzępy”, pomyślał.
W bladym świetle widać było czyjąś postać. Była wyższa od Ervena, nieproporcjonalnie szczupła w stosunku do całokształtu. Po chwili jednak Erven odczuł mrowienie w całym ciele. To nie był człowiek, ani stwór, to cos było demonicznego pochodzenia.

Widmo nie wiadomo czy spało czy bez reakcji przyglądało się Ervenowi. Ale mag miał przeczucie, że rozmowa nic nie da.
Erven nie zwlekał. Szybko i zręcznie sięgnął po ofiarę przy pasie i już oblekał się w demoniczną formę pierwszego stopnia. Ktokolwiek miał władzę nad tą istotą nie był nowicjuszem. Widma były bytami z pogranicza nekromancji. Najwyższa forma zdolna do przywołania dla nekromantów. Kiedy już jego ciało przeszło przemianę, a trwało to zaledwie chwilę uśmiechnął się podle. To nie była łatwa bitwa.
Szeptane zaklęcia skupiły się na przyzwaniu demonicznych zastępów. Potrzebował pomocy jeśli miał pokonać tą istotę, a drugie szeptane zaklęcie padło na jego ostrze. W jego wyczuciu, szanse były całkiem wyrównane. Jeśli nie na korzyć widma.
Na moment płomienie przygasły pochłaniając pomieszczenie w półmroku. To wystarczyło by widmo znikło. Trwało to zaledwie chwilę, niczym mrugnięcie. Erven instynktownie pochylił się w gotowości do uniku. A świst nad jego głową świadczył że miał szczęście. Widmo miało przy każdej z rąk mackę, bardziej przypominającą ostrze. Jednym machnięciem rozcięło stojące za Ervenem pospolite demony jak gdyby nic stało w nieruchomej pozycji na suficie. Informacje o tym, płaszczyzna położenia nie ma dla widm żadnego znaczenia były w pełni prawdziwe. A co do informacji walki z nimi... no cóż tu było mniej szczęścia.
Erven zaczął szeptać plugawe litanie których efektem było otoczenie się czarnym płomieniem z piekła rodem. Przyzywał również wszystko żrące płomienie piekła na ciała i kości poległych. Chwilę potem wielokrotne źródła ognia zaczęły lawirować w powietrzu w hipnotycznym tańcu atakując zajadle widmo z każdej ze stron. Jeśli chciał wygrać musiał być w ruchu, bezustannie atakując i zachowywać inicjatywę. Demony miały prosty rozkaz, zabił widmo.
Demon wystawił swoją prawicę. Kolejny atak ostrzem? Nie tym razem użył mocy, a raczej czaru. Zaklęcie wypłynęło z niego niczym oddech i praktycznie tak samo bez głośnie.
Problem z widmami był dwojaki. Primo, widma pochodziły z pogranicza życia i śmierci, i to tego demonicznego życia.
Drugi problem, to to ze widmom jest bliżej do magii niż typowym diabłom czy demonom pospolitym. Więc poza dużym niebezpieczeństwem w walce, stanowią zagrożenie magiczne.
Płomienie latające wokoło Ervena straciły swoją objętość. Wyglądały teraz jak liście, czy też karty wolno obracające się po swoich trajektoriach. Nie nie znikły. Po prostu spłaszczyły się.
Lewica demona przywdziała mackę, zwykle skierowana ku głowie wyprostowała się wzdłuż ramienia tworząc ostrze. Kolejny ruch wyglądał bardziej akrobatycznie. Jeden ze szponów u nóg “puścił” sufit. Atak wykonany w piruecie, po przekątnej z góry na dół, miał za cel serce Ervena.
Logiczne, jak nie odciął głowy teraz chciał pozbawić serca.
Erven zrobił krok w bok z półobrotem starając się “odciąć” kończynę demona odrzucając swój kostur na bok. Nie czekając na efekty przekoziołkował się pod jedną ze ścian dobywając buławy i uderzając nią w podłogę której posadzka wystrzeliła do góry w setkach kolców mając na cel demona, a ognie z ciał i trupów w tym samym momencie atakowały zajadle istotę odcinając jej pole manewru.
Z macki posypały się iskry, ale sam atak nie był ciężki. Nawet po takim uderzeniu został skierowany.
Przed atakiem demon zeskoczył z sufitu i “spadł” na przeciwległą ścianę w stosunku do Ervena. W locie przeszywając macką za jednego z pomiotów i na niego zbierając ataki. A tak podpaloną kukiełką rzucił w kierunku maga.
Trza przyznać że walczył zmyślnie. Ale tak jakby... mało demonicznie? W końcu to widmo, demon a takie istoty raczej starały by się ukatrupić przeciwnika pełną żądzą mordu.
Mag uchylił się i zaczął szeptać zaklęcia wprowadzające manipulację magiczną w podłogę, ściany i sufit. Ożywił również te z ciał które leżały na podłodze i jak żywe pochodnie posłał na demona. Zaczął szeptać zaklęcia z pogranicza magii wiatru i posłał potężną falę silnego porywistego lodowego powietrza który otulał szronem i lodem to co napotkał na drodze w kierunku demona chcąc go tym przywrzeć do ściany. Jego armia demonów i ożywieńców atakowała zajadle starając się unieruchomić przeciwnika, a ogniste języki atakowały od strony z której jego mała armia nie mogła podejść odcinając pole manewru.
Ruch miał w sobie jedną wadę. Faktycznie widmo nie mogło się teraz ruszyć walczyło z płomieniami i zastępami demonów. Bo w końcu by przejść musiało wyciąć sobie przez nie drogę. Ale z drugiej widmo było zasłonięte przez zastępy sojusznicze i o czystym ataku nie było mowy.
Erven uderzył buławą o posadzkę szeptając finalne słowa inkantacji którą rozpoczął wcześniej, a ściana, podłoga i sufit pod którym było widmo stała się plastyczna wsiąkając w siebie widmo i otulając je w kamiennej trumnie. Sekundę potem płaszczyzny stwardniały, a ostre kamienne kolce z sufitu i podłogi wystrzeliły w kierunku widma.
Na chwilę przed trafieniem widmo wydało z siebie kolejne zaklęcie. Tym razem czar był wystarczająco słyszalny. “Voice of Banshee”. Na moment, tak jak przy zmianie ciśnienia, w uszach Ervena zaczęło piszczeć. Potężny krzyk przyszedł chwilę później. Paraliżując wszystko na moment, nawet po jego zniknięciu. Nieumarli ożywieńcy rozpadli się na kawałki, demony zatrzymały tak jak i Erven. Również atak zatrzymał się przed ciałem widma, które korzystając z okazji chciało się wyrwać. Lecz w tej samej chwili zdarzyło się coś niespodziewanego.
Głos znikąd obwieścił.
- “To koniec”
Widmo wciąż próbowało się wyrwać, lecz głos ponowił.
- “Dość. To koniec. Przegrałaś!”
Jedna ze ścian rozstąpiła się a z cienia wyłonił się mężczyzna.

