- Karczma...? Ja bardzo chętnie, ale... - Lorelei wskazała niedostarczony nadal pakunek. - Muszę to dostarczyć jak najszybciej, czy Wittbergen nie kazał mnie od razu do siebie przyprowadzić? Moja pani... - ugryzła się w język, bo najwyraźniej aż tyle nie chciała zdradzić. Westchnęła -... ona mówiła, że wysłała do niego list, prosząc, by zadbał o moje bezpieczeństwo - spojrzała wymownie na strażników. - Czyżby... - zmarszczyła czoło. - Może to nie wy?! Może nadal ktoś na trakcie na mnie czeka? Myślałam, że pracujecie dla tego kupca... Teraz już nic z tego nie rozumiem...
Załamała ręce zdezorientowana. - Nie znam nawet jego adresu w Weiler. Będę musiała popytać miejscowych, może przypadkiem trafię też na jego wysłańca, o ile taki mnie w ogóle szuka. Albo... - spojrzała z namysłem na strażników - W waszej strażnicy udzielą mi informacji? Wszak straż chyba powinna wiedzieć o tak bogatej osobie mieszkającej w mieście?
Zerknęła na szczelnie zaklejony tubus. - Aż strach z tym chodzić bez celu po grodzie, wiedząc, że nadal czają się w okolicy te zbiry... Może jednak lepiej ukryć się w którymś z tych dwóch zajazdów i tam wypytywać o Wittbergena?
Zmierzyła wzrokiem Gunthera i Hansa. - Myślicie, że o bogatym kupcu słyszeli prędzej w Szylingu, czy Pasibrzuchu? A może się rozdzielimy... O ile jeszcze w ogóle chcecie mi pomóc, wszak to najwyraźniej nie wam zapłacono za tę pracę...
Spojrzała na nich trochę z obawą, jakby dopiero teraz zrozumiała, że to nie ich sprawa i mogą ją tak po prostu zostawić z jej problemami. |