Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2016, 19:35   #22
Ravage
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
post pisany wspólnie z Krzatem i MG

Przysłuchiwała się mu uważnie, obserwując narastający w nim gniew.
Czyżby to była narastająca frustracja że tyle czasu go trzymali w hibernacji jak więźnia, a teraz jakby nigdy nic po niego posyłają i każą przywieźć?
Republika nie była kryształowa i wiele rzeczy działo się złych. Mniej czy bardziej udowodnionych. Cień się kładł na sojuszu.
Usiadła na fotelu obok, stawiając sobie na kolanach pudełko i zaczęła powoli przygotowywać niezbędne przedmioty, by chociaż prowizorycznie zabezpieczyć ranę. Może i mięso było przypalone, ale nie chciała żeby mimo to wdała się jakaś infekcja w ranę.
-Gdybyś był chujowy to byś do zasranego końca wszechświata siedział w komorze hibernacyjnej.-Odpowiedziała mu ze stoickim spokojem. Nie przejęła się jego zdenerwowaniem, uznała je za absolutnie normalne w zaistniałej sytuacji.Wylała trochę płynu kolto na gazik i delikatnie przyłożyła blisko rany.
-Najwidoczniej jednak Republika potrzebuje takich jak ty.-Dodała po dłuższej chwili.-Zresztą dobrze wiesz jak jest. Możesz psioczyć na nią, ale jest to jedyna licząca się siła w galaktyce, która czy chcesz czy nie, w lwiej części jednak chroni swoich obywateli. Daje przejrzysty system prawny, szkolny i medyczny. Tam, gdzie jest niesprawiedliwość wymierza karę. To, że są przypadki nadużyć, to niestety część systemu.-Dodała niechętnie.
Popatrzyła mu w oczy.
-Może opowiesz kim jesteś? Co takiego robiłeś?-
Żołnierze to durne, głupie zwierzęta używane w politycznej grze. I osoba opatrująca jego nogę, którą wcześniej sama uszkodziła nie była wyjątkiem. Nie miał ochoty tłumaczyć jak bardzo jest w błędzie, że coś takiego jak republika nie istnieje. To wyłącznie fasada stworzona dla ignorantów. A on już nie pracuje dla żadnego systemu, liczyło się wyłącznie dobro jego przyjaciół. Jednak żeby cokolwiek zrobić potrzebował informacji. Zakładał że nie będzie miał wyjścia i prędzej czy później zmuszony zostanie do dostania się do źródła, i chyba tak się składało że wpuszczą go za pełną ich aprobatą. Ostatnie pytanie było najzwyczajniejszą kpina i potwierdzeniem.
- Staram się pomóc moim ludziom, to wszystko na czym mi zależy- spuścił wzrok z nieudawaną troską. Zrobi to i wszyscy którzy wejdą mu w drogę gorzko tego pożałują.
Wymieniła gazik i znów zerknęła z zaciekawieniem na swojego rozmówcę. Na jej twarzy nie rysowała się żadna szczególna emocja. Po prostu, zwykła twarz trzydziestoparoletniej kobiety z paskudną szramą przez oba policzki i nos. Kąciki ust jej drgnęły, ale może to był tylko mimowolny odruch przed wypowiedzeniem paru słów. Może chciała się uśmiechnąć ale się powstrzymała?
Nie myślała źle o tym facecie. Nawet trochę rozumiała jego gorzki nastrój. Miał do niego przecież prawo. Zachowywał się tak, jakby go uprowadzili. Zresztą, mogło to tak wyglądać. Za tą rozwaloną nogę pewnie w tej chwili nią gardził i nienawidził.
Ona nie była od zbawiania świata, tylko od wypełniania rozkazów. Nikt nie musiał jej lubić i nie miała takich apsiracji, by zostać ulubieńcem tłumów. Co o niej myślał było nieistotne, mógł w tej chwili nawet przelewać nienawiść do całego świata na nią.
Wróciła do przemywania rany.
- Zacząłeś od tego że ważny z ciebie gość.-Mruknęła, by mu przypomnieć, bo nie odpowiedział na jej pytanie.-Komandor wojsk republiki-Te słowa wypowiedziała z namysłem. Próbowała przegrzebać swoją pamięć, może jednak kojarzyła to nazwisko?
