Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2016, 23:41   #8
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
The king is born

Trwało to zaledwie kilka godzin, jednak dzień niesamowicie się przez nie wydłużył. Było to nieco męczące, ale dużo bezpieczniejsze niż się wydawało. Na początku zachowanie Daniela zasiało niechęć jak i chciwość w sercach zebranych. Rozdzielili się. Teoretycznie powinni szybko umrzeć, zaskoczeni przez nieznane istoty i pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia. Nie byli odważni, żaden z nich nie był. Mieli za to brawurę. Przełknęli obawy razem z śliną, przestali myśleć o potencjalnych zagrożeniach, albo zwyczajnie przecenili wartość potencjalnej nagrody. Nie było tak źle. Dużo osób wróciło przez portal z zyskiem. Nigdzie by nie zaszli zamiatając podłogi, wyłącznie praca łowcy zapowiada dość zysku aby móc faktycznie zdobyć jakieś znaczenie w potencjalnie pozbawionym końca istnieniu pośród bogów.

Powitał ich widok tej samej kościanej karykatury co poprzednio, może tylko nieco lepiej ubranej niż wcześniej. Uśmiechał się do nich gorąco, karząc czekać aż wszyscy zbiorą się razem. Gdy ostatnia osoba wróciła i odetchnęła, kazał im stanąć w szeregu.
-Dobrze, to teraz do formalności. Tu się nawet nie składa podpisów, już mam wasze karty. – zapewnił. - Kto postanawia odejść? Kto odpuszcza sobie ten zawód? – spytał, z gorącym uśmiechem. Naturalnie nikt się nie odezwał.
-Potem się nie da. – ostrzegł.
Znowu jednak, żadnej odpowiedzi. Milczał jeszcze przez chwilę.
-Policzę do pięciu. – postanowił. - Namyślcie się. – jego uśmiech coraz mniejszy.
-Raz.
-Dwa.
-Trzy. – Trzykrotnie mniejszy. Nikt się jednak nie wyłamał.
-Cztery. – Już chyba każdy miał złe przeczucia, ale...przecież nie mieli lepszego wyboru. I nie było tak trudno.
-Pięć. – zakończył bez uśmiechu. - Jak chcecie. Witam. – poprawił się nieco, wyjmując z wewnętrznej kieszeni garnituru kilka dokumentów.
-Witam was jako siłę roboczą Purity Corporation. Waszym zadaniem jest czynna walka z plagą. Wasz wymiar pracy obejmuje dwadzieścia cztery godziny na dobę. Siedem dni w tygodniu. Podczas pracy nie wolno wam opuszczać terenu instytutu, nie licząc transportu na front przez bramy. Przysługują wam trzy dni urlopu rocznie.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HUjWlx3xhbk[/MEDIA]
Wcześniej nikt im tego nie tłumaczył ale teraz wszystko stało się jasne. Front walki z korupcją nie był organizmem państwowym, tylko prywatnym, zrobiono z nich zwykłych roboli a w dodatku zabroniono kontaktu z zewnętrznym światem. Nawet z tysiącami wartości w wypłatach czy z ogromnymi pokładami EX, nie będą mieli żadnego znaczenia w świecie poza instytucją. Zostali zdegradowani.
Przyszli tutaj jako diabły, iskry pozbawione motywacji po niefortunnej porażce w edukacji, jednak z szansą. Z nadzieją na ponowne rozpalenie dzięki obietnicą dla walczących na froncie. Teraz byli zamknięci w innym świecie. Nie byli lepsi od...aniołów i demonów. Gorsi od diabłów. Nie mający znaczenia nigdzie poza niewielką, zamkniętą strefą. Na jak długo? Do śmierci czy końca plagi? Plagi z którą nie wiadomo jak walczyć?

