Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2016, 19:10   #34
Dekline
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
 Zwiad

Po krótkiej naradzie trójka łowców postanowiła sprawdzić co dzieje się wewnątrz. Max oraz Konrad zajęli dogodne pozycje strzeleckie a Felix otworzył prowizoryczną bramę i wszedł do środka. Jego wzrok szybko przyzwyczaił się do półmroku więc doskonale wszystko widział. Pomieszczenie wyglądało na zaniedbane, wokół walały się szmaty, drewno opałowe i jakieś przedmioty codziennego użytku oraz spora ilość krwi. Na środku znajdowało się palenisko otoczone sporą grupką popiołu - widać mieszkańcy dawno się go nie pozbywali. Z drugiej strony spod popiołu bił gorący żar - znak ze ognisko jeszcze chwilę temu mogło palić się żywym płomieniem. Felix bardzo szybko odnalazł źródło lamentu, w rogu, w prowizorycznej drewnianej klatce siedziało umorusane, zapłakane i zupełnie zdrowe dziecko. Niziołek od razu rozpoznał w więźniu Selinę, lecz z racji na panujący półmrok, ona nie poznała go, tylko odezwała się wątłym głosem:

- Ktoś tu jest? Pomocy! Boję się, proszę!

Kątem oka Felix zauważył mężczyznę znajdującego się w drugim końcu pomieszczenia. Znajdował się w pozycji półleżącej, nie wykazywał ruchu. W pierwszym momencie można było pomyśleć iż ów człowiek śpi oparty o kawałek kłody, lecz czerwona plama na jego brzuchu mówiła coś innego. Jego twarzy przykryta była jakimś ciemnym materiałem - a przynajmniej tak się Felixowi zdawało gdyż nawet jego wspaniały wzrok nie pozwalał mu widzieć w całkowitej ciemności.
Max oraz Konrad wybrali dogodną i bezpieczną pozycję do ostrzału kosztem gorszej widoczności, także nie widzieli dokładnie tego co znajduje się w środku. Konrad nie widział kompletnie nic, tam gdzie kończyła się brama była granica jego zdolności - coś za coś. Max mógł bez zmiany pozycji zajrzeć nieco głębiej, lecz nie widział nic poza porozrzucanymi gratami i krwią.

Felix delikatnie podszedł do klatki na odległość szeptu i szepnął:

- Spokojnie! Jestem Felix.

- Felix, Felix, co Ty tu robisz? Wypuść mnie musimy uciekać!

Felix podszedł do klatki i kucnął przy wejściu do niej:

- Co tu się dzieje?

- Oni mnie więżą, oni chcą mnie zjeść, boje się, zabierz mnie stąd!

Dziecko miało łzy w oczach, jedyne co ją teraz interesowało to wydostanie się z więzienia.
Gdy Felix przyjrzał się skoblowi zaczął go zdejmować:

- Kto chce cię zjeść?

Zdjęcie zabezpieczeń było nie tyle trudne co żmudne, rozplątanie wszystkich więzów i wyjęcie skobli zajmie dłuższą chwilę. Selina popędzała Felixa próbując mu pomagać jak tylko mogła i w międzyczasie, na szybko tłumaczyła:

- Naznaczeni, są tu ci chorzy którzy uciekli z wsi i ...

Dziecko przerwało swój wywód i otworzyło szerzej usta.

- Uważaj! Za Tobą!

W tym samym momencie Felix usłyszał cichy szmer za swoimi plecami to mężczyzna który leżał w drugim końcu pomieszczenia właśnie wstawał. Czerwona plama na jego własnym brzuchu nie robiła na nim wrażenia a gdy tylko wyszedł z całkowitej ciemności Felix zauważył że człowiek ten nie ma … głowy. Z pewnością nie mogło to być przewidzenie, ciało wyglądało tak jakby ktoś uciął głowę wraz z szyją i starannie zaszył ranę. Do uszu łowcy doszedł tłumiony głos niewiadomego pochodzenia:

- Proszę nie bój się, daj mi chwilę a wszystko wytłumaczę

- Nie słuchaj go, on gra na czas, zaraz będzie tu reszta, uciekajmy póki czas! - przerwała Selina

Felix wolał się nie zastanawiać kto ma rację i rzucił się w kierunku wejścia, aby się schować za jego wrotami. Głos odezwał się ponownie, na przemian z krzykami Seliny:

- Nie, czekaj, nie rozumiesz.

Jednakże Felix biegł już w stronę wyjścia i w chwilę później znalazł się po drugiej stronie bramy, gdzie czekali już przyczajeni Konrad oraz Max. Felix nie był pewien, ale zdawało mu się jakby bezgłowy ruszył za nim. Gdy tylko Felixowi udało się wziąć oddech krzyknął do towarzyszy:

- Tam jest dziwny potwór! - Po czym wyciągnął procę.

Konrad czekając na zewnątrz zastanawiał się kogo Felix zastanie w środku, liczył na to aby były to istoty przyjaźnie nastawione. Czekając na zboczu wąwozu wpatrując się w drzwi prowizorycznego schronienia. Nagle ze schronienia wybiegł Felix krzycząc coś o dziwnym potworze.

- Felix, Felix, toż to pewnie jeden z wygnanych, wiesz, że głupio ich nazywać potworami skoro są tolerowani przez wioskę.

- Wioska jest zrujnowana, a ten stwór nie ma głowy, a Selina mówi, że on i jego towarzysze chcą ją zjeść!

Konrad musiał przypomnieć sobie kim była Selina po czym rzekł

- To ona jest tam w środku? Widziałeś ją?

Zerkając na Maxa:

- Sprawdzamy co tu się dzieje?

- Nie mamy innego wyjścia - odparł Max. - W końcu po to tu przyszliśmy, żeby zobaczyć, co się dzieje. Ale musimy być ostrożni.

Potwór bez głowy? Max nie był pewien, czy Felix nie zaczął nieco fantazjować. No i jak można kogoś jeść, nie mając głowy? Na wszelki przyszykował łuk, ale zdecydowanie nie zamierzał strzelać. Przynajmniej nie od razu. Felix kiwnął do towarzysz na potwierdzenie tego co powiedział, a następnie krótko zajrzał za drzwi. Niziołek uchylił wrota i w oddali zauważył bezgłowe “coś”, postać nie poruszała się, nie trzymał żadnej broni i jakoś specjalnie się nie ukrywała. Ponownie zabrzmiał głos:

- Proszę, nie bójcie się, nie mam broni, wiem jak to wygląda, wszystko Wam wytłumaczę, tylko dajcie mi szanse. Wejdziecie tu do mnie czy mam wyjść?

W oczekiwaniu na odpowiedz postać wrzuciła do żaru kilka nowych polan, które bardzo szybko zajęły się ogniem oświetlając pomieszczenie, jednakże Felixowi nie udało się zobaczyć niczego więcej ponad to co widział. Łowcy którzy zeszli aby przyjrzeć się dokładniej wnętrzu również zauważyli to co wcześniej zauważył Felix. Niziołek rozwarł bramę do reszty i stanąwszy na jej boku bacznie oczekiwał na reakcję pozostałych zwiadowców na widok bezgłowej postaci. Gdy tylko drzwi się otworzyły Selina znów zaczęła histerycznie krzyczeć o tym że ci mutanci chcą ją zjeść, że są źli oraz chcą wszystkich zabić. Max nie do końca wierzył własnym oczom... i na wszelki wypadek wolał się trzymać niezbyt blisko bezgłowemu osobnikowi. I wolał, by tamten jednak wyszedł na zewnątrz. Mutant grzecznie spełnił prośbę i powoli wyszedł na światło dziennie, lecz w takim oświetleniu wyglądał równie przerażająco. Łowcy zawołali resztę grupy i w oczekiwaniu na ich przybycie przyglądali się dokładniej bezgłowemu, lecz z racji braku pewnej części ciała nie potrafili określić kimże jest dany "człowiek".


 Reszta drużyny


Zwiadowcy wyruszyli przed siebie, a Marwald i Waightstill po prostu zostali schowani za wzniesieniem. Nie działo się nic nadzwyczajnego. Kolekcjoner wpatrywał się w towarzysza po czym zaczął:

- Ciekawe jak daleko potrafi widzieć…

Waightstill postanowił wykorzystać postój na odpoczynek. Niby nie było tak ciężko, jak poprzednio, a nawet sił mu przybyło, jednak nigdy nic nie wiadomo. Z bagaży wyciągnął flaszkę swojego ulubionego trunku i opróżnił ją jednym haustem. Tak dla rozgrzania się. Przecież można zamarznąć siedząc tak bezczynnie! Brrr! - wzdrygnął się, po czym sięgnął po następną butelkę, odkorkował ją i wlał sobie do gardła. Zdecydowanie jego potrzeby wzrosły. Zaraz jednak poczuł wpływ wypitego napoju - na tyle, by wpaść w filozoficzny nastrój. Wodził leniwie wzrokiem po okolicy bez specjalnego celu, gdy usłyszał Marwalda. Choć zdało mu się, że ten mówi do siebie, odezwał się:

- Co mówisz Marwaldzie...? Co potrafi daleko widzieć? A może masz ochotę…? - wskazał na butelkę miodowego napitku.

Marwald spojrzał z zaskoczeniem na towarzysza jak gdyby nie wiedząc o co chodzi po czym przypomniawszy sobie, raptownie zareagował:

- Nie co, a kto?! Chodzi oczywiście o naszego towarzysza Konrada. Zaiste ciekawe. Może jednak coś mu się pomyliło, dlatego nikt inny nic nie widział? - dokończył pytająco.

Gwałtowna reakcja Marwalda wyrwała Waightstilla z zadumy.

- Toć przecie on zawsze dobrze widział! - odparł na wpół ganiąco, jakby Marwald chciał dyskutować o oczywistej oczywistości. - Chociaż, jak by się zastanowić... - podrapał się po brodzie - ...to w istocie nikt nic nie widział krom Konrada... no, ale Konrad to łowca, z łukiem chadza, to i dobrze musi widzieć, jak inaczej ma celować...? Cóż w tym dziwnego? - rozważał. - Co ci znowuż po głowie chodzi, Marwaldzie? - zwrócił się bezpośrednio do kompana.

- Obawiam się przyjacielu najgorszych rzeczy. Jeśli niczego nie znajdą może on chory, może ma zwidy, wiesz choróbska łatwo się do człowieka przyczepiają. To dobry chłopina, ale nawet ostatnio nie dosłyszy. Żem do niego gadoł, a on nie słyszał. To wszystko daje złe znaki. Będę się musiał za niego pomodlić, bóg jeden wie co może mu dolegać. - Marwald mówiąc to złożył ręce ku sobie i spojrzał ku niebu.

Waightstill pokiwał głową. - Ba! Ale cóż to za choroba, co wzrok wyostrza, a słuch odbiera? Ot, wiatr świszczał, to cię nie słyszał. Twoja troska o bliźnich, Marwaldzie, to skarb, ale czy aby nie przesadzasz? - odparł zastanawiając się, czy Marwald go jeszcze słucha, czy też pogrążył się w modlitwie.

- A prawda to co mówił we wsi o Tobie Ingwar, żeś silniejszy i to sprawka, no sam wiesz, zmian? - zapytał podekscytowany

Waightstill w pierwszej chwili poczuł się dotknięty. Niemal zapomniał, że został chaośnikiem. Ale nie miał Marwaldowi za złe - całym sobą obwieszczał światu, że jest zmieniony. Za to zaczynał podejrzewać, że Marwald do czegoś zmierza. Jak to on, okrężną drogą.

- Ano tak mówiła Victoria. Ale nie jestem taki jak Lothar! Zresztą pewnikiem to jego wina - mówił lekko zdenerwowany - ale żem silniejszy, to prawda. - wstał i zaczął rozglądać się za jakimś pomniejszym głazem, żeby zademonstrować Marwaldowi swoją krzepę.

- Nie fatyguj się przyjacielu, wierzę Ci na słowo. Twoja siła przyda się nam w naszej misji. Zaprawdę powiadam ci, że twoja siła nie pochodzi z chaosu, a z bożej łaski. Nie bój się jej i wiedz, że jeśli będziesz chciał aby odeszła to zwróć się do mnie, a ja Ci pomogę aby zmianę mutacji usunąć. Nie mów o tym nikomu, bo tylko wierzącym dane jest aby oglądać moją moc. Ty kiedyś ocaliłeś nam tyłki przed przypaleniem w chałupie, gdyby nie ty to byśmy się jak kurczaki opalili, do tego mój wózek by się spalił. Pamiętam przyjacielu, ja wszystko pamiętam - zamknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył miał je utkwione w bartniku.

Chciał skupić się na Waightstillu korzystając ze wszystkich swoich oczu. Nie miał zamiaru pokazać dodatkowego, ale patrzył przez włosy, chciał przeanalizować, czy widzi jakieś różnice chociażby najmniejsze, jakie mogły różnic bartnika przed mutacją - zdrowego, a z dotkniętego mutacją. Zwrócił tez uwagę na kolor to czy widzi trzecie oko u bartnika. Czy zmienia się ono pod względem tego jak bartnik był odprężony, a tego gdy lekko się zdenerwował na Lothara.

Waighstill wyglądał zdecydowanie inaczej, chociaż zawsze był duży to teraz stał się jeszcze większy i postawniejszy. Jego skóra wyglądała na mocno podniszczoną, łuszczyła się odchodząc czasami całymi płatami. Poza tym Marwald nie widział w towarzyszu innych zmian, nie dostrzegł również trzeciego oka, chociaż bardzo usilnie go wypatrywał. Wspomnienie o Lotharze także nie wywołało większych zmian, innych niż zazwyczaj w takich przypadkach, ot podenerwował się nieco. Trzecie oko Marwalda znów nie dało o sobie znać..

Na słowa Marwalda Waightstill zaniechał popisu swojej siły i wysłuchał, co ten miał do powiedzenia. Było to miłe dla jego ucha. Wszak nie mógł pogodzić się ze swoją zmianą. Dobrze, że udawało mu się o niej zapominać. Lubił Marwalda, choć ten ostatnimi czasy chodził natchniony jak jaki kaznodzieja. Ale Waightstillowi to nie przeszkadzało. Zresztą, miło było słyszeć, że jego mutacja miała jakiś sens - może była częścią boskiego planu?

- To by było wspaniale, Marwaldzie, ale sam demon mnie pokąsał... - pokręcił głową na wzmiankę kolekcjonera - bo tak nadal myślał o Marwaldzie - o boskim pochodzeniu zmiany - ... takoż i Victoria prawiła, że to nie musi być na zawsze. Może jak ubijemy czarnoksiężnika? Ale czemu bóg wybrał akurat mnie, a was schaosienie ominęło?

Marwald stał spokojnie pogrążony w myślach gdy bartnik wypowiedział ostatnie słowa “wybrał akurat mnie, a was schaosienie ominęło

- Jesteś najmądrzejszy, mówiłem ci już to kiedyś? - poklepał towarzysza po ramieniu - Tak być może, że nikogo z nas mutacja nie ominęła, a po prostu nie zdajemy sobie z tego sprawy, tudzież bądź ukrywamy to jedno przed drugim. Wystarczyło by tylko porozmawiać z resztą, albo zastanowić się czy nikt z nich się inaczej nie zachowuje…. - zamyślił się przebierając oczami raz w tę, a to znowu w tamtą.


 Spotkanie przy kryjówce


Jako że z jednej strony łowcy chcieli przesłuchać bezgłowego a z drugiej nie chcieli wypuszczać Seliny z klatki, miejscem spotkania była kryjówka wygnańców. No i było tam też o wiele cieplej, a zawsze to przyjemniej po wędrówce posiedzieć przy ogniu. Dla bezpieczeństwa przy wozie zostali ludzie Victorii którzy obserwowali również teren wokół.

Bezgłowy zachowywał się spokojnie, chociaż z drugiej strony ciężko było to określić bez zwracania uwagi na mimikę twarzy której nie miał. Przedstawił się jako Egon, ochotnicy znali tego człowieka, prowadził gospodarstwo i uprawiał ziemie, jak każdy we wsi. Dokładnie opowiedział historię wsi od czasu wyruszenia wyprawy do ucieczki przed prześladowaniami Lothara. Pomijając drobne szczegóły wszystko zgadzało się z tym co bohaterowie usłyszeli od starszyzny.

- (...) i tak tu sobie jakoś żyjemy. Na początku było nas więcej, ale mroźna zima, dzikie zwierzęta i .. nie tylko, zebrały żniwo. Teraz została tylko nasza dwójka, ja i Maurice, no i ona.... - wskazał na klatkę z Seliną - zabiła dwóch naszych. Niby wiemy co trzeba z nią zrobić, ale jakoś, ... nie, nie możemy.

Selina gdy tylko usłyszała że Egon mówi o niej zaczęła krzykiem wymuszać własne zdanie, lecz jej argumenty były takie same jak wcześniej, wzbogacone jedynie o zarzuty krzywoprzysięstwa.

- Ona tak zawsze, coś jej się pomieszało w głowie. Biedne dziecko, jej młodsza siostra była pierwszą ofiarą Lothara, zresztą o ile dobrze pamiętam byliście jeszcze wtedy we wsi. Bardzo to przeżyła, najpierw straciła rodziców, a później jedyną siostrę. Zaopiekowaliśmy się nią, uciekliśmy razem, ale teraz, jeśli mamy wracać do wsi to musimy coś z "tym" zrobić.

Bezgłowy starał się obchodzić bokiem to co chce powiedzieć.
 
__________________
ORDNUNG MUSS SEIN
Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103)
Dekline jest offline