Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2016, 18:32   #2
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Południe… Na dobrą sprawę rzec by można iż nieco po owej porze. Złoty Riv jak zwykle będący okupowanym, przyjmował do siebie kolejnych podróżnych, których w ten dzień wyjątkowo nie brakowało. Coroczny targ, który odbywał się w Tys, dzień drogi od miejsca, w którym karczma stała, ściągał tłumy wszelakiego sortu. Wieśniacy ciągnęli swoje wózki, a ci co nieco zamożniejsi byli, nawet jakąś chuderlawą szkapę do owego zajęcia zaciągali. Kupcy stanowili nieco ciekawszy widok. Wozy ich były jak się patrzy, czterokołowe i w dwa konie zaprzężone. Ci co sprawniejsi nie jednym wozem, a dwoma czy też trzema, swe towary przewozili. Obstawa do tego potrzebna była i brakować jej nie brakowało. Tłok się przez to robił, od czasu do czasu przybierający nieco chaotyczny wygląd gdy któremuś z lepiej urodzonych znudziła się mozolna droga i wierzchowca swego do galopu pogonił. Nie brakowało i tych, co targiem niezainteresowani pecha zwyczajnego mieli, że akurat w ten czas przyszło im ruszyć w drogę. Wśród tych ostatnich znalazła się postać, która w tejże chwili wprowadzała konia swego do zatłoczonej stajni. Nie wiedział on jeszcze, że pech ów wcale z nim nie skończył swej zabawy. Szybko się jednak przekonał gdy nagle ze stryszku sfrunął na niego stworek skrzydlaty, rogaty i na dokładkę ogoniasty. Ładnym go z pewnością nazwać nie można było. Słodkim może, gdyby komuś chciało się użyć jakiegoś niekoniecznie obraźliwego określenia.
Wylądował on na głowie mężczyzny, po czym zsunął się na ramię i tam przyczaił otulając ogonem szyję nieznajomego i zabierając za pożeranie trzymanej w swych łapkach truskawki.

Gdy nagle coś spadło na jego głowę, odruchowo wcisnął ją w ramiona.
- Brzydal - mruknął do siebie i stwora. Przywiązał konia i niechętnie spojrzał ponownie na potworka.

Nie zrzucając z siebie paskudy wspiął się na drabinę prowadzącą na stryszek nie do końca zadowolony z tego, że rzuca się w niego takim czymś.
Miejsce, w którym się znalazł nie różniło się zbytnio od zwyczajowego wyglądu tego typu miejsc. Wyłożone sianem i przepełnione jego zapachem. Wąska ścieżka prowadziła w głąb, a im dalej mężczyzna się zapuszczał, tym wyraźniej czuć było truskawki. Na samym końcu tegoż pomieszczenia znalazł posłanie. Koc rozłożony był bezpośrednio na wonnym materacu utworzonym z krótkich, wysuszonych źdźbeł. Na posłaniu z kolei leżała drobna istotka o długich, złotych włosach i dość poważnie wyglądających rogach. Długi ogon, który leniwie kiwał się to w jedną, to w drugą stronę, zakończony był ostrym trójkątem. Dziewczę nie zwróciło uwagi na pojawienie się gościa, co mogło nie dziwić biorąc pod uwagę, że uszy zatykały jej dłonie na których opierała podbródek. Jej uwaga skupiona była w pełni na obserwowaniu leniwie tkającego swoją sieć pająku.

Tariel podszedł jeszcze kilka kroków spoglądając na miejsce, z którego wychodził ogon i zapukał w ścianę zamierzając zwrócić na siebie uwagę.
- Za chwilę Aki - usłyszał w odpowiedzi, a ogon drgnął, gubiąc rytm. Głowa nieznajomej przechyliła się nieco, nadal śledząc pająka, który powoli zaczął opuszczać się w dół. Jej dłoń wystrzeliła do przodu, zanim biedak zdążył umknąć.

- Nie tylko Aki - odparł, tego dnia, białowłosy z szerokim uśmiechem.
Tym razem reakcja nie ograniczyła się do ogona. Nieznajoma pisnęła wystraszona i szybko zmieniła pozycję z wygodnej na nieco bardziej zdatną do ewentualnej obrony. To, że nie miała się w chwili obecnej czym bronić nie licząc trzymanego w pięści pająka, zdawało się nie minimalizować gotowości do podjęcia takowej akcji, widocznej w szkarłatnym spojrzeniu. Zaraz jednak jej uwaga przesunęła się na stworzenie, które wciąż tkwiło na ramieniu mężczyzny.

