Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2016, 19:38   #77
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Drzewo wisielców, Ostland
7 Kaldezeit, 2526 K.I.
Południe


Konary wiekowego dębu uginały się pod ciężarem kilkunastu wisielców, których z trudem podtrzymywały. Ten groteskowy widok zmroził krew w żyłach nie tylko mieszkańcom wioski, ale także najemnikom, którzy choć zwiedzili połowę znanego im świata, to nie byli przygotowani na podobne obrazy. Jak się wkrótce okazało; nie musieli czekać zbyt długo, aby móc wyładować pokłady drzemiącego w nich gniewu.
Albert Schulz wzniósł poszczerbiony miecz na widok przeciwników wyłaniających się z otaczających polanę zarośli. Przebijające się przez korony drzew światło słoneczne odbiło się od wiekowej klingi, nadając jej rzucający się w oczy poblask. Stary wojownik nie odezwał się nawet słowem; nie musiał, gdyż przedzierające się przez gęste krzewy potężne bestie o głowie byka i tułowiu człowieka, spowodowały wystarczająco wiele hałasu, aby zwrócić na siebie uwagę reszty jego towarzyszy. Na moment zapadła ponura cisza, którą przerywało jedynie trzeszczenie naprężonych sznurów, na których powieszeni zostali mieszkańcy Krasunick.

Ściągnięta twarz byłego żołnierza Imperium nie zdradzała żadnych kryjących się w jego sercu emocji, lecz jego błękitne niczym letnie niebo oczy, błyszczały od kryjącej się za nimi furii i z łatwością rozbłysnęłyby żywym ogniem, gdyby było to fizycznie możliwe.
Uzbrojone w potężne topory i kiścienie, minotaury głośno zawyły, gdy znalazły się dostatecznie blisko, aby rzucić się ślepą szarżą w stronę chłopów, ci zaś wycelowali w ich stronę znajdujące się pod ręką łuki, kusze, rusznice i garłacze. W jednej chwili zasypano by wrogów lawiną pocisków, gdyby nie stanowczy rozkaz ze strony Schulza, który dzięki dekadom spędzonym na froncie, dobrze wiedział, że zbyt wczesna salwa może się okazać kompletnie bezskuteczna.
- Czekać…! - Jego donośny, zachrypnięty głos przetoczył się po polanie, a zgromadzeni wokół dębu chłopi z trudem powstrzymali cięciwy przed wypuszczeniem strzał.
- Czeeeeeekać...! - Powtórzył, kiedy dzielił ich dystans zaledwie dwudziestu metrów od szarżujących bestii. Pod ich rozpędzonymi, masywnymi cielskami ziemia zadrżała.
- OGNIA! - Wzniesiona ku niebiosom klinga opadła w dół i w tym samym momencie zawtórował jej potężny wystrzał z broni palnej oraz zsynchronizowane ze sobą brzęczenie zwolnionych cięciw. Gęsty dym z garłacza przesłonił na chwilę obraz bitwy, lecz przerzedził się niemalże równie szybko jak się pojawił. Wśród przekraczających dziesiąty metr wrogów, kilku przewróciło się pod siłą uderzenia, lecz po chwili wstali na równe nogi, pokonujące ostatnie kroki dzielące ich od ludzi.
- Chwytać za broń! Wyślemy ten czarci pomiot z powrotem do piekieł, z których się wynurzyli! - Schulz krzyknął na całe gardło i nie czekając na zbliżającego się minotaura, sam popędził w jego stronę, chcąc tym prostym aktem odwagi dodać otuchy reszcie swoich towarzyszy.