-Wspominałeś coś o wywoływaniu wojen i takich tam-Zdała sobie sprawę, że brzmi teraz jak ignorantka. Może próbowała trochę się z nim drażnić?- czy twoi przyjaciele mają z tym coś wspólnego? Jesteś pewien, że przez ten czas, przez który leżałeś w lodówce im nic się nie stało?
W jej barwie głosu można było wyczuć powątpiewanie.
Podrapała się swoją mechaniczną dłonią po nosie.
-Wiesz, prawie wszyscy moi znajomi zginęli albo zostali zabici w taki czy inny sposób-Wzruszyła ramionami. Mówiła o tym lekkim tonem jak o kurzu na półkach.-I już, nie ma ich. Co zrobisz, jeśli twoi także zginęli? Zaczniesz wendettę? Wybijesz wszystkich odpowiedzialnych co do nogi?
Wyrzuciła następny wacik do kosza.
-Nie musisz mi ufać. Ale nie pytam bo mi kazali.-Znów popatrzyła mu w oczy swoim zimno-błękitnym spojrzeniem.-Dowództwa to w ogóle nie interesuje. Ale mnie? Czemu nie.-
Słowa na nawet myśl o tym że jego poświęcenie mogło pójść na marne, że spotkało ich coś gorszego niż hibernacja. Generowała w nim tak olbrzymią, nie do zniesienia aktywność mięśniowo-neuronową, że nawet on sam do końca nie kontrolował tego stanu. Podobne fazy osiągali wojownicy po długo letnich treningach, ale to w żaden sposób nie równało się z tym co się w nim działo. Pochylił się do przodu w kierunku komandosa aby skrócić dystans ich dzielący. Pasy trzymające go na miejscu jękły z wysiłku.
- Widzisz agentko- jego chwilowa słabość już minęła, a umysł wrócił na tory prowadzące do celu- My zdecydowanie nie jesteśmy jak wy- nie przestał na nie napierać mimo, że odbijały się krwawym śladem na jego skórze- Nie zauważycie prawdy nawet jak was będzie kopać po mordach- wystarczająco dużo jej powiedział, resztę musi zrobić sama. Jedni od razu ją dostrzegają i jest czymś oczywistym i naturalnym jak powietrze. Inni latami dochodzą do tego aby wynurzyć się ponad powierzchnie. Większość jednak nie wygrzebuje się ponad muł.
Wytrzymała jego spojrzenie. Na jej twarzy nie odzwierciedlała się żadna emocja, żaden mięsień jej nie drgnął.
Miała to wyćwiczone. Tyle lat przełożeni uwielbiali jej i innym żołnierzom wrzeszczeć twarz w twarz, by wywrzeć wrażenie, że na niej już żadnego to nie robiło. A przynajmniej umiała stać z twarzą jak głaz, spokojną i nawet nie mrugnąć, gdy kapral aż się zapluwał ze złości.
Patrzyła mu w oczy i zastanawiała się co za przepotworne rzeczy ten człowiek przeżył, że teraz najmniejsza aluzja o śmierci jego towarzyszy wzbudzała w nim takie emocje.
Pożałowała swojej decyzji, by z nim ucinać jakiekolwiek pogawędki.
Czego ona oczekiwała? Że sobie wesoło poplotkują i wymienią informacje?
Zrobiło się jej niedobrze. Poczuła w ustach ten okropny, gorzki posmak.
A mogła mu strzelić prosto między oczy i ujebać rękę na pamiątkę i nie miałaby teraz takiego sączącego jad garba, który tylko marnuje jej powietrze i zajmuje przestrzeń.
Tyle zachodu dla jednego dupka, który dalej przeżywa swoje i jest zupełnie głuchy, absolutnie głuchy. Zaślepiony. Tak. To było to. Był zaślepiony nienawiścią do wszystkiego i wszystkich.
Pewnie sobie myślał, że jest strasznie cwany i taki kurwa mądry. Przechytrzył wszystkich. Ją, wojsko, cały wszechświat.
Tylko kto tu siedział związany, z nogą rozwaloną na przypaloną, ledwo trzymającą się kupy resztkę mięcha?
