Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-02-2016, 19:22   #21
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Przyjrzała się każdemu z zebranych przy stole, ale jej spojrzenie było uprzejme a zainteresowanie ich osobami stonowane. Tylko widok trandoshanina wywołał na jej twarzy uśmiech. Był on tak bardzo nie pasującym elementem w tej grupie, że nie mogłaby przejść obojętnie. Szczególnie dla osoby która osobniki tej rasy widywała z karabinami i w pancerzach.
Razem z Shawnem ruszyła przez salę by zająć przygotowane dla niej miejsce. Była ostrożna, odkąd spotkała Yuthurę, nie zakładała już, że innych użytkowników mocy nie ma. Są i ona ma niezwykły dar ich spotykać. Dlatego też choć nie zaniechała z posiłkowania się Mocą, to jednak robiła to w granicach w jakich była w stanie to ukryć za zasłoną.
Zero ją może nie tyle zaniepokoił, co uznała, że będzie musiała na niego uważać. Ostatnim razem podobne odczucia co do drugiej osoby miała, gdy spotkała na korytarzach Akademii jej założycielkę. Podobne, jednak gdy dłużej się nad tym zastanowiła to jednak inne uczucie.
Nie było jednak czasu dywagować nad tym. Musiała uważnie słuchać, żeby przynajmniej wywrzeć dobre pierwsze wrażenie. Choć znając Sladka, to w kwestii rozmów, nie miała wysoko ustawionej poprzeczki.

Przysłuchiwała się uważnie sprawie jaką wyłożył Złotołuski. Mieli głosować...
W pierwszej chwili chciała oddać głos na to co wydawałoby jej się, że zagłosowałby Tony. Ale niestety okazało się, że jej decyzja miała być tą najważniejszą po tym jak głosy się wyrównały.
Wszyscy spojrzeli na nią.
Złotołuski wpatrywał się w nią intensywnie i ponaglająco.

Nie miała problemu by być w centrum wydarzeń. Jednakże nie miała za bardzo czasu przygotować się do tego... Sladek powiedział jej o tym praktyczne w ostatniej chwili ściągając ją z wolnego bez podania przyczyny. Trochę ją to wtedy zestresowało. Były to już dwa lata jak nie zaliczyła żadnej wpadki... No może jedną, ale to i tak było zaplanowane. Tak jakby w każdym razie. Wiec wtedy pomyślała sobie, że ktoś doniósł na nią i jej przykrywka poszła się ... Ale nie, Sladek uznał, że będzie się świetnie bawić w gronie wszystkich ważnych w Kraycie.

I się nie mylił.

Lana westchnęła lekko i spojrzała na nautolankę z uprzejmym uśmiechem.
- Uważam, że niezależnie od niewątpliwego talentu owego tatooinczyka to w żadnym wypadku nie powinniśmy robić z tego drogi do werbowania ludzi. Z pewnością nie tylko Zavrysh w tym gronie ma rodzinę - rozsiadła się wygodnie na swoim fotelu zakładając nogę na nogę. - Zdecydowanie nie chcemy martwić się o nasze rodziny bardziej niż już jest to konieczne, więc wnoszę o to by tego człowieka znaleźć i przykładnie ukarać w taki sposób by dać do myślenia każdej kolejnej osobie, która mogłaby zechcieć zrobić coś podobnego. Oddaje głos na "tak".
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 26-02-2016, 19:35   #22
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
post pisany wspólnie z Krzatem i MG

Przysłuchiwała się mu uważnie, obserwując narastający w nim gniew.
Czyżby to była narastająca frustracja że tyle czasu go trzymali w hibernacji jak więźnia, a teraz jakby nigdy nic po niego posyłają i każą przywieźć?
Republika nie była kryształowa i wiele rzeczy działo się złych. Mniej czy bardziej udowodnionych. Cień się kładł na sojuszu.
Usiadła na fotelu obok, stawiając sobie na kolanach pudełko i zaczęła powoli przygotowywać niezbędne przedmioty, by chociaż prowizorycznie zabezpieczyć ranę. Może i mięso było przypalone, ale nie chciała żeby mimo to wdała się jakaś infekcja w ranę.
-Gdybyś był chujowy to byś do zasranego końca wszechświata siedział w komorze hibernacyjnej.-Odpowiedziała mu ze stoickim spokojem. Nie przejęła się jego zdenerwowaniem, uznała je za absolutnie normalne w zaistniałej sytuacji.Wylała trochę płynu kolto na gazik i delikatnie przyłożyła blisko rany.
-Najwidoczniej jednak Republika potrzebuje takich jak ty.-Dodała po dłuższej chwili.-Zresztą dobrze wiesz jak jest. Możesz psioczyć na nią, ale jest to jedyna licząca się siła w galaktyce, która czy chcesz czy nie, w lwiej części jednak chroni swoich obywateli. Daje przejrzysty system prawny, szkolny i medyczny. Tam, gdzie jest niesprawiedliwość wymierza karę. To, że są przypadki nadużyć, to niestety część systemu.-Dodała niechętnie.
Popatrzyła mu w oczy.
-Może opowiesz kim jesteś? Co takiego robiłeś?-
Żołnierze to durne, głupie zwierzęta używane w politycznej grze. I osoba opatrująca jego nogę, którą wcześniej sama uszkodziła nie była wyjątkiem. Nie miał ochoty tłumaczyć jak bardzo jest w błędzie, że coś takiego jak republika nie istnieje. To wyłącznie fasada stworzona dla ignorantów. A on już nie pracuje dla żadnego systemu, liczyło się wyłącznie dobro jego przyjaciół. Jednak żeby cokolwiek zrobić potrzebował informacji. Zakładał że nie będzie miał wyjścia i prędzej czy później zmuszony zostanie do dostania się do źródła, i chyba tak się składało że wpuszczą go za pełną ich aprobatą. Ostatnie pytanie było najzwyczajniejszą kpina i potwierdzeniem.
- Staram się pomóc moim ludziom, to wszystko na czym mi zależy- spuścił wzrok z nieudawaną troską. Zrobi to i wszyscy którzy wejdą mu w drogę gorzko tego pożałują.
Wymieniła gazik i znów zerknęła z zaciekawieniem na swojego rozmówcę. Na jej twarzy nie rysowała się żadna szczególna emocja. Po prostu, zwykła twarz trzydziestoparoletniej kobiety z paskudną szramą przez oba policzki i nos. Kąciki ust jej drgnęły, ale może to był tylko mimowolny odruch przed wypowiedzeniem paru słów. Może chciała się uśmiechnąć ale się powstrzymała?
Nie myślała źle o tym facecie. Nawet trochę rozumiała jego gorzki nastrój. Miał do niego przecież prawo. Zachowywał się tak, jakby go uprowadzili. Zresztą, mogło to tak wyglądać. Za tą rozwaloną nogę pewnie w tej chwili nią gardził i nienawidził.
Ona nie była od zbawiania świata, tylko od wypełniania rozkazów. Nikt nie musiał jej lubić i nie miała takich apsiracji, by zostać ulubieńcem tłumów. Co o niej myślał było nieistotne, mógł w tej chwili nawet przelewać nienawiść do całego świata na nią.
Wróciła do przemywania rany.
- Zacząłeś od tego że ważny z ciebie gość.-Mruknęła, by mu przypomnieć, bo nie odpowiedział na jej pytanie.-Komandor wojsk republiki-Te słowa wypowiedziała z namysłem. Próbowała przegrzebać swoją pamięć, może jednak kojarzyła to nazwisko?
-Wspominałeś coś o wywoływaniu wojen i takich tam-Zdała sobie sprawę, że brzmi teraz jak ignorantka. Może próbowała trochę się z nim drażnić?- czy twoi przyjaciele mają z tym coś wspólnego? Jesteś pewien, że przez ten czas, przez który leżałeś w lodówce im nic się nie stało?
W jej barwie głosu można było wyczuć powątpiewanie.
Podrapała się swoją mechaniczną dłonią po nosie.
-Wiesz, prawie wszyscy moi znajomi zginęli albo zostali zabici w taki czy inny sposób-Wzruszyła ramionami. Mówiła o tym lekkim tonem jak o kurzu na półkach.-I już, nie ma ich. Co zrobisz, jeśli twoi także zginęli? Zaczniesz wendettę? Wybijesz wszystkich odpowiedzialnych co do nogi?
Wyrzuciła następny wacik do kosza.
-Nie musisz mi ufać. Ale nie pytam bo mi kazali.-Znów popatrzyła mu w oczy swoim zimno-błękitnym spojrzeniem.-Dowództwa to w ogóle nie interesuje. Ale mnie? Czemu nie.-
Słowa na nawet myśl o tym że jego poświęcenie mogło pójść na marne, że spotkało ich coś gorszego niż hibernacja. Generowała w nim tak olbrzymią, nie do zniesienia aktywność mięśniowo-neuronową, że nawet on sam do końca nie kontrolował tego stanu. Podobne fazy osiągali wojownicy po długo letnich treningach, ale to w żaden sposób nie równało się z tym co się w nim działo. Pochylił się do przodu w kierunku komandosa aby skrócić dystans ich dzielący. Pasy trzymające go na miejscu jękły z wysiłku.
- Widzisz agentko- jego chwilowa słabość już minęła, a umysł wrócił na tory prowadzące do celu- My zdecydowanie nie jesteśmy jak wy- nie przestał na nie napierać mimo, że odbijały się krwawym śladem na jego skórze- Nie zauważycie prawdy nawet jak was będzie kopać po mordach- wystarczająco dużo jej powiedział, resztę musi zrobić sama. Jedni od razu ją dostrzegają i jest czymś oczywistym i naturalnym jak powietrze. Inni latami dochodzą do tego aby wynurzyć się ponad powierzchnie. Większość jednak nie wygrzebuje się ponad muł.
Wytrzymała jego spojrzenie. Na jej twarzy nie odzwierciedlała się żadna emocja, żaden mięsień jej nie drgnął.
Miała to wyćwiczone. Tyle lat przełożeni uwielbiali jej i innym żołnierzom wrzeszczeć twarz w twarz, by wywrzeć wrażenie, że na niej już żadnego to nie robiło. A przynajmniej umiała stać z twarzą jak głaz, spokojną i nawet nie mrugnąć, gdy kapral aż się zapluwał ze złości.
Patrzyła mu w oczy i zastanawiała się co za przepotworne rzeczy ten człowiek przeżył, że teraz najmniejsza aluzja o śmierci jego towarzyszy wzbudzała w nim takie emocje.
Pożałowała swojej decyzji, by z nim ucinać jakiekolwiek pogawędki.
Czego ona oczekiwała? Że sobie wesoło poplotkują i wymienią informacje?
Zrobiło się jej niedobrze. Poczuła w ustach ten okropny, gorzki posmak.
A mogła mu strzelić prosto między oczy i ujebać rękę na pamiątkę i nie miałaby teraz takiego sączącego jad garba, który tylko marnuje jej powietrze i zajmuje przestrzeń.
Tyle zachodu dla jednego dupka, który dalej przeżywa swoje i jest zupełnie głuchy, absolutnie głuchy. Zaślepiony. Tak. To było to. Był zaślepiony nienawiścią do wszystkiego i wszystkich.
Pewnie sobie myślał, że jest strasznie cwany i taki kurwa mądry. Przechytrzył wszystkich. Ją, wojsko, cały wszechświat.
Tylko kto tu siedział związany, z nogą rozwaloną na przypaloną, ledwo trzymającą się kupy resztkę mięcha?
Mogła mu teraz przywalić swoim robotycznym ramieniem i zgubiłby jeszcze parę zębów.
Powstrzymała się jednak przed uczynieniem choćby gestu.
Nie miała ochoty już z nim gadać. Nie miała ochoty przebywać z nim w jednym pomieszczeniu.
To był obolały od żalu, zaślepiony furią i nienawiścią obłąkaniec. Nie mogła uwierzyć, że Republika naprawdę potrzebuje takiego pajaca. Powinno mu się pozwolić dalej leżeć w lodówce i śnić swoje chore sny.
Gdy skończył mówić posiedzieli sobie chwilę jeszcze w milczeniu. Nieśpiesznie skończyła mu opatrywać ranę, ale przestała się z nim cackać. Jeśli sprawiała m ból, zakładając opatrunki z kolto i wiążąc bandaż, to już był jego problem. Bycie miłą nie było wymienione w kontrakcie. Posprzątała, wstała i przygotowała zastrzyk usypiający.
-Przyda ci się.-Mruknęła, ale w jej głosie nie słychać było negatywnych emocji.
I tak nie mógł się bronić. Mógł tylko protestować.