- Aki oddaj truskawkę! - Nakazała stanowczo, wypuszczając pająka i wstając. W wersji pionowej prezentowała się nie mniej delikatnie niż w horyzontalnej. W najlepszym razie sięgała białowłosemu do podbródka, nieco wyżej gdy wspięła się na palce i wyciągnęła w stronę stworzenia rękę. Nie umniejszało to jednak jej autorytetu w tej chwili, któremu pasażer nieznajomego uległ z lekkim tylko ociąganiem i wyciągnął w jej stronę nadgryziony owoc.

- A teraz zostaw tego… - Jej wzrok ponownie skupił się na mężczyźnie. - Elfa - zdecydowała po chwili - w spokoju.
Aki okazując nieco więcej niechęci niż w sprawie owocu, sfrunął na koc i wyraźnie niezadowolony okręcił się wokoło po to tylko by wreszcie usadowić się z ogonem w łapkach i ze zwiniętymi skrzydłami przyglądać złotowłosej.

- Podrapał cię? - dziewczyna wykazała zainteresowanie, zapominając chyba o tym, że jeszcze chwilę temu zamierzała zaatakować go przy użyciu niczego nikomu winnego pająka.
Dla mężczyzny bardzo interesujacy okazał sie widok dekoltu niewielkiej demonicy.

- Oh... Nie, tylko spadł mi na głowę z truskawką w garści. Słodkie stworzenie - skłamał woląc określić go jako wybryk natury.

- Czym jest Aki?

- Jest uroczy - zgodziła się, nagradzając jego słowa uśmiechem. - Nie mam jednak pojęcia czym jest.

Mówiąc odwróciła się i pochyliła nad obserwującym ją z wyraźnym wyrzutem stworzeniem.
- Miałeś nie dotykać moich truskawek, wierz że ci nie wolno - zbeształa paskudę. - I ile razy mam powtarzać, żebyś nie zaczepiał obcych?
Zwierzak wydał z siebie żałośnie brzmiący pisk i oblizał swój pyszczek językiem. Ogon trzymany w łapkach przyłożył do twarzy i spojrzał na nią wyjątkowo przepraszającym wzrokiem zbitego szczeniaka.

- Aki… - Nieznajoma pokręciła głową, brzmiała już jednak zdecydowanie bardziej wesoło niż poważnie. - No to łap - rzuciła mu truskawkę, która trafiła idealnie w wyjątkowo chętne łapki. - Planujesz zatrzymać się na noc? - Jej uwaga powróciła do białowłosego. Odwróciła się też z powrotem, zabierając mu sprzed nosa widok hipnotyzująco poruszającego się ogona i całej reszty ciekawych widoków, oferując w zamian inne, do których zaliczyć należało wyraźnie zaciekawione spojrzenie.

Te z kolei obserwował z zainteresowaniem i żałował, iż nie ma przepisu ustalającego długość... właściwie krótkość sukienek, spódnic i tunik.
- Tak, zatrzymam się tutaj. Miejsce wyglądało przyjaźnie, a teraz wydaje się jeszcze lepsze - uśmiechnął się.
- A ty? Będziesz nocowała w stajni na strychu? - zapytał.

Skinęła głową na potwierdzenie.
- To obecnie najlepsze miejsce - poinformowała go konspiracyjnym, wesołym głosem. - Karczma pęka w szwach, a tu jest cicho i spokojnie. Chyba, że się nie lubi zapachu siana czy rżenia koni. Na widoki też w sumie nie ma co liczyć, ale mi to akurat nie przeszkadza. A tobie?

- Tam tłumy, a tu siano? Wybór jest jednoznaczny. Można się przysiąść? - zapytał.
- A widoki nie są wcale takie złe - machnął ręką.

- Też tak uważam - wykazała się wyjątkową zgodnością, a następnie gościnnością, wskazując na koc. - Aki przynieś koszyk leniuszku - zwróciła się do zwierzaka, który chętnie wzbił się w powietrze i zanurkował w kąt strychu, gdzie leżała niewielka torba, obok której stał zakryty białym płótnem koszyczek. Materiał został nieco odsunięty ukazując soczyście czerwone truskawki.