- To ten cały Erven? - zapytało małe coś wychodzące zza pierwszoplanowej postaci.

- Bez wątpienia. - odparła kobieta - Widzieliście jak składał trupiarki i ożywiał szczury.

- I co sądzisz? - zamaskowany mężczyzna zadał pytanie w stronę widma.
- Pokonała bym go, gdybyś nie przeszkodził.
- ...
- Chcesz się przekonać? - Kształt widma się rozpłynął, a w miejscu gdzie się znajdowało stała kolejna kobieta. - To może runda druga?

- Wystarczy już. Wszyscy widzieliśmy na co go stać.
Reszta magów wycofała się w mrok. Pozostała tylko rozmawiająca dwójka.
- Trumienka pewnie ciasna… - zauważył z uśmiechem Erven - Pozwól, że pomogę.

Dłoń ułożyła się w dziwną formę, a z ust maga popłynęło kilka szeptanych słów. Skalne powierzchnie raz jeszcze stały się plastyczne umożliwiając kobiecie wyswobodzenie się..
- Wiedziałem, że coś jest nie tak z tym widmem. - odpowiedział uśmiechając się zadziornie. - To nie ich styl walki.
- Pfff... Dopiero je sobie przywłaszczyłam. Sam spróbuj przejąć arcywidmo, by nie popaść w obłęd.
- Sama zdecydowałaś o takiej formie. Nie narzekaj.- Rzekł mag - Chodźmy. - Mag udał się w ciemność wyjścia
- Jasne. A tobie następnym razem się nie upiecze.
- Może. - odpowiedział Erven - Jednak wolałbym nie korzystać z mych mocy bez wyraźnej potrzeby.
-Hyh. - prychnęła odgarniając dłonią włosy.
To co z początku zdawało się być ciemnym korytarzem, w rzeczywistości było “Całunem cienia”. Rodzajem zaklęcia powodującego ciemną mgłę. Korytarz a raczej przejście nie było dłuższe niż 2 metry.
A za nim znajdowała się obszerna jaskinia modernizowana magicznie tak że wyglądała jak ul. Sporo poziomów z mnóstwem oddzielonych pomieszczeń.

- Witaj w Konklawe Cieni, Ervenie Sharsthu. Masz zapewne sporo pytań. Pomyślmy, jesteś wolny w poruszaniu się po Ulu. Jak znajdziesz Aresa wypytaj go o resztę. Powinien być na którymś z niższych poziomów.
- Tak zrobię - odpowiedział nekromanta - Są jakieś pomieszczenia do których wolelibyście bym się nie zapuszczał? Tak bym nie naruszył czyjejś… hmm… prywatności?
- W ulu nie ma nic takiego. Każdy ma własną pracownię. Póki nie przeszkadzasz innym i nie ruszasz ich rzeczy możesz robić co ci się żywnie podoba. - Odparła wiedźma idąc w ślad za magiem ku górze.
- Ciekawa koncepcja… - zamyślił się mag gładząc po podbródku - ...i jak wygodna. Poszukam tego Aresa. Kto wie, może się jeszcze spotkamy. - powiedział do kobiety Erven.

Ul. Wszystko zdawało się tu być chaotyczne, a jednak w tym chaosie panował porządek.
Tu krojono jakiegoś człowieka, tam bawiono się w lalkarza dziwnym kościanym tworem. Tu ktoś miał w pokoju klatkę z małym czartem, tam głowę diabla na ścianie.
Pierwszą znajomą postacią którą Erven spotkał na swej drodze był Alex, brat Aresa

Na szczęście bracia lubili przebywać w swoim towarzystwie więc nieopodal znalazł się i Ares.

- Ervenie, na reszcie nas zaszczyciłeś swoją obecnością.- zagadnął Ares z nad stołu laboratoryjnego na którym spoczywały 2 obiekty doświadczalne: rosiczka i pomniejszy demon.
- Ares zaraz skończy. - Wyjaśnił Alex - Staramy się stworzyć nowy byt który będzie miał cechy rośliny i demona.
- Ciekawe. - powiedział Erven z podłym uśmiechem - Od początku wiedziałem, że jest z Tobą Aresie coś nie tak. Powinieneś się bardziej ukrywać.
- Niby dlaczego! Pragnienie wiedzy to aż taka zbrodnia. Nie jestem tak ograniczony jak ci wszyscy gamonie ze świątyni wiedzy.
Krwiście czerwony rozbłysk oświadczył o końcu eksperymentu.
- Tutaj nie trzymają się nas prawa tamte prawa. Tu jesteśmy wolni w naszych działaniach.