Jeśli zaśnie, będzie miała parę chwil by samej zebrać nerwy do kupy, przygotować raport, wyczyścić broń czy cokolwiek innego, choćby zdrzemnąć się bez pilnowania tego pojebusa.
Osiem dni, osiem pierdolonych dni…

Świat zawirował i głowa Karellena opadła na jego piersi. Jego oddech wyciszył się. Kaylara mogła mu się przez chwilę przyglądać. Miał bardzo wyraziste rysy twarzy, choć teraz mocno wychudłe. Bankietów podczas hibernacji nie odwiedzał raczej.
Raptem po kilkunastu takich sekundach mężczyzna wzdrygnął się i otworzył oczy. Jego spojrzenie było mętne, ale szybko nabierało przejrzystości. Spojrzała na odmierzoną dawkę. Była jak najbardziej poprawna dla jego wagi.
Zmarszczyła czoło. Jej jasna, blada skóra poczerwieniała przy bliźnie. Uszy też. Teraz się wkurwiła.
Protetyczna dłoń zgniotła strzykawkę na proch.
No nie. No kurwa no nie. Miała ochotę wziąć swój blaster i rozpieprzyć wszystko dookoła.
Chciała chwilę spokoju, chwilę pieprzonego, niczym nie zakłóconego spokoju a tak to będzie musiała mieć go ciągle na oku. Nie ma po co dawać mu końskiej dawki środka, pewnie i tak po chwili by się obudził.
Oczywiście, że nic to by nie dało, ileby w niego tego uspokajacza nie wstrzyknęła. Ale robiła się przeokropnie sfrustrowana. Stratą towarzyszy, tym pajacem, ciasnotą. Zrobiło jej się duszno. Co za gówno.
Schowała apteczkę z ostentacyjnym trzaskaniem drzwiczkami szafki.
Ciężko padła na swój fotel.
Nie miała sił. Jeszcze chwilę, a da mu klapsa w dziąsło.
Nie wiedział jakiej reakcji się spodziewała, gdy porównała jego rodzinę do bydła którym byli i są, ona i jej znajomi. Którzy w obłąkańczych pląsach marionetek wychodzą na scenę farsy aby w gotesie śmiechu kłaść się pod ostrze kata. Nie dbał o to co tam teraz sobie wyobraża, wszyscy się zgodzili na to co ich spotkało. On nigdy nie miał wyboru i daleki był od udawania czegokolwiek. Nie był spokojny, a jego działania wynikały z wnikliwych analiz. Jego skuteczność początek brała w tym że był gigantem koncentracji. Wykorzysta każdą sytuacje, nawet taką która może się wydać beznadziejną.
Spojrzał w pełni przytomnie na zmanipulowaną, rozpadająca się od środka karykaturę wolnego człowieka, który znalazł się w przełomowym momencie świadomości. Karellen był tylko inicjatorem tej przemiany, bo cały ładunek miała już w sobie. Odrealniona rzeczywistość, wtłaczana od zawsze bezsensowna propaganda systemu, ból i bezsilność. Z drugiej strony uniwersalna prawda wszechświata nieustanie napierająca z podświadomości, nie podważalne dowody oszustwa przeciwko ludzkości. Wystarczyło że powiedział prawdę i że nie zgodził się z tym co jest mu oferowane. Nikt ani nic nie przeszkodzi temu co się działo. Była sam na sam ze sobą przez osiem długich dni.
Zamknął oczy, musiał sobie wszystko dobrze przypomnieć. Struktury placówek w których mogą go przyjąć, procedury mogące go czekać, zasoby jakimi mogą dysponować. Planował jak każdą inną misje.
- Nie bój się- nie otwierał oczu- Nie chciałem i nie chcę cię skrzywdzić- wirtualnie programował każdy swój ruch- Odpocznij, należy ci się to- a on już się zajmie towarzystwem na Coruscant
Walnęła w złości swoją robotyczną ręką w poręcz fotela.
Zacisnęła usta w nieskrywanym wzburzeniu. Popatrzyła ponurym wzrokiem w linie rozmazanych gwiazd za taflą transparistalu.
Znów zrobiło jej się gorzko w ustach. Śmierć żołnierzy poszła na marne, po nic, zupełnie po nic.
Powoli jej oczy powędrowały na swojego rozmówcę.
-Poszłam do woja by bronić ludzi których kocham.-Szepnęła.-Których szanuję, na których mi zależy i tych, którymi gardzę i nienawidzę. By ich chronić.-ton jej głosu wyrażał wszystko.
-Ja i ci, którzy zostali zabici gdy bronili twojej dupy zrobili to, bo im zależało na Republice. To byli dobrzy ludzie! A ty?!-Zacisnęła ręce. Wstała. - A kim ty jesteś?! Zachowujesz się jak pierdolony egoista! Tylu chłopa poszło do piachu, specjalnie żeby ciebie wyciągnąć z tej pierdolonej lodówki, choć wcale nie musiało! A mnie traktujesz jak jakiegoś debila, obrażony jak księżniczka! Myślisz że ja nie mam rodziny? Że ja nie mam przyjaciół?! Że jestem czyimś psem wyuczonym komend?! To ja cię obroniłam przed tym śmieciem, który zabił resztę! To był zwykły bandyta szukający okazji, zabiłby cię gdyby nie ja! Powinieneś był być wdzięczny, że jeszcze żyjesz, że tu jesteś i nie gnijesz już w tej zimnej trumnie!-Zrobiła się całkiem różowa na twarzy a na kawałku szyi, który nie ginął pod kołnierzem kombinezonu mógł dostrzec czerwone plamy.
Otarła dłonią twarz. Wychodziły z niej wszystkie emocje, które do tej pory w sobie tłumiła.
Nie znosiła siebie w tym stanie. Umiała być przecież opanowana, chłodna, bez emocji. Ale nie teraz. Nie wytrzymała. Za dużo się działo, by mogła być spokojna.
-Republika urosła w twoich oczach do rangi zbrodniczego systemu-Przeszła się krok do przodu i do tyłu. Nie było gdzie się nawet miotać, kręcić.
-A tak nie jest! Republika to nie tylko ci pierdoleni politycy, to przede wszystkim zwykli, szarzy obywatele, wiesz o tym przecież, nie udawaj głupa! To dla nich wypruwam sobie flaki na treningach i na misji nie raz daję sobie osmalić dupę, by ich obronić przed łotrami, którzy się zamachują na słabszych! Ja! Ja ich bronię! To na mnie spoczywa ten chujowy obowiązek! Jakim prawem w ogóle masz czelność to podważać?!-Zamilkła z wyrzutem na chwilę, by dać mu czas na zrozumienie wykrzyczanych w żalu słów.- Sączy się z ciebie żółć pomieszana z jadem, ale chyba źle wybrałeś cel.-Skończyła już spokojniejszym, zrezygnowanym tonem. -Nie masz moralnego prawa uważać się za kogoś lepszego. Daj chociaż jeden powód, dla którego powinnam się czuć jak kopana, jak to powiedziałeś, po mordzie. No? Wytłumacz się!-
 
Ravage jest offline  
Stary 27-02-2016, 19:16   #23
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Rohen biegł i widział jak Martel wspomagany technologią mu się oddala. Nic nie mógł na to poradzić. Było mu to na rękę a plan mieli.... Szybko okazało się, że "bez rozlewu krwi" się nie obejdzie.

