Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2016, 18:50   #22
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
- No kurwa wasza mać! - Cisza wywołana małym, ale nielicho zaskakującym karłowatym awanturnikiem została przerwana, gdy jeden z bandziorów zeskoczył z wozu. Nieopatrznie celując, wbił się kulasami w błotnistą kałużę, w którą zapadł się aż po kostki. Złorzecząc haniebnie, wygrzebał się z brunatnej pułapki, odprowadzany zduszonymi podśmiechujkami.

Tym czasem z zakurzonej kopalni wypadły pozostałe dwa karły, oba zbrojne, jeden w kilof ze skróconym drzewcem, drugi w groźnie wyglądający szpadel, z blachą pogiętą tak, że narzędzie żywo przypominało akordeon. Zbir otrzepał tymczasem nieco gacie, klnąc wysokim głosem i burcząc pod nosem. Kurdupel na wozie, pomny tego, że ma naprzeciwko siebie prawdopodobnie trzech jedynych niższych od siebie facetów w promieniu kilkudziesięciu mil, wykrzyczał pod adresem karłów kilka obelg. Micah, ledwo żyw, mruczał jedynie coś pod nosem.

- To nasza kopalnia. - Alt strząsnął z buta paćkę z błocka i zaczął wyjaśniać co i jak, nie owijając w bawełnę. - Skurwysyny małe. Spierdalać i to już, póki mili jesteśmy.

Karzeł z wagonika, pomny, że jeno rannego chłopca, pół-karła i jednego prawdziwego chłopa mają naprzeciwko, ugiąć się nie zamierzał.

- A co? Zapiszczysz na mnie?

- O ty skurwysynu...

Tymczasem, Kłykacz skończył dzieło, można by rzecz, swojego życia, a na pewno tej podróży i nareszcie skończył ciąć więzy grotem bełtu spuszczonego wcześniej z oka przez Roswella. Korzystając z nieprzytomności Micaha i zaaferowania reszty, stoczył się poza burtę wozu i zakopawszy się pomiędzy kamienny żwir, dźgnął szkapę w bok.

Koń ryknął, uniósł się na tylnych łapach i zatańczyłby, gdyby nie był umocowany do wozu. Zamiast tego, skręciwszy nieco w lewo, pognał, ciągnąc za sobą zwijającego się z bólu Micaha i skarby smoka. Waldo usiłował się utrzymać, ale strzelił fikołka i młócąc nogami w powietrzu, poleciał wprost do tej samej kałuży, w którą wpadł wcześniej alt.

- Skaaaarb! - zawołał i zamilkł nagle, zorientowawszy się, że pewnych słów nie zależy wymawiać. Zatkał sobie usta pięścią, ale było już za późno. Tak jak stali i głupio się na siebie patrzyli, tak popędzili wszyscy za wozem, jak był sam diaboł ich gonił.

Kłykacz wstał i otrzepał się nieco z pyłu, po czym wziął się garść i rozmasowawszy naprędce kolana, zamierzał zwiać, gdzie pieprz rośnie. Wtedy jednak usłyszał stłumione jęki z kopalnianej norki. Wydały się znajome i Kłykacz wtoczył się do środka ciemnej jaskini, oświetlonej jeno przed dwie pochodnie umocowane w pyle.

- Cwany? - Zatkał sobie ręką usta i powtórzył ciszej. - Cwany?

Kłykacz ostrożnie, ściągając z każdym krokiem garść kamyków, zsunął się do towarzysza i gorączkowo zaczął szukać czegoś ostrego.

I wtedy jeden z karłów pierdolnął go w łeb łopatą.

Kłykacz nagle zrozumiał, czemu cholerstwo zdążyło się tak pogiąć. Ale niczego, zupełnie, potem już przypomnieć sobie nie mógł.
 
Fyrskar jest offline