Odgłos szczękania. To roślinka ożyła, kosztem demonicznego pomiotu.
- Alex zajmij się truchłem. Zapytaj się może ktoś potrzebuje materiałów.
- Nie potępiam pragnienia wiedzy, ale musisz przyznać, że więcej byś ugrał grając w ich grę. - odpowiedział Sharsth ze wzruszeniem ramion - Nie moja sprawa. Ponoć masz mi dużo do powiedzenia o tym miejscu i ludziach.
- Hym? Mnie wyznaczyli bym ci o wszystkim odpowiedział? No cóż ja im słowo rzekłem, to i ja muszę nim zająć. Pytaj więc co cię interesuje. Jesteśmy w Ulu, siedzibie Konklawe Cienia.
- Duże to miejsce? Wielu macie członków? - zapytał na podstawkę Erven.
- Wymierne. Jak zajdzie potrzeba rozszerzamy je magicznie. Członków... o ile mnie pamięć nie myli jest kilkudziesięciu, ale mniej niż czterdziestu. Stacjonują tu tylko i wyłącznie magowie którzy przeszli większość testów, lub zostali tutaj sprowadzeni z jakiś konkretnych powodów. I wszyscy posiadają kontakt z mroczną magią.
- Testy? Jakie testy? - zapytał nowy członek Konklawy.
- Zdaje się że właśnie jakiś sprawdzian ukończyłeś. By się tu dostać trzeba spełnić jeden z 3 warunków. Zostać tu sprowadzonym oraz zostać poleconym lub zauważonym i przejść testy. Testy bywają różne, ale prawie zawsze jest przy najmniej jeden test sprawdzający potencjał magiczny i test dotyczący magii mrocznej. Reszta jest już losowa.
- Rzekłem słowo o tobie i cię zauważono. Próbowano się z tobą skontaktować pocztą, ale dopiero za drugim razem udało się cię tu sprowadzić.
- Rozumiem. - pokiwał głową - Znaczy się, że zawartość pierwszego listu jest nie aktualna, czy nadal ma ghoulę do upolowania?*
- Już nie ważna. Ale wydaje mi się, że zajął się tym jakiś rycerz z Lofar. Jak cię to bardzo ciekawi mogę dopytac osoby która stworzyła ghula.
- Przyznam, że zwój był obiecującym nabytkiem. Jednak, niestety, byłem dość zajęty w tamtym okresie. - odpowiedział - Jakieś konkretne osoby które powinienem poznać?
- Nie ma tu osób, które dowodzą czy też rządzą. Nie ma tu nagród za badania. Jedyne prawo to prawo własności i “spier*** zajęty jestem”. Ale zawsze znajdzie się chwila by i z takimi porozmawiać. Mamy kilku nadzorców. To ci którzy znajdują chwilę by zająć się jakimiś innymi sprawami. Kiedy oni coś każą, to nie po to by zawracać czyiś interes tylko po to by coś zrobić. Jednego musiałeś na pewno poznać. Ktoś w końcu musiał cię egzaminować.
- Chyba nawet wiem kto to był. Choć nie znam człowieka, czy nie człowieka w tym przypadku. Mówisz, że przeszedłem testy, czy coś jeszcze mnie czeka?
- Znaleźć sobie puste pomieszczenie lub stworzyć nowe. Jak nie potrafisz znajdź takiego kurdupla z opaską oku. On rozszerza to miejsce. Niby robi to artystycznie, ale pies go tam wie. Pamiętaj, że możesz robić tu wszelakie badania i eksperymenty, ale ponosisz odpowiedzialność za ich skutki. Odradzam jawnie pokazywać, że znalazłeś interesującego demona do badań. Mamy tu taką wiedźmę co lubi je kolekcjonować. Ostatnio zawaliło nam się jedno przejście bo postanowiła sobie arcywidmo złowić. To tyle jeśli chodzi o zakwaterowanie. Resztę musisz zdobyć na własną rękę, włącznie z wyżywieniem. Jest wszak tu pewna... emm... z resztą jak zgłodniejesz to może sam na nią trafisz. Pierwszej ani niższej klasy jedzenie to nie jest... i chyba nigdy nie było. Ale rzekomo gotuje dla przyjemności i się dzieli.