Biegnąc ku przeciwnikowi, starzec zauważył kątem oka błysk światła, gdzieś za swoimi plecami i w tym samym momencie bestia, przeciw której szarżował, upuściła niezdarnie swą broń. Natychmiast wykorzystał nadarzającą się okazję i bez chwili wahania wbił wystawione do przodu ostrze miecza w okryty skórzaną kurtą korpus potwora.
Klinga przeszyła zbroję i zatopiła się po samą rękojeść w ciele przeciwnika, który tubalnie warknął pod wpływem ogarniającego go bólu, lecz mimo to udało mu się zdusić krzyk. Ignorując agonię, monstrum naparło mocniej na ostrze miecza, które zagłębiło się jeszcze głębiej w jego tułowiu - był to niebywały wyczyn, który wywarł wielkie wrażenie na starym żołnierzu, lecz ten zdążył już na własnej skórze poznać tą starą sztuczkę zwierzoludzi i był na nią dobrze przygotowany.
Schowana w żelaznej rękawicy zaciśnięta pięść potwora pomknęła na spotkanie z twarzą wojownika, lecz ten zdążył w ostatniej chwili wykonać unik, pozwalając przeciwnikowi zatoczyć się pod impetem własnego ciosu. Mimo gwałtownego ruchu, Schulz nie puścił oręża, którego ostrze rozpruło jeszcze bardziej wnętrzności minotaura, tym samym doprowadzając do wewnętrznego krwotoku, który nie rokował świetlanej przyszłości.
Razem upadli twardo na grząskim gruncie. Przyszpilone mieczem monstrum wrzasnęło z bólu, a w jego czerwonych ślepiach po raz pierwszy pojawił się strach, kiedy dociskający go do ziemi wojownik wyciągnął z jego ciała skąpaną we krwi klingę, by na powrót zatopić ją w jego sercu. Schulz nie miał litości, podobnie jak po stokroć przeklęty Ragush Krwawy-Róg, który powiesił blisko połowę uprowadzonych mieszkańców wioski na gałęziach wiekowego dębu. W jego oczach czaiła się jedynie żądza okrutnej zemsty, której posmak był słodszy od jakiegokolwiek innego uczucia.

Wzniesiona w niebiosa klinga z impetem przebiła czarne serce potwora, który cały zadrżał pod siłą uderzenia, a następnie bezwładnie przekrzywił łeb i wywalił jęzor z na wpół otwartej paszczy.


- Do boju synowie Sigmara! Niechaj strach pozostanie obcym waszym sercom, gdy staniecie naprzeciw dzieciom Chaosu! Nie okażcie krzty litości, bo wy jej z rąk wrogów nie zaznacie! - Wydarł się na całe gardło brat Lambert, po czym minął walczącą obok z minotaurami Lexę i natarł z nadanym przez nogi impetem na najbliższego sobie przeciwnika.
Ciężki młot z wyrytymi na głowni runami, zatoczył szeroki łuk w powietrzu i opadł wprost na głowę bestii, która jakimś cudem oparła się sile ciosu. Gruba czaszka byka wytrwała pierwsze uderzenie, lecz kolejne nadeszło z nieco mniej spodziewanego kierunku, bo od dołu.
Wystrzelone w górę kolano trafiło prosto w pachwinę potwora, pozbawiając go tchu w płucach. Minotaur zgiął się z bólu, starając się złapać powietrze i był to ostatni błąd jaki popełnił w swoim mocno burzliwym życiu. Kolejny zamach młotem opadł z kowalską precyzją wprost na potylicę potwora, która pod potężną siłą uderzenia pękła jak dorodny arbuz, odsłaniając niezbyt imponujące wnętrze.
Przypominająca zwieńczenie kadłuba okrętu broń zatopiła się w mózgu potwora, posyłając jego resztki wraz z odłamkami czaszki na walczącego nieopodal Kasimira, któremu ogarnięty nieposkromionym szałem przeciwnik sprawiał wyraźne kłopoty.

