Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-02-2016, 20:27   #21
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Puszcza Kampinoska, 13.11.

Indi trzymając córeczkę za ciepłą i miękką łapkę, ruszyła w kierunku jaki ustaliła na google maps. Alex zadowolona, że w końcu ma pełną uwagę mamy podskakiwała wesoło i zagadywała. Indi by uciszyć peplaninę Szkrabka zaproponowała opowiastkę. Wolała by las nie rozbrzmiewał echem popiskiwań dziewczynki. Zaczęła opowiadać jej opowieść, jaką sama słyszała od jednej z wielu, wielu własnych niań:
Cytat:
“Był kiedyś chłopiec o imieniu Uaica a ponieważ był mały i chorowity, inni chłopcy w jego plemieniu ciągle mu dokuczali. Uaica miał dziadka, który próbował go chronić, ale pewnego razu, podczas nieobecności dziadka, Uaica wybrał się sam do lasu.
Drzewa rozłożyły nad nim zielony baldachim a z ich koron zwisały jasne, kwitnące pnącza, które wypełniały powietrze słodkimi zapachami. Ptaki śpiewały i Uaica czuł się szczęśliwy i zadowolony z obecności zwierzęcych przyjaciół.

Gdy chodził po lesie, patrząc na piękny baldachim liści, sady, małpy i ptaki potknął się o coś. Gdy spojrzał w dół, z zaskoczeniem zobaczył małego leniwca, który pogrążony był we śnie. Nieco dalej znalazł nawet więcej zwierząt - małpy, rodzina jaguarów, a nawet ogromny wąż - wszystkie zwięrzęta spały u podstawy ogromnego drzewa.

To było bardzo, bardzo dziwne.

Gdy chłopiec podszedł bliżej by sprawdzić jaka może być przyczyna takiego stanu, sam poczuł wielką senność. Nogi się pod nim ugięły i upadł pod drzewem i zasnął. A gdy spał, śnił.

Śnił o zwierzętach, znanych mu i nieznanych, dziwnych. Śnił także o ludziach. Niektórzy byli rodziną a inni byli obcy. Siedzieli razem i śpiewali. Wtem z tłumu wyszedł starzec i podszedł do Uaici.
"Jestem Sina-a, dziecko Jaguara", powiedział. Chłopiec słyszał o człowieku-jaguarze, którego jego plemię nazywało nauczycielem. Sina-a zaczął opowiadać chłopcu historie o tym jak wraz z orłem ukradł ogień, jak stworzył rośliny jadalne z popiołów martwego węża, a nawet jak to on sam niegdyś władał nocą na Ziemi w czasach wiecznego dnia.

Gdy Uiaca się obudził, słońce zaszło, było prawie ciemno. Zwierzęta znikły i był sam. Pobiegł do domu w gasnącym świetle dnia.

Następnego dnia rano, przed śniadaniem, Uiaca bardzo chciał wrócić do lasu. Ponownie znalazł ogromne drzewo i tak jak poprzednio, została pokonany przez ogromną senność i zapadł ... .w głęboki sen. I tak jak poprzednio w jego śnie były zwierzęta, ludzie i śpiew. I znowu człowiek-jaguar przyszedł do niego i opowiadał mu historie. I tak jak poprzednio, Uiaca obudził się o zachodzie słońca, wracając do domu, kiedy było już za późno, aby jeść.

Trwało to wiele dni, Uaica wstawał rano, przed śniadaniem, wracał późno, po wieczornym posiłku. Nie jadał i zaczął chudnąć.

We śnie, Sinah-a, człowiek-jaguar zauważył to i rzekł: "Mój chłopcze, chudniesz. Pokazałem ci dużo mojego świata, ale teraz musisz się trzymać się z dala. Bo jeśli wrócisz znów, możesz nigdy nie odejść. "

Uaica zgodził się.

Po powrocie do wioski, chłopiec był głodny, lecz tym razem jego dziadek miał jedzenie dla niego. Dziadek spytał go, gdzie chłopiec znikał na całe dnie. Wnuczek opowiedział o drzewie i człowieku-jagurze. Następnego dnia zabrał dziadka by pokazać mu drzewo snów. Trzymał się z dala by nie zapaść ponownie w sen. Dziadek jednak podszedł do drzewa i wkrótce chrapał wraz ze śpiącymi zwierzętami. Uaica pamiętny słów Sina-a trzymał się z dala.
Dziadek spał krótko, a gdy się obudził przestrzegł chłopca: „Nikt nie może wiedzieć o tym drzewie. Jedynie osoby o dobrym sercu i dobrej woli powinny o nim wiedzieć. Inni mogliby chcieć wykorzystać nauki człowieka-jagura do złych celów. Ty jesteś dobry i masz silnego ducha, wnuczku, ale teraz musisz jeść by mieć silne ciało.”

Więc Uaica obiecał dziadkowi, że nie wróci pod drzewo.

Kiedy wrócili do wioski, usłyszeli, że chłopiec imieniem Xibute zachorował. Uaica znał go dobrze, bo Xibute był jednym z najgorszych łobuzów w wiosce. Nie udało się do tej pory znaleźć lekarstwa dla Xibute i chłopiec umierał. Człowiek-jaguar nauczył jednak Uiacę sztuki leczenia i gdy chłopiec położył dłonie na chorym, ten wyzdrowiał.
Ludzie w wiosece nie mogli uwierzyć, że chudy chłopak, Uaica, mógł tego dokonać. Jednak po tym zdarzeniu, chorzy zaczęli poszukiwać jego pomocy. A chłopiec im pomagał.

Pewnej nocy, człowiek-jaguar pojawił się w śnie chłopca i powiedział: "Chłopcze, przeszedłeś wszystkie próby. Trzymałeś się z dala od drzewa snów, jak ci kazałem. A potem okazałeś wrogowi współczucie. Teraz nauczę cię więcej, tak abyś mógł dbać o ludzi, jak ja kiedyś."

I tej nocy i każdej nocy potem człowiek-jaguar odwiedzał Uaicę w jego snach. Chłopiec uczył się coraz więcej tajnych sposobów uzdrawiania i innych mądrości u podstawy drzewa snów.

Jego dziadek zbudował dla niego specjalny dom, miejsce do mieszkania i do snu. I razem zasadzili ogród ze specjalnymi roślinami leczniczymi. A Xibute, chłopiec, który był niegdyś wrogiem, stał się jego najbliższym przyjacielem i pomocnikiem, bo nie dość, że jego ciało zostało wyleczone, to przede wszystkim odmieniło się jego serce.”
Indi wykonała gwałtowne hamowanie na piętach i chwyciła córkę mocniej przystopowując jej krok. Kilkanaście kroków przed nimi roztaczało się bagno:


Indi wycofała się rakiem na bezpieczny kawałek gruntu i na jednym z drzew zawiązała nitką jaką wypruła z podszewki kurtki papierek po zjedzonym batoniku. Miała nadzieję, że następnym razem będzie mogła użyć go jako punktu odniesienia.

Lekko przestraszona, kontynuowała wędrówkę ale wolniej.
Ciągnęła również opowieść dla Alex:
Cytat:
“W miarę upływu czasu, Uaica zaczął widywać piękne rzeczy w swych sennych podróżach. Przedmioty, których nigdy nie widział wcześniej, a które jego zdaniem byłyby wspaniałymi prezentami dla Xibute i dziadka. Jaskrawe, pierzaste naszyjniki, opaski i bransoletki. Na jawie zaczął przygotowywać podobne ozdoby za pomocą jasnych piór i skorup, orzechów i kości i sierści zwierząt. Jego sny zainspirowały go, ukazując mu piękne wizje, jakich nikt w jego pokoleniu nie miał.

Niestety reszta wioski jednak uznała, że chłopiec się wywyższa i postanowili się go pozbyć. Ale jak? Postanowili zaczekać do pory posiłku. Zaczaili się wokół domku Uaici, a gdy wrócił z połowu ryb i usiadł z dziadkiem do posiłu, wyleźli z krzaków.
I gdy jeden z nich podniósł kij do ciosu, Uaica wstał i krzyknął
"Nauczyłem się wielu rzeczy w świecie snów! Widzę to co dzieje się za mną nie odwracając się! "
A potem puf! W mgnieniu oka zniknął! On i jego dziadek i Xibute ich dom i ogród. Wszystko to zniknęło z pola widzenia. I jego wrogowie zostali sami w pustym polu!
Uaica zabrał Xibute i swego dziadka i wszystkie swoje rzeczy głęboko pod ziemię ... .i wyszedł ponownie w innym miejscu!
Starszyzna plemienia gorączkowo próbowała go odszukać, bo nikt inny nie znał się na leczeniu. Wysłali za nim kilku poszukiwaczy, którzy odnaleźli go daleko od wioski. Poszukiwacze przebłagali Uaicę by powrócił. Ten zgodził się i przez jakiś czas wszystko szło jak dawniej. Ale jego wrogowie ponownie zaczęli spiskować przeciwko niemu.
Podczas uczty wyprawionej na jego cześć, ponownie chcieli go zaatakować. Uaica był jednak przygotowany i wraz z dziadkiem zniknął wraz ze swymi rzeczami.
Ludzie w wiosce usłyszeli jedynie jego niknący głos:
"Tym razem nie wrócę, bo nie doceniacie tego, co wam daję!"
I zniknął na zawsze.
Istnieje wiele opowieści o Uaica, leczącym człowieku. Mówią, że Uaica nadal śpi pod drzewem snu i uczy się i czasem objawia się ludziom o dobrych sercach by podzielić się z nimi swą mądrością i sztuką leczenia.”
Indi przystanęła lekko zdyszana spacerem i snuciem długiej opowieści i spojrzała na córeczkę, zasłuchaną i zdziwioną nieco, że historia się skończyła.
- A cie jest to dsefo snóf, mamo?
- Nie wiem, szkrabku. Trzeba je odszukać, ale odnajdą je tylko ci o dobrych serduszkach.

Indi rozglądała się wokół i przysiadła na przewróconym pniu. Posadziła sobie córeczkę na kolanach:
- A ten Uaica siem nie da psekonać zeby frócić? Bo psecies lucie z dobrymi selduskami by go obronili. - dopytywała się mała.
- Uaica … hmmm… myślę, że może by się dał przekonać, jeśli znalazłby kogoś, kto pokazałby mu jak bardzo je potrzebny? A może on nas cały czas obserwuje? I wróci wtedy, gdy bedziemy go bardzo, bardzo potrzebować?
- Aha… a ten cłowiek-jagual to nie moze go psekonać?
- Nie wiadomo, czy człowiek-jaguar i Uaica się widują. Ja myślę sobie, że człowiek-jaguar szuka innych uzdolnionych chłopców i dziewczynek, by ich uczyć i szkolić.

Indi rozglądała się wokół. Oceniła, że przeszła około połowę trasy. Wyjęła batonika i dała Alex. W między czasie, gdy mała jadła, biegając wokół pnia i zaglądając po każdy krzaczek zadzwoniła do Marcina:
- Alex, nie odchodź za daleko.
- Dopcie, mamusiu.

Odczekała dwa sygnały, gdy fotograf odebrał:
- Cześć.- nie odzywała się pełnym głosem.
- Cześć, mała - głos Marcina był nabrzmiały od zdenerwowania i zmartwienia.- Załatwię to, nie ma problemów.
- Ok, dziękuję.
- Więc?
- Nie chcę cię wciągać w to. Gdyby, tak się stało, że ktoś mnie szuka, daj im wszystko co wiesz. Bez żadnych głupich wyskoków. Obiecaj mi to.
- Indi, przestań odstawiać melodramaty i mów co się dzieje.
- Marcin, to nie żadna próba wkrętu. Ani brak zaufania. Naprawdę mi zależy, żebyś nie miał przeze mnie problemów. A ci co mnie szukają robią … bardzo złe rzeczy. Obiecuję ci opowiedzieć wszystko, gdy sytuacja się uspokoi. Może tak być?
- Wiesz, że to jest jak mentalny bondgage?
- spytał wciąż zirytowany i zfrustrowany.
- No to powinieneś czuć się jak ryba w wodzie. - zachichotała lekko złośliwie.
- ....
- Przepraszam, jakoś tak mi się samo nasunęło. Obiecasz?
- Indi, wiesz, że ja nie znoszę takich jazd.
- Wiem. I wiem, ile cię to kosztuje. Ale tym razem… postaraj się zaufać mi trochę?
- … ok…
- wydukał w końcu niechętnie, jak ktoś przyparty do muru, jednak Indi odetchnęła z ulgą.
- Wiszę ci duży dług.
- Mała, lista już jest taka długa, że się nie wypłacisz.
- To chociaż sprobuję spłacać odsetki
- zaśmiała się Indi. - Jesteśmy w kontakcie. Pa, Marcinku.
- Pa, mała.

Dziewczyna posiedziała jeszcze przez chwilę na pniu rozważając możliwe posunięcia. Szkrabek nucąc i podjadając batonika hasał wokół. Indi doszła do wniosku, że pokonanie trasy “szybko” lub “po nocy” raczej nie wchodzi w rachubę. Nie z Aleks, nie z dodatkową torbą. Już i tak plątały się po lesie około godziny, półtorej. Trzeba powoli wracać. Wpadła na pewne rozwiązanie do zaproponowania Wojtkowi.
Podnosiła się wyrwana z zamyślenia i odwracała się do Alessandry, gdy w gałęziach zobaczyła wielkiego kota obserwującego ich z wysokości:


Zamarła w bezruchu, sięgając po łapkę Szkrabka. Po czym powoli zaczęła się wyfowywać nie chcąc sprowokować dzikiego zwięrzęcia do ataku. Zaczęła wracać powoli do leśniczówki. Pod koniec musiała znowu nieść córeczkę, którą zmogła ilość świeżego powietrza i długość wędrówki. Co jakiś czas rozglądała się w poszukiwaniu kota lub innego zagrożenia.
Po pół godzinie zdała sobie sprawę, że chyba zabłądziła.
- Szlag by to trafił - mruknęła, by nie zbudzić małej, zwisającej bezwładnie z jej ramion. - "Brawo, Indi, mega plan." - pomyślała zła na siebie.
Zaczęła powoli cofać się w kierunku, z którego przyszła, zostawiając przywiązywane papierki po batonikach do krzaków i drzew.
Szła tak jakiś czas śmiecąc po Parku Narodowym i nie bardzo orientując się gdzie jest. Kierunek gdzie leśniczówka był dla niej już totalną abstrakcją, trafiła nawet na kolejne bagno. Wycofując się i próbując je obejść po raz kolejny zmyliła kierunek. Zaczęła już nawet powoli oceniać ile ma do zmierzchu. Półtorej godziny?
Przechodząc za jakimiś krzakami modrzewia zobaczyła Wojtka siedzącego na zwalonym pniu i patrzącego ciekawie.
- Jak to wciaż po prostu spacer to ok, ale tak pomyślałem, czy ty w ogóle wiesz dokąd idziesz. - odezwał się patrząc na nią z zaciekawieniem.
- Skąd się tu wziąłeś? - spytała nieco osłupiała - I wiem - dodała dumnie unosząc podbródek - przed siebie. - fuknęła chociaż tak naprawdę poczuła wielką ulgę.
- Eeee…, jak to skąd? Z leśniczówki. - wciaż siedział. - Nie było was, odczekałem, stwierdziłem, że sprawdzę co z wami. Wiesz, to nie jest taki zwykły lasek.
- Mnie chodzi o to jak nas znalazłeś?
- dociekała dziewczyna. - Niezwykły? Macie tu jednorożce i wróżki?
- Po śladach. Ja się wychowałem w tej puszczy..
- zamyślił się - ale jednorożców to nie widziałem, choć wróżkę właśnie widzę - wyszczerzył się. - Niezwykły czyli nie taki jak na przykład Kabaty gdzie pewnie sobie biegasz. To puszcza, dzikie zwierzęta, bagna, nadążasz? - W oczach błysnęły mu figlarne ogniki.
- Pfffff. Bagno odhaczyłam, dzikie zwierzę też. - minę miała na zasadzie “hit me more” chociaż narastał w niej śmiech - No dobrze. Przynaję. Zgubiłam się. - stwierdziła tonem księżnej udzielnej na przyjęciu najwyższego szczebla. - To co idziemy do domu? - proste pytanie zabrzmiało nagle dziwnie. - E… znaczy do twojego domu… do leśniczówki. - spojrzała przepraszająco.
Pokręcił głową przecząco.
- Na razie nie. - Wstał z pnia. - Na razie, to leśna wróżka zanim pójdzie do domu, pozbiera wszystkie papierki jakimi pośmieciła w moim lesie - udał oburzenie na twarzy. - Mogę wziąć małą jak ci ciężko.
- Czyli… czekaj….
- Indi zmarszczyła brwi - łaziłeś za nami i pozwalałeś mi wpadać w panikę, obserwując jak próbuję oznaczyć drogę? To właśnie chcesz mi powiedzieć?
- Do paniki miałaś jeszcze daleko. Zaczęłaś powoli ku niej zmierzać, to się pokazałem że jestem.
- Wzruszył ramionami. - Wyprułaś jak poszedłem do samochodu Jacka po zakupy, uznałem, ze masz ochotę na samotny spacer. Jakbyś chciała towarzystwa to byś mi powiedziała, nie?
- Nie pamiętam wszystkich miejsc z oznaczeniami.
- stwierdziła Indi - I nie, nie wyprułam. Ledwo się zwlokłam - spojrzała z intymnym uśmiechem na twarzy wpatrując się w twarz mężczyzny - Weź ją. - podała Alex powoli i gdy już umościł małą, cmoknęła go lekko bez szaleństwa. Raczej na zasadzie ukazania czułości.
- A ja ci przypomnę wszystkie.- uśmiechnął się lekko złośliwie.
Alex przebudziła się, choć nie miała ochoty na dalsze łażenie i z ochotą umościła się na rekach mężczyzny. Trochę zaczęła marudzić, ze ona to by wróciła do chatki, lecz Wojtek powiedział jej iż “Mama musi najpierw naprawić co nabroiła”. O zbrodni Indi opowiadał takim tonem, że nawet dziewczynka spojrzała odruchowo spode łba na mamę, ale zaoferowała pomoc.
Kierował Amerykankę tak by znalazła wszystkie swoje ‘zguby’ po drodze zabawiając Alessandrę opowieściami o lesie, o zwierzętach. Mówił po polsku.
W końcu Indi wysprzątała co miała wysprzątać i Wojtek poprowadził je ku leśniczówce, od jakiej były nie więcej niż kwadrans drogi. Na tyłach chaty coś buczało, widocznie przed wyjściem za “spacerowiczkami” włączył agregat.
Indi ogarnęła córeczkę: toaleta, mycie łapek. Podłączyła elektronikę do prądu i zajęła się późnym obiadem. “Cywilizowaną” jego wersją, bo spaghetti.
Co jakiś czas popatrywała na Wojtka z namysłem.
Po obiedzie puściła małej bajkę na laptopie i pociągnęła Wojtka za rękę na zewnątrz.
- Wiesz… - stwierdziła przysiadając na pieńku do rąbania drewna w zapadającym zmroku. Zatkało ją, nagle zabrakło jej słów.
Milczała chwilę.
- Wiesz… - zaczęła znowu - … myślałam trochę podczas spaceru. - spojrzała Wojtkowi w oczy, on zaś zapatrzył się w nie, z ciekawością w ślepiach.
- Chciałabym cię o coś prosić. - powiedziała.
- Mhm?
- Zanim się obrazisz albo odmówisz, to przemyśl, dobrze?
- przysunęła się nieco bliżej i zaczęła bawić się zamkiem jego polara, rozpinając i zapinając go. - Chciałabym, żebyś … z nami wyjechał. - znieruchomiała na chwilkę przyglądając się Wojtkowi uważnie, z dłońmi ułożonymi płasko na jego piersi.
Wygladał na zaskoczonego.
- Gdzie? Po co? - odrzekł powoli.
- Tam dokąd chcę wyjechać na trochę. Muszę… muszę sie dowiedzieć więcej. O tym wszystkim co się dzieje, Wojtek. W tym czasie chciałabym mieć kogoś komu mogę zaufać, że nie skrzywdzi Alex. - mówiła powoli by przedstawić swoje argumenty. - Jesteś jej tatą, zakładam, że nie pozwolisz by stało się jej coś złego.
- Są rzeczy jakich lepiej nie ogarniać Indi
- nie odrywał od niej spojrzenia. - Uwierz mi na słowo. Jest wiedza, która niszczy.
- Brak wiedzy też niszczy. A wizyta w tych schronach była jednym z przykładów. Te duchy. Zawarłam pakt z duchami, Wojtek, dzięki któremu jeden odszedł do świata duchów? Nieba? Tańczyłam z duchami. Odprawiałam rytuał.
- zaczęła się denerwować - Nie wiem skąd te rzeczy mi się nasuwały. Nie umiem wytłumaczyć. Ale dla Alessandry muszę zrozumieć. Ona widzi duchy. Muszę jakoś ją nauczyć sobie z tym radzić. Nie chcę być nieświadomą marionetką.
- Wystarczy zabić Ernesta i Sebastiana i możesz wrócić do swojego życia.
- drgnął lekko na słowo “rytuał”. - Alex… poradzi sobie z tym, nie widać po niej by ją to niszczyło. Jak zaczniesz drążyć to albo stracisz tylko czas bo nic nie znajdziesz, albo coś znajdziesz i może nawet oszalejesz. Po co ci to?
- Mojego życia? Moje życie to ona. A szaleć?
- uśmiechnęła się zdając sobie sprawę, że jej wypełniona koszmarami głowa kwalifikowałaby się do definicji całkiem szybko - Chcę móc ją wspierać. Tak jak z piwnicą na Piwnej. I zaoszczędzić jej nieodpowiedzianych pytań i błądzenia po omacku. Nawet jeśli Ernest i Sebastian zginą, zawsze znajdą się inni, którzy będą chcieli wykorzystać ją w jakiś sposób. Chcę by umiała sobie radzić, gdy …. gdyby... - nie dokończyła. - Pojedziesz?
- I gdzie niby chcesz szukać odpowiedzi na to co z nią jest?
- Powiem ci, jak zorganizuję wszystko.
- odsunęła się wciąż czekając na odpowiedź.
- Jak mam ci odpowiedzieć jak nie wiem gdzie chcesz jechać i na ile?
- Na kilka tygodni. Nie wiem ile dokładnie. Nie za długo. W bezpieczne miejsce.
- Gdzieś tu pod Warszawą?

Pokręciła przecząco głową.
- Ja nie mam tutaj bezpiecznych miejsc, Wojtek.
- Nie?
- uniósł brwi zerkając na chatę.
- To jest Twój dom, Wojtek. I tutaj nie znajdę odpowiedzi na moje pytania.
- To jest bezpieczne miejsce. Nie wiem też skąd pomysł, że gdzieś indziej znajdziesz odpowiedzi jakich niby nie ma tutaj.
- Zbliżył się niwelując dystans jaki wykreowała lekkim odsunięciem się. - Ubzdurałaś sobie, że starczy wyjechać gdzieś daleko, to Alex będzie bezpieczna. To bzdura o czym ci mówiłem. Teraz kombinujesz by znaleźć odpowiedzi na pytania jakie pomogą ci i Alex. To też bzdura. Szukasz czegoś, co może zamienić twe życie w piekło, gdy starczy zrozumieć, że mała widzi coś czego nie widzą inni, a Ty jesteś jak uparta ćma lecąca do świeczki. W końcu uznajesz że wiesz gdzie te odpowiedzi znajdziesz. Nie wiem, nie chcesz nawet powiedzieć co sobie w łebku umyśliłaś, nie mogę ocenić.
Zamyślił się obserwując jej twarz.
- Ja nie mogę nigdzie wyjechać na tak długo, zresztą nie mam jak, nie mam nawet dokumentów.
- Szukam …
- zaczęła, kiwając głową. Odwróciła wzrok, zrobiło się jej przykro. Iskierka nadziei zgasła, mimo że sama nie wiedziała, czego w zasadzie od niego oczekiwała. Że rzuci wszystko jak rycerz na białym koniu?
Dorośnij, Indi” - ojcowskie smagnięcie biczem.
- … dobrze, nie ważne. Nie było tematu. - uśmiechnęła się, godząc się z rzeczywistością. - Przepraszam. - przytuliła się do Wojtka. - To było nie fair.
- Co było nie fair? Przepraszam, chcesz się narażać mówię prosto z mostu.
- objął ją. - Kiepski ze mnie dyplomata.
- Nieeee… ja… ja byłam nie fair. Głupio wyskoczyłam, postawiłam Cię pod ścianą. To było nie fair. Zapomnij, ok?
- Mhm.
- mruknął. - Ot, chyba się trochę martwię - burknął, jakby zaskoczony własnymi słowami.
- Nie musisz. Poradzę sobie. - cmoknęła linię szczęki - Może nie ze znajdowaniem drogi w lesie ale gdzie indziej tak. - uśmiechnęła się próbując rozluźnić atmosferę.
- Noooo… jak na razie idzie ci świetnie
- też się lekko uśmiechnął i ciutkę rozluźnił.
- Kpisz ze mnie? Serio? - przesuwała dłońmi by załaskotać go po żebrach - Uważasz, że to dobry pomysł?
Bezczelnie tylko pokiwał głową.
- Pfff dosypię laxigenu do porcji spaghetti następnym razem. - udała zgorszenie i oburzenie. - Zobaczymy wtedy. - pokazała mu język z oziębłym wyrazem twarzy i dumnie uniesionym nosem.
Zaczęła już kombinować nad planem B. Jeśli Wojtek nie pojedzie… 14 godzin jazdy do Londynu… długa jazda, ale powinna dać radę zrobić ją ciurkiem. Chyba, że Nana da radę załatwić transport.
- Spaghetti z laxigenem? Mmmm, nie będę zaglądał ci w gary, używaj przypraw jakich chcesz. Najwyżej podmienię talerze. A jak wracasz do chaty to weź trochę drewna, ja poszukam bażantów.
Indi jęknęła:
- Znowu ...skubanie… yyyyh… - ruszyła by zebrać drewna na opał. - Musisz dzisiaj szukać bażantów? Głodny jesteś?
Spojrzał na nią kręcąc głową z uśmiechem.
- Żartowałem. Choć pomyślę o tym na kolację, świetnie ci szło skubanie.
- Ile kolacji dziennie zjadasz?
- uniosła brew wracając do środka.

Po powrocie sprawdziła pocztę oraz smsy licząc na jakiś odzew.

Od Lulu [E-mail]:
Cytat:
Temat: Re
Załącznik: indi.exe
Tak. Tylko, mam dużo pracy.
Nie mogę Ci pomóc w kwestii kart, prócz udzielenia kilku rad. Nie chodzi tylko o to, że mam teraz na prawdę urwanie głowy z nadmiarem roboty… Możesz sama zablokować karty dzwoniąc z numeru zastrzeżonego do swojego banku/banków. Zamiast tego jednak radziłabym Ci stworzyć sobie nowe konto bankowe. Dadzą Ci nową kartę. Później zalogować się na swoje stare konta przez Internet i zrobić przelew na nowe konto. Jeśli masz Internet w telefonie, zaraz po zrobieniu przelewu na nowe konto możesz wypłacić z niego gotówkę. Jeśli ktoś próbuje Cie namierzyć, zanim dojdzie do tego co to za nowe konto, Ty wypłacisz już gotówkę. Zanim zrobią namiar na nowe konto, by sprawdzić gdzie wypłaciłaś kasę, dawno będziesz gdzie indziej.
Jeśli nie chcesz zakładać nowego konta, zawsze możesz użyć czyjegoś.
Indi w tej chwili ONI raczej nie wiedzą co się z nami stało, póki myślą że możemy nie żyć lub być w rękach TYCH DRUGICH… to lepiej dla nas. Bardzo, bardzo lepiej dla nas. Jakiekolwiek mieszanie w Twoich kontach legalne czy nie legalne zdradza Ciebie / Nas. Najlepiej jakbyśmy były dla nich martwe.
Ja też mam do Ciebie prośbę. Cokolwiek planujesz…
Potrzebuję czasu by mieć to co może Ci pomóc. Jak najwięcej czasu. Minimum czterech dni. Rozumiem, że możesz bardzo musieć dostać się do swojej kasy… ALE naprawdę lepiej by było gdybyś przez jakiś czas W OGÓLE nie dawała znaku, że żyjesz i cokolwiek działasz.

Mam dla Ciebie mały prezent. Nie zamykaj poczty, otwórz załącznik.

Porady Lulu na temat przelewu z konta na konto nie pomogły. Tyle Indi ogarniała sama. Poza tym oczekiwanie na wydanie nowej karty to kilka dni. Kilka dni, które potoczyć się mogły różnie.

Postąpiła zgodnie z instrukcjami Lulu. Otworzyła załącznik.
Wyskoczyło okienko z obrazkiem przedstawiającym różowego króliczka, a w chmurce przy nim pojawił się napis:

Cytat:
“trwa zabezpieczanie ustawień pocztowych” / “trwa ładowanie programów szyfrujących pocztę”

Poczekała aż cokolwiek się działo, wskazało na koniec.
Odpisała Lulu:
Cytat:
“Dzięki za prezent. Nie wiem jak u ciebie ale ja nie jestem na tyle pewna obecnego statusu, by zakładać 100% bezpieczeństwo. Ty też nie powinnaś. Siedzenie na tyłku w jednym miejscu nie załatwia sprawy. Pomyśl o możliwościach dotarcia do ciebie lub twojej rodziny. Uniwerek? Ile jest hakerek z różowymi włosami? Wystarczy zastraszyć ludzi by dostać twój adres. Niezależnie od tego co opowiada ci twoj kanal bezpieczeństwa, nie wierz w to do końca. To my jesteśmy zbywalne.”
Przeczytała maila raz jeszcze.
Paranoja?
Czy po prostu zdrowa ocena sytuacji?

Do Nana [sms]:
Cytat:
Nana, daj znać jaki status. Chcę planować dalej. I.
Do Holly [sms]:
Cytat:
Słońce, daj znać jak się mają sprawy. I.
Odpowiedzi nadeszły w miarę szybko.

Od Holly [sms]:
Cytat:
Mała, mówimy tu o dokumentach potrzebnych do nielegalnego wlotu do US, robię co mogę, ale to może chwilę potrwać.
Od Nana [sms]
Cytat:
Badam. Możliwe, że przez Genewę coś się uda, nic jeszcze nie wiem na 100% N.
Do Nana [sms]:
Cytat:
Ok. Czekam. Możesz doładować mi telefon? https://doladowania.play.pl/ 790127459
Pole 1: nr tel, Pole 2 kwota, pole 3 adres email, platnosc karta
Indi po wykąpaniu i uśpieniu Alex, ubrała się ciepło i wyszła z Monopricem na zewnątrz.
Popijając parującą kawę z kubka, zaczęła szkicować leśniczówkę oświetloną lekko światłem księżyca.
Myślała o dziewczynkach. Matyldzie i Monice. Martwiła się o nie.
Myślała o Janku… krótko. Pierwsza myśl o nim sprawiła, że Indi straciła oddech. Nie mogła sobie pozwolić teraz na załamkę. Czekanie bezczynnie doprowadzało ją do szału. Poszła do domu po batona, którego już na zewnątrz pożarła w trzy sekundy, czując pierwsze ukłucia głodu ze zdenerwowania. Mruknęła niezadowolona i podirytowana. Czuła się wystawiona jak...jak bażant w świetle jupitera. Nienawidziła takiego uczucia…
Wojtek wyszedł przed leśniczówkę:
- Indi - zaczął dziewczynę przykucniętą i skuloną na pieńku.
- Mhmm? - mruknęła rzucając na niego przelotnie okiem.
- Pamiętasz jak mówiłem, że mogę czasem zniknąć na noc?
- Mhm
- Indi nie była dobrym towarzystwem do rozmów obecnie.
- Dzisiaj jest właśnie taka noc…
- Ok… Zostaw mi numer.
- Amerykanka przyjęła informację bez większych emocji.
- Daj mi swój. - wymienili się numerami.
Mężczyzna spojrzał uważnie na dziewczynę, która posłała mu cień uśmiechu i wróciła do szkicowania. Kręciła się nerwowo na pieńku i miała ochotę gryźć pazury. Odstawiła kubek z kawą i skupiła się na pracy. Odprowadzała go wzrokiem, gdy zniknął w ciemności.
 
corax jest offline