- Jest jeszcze kamień przejścia. - rzekł Alex powracający z nieznanych terytoriów ula.- Dziś potrawka z czarta. - oznajmił
- Tak myślałem ze tam go zaniesiesz. Tak jeszcze kamień przejścia. W centrum ula jest kryształ duży zielony, ewentualnie pytaj o drogę. Potrzebuje kropli, no fiolki, twojej krwi. Później przy totemie jest skała co wygląda jak tajne przejcie. To ikona teleportacyjna. Kamień wyczuwa krew właściciela i sprowadza go do centrum ula. O ile kryształ ula posiada krew właściciela. Co w przeciwnym wypadku? Nie wiem, nie dane było mi się spotkać z tymi co tego próbowali.
- Więc jak opuszczasz to miejsce i tu wracasz?
- Za pierwszym razem za pomocą kryształu. On też jest ikoną tylko przesyła cię w drugą stronę - pod totem.
Można jeszcze próbować zrobić własną ikonę, odradzam. Lub przekupić kurdupla by zrobił jedną dla ciebie. Nie przyjmują tu waluty więc handel bywa upierdliwy. Jeśli masz coś ciekawego na stanie to dobrze, jak nie to gorzej. Mi przypadło zrobienie zapasów dla jednego z nadzorców, w zamian ten “szepnął słówko” kurduplowi.
- Ciekawe. Wygląda na to, że żyjecie w formie na swój sposób uporządkowanej anarchii. Minie pewnie trochę czasu nim się tu zadomowię. Mam sporo roboty w Unii, a jak wybuchnie w końcu wojna to sam wiesz. Poza tym, skoro nadzorcy mają swego rodzaju wpływy byłoby dobrze gdybyś mi ich wskazał.
- Właśnie wpadł mi do głowy nowy pomysł badań. - Powiedział z miną która mogła jednocześnie podkreślać prawdomówność jak i łgarstwo. Jedno było pewne, nie chciało mu się.
- Popytaj tu i ówdzie, wskażą ci drogę. Sam większości imion tutejszych nie pamiętam.
Erven pokręcił głową. Ares jak zwykle był niekompetentny nawet w tak prostej sprawie. Widać tak bardzo był zapatrzony w swych badaniach, że zapomniał o podstawowej zasadzie “wiedza to władza”.
- Nie przeszkadzaj sobie i nie sprowadź na nas kłopotów.
Po czym wyszedł z jego pracowni z prostą misją. Poznać jak najwięcej osób i dostać namiar na nadzorców, a wszystko to z czarującym uśmiechem.
Osób z podejściem Aresa znalazło się kilka, ale byli też tacy co czas spędzony ulu pożytkowali również na odpoczynku. Każda ze spotkanych osób parala się jakaś z dziedzin mrocznej lub złej magii. Chociażby trucizny czy bardziej śmiercionośne zaklęcia.
Czasem w kilku słowach, a czasem po małej debacie Erven zyskał już sporo informacji o tutejszym “domownikach”.
Nadzorców było trzech albo czterech. Jeden widywany był tutaj sporadycznie.
Czarnowłose dziewczę, przyjmujące postać Arcywidma podczas egzaminu, zwało się Kara. A jej bliźniacza siostra