Młody grabarz wyprowadził na odlew potężne cięcie krasnoludzkim toporem, które miało spore szanse, by wypruć flaki minotaura z chirurgiczną precyzją, lecz dziki stwór w porę odsunął się i wyprowadził zdumiewająco szybki kontratak ciężkim kiścieniem, którego zawieszone na łańcuchach żelazne czaszki przecięły ze świstem powietrze, mknąc na spotkanie z głową młodzieńca.
Kasimir wiedział, że stojąc w miejscu spotka go podobny los, który dotknął przeciwnika walczącego tuż obok brata Lamberta, więc postanowił zaryzykować i nie powstrzymał rozpędzonego topora, pozwalając ciężkiej broni pociągnąć siebie na bok.
Wprawiony w ruch masywny oręż przeciął powietrze kilka centymetrów od jego głowy, muskając mu włosy - co przyjął z niekrytą ulgą. Minotaur, z którym walczył był wyraźnie starszy od reszty swych pobratymców, a jego ciało znaczyło wiele imponujących blizn, co musiało przekładać się to na większe doświadczenie w walce, o czym zresztą młodzieniec szybko się przekonał.
Po pierwszym nieudanym kontruderzeniu, rogaty humanoid okręcił się wokół własnej osi, raz jeszcze posyłając trzy zawieszone na łańcuchach żelazne kule w stronę wioskowego grabarza, który w ostatniej chwili uchylił się przed tym niespodziewanie potężnym atakiem.
Unik najwyraźniej zaskoczył przeciwnika, bowiem po wyprowadzeniu chybionego ciosu, został zmuszony wypuścić z rąk broń, aby pochwycić nadlatujące w stronę jego głowy ostrze topora. Nie był to jednak zbyt dobry pomysł, gdyż starożytna klinga z łatwością pozbawiła go dłoni i uczyniłaby to samo z jego szyją, gdyby się w porę nie odsunął.
Minotaur zatoczył się o kilka kroków do tyłu, po czym zdrową ręką sięgnął za wiszący u boku postrzępiony miecz, zupełnie ignorując tryskającą strumieniem krew z rannego kikuta, lecz nim zdążył unieść broń do następnego ciosu; zza pleców spadł na niego ciężki młot Lamberta, raz na zawsze gasząc iskry życia w jego plugawych oczach.


Pokonanie kolejnego przeciwnika dało kapłanowi chwilę wytchnienia, którą poświęcił dokładnemu przeanalizowaniu otaczającego go pola bitwy. Wszystko wskazywało na to, że Sigmar stał po ich stronie, albowiem znajdujący się na drugim krańcu polany Schulz mordował z niepohamowaną żądzą krwi w oczach kolejnego przeciwnika. Nieco dalej od niego, Magnus spychał do tyłu otaczające go bestie kunsztownie wykonanym zweihänderem, a Katarina miotała magicznymi pociskami we wszystkich kierunkach, kładąc pokotem wroga za wrogiem.
Ten ostatni widok wstrząsnął potężnie zbudowanym kapłanem, który zmierzył wioskową kobietę równie morderczym spojrzeniem, którym wcześniej obdarzył swych przeciwników. Postanowił chwilo zignorować ten drobny problem, którego miał zamiar ostatecznie rozwiązać po zakończeniu walki.

Reszta chłopów wraz z ludźmi Lamberta mężnie broniła się, przyparta do grubego pnia wiekowego drzewa. Dzięki znacznej przewadze liczebnej udało im się otoczyć pozostałych wrogów, którzy szybko dołączyli do poległych za sprawą toporów Lexy i kunsztownie wykonanego młota Thravara, który walcząc z wrogiem śmiał mu się prosto w twarz, kpiąc sobie z jego niezdarnych ciosów.
Harpia z Norski po raz kolejny toczyła zacięty bój z dwoma bestiami na raz, które przyjął na swojej tarczy Adar, tym samym ignorując wszelkie zachowawcze instynkty. Dzięki odwadze młodego mężczyzny udało się im przedrzeć przez obronę przeciwników i zakończyć ich marny żywot możliwie jak najszybciej, w czym przydatny okazał się być Dziadek Rybak, którego potężne zaklęcie obezwładniło jednego z przeciwników. Potwór żyłby dalej, gdyby nie wystrzelona z łuku Klausa strzała, która przeszyła gardziel podnoszącej się z błota bestii.

