Thompson przez moment stał zaskoczony zaistniałą sytuacją. W końcu szykował się na zwykła rozmowę, a nie na walkę z jakimiś oprychami. Gdyby wiedział, że czeka go spotkanie z bandziorami, wziąłby rewolwer, ale na bogów - to był porządny nowojorski hotel, a nie jakaś speluna w portowej dzielnicy Makao.
Wycofanie się na z góry ustalone pozycje chwilowo odpadało - wszak nie mógł zostawić swego imiennika...
Zrobił krok do przodu i zaatakował stojącego najbliżej napastnika.
__________________
Atak: k8/k6=6+5=11