Neo.
Obie wiedźmy, choć nie było tu klas, posiadały wyższe uznanie i mało kto wchodził im w drogę.
Bracia Ares i Alex Respiear byli ogólnie znani, choć mało integracyjni, zajmowali się badaniami biologicznymi i demonicznymi.
Kucharka o której wspominał Ares to Princessa
[img]ttp://s01.riotpixels.net/data/0e/66/0e66c9df-020d-407a-a086-3d5db93e6647.jpg/artwork.code-of-princess.839x1200.2011-12-03.48.jpg[/img]
Przedstawiła się jako nieumarła nieśmiertelna. Dość pogodna z niej osoba lubiąca czarny humor. Oczywiście poczęstowała Ervena eksperymentem, bo inaczej nie można było nazwać zupy z nogą żaby i skrzydłem nietoperza. Zupa o konsystencji kremu, spleśniało zielona, z niewiadomych składników. Skrzydło i nóżka wystawały więc co do nich była jedyna pewność.
Byli jeszcze:
Mike Lierun.

Mag, zdający się mieć podobny charakter do Ervena. Z chęcią podzielił się wiedzą o ulu, w zamian pobierając najnowsze informacje o stolicy. Pomimo groźnego wyglądu zdawał się w pełni tolerować “tutejszych”.
Flincher (czyt: Flinczer)

Za mało zamieniono z nim słów, ale oczywiście zdawał się być popisowy. Zamiast przywitać się osobiście zademonstrował swoją magię, uciskając dłoń Ervena swoim tworem.
Arvis (czyt. Arłis)

Była obecna po egzaminie. Zajmuje się odmianami magi elektrycznej i pogodowej. Tutaj znana pod mianem “Burzy”.
Thorn, Cierń

Kolejny z obecnych po egzaminie. Bardzo ciekawska osobistość. Często przed przystąpieniem do własnych eksperymentów i badań robi obchód po całym ulu i sprawdza kto się czym zajmuje. Może to kwestia rasy,charakteru albo własnych uprzedzeń co do postrzegani jego rasy, ale nikt go tu nie lubi. To właśnie on zajmuje się poszerzaniem ula i jego “artystyczną wizją”.
Sortiara

Kobieta której Erven zszedł z drogi, gdy tylko wyczuł niebezpieczeństwo. Z opisu wydaje się również tajemnica, z badan zajmuje się Orężem Chaosu. Przyczepione do jej pasa ostrze bez rękojeści, wydawało się interesujące.|

Nadzorczyni numer 1, to Deriana Sorcress

Niestety była zbyt zajęta by choćby uraczyć Ervena spojrzeniem. Z wyglądu jej pracowni można było wywnioskować zaawansowaną nekromancję i uroki, jak także wróżenie.
Nadzorca numer 2, Avatar of Grenth, lub po prostu Grenth.

Osoba tajemnicza, o mocnym charakterze. Wiadomo jedynie że przyjął miano Avatara bóstwa Grenth. Bóstwa pochodzącego z jego świata.
Trzeci i czwarty nadzorca byli dzisiejszego dnia nieobecni.

Z ciekawszych informacji znalazły się wzmianki o Avgadro, jakoby nie należał to tej organizacji. Ale szepty i niepewne słowa wskazywały o jego możliwej lokalizacji w Icegardzie.
Były także ostrzeżenia przed jedną wiedźmą. Zwana tutaj “Skrzacią”, w oryginale “Czarcią”. Podobno jest impulsywna, drażliwa, sarkastyczna i bardzo humorzasta. Nie czuje więzi z nikim ani niczym, zdarzały się przypadki jej agresji w stosunku do innych “domowników”. Na szczęście nie pojawia się od jakiegoś czasu.

Erven był zadowolony ze śmietanki towarzyskiej. Oto bowiem była to zbieranina różnych mocy i zainteresować, a każda z pań stanowiłaby cenny nabytek i jakże kuszące nacięcie na sprzączce pasa. W szczególności nadzorczyni, ale na to przyjdzie czas potem. Zapytał więc Grentha czy nie potrzebuje w czymś pomocy.
- W badaniach raczej nie. Jeśli o Ul pytasz, też nie. Chwilowo niczego prywatnego mi nie trzeba. Chyba że zleceń szukasz. Mogę przejrzeć dziennik kontrahentów i zaczerpnąć słowa, ale to zajmie chwilę.
- Skoro nic pilnego nie ma to zapytam w przyszłości. Na tą chwilę i tak mam dość zajęty grafik. Chociaż… jak by znalazły się zlecenia nie pilne i po drodze bym znalazł finalizację to czemu nie? Ile zajmie zdobywanie informacji?
-Godzina powinna mi wystarczyć. Wiem kogo i o co pytać. Po drodze, znaczy? Jakbyś sam miał coś do zlecenia. - wyciągnął z biurka zwój ze schematem do wypełnienia, podobnym do tego w ratuszu stolicy, i wręczył jeden egzemplarz Ervenowi.
Mag przyjął dokument i włożył do tuby na zwoje.
- Jest trochę pilnych spraw którymi muszę się zająć w terenie nim będę miał dłuższą chwilę wolnego. - odpowiedział nie wnikając w szczegóły - Widzimy się za godzinę, mniej więcej, mam lokum do zakwaterowania -
Sprawa to była dla kurdupla. Erven przyglądał się pracy pokurcza, dość irytującego pokurcza, ale nie dawał po sobie poznać niechęci. Potrzebował go, więc nie było powodu go do siebie zrażać. Minęło trochę czasu, aż jego własny kawałek ula stanął powstał. Spore pomieszczenie ogólne i trzy nieco mniejsze, jedno na magazyn-spiżarnię, drugie na magazyn, oraz trzecie na sferę prywatną. Kiedy był zadowolony z postępów podziękował Cierńowi. Następnie udał się do kryształu by aktywować możliwość podróży do i z tego miejsca. Po czym skierował swe kroki do Geretha, nadzorcy który zajmował się pozyskiwaniem dla niego zleceń.
- Jest tak... korzeń drzewa Tefri i kryształ gwiazdozbioru. Jedna z wiedźm chce mieć nową laskę. Dopłata jeśli bedzie już gotowa, mniejsza jeśli tylko materiały. To jedno, drugie... 3 toukideny, mogą być martwe... odradzam, to na zupę.
- Ostatnie. Hmm... Od Kary. Tym razem chce mieć “szklarza”, widmo zwane Huntlatter.
- Stwierdziliśmy z Deriana, że zamierzamy wystawić jeszcze jedno, już oficjalne, zlecenie. Nasz trzeci nadzorca udał się zapolować po pewien artefakt, ale nie było go widać już od tygodnia.
- Jakie szczegóły kontraktu? Znaleźć i sprawdzić? - zapytał Sharsth zapisując zlecenia na pergaminie.
- Tak. Wystarczy sprawdzić co się z nim dzieje. Wątpliwe by zaginął. Jego ostatnia lokalizacja przypada na północ od Donowan, w dolinie popiołu.
- Co do nagród. Za węże jest potrawka i to czego nie da się ugotować. Kara zaoferowała pomoc w zamian. Na laskę jest bodajże jakiś zwój z zaklęciem. Za informacje o nadzorcy nie ma nic. - powiedział stanowczym tonem.
- Rozumiem, zobaczę co da się zrobić. - powiedział Erven kreśląc ostatnie słowa na pergaminie.
- Teraz pozostaje mi ruszać. Czas mnie nagli. Do zobaczenia w przyszłości. - powiedział Erven ruszając w kierunku kryształu. Pora była wybrać się do stolicy wypytując ludzi i adeptów o to co myślą że by im się przydało w życiu. To był prosty plan, zebrać informacje u samego źródła by mieć bazę do pracy nad wynalazkami, oraz kilka innych spraw o których później...
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 15-10-2016 o 21:16. Powód: debugging
Dhratlach jest offline