- Niestety na obiad trzeba będzie poczekać. Jak się chce dostać coś dobrego - dodała, puszczając oczko do swego gościa i sadowiąc się na kocu ze skrzyżowanymi nogami, co może niekoniecznie było rozsądne przy stroju, który na sobie miała. - Jestem Amarie.

- Mhm, smakowite widoki - usiadł na kocu. Nie miał na myśli truskawek, choć na nie przeniósł wzrok, kiedy to mówił.

- Tariel Caestell. Miło cię poznać, Amarie - odparł demonicy, zaś jego wzrok od czasu do czasu uciekał do najciekawszych miejsc.
- Coś ciekawego dzieje się w okolicy? Oprócz targu.

- Nie mam pojęcia - wzruszyła ramionami i wyciągnęła dłonie po nadlatujący koszyk. Mając go już w dłoniach, położyła przed sobą i odsunęła płótno pochylając się by wciągnąć zapach owoców. Ogon wydawał się być nie mniej zainteresowany niż jego właścicielka, bowiem wyłonił się zza jej pleców i przesunął ostry koniec w stronę koszyka. Podobne zainteresowanie wykazał Aki jednak wystarczyło jedno spojrzenie by wyraźnie niezadowolone zwierzątko zmieniło zamiar i umościło się w sianie obok koca.

- Wystarczy jednak poczekać trochę, a informacje same napłyną. Ja jestem tutaj dopiero drugi dzień. Targ póki co to główna atrakcja. No i Luks, jak podobno zawsze. W karczmie przebywa mały oddział straży, który ma pilnować najbliższej okolicy, jednak odkąd ich konie zostały wprowadzone do stajni, tak jedyne okazje do oglądania ich właścicieli miałam wtedy gdy wpadali tu żeby się zabawić. Częstuj się - zaproponowała, sama biorąc jeden owoc i zatapiając w nim zęby. Z jej gardła wydobyło się pełne zachwytu mruczenie.

- Luks jest tutaj? - zapytał sięgając po owoc. Odgryzł jego połowę powstrzymując się od zadania drugiego pytania.
- A ci strażnicy? Obserwujesz ich, gdy tu przychodzą? - nie wytrzymał. Oddzielił zębami resztę truskawki od szypułki.

- Luks jest wszędzie, czyż nie? - Przechyliła głowę, oblizując palce i mierząc go rozbawionym spojrzeniem. - Niekiedy - przyznała, wskazując belki sufitu. - Wtedy jednak wolę być tam niż tu, na sianie. Pijani mają czasem wyjątkowo głupie pomysły. Nie żeby na co dzień grzeszyli inteligencją.

Gdy mówiła, jej ogon, żyjąc swym własnym życiem, nabił się na kolejny owoc i usłużnie podsunął go do jej ust.
Tariel nie sądził, żeby Amaria mówiła o tym, o czym on myślał. Nawet pomimo ubioru, demonicy i sposobu jej zachowania.
- Aż ciekaw jestem w jaki sposób zabawiają się strażnicy - rzekł sięgając po kolejną truskawkę z nieco dwuznaczną miną.

- Zostań ze mną, a sam zobaczysz - zaproponowała ze śmiechem. - Z pewnością także tej nocy, któryś z nich nabierze ochoty. Patrolowanie traktu to jakby nie spojrzeć zajęcie wymagające odreagowania w chętnych ramionach, czyż nie? - Zapytała, rozkładając własne, zupełnie jakby chciała w nie powitać jednego ze wspomnianych mężczyzn.

Roześmiał się krótko.
- Z pewnością zostanę - odparł zastanawiając się co Amarie ma na myśli.

- Czym się zajmujesz? Oprócz zabawiania się ze strażnikami, oczywiście.
Ramiona ponownie znalazły się po jej bokach, a dłonie wyręczyły ogon w dobieraniu truskawek.

- Bardzo ciekawski z ciebie elf, Tarielu - zwróciła mu uwagę, celując w niego ostrą końcówką ogona. - Co jeżeli powiem, że jestem szpiegiem Luksa i właśnie zbieram dla niego informacje?

Mężczyzna wzruszył ramionami i przeszedł po pozycji półleżącej.
- Nie zmuszam do mówienia. Jeśli nie chcesz, to nie mów - powiedział i wyciągnął z kieszeni kurty talię kart, którą zaczął się bawić.

Amarie zmarszczyła czoło i spojrzała na niego zaskoczona.
- Strasznie przewrażliwiony - mruknęła do Aki’ego w demonim. - Może powinnam się jednak obrazić, że wziął mnie za panienkę do zabawy? Co ty na to Aki?

Stworek wysłuchał cierpliwie, przechylił łebek i wystawił język.
- Jesteś okropny… - prychnęła, markotniejąc. - Popilnuj rzeczy, idę zapolować na coś do jedzenia. - Co mówiąc wstała, przeciągnęła się i odwróciła do Tariela z uśmiechem. - Idę wystarać się o coś porządniejszego na obiad. Masz jakieś szczególne zamówienie?

Mężczyzna zmarszczył brwi patrząc na demonicę.
- Cokolwiek, jeśli można prosić - uśmiechnął się lekko.
- Dziękuję - dodał machinalnie płynnie przechodząc z przełożenia kart charlier cut do sybil cut.

- Zawsze do usług - odpowiedziała mu, kłaniając nisko i ponownie puszczając do niego oczko. Następnie zaś ruszyła w stronę zejścia, gdzie znajdowała się drabina. Nie skorzystała z niej jednak, a zwyczajnie zeskoczyła.

Powróciła po około kwadransie, taszcząc kosz z którego wystawała butelka wina. Latający stworek został zaciągnięty do pomocy przy wnoszeniu zdobyczy Amarie, kiedy ta była zajęta wspinaniem się po drabinie. Czymkolwiek było owe skrzydlate stworzenie, bez wątpienia trochę siły posiadało zarówno w małych łapkach, jak i swoich skrzydłach. Zadowolona z siebie demonica postawiła koszyk, a następnie padła na koc, sprawiając wrażenie wykończonej.

- Ja tego nie rozkładam - zastrzegła, opierając głowę na złożonych rękach i spoglądając na Tariela z wyraźną nadzieją w oczach. - Rozłoooożysz?

Mężczyzna zakręcił dłońmi, a talkia kart zniknęła z rąk.
- Rozłożę - uśmiechnął się pod nosem, a następnie zabrał się za rozpakowywanie zdobyczy Amarie.
- O nic nie pytam - jako pierwsze wyciągnął wino.

W koszu poza winem był nie za dużych rozmiarów garniec pełen lekkiej potrawki, połówka chleba, który wciąż parował, zawinięty w białe płótno ser, pół kurczaka na zimno, masło i dwa kubki. Nie brakło także drewnianych talerzy i miseczki śmietany oraz drugiej, pełnej owoców leśnych.

- Wciąż jesteś urażony o tą uwagę? Elfy strasznie długo trzymają urazę… - Stwierdziła zdmuchując kosmyk włosów, który opadł jej na oczy. Zaraz jednak podniosła się na czworaka i dosłownie wsadziła głowę do kosza łapiąc za miseczkę z owocami i śmietanę. Przy użyciu ogona zwinęła też kubek.
Amarie na czworaka wyglądała interesująco, ale Tariel musiał przyznać, iż ona w ogóle wyglądała interesująco.

- Nie zaczekasz z owocami na później? - zapytał zaczynając od wydobycia zastawy i przechodząc natychmiast do wystawienia garnca.
Usiadła na pietach i spojrzała na niego zdziwiona.

- Po co? Nie lubię czekać, za to lubię owoce - na potwierdzenie wrzuciła do ust apetycznie wyglądającą borówkę, a sadząc po minie demonicy, owoc ów musiał nie tylko dobrze wyglądać ale i smakować. Z miseczką w dłoni ułożyła się wygodnie w podobnej pozycji, w której wcześniej leżał Tariel, opierając głowę o poduszkę z siana i wzdychając z zadowoleniem. Aki od razu skorzystał z okazji i zajął miejsce nieco nad jej głową, po to głównie by co chwilę wyciągać łapkę i odbierać to, co Amarie łaskawie mu podawała.

- Co tu właściwie robisz? Nie wyglądasz na kupca… - Zainteresowała się kładąc miseczkę na piersi i sięgając na oślep po tą, która zawierała śmietanę.
Przez chwilę nie odpowiadał. Nałożył sobie potrawkę i dołożył do tego chleba.

- Bo nie jestem kupcem. Zawodowo sprzedaję swoje usługi - uśmiechnął się pod nosem i spróbował tego, co przyniosła kobieta. Natychmiast sięgnął po kolejną łyżkę i odgryzł nałożony kawałek chleba.
- Zabawiam ludzi - dodał pomiędzy kolejnymi kęsami.

- Jak ta sztuczka z kartami? - Dopytywała, oblizując palce, które co prawda znalazły w końcu miskę ze śmietaną, problem w tym, że zamiast złapać ją od zewnątrz, zanurzyły się w niej. Amarie nie wydawała się szczególnie przejmować tym faktem ani tym, że nie wszystko z jej dłoni trafia do ust. Część wesoło lądowała sobie na odkrytych partiach ciała demonicy, po to tylko by po chwili zostać usunięte leniwymi posunięciami palców.
- Co jeszcze potrafisz? Zamierzasz dać przedstawienie w karczmie czy dopiero w Tys?

- Które? Znikające karty to dość amatorskie, a jeszcze wcześniej to nie sztuczka. To zwykła zabawa, coś, co sprawia, że przedstawienie jest bardziej efektownie - odrzekł spoglądając kątem oka na szczęśliwe dzieje niesfornych owoców.

- Sztuczki z kartami, monetami - wyciągnął monetę spomiędzy palców pokazując uprzednio, że nic się tam nie znajduje.
-... sznurkami... - moneta zmieniła się w sznurek, który przeciął nożem, a następnie związał, pociągnął za oba końce, zaś sznurek na powrót był cały, po czym zniknął w rękach.
- ... owocami... - wskazał na miskę, jakby chciał przyciągnąć ją siłą woli. Szybko przyciągnął do siebie rękę i kłapnął ustami, jakby coś łapał. Następnie wystawił język, na którym spoczywała jeżyna.
- ... i innymi rzeczami, które nawiną mi się pod rękę - dodał po przełknięciu.

- Występuję jak mi się chce. Czasem po prostu jeżdżę i zwiedzam. Może wieczorem wystąpię... ale nie jestem pewien - zabrał się za sery oraz kurczaka.

- W takim razie będziesz miał konkurencję gdybyś jednak chciał wystąpić - stwierdziła, odczekawszy na koniec pokazu. Aki widząc, że uwaga Amarie skupiona jest na czymś innym niż owoce, zsunął się niżej i umościł na jej ramieniu, odważnie wsadzając łapkę do źródła smakołyku. Jego ogon przemknął sianem za karkiem dziewczyny i pojawił się z drugiej strony, wsuwając pomiędzy obie miseczki, które demonica podtrzymywała ręką.

- Słyszałam, że ma dziś wystąpić bardka, albo tancerka… Kimkolwiek by nie miała być, zapowiadają się tłumy - Amarie nie wydawała się szczególnie radosna z tego powodu, jednak nie było po niej widać także wielkiej niechęci. Ot, informacja.

Tariel nie wyglądał na przejętego.
- Może wystąpię po tej bardce albo tancerce. Słyszałaś może jak się nazywa? - zapytał z czystej ciekawości.

- Amarie - odpowiedziała, szczerząc do niego ząbki. - Tak przynajmniej plotka głosi - dodała, do uśmiechu dołączając puszczenie oczka.

Uśmiechnął się szeroko.
- To może teraz ty coś zaprezentujesz? - zaproponował siadając wygodniej.
- Wina? - zapytał podnosząc butelkę.

Przechyliła głowę, jakby się zastanawiała nad właściwą odpowiedzią na to proste pytanie. Nim jej udzieliła, odłożyła obie miseczki, ku niezadowoleniu Aki’ego, a następnie wstała, co całkiem humor zwierzakowi popsuło.
- Skoro nalegasz - odparła, kierując się do swojej torby, która leżała w kącie. Pochyliła się nad nią, przeszukując wnętrze po to by po chwili wyprostować się trzymając w dłoniach dwie bransolety zrobione z przytwierdzonych do siebie różnego rozmiaru dzwonków.

- Napełnij kubek, a ja się przygotuję - oświadczyła, odwracając się do niego i zakładając ozdoby, które wydały z siebie cichy, wesoły dźwięk. Aki, który widząc co demonica robi, zatrzepotał skrzydłami i wystawił język, zajął miejsce pomiędzy miseczkami wsadzając w obie po łapce, korzystając z tego że nikt mu nie zabrania.

Mężczyzna z tłumionym uśmiechem spoglądał na Amarie. Niespiesznie wypełnił szklanki do niespełna połowy. Zakładanie ozdób sugerowało, że raczej nie będzie to występ bardowski. Bardziej taneczny, co iluzjoniście podobało się znacznie bardziej.

- Dlaczego Aki nie może jeść owoców? - zapytał.

- Może, tylko nie truskawki, te są moje - poinformowała, sprawdzając czy ma wystarczająco miejsca na podłodze i okręcając się wokoło by sprawdzić, czy przestrzeń była zadowalająca. Skiniecie głowy musiało oznaczać iż jest, jednak Amarie nie powiedziała już nic więcej, zamykając oczy i stając spokojnie. Jedynymi elementami jej ciała, które się poruszały były nadgarstki. Ciche dzwonienie powoli nabierało mocy. Z wesołego, zmieniło się w powolne i łagodne. Niczym delikatne uderzenia kropel o taflę wody. I faktycznie, w powietrzu dało się wyczuć zapach świeżo zroszonej trawy, a wraz z nim usłyszeć szum strumienia.

Amarie drgnęła i wciąż nie otwierając oczu, wyciągnęła wpierw jedną, a następnie drugą dłoń, delikatnie obracając przy tym nadgarstkami. Za rękami podążyła reszta ciała. Stopy musnęły podłogę, zataczając półkręgi. Demonica pochyliła się nieznacznie, a następnie ponownie wyprostowała. Szum strumienia nabrał siły, a włosy rozwiał lekki wietrzyk, który zdawał się napędzać obrót, który wykonała tancerka. Jej ręce powędrowały w górę, opuszkami palców starając się dotknąć sufitu. Zamiast niego natknęły się na strugę lśniącej kolorami tęczy wody, która spłynęła z belek i wyszła im na spotkanie. Stopy Amarie uniosły się lekko nad ziemię, a prawa noga powędrowała nieco w górę. Krok w stronę Tariela zaowocował kręgami srebrzystej wody, które rozeszły się od miejsca, w którym postawiła czubek buta. Ponownie pochyliła się w jego stronę przesuwając dłonią przed jego oczami, a wraz z tym ruchem przybył zapach słońca pieszczącego kielichy kwiatów, których płatki opadały z sufitu niczym drobny śnieg. Dźwięk dzwonków nabrał nieco siły, a ruchy demonicy szybkości. Ze spokojnej, urokliwej sceny, przeniesieni zostali w centrum szalejących płomieni. Te zaś zdawały się otulać ciało Amarie, poddając jej zmysłowym ruchom i wędrując niczym szarfy za każdym razem gdy jej dłonie zmieniały swoje położenie. Wreszcie, gdy rozłożyła ręce, na jej plecach pojawiły się ogniste skrzydła, z których opadały płonące pióra, mieniąc się czerwienią i złotem. Dym, który ją otaczał był słodkim, kuszącym aromatem, niemalże zmuszającym do tego by wstać i zaczerpnąć z owego kielicha. Nim jednak Tariel zdążył się poruszyć, ponownie rozległ się dźwięk dzwonków, a dywan z piór zmienił się w zieloną łąkę. Blask słońca przebiła skrzydła, krusząc je i rozbijając na setki białych dmuchawców, które zawirowały wraz z demonicą w ponownie łagodnych ruchach, niosących ze sobą spokój i pogodę ducha. Gdy zaś skłoniła się przed swą niewielką publicznością, rozchylając ręce na boki i potrząsając nadgarstkami, Tariel usłyszał cichy świergot ptaków, i szum skrzydeł. Gdy zaś się podniosła i klasnęła w dłonie, wszystko rozwiało się niczym sen o poranku, pozostawiając po sobie uczucie lekkości i spokoju.

Zaklaskał w uznaniu występu, jakiego właśnie był świadkiem.
- Wspaniałe. Jestem pod wrażeniem widowiska. Nie dziwię się zatem, że wszyscy przychodzą cię obejrzeć i z chęcią obejrzę cię jeszcze raz, wieczorem - podał jej kubek.

- Aż mi głupio, że w przypływie lenistwa pokazałem tylko kilka amatorskich sztuczek - powiedział nie wyglądając na zawstydzonego.

Zanim odpowiedziała, upiła łyk wina.
- Dziękuję - obdarzyła go uśmiechem znad brzegów kubka i usadowiła się z powrotem na kocu, podciągając kolana pod brodę. - Lubię tkać - dodała, ostrożnie zdejmując bransolety i kładąc je obok. Jako że jej ulubione danie znikło pochłonięte przez obżartucha o czterech łapkach, sięgnęła do koszyka sprawdzając co jeszcze zostało. Po namyśle porwała chleb, jednak potrawką wzgardziła. Skusiła się jednak na resztki kurczaka.

- Na jakie owoce masz ochotę? - zapytał kryjąc uśmiech w kubku z winem.

- Truskawki - odparła bez namysłu, gdy tylko przełknęła kawałek chleba, który miała w ustach. Na dźwięk tego słowa, Aki poderwał się z miejsca i zaczął spoglądać na nią prosząco. Efektem jego starań był wycelowany ogon i stanowczy głos Amarie. - Nie. Ma. Mowy. - Odpowiednio zaakcentowała każde słowo, mierząc w stworka kawałkiem kurczaka. Może Aki uznał, że lepsze to niż nic, a może doszedł do wniosku że demonica chce się z nim podzielić… Jakby nie było, podfrunął do niej i złapał za mięso, a następnie pospiesznie ulotnił się na szczyt kopy siana.

- Zamorduję go - stwierdziła spokojnie, obrzucając stworzenie złym spojrzeniem, po czym porzuciła kubek, chleb oraz koc i ruszyła do ataku na zwierzaka. - Oddawaj! - Nakazała, wychylając się i próbując dosięgnąć skrzydlatego złodzieja, który starał się jak najszybciej wcisnąć swoją zdobycz do pyszczka.

Tariel wstał i sięgnął do koszyka, z którego wyjął garść owoców, a raczej ich iluzję. Wsypał je do miseczki, którą następnie wyciągnął do stworka.
- Aki, wymienimy się? Miska owoców za kurczaka. Co ty na to? - zapytał.

W odpowiedzi w jego stronę zwróciły się dwie pary oczu. Obie zaskoczone i obie tak samo zainteresowane.
- Ale przecież… - Zaczęła Amarie, jednak zanim dokończyła, Aki zdążył już wylądować przy miseczce, porzucając po drodze kurczaka, którego demonica zdołała złapać w ostatniej chwili, zanim wylądował na podłodze.
Mężczyzna korzystając z nieuwagi stworka mrugnął do demonicy i przyłożył palec do ust. Zadbał o to, by owoce nie tylko wyglądały, ale również smakowały jak należy.

Nie dało się ukryć tego, że Amarie przygląda się pałaszującemu nieistniejące owoce zwierzakowi z wyraźną zazdrością, jednak wedle niemego polecenia, nie powiedziała słowa na ten temat. Zamiast tego usadowiła się z powrotem na swoim miejscu, skubiąc resztki mięsa.
- Wiesz… - zaczęła cicho. - On się szybko połapie, a wtedy będzie wściekły.

- Jeśli chodzi o sam smak, to nie różnią się od zwykłych. Problem polega tylko na tym, że nie najesz się tym - to mówiąc wyciągnął z koszyka pokaźny talerz z truskawkami i bananami oblanymi czekoladą.
- Ale też nie tuczą - dodał.

Amarie rzuciła w kierunku owych smakołyków wyraźnie tęskne spojrzenie. Trzymała się w ryzach jeszcze przez krótką chwilę, jednak walka ta była z góry skazana na porażkę. Demonica potrząsnęła głową i roześmiała się, pochylając nad talerzem. Ogon za jej plecami zaczął wykonywać powolne, wężowe ruchy gdy wzrok dziewczyny chłonął widoki, które miała przed sobą.
- W sumie, dlaczego nie - zdecydowała, biorąc jedną z truskawek i wkładając ją do ust. Moment niepewności widocznej na jej twarzy, szybko minął zastąpiony błogością. - Pyyycha… - jęknęła, łapiąc za kolejny owoc. - Twoja kolej - stwierdziła, przechylając się nad talerzem i celując w niego ze swojej oblanej czekoladą broni.

Tariel natychmiast wyprostował się łapiąc owoc prosto do ust. Choć truskawka nie była prawdziwa, to utrata równowagi już jak najbardziej. Zwalił się na podłogę lądując na łokciach.
- Iluzja bywa przydatna. Gdy do karczmy przyjeżdża ważny gość, któremu posiłek ma smakować, to czasem trochę jedzenie... podkręcam. Mówiłaś coś o nieciekawych widokach - spojrzał na ścianę i zmarszczył brwi. Na ich oczach budowała się solidna rama okienna, zaś drewno w jednej chwili nabrało cech szyby. Za nią znajdowały się korony drzew.
- Trzeba tylko uważać, by nie uderzyć czołem w ścianę przy próbie wyjrzenia na zewnątrz.

- Nie, nie trzeba - odpowiedziała, przyglądając się z uwagą iluzji. Dźwięk dzwonków rozbrzmiał na nowo, a nad jej ramieniem pojawiła się końcówka ogona, na której tkwiły obie bransoletki. Demonica wstała i podeszła bliżej ściany, zatrzymując się przed ramą.

- Kiedyś wpadł mi w dłonie stary tom traktujący o łączeniu magii. Było to jakiś czas temu, a miejsce w którym natknęłam się na tą wiedzę należało do jednej z dawno opuszczonych siedzib demonich w górach Usteru. Nie jest to powszechnie praktykowana sztuka, jednak niektóre z zaklęć łączą w sobie elementy bardzo zbliżone do tego, co potrafię, dlatego mnie zainteresował. Podobno gdy zmiesza się ze sobą magię iluzji, lub dowolną, tworzącą przedmioty i wizje, które nie są prawdziwe, z magią tworzenia mającą podstawy w bardziej magii opowieści można nadać owej iluzji ciało prawdziwe. Nie korzystam z tej sztuki często, zobaczmy jednak ile zapamiętałam.
Gdy skończyła mówić, Tariel zorientował się, że jednocześnie umilkł dźwięk dzwonków, którego wcześniej nie był w stanie usłyszeć, skupiony na słowach demonicy. Ta z kolei podeszła nieco bliżej okna i otwarła je na oścież, wychylając się do połowy.

- Niestety, ta sztuka ma też swoje wady - doleciał do niego jej głos. - Widoki nieco się zmieniły ale wciąż jest lepiej niż było.

Stanął obok niej przyglądając się jej tworowi. Wystawił rękę na zewnątrz, a kiedy nie napotkała oporu sam również wychylił się nieznacznie.
- No proszę - przyjrzał się dokładnie elementowi ściany, którego przed chwila nie było, a istniał pomimo tego, iż jego zaklęcie już nie istniało. Nagle wpadł mu do głowy pomysł.

- W tańcu też mogłabyś to zrobić? - zapytał.

- Połączyć magię? - zapytała przenosząc spojrzenie z nie tak znowu odległego lasu, na Tariela. - Oczywiście. Taniec, słowa, śpiew czy muzyka to wciąż tkanie. Gdybym miała do dyspozycji odpowiednią iluzję wspomagającą to… - Wzruszyła ramionami i obróciła się siadając na parapecie. Ogon machał wesoło za nią, zdradzając dobry nastrój demonicy. - Jak jednak wspomniałam, nie korzystam z tej sztuki często. Nie mam wprawy ani obiektu do testowania.

- Do wieczora mamy jeszcze trochę czasu - powiedział, zaś z sufitu zaczęło sypać się kolorowe, wirujące konfetti łączące się i zmieniające w różnobarwne motyle różnej wielkości.

- Tylko jak będę iluzorycznie podpalał karczmę, to nie urzeczywistniaj tego - mrugnął.

- Dlaczego nie? - Zapytała, sprawiając przez chwilę wrażenie, że pyta poważnie. Zaraz jednak przeniosła uwagę na motyle, wyciągając do nich ręce. Za jej plecami rozległo się ciche dzwonienie, na które odpowiedziała własnym, łagodnym głosem.

Z niczego powstał świat i w nicość się obróci
Gdy bogowie uśpieni powrócą i stopy swe na ziemi postawią
I wybuchną góry i morza wtargną na lądy
I pochłonie ziemia tych co po niej chodzą
I pochłonie niebo tych co w jego przestworzach latają
Z czegoś zrobi się nicość i wszystko przepadnie
Gdy bogowie uśpieni powrócą i stopy swe na ziemi postawią
I świat narodzi się na nowo
I pojawią się góry, pojawi się morze.
I ląd zazieleni się trawą, a niebo wypełni szumem skrzydeł
Z niczego świat powstanie i nastanie radość
Gdy bogowie uśpieni powrócą i stopy swe na ziemi postawią
I nie będzie już zła ani niegodziwości
I nie będzie smutku ani złości
I świat zanurzy się w morzu miłości


Motyle kołowały wokół nich, przysiadając na framudze okna, na rogach demonicy czy na jej wyciągniętych dłoniach. Jeden nawet odważył się na zajęcie strategicznego miejsca na jej nosie gdy tylko przestała nucić. Nie dało się jednak ukryć, że nie wszystkie były prawdziwe.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline