Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2016, 17:47   #170
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Dialogi i handel przy współpracy MG.

Facet, którego wyposażenie i plecak pozwalał sklasyfikować jako medyka, kończył właśnie kolejną porcję potrawki z ryby. Snajper podszedł do niego: - Witamy w Cheb - zaczął - wołają na mnie Nataniel. Widząc twoje wyposażenie - wskazał na regalik, przerobiony na plecak - domyślam się, że mam do czynienia z medykiem? Chętnie bym kupił parę drobiazgów z waszych zapasów.

- Medykiem… Heh… Widziałeś kiedyś, żeby medyk zasuwał z szafą na plecach? - odparł nieznajomy nieco prychając gdy już na prawie pustym talerzu wcierał ostatnie resztki sosu w chleb najwyraźniej nie chcąć tracić ani kawałka pokarmu. Zachowywał się albo jakby mu wybitnie smakowało albo był wybitnie głodny. Swojemu rozmówcy zdawał się poświęcać tylko przelotne spojrzenia zajęty głównie czyszczeniem talerza. - No ale mam trochę tego czy owego. Szukasz czegoś konkretnego? - spytał zagryzajac ostatni kęs kromki i przełykajac ją momentalnie. Wciąć patrzył się w już pusty i prawie czysty jak po myciu talerz. Na chwilę posłał spojrzenie pod ścianę gdy tamten chłopak z gitarą zagrał przez chwilę coś głosniejszego i bardziej skocznego nim znów przerwał krecąc z niezadowoleniem głową.

- Jakieś opatrunki? Bandaże? Czymś przeciwgorączkowym bym nie pogardził, albo penicylina? Przyjmujesz zapłatę w amunicji? A tak ogólnie powiedz co masz, to może moje zamówienie się rozszerzy? - snajper lustrował rozmówcę.

- Noo… - odparł handlarz trochę roztargnionym głosem przenosząc wzrok z powrotem na pusty już talerz i grzebiąc w zębach paznokciem. W końcu coś odchrząknął i jakby się wziął w garść. Wstał i to dość nagle po czym złapał za swój specyficzny, drewniany plecak i postawił go na stole obok już pustego talerza. - Bandaże mówisz? Tak, bandaże zawsze są potrzebne każdemu. Mam bandaże. I penicylinę? No coś chyba też by było ale końcówka. Słabo tutaj o zaopatrzenie w tej okolicy to wszystko się kończy. - rzekł otwierając zaskoblowane o zakłódkowane dotąd odrzwia swojej szafy. Gdy otwarł oczom snajpera ukazał się jeden wielki, gąszcz buteleczek, torebek, blaszek z tabletkami, kawałków ziół czy zwykłych patyków i wszystko było w przeróżnego pochodzenia. Widział blaszane pudełeczka po przedwojennej herbacie i mało prawdopodobne by wciąż tam była oryginalna zawartość. Były małe pudełeczka jak od kremów które lekko grzechotały gdy je handlarz poruszył czy szturchnął. Były wreszcie bezimienne buteleczki, fiolki i torebki w których po prawdzie mogło być cokolwiek. Jednym słowem wyglądało to jak typowe stanowisko czy stacjonarne czy obwoźne z medycznymi akcesoriami na jakie można było się natknąć czy tu czy tam.

Po chwili grzebania właściciel wyjął jakąś większą torbę i wydobył z niej jeden z bandaży. Była to już jakaś powojenna przeróbka z czegoś tam ale wyglądało schludnie i czysto. Materiał też był dobrany tak, że minimalizował ryzyko pozostawienia swoich fragmentów w ranie. - No mam takie cudeńko. Będziesz odwalał kitę na chodniku to właśnie to ci uratuje życie. Zobaczysz, że jak będzie na czerwono z ciebie życie uciekać to ile będziesz płakał, że nie wziąłeś na zapas. Bo przecież potem zmieniać trzeba no nie? A do tego mam jeszcze to… - na moment odwrócił się i skądeś wyjął coś co wyglądało na zwykłą taśmę klejącą o gabarytach przedwojennego plastra. - Parę fajek dorzucisz i masz z głowy kłopot z dokładnym obwiązywaniem. Kleisz i masz spokój. Bierz, bierz, zwłaszcza jak w łapę i tę sprawniejszą oberwiesz a widzę, że już oberwałeś a chodzisz ze spluwą to pewnie nie ostatni raz, wiec przyda ci się zobaczysz jak nie dziś to jutro. - handlarz nawijał bez oddechu dalej zupełnie jakby po jedzeniu jakas inna osobowość mu się włączyła. Zupełnie nie przypomniał mruka znad talerza jakim był ledwie chwilę temu.

