Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-02-2016, 16:13   #26
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Wiesz, zależy czy wyciągnąłeś mnie ze śpiworka przed czasem. - odpowiedział Sol. - Miałem budzik ustawiony na za tydzień.
- Co? - był zaskoczony. - Jak to na tydzień?
- Eh... Te trupy dookoła komory hibernacyjnej. Moi ludzie i moi wrogowie. Ja cudem przeżyłem, przeprogramowałem komorę na leczenie i zapakowałem się do środka. - wyjaśnił spokojnie najemnik. - Chyba zabrałeś z planety nie ten cel.
Jaszczur patrzył na niego powoli analizując jego słowa. Wreszcie zacisnął pięści ze złości i zawarczał. Poinformowanie go o tym, że Zhar-kan nie był mu do niczego potrzebny nie było szczególnie sprytnym zagraniem.
- Ale spokojnie, wiem kto zabrał Mrożonkę. I domyślam się gdzie leci teraz. - dodał zdając sobie sprawę ze swojego błędu. - Nie wspominając już o tym że ja sam jestem w miarę wartościowy. Mogę się wykupić, mogę dla ciebie pracować, możesz też podjąć próbę sprzedania mnie komuś. Aczkolwiek nie obiecuję że z kupcem uda ci się ubić jeszcze jakiś interes.
Złość szybko mu przeszła, teraz miał raczej kwaśną minę. Na ostatnią z propozycji Sola odpowiedział z wzruszeniem ramion.
- Zawsze mogę cię oddać na części, co nie?
- Szybko starzejące się eksperymenty genetyczne słabo stoją na rynku. - odpowiedział beztrosko Sol. - To jak będzie, mam planować ucieczkę, czy wolisz raczej żebym dla ciebie pracował? I przygaś trochę światło, strasznie mi po siatkówce daje.
Podrapał się po brodzie myśląc. W końcu podsunął sobie małe krzesło i usiadł obok.
- Byłeś tam po tego pacjenta, hm? Napotkaliście republikański oddział? Przylecieli tam, czy już byli na miejscu?
- Przylecieli po nas, ale zdawali się perfekcyjnie wiedzieć czego szukali.
- Mhm. A wy skąd się tam wzieliście, co?
- Ktoś dał nam namiary i kazał przywieźć zawartość komory w całości, a najlepiej jeszcze w dobrym zdrowiu. Więcej na temat pracodawcy nie powiem, wiesz, odpowiedzialność zawodowa. - powiedział Sol puszczając oczko. - Ale światło serio proszę, przygaś.
- Jak wolisz - wstał i przykręcił jasność lampy. - Krzyknij, jak się zdecydujesz powiedzieć kto cię tam wysłał. - po czym dodał pod nosem. - Mam jakiegoś pieprzonego pecha do znajdowania ciężko rannych, upartych miękkoskórych....
- No dobra, dobra, zostałem wysłany przez Czerwonych. - Sol westchnął przy tym głęboko. Nie lubił odkrywać kart tak szybko, ale przynajmniej uzyska jakąś reakcję z Trandosha. - Dobrze płacą, a robota na papierze wyglądała na prostą i dość uczciwą.
- Przy czym skończyło się bezsensowną stertą trupów. Jak to zwykle z nimi bywa - mruknął. Podszedł i ponownie usiadł obok niego. - Z którym z nich się ugadywałeś?
- Tonym Sladkiem.
- To ten gruby, z mechanicznym torsem? - zapytał zaciekawiony.
- Wielki skurwysyn z mechaniczną łapą. Z półtora raza wyższy ode mnie. - najemnik powiercił się przez chwilę, póki nie znalazł wygodniejszej pozycji - Jak mówi to tak jakby ktoś krzyczał, a jak wydaje rozkazy... Cóż słyszy go cała planeta.
- Hehe, prawda - mrugnął do Sola i zaczął go rozwiązywać. - Żelazny zazwyczaj dobrze sobie ekipę dobiera, więc jak ciebie zwą?
- Mówią mi "Cisza". A mam przyjemność z?
- Ciszę to mam jak silniki nie pracują - odparł mu - Jakoś matka cię nazwała, co?
- Wiesz że właśnie nie nazwała? ALOW-0000. A w papierach Zhar-kan Sol.
- No dobrze Kansol, na mnie wołają Reoss Xenn - skończył go rozpinać - I na razie radzę ci się nie ruszać za dużo. Choć widać, że goi się na tobie jak na zawszonym wookiem. - po tych słowach wyszedł z pokoju.

Sol zaczął dziękować wszystkim siłom wyższym w jakie wierzył, czy też raczej w jakie nie wierzył, za farta którego miał. Sytuacja mogła się skończyć tragicznie, a tak naprawdę wykpił się tylko utratą sprzętu i sprawności na jakiś tydzień czy dwa. Przy czym istniała spora szansa że to pierwsze uda mu się odzyskać. Wyciągnął się wygodnie na łóżku i wyłączył światło. Z jego gardła wydostało się lekkie westchnięcie, a powieki mu opadły. Jak się obudzi to doprosi się o coś do żarcia. A potem miał zamiar spytać o swój ekwipunek. Nie chciał rozstawać się z pancerzem który mu uratował życie, nawet jeśli naprawa miała kosztować więcej niż kupno nowego.
 
Zaalaos jest offline