-Teraz przejdźmy do szczegółów. – odezwał się szkielet. - Baza instytucji to ogromny kompleks liczący tysiące kilometrów wysokości, wbudowany pod ziemię ogólnoboskiej domeny. Znajdujemy się teraz na samym dole, przy bramie wyjściowej. Tuż nad nami są instytucje treningowe, zbrojownie oraz wydział eksterminacji i jego baraki. Tuż nad nimi, wydziały przemysłowe. Jeżeli potrzebujecie jakiegoś konkretnego produktu albo licencji, tam macie się rozglądać. Nad przemysłem jest wydział badawczy i jego baraki. Nad nimi, piętro konsumenckie. Tam macie jadalnie, kasyno, kino, ogólnie pojęte miejsca dla odpoczynku. Ponad tym, organizacja, strategia i wydział sprawiedliwości. Tylko członkowie wydziału i wysoki personel mają wstęp. Wyżej jest tylko administracja i hol wejściowy z ogrodami. Zazwyczaj wolno wam siedzieć w holu, ale dzisiaj odwiedza nas jeden bóg, więc sobie darujcie. – wyjaśnił, czytając z papierów, po czym je schował. - Macie do jutra zaaplikować się do wydziału u jego lidera. Liderzy mają prawo was odrzucić, gdyby to nastąpiło u wszystkich, zgłoście się do administracji o przymusowe wcielenie. Pytania? - po momencie szkielet przypomniał sobie o czymś. -Ah, tak. Za pierwszy dzień przysługuje wam 1500 wartości wypłaty. Powinno wam wpłynąć na konto za jakąś godzinę czy dwie.
- Magicznie. Czym zajmują się wydziały? Czego wymagają? Za co płacą? Co dają? - Bless oczekiwała, że skoro już wcielili ich do samobójczych oddziałów niewolniczych to może wreszcie podzielą się czymś więcej niż wiadrem niedoinformowania.
-Jak nazwy podałem w nieznanym języku, to może ci być potrzebny słownik. - zdziwił się pytaniami szkielet. - oczywiście płacą za zbieranie kwiatków i sprzątanie kibli, a dają w nagrodę medale i cukierki. - wzruszył ramionami.
- Zajmujesz się nami pewnie za karę, ale mniej litość. - diablica nie ustępowała Thośkowi - Rozumiemy że eksterminacja zajmuje się eksterminacją a badacze badaniami ale czym np zajmuje się sprawiedliwość? I o wszystkie trzy pytam w kontekście co będziemy robić i czym będzie się to różnić. Jak mamy aplikować do wydziałów skoro nie wiemy co to za wybór? A może po prostu nie ma wyboru? I tak wszystkie trzy nas odrzucą i tak zrobicie losowanie?
-Sprawiedliwość zajmuje się tym co Justice sobie wymyśli, to jedyny wydział pod nadzorem Boga. Reszta jest logiczna, różnią się tylko priorytetem, ostatecznie wszyscy walczycie z plagą. - zakręcił oczyma.
Daniel nie skomentował nawet słów diablicy. Prośba o litość? Uniżenie? Obawa przed odrzuceniem? Na jego twarzy pojawił się pełen pogardy uśmiech. Chłopak z trudem powstrzymywał donośny, rozbrzmiewający na całe pomieszczenie śmiech. Przecież nie wypadało zrażać do siebie poddanych nim nie zyska się faktycznej władzy.
- Czy cokolwiek, oczywiście poza nastawieniem ewentualnych urzędasów, broni nam bliskiej współpracy z więcej niż jedną gałęzią? - zapytał.
-Nie. I teoretycznie możecie się przepisać, jeśli lider wam pozwoli. - wyznał pod naciskiem. - Nie polecam.
- Czy możliwe jest wykupienie swego kontraktu? - zapytał, spoglądając na ucieleśnienie lenistwa. Ciekawe, czy jego oryginalność polegała właśnie na tym? Nie ważne, i tak najprawdopodobniej był nikim.
Diabeł pomasował podbródek. - Zrobimy tak, jak uzbierasz z dziesięć milionów albo coś, to wpadniesz do administracji i poprosisz o mnie, a ja cie umówię z Purity. To jest, naszym szefem. - zaproponował. - O ile dożyjesz.
- To mi pasuje. - stwierdził, raz jeszcze uśmiechając się, tym razem jednak w stronę znacznie wyższego rangą diabła. Chłopak podszedł do bardziej doświadczonego od siebie Noize, zaś uśmiech zniknął z jego ust. Tym razem był poważny.
- Cieszę się, że jesteś cały. Wybacz, że ruszyłem przed Tobą. - żadne ze wcześniejszych zachowań kawalera nie wskazywały na tego typu cechy charakteru. Najwyraźniej władca, gdy tylko wybrał sobie poddanych, zaczynał o nich dbać. Albo zwyczajnie w ten sposób łatwiej było mu manipulować ludźmi. Kto wie?
- Będę wśród badaczy, jeśli chciałbyś współpracować - znacz mój numer. - stwierdził, mijając łowcę. On zaś, kierując się mapką w telefonie, udał się do interesującej go gałęzi.