- A może coś na zakażenie? Mam coś specjalnego coś lepszego niż zwykła wóda jaką zazwyczaj się te rany traktuje… - odłożył z powrotem taśmę, zanurkował w swoja szafkę i wyjął jakąś torebeczkę. - No, stary sposób indiańskich szamanów z prerii. - wyjął z małej, papierowej torebeczki coś co wyglądało na zasuszony ogon skorpiona. - Działa jak marzenie, zupełnie jak przedwojenny zastrzyk. Musisz się ukłuć obok rany i pozwolić by jad wleciał do środka. Wypali zakażenie momentalnie. Działa nawet jak już wdało się zakażenie oczywiście o ile nie jest już na pięć minut przed upitoleniem łapy bo gangrena się wdała. Ale tak to działa jak złoto. - rzekł machając w takt mówienia odwłokiem pajęczaka po czym chowając go z powrotem do środka.

Lynx przyglądał się towarom handlarza, stwierdził, że ma do czynienia z kimś na kształt zielarza i zbieracza chyba, bo faktycznie speca znającego się na leczeniu, jak Kate, nie przypominał. Ani sposobem wysławiania się, ani postawą. Niemniej dysponował towarem, a ten interesował Wooda. Snajper zainteresował się bandażem i taśma klejącą: - Interesują mnie bandaże i ta taśma klejąca, wezmę więcej niż jedną sztukę, jeśli masz więcej? Do tego tę resztę penicyliny która Ci została, chyba, że dysponujesz jeszcze czymś przeciwbólowym? Typu morfina, albo zwykła aspiryna czy ibuprofen? A gazę może masz? I ile chcesz za to? Płacę amunicją pistoletową, albo śrutem - zakończył Lynx.

- Tak mam więcej. - uniósł papierową torbę z jakiej wcześniej wyjął bandaż. - Penicylina, tak penicylina. Gdzieś tu była… - odwrócił się i znów zanurkował we wnętrze swojej szafy i po chwili stuków, chrobotów i grzebania wydobył jakąś niewielką buteleczkę. Odkręcił i wysypał na dłoń kilka pigułek. Chyba gdzieś z pół tuzina. Naklejka na buteleczce z ciemnego szkła była zdarta albo zatarta a prochy były kształtu innego niż te które jeszcze posiadał snajper w swoich zapasach. Ale wiedział, że na to reguły i normy nie było, przed wojną co sie który producent dorwał do danego produktu to wręcz obowiązkowo kolorował, kawałkował, sztabkował jak leci wręcz jakby za cel stawiając sobie by jego produkt był inny od konkurencji. To tylko pogłębiało dzisiejszy chaos na rynku produktów medycznych. - Mam jeszcze paczkę ibuprofenu. I buteleczkę jodyny, Gazy też by się znalazły. Ale pokaż mi najpierw jakie masz ammo na wymianę. I ciężkie to wolałbym jakieś prochy. Mam jeszcze tornado jak chcesz się zrelaksować, speed’a jak nie chcesz zasnąć, i takie fajne rozpuszczalne w wodzie plusze na każdą okazje, no wiesz, na złamania kości jak ci pyknął, na usuwanie zmęczenia jak cię ktoś wkurzy, na wzmacnianie krwi jak ci jej utoczą albo zestaw witaminowy na ogólne wzmocnienie organizmu. I jeszcze kawę, herbaty ziołowe, tytoń do żucia, skręty do palenia, coś potencję czy zwiększenie libido dla niej czy dla niego oraz miód, wosk, maść na poparzenia, środki przeciw owadom, mydło, pastę do zębów i lateksowe rękawiczki. - rzekł kończąc chyba swoim standardowym tekstem i część rzeczy o jakich mówił była widoczna w otwartej szafie. Najwyraźniej jednak darmowa prezentacja się skończyła i czekał aż nabywca wyjmie swoje rzeczy na wymianę do zweryfikowania. Dało się zauważyć, że handlarz co raz bardziej mówił nie tylko do niego bo i ludzie z sąsiednich stolików co raz ciekawiej zerkali na obydwu rozmówców. Lada chwila mogło komuś strzelić do łba samemu coś kupić i zacznie się wieczorek handlowy na całego.

Lynx dał mu znać, że zaraz wróci i poszedł na piętro do pokoju po amunicję na wymianę. Przyniósł tego kilkadziesiąt sztuk, popakowanych kalibrami, wśród których były i popularne dziewięć milimetrów, czterdziestki piątki, czterdziestki i trzydziestka ósemka. - Mam tylko to na zapłatę, ale w tej okolicy to towar deficytowy. Wziąłbym z cztery bandaże i tą taśmę klejącą. Do tego tyle samo gazy, tą butelkę jodyny, resztę penicyliny, ibuprofen, maść na oparzenia i słoik miodu. Handlarz oglądał chwilę pestki, po czym podał cenę, a Lynx odliczył wymaganą liczbę pestek. Na koniec zapytał jeszcze: - Tak w ogóle jak się nazywasz? - zapytał na koniec.

- A mnie Szafa. - odparł krótko obwoźny handlarz artykułami medycznymi i pochodnymi zgarniając do woreczka otrzymane za swoje towary naboje. Zdawał się być zadowolony z takiego handlu. W międzyczasie Lynx dostrzegł, że na dole ponownie pojawił się Cass najwyraźniej zjawiając się na kolację. Obszachowali specjalnie bądź przy okazji Gordona który nie ruszył się ze swojego miejsca przy barze. Zaś do Szafy zaczęli podchodzić pozostali goście lokalu widząc, że idzie zrobić z nim interes na rozsądnych warunkach.