Morlan nie lubił zabijać. Nie bał się tego, zabił już kiedyś bandytę w stolicy podczas napaści. Jednak uważał, że jest to ostateczność. Co nigdy nie zgadzało się z myśleniem wojskowych i najemników. Którzy w całej galaktyce jak ona długa i szeroka, chętnie pociągali za spust. Martel na szczęście nie zrobił tego bez zasadnie. Już z tej odległości było widać, że bez jego interwencji rój... przygwoździliby "cel". Gdy Martel ruszył by dokończyć sprawę. Rohen włączył tarczę energetyczną na pancerzu, wzmocnił go osłoną z mocy. I ruszył osłaniać mu tyły.

Biegł w jego stronę i bacznie wypatrywał zagrożeń. Ostrzał ewentualnych robali będzie mógł odbijać mieczem świetlnym. Który miał zamiar włączyć w razie potrzeby. Nie był biegły w odbijaniu blasterów, znał podstawy. Przyjdzie mu jednak odbijać średniej jakości strzały, patrząc na konkurencję i z dużej odległości. Tarcza i osłona z mocy coś tam na siebie przyjmą. Martel jeśli dorwie najemnika, zniechęci ich potem rakietami. Plan nie był idealny, był jednak jedyną strategią która przyszła mu do głowy na szybko. Wprawę nabierze z czasem.
 
Icarius jest offline  
Stary 28-02-2016, 16:36   #24
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
- Nareszcie- tego właśnie potrzebował, otwarcia. Koniec z wyuczoną autokontrolą, będąca implementowana w żołnierza na równi z cała resztą szkoleń i treningów. Po co komu taki niewolnik co robi co chce jak pan nie widzi- Słyszę człowieka, nie maszynę ślepo wykonującą rozkazy- otwarł oczy- Teraz możemy porozmawiać skoro skończyłaś udawać- ale tu w pewnym sensie miała racje, bo gardził każdym kto uważał za coś normalnego śmierć braci i sióstr i równał to jak z wyrzucaniem śmieci. Tak jeszcze chwile temu się zachowywała.
- Ludzie, organizacja która mnie uwięziła i zapewne posłała was po mnie. Oni nie podzielają twojej wizji. Chcą władzy, wszelkimi sposobami. A skoro potrzebują FFANB108, taki dali mi numer jak się urodziłem- zatrzymał aby się upewnić czy dziewczyna nadąża- Szykują coś dużego- na razie nie miał żadnych powodów aby sądzić, że mieli zamiar reaktywować F-301 program, ale nie wykluczał i tego- Każdy kto coś wie albo pracuje dla nich albo jest martwy- przyznał im racje że nieźle to zorganizowali- O kim mówię? Oni są wszędzie, od szumowiny bawiącego się na zewnętrznych rubieżach po kanclerza. To oni rządzą galaktyką, nie demokracja senatu republiki. Póki ta tajna sieć powiązań istnieje nie będzie pokoju i nikt nie będzie bezpieczny. Dlaczego wiem co mówię? Bo to my wynieśliśmy ich na ten poziom- nie musiał tłumaczyć że miał na myśli jego ludzi- Staram się żebyś zrozumiał że wykonując rozkaz tylko niszczysz to co kochasz.
Proteza drgnęła. Już miała ochotę mu przyłożyć w tę złośliwą facjatę, ale powstrzymała się. Bicie człowieka przywiązanego do krzesła było nieetyczne. I chociaż Karellenowi się należało jak psu buda, to Kay nie chciała pokazać swojej bezsilności, ani w ten sposób rozładowywać frustracji, która w niej narastała.
To była jakaś pokrętna kreatura. Przeczesała metalową kończyną swoje platynowe włosy i westchnęła, by dotlenić mózg.
Metal był przyjemnie chłodny i koił jej nerwy.
Wszystko jak zwykle musiało się komplikować.
-Jeszcze nikomu nic nie udowodniono.-Powiedziała mocnym głosem.-Były pogłoski, że ktoś komuś daje w łapę, albo ktoś przepycha w senacie ustawy dla jakichś grup, ale nikogo nie przyłapano na gorącym uczynku.-
Usiadła powoli z powrotem na fotelu.
-To bardzo odważna teza, którą stawiasz.-Zwilżyła językiem wysuszone usta i przygryzła je w zamyśleniu. Od chyba ładnej godziny nagadała się więcej, niż przez ostatnie dni. Rozmowa z tym człowiekiem była strasznie męcząca.
-I nie ma na nie potwierdzenia. Chyba, że udowodnisz. Przekonaj mnie. No, przekonaj, że to co mówisz jest prawdą absolutną. Na jej twarzy zagościł kwaśny uśmiech niedowiarka.-Rozmawiam z człowiekiem, który ma ogromny żal do wszystkich. Nie dziwię ci się, ale jeśli oczekujesz, że załmię rozkaz i cię nie przyślę na Coruscant, to się grubo mylisz. Czemu miałabym ci ufać i uwierzyć w to, co mówisz? Udowodnij swoją tezę, pokaż tę swoją prawdę.-Zaśmiała się, ale nie był to chichot człowieka zadowolonego. Raczej rozzłoszczone prychnięcie.
- Wiesz, w swojej karierze słyszałam parę takich gadek. Cel został pojmany żywcem i zawsze było tak samo. Próbował się wykręcić, ugrać coś jeszcze. Może parę dłuższych chwil życia?
A skąd mogę mieć pewność że rozmawiam z człowiekiem szczerym i prawdomównym? No nie mogę. Postaw się w mojej sytuacji. Z racji dobrego serca wysadzę cię na pierwszej lepszej planecie i co? Co powiem swoim przełożonym? -
Poprawiła się na krześle.-O sory, zrobiło mi się żal tego gostka, pozwoliłam mu odlecieć w siną dal, cudownie nie? A moje życie? Moja kariera? Moi znajomi? Poświęcenie innych żołnierzy? Zdrowia i życia? Ja też chcę żyć pełnią życia. Niewykonany rozkaz skończy to wszystko, co dobre i pójdę do pierdla. Dla kogo? Dla mutanta z lodówki, którego nawet nie znam i rzuca się w szale jak corelliańska pchła na łańcuchu.-
W głębi duszy była naprawdę ciekawa co powie. Ona była dla ludzi, nie dla senatu. Politykiem nigdy nie chciała zostać, nie dla niej dyplomatyczne gadki i niekończące się zebrania, obiadki i bankiety, by w kuluarach załatwiać interesy, których konsekwencje miały dotykać miliardów istnień galaktyki. Ona lubiła działać na pierwszej linii i sprawy załatwiać swoimi własnymi rękami.
Jednak chciała Republiki prawej i dobrej dla wszystkich, a nie dla wybranych. Czy jej rozmówca mółby mieć jakieś dowody, że tak jest? Że senat to gnijące ciało wypełnione robalami?
Dobrze nie było, to wiedziała ale na razie wszystko trzymało się kupy. Czyżby to była iluzja? Gdzie była prawda?
- Nie, lecimy do stolicy- zaczął od pewnych rzeczy- Dowody?- to mu coś przypomniało- Jednak nie są tacy mocni- wypłynęły dane o nim, przez to było to całe zamieszanie. Co było nie do pomyślenia za jego aktywności- Ja nim jestem. Jeśli żywa istota i jednoczenie najlepsza ich broń nic nie znaczy to będzie mi ciężko znaleźć coś lepszego bo od 21440 leżałem w lodzie - brnął dalej, kto mógł zastąpić dawnych w układnie. To nie miało większego znaczenia bo niezależnie od urodzenia, rasy i innych określeń to psychologicznie były te same osoby- Przekażesz mnie dowództwu, i powiesz że ja spowodowałem te straty w ludziach- nada w ten sposób sobie na znaczeniu, co niewiele zmieni w jego położeniu- To im doda pewności i odkryją się jeszcze bardziej- dalej, nie miał wiele czasu- Zaufanie? Czy nie miałem okazji chwycić za karabin i strzelić ci w plecy?- powiedział niechętnie- Powiedz mi na początek wszystko co wiesz o siłach specjalnych. Daj mi dostęp do holonet'u- spojrzał krytycznie na materiał z jakim ma do czynienia- Ale najpierw to prześpij się, odpocznij- rzucił okiem na konsole pilota, sprawdzając ile ma czasu- Spróbuje ci przekazać najważniejsze informacje, techniki i taktyki- liczyła na karierę, to ją dostanie o ile ktokolwiek przeżyje- Jeśli nam się uda wywalczymy pokój dla twojej republiki i życie dla mnie i moich ludzi- jego myśli nabierały tempa. W osiem dni stworzyć coś co będzie konkurować z tworem który sam tworzył jako doskonały. To byłby problem jeśli by nie był jego najzdolniejszym dzieckiem.
- Jestem Karellen.
Wypuściła powoli powietrze nosem i wbiła wzrok w durastalową podłogę. Zaczęła się zastanawiać nad tym wszystkim, co do tej pory usłyszała.
Gościu ją denerwował, ta rozmowa była bolesna i zawierała tyle zwrotów "w akcji", że można było dostać zawrotów głowy.
Nie mogła uwierzyć że przeleżał w stanie hibernacji...50 lat? Że Republika na to pozwoliła? Koszmar jakiś.
Trochę się uspokoiła, gdy usłyszała, że Karellen nie ma nic przeciwko by lecieć prosto do stolicy. Więc nie chciał uciekać. Chciał się zmierzyć ze swoim przeznaczeniem twarzą w twarz. Twardy był z niego zawodnik.
Zacisnęła usta, które nadały jej twarzy napięty, bezwzględny wyraz.
Znów przeczesała dłonią włosy. Cóż tu robić? Jak działać?
Trochę bała się konsekwencji swoich działań. Co będzie, jeśli mu pomoże? Jeszcze przed chwilą nie brała jego słów za prawdziwe. Kim on był, że do tej pory nie usłyszała nawet wzmianki o jego nazwisku? Wszystko mogło być prawdą. Jak to sprawdzić?
-Dobra...-Powiedziała powoli i znów ich spojrzenia się spotkały. Nie mogła uwierzyć że to robi.
Uśmiechnęła się krzywo. -...dziadku. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale mamy rok 21490 i przeleżałeś w śnie trochę....za długo.
Wstała powoli z fotela i podeszła do niego. Była naprawdę wielka. Metr dziewięćdziesiąt umięśnionej, hardej baby.
Sięgnęła rękoma i odwiązała go. Zastanawiała się jak bardzo tego pożałuje. Czy przypłaci to życiem? Czy był sens? Co będzie potem?
-Kazali cię przywieźć żywego albo martwego. To nie ma dla dowództwa znaczenia. Chcieli danych.-Mruknęła. Mogła się tylko domyślać, że być może potrzebują go do badań. Albo chuj jeden wie po co.
Został odwiązany. Stała w napięciu, zastanawiając się, co teraz zrobi? Z nowego napływu adrenaliny, miała wrażenie że w jej żołądku znajduje się bryła lodu.
Czy teraz zamieniała się w terrorystkę? Miała jakieś wewnętrzne poczucie winy. Chciała tylko, by w Republice przestała wzbierać fala goryczy obywateli względem władz. Czuć było, że coś śmierdzi, ale gdzie było źródło smrodu nikt nie wiedział. Bardzo chciała coś zrobić, działać, naprawiać. Ale czy ona miała do tego narzędzia? A co jeśli pomaga złej osobie? Nie tej co trzeba?
Miała męczący mętlik w głowie. Naprawdę, bardzo chciała się położyć i pospać, zregenerować siły. Ciągłe napięcie w którym teraz była, było naprawdę wyczerpujące fizycznie i psychicznie. Ale jakoś jego słowa "weź i odpocznij" wcale jej nie wprawiały w zrelaksowany nastrój.
A co, jeśli we śnie poderżnie jej gardło? Nie miała jeszcze powodu, żeby mu bezgranicznie zaufać.
Wyciągnął rękę aby mu pomogła wstać i przejść do konsoli. Musiał sprawdzić na ile jeszcze są przydatne jego kody dostępu. Może znajdzie jakiś trop, punkt zaczepienia. Było wiele kryjówek rozsianych po całej galaktyce i znajomych jednak od tamtej chwili jak go zamrożono mogło wiele się zmienić. Ale na pewno coś przetrwało, struktury sieci były te same. Dla wprawnego oka nie było problemu aby dostrzec powtarzalne schematy. Dziwne zdarzenia, zniknięcia osób, niebywale szybkie kariery, zmiany w stanowiskach, inwestycje czy zakupy firm czy to instytucji rządowych. Szybko nadrobi straty. Skonstruuje wstępna mapę zależności i wytypuje trzy najlepiej wpasowujące się ścieżki z różnych środowisk, wojskową, rządową i z sektora prywatnego.
- Zacznijmy od razu- stwierdził że nie ma co tracić czasu i im szybciej tym lepiej dla nich. Z kilka godzin sama poprosi czy może odpocząć. Normalnie pozostawił by to na później ale to nie jest zwyczajne szkolenie i dlatego zacznie od wyszukiwania i technik werbunku nowych agentów. On zwróci ich uwagę na siebie kiedy reszta będzie już działać i zdobywać klejone przyczółki wrogiej inteligencji.
 
Krzat jest offline  
Stary 28-02-2016, 22:13   #25
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Nadprzestrzeń, korweta Tiburon
- Hejże, ileż spał będziesz, co?
Poczuł lekkie uderzenie w twarz. Próbował podnieść powieki, ale wydawało się to nadludzkim wysiłkiem. W tej chwili jedyne co mógł robić to słuchać.
- No, budź się! – znów lekkie uderzenie w policzek. Teraz mógł skonstatować, że ręka była zakończona pazurami. Lekko zamrugał, dając znać że już się obudził. Tyle mógł zrobić. Chyba wystarczyło, bo kolejny raz nie oberwał. Mógł się skupić na innych zmysłach. Leżał na jakimś łóżku, przykryty kocem. Był nagi, ale czuł przyjemne ciepło. Kiedy się bardziej skupił usłyszał charakterystyczny szum towarzyszący podróży przez nadprzestrzeń.
- Już? Dobrze. Myślałem, że z ciebie warzywo zrobili.
Autor tych słów przechadzał się tuż obok.
- To na razie dychaj se spokojnie.
Sol poczuł ukłucie w lewą rękę i po chwili odpłynął.

Manaan, Ahto City, hotel Blue Sky
Reakcje na jej decyzję były różne. Zavrysh zacisnął z triumfem pięść, Schurig lekko zazgrzytał swoją stalową szczęką, co było pewnie rodzajem uśmiechu, a na twarzy twileczki wykwitł grymas mściwej satysfakcji. Devaronianin skinął jej głową w geście podziękowania, a Togrutka ledwo zaszczyciła ją spojrzeniem dezaprobaty. Nautolanka uśmiechnęła się tak miło, jakby były najlepszymi przyjaciółkami. Wrahious tylko wzruszył ramionami, ale spojrzał w kierunku ich lidera. Ten w żaden sposób nie dał po sobie znać, że te decyzja cokolwiek go obeszła.
- Czyli ustalone - powiedział obojętnym głosem. - Od tej chwili to twój priorytet, jako nasza decyzja - zwrócił się do Kaleeshyckiego zabójcy. Ów tylko skinął głową przyjmując to do wiadomości.
- Przechodząc dalej. Aktualne informacje o systemach gotowych do nawiązania umowy otrzymacie na datapadach z podsumowaniem spotkania. Teraz dwie sprawy. Yavann, zacznij od swojej. - spojrzał na nautolankę.
Ta nie traciła czasu.
- Rozpoczeliśmy prace nad systemem Eriadu - jej milusińska wręcz otoczka zniknęła. Była teraz panią bizneswoman, raportujacą działania swojej firmy. - Mocno zindustrializowana planeta, o dużym potencjale. Gwarantują swoje wsparcie, ale oczekują pomocy w spopularyzowaniu ich kosmoportów jako przystanku na trasach handlowych Rimmy. Na razie mocno przegrywają na tym polu z sąsiadującą Seswenną. Oczekuję wzmożonej aktywności piratów w tamtym sektorze.
Od razu odezwała się twileczka.
- Może być, ale dajesz gwarant, że flota Republiki tam nie poleci, co Zero? - zapytała stojącego u stołu mężczyznę.
- Ta trasa jest naprawdę często uczęszczana. Żeby znacząco wręcz zablokować ruch w tamtym rejonie potrzeba sporych sił. Musielibyśmy skorzystać z zasobów Xzarry - zerknął na togrutkę - a wtedy na pewno jakiś nadgorliwy admirał poleciałby w tamtym kierunku. Musimy zadziałać subtelniej. Harden - odezwał się do twileczki ponownie. - Zaczniesz działania w tamtym sektorze, ale mają być niepozorne. Wystarczy, że coś się zacznie dziać.
- Rozumiem, że bez wyróżniania się specjalnego?
- Dokładnie - Zero kontynuował - agentki Yavann zwrócą uwagę odpowiednich istot na ten problem.. Wtedy będzie nam potrzebna karta przetargowa. - spojrzał na Lanę. - Czy dacie radę przerzucić po cichu pierwszy regiment na Seswennę? Muszą być uzbrojeni, ale spokojni. Będzie nam potrzebny pokaz możliwości, nie siły.

Vorzyd V, slumsy sektoru 4G
Pociski mające w założeniu unieruchomić ściganego nie trafiły. Martell strzelił zdecydowanie za wysoko, powtórka również była niecelna. Wziął zdecydowanie za dużą poprawkę na to, by nie uszkodzić Kelevry.
Ten nie zwracając uwagi na zostawioną za plecami walkę wpadł do windy i pomknął nią na wyższy poziom. Mógł wreszcie złapać oddech przez kilka chwil.
Tymczasem Rohen i Aaron zostali z całym rojem Gandów na głowie. Uwaga insektoidów szybko przeniosła się na tego, który przeszkodził im w zrealizowaniu kontraktu. Pierwsze bolty śmignęły koło głowy żołnierza, który odpowiedział szybkim, ale również niecelnym ogniem. Musiał się wziąć w garść. Nacierały na niego teraz dwie czteroosobowe grupy i w końcu jego tarcze zajaśniały błękitem rozpraszając energię dwóch pocisków.
Martell nie tracił czasu i strzelił w tą bliżej niego. Dwa strzały wystarczyły, by zmieść ich z powierzchni tej planety. Nie zwracając na przyjmowane kolejne trafienia odwrócił się i naciskając spust raz za razem pozbył się następnych.
Padawan miał przysłowiowy spokój w tym czasie. Jeszcze konkurencja nie skontatowała, że on również był ich przeciwnikiem. Mógł poświęcić te cenne sekundy na przejrzenie informacji od swojego zdalniaka. Ich cel niestety był poza zasięgiem, zapewne już w połowie drogi na wyższy poziom. Dobrze policzone natomiast były źródła ciepła zmierzające w ich stronę. Równe czterdzieści cztery.
W tej chwili po akcji Aarona mieli kilka chwil spokoju. Kolejne oddziały powinny być za niecałą minutę. By gonić dalej Kelevrę, musieli poczekać na powrót windy, co mogło potrwać z dwie minuty i do tego czasu jakoś utrzymać swoją pozycję. Jeśli chcieli się stąd ewakuować, to były trzy alejki prowadzące na kolejne przecznice, którymi na pewno mogli zgubić pościg. Zdalniak by ich dobrze pokierował. Z drugiej strony mieli jednak sporą siłę ognia i przewagę dzięki temu małemu droidowi skanującemu teren. Mogli po prostu stawić czoła rojowi i pozbyć się tego zagrożenia raz na zawsze.

Nadprzestrzeń, frachtowiec Brock
Wskaźniki baterii jej pancerza wreszcie zasygnalizowały pełne naładowanie wszystkich baterii. Kaylara zdążyła go w tym czasie dobrze wypolerować. W trakcie takiej trasy naprawdę mało było do roboty. Zupełnie inaczej do tego podchodził Karellen. W końcu miał do nadrobienia ponad pięćdziesiąt lat, które przeleżał w hibernacji. Takiej jednostki czasu się nie spodziewał. Po jego towarzyszach mogło dużo nie zostać. Na tą chwilę jednak jego uwaga skupiona była na czymś zupełnie innym. Z dostępnych w pamięci systemu Brocka informacji wyciągnął kilka najważniejszych wniosków.
Republika funkcjonowała na tych samych zasadach co za jego czasów. W tym czasie przetoczył się przez nią szereg wojen. Po Exar Kunie kolejni Sithowie i Mroczni Jedi toczyli ze sobą wojny. W tym momencie był wielki nieurodzaj na użytkowników Mocy, co mocno wpływało na szanujących prawo obywateli. Ilość informacji o aktywności piratów była zdecydowanie poza skalą. Co go zaciekawiło, to pewna systematyka przebijająca się z suchych faktów. Na kryło się za tym coś ciekawego.
Senat wydawał się na tą chwilę być w olbrzymiej stagnacji, którą można było wręcz porównać do paraliżu. Niezadowolenie społeczne sięgało zenitu. Wystarczyło kilka informacji, by Karellen mógł wywnioskować nadchodzącą zmianę władzy. Może potrzebowali go właśnie po to, by im pomógł się utrzymać na stołkach?
Czerka po kilku dotkliwych porażkach bardzo rosła w siłę. Nie mógł stąd dotrzeć do warunków na jakich przyznawano im koncesje na handel, ale spokojnie można było założyć niejednokrotne naginanie zasad.
Quest ziewnęła. Mrożonka był zupełnie skupiony na chłonięciu informacji. Mijał dopiero drugi dzień, a on w tym czasie nawet nie zmrużył oka. Choć po wybudzeniu z pięćdziesięcioletniego snu raczej trudno było od niego oczekiwać frazy „jeszcze pięć minut”.
Nagle statkiem szarpnęło i wyskoczyli z nadprzestrzeni. Kobiecie wyrwało się głośne„co jest kurwa?!”. Na pewno nie była to sprawka Karellena, bo ten nie siedział przy sterach.
Usiedli tam w momencie oboje, sprawdzając systemy. Odpowiedź przyszła bardzo szybko. Ich napęd nadprzestrzenny komunikował awarię. Uruchomiła automatyczną diagnostykę, która po chwili dała informację o awarii systemu inercyjnego. Była na tyle zdziwiona, że to powinno wyjść przy checkliście przed startem. Jeśli coś rzeczywiście się zjebało, to mieli fart że ich nie rozsmarowało na przestrzeni kilku lat świetlnych. Dosłownie nie byłoby co zbierać.
Statek automatycznie nadał sygnał S.O.S. Quest zaczęła sprawdzać gdzie ich wyniosło, kiedy nadeszła odpowiedź.
4 Flota, krążownik Łapacz, przyjęliśmy, będziemy po was za dwie godziny, nie zmieniajcie swojego położenia
Jak się okazało, ich fart był podwójny. Nie tylko przeżyli awarię, to trafili także na trasę patrolu republikańskiego okrętu.
Tymczasem mężczyzna wiedziony przeczuciem zabrał się za analityczne zbadanie awarii napędu. Czwarta Flota była przecież najczęściej wykorzystywanym ramieniem marynarki przez Sekcję Jedenastą Wywiadu Wojskowego.
Instynkt go nie mylił. Na pulpicie jego konsolety pojawiła się wzmianka o ingerencji w oprogramowaniu napędu. Kaylara sprawdziła datę. Było to na dwie godziny przed ich odlotem na misję. Ktoś chciał, by wracając wypadli z nadprzestrzeni dokładnie w tym miejscu.

Kessel, Kessendra, kosmoport, biuro obsługi dostaw
Przybiegło ich trzech. Dwóch mężczyzn z pałkami energetycznymi w dłoniach i droid z karabinem blasterowym. Prosty gest Baelisha odnośnie kierunku ucieczki wyimaginowanego napastnika podziałał. Jeden z nich zabrał droida i pobiegł dalej. Drugi został i zapytał Jona, czy nic mu nie jest. Nie czekając zbytnio na odpowiedź, sprawdził stan zamordowanych.
- Te rany… to nie od miecza świetlnego? – powiedział cicho do siebie. Wtedy też jego uwagę zwróciła konsoleta. Podszedł i szybko zauważył zgrywanie danych.
Nie zdążył się nawet zdziwić. Włączane ostrze zajaśniało czerwienią rozcinając ochroniarza na pół. Rycerz Jedi zerknął sam na konsoletę. Program w tym momencie się wyłączył, informując o zakończeniu kopiowania danych.
Wyciągnął dysk i schował do kieszeni. Nie miał czasu do stracenia. Wyskoczył na korytarz kierując się ku wyjściu. Wpadł na jakiegoś urzędnika, który również starał się opuścić budynek. Przewrócili się obaj. Jon wstał pierwszy i pobiegł dalej. Przy wejściu stał wartownik, który krzyknął „stój”, ale praktycznie jednocześnie oddał strzał.
Jedi bez problemu odbił blaster w jego kierunku, a później przeskoczył na nim zwijającym się z bólu. Poszło zdecydowanie łatwiej niż przypuszczał. Wybranie poranka na akcję zdecydowanie mu pomogło. Wykonał misję ze stu procentową skutecznością. Teraz pozostało mu jedynie wybyć stąd i wrócić z tymi informacjami do Akademii.
Szybko wtopił się w tłum biegających wszędzie pracowników kosmoportu i wszelkiej maści ich klienteli. Miał teraz czas na ochłonięcie.
Mógł przyczaić się w swojej kryjówce na tej skale i przeczekać najgorszy moment, po czym odlecieć powszechnym transportowcem. Jeśli jednak złapały go kamery, to poszukiwania będą na pewno dokładne, a i jakiekolwiek pojawienie się w przestrzeni publicznej narażało go na wykrycie.
Z drugiej strony mógł już teraz zapakować się na gapę na jeden z ładujących się statków. To się będzie wiązało pewnie z siłowym rozwiązaniem sprawy podczas możliwej konfrontacji z właścicielem wybranego środka transportu.
Kiedy tak szedł zastanawiając się, kątem oka złowił czyjeś baczne spojrzenie. Kiedy odwrócił się w tym kierunku nikogo jednak nie było. Tylko przechodnie zmierzający spiesznie ku sobie wiadomym miejscom.

Przestrzeń kosmiczna, pokład statku Nilus
- Stwierdzenie: Pani, twój puls nadal pozostaje na podwyższonym poziomie. Radzę zażyć środki uspokajające by…
- Mówiłam! - warknęła rozwścieczona Emily. - Żadnej rozróby! Ale nie! Zrobiłeś po swojemu!
Wściekłości Hayes towarzyszyła soczysta wiązanka przekleństw, ale droid nie okazywał skruchy. Jak przecież miałby nie posiadając zdolności mimicznych?
- Stwierdzenie: Ten organik ukrywał potrzebne nam informacje i pomimo argumentów jakie zostały mu przedstawione nie zamierzał ich udostępnić.
- Ale nie musiałeś od razu przystawiać mu gnata do mordy. Jak miał mówic z lufą w gębie!
- Zastanowienie: Tak pani, możesz mieć rację, że mogło to wpłynąć na jego zdolność mowy.
Emily nie wytrzymała i wrzasnęła ze złości na cały pokład.
- Spostrzeżenie: Pani, należy spojrzeć na to z innej strony. Mimo przeciwności udało się pozyskać nie dwie płyty główne, ale aż cztery! - droid wskazał na umazane krwią kartony stojące przy wejściu.
Hayes spojrzała mimowolnie w tamtym kierunku, lecz tylko na chwilę. Warknęła, przeklęła i spojrzała gniewnie na HK-50.
- Nie będę tolerować takiego zachowania!
- Spostrzeżenie: Pani, tamten organik wypowiadał się zdecydowanie nie na miejscu oceniając ciebie. Nie miał prawa nazywać cie “blondwłosą lalunią która udaje nerda by podrywać chłopaków po sieci”. Za samo to należała mu się anihilacja.
Emily przewróciła oczami, opadła zmęczona na fotel pilota i sprawdziła kurs jakim lecieli.
- Zanieś te rzeczy do pracowni - odparła na odczepne.
- Wnikliwa ocena: Pani, ty się ciągle gniewasz. Czy podać środki uspokajające?
- Won, ale już!

Vorzyd V, Sektor 4G, kantyna u Zsejka
Właściciel był niedużym, łysym jak kolano koreliańczykiem. Miał bardzo mocny akcent, którego nawet nie starał się ukrywać podczas swojego opryskliwego zwracania się do niepożądanych klientów. Mimo tego jego lokal cieszył się całkiem sporym powodzeniem. Alkohol był chrzczony w granicach rozsądku i przede wszystkim nie było śmierdzących obcych. Zawsze potrafiło się znaleźć wielu gości aprobujących takie podejście.
Slevin wziął najtańszego drinka, żeby nie dawać wykidajle powodu do interwencji. Nawet jeśli początkowo nie zamierzał go wypić, to odrobina alkoholu we krwi pomoże mu rozjaśnić nieco jego położenie.
Nic nie wskazywało na to, żeby pogoń była dalej na jego tropie. Na pewno nie gandowie. Tutaj musiał raczej uważać na gości pokroju tego w pancerzu. Na tym poziomie zdarzają się już kamery obserwujące niektóre skrzyżowania. Będzie musiał się zdecydowanie bardziej pilnować, przechodząc do kosmoportu.
Osuszył szklankę szybciej niż się tego spodziewał. Wykidajło już mu się natarczywie przyglądał. Dużego wyboru nie miał. Skorzystał z kibla by przynajmniej opłukać twarz i wyszedł na ulicę.
Idąc w kierunku pobliskiego kosmoportu miał dużo czasu na zastanowienie się nad swoją sytuacją. Miał na koncie kilkadziesiąt kredytów, wbrew pozorom wystarczyłoby na bilet w jedną stronę do jednego z pobliskich systemów. Tam mógłby spróbować dalej. W tylnej kieszeni spodni uwierał go mały datapad. Wystarczyło go podłączyć pod sieć i uruchomić sygnał.
Slevin miał do odebrania od niego jedno – życie, które mu onegdaj uratował. Sytuacja w jakiej się teraz znalazł mogła mieć spory wpływ na zachowanie tego łowcy niewolników. Czy uhonoruje obietnicę daną Kelevrze? Tego nie mógł być pewien.

Nadprzestrzeń, korweta Tiburon
Tym razem był w znacznie lepszym stanie poprzednio. Bez większych problemów otworzył oczy. W pomieszczeniu panował półmrok, rozświetlany jedynie przez małą lampę wyjścia awaryjnego. Oprócz przekręcenia głowy nie mógł się ruszyć. Był mocno przywiązany pasami do łóżka. Zresztą napięcie mięśni przypomniało mu o ranach na prawej stronie ciała. Miał tyle opanowania, że nie krzyknął. Stęknął jedynie cicho i przestał się szarpać. Oddychał powoli starając się opanować ból.
Po kilkunastu minutach drzwi się rozsunęły i stanęła w nich postać.
Trandoshanin włączył światło, rażąc oczy arkanianina. Jego soczewki musiały przestać działać. Jednak zdołał się mu dokładniej przyjrzeć. Ten osobnik posiadał niecodziennie czarne łuski.
- To jak, wyspany wreszcie? – zagaił. Wydawał się mieć dobry humor.
 

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 29-02-2016 o 22:30.
Turin Turambar jest offline  
Stary 29-02-2016, 16:13   #26
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Wiesz, zależy czy wyciągnąłeś mnie ze śpiworka przed czasem. - odpowiedział Sol. - Miałem budzik ustawiony na za tydzień.
- Co? - był zaskoczony. - Jak to na tydzień?
- Eh... Te trupy dookoła komory hibernacyjnej. Moi ludzie i moi wrogowie. Ja cudem przeżyłem, przeprogramowałem komorę na leczenie i zapakowałem się do środka. - wyjaśnił spokojnie najemnik. - Chyba zabrałeś z planety nie ten cel.
Jaszczur patrzył na niego powoli analizując jego słowa. Wreszcie zacisnął pięści ze złości i zawarczał. Poinformowanie go o tym, że Zhar-kan nie był mu do niczego potrzebny nie było szczególnie sprytnym zagraniem.
- Ale spokojnie, wiem kto zabrał Mrożonkę. I domyślam się gdzie leci teraz. - dodał zdając sobie sprawę ze swojego błędu. - Nie wspominając już o tym że ja sam jestem w miarę wartościowy. Mogę się wykupić, mogę dla ciebie pracować, możesz też podjąć próbę sprzedania mnie komuś. Aczkolwiek nie obiecuję że z kupcem uda ci się ubić jeszcze jakiś interes.
Złość szybko mu przeszła, teraz miał raczej kwaśną minę. Na ostatnią z propozycji Sola odpowiedział z wzruszeniem ramion.
- Zawsze mogę cię oddać na części, co nie?
- Szybko starzejące się eksperymenty genetyczne słabo stoją na rynku. - odpowiedział beztrosko Sol. - To jak będzie, mam planować ucieczkę, czy wolisz raczej żebym dla ciebie pracował? I przygaś trochę światło, strasznie mi po siatkówce daje.
Podrapał się po brodzie myśląc. W końcu podsunął sobie małe krzesło i usiadł obok.
- Byłeś tam po tego pacjenta, hm? Napotkaliście republikański oddział? Przylecieli tam, czy już byli na miejscu?
- Przylecieli po nas, ale zdawali się perfekcyjnie wiedzieć czego szukali.
- Mhm. A wy skąd się tam wzieliście, co?
- Ktoś dał nam namiary i kazał przywieźć zawartość komory w całości, a najlepiej jeszcze w dobrym zdrowiu. Więcej na temat pracodawcy nie powiem, wiesz, odpowiedzialność zawodowa. - powiedział Sol puszczając oczko. - Ale światło serio proszę, przygaś.
- Jak wolisz - wstał i przykręcił jasność lampy. - Krzyknij, jak się zdecydujesz powiedzieć kto cię tam wysłał. - po czym dodał pod nosem. - Mam jakiegoś pieprzonego pecha do znajdowania ciężko rannych, upartych miękkoskórych....
- No dobra, dobra, zostałem wysłany przez Czerwonych. - Sol westchnął przy tym głęboko. Nie lubił odkrywać kart tak szybko, ale przynajmniej uzyska jakąś reakcję z Trandosha. - Dobrze płacą, a robota na papierze wyglądała na prostą i dość uczciwą.
- Przy czym skończyło się bezsensowną stertą trupów. Jak to zwykle z nimi bywa - mruknął. Podszedł i ponownie usiadł obok niego. - Z którym z nich się ugadywałeś?
- Tonym Sladkiem.
- To ten gruby, z mechanicznym torsem? - zapytał zaciekawiony.
- Wielki skurwysyn z mechaniczną łapą. Z półtora raza wyższy ode mnie. - najemnik powiercił się przez chwilę, póki nie znalazł wygodniejszej pozycji - Jak mówi to tak jakby ktoś krzyczał, a jak wydaje rozkazy... Cóż słyszy go cała planeta.
- Hehe, prawda - mrugnął do Sola i zaczął go rozwiązywać. - Żelazny zazwyczaj dobrze sobie ekipę dobiera, więc jak ciebie zwą?
- Mówią mi "Cisza". A mam przyjemność z?
- Ciszę to mam jak silniki nie pracują - odparł mu - Jakoś matka cię nazwała, co?
- Wiesz że właśnie nie nazwała? ALOW-0000. A w papierach Zhar-kan Sol.
- No dobrze Kansol, na mnie wołają Reoss Xenn - skończył go rozpinać - I na razie radzę ci się nie ruszać za dużo. Choć widać, że goi się na tobie jak na zawszonym wookiem. - po tych słowach wyszedł z pokoju.

Sol zaczął dziękować wszystkim siłom wyższym w jakie wierzył, czy też raczej w jakie nie wierzył, za farta którego miał. Sytuacja mogła się skończyć tragicznie, a tak naprawdę wykpił się tylko utratą sprzętu i sprawności na jakiś tydzień czy dwa. Przy czym istniała spora szansa że to pierwsze uda mu się odzyskać. Wyciągnął się wygodnie na łóżku i wyłączył światło. Z jego gardła wydostało się lekkie westchnięcie, a powieki mu opadły. Jak się obudzi to doprosi się o coś do żarcia. A potem miał zamiar spytać o swój ekwipunek. Nie chciał rozstawać się z pancerzem który mu uratował życie, nawet jeśli naprawa miała kosztować więcej niż kupno nowego.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 29-02-2016, 17:54   #27
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Nie był głupkiem i wiedział że ma więcej szczęścia niż rozumu, wiedział też skoro szukają go już nawet tacy zawodnicy, wyposażeni w takie pancerze „na golasa” będzie mu ciężko. Mógł wybrać ciasne uliczki w którym mógłby się ukryć przez wzrokiem kapusiów lub gęsto wypełnione ludźmi arterie na których każdy by musiał kontrolować ogień aby nie ściągnąć sobie na łeb strażników miejskich. A tego pewnie nawet robale wolałyby uniknąć.

Postanowił zostawić przysługę na naprawdę czarną godzinę. Co prawda Slevin tańcował na moście który palił się z obu stron, ale miał nadzieję że pod mostem jest dość głęboka rzeka która zamortyzuje upadek. Ratunek drogą powietrzną mógł mu się jeszcze przydać, a kilku leszczy na ogonie nie powinno go zmuszać do odsłaniania wszystkich kart.

Ruszył bardziej tłocznymi uliczkami, to że opuszczał planetę nie było tajemnicą. Dopiero w kosmoporcie miał zamiar był bardziej skryty. Co jakiś sprawdzał czy nie ma za nim jakiegoś pościgu lub jakiegoś szpicla chcącego zarobić. W głębi duszy zastanawiał się dokąd mógłby się udać. Kredytów nie zarobił za dużo. Starczyłoby na bilet w jedną stroną, ale wiedział że sąsiednie systemu zostaną przeszukana pierwsze. Mimo wszystko zanim by je przeszukali, on mógłby już zarobić na przelot na następny. Tak postanowił, iż małymi skokami będzie się kierował ku rodzinnej planecie. Nie był na niej całe wieki i chyba to było jedyne miejsce na którym nikt go by nie szukał. Z resztą rubieże i kaniony Tatooine nadawały się na wszelkie pułapki, było to miejsce stworzone by zapaść się pod ziemię. Do sektora Arkanis było daleko, ale nie miał wyboru. Może po drodze coś zarobi. Miał zamiar znaleźć tani transport do Belderone, Auril lub Jospro. Musiał znaleźć też kogoś kto zrobi to za niego. Kiedy on zacznie się wypytywać męty całego kosmosu podążą za nim. Pewnie znajdzie bezdomnego lumpa który zrobiłby to za kredyt lub dwa. Sporo do roboty, ale nie miał zamiaru tracić czasu.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 29-02-2016, 21:25   #28
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Kay jakoś udało się na chwilę zmrużyć oko. Na szczęście, Karellen nie okazał się takim żądnym krwi podstępnym łgarzem i nie zasztyletował jej we śnie.
Był przylepiony do komputera. Aż albo tylko, trudno jej było osądzić. Ona też postanowiła się nie nudzić.
Zrobiła parę serii ćwiczeń. Nie mogła próżnować. Wolała, żeby jej mózg zajął się bólem mięśni niż bólem duchowym. Gryzło ją sumienie.
Zostawiła ciała swoich towarzyszy w opuszczonej bazie. Kto się zajmie pogrzebem? Co z rodzinami poległych? Chyba jej nie wybaczą, trudno coś takiego wybaczyć...
Gdy myśli znów nie dawały za wygraną a mięśnie już nieźle bolały zmieniła sobie cel. Do błysku wypoleruje zbroję. Całą.
Nie miała co przeszkadzać swojemu nowemu towarzyszowi. Chłonął wiedzę i musiał nadrobić pięćdziesięcioletnią przepaść. Dużo stracił. Teraz mógłby swoje wnuki a nawet prawnuki niańczyć, przy dobrych wiatrach.
Uśmiechnęła się pod nosem. Dziwnie się czuła siedząc w jednym pomieszczeniu z kimś, kto nie dość że nie do końca był człowiekiem, to jeszcze o tyle starszym i w ogóle na to nie wyglądał.
Mogłaby jeszcze tak długo leniwie rozmyślać, gdyby nie szarpnęło statkiem. Z jej ust, zupełnie bezwiednie wyleciało przekleństwo.
Dopadła do sterów i paroma szybkimi ruchami wystukała komendę komputerowi.
-No co kurwa?!-Jeszcze raz warknęła. Zazgrzytała zębami. -To nie-mo-żli-we. Po prostu nie.-Jej głos był napięty.
W tym samym momencie komp powiadomił o wysłanym sygnale ratunkowym.
-To też nie powinno tak działać...-Dodała ponuro. Trudno było powiedzieć, czy bardziej do siebie, czy do Karellena.
Po chwili dostali odpowiedź od statku Republiki.
Popatrzyła na swojego towarzysza.
-Mam złe przeczucia-wolno wypowiedziała te słowa, zastanawiając się co zrobić.-Takie zbiegi okoliczności nie występują w przyrodzie...
Zerknęła na mapę galaktyki wyświetloną na iluminatorze z dotyhczasową trajektorią lotu. Mężczyzna był poszukiwanym "towarem". Nie dość, że jakieś zbiry próbowały go odbić, to Republika poświęciła swoich najlepszych żołnierzy dla niego. A teraz mieszał się w to Wywiad. Coś tu jej nie grało. Trochę jak w jakimś tanim thrillerze z HoloTV. Ona, super uśmiechnięta, z otwartymi ramionami da siebie i statek wciągnąć promieniem do hangaru krążownika, ci otworzą drzwi i w pierwszej kolejności poczęstują ją strzałem prosto w czoło i zabiorą na poszatkowanie dopiero co uratowanego mutanta.
Czy to były już początki paranoi? Czy może jednak zdrowy rozsądek?
- Umiesz to naprawić?-Spojrzała mu głęboko w oczy. Wiedziała, że on też wie jak to wszystko wygląda. -Nie jestem dobra w te klocki.-Dotknęła iluminatora z mapą metalowym palcem.-Tu. Jesteśmy blisko systemu Kril'Dor. Dolecimy tam bez hipernapędu. Ale ktoś dobrze wiedział, że będziemy mieć usterkę i będziemy potrzebować pomocy. Cwany gość. -Mogła ponuro pogratulować owej tajemniczej "dobrej duszy". Oby się mu kochanka w łóżko zesrała.-Ale obawiam się, że i tam mogą na nas tam czekać utęsknieni wybawcy. Mamy mało czasu. Możemy tam polecieć, ale kto wie, co nas tam spotka.-Zrobiła kwaśną minę.-Chyba będziemy musieli zaryzykować, wyboru za bardzo nie mamy. Nie mam ochoty mieć cokolwiek wspólnego z wywiadem. -Spojrzała na niego z ukosa i uśmiechnęła się. W tym uśmiechu nie było nic złośliwego ani nieprzyjemnego. Wręcz przeciwnie. Był to najzwyczajniejszy, miły uśmiech.-To wszystko twoja wina, wiesz o tym?-
 

Ostatnio edytowane przez Ravage : 29-02-2016 o 22:25.
Ravage jest offline  
Stary 29-02-2016, 23:03   #29
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Wielozadaniowość, podzielność uwagi... Zwał jak zwał, ale najważniejsze, że Lana potrafiła robić kilka rzeczy na raz. Na przykład słuchać swoich rozmówców, wyciągać wnioski ze swoich obserwacji i do tego wzdychać do tej jednej jedynej osoby, dla której byłaby gotowa bez mrugnięcia okiem przehandlować całą galaktykę łącznie z jej wszystkimi mieszkańcami.
Przyglądając się uczestnikom zebrania przypomniała sobie ostatnią rozmowę ze swoim Szefem.

***

- WCHODŹ - jego donośny głos dobiegł ją nim zdążyła wcisnąć interkom. Musiał ją obserwować przez jedną z kamer.
Drzwi się rozsunęły i znalazła się wewnątrz gabinetu szefa. Tony naprawdę bardzo rzadko z niego korzystał i jeśli już dochodziło do takiej sytuacji, to zwykle była ona najwyższej rangi. Samo pomieszczenie było urządzone wyjątkowo skromnie. W centrum stało biurko oraz spory fotel, który musiał pomieścić swojego właściciela. Szersza i bardziej wygodna kanapa z niskim szklanym stolikiem stały z boku. Teraz Sladek siedział za biurkiem, więc nie będzie to dyskusja pomiędzy nimi. On coś postanowił i zaraz kobieta dowie się co.
- USIĄDŹ - wskazał jej krzesło naprzeciw siebie.

Pomijając fakt, że Tony pasował do biura jak pięść do nosa, to nie było jej do śmiechu. Zwykle nie potrzebował wołać jej na dywanik by wydać jej dyspozycje albo usłyszeć raport. Tak, Sladek nie lubił czytać raportów, wolał gdy wszystko miał powiedziane. Lubująca się w pisaniu rozległych raportów o wielu załącznikach Laurienn musiała pogodzić się z tym, przez co Lana potrafiła już streszczać najważniejsze wiadomości w ciągu dwuminutowej rozmowy.
A teraz miała się dowiedzieć po co została wezwana na dywanik. Stojący w korytarzu Shawn nie przejawiał ani współczucia ani satysfakcji z tego że prawdopodobnie kobieta zaraz za coś oberwie. Dla niej to nawet lepiej że będzie z szefem sama. Nie będzie światków...
Usiadła na krześle starając się by wyglądać na wyluzowaną i nieprzejmującą się. Miało to wyglądać jakby po prostu przyszła na pogadankę o wiatrach słonecznych.
- Czym zasłużyłam sobie na tą audiencję? - zapytała z odrobiną nonszalancji okraszonej lekkim uśmiechem.

- SPRAWA JEST POWAŻNA - zaczął. - WKRÓTCE ODBĘDZIE SIĘ SPOTKANIE CZERWONEGO KRAYTA. NIESTETY TERMIN ZUPEŁNIE NIE ODPOWIADA, BO MUSZĘ DOKOŃCZYĆ PEWNĄ SPRAWĘ JUŻ ZACZĘTĄ.
Nie przypominała sobie, by on miał coś na głowie. Pilnowała jego kalendarza, więc na pewno by na takie coś zwróciła uwagę.
- NIE MOŻNA TEŻ PRZEŁOŻYĆ TEGO, DLATEGO TY POLECISZ TAM ZA MNIE.

Zatkało ją. Zamrugała kilka razy oczami. Wszystkiego się spodziewała, ale tego... Nigdy. Otworzyła usta żeby coś powiedzieć i zaraz je zamknęła. Chciała zapytać "dlaczego ja?" albo "o jakiej to sprawie nie pamiętam, że masz", ale wszystkie te pytania wydały jej się zbędę jak tylko o nich pomyślała. "Spotkanie Krayta i ja na nim będę. Sama, bez Sladka..." po dwóch latach pracy dla nich w końcu pozna ich wszystkich i to osobiście... "A to nawet nie są moje urodziny" pomyślała radośnie.
- Jakie spotkanie? Chyba nie te główne - odparła by na wszelki wypadek nie robić sobie nadziei.

- NIESTETY TAK. POWINNI BYĆ TAM WSZYSCY - pochylił głowę, jakby czuł się winny temu, że go tam nie będzie. - MUSISZ MNIE GODNIE ZASTĄPIĆ.

O to akurat nie musiał się obawiać, bo nie stanowiło to dla niej żadnego wyzwania. Przynajmniej nie spodziewała się by Sladek sam sobą to "godnie" robił. Spojrzała na swojego szefa lekko podejrzliwie. Znała jego niechęć do tych spotkań bo jak tylko jakieś się zbliżało to chodził jak struty, czepiał się o wszystko i więcej butelek zostawiał po kątach. Uniosła lekko kącik ust w lekko ironicznym uśmiechu.
- Ależ szefie, nie masz się o co martwić. Zajmę się tym, a ty spokojnie poświęć się temu niezwykle ważnemu zajęciu, które masz na głowie - pewność z jaką to mówiła i jej mimika sprawiły, że Sladek ni jak nie był w stanie wyłapać w tym sarkazmu jakim podszyta była jej wypowiedź.

- JA MYŚLĘ! - pogroził jej palcem. Potem jednak odchrząknął i dodał - PEWNIE MASZ JAKIEŚ PYTANIA…

- Mógłby mi szef opowiedzieć z kim przyjdzie mi rozmawiać. Żebym nie świeciła oczami, albo nie obraziła kogoś tylko dlatego, że nie wiedziałam o czyjejś fanaberii - wzruszyła ramionami. - No i najważniejsze: powiedz mi kogo lubimy, a kogo nie z tej zgrai - dodała z szerokim uśmiechem.

- Z TOBĄ NIGDY NIE JEST SZYBKO I PROSTO… - westchnął. - TAM RACZEJ NIE MA KOGO LUBIĆ. Z DRUGIEJ STRONY WSZELKIE TOPORY WOJENNE ZAKOPALIŚMY. NATOMIAST NA KOGO NALEŻY UWAŻAĆ, TO INNA SPRAWA. NIE WDAWAJ SIĘ W DYSKUSJE Z YAVANN, TO NAUTOLANKA. PO PROSTU Z NIĄ NIE GADAJ I TYLE. ODPUŚĆ TEŻ WRAHIOUSA, TO TAKI NIEPRZYJEMNY KALEESH. NIGDY NIE WIADOMO CO MU PO ŁBIE ŁAZI, ZRESZTĄ SAMA ZOBACZYSZ. TAKI UBRANY JAK NA JARMARK TRANDOSHAN BĘDZIE. NIE WIDZI DALEJ JAK KOŃCÓWKA SWOJEJ ŁUSKOWATEJ MORDY, WIĘC MOŻE NAWET NA CIEBIE UWAGI NIE ZWRÓCIĆ, ALE TO DOBRZE.

Lana uniosła rękę w geście mającym powstrzymać go przed dalszymi słowami.
- Czym się zajmują? - zapytała.

- NOSZ JA PIERDOLE, LANA… JESTEŚ JEDNOCZEŚNIE MOIM ZBAWIENIEM I PRZEKLEŃSTWEM - chciał chyba cicho mruknąć pod nosem, co skończyło się jak zwykle. Od razu dał jednak za wygraną, zdążył doskonale poznać jej upór. - YAVANN TO BURDELMAMA. TAKA NA SKALĘ GALAKTYKI. WRAHIOUS JEST ZABÓJCĄ. PODEJRZEWAM, ŻE JEDNYM Z NAJLEPSZYCH W GALAKTYCE. ZAVRYSH HANDLUJE NIEWOLNIKAMI. MIAŁ SWEGO CZASU MONOPOL NA EXPORT TOWARU Z KASHYYYK…

Derei rozsiadła się wygodnie w krzesełku zakładając nogę na nogę.
- Dobrze. Zapamiętane. Ktoś jeszcze?

- JEST TAKI JEDEN NAJEMNIK, POZNASZ GO PO STALOWEJ SZCZĘCE, SCHURIG GO WOŁAJĄ. ZAJMUJE SIĘ TYM SAMYM CO MY, TYLKO PO SWOJEJ STRONIE GALAKTYKI. MÓJ STARY ZNAJOMY - mimowolnie podrapał się po swojej metalowej ręce. - BĘDZIE TAKŻE HARDEN, TWILECZKA. TWARDA BABA, PIRATKA CO SIĘ ZOWIE, TYLKO DOSYĆ STAROŚWIECKIE POGLĄDY MA NA NIEKTÓRE SPRAWY. CAŁKIEM NIEŹLE OGARNIĘTA JEST XZARRA, TAKA TOGRUTCKA DUPA. CWANA CIZIA TYLKO NOS BARDZO WYSOKO NOSI. MA DUŻO WTYK W WYŚCIGACH I NOSA DO PILOTÓW. DO TEGO DORZUCISZ DEVARONIANSKIEGO HANDLARZA BRONIĄ I MASZ PRAWIE KOMPLET. NIBY MOŻNA Z NIMI POGADAĆ - pokiwał głową - ALE PO CO?

Lana spojrzała na Sladka z pewną dozą dezaprobaty. "Ten taki jest ten owaki, ale z żadnym nie gadaj" westchnęła. Mimo to uważnie go słuchała. W myślach zrobiła podsumowanie informacji.
- Siedem, z tobą szefie jest to osiem... Wspominałeś, że jest dziewięcioro członków Krayta - zauważyła Derei.

- ANO TAK. JEST JESZCZE ZERO - przerwał na moment i założył ręce na piersi - TO CZŁOWIEK I POWIEM CI, ŻE NA PIERWSZY RZUT OKA JEST JEDYNYM NORMALNYM GOŚCIEM W TEJ ZGRAI DZIWOLĄGÓW. TO ON NAS WSZYSTKICH OGARNĄŁ I ZEBRAŁ DO KUPY. MA ZAJEBISTĄ SIATKĘ SZPIEGÓW. CZASAMI PODCZAS SPOTKAŃ TO MAM WRAŻENIE, ŻE ZARAZ SPOD KTÓREGOŚ ZE STOŁÓW WYCHYLI SIĘ KANCLERZ REPUBLIKI Z RAPORTEM, ŻE “MISJA WYKONANA”.

Uniosła brew w zdziwieniu, gdy przedstawił kim jest ostatni z Czerwonych. Ale nie dała po sobie poznać, że ją ta informacja zmartwiła. Mical wielokrotnie przez te dwa lata dawał jej wskazówki jak powinna się zachowywać by nie zostać wykrytą jako szpieg. Ufała mu w tej kwestii, bo nie krył przed nią swojej przeszłości. Był szpiegiem Republiki i poniekąd nadal nim był. Była duża szansa, że uczynienie go Wielkim Mistrzem było podyktowane właśnie tym, że Republika przychylnie będzie patrzeć na kogoś takiego jak on stojącego na czele nowej Akademii.
W każdym razie jej misja początkowo tylko opcjonalnie zakładała stania się kretem. Sama uważała, że zebranie informacji wystarczy. Dopiero Mistrz Atton pchnął ją by zrobiła krok dalej i wkręciła się jako wtyka Republiki w tej organizacji przestępczej jaką jest Czerwony Krayt. Myślała, że zakończy swoją przygodę w szpiega, gdy dobierze się do informacji jakie ma Sladek. Ale on okazał się bardzo podatny na współpracę z nią. Wytestował ją w kilku sytuacjach, spokojnie mogła powiedzieć, że lubił ją i nie wahał się przekazywać jej dowodzenie...
Była szpiegiem i jako szpieg nie lubiła tych, którzy byli po przeciwnej stronie barykady. A skoro ten Zero miał taką siatkę wywiadowczą jak twierdził Sladek to musiała trzymać się na cholernej baczności. Najważniejsze to nie dać mu powodów do zainteresowana się nią. Miała przeogromną ochotę pomówić z Micalem i tym razem dla odmiany porozmawiać przede wszystkim o sprawach zawodowych.
Uśmiechnęła się. Lekko skrzywiła z zainteresowaniem głową.
- Dobrze, a teraz co ja mogę? - zapytała wprost. - Jak bardzo mam bronić naszych interesów i nie dawać im pomiatać naszymi siłami?

- JEŚLI PROPOZYCJA WYJDZIE OD ZERO, TO SIĘ ZGÓDŹ. ON NIE MIEWA ZŁYCH POMYSŁÓW. CO DO RESZTY TO ZDAJE SIĘ JUŻ NA TWÓJ ZDROWY OSĄD.

Lana uśmiechnęła się wyszczerzając swoje równe białe ząbki usatysfakcjonowana jego dyspozycją. On natomiast w duchu zwątpił czy aby danie takiej możliwości tej kobiecie było, aby dobrym posunięciem z jego strony…

***

Uniosła głowę spoglądając na Zero nie wprost na jego twarz tylko na sylwetkę.
- Damy radę. Coś się wymyśli, żeby nikt się nie interesował - odparła Derei. - Będą spokojni. Jak będzie potrzeba to nawet nauczą się dobrych manier - dodała ze skinieniem głowy dla potwierdzenia.
Jak na razie nie rozumiała czemu Sladek tak chciał wykpić się z tego spotkania. A nie, wiedziała doskonale dlaczego... Nienawidził gadać o "pierdołach".
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 02-03-2016, 21:39   #30
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Musiał przyznać przed samym sobą, że poszło całkiem nieźle. Gładko i bez nadmiernych problemów wykonał misję i do tego z nawiązką w postaci danych zgranych z komputera Famona. Pierwsze co zrobił po wyjściu z tłumu to skierowanie swoich kroków ku wynajmowanemu mieszkaniu. Wszedł do środka i zastanowił się chwilę: przeczekać burzę czy zmywać się stąd jak najszybciej. Zdecydował się na to drugie - przy odrobinie szczęścia bez problemu znajdzie jakiś sensowny środek transportu, a czekając tu tylko zwiększa szanse na bycie przyłapanym przez wroga. Dodatkowo niepokoiło go to uczucie, jakby ktoś go obserwował. Był już prawie pewien, że to było coś więcej niż złudzenie. Skierował swoje kroki ku kosmoportowi.
Pościg jeszcze się pewnie nawet nie rozpoczął. Minie chwila nim odpowiednie służby się ogarną. W tym czasie Jon przebył całą drogę powrotną do celu.
Zauważył, że zdążono na razie odgrodzić teren biurowy i tam było już kilku funkcjonariuszy, ale pilnowali oni raczej porządku niż zajmowali się sprawą. Kilka chwil później Jedi był już w okolicach lądowisk. Szybko wyłowił dwa statki, które szykowały się do odlotu. Pierwszym był nieduży transportowiec handlarzy niewolnikami. Drugim był bogaty jacht, którego właściela nie był w stanie zidentyfikować. Mógł to być jakiś biznesmen albo może nawet polityk na nieoficjalnej wizycie.
Co wybrać? Obie opcje wydawały się równie niepewne. Na statku niewolników pewnie zapłaciłby mniej, ale nie wiadomo, co takim strzeli do głowy. Chociaż jakiś nieznajomy biznesmen też nie mógł być najlepszą opcją. Pewnie szybciej dogadałby się z jakimś konkretnym najemnikiem niż wymądrzającym się politykiem. Ale... Z dwojga złego wydawało się, że zdecydowanie mniej niebezpieczeństw czekałoby go na jachcie. Chociaż równie dobrze ten właściciel jachtu też mógł siedzieć w biznesie niewolnictwa, w końcu co innego by robił na tej planecie? Wzruszył ramionami. Koniec końców zdecydował się na jacht. Większe prawdopodobieństwo, że kieruje się tam, gdzie pasowałoby to Jonowi, no i cokolwiek by nie było wydawał się mniej ryzykowną z dwóch opcji.
 
Kolejny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172