Wydarzenia potoczyły się szybko, zbyt szybko jak na upodobania osiłka. Jeszcze przed chwilą rozważali gdzie tu się sążniście spruć po dobrze wykonanej robocie, gdzie tu sobie odkuć odbitą w siodle i przemarzniętą na nocnej wachcie rzyć, a tu nagle jakieś zamachy, jakiś stan wyjątkowy, dzień targowy, czy inna zagłada, kapitana nie ma, a im przyjdzie szukać morderców, odkrywać tożsamość kupca i jeszcze jakąś dziewkę niańczyć. Już byli w ogródku już witali się z gąską...
Gunther wymienił spojrzenie z resztą grupy, a w zasadzie tylko z Kieską, bo leśnik skupiał się na umizgach do panny i zgrywaniu ważniaka, a kapłan zajęty był zwłokami.
- Nic mi się to, kurna, nie podoba. - mruknął do mytnika, który mimo fachowej miny wyglądał jakby i jemu w oczach płonął pożar zwiastujący nadgodziny - Odtransportujmy pannę do garnizonu, tam ją wezmą pod klucz jeśli trzeba i tak ma być bezpieczniej. Kupiec się sam zgłosi jeśli to takie ważne, albo Brukowce go znajdą i fajrant.
Brukowce, rzecz jasna, oznaczali chłopaków ze straży miejskiej, którzy i tak lepiej rozeznawali się w tym co i gdzie piszczy, a swoją nazwę zawdzięczali rzecz jasna nawierzchni miejskich zaułków.
- Na cholerę zgrywać bohatera, hę? Nasza robota jest skończona. |