Doppler milczał, bał się że jeśli w tym momencie otworzy usta, to zwyczajnie wybuchnie ze złości na to jak bardzo ich wydymano. Poza tym, pytania i tak ktoś zadać musiał, więc dowiadywał się tego czego chciał. Zastanawiał się, do którego wydziału powinien się udać. Teoretycznie podstawą walki z plagą była eksterminacja, ale byli też zapewne najbardziej oblegani, więc mogli najgorzej płacić. Justice go zastanawiało, było chyba oddziałem podwyższonego ryzyka.
-Dobra, kwestia kto za co płaci jest w miarę zrozumiała. A czym płacą poszczególne wydziały? - zapytał Thanatosa.
-Gównem i pomyjami. - odparł w skrócie. - Wewnętrzna organizacja każdego wydziału jest w rękach jego lidera. Jakby to jeszcze nie było jasne.
-Ja pier… Naprawdę tak ciężko jest odpowiedzieć na proste pytanie? - Doppler westchnął wyraźnie rozdrażniony. Trafił im się prawdopodobnie najbardziej leniwy diabeł, jaki tylko mógł wprowadzać nowicjuszy do interesu. Naprawdę chujowa sprawa… Grimm wspominał że eskorty itd. opłacają w Justice, więc Kolekcjoner uznał, że tam najpewniej się uda. Plagę i tak musiał tłuc, więc mógł zarobić na czymś więcej czyż nie?
-Czego nie rozumiesz? Wypłaty zawsze będą bezwartościowe, nie ważne gdzie się zapiszesz. Zastanów się co chcesz robić, a nie co ci będą za to płacić. - poradził szkielet.
-No tak, praca korposzczura to zazwyczaj gówniane zarobki… - skrzywił się Doppler i skierował do oddziału Justice. Ciekawe czy, ile i czemu tak mało tam płacili za rdzenie, ale nie liczył że dowie się tego od kościotrupa, więc zostawił to pytanie na spotkanie z członkami docelowego wydziału.
Bless również powlekła się do Justice. I tak pewnie odrzucą ją wszędzie ale należało spróbować od samej góry. Nie zechcą jej tu, to będzie musiała spróbować w eksterminacji. Do naukowców nie zamierzała nawet próbować. Opryskliwy diabeł który go wybrał daleki był od akceptowalnych widełek współpracownika. A nowych pewnie grupują razem.


Daniel


Chłopak wybrał na klawiaturze interesujące go piętro i wszedł w portal, moment później był już na wydziale badawczym. Było to najbardziej zorganizowane piętro w całym instytucie. Podłoga była podzielona białym pasem, z strzałkami informującymi kiedy można przejść na drugą połowę i w jakim kierunku ma się iść. Co jakiś czas diabły pchające wózki pełne specyfików czy próbek uzasadniały tak dokładne podejście. Za pierwszym razem może to zmarnować Danielowi nieco czasu, acz gdy nauczy się na pamięć całego piętra to będzie miał łatwiej.
Kaweler wyciągnął telefon z kieszeni, szukając lokacji związanej z powiększaniem liczby pracowników o kolejnych niewinnych diabłów. On był jednak inny, wiedział że to tylko moment przejściowy, że byle papier nie ubliża jego wielkości. Tak naprawdę to zwyczajnie tworzył podwaliny pod kolejne etapy rozwoju zarówno siebie, jak i swojego imperium.
Wedle paneli informacyjnych, Daniel musiał się udać do biura lidera wydziału. Ten oczywiście nie był w nim obecny a niezwykła jakość zamkniętych drzwi do jego gabinetu sugerowała, że prawie w ogóle się ich nie używa. Zamiast tego, sekretarka powiedziała chłopakowi aby udał się do sali badawczej numer osiem. Tam, pośród bałaganu pracowników, skanowano i eksperymentowano na rdzeniach. Na pierwszy rzut oka wszystkie wyglądały od siebie inaczej, jedak po chwili obserwacji Daniel dostrzegł swojego rodzaju gradient kształtów i cech, dzięki uporządkowanemu ułożeniu na stołach badawczych.
Z drzwi wejściowych wchodziło się na balkon z schodami do stołów badawczych. Właśnie na tym balkonie, pełnym wyświetlaczy i klawiatur stał lider wydziału badawczego.
Był to wysoki, umięśniony blondyn o niebieskich oczach. Spojrzał on na Daniela i domyślił się o co chodzi. - Akurat brakuje nam personelu. - uśmiechnął się. Miał ciepł głos. - Nazywam się Mark G. Owl, Diabeł wiedzy. - przedstawił się.
- Daniel - przedstawił się, świadomie nie uniżając swej głowy. Czym innym była nieznajomość zasad dobrego zachowania, świadome ich nieprzestrzeganie było bowiem równie często wyrazem pychy, jak i pewności siebie.
- Czy “wiedza” której hołdujesz skupia się na jakiejś konkretnej ścieżce, czy dotyczy wszystkiego? - zapytał, ciekaw zarówno oryginalności, jak i sposobu działania tej korporacyjnej gałęzi.
-Lubię po prostu wiedzieć, ale tutaj zajmujemy się wyłącznie plagą. - uściślił. -Czy z jakiegoś powodu interesuje cię coś innego?
- Wybacz, ale czy z jakiegoś powodu uważasz, że moje zainteresowania powinny ograniczać się do plagi? - zapytał, uśmiechając się. Jego obecna pozycja była spowodowana tylko i wyłącznie specyficzną przeszłością i pewnym… uprzedzeniem wobec uległości.
-Z uwagi twojego zawodu, chyba tak. Choć są jeszcze takie tematy jak chociażby rozwój uzbrojenia. Alternatywnie...jaka jest twoja oryginalność? - zapytał.
- Władza. - stwierdził, delikatnie unosząc rękę do góry. - Jednak moje zamiłowanie do nauki ma głównie związek ze słowami pewnego diabła: “znaj siebie, znaj swych wrogów. Tysiąc starć - tysiąc zwycięstw - stwierdził, nie ukrywając swych motywów.
-Królewski diabeł. - określił jednym słowem, ściskając dłoń Daniela. Odwrócił się do swoich maszyn, przycisnął guzik i ogłosił: - Będę w biurze. Nie przerywać badań. - co rozbrzmiało przez głośniki. - Chodź. - poprosił, wychodząc na korytarz. Chłopak podążym za swym przyszłym zleceniodawcą. Cóż innego miał do wyboru? Znalazł się wśród szczurów, musiał tylko udowodnić że nie jest jednym z nich.
- Czy kontrakt z twoją częścią spółki ma kolejne ukryte haczyki? - zapytał, mądrzejszy o wcześniejsze doswiadczenia.
-Przewidujemy, że przynajmniej jeden dzień w tygodniu spędzisz pomagając w laboratoriach. - wyznał, otwierając drzwi do gabinetu. Panował tam spory pałagan z masą papierów porozstawianych przy kolejnych komputerach. W zamian za to przynajmniej oświetlenie było dość znośne. -Powiedz mi, czy słyszałeś o Hel przed dzisiejszym testem? - spytał siadając za biurkiem.
- Niestety, nie miałem okazji. - odpowiedział szczerze. Nie było potrzeby, by oszukiwać. Prawdziwy władca nie musiał kłamać, to on wybierał kiedy prawda była wymagana, w innej sytuacji mógł zwyczajnie ją pomijać.
- Czy wybór laboratorium należy do mnie? Czy tygodniówka jest związana właśnie z tym, czy może ta praca gwarantuje dodatkowe uposażenie? - zapytał.
-O ile możesz pracować w dowolnym, sam wybiorę ci grupę badawczą, zależnie gdzie jest teraz pobór. - wyjaśnił, wyjmując i przeglądając jakieś dokumenty. - Hel było miastem stworzonym przez diabłów, dla diabłów. Wasza inicjacja miała miejsce na jego skrawku… - Mark spojrzał w oczy Daniela. - Zakłada się, że każdy bóg i diabeł powstaje z konkretnego powodu. Hel nie miało lidera, Diabły nie mają żadnego odgórnego zarządu w całym uniwersum, a potem znikąd pojawił się teoretyczny “król”. Być może nie bez powodu oblałeś akademię i możesz mieć nieco problemów, jeżeli chcesz gdziekolwiek zajść. - wzruszył ramionami. - A przynajmniej tyle kazał nam Justice przekazać, jeżeli się zgłosisz. Herbaty?
- Poproszę - twierdząco kiwnął głową. Po kilku sekundach milczenia zdał sobie sprawę, że spotkał już kogoś o mianie “Owl”. Starsza stażem diablica niewątpliwie korzystała z osiągnięć techniki.
- Czy Owl z czerwonej dywizji to twój potomek? - zapytał, nie będąc w stanie utrzymać swej ciekawości w szachu.
