Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2016, 11:06   #133
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Played like a...fiddle

Richter łypał złowrogo na stojące przed nim bóstwo, nie mając pojęcia czym sobie zasłużył na taką nieprzyjemną wizytę. Do tego znów go mdliło gdy na niego patrzył.
- Oh? Sam Kronos pofatygował się… w zakamarki mego umysłu? Nie mogę się doczekać aż… wyjawisz mi powód swojej wizyty. - Po tych słowach skłonił się parodiując dworski ukłon.
Kronos uśmiechnął się półgębkiem na słowa Richtera. - Widzę, że dobrze pamiętasz z kim masz do czynienia, cieszy mnie to Padre. - jego ciało poruszyło się niespokojnie na krześle. - Chce mi się pić, mógłbyś coś dla mnie tu stworzyć? To w kocu twój umysł. Jak zas widzisz, mój ciągle związany jest boskimi więzami.
Słowa “Gość w dom Bóg w dom” stały się bardzo dosłowne w tej sytuacji. Na prośbe kronosa wyimaginował lampkę wina, która objawiłą się w prawicy boga. Sam Richter był zaskoczony że to rzeczywisćie się udało. “W końcu to jego umysł”.
- Nie zapomina się takich… istot. - Skrzyżował ręce na napierśniku zbrojny.
Kieliszek pojawił się w związanej ręce bóstwa. Ten jednak chyba nie przyjął tego jako obrazy, bowiem naczynie uniosło się samoistnie, kierując do ust Kronosa. - Pijałem już lepsze. -odparł, gdy ciecz wplynęła do gardła. - A cel mojej wizyty, czyż nie jest jasny? Chciałem z toba porozmawiać w miejscu, gdzie nikt nam nie przeszkodzi.
- Dlaczego miałbym… wdawać się w rozmowy z bóstwem które… współpracuje z bożkiem kłamstw, intryg i zdrady? Ojcze Bogów, nisko upadłeś spoufalając się… z taką istotą jak on. Zapluty bożek… i jego chędożone parobki. - Splunął na temat Lokiego, następnie Richter wytarł wiecznie płynącą ciecz z pod powieki. - Słucham Kronosie… - Westchnął w końcu. Skoro Bóg pofatygował się tutaj na pewno chodziło o coś istotnego. Nie że miał inne zajęcia na tą chwilę.
- A ty, nie podałbyś ręki nawet najochydniejszemu z demonów, gdyby tylko mógł wyzwolić cie spod wpływu dręczącej twoją osobę klątwy? - Kronos, póki co zignorował pytanie, odpowiadając pytaniem na pierwszą część wypowiedzi Rcihtera.
- Moja klątwa… daje mi siłę kosztem człowieczeństwa… koszt który jestem godzien zapłacić… nie … jestem? - Richter złapał się za głowę. - Już nawet nie wiem… - Oko Richtera łypnęło na Boga. - Dlaczego ktoś taki jak… ty interesuje się czymś takim… jak ja? - Zapytał w końcu.
- Obu nam ktoś inny zabrał wolność. -odparł Kronos. - To że jestem z Lokim, nie znaczy, że popieram wszystko co robi, dlatego przybyłem w miejsce, do którego nawet on nie może zajrzeć. Twój umysł to wspaniałe schronienie. - uśmiech wykwitł na widocznej części twarzy ojca Bogów. - Chce ci pomóc uciec z jego gry, sprawić, by twoje poszukiwania ukochanej skończyły się szybciej.
Szczęka Richtera opadłą nieznacznie. - Możesz to zrobić? Nie… NIE! W tym jest jakiś… hak… napewno jest. - Zacisnął pięść uderzył się w głowę. Ból pomagał mu pozbierać myśli… jakkolwiek nie było by to dziwne. - Naprawdę możesz? - Palce Richtera tak mocno zacisnęły się na hełmie że aż popękał.
- Jestem ojcem Bogów, naprawdę sądzisz że czegoś nie mogę? -odparł, wyraźnie urażony taką sugestią. Nie mieściło się to w głowie Richtera… Bóg który pomaga.
- Pomóż mi… proszę. - Padł na kolana i podparł sie rękoma gdy jego głowa niemal dotknęła podłoża. - Mam dość… tego… tych gier… ja chce tylko znów… objąć Rose. Tylko tyle. Zrobię wszystko. WSZYSTKO! - Ostatnie słowo było potwornym warkotem.
- To nie będzie takie trudne, już niebawem się spotkacie. -uspokoił go Kronos. - Potrzebuję tylko byś stał się na chwile katalizatorem dla mej mocy. Wyzwolę ją z twego ciala, tym samym Loki nie zorientuje się, że to moje działania. Zaś to wystarczy by zakończyć ten etap gry, zbliżając cię do ukochanej na wyciągnięcie ręki.
- Rób co musisz Ojcze Bogów… wszystko dla niej. Wszystko. - Głos Richtera załamał się, nawet przez chwilę był podobny do ludzkiego. - Czy… Loki… będzie cierpiał? - Fioletowe śłepie spoglądało na Kronosa, a po policzku Richtera spływały łzy zmieszane z żrącą cieczą.
- Nie wiem czy jego serce zdolne jest jeszcze do odczuwania cierpienia. Jednak na pewno sprawi to, że jego egzystencja stanie się jeszcze bardziej żałosna. - Kronos uśmiechnął się po ojcowsku. - Podejdź i połóż rękę na mym ramieniu rycerzu.
Rycerz bez wahania przeniósł się tuż przed oblicze Kronosa i położył swoją okutą w przeklęty metal dłoń na jego ramieniu, bardzo intensywnie wpatrując się w jego zwierciadła duszy. Sam musiał przyznać że konstelacje gwiazd, przeszywane raz po raz błyskawicami imponowały mu. Były na swój sposób pięknie.
Gdy dłoń Richtera dotknęła ramienia Boga, od razu poczuł jak moc tego zaczyna go przepełniać. Czarne pasy zafalował na tronie, a światło setek gwiazd poczęło strzelać, ze szczelin w zbroi przeklętego wojownika. Czuł jak by energia miała go rozerwać na strzępy, a dobrze wiedział, że to tylko ułamek potęgi bóstwa.
- Raz się nam prawie udało… - westchnął Kronos. - Luigi Nino prawie pokrzyżował plany Lokiego, zabijając was wszystkich w jego dawnym domu, niestety moja własna kreacja, rządzący chaosem Karma wszedł nam wtedy w drogę. Teraz jednak Loki skierował go gdzie indziej. -ciemność powoli rozpadała się, Richter czuł jak wybudza się ze snu. Powoli dostrzegał ściany wieży, zalewane teraz blaskiem, wydobywającym się z jego własnej zbroi. - Więc nie martw sie rycerzu… ja dokończę jego dzieła. A gdy i ty przestaniesz istnieć, śmiertelniczka Rose przestanie być potrzebna. Spotkacie się na pewno, ja dotrzymuje obietnic. - Kronos rozmywał się, by zniknąć wraz ze słowami. - Cóż za żenada, iż ja muszę brać w tym udział…
Światło wystrzeliło na wszystkie strony, rozsadzając, całą górną część wieży więzienia. Richter odpadł na kolana, dymiąc z każdego otworu zbroi. Nie zginął, było to dziwne, ale ta moc nie miała go zgladzić, zapewne Kronos chciał usunąć wszystkich za jednym zamachem. Dysząc ciężko Richter wpatrywał się w odsłonięte teraz burzowe chmury. Coś jednak się z nimi działo, powoli rozstępowały się, niczym pod wpływem potężnego nacisku. Kiedy ciemność nieboskłonu rozstąpiła się, stało się jasnym, jakim katalizatorem miał być Richter. Drogowskazem, dla okrucha tego, co niegdyś stworzył Kronos.


http://vignette3.wikia.nocookie.net/...20140416065610

Kawałek gwiezdnego okrucha, wielki na tyle, że rzucany przez niego cień, wykraczał po za zasięg wzroku Richtera. Który powoli nadlatywał z nieba, prosto w stronę wieży.
Richter wpatrywał się w meteor dłuższą chwilę po czym zaczął cicho rechotać. Cichy rechot prędko zamienił się w opętańczy śmiech.
- Richter ty… głupcze. - rzucił pod nosem nie przestając się śmiać. Meteor leciał zabić wszytko w promieniu kilometrów jak nie więcej. Nigdy nie był bystry, to bezskutecznie próbowała mu wbić do głowy Krwistowłosa Eidith… jego matka. Zaufał Bogu i teraz miał otrzymać nagrodę. Jednak postanowił sobie kiedyś że bez walki nie da się zabić, więc zaczął działać.
Ostrze mroku zmaterializowało się w jego prawej dłoni, a szczęka rozwarła się na boki zbierając energię, jasnym zamiarem wystrzelenia jej w meteor. Następnie Richter wydłuży ostrze utkane z mroku i wystrzeli w stronę spadającego obiektu jak dysk. Przy małym promilu szczęścia rozłupie go minimalizując uszkodzenia jakie może wywołać. Albo zdechnie… ale to zależy tylko i wyłącznie od rzutu kości losu.
Załoga kapitana Czarnoskórego również nie miała zamiaru bezczynnie czekać aż przeznaczenie zdecyduje o ich życiu lub śmierci. Zabójcza Salwa stał na górnym pokładzie obserwując pole bitwy gdy gnom przy kokpicie manipulując przeróżnymi dźwigniami i konsolami przygotowywał wszystkie działa okrętowe do ostrzału. W tym też momencie na mostek wkroczył szaman i oznajmił spokojnym głosem:
- W razie najgorszego wszyscy którzy będą szukali ratunku niech chwycą się mnie.
Desmond tymczasem wzbił się w powietrze na odrzucie z nóg przekształconych w okrętowe działa, a jego ramiona przeobraziły się w lufę gigantycznego lasera na czubku której zaczęła gromadzić się energia mająca wystrzelić w meteor.

[media]https://www.youtube.com/watch?v=Y-MX__zgqZM[/media]

Paszcza Richtera rozwarła się wypuszczając z siebie potężny strumień szalonej energii. Atak uderzył w meteor razem z salwą Desmonda i okrętu pirackiego. Moc rozlewała się po okruchu kosmicznego pyłu, krusząc go, jednak przy jego rozmiarach uszkodzenia nie były nawet widoczne. Jedynym co można było dostrzec, to minimalne zmniejszenie prędkości pocisku Kronosa.
Tak samo wirowanie Richtera, który uderzył w meteor ze swoją monstrualną silą niewiele dało. Co prawda ciął i kruszył wszystko na swej drodzę, jednak obszar był po prostu zbyt wielki. Czuł jak jego mięśnie krzycząc wściekle, gdy przeciwstawiały się masie ogromnego obiektu.
- Co to jest!? - fala błękitu wystrzeliła ze zniszczonego szczytu wieży, z małym mnichem na szczycie. Jego niebieska klatwa uderzyła w meteor, starając sie go spowolnić. - Skąd to się t uwzięło?! - malutki człowieczek, pierwszy raz pokazał jakieś emocje po za wyrachowanym spokojem.
Richter ani na chwilę nie przestawał drążyć dziury w meteorze, musiał sie dostać jak najgłębiej.
-”Dla twojego własnego dobra radze ci się udzielać, rozsadzimy to od środka.” - Mruknął w myślach do swojej znacznie gorszej połówki. Gdy będzie już dostatecznie daleko, Ryknie z całej swej mocy i wystrzeli mackami we wszystkie strony, dodając do tego promień czarnej energii z paszczy.
- I co nam to da geniuszu, rozłupiesz kurewsko wielki kamień, na dwa troche mniej kurewsko wielkie. Jaki w tym cel?
- Przebić się na wylot… potem będziemy mieli podręcznikowy przykład selekcji naturalnej wśród parobów Gorta. -
Mimo iż widział jak daremne są jego wysiłki, snajper nie miał zamiaru się poddawać. Poraz kolejny przywołał w sobie moc przebudzonego szatańskiego owocu, a na okręcie pod nim zaczęły wyrastać dziesiątki gigantycznych dział pokrywając niemal każdy wolny skrawek kadłuba, a wszystkie wycelowane były w miejsce przez które rycerz przebił się do wnętrza meteoru. Nie dawało im to co prawda wielkich szans na uniknięcie zagłady, jednak strateg zdawał sobie sprawę że jedynym sposobem na zniszczenie czegoś tak ogromnego było skupienie całej siły ognia w jednym miejscu i osłabienie jego konstrukcji.
Wtem zaczęły zbliżać się do niego dwie postacie w których Salwa wyczuł swych nakama. Byli to Rico oraz William z załogi Smoczych Pazurów, którzy lecąc na podmuchach magicznego wiatru podfrunęli do niego i obaj położyli dłonie na jego barkach.
- Nie wiem czy masz jakiś plan, Desmondzie, ale bez kapitana w tobie cała nasza nadzieja - oświadczył sternik.
- Nie z takich opresji już wychodziliśmy, czyż nie? - dodał młody nawigator, zamykając oczy by skupić się na magii przepływającej przez jego dłonie.
Rycerz słyszał za soba nawałnicę strzałów ludzi Gorta. Kawały meteoru opadały w dół, lądując w oceanie i na pobliskich równinach. Jednak problemem zaczęła się robić… prędkość. Richter wytracał powoli pęd, a z racji na wielkość meteoru do środka wciąż bylo daleko. Takim tempem nie miał szans zdążyć przed zderzeniem kamulca z ziemią.
- Ej ty! - z ciemności w tunelu dobiegł go głos. Richter szybko wypatrzył niebieskie punkciki, które po chwili zmieniły się w oczy małego mnicha, którego widział już kilka razy. - Przeklęty łowco, chcesz zatrzymać ten głaz? - w głosie malca dało się wyczuć przerażenie.
- W miarę możliwosci. - Odparł nieprzejęty Richter. - Albo zrobić tak by mnie nie zabił. Zależy… które przyjdzie łatwiej. - Dodał po chwili, łapiąc parę oddechów.
- Wiem że jesteś silny, inaczej miecz grzechu nie chciałby cie zabić. Powiedz mi...czy dwóch takich jak ty, dałoby rade utrzymać ten głaz? - zapytał prędko mnich.
Richter nie do końca nadążał za rozumowaniem mnicha, ale odpowiedział wzruszając ramionami.
- Pewnie tak… ale jak sobie to wyobrażasz nie pojmuję. -
- Musisz mi zaufać. - mała dłoń została wystawiona w stronę wojownika. - Teraz nie liczy się kim jesteśmy wojowniku. Liczy się przetrwanie.
- Jeśli to jakaś sztuczka… - Ostrzegł Richter, wystawiając dłoń. Miał jakiś dziwny awers do podawania nieznajomym ręki.
Obaj zniknęli, by po chwili wyłonić się z plamy błękitu kilka metrów pod metaorem. Była ona niczym wielka taca, trzymająca się na ciękiej nóżce, wyrastającej z szczytu wieży. Gdy stopy Calamitiego dotknęły błękitu, po drugiej stronie pojawił się jego klon z energii, małpujący wszystkie ruchy zbrojnego.
- Jest równie silny co ty, zrobi to co ty. -mnich uniósł w gore głowę. - A więc przeklęty rycerzu, pokaż ile warta jest twoja krzepa.
Richter zaparł się nogami o kamienne podłoże i wystawił obie ręce w górę opierając je na błękitnej “tacy”. Cała jego zbroja zaczęła skrzypieć od nacisku, gdy jeszcze zaparł się głową o meteor.
-” Udzielaj się. - rzucił w myślach na prędce. Jeśli Riri to zrobi, to klon Calamitiego też powinien zareagować w ten sam sposób, dając w wyniku cztery pary przeklętych łapsk.
“- To wygląda na prawdziwą...ZABAWĘ!” - Riri wyszczerzył swe mentalne zębiska a czarne jak noc dłonie wyrosły z dwóch ciał Calamitiego. Ciężar zdawał się być dzięki temu coraz mniejszy,a po chwili na scenie pojawiła się jeszcze jedna iskierka nadzieji.
- Co jest Puszka, jeszcze sobie z tym nie poradziłeś? - Gort, dopiero co wskoczył z impetem na błękitną platformę. Jego demonicznie wyglądające ramię, zaczęły otaczać kości czarne jak węgiel.
- Pozwól że przyłożę do tego rękę. - zarechotał wesoło on, jak i jego klon który pojawił się na niebieskiej platformie. Z całej siły uderzyli oni w wielki kamień, co wraz z naciskiem łącznie ośmiu ramion przeklętego Rycerza, przyniosło piorunujący efekt.


http://orig01.deviantart.net/cb22/f/...t1-d8dj1wv.jpg

Kamulec nie wytrzymał skondensowanej mocy, która rozsadziła go na sporo, o wiele mniejszych części. Te niczym, deszcz, zaczęły spadać na okolicę, wybijając kolejnej dziury w więziennej twierdzy, oraz zmieniając lokalny krajobraz.
Richter wyszczerzył się pod hełmem, po czym wydał z siebie triumfalny ryk. Kawałek kamulca rozbił mu się o hełm, więc prowizorycznie uniósł lewą rękę, na której objawiła się tarcza utkana z mroku.
- Nie śpieszyłeś… się/ - mruknął do Gorta.
- Nie sądziłem że znowu będziesz potrzebował pomocy. - Gort zarechotał. - Des mi dał znać co się dzieje. Teraz musimy się pospieszyć i zejść na dół, ktoś zatrzymuje Łowcę w drodze do tej elfiej pokraki. - Gort spojrzał na Richtera wyczekująco.
-Miejmy to… za sobą… - rzekł Richter dematerializując tarczę, po czym przeniósł się kawałek w przód by dołączyć do Gorta. Miał szczerze dość wrażeń jak na jeden dzień… coś co rzadko mu się zdarzało.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline