Jack nie odpisał od razu. Porównanie modeli domowych androidów również musiało poczekać, bo Ferro stał już pod drzwiami, oparty o ścianę, czekając na nią z niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy. Nic dziwnego, kilka siniaków było wyraźnie widocznych na jego obliczu. Skinął jej głową na przywitanie i zapukał mocno w drzwi. Chwilę później otworzył je ten sam android co zeszłego dnia.
- Witam państwa. Rozpoznaję, panią detektyw Wierzbovsky. Czy...
- Mamy nakaz, proszę nas wpuścić - warknął Scott, przedstawiając elektroniczny dokument, którego cyfrowy podpis robot zeskanował, po czym odsunął się na bok.
- Zapraszam. Państwo Malkins są w sypialni.
W środku było zimno. Czysto, lecz w powietrzu unosił się zapach dużej ilości środków do zabijania nieprzyjemnych zapachów. Głośno chodziła wentylacja. Ferro spojrzał na Leah i kładąc dłoń na kaburze, pchnął drzwi do sypialni, które odsunęły się automatycznie z cichym szelestem. Owiało ich mroźne powietrze, o temperaturze wyraźnie niższej niż na zewnątrz. Tu klimatyzator szumiał na całego, a odpowietrznik wyciągał zapachy na zewnątrz, lecz smród rozkładu i tak uderzył w nozdrza oboje detektywów. Zbyt często go czuli, aby nie rozpoznać.
Dwójka Malkinsów, ludzi w wieku już dość zaawansowanym, leżała na łóżku, ułożona jak do snu i przykryta kołdrą. Przytulali się do siebie.
I oboje nie żyli. Mimo temperatury zwłoki się rozkładały, więc trwało to co najmniej od kilku dni. |