-Adoptowana. - przyznał, wciskając przycisk w maszynie, która po chwili mieszania wypluła dwa kubki z herbatą. Jeden z nich podał Danielowi. - Jeżeli masz jakieś preferencje w wydziałach naukowych, to dobry moment aby się nimi podzielić. - zasugerował, włączając swój komputer.
- Jej wyposażenie to wspaniała reklama dla wytworów tego wydziału. - stwierdził, unosząc kubek do ust. Jego nozdrza szukały zapachu, niepewne jak dobrą herbatę otrzymał.
- Czy istnieją wewnątrz korporacji turnieje, w którym można prezentować wytwory naszych rzemieślników? Czy podpisują oni umowy sponsorskie z dobrymi łowcami? - dwa pytania wypłynęły z ust blondyna szybciej, niż on odnalazł zapach wywaru.
-Nie zajmujemy się takimi pierdołami. - odrzucił sugestie Daniela. - Wyłącznie opracowujemy technologie, produkcja i zastosowanie to robota produkcji. - wyjaśnił. - Na dobrą sprawę każdy łowca z tej korporacji to reprezentant naszych osiągów, również ci martwi. - nie trzeba było być geniuszem, aby wyczuć brak respektu Marka dla jego własnych osiągów. - Wracając do mojego pytania?
- Myślę, że to w dużej mierze będzie zależeć od sposobu pracy sekcji. - stwierdził, rozkładając ręce na boki w geście bezradności.
- Z jednej strony to pierdoły, z drugiej - jesteście nastawioną na zysk, a może i wyzysk, korporacją. Nic nie przyciąga pieniędzy tak, jak dobre widowisko. - zauważył.
-Jesteśmy korporacją nastawioną na walkę z plagą. Ostatnie co nam potrzebne to ludzie utrzymujący się z czego innego, czy widowiska sportowe. - stwierdził, przeglądając listę wydziałów. -Już dość było kontrowersji, gdy ktoś postawił kasyno. Na szczęście przegrani równoważą się z wygrywającymi. - jego palec zatrzymał się w pewnym momencie. - Mamy bardzo mało ludzi na wydziale mutacji, więc cię tam wpiszę. - poinformował.
- Wydział mutacji? Czym dokładnie się zajmuje? - zapytał, przenosząc oczy z rozmówcy na kubek z herbatą. Ostatnie wydarzenia pozwoliły mu docenić tego typu chwile.
-Ogólną mechaniką korupcji. W jaki sposób EX ulega przekształceniu i dlaczego skutkuje to pojawieniem się zmutowanych tworów, oraz fenomenem wszczepu rdzeni.
- Przrypisanie mnie do danej sekcji nie zabrania mi współpracy z innymi? - kawaler wolał upewnić się o swej wolności. Sama myśl wszczepiania rdzeni była na tyle intrygująca, by przykuć jego uwagę. On jednak wolałby wykorzystać je do wzmacniania broni.
-Jak najbardziej możesz współpracować z całym wydziałem naukowym. - przytaknął. - Acz w wydziale mutacji będziesz miał przełożonego: diabła mutacji.
- W takim razie zgadzam się. - Daniel kiwnął potwierdzająco głową. Co mógł robić teraz? Chyba tylko zebrać odpowiednie przedmioty i kontynuować zaprawianie w boju.
- Których producentów możesz mi polecić? Jak zapisywać się na kolejne eskapady - zapytał, drapiąc się wolną ręką po brodzie. - Wprowadzający nas diabeł nie był zbyt pomocny - dodał, popijając herbatę.
-Nie żeby mógł, to nasza sprawa jak was zorganizujemy. - usprawiedliwił Thanatosa. - Poza tym, nie ufałbym śmierci z poradami. Będziesz musiał zgłosić się do swojego przełożonego i wpisać się w grafik zmian w laboratorium. Reszta czasu jest twoja, możesz wtedy zejść na dół i przejść przez bramę. - wytłumaczył. - U nas macie całkowicie wolną rękę w kwestii polowań. Polecam zakupić jakiś pancerz, acz nie mam preferowanych producentów.
- Fundusze, które otrzymaliśmy nie szczególnie zachęcają do wielkich zakupów - westchnął, dopijając ostatni łyk herbaty. Delikatnie podniósł się na krześle, najwidoczniej szykując się do wyjścia.
- W którym miejscu oddajemy rdzenie? - zapytał, jakby przypomniał sobie o czymś niezwykle ważnym.
-Przełożonemu.
- Do następnego spotkania - stwierdził, wstając. Chłopak odwrócił się na pięcie i sprężystym, niemalże żołnierskim krokiem ruszył w kierunku laboratorium diabła mutacji.
~*~

Daniel musiał zaliczyć krótki spacer między skrzydłami zakładu, aż w końcu trafił do jednego z najmiejszych. Były tutaj trzy podsektory: Szpital z salą wypoczynkową i pokojem operacyjnym, puste pomieszczenie wypełnione poduszkami, wliczając podłogę i sufit, oraz nieco większy pokój pełen stołów i papierów, z mechanicznymi aparatami, komputerami i stertą pojemników z rdzeniami oraz okazyjnie, częściami żywych okazów.
Pomiędzy tymi przedmiotami była wyoska, rogata postać o humanoidalnym kształcie, z ludzką głową i ramionami, oraz płaszczu stworzonym z przedziwnej, nieco przegniłej skóry obrastającej naukowca.
Patrzył on właśnie na zdjęcie Daniela z dołączonym krótkim opisem chłopaka: jego oryginalności, wynikach z akademii i obecnym uzbrojeniu. Słysząc wchodzącego do środka mężczyznę odwrócił się z szeroko uśmiechniętymi niebieskimi ustami. - Witam, witam. W końcu będzie tutaj ktoś do pracy.
- Jestem Daniel. - przedstawił się, skupiając swój wzrok na osobniku, który przez kilka najbliższych miesięcy będzie jego mentorem. Kawaler zdecydowanie bardziej wolał to jakże delikatne słowo. On płacił swymi usługami, demon mutacji - opieką i wiedzą. Czyż nie brzmi to lepiej niż przełożony? Przy odrobinie inwencji mogli nazwać to miejsce bastionem, czy akademią łowców, nie zaś korporacją. Blondnyn błyskawicznie wyobraził sobie podniesione w ten sposób morale załogi. Westchnął w duchu.
-Masz już jakieś plany Danielu? Wiesz co z sobą zrobić? - spytał.
- Póki co rozwinąć siebie, dopiero wtedy moja obecność w tym wydziale będzie miała jakikolwiek sens. - stwierdził, po raz kolejny nie mijając się z prawdą. Nawet jeśli jego słowa mogły zabrzmieć jak kłamstwo - w dłuższej perspektywie czasu nie zamierzał napędzać czyjegoś sukcesu, ich uważna analiza potwierdzała tylko pradomówność kawalera. W żadnym momencie nie przyznał bowiem, że zależy mu na dobrze diabła mutacji, jego wydziału, czy całej korporacji. Ot, zauważył że póki co nie będzie z niego zbyt wielkiego pożytku.
- Prawdopodobnie sprowadzi się to do krótkiej wizyty wśród producentów i powrotu do łowów - stwierdził, wzdychnąwszy. Najwyraźniej chłopak był na tyle inteligenty, by widzieć że całość prędzej czy później stanie się rutyną.
-A nie wolałbyś na skróty? Mam tu mnóstwo rdzeni i brak mi królików. Parę osób sie skusiło i jakoś żyją. - zatarł ręce. - Gwarantuje wzrost w sile i nieznane skutki uboczne. Ale hej, przychodzisz tylko do mnie na skan i jeszcze na tym zarabiasz z kieszeni lidera.
- Droga na skróty ma sens tylko z zaufanym przewodnikiem. - zauważył, kręcąc przecząco głową. Dopiero teraz spojrzał do góry, zyskując lepszy widok na bladą, jeśli nawet nie białą twarz diabła.
- Wybacz, ale nie mam powodów, by uznać Cię za takiego - stwierdził, popełniając kolejne w jego krótkiej historii współpracy faux pass.
- Może to głupie, może naiwne, ale wolę siłę, której mogę zaufać. - stwierdził. Dziwnym trafem pominął element zwiększenia jego zależności od rozmówcy. Mutacje pewnie potrzebowały stabilizatorów, a on nie miał zamiaru robić jeszcze więcej, by otrzymywać mniej.
-Rozluźnij język, zwykłe “spierdalaj” wystarczy”. - wzruszył ramionami i rzucił się na stertę papierów, aby zrzucić ją na podłogę i wyciągnąć gdzieś za nimi lekko pogniecione pudełko. - To twoje. - w środku znajdowały się dwa przedmioty: niebieska, półprzeźroczysta kula i odznaka. -Kula to wardrobe, pomaga stworzyć swój własny wymiar, w którym możesz chować przedmioty albo coś. Odznaka działa tak samo jak komórka: pozwala otwierać drzwi, wliczając te do waszego baraku. Znajduje się on tuż za poczekalnią w szpitalu. - objaśnił. - Nasza grupa liczy, łącznie ze mną i z tobą, cztery osoby. Dwie pozostałe to Aknar, diabeł eksplozji i Cas, cholera go pamięta czego on jest diabłem, ale to cholernie bezużyteczne. - stwierdził, zrzucając jeszcze jakieś papiery z stołu, aby znaleźć inną listę papierów i przeglądać je po kolei. -Zajęcia u nas są dwa, to jest poza zwykłym zbieraniem rdzeni i staraniem się nie spaść poniżej zera w banku. Po pierwsze, przynajmniej raz w tygodniu siedzisz w tym pomieszczeniu i patrzysz na ekrany. Jak minie godzina, drukujesz rezultat. Jak coś się zmieni w którejś kolumnie, wciskasz drukuj. Spokojnie, to się nie zdarza. Jak idziesz szczać czy coś, też wciskasz drukuj. Nie wiem czy szczysz, ale wyglądasz dość ludzko, to cholera cie wie. Zmiana trwa wtedy dwie jednostki, masz jedną wolną dla siebie. Gramy wtedy w bingo, skreślasz cyferki jak coś się stanie albo zmieni, kto pierwszy skreśli linię, wliczając skośne, dostaje premie do wypłaty. Jeszcze nikt pierwszej rundy nie skończył, więc powodzenia. - wyjaśnił, w końcu podając Danielowi kartę bingo. - Sprawdzę na wydrukach czy nie kłamiesz, więc nie kłam. Drugą, oryginalną dla nas sprawą jest zapotrzebowanie na żywe okazy, to jest żywy okaz przechodzący mutację, lub żywy okaz przed i po mutacji tego samego gatunku. Niestety aby coś złapać bez zmiany w piach musisz to bić bronią bez purity, która nie jest zbyt silna. Niestety, Cas jest na to za słaby a Aknar zbyt wybuchowy. O tym ile ci dam za to premii porozmawiamy zależnie od tego co mi przytargasz. Pytania?
- Cas i Aknar zgodzili się na mutacje? - zapytał, uśmiechając się nieznacznie. Wolał możliwie szybko odejść od spadających na niego, niczym kaskady wody opuszczającej sztuczne spiętrzenia, tłumaczeń. Demon mutacji był znacznie przyjemniejszy niż ich pierwszy instruktor, chłopak nie mógł jednak pozbyć się wrażenia jakoby był traktowany niczym idiota.
- Jak Ty się nazywasz? - zapytał.
-Muzen. I nie, nie chcieli. Zresztą Cas niezbyt się nadaje na obiekt do obserwacji. - wyjaśnił, siadając przy jednym z stołów.
- A co, jest brzydki? - zapytał, wręczając swemu rozmówcy zebrane wcześniej rdzenie. - To na początek - stwierdził.
- Czy w trakcie naszych obowiązków związanych z obserwacją możemy przeprowadzać własne projekty? Czy możemy korzystać z wyposażenia laboratorium? - zadał dwa pytania, by na kilka chwil zamrzeć w bezruchu. Mrugnął jednak z zaskoczenia, gdy zdał sobie sprawę ze swojego zaniedbania. - Czy mamy bibliotekę? - zapytał.
-Możesz na dobrą sprawę robić co chcesz, ale moment w którym momencie coś się zepsuje, albo jakieś wyniki się skasują...równie dobrze możesz spróbować uciec z tego wymiaru, nie sądzę abyś się wypłacił. Nawet siedząc w naszym miękkim pokoju. - ostrzegł. - Biblioteka jest w sektorze rozrywkowym. Choć osobiście sugeruję pobieranie rzeczy na komórkę i czytanie w pokoju. Straszny tłum w publicznej.
- Chodziło mi o… Literaturę naukową, wiesz, wydział badawczy, te sprawy - stwierdził, wyraźnie załamany sposobem działania procesu poznawczego Muzena.
-No i? - uśmiechnął się. - Ta korporacja może ma swoje segmenty, ale ostatecznie jest jedną instytucją. Jeżeli jakieś badania się udały, to informacje na ich temat będą w bibliotece. W przeciwnym razie, gdy były fiaskiem, są w toku albo ktoś ich nie publikował przy jakiejś lewej wymówce, musisz tą osobę znaleźć i się z nią dogadywać. Nikt nie zrobi skupu rzeczy ukrytych tylko po to aby ktoś mógł je przeczytać od tak. Być może gubię twój trop, ale to jakiś dziwny pomysł.
- W każdym razie, daj mi wypłatę - stwierdził, wyciągając zdobyte wcześniej rdzenie. - Mamy współpracę z jakimś producentem? - zapytał.
-Nie mamy, wydział jako cały dostaje procent od sprzedaży wszystkie co opracuje, nie ważne od tego kto zastosuje nasze odkrycia w produkcji. Więc zniżek nie dostaniesz. No chyba, że chcesz w coś wsadzić rdzeń, niekoniecznie żywego, wtedy da radę coś załatwić. - wskazał palcem na kratony na jednym z stołów, dwa były podpisane “Cas i Aknar”. - Wrzuć do pustego, w wolnej chwili prześlę ci wypłatę. Mamy tygodniowy limit dziesięciu tysięcy W w rdzeniach, na wszystkich razem, więc teoretycznie coś może się wlec. Teoretycznie, bo jest nas czterech. - doinformował.
Chłopak dyskretnie zajrzał do każdego z pudeł, zapamiętując ilość, jak i jakość zebranych przez swych współpracowników rdzeni. Umieścił swoje w jednym z nich. Dopiero teraz schował odznakę i ukrył swe bronie w podręcznym wymiarze.
- Oczekujesz jakichś konkretnych rdzeni? - zapytał, nie wiedząc co ma ze sobą począć.
-Przeciwnie, wszystkich niekonkretnych. Od czasu do czasu pojawia się jakiś deviant, inny od reszty zarazy i mający nieco inny rdzeń. Te są tutaj na wagę złota.
- Domyślam się, że nie masz zbyt wielu kryteriów dotyczących ich narodzin? - zapytał.
-Im więcej możesz mi powiedzieć o ich pochodzeniu tym lepiej. A jak sprawdzę rdzeń i będzie identyczny do zwykłego, to masz problem. - ostrzegł.
- Chciałem wiedzieć gdzie ich szukać, nie jak cię oszukać - westchnął, wyraźnie urażony słowami diabła mutacji. Z racji szacunku pominął kwestię bezproblemowego oszukania swego rozmówcy. Przynajmniej, gdyby mu na tym zależało.
- Nie możesz wypłacić mi pieniędzy teraz, a potem przelać sobie na konto? - zapytał, spoglądając w górę, w okolice twarzy mentora. - Nieszczególnie chce marnować czas w tym baraku. - dodał, tym razem pomijając oczywistą kwestię ekonomiczną. Nie miał pieniędzy, by marnować je na nocleg w takich warunkach.
-Nie mam gotówki przy sobie. Zabiorę się za to jak mnie zostawisz w spokoju, kilka godzin cie nie zbawi.
- Niech będzie i tak - westchnął, rozkładając ręce na bok w geście desperacji. Obecnie nie był w pozwalającej mu wymagać pozycji. Musiał tolerować widzimisię diabła mutacji tak długo, jak tylko zamierzał korzystać z jego nauk i funduszy.
- Idę zebrać jakieś wyposażenie - stwierdził, ruszając w kierunku dzielnicy przemysłowej. Zamierzał zdobyć jakąś zbroję i kilka ulepszeń.

~~~~
Daniel bogatszy o kilka nowych, nieznaczących zbyt wiele znajomości, oraz o kilka nowych przedmiotów. Owszem, kosztowało to kawalera sporo wartości, jednak nie było niczym więcej niż tylko inwestycją w przyszłość. Lepsze wyposażenie było bowiem niezbędne do zwiększenia przychodów, te zaś potrzebne do zakupu nowego ekwipunku, czy też zapewnienia sobie odpowiednich warunków mieszkalnych.
Chłopak był świadom nikłej wartości wszelakiego postępu tak długo, jak nie zdoła wyzwolić się z pętającej go biurokracji i świata korporacyjnych śmieci. Póki co nie osiągnął niczego znaczącego, a kolejne wycieczki do splugawionego plagą świata nie miały zmienić zbyt wiele.
Patrzył to na portal, to na telefon. Ekran urządzenia wyświetlał teraz rozpiskę prezentującą wynagrodzenie za kolejne rodzaje rdzeni oraz to, ile musiał zarobić by nie zacząć cofać się w korporacyjnej drabinie. Otworzył kieszonkowy wymiar, przygotował się do wyjścia i wyruszył w kolejną podróż.
 
Zajcu jest offline