W walce mieszkańcy Krausnick okryli się taką samą chwałą co zaprawieni w boju najemnicy; bili się do samego końca i pomimo przewagi fizycznej przeciwnika, udało im się przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę i dokonać niemożliwego. Minotaury padały pod orężem połączonych sił ludzi Lamberta oraz Schulza, którzy zgodnie ze słowami kapłana, zabijali bez krzty litości ostałych przy życiu wrogów.
Na ostatniego z przeciwników rzucił się Grom; wyrośnięty wilczur Katariny, który dzięki impetowi nadanemu przez wszystkie cztery łapy, zdołał powalić go na ziemię, gdzie próbował zacisnąć szczęki na gardzieli bestii. Stwór był jednak szybszy i na chwilę przed rozdarciem gardła, wepchnął zakrzywiony sztylet w odsłonięty bok psa, tym samym zrzucając go z siebie.
Ranny Grom natychmiast odsunął się od bestii. Zdołał pokonać jeszcze kilka kroków w stronę swojej pani, wyraźnie przy tym kuśtykając, lecz nie zdążył do niej dotrzeć, gdyż mniej-więcej w połowie drogi przewrócił się na bok, targany przedśmiertnymi konwulsjami.

Dostrzegając nadarzającą się okazję, minotaur postanowił podnieść się na nogi i uciec z otoczonej przez chłopów polany, kiedy nagle stanął nad nim Schulz z wymierzonym w gardło ostrzem miecza.
- Ani mi się waż! - Warknął przez zaciśnięte zęby weteran Burzy Chaosu. W tym samym momencie u jego boku pojawiła się Lexa z szaleńczym uśmiechem na twarzy. W zaciśniętej dłoni ściskała ociekającym krwią wrogów topór, którego wzniosła nad głowę gotowa zatopić ostrze w czaszce leżącego w błocie potwora. Jego los był już przypieczętowany…


- Ha! Na nic wasze starania! - Zaśmiał się nerwowo ranny minotaur, po czym w połowie śmiechu zakrztusił się i splunął obficie krwią na błotnistą ziemię pod sobą. - Nigdy już nie ujrzycie swych rodaków… - kontynuował w Reikspielu, choć akcent, którym się posługiwał przywodził na myśl mieszkańców Kislevu. Był jednak inny, wypaczony przez dzikość z jaką mówił mieszkaniec lasu.
- Dokąd ich zabraliście?! Gadaj, skurwysynu! - Krzyknął wyraźne wyprowadzony z równowagi Schulz; przycisnął mocniej ostrze swego miecza do szyi stwora, naznaczając ją kolejnym ociekającym krwią nacięciem. Myśl o utracie bliskich była jedyną rzeczą, z którą nie był w stanie się pogodzić.
- Daleko stąd… znacznie dalej niż sobie wyobrażasz, stary człowieku! - Odparł stwór z wyraźną kpiną w głosie. Jego przerażający pysk, wykrzywił się w drwiącym uśmiechu, którym stwór obdarzył stojących nad nim ludzi.
- Ich krew posłuży do splugawienia kielicha boga-człowieka. Nada on moc naszym wojownikom, którzy utopią waszą nędzną ziemię w morzu krwi! A wszystko to w imię Khorr… arghhh… - reszta jego słów utonęła w nieartykułowanym bulgocie, kiedy poszczerbiona klinga miecza rozpruła mu gardło.
- Sram na twego boga - warknął Schulz z wyraźnie słyszalną pogardą w głosie. Stary wojownik splunął z obrzydzeniem na splugawioną krwią potwora ziemię przed sobą, po czym obrócił się na pięcie i ruszył w stronę potężnego dębu, pod którym miało miejsce równie interesujące zamieszanie.


Podczas gdy Schulz przesłuchiwał śmiertelnie rannego minotaura, Lambert podszedł znienacka do Katariny i silnym ruchem dłoni przyparł ją do pnia drzewa, tuż obok rozciągniętej na sznurach mistrzyni.
- Nie jesteś osobą, za którą się podajesz… WIEDŹMO! - Groźnie zaakcentował ostatnie słowo, przypierając przerażoną dziewczynę jeszcze bardziej. W jego oczach czaił się gniew, a jego dłoń zacisnęła się niebezpiecznie na rękojeści młota i tylko wrodzona ludzka ciekawość powstrzymała go przed zakończeniem żywota młodej kobiety.
Kapłan bitewny bardzo wątpił, aby była ona koncesjonowaną czarodziejką, mając na uwadze jej kłamstwa, którymi zaślepiała umysły chłopów z Krausnick. Nie miał też zamiaru okazać jej krzty litości, wiedząc, że takie osoby są tykającą bombą, nawet jeśli mają dobre zamiary. Jak powiadał jego dawny mistrz; dobry czarodziej to martwy czarodziej - i tego miał zamiar się trzymać.
Przyparta do drzewa dziewczyna przez krótką chwilę próbowała w jakikolwiek sposób wyrwać się, lecz po chwili przestała. Z jej oczów wciąż płynęły łzy. Popatrzyła się na kapłana zasmucona, lecz nie był to wzrok błagający o litość. W kilka minut straciła wszystko. Dosłownie. Komuś może się odechcieć żyć.
- I co teraz zrobisz, Sigmaryto? Zabijesz mnie upodabniając się do pomiotów Chaosu, z którymi wspólnie walczymy i tu, i na północy chroniąc nasze domy? - Jej łamiący się głos był cichy, wręcz zbliżony do szeptu, lecz widać było, że próbowała zachować względny spokój.
Cała drżała. I ze strachu, i z zimna, i z tłumionego płaczu.
- Najchętniej spaliłbym ciebie na stosie, ale obawiam się, że reszta tych zasrańców rzuciłaby się tobie z pomocą - odparł pozbawionym emocji głosem, po czym przeniósł wzrok na znajdującą się tuż obok martwą kobietę, której rysy twarzy zdradzały te same kislevskie korzenie.
- Kimże ona była dla ciebie? - Zapytał poprawiając chwyt na stylisku młota.
- Niczego się nie nauczyliście w Imperium. Jesteśmy waszą ostatnią linią obrony przed Chaosem, a wy dalej nas potępiacie - skomentowała słowa Lamberta mrużąc oczy.
- To była kobieta, z którą spędziłam większość lat swego życia. Właściwie jedyna osoba, którą widziałam w ciągu tego całego czasu - odpowiadając z jej oczu popłynęła kolejna strużka łez, jednocześnie siłą się powstrzymywała od spojrzenia na to, co zostało z jej mistrzyni - Była mi jak matka - słodka niczym miód, chłodna niczym lód.
- Czarownicą podobną do ciebie, tak? - Spytał kapłan zupełnie ignorując wymijającą odpowiedź młodej niewiasty, po czym wzniósł młot do ataku.
- Nieważne skąd pochodzisz, piętno Chaosu musi zostać wymazane! Niebawem spotkasz się ze swoją mistrzynią, w piekle! - Wykrzyczał jej w twarz brat Lambert, po czym wykonał potężny zamach młotem, który miał zakończyć jej cierpienie, kiedy nagle szybkie uderzenie poszczerbionego miecza wybiło mu broń z dłoni. Końcówka znajomej klingi dotknęła jego piersi, a po chwili odezwał się głos Schulza:
- Nie waż się jej tknąć - zagroził przepychając wystawionym ostrzem miecza kapłana z dala od kobiety. Stary żołnierz stanął wtedy między nim, a Katariną, łypiąc na Lamberta spod łba.
- Nic ci nie zrobiła, a jedynie ocaliła twoich ludzi przed niechybną śmiercią. Wiele jej zawdzięczamy, ale wątpię, aby ktoś twojego pokroju był w stanie zdobyć się choćby na przeprosiny - dodał starzec nie odrywając wzroku od kapłana, który po raz pierwszy spoglądał mu w twarz z niekrytą nienawiścią w oczach.
Dotychczas czekająca z zamkniętymi oczami na niechybną śmierć dziewczyna dopiero je otworzyła nie mogąc uwierzyć w scenę, która właśnie się rozgrywała przed jej oczami. Wyrwała się z przypominającego imadło uścisku i stanęła obok Alberta wpatrując się pustym wzrokiem w ziemię, starając się stłumić poczucie winy.
- Wszyscy musimy się wspierać nawzajem, a nie zabijać. Przepraszam, panie Schulz, nie chciałam tego - wymamrotała pod nosem na tyle głośno, by obaj mężczyźni ją usłyszeli. W jej oczach nie było złości, gdy spoglądała na Sigmarytę, lecz współczucie spowodowane pewnością, że ktoś musiał mu jednak wyprać umysł nakazując mordowanie i niszczenie wszystkiego, co nawet może wyglądać na Chaos, a nim nie być.
Albert Schulz przekrzywił głowę w jej stronę nie odrywając spojrzenia od kapłana, który wciąż znajdował się na końcu jego miecza.
- Nie obawiaj się, niczym nie zawiniłaś - powiedział pocieszająco, po czym zwrócił się do kapłana:
- Daruj sobie. Katarina pomogła nam i dalej będzie nam pomagać. Nie masz prawa odbierać jej życia tylko dlatego, że jest inna... - W jego poważnym głosie czaiła się nutka groźby, szybko jednak zmienił temat, chcąc załagodzić napiętą atmosferę:
- Dowiedziałem się od rannego minotaura, że zwierzoludzie pragną splugawić ten wasz puchar krwią niewinnych. Prowadzą ich stronę Krwawego Głazu, który rzekomo znajduje się u podnóża Gór Środkowych, a przynajmniej tak mówią legendy.
- Skąd wiesz, że właśnie tam? Zdradził ci to przed śmiercią? Toż to czysty podstęp - zakpił sobie łysy sigmaryta, spoglądając z pogardą na stojącego przed nim chłopa. Po chwili przeniósł wzrok z powrotem na kobietę, która skuliła się pod jego morderczym spojrzeniem wykonując ruch taki, jakby chciała się schować za Albertem.
- Plugawe dziecię Chaosu - dodał nie kryjąc na twarzy obrzydzenia.
- Nic takiego mi nie powiedział - odezwał się spokojnym głosem Schulz, ignorując tym samym krzywe spojrzenie kapłana i jego pełne pogardy słowa, które kierował pod adresem młodej kobiety.
- Nasi wrogowie noszą symbole Khorne’a. Te same widziałem na sztandarach hord Chaosu na polach Erengradu, czego nigdy nie zapomnę. Zdradził jedynie, że chcą splugawić kielich krwią niewinnych, a to samo w sobie wiele mówi - kontynuował stary wojownik, a stojący przed nim kapłan powoli zaczął uspokajać się, chłonąc każde słowo starca z niepokojącymi iskrami w oczach. - Nieliczni, którym udało się wyrwać ze szponów bestii, opowiadali historie o ukrytym wśród górskich szczytów potężnym ołtarzu, gdzie praktykowano plugawe rytuały na cześć boga krwi. Nie mam pojęcia jak to działa, ale jeśli opowieści o magicznych właściwościach pucharu są prawdziwe, to z pewnością jego moc posłuży do wzmocnienia hord Chaosu, a wszystko to pod samym nosem Imperatora.
Mina kapłana Sigmara natychmiast stężała, a jego usta wykrzywiły się pod malującym się na twarzy nieokiełznanym gniewem. Brat Lambert obrócił się plecami do starego żołnierza, który w tym samym momencie opuścił swój miecz, lecz wciąż nie spuszczał oczu z przywódcy najemników.
Hieronim ruszył w stronę swoich ludzi, którzy stali rozproszeni zaledwie kilka metrów od niego, ściskając gotowy do użycia oręż i tylko trudna w ocenie sytuacja powstrzymała ich przed zaatakowaniem Schulza.
- Idziemy! - Sigmaryta odezwał się w ich stronę głosem, który bardziej przypominał pomruk wściekłego psa. Nim ktokolwiek z nich zdążył odpowiedzieć, kapłan minął najemników i udał się kierunku otaczających polanę zarośli.
- Mamy rannych - rzucił za nim Schulz, choć w głębi ducha cieszył się, że Lambert postanowił ich opuścić.
- Gdzieś mam twoich rannych. My sobie poradzimy - odezwał się kapłan, nawet nie racząc odwrócić się. Po krótkiej chwili zniknął on z oczu reszty pozostałych przy życiu mieszkańców Krausnick, zostawiając ich samych na polanie w otoczeniu rannych oraz martwych.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline