Szaleństwo. Od dwóch dni, odkąd opuścił
Myth Drannor Chand zastanawiał się nad sensem tego pościgu. Sam fakt że w ogóle dotarł za nią aż tutaj graniczył z cudem - wszak kapłanka której tropem podążał wiedziała że ktoś ruszy w jej ślad.
I, z powodów których nie rozumiał, uznała za swoją największą szansę skryć się w Mroźnej Puszczy. Nie w objętych druidzką protekcją enklawach, nie w świątyniach swojej wiary, nawet nie na innych planach. W 'Puszczy' młodszej niż niejeden druid, zapewne obłożonej klątwą, a już na pewno zbyt zimnej dla kogoś kto umiłował nasłonecznione pola.
Pod samą linią lasu Mythia - kolejny 'szczęśliwy przypadek' po drodze, tak samo jak arcydruid Buosan z Szmaragdowej Enklawy, zainteresowany Puszczą, a oczywiście 'zbyt zajęty' aby sprawdzić sprawę samemu - zbierała wyprawę. Mythia, która jako ostatnia widziała Nijenę. Która nie zdołała jej przekonać, aby zaczekała pół dnia i ruszyła dopiero z jej ludźmi. Za to zdążyła przekonać Chanda że godzina opóźnienia bynajmniej nie zmniejszy znacząco jego szans - a może pomóc rozwiązać jego pozostałe problemy.
Tak więc niecałą godzinę później, cała jego “świta” dołączyła do powietrznych zwiadowców, a on sam ruszył pieszo. Jeżeli zakładał coś na temat Mroźnej Puszczy, było to na pewno to że będzie w niej zimno - stąd przystanek w krasnoludzkiej fortecy gdzie zaopatrzył się w co trzeba. Nie wszyscy byli choć tak przezorni - przewidywał popyt na druidzkie umiejętności opatrywania odmrożeń wśród osób zakutych w grubą stal. O ile przyjmą ją od chudego, łysego niziołka. Chand był podejrzewany o bycie gnomem, wygnanym mnichem ( a co najmniej ascetą i pustelnikiem, co zawsze opowiadał jako żart przy tłustej potrawce i mocnym piwie ). Choć, gdyby ktoś zmusił go do chwili otwartości, przyznał że sam to na siebie sprowadza, wyglądając jak wyjątkowo obszarpany pielgrzym. Zieleń i szarość, luźno spowijające go od szyi aż do kostek (jak sam mówi dwa razy w życiu ubrał buty - pewne temperatury zmuszają do tego nawet niziołków), tworząc wrażenie dużo grubszego niż jest faktycznie - co tylko pogłębiało szok - a jednocześnie uzyskując na gnomią modłę sporo schowków. Przypatrywał się ciekawie swojej towarzyszce, intuicyjnie czując się przy niej całkiem dobrze. Co nie znaczyło że od razu zacznie gadać.