Mogła mu teraz przywalić swoim robotycznym ramieniem i zgubiłby jeszcze parę zębów.
Powstrzymała się jednak przed uczynieniem choćby gestu.
Nie miała ochoty już z nim gadać. Nie miała ochoty przebywać z nim w jednym pomieszczeniu.
To był obolały od żalu, zaślepiony furią i nienawiścią obłąkaniec. Nie mogła uwierzyć, że Republika naprawdę potrzebuje takiego pajaca. Powinno mu się pozwolić dalej leżeć w lodówce i śnić swoje chore sny.
Gdy skończył mówić posiedzieli sobie chwilę jeszcze w milczeniu. Nieśpiesznie skończyła mu opatrywać ranę, ale przestała się z nim cackać. Jeśli sprawiała m ból, zakładając opatrunki z kolto i wiążąc bandaż, to już był jego problem. Bycie miłą nie było wymienione w kontrakcie. Posprzątała, wstała i przygotowała zastrzyk usypiający.
-Przyda ci się.-Mruknęła, ale w jej głosie nie słychać było negatywnych emocji.
I tak nie mógł się bronić. Mógł tylko protestować.

Jeśli zaśnie, będzie miała parę chwil by samej zebrać nerwy do kupy, przygotować raport, wyczyścić broń czy cokolwiek innego, choćby zdrzemnąć się bez pilnowania tego pojebusa.
Osiem dni, osiem pierdolonych dni…

Świat zawirował i głowa Karellena opadła na jego piersi. Jego oddech wyciszył się. Kaylara mogła mu się przez chwilę przyglądać. Miał bardzo wyraziste rysy twarzy, choć teraz mocno wychudłe. Bankietów podczas hibernacji nie odwiedzał raczej.
Raptem po kilkunastu takich sekundach mężczyzna wzdrygnął się i otworzył oczy. Jego spojrzenie było mętne, ale szybko nabierało przejrzystości. Spojrzała na odmierzoną dawkę. Była jak najbardziej poprawna dla jego wagi.
Zmarszczyła czoło. Jej jasna, blada skóra poczerwieniała przy bliźnie. Uszy też. Teraz się wkurwiła.
Protetyczna dłoń zgniotła strzykawkę na proch.
No nie. No kurwa no nie. Miała ochotę wziąć swój blaster i rozpieprzyć wszystko dookoła.
Chciała chwilę spokoju, chwilę pieprzonego, niczym nie zakłóconego spokoju a tak to będzie musiała mieć go ciągle na oku. Nie ma po co dawać mu końskiej dawki środka, pewnie i tak po chwili by się obudził.
Oczywiście, że nic to by nie dało, ileby w niego tego uspokajacza nie wstrzyknęła. Ale robiła się przeokropnie sfrustrowana. Stratą towarzyszy, tym pajacem, ciasnotą. Zrobiło jej się duszno. Co za gówno.
Schowała apteczkę z ostentacyjnym trzaskaniem drzwiczkami szafki.
Ciężko padła na swój fotel.
Nie miała sił. Jeszcze chwilę, a da mu klapsa w dziąsło.
Nie wiedział jakiej reakcji się spodziewała, gdy porównała jego rodzinę do bydła którym byli i są, ona i jej znajomi. Którzy w obłąkańczych pląsach marionetek wychodzą na scenę farsy aby w gotesie śmiechu kłaść się pod ostrze kata. Nie dbał o to co tam teraz sobie wyobraża, wszyscy się zgodzili na to co ich spotkało. On nigdy nie miał wyboru i daleki był od udawania czegokolwiek. Nie był spokojny, a jego działania wynikały z wnikliwych analiz. Jego skuteczność początek brała w tym że był gigantem koncentracji. Wykorzysta każdą sytuacje, nawet taką która może się wydać beznadziejną.
Spojrzał w pełni przytomnie na zmanipulowaną, rozpadająca się od środka karykaturę wolnego człowieka, który znalazł się w przełomowym momencie świadomości. Karellen był tylko inicjatorem tej przemiany, bo cały ładunek miała już w sobie. Odrealniona rzeczywistość, wtłaczana od zawsze bezsensowna propaganda systemu, ból i bezsilność. Z drugiej strony uniwersalna prawda wszechświata nieustanie napierająca z podświadomości, nie podważalne dowody oszustwa przeciwko ludzkości. Wystarczyło że powiedział prawdę i że nie zgodził się z tym co jest mu oferowane. Nikt ani nic nie przeszkodzi temu co się działo. Była sam na sam ze sobą przez osiem długich dni.
Zamknął oczy, musiał sobie wszystko dobrze przypomnieć. Struktury placówek w których mogą go przyjąć, procedury mogące go czekać, zasoby jakimi mogą dysponować. Planował jak każdą inną misje.
- Nie bój się- nie otwierał oczu- Nie chciałem i nie chcę cię skrzywdzić- wirtualnie programował każdy swój ruch- Odpocznij, należy ci się to- a on już się zajmie towarzystwem na Coruscant
Walnęła w złości swoją robotyczną ręką w poręcz fotela.
Zacisnęła usta w nieskrywanym wzburzeniu. Popatrzyła ponurym wzrokiem w linie rozmazanych gwiazd za taflą transparistalu.
Znów zrobiło jej się gorzko w ustach. Śmierć żołnierzy poszła na marne, po nic, zupełnie po nic.
Powoli jej oczy powędrowały na swojego rozmówcę.
-Poszłam do woja by bronić ludzi których kocham.-Szepnęła.-Których szanuję, na których mi zależy i tych, którymi gardzę i nienawidzę. By ich chronić.-ton jej głosu wyrażał wszystko.
-Ja i ci, którzy zostali zabici gdy bronili twojej dupy zrobili to, bo im zależało na Republice. To byli dobrzy ludzie! A ty?!-Zacisnęła ręce. Wstała. - A kim ty jesteś?! Zachowujesz się jak pierdolony egoista! Tylu chłopa poszło do piachu, specjalnie żeby ciebie wyciągnąć z tej pierdolonej lodówki, choć wcale nie musiało! A mnie traktujesz jak jakiegoś debila, obrażony jak księżniczka! Myślisz że ja nie mam rodziny? Że ja nie mam przyjaciół?! Że jestem czyimś psem wyuczonym komend?! To ja cię obroniłam przed tym śmieciem, który zabił resztę! To był zwykły bandyta szukający okazji, zabiłby cię gdyby nie ja! Powinieneś był być wdzięczny, że jeszcze żyjesz, że tu jesteś i nie gnijesz już w tej zimnej trumnie!-Zrobiła się całkiem różowa na twarzy a na kawałku szyi, który nie ginął pod kołnierzem kombinezonu mógł dostrzec czerwone plamy.
Otarła dłonią twarz. Wychodziły z niej wszystkie emocje, które do tej pory w sobie tłumiła.
Nie znosiła siebie w tym stanie. Umiała być przecież opanowana, chłodna, bez emocji. Ale nie teraz. Nie wytrzymała. Za dużo się działo, by mogła być spokojna.
-Republika urosła w twoich oczach do rangi zbrodniczego systemu-Przeszła się krok do przodu i do tyłu. Nie było gdzie się nawet miotać, kręcić.
-A tak nie jest! Republika to nie tylko ci pierdoleni politycy, to przede wszystkim zwykli, szarzy obywatele, wiesz o tym przecież, nie udawaj głupa! To dla nich wypruwam sobie flaki na treningach i na misji nie raz daję sobie osmalić dupę, by ich obronić przed łotrami, którzy się zamachują na słabszych! Ja! Ja ich bronię! To na mnie spoczywa ten chujowy obowiązek! Jakim prawem w ogóle masz czelność to podważać?!-Zamilkła z wyrzutem na chwilę, by dać mu czas na zrozumienie wykrzyczanych w żalu słów.- Sączy się z ciebie żółć pomieszana z jadem, ale chyba źle wybrałeś cel.-Skończyła już spokojniejszym, zrezygnowanym tonem. -Nie masz moralnego prawa uważać się za kogoś lepszego. Daj chociaż jeden powód, dla którego powinnam się czuć jak kopana, jak to powiedziałeś, po mordzie. No? Wytłumacz się!-
 
Ravage jest offline