Snajper zapakował rzeczy, które zakupił do podręcznej torby, zadowolony z zakupów. Nie brał tego, czego nie potrafił rozpoznać, czy nie widział tego wcześniej. Niemniej bandaże, czy gaza bardzo się przydadzą, bo w Cheb był ich deficyt, podobnie jak leków. Nawet miód mógł posłużyć jako świetna maść na rany, o czym mało kto wiedział. Miał jeszcze jedną osobę na oku. Postanowił wybadać nieznajomego, który siedział w kącie wspólnej sali. Nie miał wyraźnie ochoty do rozmów, ale Lynx był ciekaw kto to taki. Czasy były niespokojne więc warto było sprawdzić wszystko.

Karabinek swobodnie przewiesił przez plecy, nie chciał sprawiać wrażenia zagrożenia czy czegokolwiek. Podszedł do mężczyzny i zatrzymał się przed jego stolikiem. Szklankę z grubym dnem postawił przed nim, pytając: - Można się dosiąść? Sprawę mam - głos miał spokojny, a wzrok skupiony na facecie.

Facet lustrował go spojrzeniem zoczywszy najwyraźniej parę kroków częśniej, że obcy z karabinem na plecach i dwoma szklankami jakoś dziwnie zbliża się do jego stolika. Spojrzał nieprzychylnym wzrokiem i na rozmówce i na postawione szkło po które nie wykonał nawet ruchy by sięgnąć. - A jakiego typu ta sprawa? Jestem całkiem zajętym człowiekiem. - odparł patrząc w górę na stojącego snajpera. Nie wykonał też żadnego zapraszającego gestu do niego.

Lynx przysiadł na ławie na wprost niego, wytrzymując jego spojrzenie: - Biznesową, podobno masz transport? Nie weźmiesz pasażera?

- To że mam transport nie znaczy, że mam miejsce na pasażera. Jadę na północ. Nie będę zmieniał trasy. Co masz do zaoferowania? - facet wciąż lustrował snajpera nieprzychylnym spojrzeniem i mówił ponurym tonem. Z bliska wyglądał na ok czterdziestki, ze szczeciną kilkudniowego zarostu na ogorzałej wiatrem i Słońcem twarzy.

- Na północ? Konkretniej? Bo o ile dobrze kojarzę to na północy jest tylko jezioro, chyba, że je objeżdżasz? A co byś chciał za ewentualną podwózkę? - jego rozmówca był chyba doświadczonym wędrowcem, który sądząc po wyglądzie twarzy, sporo kilometrów już zjechał. Snajper nie zamierzał się nigdzie wybierać, ale chciał wybadać kim on jest.

- Jakbym chciał objeżdżać jezioro to bym pojechał wokół Chicago. - mruknął obcy przy stoliku biorac wreszcie do ręki postawione przed nim piwo a przy okazji zdradzając się, że zna nie tylko najbliższe rejony. - Mam sposób by dostać się na północ razem z bryką. Pojedziesz to zobaczysz. I jadę do Montrealu. Jak ci pasuje to możemy pogadać konkretniej. - odparł nadal ponurym głosem.

- Trochę nie ten kierunek- pokiwał głową z niezadowoleniem - bardziej o wschodzie myślałem. Montreal? Ciekawy kierunek -skomentował. Jesteś stamtąd? - zapytał upijając łyka ze swojej szklanki. - Tak wogóle Wood, na mnie wołają. Zawsze byłem ciekaw co się w Kanadzie dzieje po całym tym gównie które spadło? - rzucił.

- Nie wiem co się dzieje w Kanadzie. Byłem tylko w Montrealu i okolicach. Sprawy służbowe. - odparł siedzący facet upijając kolejny łyk chłodnego choć nie zimnego piwa. Ale zimne piwo poza sezonem zimowym było ciężkie do zdobycia bo najczęsciej się wiązało z posiadanem sprawnej lodówki czy podobnego sprzętu czyli dostepem do elektryczności i paliwa. Można było najczęściej dostać po prostu chłodne jak z piwnicy czy innego tego typu miejsca. - Mówią na mnie “Candy”. Ale jak ci nie po drodze to chyba nici z interesu. - zauważył facet przekornie nazywany Candy.

Lynx zmarkotniał: - To faktycznie nici, chyba, że masz karabinową amunicję na handel? Przygarnąłbym, mam na sprzedaż shotguna Ithaki z trzydziestoma sztukami amunicji, głównie gruby śrut i brenneki. Może masz siedem, sześćdziesiąt dwa, albo pięć pięćdziesiąt sześć na wymianę? A jak tam jest w tym Montrealu i okolicach? Też tam mają Molocha? Czy tylko nam dobiera się do dupy? - próbował pociągnąć rozmowę Lynx.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline