Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2016, 11:50   #34
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Limuzyna należała do Les Deux Coeurs. Firma dysponowała dwoma takimi pojazdami. Niestety jak poinformowała madame Nicole były one w przeglądzie technicznym.

Tony pożegnał się grzecznie i wrócił do Quai des Orfèvres. Chciał załatwić nakaz przeszukania limuzyny i pokoju dla gości u „Romea”. Szedł właśnie do komisarza Lebreta, gdy nieomal wpadł na niego Janvier. Filip był wyraźnie poruszony, w ręku ściskał kartkę papieru.
– Chodź do Moutiera! – zawołał klepiąc Tony’ego w ramię – Priolett znalazł Santonich.
Sprawa, jak zrelacjonował Janvier, okazała się trywialna. Priolett zadzwonił do swojego kolegi z Florencji. Niejakiego Conciniego, a ten w ciągu godziny obdzwonił wszystkie lepsze hotele w centrum miasta. Wkrótce ustalił, że państwo Santoni w dniu morderstwa zatrzymali się w hotelu Bernini Palace i przekazał numer do recepcji.
Moutier sięgnął za słuchawkę włączając głośnik. Wszyscy trzej czekali w napięciu.
W recepcji dowiedzieli się, że państwa Santonich nie ma w pokoju i że pół godziną zeszli właśnie na obiad do restauracji.
W chwilę później udało mu się ich złapać. Na szczęście kierownik sali pracował kiedyś w Paryżu i znał francuski piąte przez dziesiąte.
— Czy zechciałby pan poprosić do telefonu panią Santoni?
— Słucham! —
usłyszeli po dobrej chwili kobiecy głos w słuchawce.
– Czy Pani Janina Santoni.
– Tak. O co chodzi?
– Inspektor Moutier z policji paryskiej. Prowadzimy śledztwo w sprawie zabójstwa Ludwiki Laboine. Pani przyjaciółki, czy mogę zadać pani kilka pytań?

W słuchawce zapanowała cisza. Przez chwilę Moutier miał wrażenie, że połączenie zostało przerwane.
Usłyszeli jednak zduszony głos Janiny.
– Słucham.
– Dozorczyni z ulicy Ponthieu dała pani list adresowany do Ludwiki.
— Żałuję, że się tego podjęłam!
— Co się z nim stało?

W słuchawce znów zapanowała cisza, ale słychać było stłumione odgłosy, jakby Janina zakryła ręką mikrofon i z kimś rozmawiała.
— Czy pani oddała jej list tego wieczoru, kiedy brała pani ślub, a ona przyszła zobaczyć się z panią u „Romea”? – indagował dalej Moutier.
— Jasne, że nie. Nie sądzi pan chyba, że miałam go przy sobie w takim dniu.
— Czy ten list był powodem, dla którego Ludwika chciała się z panią zobaczyć?

Znów cisza, jakby chwila wahania.
— Nie. Nawet o nim nie słyszała.
— Czego więc chciała?
— Oczywiście, żebym jej pożyczyła pieniędzy. Powiedziała mi, że nie ma już ani grosza, że właścicielka wyrzuciła ją mieszkania, i dała mi do zrozumienia, że pozostało jej już tylko popełnić samobójstwo. Może nie wyraziła tego tak jasno. Z Ludwiką nigdy nic nie było jasne.
— Dała jej pani pieniądze?
— Trzy czy cztery tysiące. Nie liczyłam.
— Mówiła jej pani o tym liście?
— Tak.

— Co jej pani dokładnie powiedziała?
— To, co w nim było.
— Przeczytała go pani?
— Tak.

Znów chwila ciszy.
— Może mi pan wierzyć albo nie. Wcale nie przez ciekawość. Nawet nie ja go otwarłam. Marco znalazł go w mojej torebce. Powtórzyłam mu całą historię, ale on nie uwierzył, więc powiedziałam: „Otwórz go, sam się przekonasz”.
Ściszonym głosem szepnęła do męża, który najwyraźniej stał obok: ,,Cicho bądź! Lepiej powiedzieć prawdę. I tak dojdą do tego”.
— Pamięta pani, co było w tym liście?

— Nie dosłownie. To było kiepsko napisane, złą francuszczyzną, z mnóstwem błędów ortograficznych. Mniej więcej tak: „Mam do pani bardzo ważną sprawę i niezwłocznie muszę się z panią zobaczyć. Niech pani spyta o Freda w barze Pickwicka przy ulicy Etoile. To będę ja. Gdyby mnie tam nie było, barman pani powie, gdzie mnie szukać”. Słucha pan, panie inspektorze?
Moutier mruknął dając znak Janvierowi, by notował:
— Proszę, niech pani mówi dalej.
— W liście było jeszcze: „Może się zdarzyć, że nie będą mógł zostać zbyt długo we Francji. W takim wypadku zostawię dokument barmanowi. On będzie chciał, żeby udowodniła pani swoją tożsamość. Zrozumie pani potem”.
— To wszystko?
— Tak.
— Przekazała pani Ludwice treść tego pisma?
— Tak.
— Czy wyglądało na to, że zrozumiała?

— Nie od razu. Potem zrobiła minę, jakby się nad czymś zastanawiała, podziękowała mi i wyszła.
— Czy w ciągu tej nocy nie miała pani od niej żadnej wiadomości?
— Nie. Skądże bym mogła mieć? Dopiero w dwa dni później, przeglądając przypadkiem gazetę, dowiedziałam się, że ona nie żyje.
— Myśli pani, że poszła do baru Pickwicka?
— To całkiem możliwe. Co by pan zrobił na jej miejscu?
— Czy nikt poza panią i mężem nie wiedział, co było w liście?
— Nie wiem. List przeleżał u mnie w torebce dwa czy trzy dni.
— Pani mieszkała w hotelu Waszyngtona?
— Tak.

— Nikt pani nie odwiedzał?
— Z wyjątkiem Marka —
nikt.
— Gdzie teraz jest ten list?
— Musiałam go gdzieś włożyć razem z innymi papierami.
— Czy pani rzeczy są jeszcze w hotelu?
— Oczywiście, że nie. W przeddzień ślubu przeniosłam wszystko do Marka, z wyjątkiem przyborów toaletowych i kilku sukien, po które służący poszedł jeszcze tego samego dnia. Myśli pan, że ten list stał się przyczyną jej śmierci?
— Niewykluczone. Czy nie powiedziała ani słowa na ten temat?
— Kompletnie nic.
— Czy nigdy nie wspominała o swoim ojcu?

— Kiedyś zapytałam o fotografię, którą nosiła w portfelu; odpowiedziała, że jest to zdjęcie ojca. „Czy twój ojciec jeszcze żyje?” — zapytałam. Spojrzała na mnie jak ktoś, kto nie ma ochoty mówić i ma jakieś tajemnice. Zamilkłam. Innym razem, gdy rozmawiałyśmy o naszych rodzicach, spytałam: „Co robi twój ojciec?” Popatrzyła na mnie w ten sam sposób, bez słowa, to było całkiem w jej stylu. Teraz, kiedy ona nie żyje, chwila nie jest stosowna, by źle o niej mówić, ale…
Stojący obok niej mąż dał jej widocznie znak, aby zamilkła.
— Powiedziałam panu wszystko, co mi było wiadome.
— Dziękuję pani. Kiedy spodziewa się pani powrócić do Paryża.
— Za tydzień. –
padła odpowiedź.
 
Tom Atos jest offline