- Wiesz, zależy czy wyciągnąłeś mnie ze śpiworka przed czasem. - odpowiedział Sol. - Miałem budzik ustawiony na za tydzień.
- Co? - był zaskoczony. - Jak to na tydzień? - Eh... Te trupy dookoła komory hibernacyjnej. Moi ludzie i moi wrogowie. Ja cudem przeżyłem, przeprogramowałem komorę na leczenie i zapakowałem się do środka. - wyjaśnił spokojnie najemnik. - Chyba zabrałeś z planety nie ten cel.
Jaszczur patrzył na niego powoli analizując jego słowa. Wreszcie zacisnął pięści ze złości i zawarczał. Poinformowanie go o tym, że Zhar-kan nie był mu do niczego potrzebny nie było szczególnie sprytnym zagraniem. - Ale spokojnie, wiem kto zabrał Mrożonkę. I domyślam się gdzie leci teraz. - dodał zdając sobie sprawę ze swojego błędu. - Nie wspominając już o tym że ja sam jestem w miarę wartościowy. Mogę się wykupić, mogę dla ciebie pracować, możesz też podjąć próbę sprzedania mnie komuś. Aczkolwiek nie obiecuję że z kupcem uda ci się ubić jeszcze jakiś interes.
Złość szybko mu przeszła, teraz miał raczej kwaśną minę. Na ostatnią z propozycji Sola odpowiedział z wzruszeniem ramion.
- Zawsze mogę cię oddać na części, co nie? - Szybko starzejące się eksperymenty genetyczne słabo stoją na rynku. - odpowiedział beztrosko Sol. - To jak będzie, mam planować ucieczkę, czy wolisz raczej żebym dla ciebie pracował? I przygaś trochę światło, strasznie mi po siatkówce daje.
Podrapał się po brodzie myśląc. W końcu podsunął sobie małe krzesło i usiadł obok.
- Byłeś tam po tego pacjenta, hm? Napotkaliście republikański oddział? Przylecieli tam, czy już byli na miejscu? - Przylecieli po nas, ale zdawali się perfekcyjnie wiedzieć czego szukali.
- Mhm. A wy skąd się tam wzieliście, co? - Ktoś dał nam namiary i kazał przywieźć zawartość komory w całości, a najlepiej jeszcze w dobrym zdrowiu. Więcej na temat pracodawcy nie powiem, wiesz, odpowiedzialność zawodowa. - powiedział Sol puszczając oczko. - Ale światło serio proszę, przygaś.
- Jak wolisz - wstał i przykręcił jasność lampy. - Krzyknij, jak się zdecydujesz powiedzieć kto cię tam wysłał. - po czym dodał pod nosem. - Mam jakiegoś pieprzonego pecha do znajdowania ciężko rannych, upartych miękkoskórych.... - No dobra, dobra, zostałem wysłany przez Czerwonych. - Sol westchnął przy tym głęboko. Nie lubił odkrywać kart tak szybko, ale przynajmniej uzyska jakąś reakcję z Trandosha. - Dobrze płacą, a robota na papierze wyglądała na prostą i dość uczciwą.
- Przy czym skończyło się bezsensowną stertą trupów. Jak to zwykle z nimi bywa - mruknął. Podszedł i ponownie usiadł obok niego. - Z którym z nich się ugadywałeś? - Tonym Sladkiem.
- To ten gruby, z mechanicznym torsem? - zapytał zaciekawiony. - Wielki skurwysyn z mechaniczną łapą. Z półtora raza wyższy ode mnie. - najemnik powiercił się przez chwilę, póki nie znalazł wygodniejszej pozycji - Jak mówi to tak jakby ktoś krzyczał, a jak wydaje rozkazy... Cóż słyszy go cała planeta.
- Hehe, prawda - mrugnął do Sola i zaczął go rozwiązywać. - Żelazny zazwyczaj dobrze sobie ekipę dobiera, więc jak ciebie zwą? - Mówią mi "Cisza". A mam przyjemność z?
- Ciszę to mam jak silniki nie pracują - odparł mu - Jakoś matka cię nazwała, co? - Wiesz że właśnie nie nazwała? ALOW-0000. A w papierach Zhar-kan Sol.
- No dobrze Kansol, na mnie wołają Reoss Xenn - skończył go rozpinać - I na razie radzę ci się nie ruszać za dużo. Choć widać, że goi się na tobie jak na zawszonym wookiem. - po tych słowach wyszedł z pokoju.
Sol zaczął dziękować wszystkim siłom wyższym w jakie wierzył, czy też raczej w jakie nie wierzył, za farta którego miał. Sytuacja mogła się skończyć tragicznie, a tak naprawdę wykpił się tylko utratą sprzętu i sprawności na jakiś tydzień czy dwa. Przy czym istniała spora szansa że to pierwsze uda mu się odzyskać. Wyciągnął się wygodnie na łóżku i wyłączył światło. Z jego gardła wydostało się lekkie westchnięcie, a powieki mu opadły. Jak się obudzi to doprosi się o coś do żarcia. A potem miał zamiar spytać o swój ekwipunek. Nie chciał rozstawać się z pancerzem który mu uratował życie, nawet jeśli naprawa miała kosztować więcej niż kupno nowego. |