Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2016, 19:40   #75
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

- Opowiedzcie mi więcej o tym dziku? Wiadomo czy stary, młody? Daleko od gawry niedźwiedzia ma swe terytorium? Jak najlepiej zrobić by łowy niebezpieczne były?
- Sam dzik jest niebezpieczny co niemiara… to stary odyniec o długich szablach, zapach jego świadczy o waleczności i wściekłości. A jego szable, mogą rozpruć brzuch konia o tak…- pstryknął palcami Teorven. A Marthil dodała.- Tereny niedźwiedzia i dzika się przecinają, więc jeśli Tymora się uśmiechnie, wlizim na oboje. Ino…-
Nie dokończyła, tylko spojrzała na swego partnera w łowach.
- Ino… sytuacja na łowach może się wszystkim wymknąć spod kontroli. Łowy na dzika to duże ryzyko, także dla nas. Nad takim zwierzem ciężko zapanować.- wyjaśnił Teorven.
- Wy macie trzymać się z dala jak się da. Przynajmniej, by to wyglądało, że coś pomagacie ale w rzeczywistości dać wujom i ludziom wujów się bawić. - popatrzyła po obojgu. - Rozumiecie? Ja wiem, że wam łowy też smacznie pachną, ale tym razem, odpuście.
- Nie o to chodzi… jak zobaczysz pani dzika spinaj konia i uciekaj… jak najdalej, jak najszybciej. Ta bestia jest nieobliczalna.- wyjaśnił Teorven.- Jak dobrze pójdzie.. zabije każdego kto spróbuje go upolować.
Kathil przypomniała sobie polowanie byłego męża.
- Będę pamiętać. - pokiwała głową - Życie mi miłe.
Decyzję podjęła, teraz jednak trzeba było się przygotować.
- Dajcie znać Loganowi i Saski jaki ekwipunek konieczny. Oni się tym zajmować będą. Dobrzeście się spisali. - pochwaliła. - I upewnijcie się, że cali wrócicie. Chcę was na stałe nająć. Jeśliście zainteresowani.
- Zgoda..- stwierdziła kobieta, a Teorven.- Byle tylko nie w pałacu mieszkać, czy mieście. Wioska w okolicy… odpowiednia.
- Dobrze. - pokiwała głową Kathil - Jak się uspokoi, dogadamy resztę. Wołajcie na rozpoczęcie polowania jak najszybciej.


Wesalt odprawiła dwójkę i gotowała się na wizytę…. kolejną…. Sharazad. Ruszyła więc tam gdzie zostawiła oczekującą na Archibalda kobietę. Sharazad nie siedziała sama… wprost przeciwnie. Rozmawiała flirtując z Jaegere. Ten na widok wchodzącej Kathil wstał i podszedł do niej, mówiąc cicho.- Rozmówiłem się z nią nieco. Ciekawa kobieta… i ma interesujące wieści.-
Wesalt pokręciła leciutko głową z uśmiechem. Kiwnęła głową:
- Później. Gotowyś? - spytała równie cicho.
- To zależy… na co?- zapytał półelf zerkając łobuzersko i prowokacyjnie w dekolt Wesalt.
- Polowanie, mój przyjacielu - zamruczała cicho bardka. - Za chwilę ruszamy. Czy może wolisz zostać? - przełknęła uśmieszek.
- No… nie… raczej wolałbym skorzystać z okazji i pochwycić cię … by sprawdzić uroki leśnej polanki. Wyglądasz zjawiskowo moja droga.- mruknął jej do ucha Jaegere.- A co z nią?
- Łaszenie się teraz nic ci nie pomoże - lekko obrażona minka mówiła o jej lekkiej zadrości. Kpiła sobie przy tym z półelfa, sprawdzając jak zareaguje. - Będę musiała zadowolić się polowaniem i tym co obecny by służyć.- przybrała kokietujący wyraz twarzy. - Ona niech zostanie. Aż Archibald wróci.
- O ile wróci.- zaśmiał się cicho Jaegere, dyskretnie muskając dłonią pośladek Kathil, jakby chciał pokazać Sharazad do kogo należy jego “serduszko”.- Przyjęła potencjalną śmierć Archibalda ze zrozumieniem, skłonna uchylić rąbka tajemnicy za odpowiednią cenę.
- Wysłał ją do wypędzenia ducha z zamku. - stwierdziła Kathil. - Ciekawe którego.
Kathil ruszyła ku Sharazad, przechwytując po drodze dłoń Jaegere:
- Niezwykle przykro mi z zaistniałej sytuacji. Archibald niestety… śpi. - minę miała na zasadzie “cóż ja mogę poradzić”. - A zaraz na polowanie ruszamy…. - zawiesiła głos dając pole do wypowiedzi kobiecie.
- To naprawdę męczące… ale można się było spodziewać tego po Archibaldzie, płaci za mało jak na swe wymagania.- odparła z nieskrywaną niechęcią do wieści jakie Kathil jej przekazała.- Co więc… zarządził mój pracodawca?
- Niestety niewiele. A jakżesz udało się mu przekonać cię do obniżenia stawki za swe usługi? I jakież to wynagrodzenie pozwoliłoby ci pozostawić raport i zwolnić z zadania? - spytała już wprost Wesalt.
- Obiecano mi dwa tysiące szlachciców za wykonanie roboty i zdanie raportu. Nie wydadzą mi tej sumy w jego zamku bez archibaldowego upoważnienia na piśmie. Acz… jestem skłonna a negocjację… zarówno co do wielkości zapłaty jak i formy. Twój przyjaciel przekonał mnie, że zaspokajanie twej ciekawości nosi w sobie różnorakie profity.- odparła z enigmatycznym uśmiechem Sharazad.
- Mój przyjaciel … działa w rzeczy samej w mym … interesie - rzuciła Jaegere spojrzenie -
Więc jakiego to ducha wypędzić miałaś? - usiadła w końcu na przeciw kobiety.
- Nie jestem… egzorcystką, więc w moim przypadku to nie było wypędzanie ducha.- Sharazad nie okazała ni odrobiny zdziwienia słysząc słowa Kathil.- Obeszłam sprawę trochę. Za tak małą sumkę niespecjalnie chciało mi się wysilać. Jako słodką zanętę, zarzucę jednak iż… jest to duch kobiety uporczywie nawiedzający zamek i wnoszący sporo zamętu w życie jego mieszkańców. Duch nieszczęśliwej kobiety szukający… Każdy duch czegoś szuka.- zakończyła z lisim uśmieszkiem.
- Zemsty… - dokończyła Kathil zaczynając się domyślać o jakiego to ducha chodzi - Co jeśli… za resztę informacji wypłacę połowę obiecanej kwoty, ale… będę mieć inne zlecenie dużo lepiej płatne? I kwotę wynagrodzenia podasz ty? - bardka wpadła na pomysł i pochyliła się ku kobiecie.
- Poczekam tu na Archibalda...a nuż zapłaci. Ale nic mi nie broni wyszeptać ci paru sekretów na uszko, prawda?- dłoń kobiety powędrowała do dekoltu własnych piersi, wyciągnęła z nich białą jak śnieg karteluszkę i wsunęła ją w dekolt Wesalt.- Dodatkowe tysiąc brzmi nieźle, a to mój adres w Ordulin. Z chęcią porozmawiam na temat ciekawych… zleceń.
- Podać ci zatem poczęstunek? - Kathil upewniła się, że “wizytówki” nie widać. - I oczywiście, dyskrecja …. - nie kończyła.
- Oczywiście… dyskrecja.. w końcu… obie lubimy nasze sekreciki blisko ciała. A duszek… nie szuka zemsty, tylko swego dziecka. Zabawna sprawa. Bo rzeczywiście zwykle zemsta lub… zobowiązanie są więzią ducha na tym świecie.- szeptała Sharazad wpatrując się fioletowym spojrzeniem oczy w oczy Kathil.
- I coś zatem zrobiła? - spytała dziewczyna.
- Cóż… ograniczyłam obszar nawiedzania jak bardzo się dało. Tylko do lochów. Po reszcie zamku włóczyć się już nie może. Mogłabym spróbować go złapać i uwięzić w czymś, ale… nie za tak niską cenę.- zamruczała Sharazad i zerknęła na Jaegere, po czym zachichotała.
- Rozumiem… cóż zobaczymy co dalej… - spojrzała również na Jaegere, by sprawdzić co spowodowała nagły wybuch radości. Półelf był speszony wyraźnie i z nogą założoną na nodze. A Wesalt zorientowała się że nachylone ku sobie twarze jej i Sharazad dzieli niewiele od pocałunku. Ech… męskie fantazje.
Kathil pokręciła głową:
- I prowadź tu interesy z mężczyznami. - rzuciła rozbawiona i i pokręciła bezsilnie głową.
- Hmm… cóż poradzić… czasami to pomaga, czasami bawi.- mruknęła zmysłowym tonem Sharazad.- Czasami ekscytuje… wodzić ich fantazje za nos i widzieć w ich głowach to czego nie krępuje przyzwoitość.-
I prowokacyjnie musnęła czubkiem języka czubek nosa Kathil, by spojrzeć na Jaegere i prawdopodobnie za pomocą znanej Kathil magii zajrzeć do jego głowy. - A wracając do interesów… to kiedy dostanę od ciebie swoją wypłatę. Czyżby wieczorem dopiero?
- Wypłatę możesz otrzymać i już jeśli chcesz rozkoszować się kolejnym trzosikiem przez całe popołudnie. - Kathil nachyliła się bliżej szyi kobiety, by podroczyć półelfa niemiłosiernie.
- Nie wyglądasz na nieśmiałą dziewuszkę… - mruknęła Sharazad przybliżając się i wydając z siebie zmysłowe westchnienie, zasłoniwszy Wesalt. Jakby Kathil rzeczywiście pieściła jej skórę swymi ustami.- Rozkoszowanie brzmi… przyjemnie, tylko trzosik nieciekawie. Owszem… z chęcią od razu przyjmę zapłatę, a co potem proponujesz? Wiem, że masz polowanie, ale wolałabym inną rozrywkę dla mnie, gdy będę czekała.
- Kąpiel? - wymruczała zmysłowo Wesalt bawiąc się Jaegere - Masaż? Służba zapewni i jedno i drugie.
- Mmmm… rrrozpieszczasz mmniee..- wymruczała zmysłowo Sherazad wędrując językiem po płatku usznym Kathil, delikatnie i z fachowością muskając wrażliwe punkciki. Jako że jej twarz zasłaniała oblicze Wesalt, nie mogła udawać pieszczot. I chyba nie chciała. Wyraźnie bawiła ją sytuacja i zabawa oczekiwaniami Jaegere.- Z chęcią skorzystam… lubię lukssusy.
- Doskonale zatem - Kathil ponownie zbliżyła twarz do twarzy Sharazad i czubkiem języka trąciła jej górną wargę, by zbliżyć swe usta na odległość zaledwie kilku milimetrów - Postanowione. - odsunęła się i wstała - Baw się dobrze. Służba zadba o ciało i ducha. Jaegere, idziemy? - uśmiechnęła się złośliwie.
-Ttttak…- rzekł za bardzo zaczerwieniony półelf.- Idziemy.
A Sherazad rozsiadła się wygodnie przyglądając się obojgu z lubieżnym uśmieszkiem. -To do następnej… okazji, baronesso.
Wesalt pomachała jej lekko, prowadząc rozkojarzonego Jaegere to wyjścia.


Bardka wydała służbie polecenia zajęcia się kobietą i ...ruszyła by w końcu ruszyć na polowanie.
Kto by pomyślał, że to taki skomplikowany rytuał.


Gdzieś grał róg, na który to Marthil odpowiadała grą na swym rogu. Psy Oweny szczekały, sama Owena chichotała będąc osaczoną przez adorującego ją rycerza Jaegere oraz.. Archibalda który uważając się za prawdziwego przywódcę sfory, uważał za swoje wszystkie dobrze urodzone ślicznotki. Ugh…
Samej Kathil towarzyszył Logan i Eltanus… oraz milcząca Garva trzymająca się z tyłu. Yorrdach postanowił bowiem dopilnować tych którzy zostali w posiadłości. Archibaldowi towarzyszył ślepy mag, rycerz w czarnej zbroi i ów łotrzyk. Kobieta w zbroi została w posiadłości.
Bertold z wyraźnym niesmakiem pojechał na polowanie w towarzystwie swej prawej ręki, białowłosego zabójcy z mieczami i gnoma… Na szczęście było trochę kucyków w posiadaniu Wesalt, bo byłyby kłopoty. Niemniej nieobecność owej kobiety, która wczoraj próbowała zabić kogoś rytualnym nożem, była niepokojąca… toteż Yorrdach zamierzał się jej przyjrzeć i przypilnować przechery.
Kathil miała przytroczone do siodła cztery dziryt, obciążone przy grocie. Nie używała takiej broni od lat… Był to wedle jej łowców jedyny skuteczny oręż na dziki, poza ciężką kuszą i ciężkim toporem… ale tylko najodważniejsi i najgłupsi walczyli wręcz z dzikami.
Rzut i ucieczka… a najlepiej ucieczka od razu. Tak jej radziła Marthil.
- Ach… me serce jest zranione. Archibald nie patrzy w mą stronę.- rzekł smutno Jaegere wpatrując się w jego twarz. - Jak ja to przeżyję?
- Nie wiem… doprawdy… - zasmuciła się Kathil - lepiej by zwracał uwagę na dzika niż na ciebie. - Kathil uśmiechnęła się do półelfa. - Ale wiesz… nie miałam pojęcia, że potrafisz się rumienić. - zachichotała.
- No cóż… może mam słabość do dwóch ślicznotek na raz. Przyznaję, że taka wizja… jest… kusząca.- znów się zaczerwienił.- Ta kobieta umie wkładać takie myśli do głowy.
- Do głowy? - zaśmiała się Wesalt. - Wyglądało jakbyś akurat głowę stracił. Czyli…. ty…. ja…. specjalny parawan....i ….jakaś ślicznotka to byłby odpowiedni podarunek?
- Sam nie wiem.. nigdy tak nie myślałem, ale po waszej rozmowie.- zaśmiał się Jaegere i zerknął tęsknie na Archibalda z tym rumieńcem na policzku i wywołał blade oblicze u wuja. Najwyraźniej doszły do niego plotki o obiekcie zadurzenia elfa.- Zresztą… musisz przyznać, że ona lubi takie prowokacyjne gierki. A co do podarków… moje niewolnice wkrótce odwiedzą ciebie, zgodnie z kaprysem. Jeszcze kilka dni.
- Mnie? Tu? Myślałam, że raczej udadzą się bezpośrednio do cioteczki. - Kathil zdziwiła się. - Oczywiście zaaranżuję przewóz.
- Oczywiście że udadzą się do cioteczki, ale wpierw ty sobie obejrzysz.- odparł z uśmiechem i rozglądając się dookoła rzekł.- Może to moja elfia krew, ale nie wiem co ludzie widzą w tych polowaniach.
- Elfy też polują.- wtrącił Eltanus, a półelf odparował.- Ale nie tak. To cyrk nie polowanie.
- Na dziki… to idealne polowanie. Z tego co ojciec mówił… “idziesz na niedźwiedzia, szykuj łoże. Idziesz na dzika, szykuj mary.”- dodał wyjątkowo wylewnie Logan.
- Może któraś się nada dla Logana… coś mam wrażenie, że brakuje mu rozrywki ostatnio. - uśmiechnęła się czule do swego zabójcy. - Markotny, marudny… czarno wszystko widzi… -”schowała się” za Eltanusem.
- A co do Jaegere i polowania… myślę, że jesteś doskonałym łowczym mój drogi ale nie w lesie. - chichotała wesoło.
- To co dalej? - zaczęła rozglądać się by sprawdzić. - Może podjadę porozmawiać z Bertoldem. Coś nie w sosie widać jest.
- Pewnie nie lubi polowań, jak i ja… może porwę ciebie i Owenę na piknik? Co dwie wesołe wdówki to nie jedna… a Sharazad z pewnością potrafi zaostrzać apetyt.- zaśmiał się żartobliwie Jaegere, a Logan zgromił Kathil wzrokiem niczym mistrz niesforną uczennicę.
- No nie złość się już tak… - przymiliła się do mężczyzny - zależy mi tylko byś był szczęśliwy. - zaczęła sobie zdawać sprawę, że on się odpłaci w posiadłości. - A co do Oweny …. to nie - Kathil zmarszczyła nosek. - Ale jeśli masz ochotę na sam na sam z nią, to nie będę zatrzymywać - mówiąc to rzuciła kolejne długie spojrzenie Eltanusowi.


Czekała na znak rozpoczęcia łowów, znudzona nieco. W duchu zaś zastanawiała się, czy zabójca Bertolda jest tak dobry by ryzykować zamach podczas łowów na dzika.
Marthil spuściła psy po kolejnym odgłosie rogu i słychać było ich wycie i szczekanie. Złapały trop. Myśliwy ruszyli więc kłusem podążając za odgłosami.
Kathil trzymała się z tyłu starając się obserwować obu braci i ich ludzi. Sama zaś udawała przestraszoną i przejętą. W duchu śmiała się niedowierzająco, że Archibald poczuł w sobie krew podrywacza i obecnie zajmuje się biedną Oweną. Żal jej się zrobiło również z jej powodu, gdyby jednak doszło do tego, że wuj ją “podbije”. Znowu będzie miała pretensje do Kathil?
Z rozmyślań tych wyrwało Wesalt wycie i popiskiwanie psów. Jakże od odmienne… zupełnie jakby ktoś je zarzynał. Dwa ogary z podkulonymi ogonami i koszmarny ranami na grzbietach popiskując przeraźliwie uciekały z krzewów w kierunku łowców. A w samych krzakach kotłowało się… łeb ogara ucięty gładko u podstawy szyi upadł przed myśliwymi obficie brocząc krwią.
Wesalt próbowała powstrzymać konia spłoszonego dźwiękami. Przyglądała się głowie zwierzęcia i spojrzała po swych towarzyszach:
- To… nie wygląda jak rana od dzika….- wyszeptała.
- W coś my….wdepnęli?- mruknął niewyraźnie Jaegere nieco blady na twarzy. Zresztą wszyscy wyglądali blado i wyraźnie zaskoczeni rozwojem sytuacji. Wesoły nastrój polowania prysł, a Owena była bliska omdlenia.
Rozległ się kwik… świni z piekła rodem i z krzewów wyskoczył olbrzymi czarny odyniec o olbrzymich kłach i przekrwionym spojrzeniu.

Potwór prawdziwy rozejrzał się i zaszarżował wprost na najbliższych jeźdźców... Archibalda, Rortusa Vylgarssona od Jaegere i bliską omdlenia Owenę!
Kathil wstrzymała oddech odliczając sekundy przed atakiem. Wstrzymywała konia pozwalając by Archibald i reszta nadal pozostawali głównym celem.
Wyszeptała jedno do Jaegere:
- Twój rycerz… jego ratować… - sama też była nie lada przerażona. A jeszcze gdzieś to niedźwiedź!!
W krótkiej chwili przytomności rozejrzała się za Bertoldem.
Bertold… znikł... .wraz ze swym szalonym gnomim magiem i wierzchowcami rozpłynął się w powietrzu. Dzik szarżował, a Archibald dał do tyłu wystawiając rycerza na atak. A ten cisnął włócznię. Trafił. Dzika to nie powstrzymało. Natarł na konia i rozpłatał zwierzakowi brzuch zwalając Rortusa na ziemię i przygniatając go własnym wierzchowcem. Owena zasłabła, na szczęście nadal z nogami w strzemionach, bowiem jej rumak poniósł w panicznej ucieczce od zwierzęcia.
Logan sięgnął po ręczną kuszę samopowtarzalną i zaczął strzelać bełtami, lecz te ugrzęzły w grubej skórze pyska… bo nie udało mu się trafić w oko.
Kathil widząc rycerza Jaegere w opałach sięgnęła po przytroczony do siodła dziryt i zamachnęła się do rzutu. I kolejny… by choć odwrócić uwagę zwierza i dać rycerzowi czas na wygrzebanie się spod konia.
To był fatalny rzut, włócznia zamiast trafić w dzika omal nie przyszpiliła rycerza do ziemi. Odyniec zaś racicą tylną złamał mu żebra szykując się na Archibalda który cisnął włócznię prosto w pysk… i trafił w grzbiet. Odyniec zaszarżował na niego, ale rycerz zajechał mu drogę, a ślepy mag przywoływał wokół siebie chmarę lewitujących sztyletów, które pojedynczo odrywały się od chmury i wbijały się w grzbiet. Eltanus zaś pofrunął w górę, by przyjrzeć sytuacji z odpowiedniej perspektywy.

Kathil rozpaczliwie myślała co by tu zrobić bo sytuacja była niewesoła. Czuła się też winna z powodu nieudanego, felernego rzutu. Biedny rycerz musiał cierpieć.
- Jaegere, Logan, spróbuję go odciągnąć a wy wyciągnijcie Rortusa. - mruknęła i spięła konia by podjechać nieco bliżej i ponownie rzucić w dzika. Tym razem chciała trafić i zwiać. Tak, by pozostali mogli ratować rannego.
Dzik szarżował i przebił się przez rycerza i jego wierzchowca. Biedak złamał kark przy upadku, po czym uderzył w wierzchowca powalając zwierzę i jego jeźdźca.
Trafiony dzirytem zwierz zawrócił i skierował się ku Kathil porzucając rannego w bok Archibalda podnoszącego się z ziemi. Ślepy mag może by i uratował swego pana, ale białowłosy zabójca Bertolda właśnie wbił mu włócznię między łopatki i zabił starca.
Kathil krzyknęła przerażona, tylko niewiele udając, i spięła konia rzucając się do ucieczki. Trzymając się blisko szyi konia, oglądała się przez ramię czy dzik nadal za nią podąża. Serce miała w gardle, ale miała nadzieję, że Rortusa ocalą pozostali towarzysze. Wbiła pięty w bok konia i pokrzykiwała na niego zagrzewając do galopu.
Logan postrzelił z kuszy kilkakrotnie w pysk bestii… ale dzik był uparty, a gruba skóra nie dopuszczała trucizny z zatrutych bełtów Logana. Kathil czuła za sobą chrapliwy odgłos podążającego za nią dzika. A pod sobą tętent spoconego i galopującego wierzchowca, który podobnie jak on biegł ratując swe życie. Nagle usłyszała za sobą świst kątem oka zauważyła zielony promień z góry. Głośny bolesny pisk i kwik… i odważyła się zajrzeć za siebie. Z dzika została tylko gicz, której przyglądał się zafrapowany Eltanus. Po reszcie zwierzęcia nie zostało ni śladu.
- Przykro mi...trofeum nie będzie.- rzekł zasępiony. A Wesalt zorientowała się że wraz z magiem oddalili się kawałek. Spory kawałek od reszty grupy i.. nie wiedzieli, gdzie są właściwie. I gdzie jest reszta myśliwych.
Kathil wyciągnęła ręce ku magowi by pomógł jej zsiąść.
- No w końcu! - ofuknęła go próbując pokryć swój strach - Gnałam i gnałam a tobie się nie spieszyło. - spojrzała na resztki dzika, lekko drżąc po szaleńczej gonitwie.
- Tam mogło to być niebezpieczne… magia której użyłem teoretycznie jest poza moim zasięgiem. Musiałem nagiąć reguły i mogliśmy… zostać ukarani, gdyby mi się nie udało.- wyjaśnił czarodziej zsuwając ją na trawę i tuląc delikatnie.
- I tak mogłeś się pospieszyć - fuknęła i pacnęła maga w pierś niezbyt mocno lecz na tyle mocno by poczuł cios. - Ukarani jak? - nagle dotarło do niej to co mówi.
- Magia mogła wyrwać się całkiem z mej kontroli i wywołać różne chaotyczne efekty… mogło spopielić mnie na przykład. Lub uderzyć kulami ognia dookoła, lub przywołać dziesiątki króliczków. Dzika magia nie trzyma się zasad.- wyjaśnił Eltanus spokojnie.- Dlatego zaklęć bezpośrednio sięgających po nią… używam tylko gdy jest ku temu powód.
Bardka powoli się uspokajała po przeżytym “polowaniu”:
- Wymówki - fuknęła ale już bez wielkiego przekonania - Gdzie my jesteśmy? - rozejrzała się wokół.
- Nie jestem pewien…. daleko, jak przypuszczam.- zamyślił się Eltanus rozglądając się bezradnie dookoła.- Nie znam tego lasu.
- Nie dość, że polowanie nieudane - wskazała na smętne resztki dzika - to jeszcze się zgubiliśmy - zaczęła się śmiać. - Przednie. - uśmiechnęła się do maga. - Noooo dobrze to chodźmy emmm…. tam - wskazała kierunek. - Co ty na to?
- Jest to dobry kierunek, jak każdy inny… a z tego co zauważyłem, Bertold wykonał swój ruch.- wyjaśnił czarodziej uprzejmym tonem. -Podczas ataku bestii posłałem Marthil za wierzchowcem Oweny. Szkoda by było, gdyby nasza gospodyni źle nas wspominała.
- Udanie wykonał ten ruch? - spytała lekko Kathil - I dobrze pomyślane, Eltanusie. - ruszyła obok niego prowadząc konia za uzdę.
- Cieszy mnie że zasłużyłem na twą pochwałę pani.- stwierdził z uśmiechem czarodziej.- Jak duży jest ten las?
- Mów mi Kathil. - zdecydowała - Dość rozległy ale łączy się z ziemią Vandyecków. Może uda się jednak dojść do posiadłości. Więc jaki skutek ruchu Bertolda?
- Przypuszczam, że Archibald jest już martwy.- ocenił mag, a Kathil zatrzymała się, wstrzymując także czarodzieja. Coś za cicho było.
- Hmm… zauważyłeś? - wyszeptała nagle oglądając się wokół - Nie ma żadnych odgłosów… a to las. - powoli sięgnęła po dziryt. Ponownie rozejrzała się wokół.
- Nie.- stwierdził czarodziej, a Kathil długo szukać nie musiała. Dostrzegła zamaskowanego wojaka na koniu z wielką kuszą. Wyglądał na jednego z archibaldowych ludzi.
Kathil przybrała swój rozkoszny wyglądzik wstrząśniętej do cna kobiety.
- Eltanusie, to chyba wujowy człowiek - syknęła kącikiem ust - znikaj bo nijak nie ma jak wytłumaczyć twej obecności. Bądź w pobliżu.
Sama zaczęła robić dużo rabanu jak to głupia kobietka w lesie. Udała przestraszoną widokiem wojownika:
- Och… - wykrzyknęła łapiąc się za dekolt - przeraziłeś mnie! Tyś z oddziału wuja, tak? Prowadź do posiadłości… ledwom z życiem uszła - przerażona i niewinna minka miały przekonać do cna assasyna.
- Ano… gdzie szefu… miałem siem trzymać z tyłu, ale potem ruszyliście z kopyta, a ja nie jeżdżę za dobrze. I gdzie Bertold Vilgitz?- dopytywał bandyta zaskoczony pojawieniem się jej.
- Oni tam wszyscy zostali - machnęła za siebie ręką - Mnie koń poniósł bom przed odyńcem uciekała. Bertold nie wiem gdzie. Chyba też tam zostali. Do posiadłości to którędy? - dopytywała się cieniutkim głosikiem głupiej gąski.
- Ttam?- wskazał kierunek bandyta. A potem jego głowa została przebita bełtem.
Padł martwy, a Wesalt zobaczyła wychodzących z pomiędzy krzewów rannego w rękę Logana, zakrwawionego Jaegere oraz skupioną i czujną Garvę.
- Pewnie cię ucieszy… że Archibald nie żyje. Niemniej Bertold postanowił i ciebie ukatrupić przy okazji… i nas też… bardzo krwawe to polowanie.- uśmiechnął się ironicznie Jaegere.- Gdzie Eltanus?
- Za tobą.- rzekł czarodziej pojawiając się za Jaegere.
Kathil podbiegła do obu: Logana i Jaegere by sprawdzić ich stan zmartwiona i wkurzona zarazem.
- A gdzie Bertold teraz? Trzeba jak najszybciej do posiadłości wracać. - chwyciła za uprząż obu koni.
- Jaegere, wsiadaj na konia, rannyś. Logan pojedziemy razem.
- Garva, pilnuj go by z konia nie spadł - spojrzała troskliwie na obu jej przyjaciół.
Zdecydowała, że Bertolda pozwoli dorwać Condradowi. Tylko wieść posłać musiała o wydarzeniach dzisiejszego dnia. Zakładała, że drugi wuj nie wróci już do pałacyku po nieudanym zamachu. Jeśli jednak zdecyduje się wrócić… nie to głupota…. ludzie Archibaldowi i ludzie Kathil za duże ryzyko.
- To krew zabójców… nic mi się nie stało. Umiem sobie radzić, a Garva jest nadmiernie troskliwa. Niestety kapłana nam ubili, więc Loganowi nie mogliśmy pomóc z raną.- wyjaśnił Jaegere z łobuzerskim uśmiechem.- Blondasek od długich mieczyków. Cóż.. Garva pokaż.
Półorczyca wyjęła z torby jego miecze i głowę.- Może się jeszcze przydać.
- Szkoda Rortusa - Kathil stwierdziła smutno, ogladając “pamiątkę” i ruszając w wybranym wcześniej kierunku. - Nie miałam go okazji bliżej poznać, ale szkoda tracić sprzymierzeńców.
Naprawdę było jej żal i czuła się winna. Kazała Rortusowi zagadywać Owenę.
- Później trzeba ciało odzyskać. A teraz muszę wysłać wiadomość do Condrada, by Bertolda przechwycił. - mówiła cicho na wszelki wypadek. Sprawdzała co jakiś czas stan Logana. Jak troskliwa kokoszka. Sprawdziła też dwa razy czy krew na Jaegere to faktycznie krew wrogów. Na wszelki wypadek.
Wyjechali z lasu, tylko po to by zobaczyć kolejne złe wieści. Dymy unoszące się z pałacu. Co przypomniało Wesalt o drobiazgu jakim był brak na polowaniu owej kobietki z nożem ofiarnym, której to “zabawie” Wesalt przeszkodziła.


Pognali wszyscy ile sił w nogach i koniach, by dopaść posiadłości jak najszybciej.
Kathil wpadła na dziedziniec szukając Saskii i pani Percy i Garreta by dowiedzieć się aktualnego stanu.
A pierwsze co zauważyła do świeże trupy… chodzące świeże trupy pilnujące dziedzińca. Ożywieńcy pochodzili na szczęście z zaciągu wujów. Takoż i na powitanie Kathil i reszty wyszedł blady jak ściana Yorrdach podtrzymywany przez jednego z najemników Condrada. Oj… nekromanta nie wyglądał za dobrze… tors cały w bandażach i na głowie świeży opatrunek. Ale uśmiechał się triumfująco.
Kathil gdy tylko mogła rzuciła się ku niemu zasmucona, że przez ten cały ambaras rodzinny jej przyjaciele obrywają za nią. Z drugiej strony widziała dumę i zadowolenie maga, źle się zatem nie bawił.
- Yorrdach!!! - najchętniej by go przytuliła ale widząc rany poprzestała na uchwyceniu go pod pachę by wesprzeć się na niej mógł - Dałeś im do wiwatu? Dzielny mój ty… co tu się działo? - dopytywała próbując dostrzec pozostałych sprzymierzeńców. - Bertold zwiał z tą swoją dzikuską?
- Nie… ta jego dzikuska postanowiła ot tak… bez powodu, wezwać jakieś potworki z piekła rodem i zdobyć posiadłość, przy okazji mordując każdego kto się nawinie. Bertold tu się w ogóle, ale widząc wasz powrót mnieman, że wiele się działo na tym polowaniu?- zapytał nekromanta z bladym uśmiechem.
- Chodźmy do środka, ranniście i Ty i Logan. A gdzie pani Percy? Saskia? - zaczęła prowadzić go z powrotem do posiadłości, rozglądając się za służbą i zlecając opatrunek zabójcy i wina dla wszystkich. Po drodze opowiadała Yorrdachowi co się stało i jak wszyscy stanęli na wysokości zadania.
- Jeśli zatem Bertolda tu nie było to musiał od razu ruszyć do siebie. Chyba, żeby Mirthę posłać by go wytropiła. Ilu ludzi jego tu zostało? - pytała Logana.
- Krasnal i wiedźma uciekła… reszta wybita do nogi… ale za sporą cenę. Straciłaś trzech najemników, Saskia kuleje… ja żyję tylko dlatego że się fioletowooka wiedźma wtrąciła do walki po naszej stronie. No i ten Garret… jak się rzucił w bój, to tylko kończyny wrogów fruwały. Pognał za wiedźmą i krasnoludem, więc… jeśli ich dopadnie, to marny ich los. Z archibaldowych… tylko babeczka w czarnej zbroi przeżyła. Siedzi w naszym loszku... to jest w piwniczce na wino, bo jak się okazało ten pałacyk nie ma lochu.- odparł z przekąsem Yorrdach.- Co za przeoczenie. Gdzie ty będziesz kochanków tresować, skoro loszku nie masz?
- W nowej posiadłości w Ordulin… jest specjalny pokoik - wystawiła język. Nie było z nim tak źle skoro wciąż był zgryźliwy i ironiczny.
Dopilnowała by zajęto się Jaegere, Loganem, Eltanusem i Yorrdachem i pobiegła po pierwsze po pierzastego posłańca a po drugie by odszukać Saskię.
Ta oczywiście musiała opierając się na drągu rozkazywać swym ludziom i sługom… i zabezpieczać teren, zbierać rannych i zmarłych. I posyłać podwładnych do pobliskich wiosek po kapłanów i adeptów oraz druidów, każdego wyznania. Nie potrafiła po prostu się położyć do łóżka.
- Czy ty nie powinnaś odpocząć? Albo chociaż usiąść? - spytała Kathil - Jak poważna rana? - dopytywała się bardka.
- Nie zamierzam poddawać się słabościom. A do bólu przywykłam od małego.- rzekła Saskia bagatelizując swój stan.- Ufam że polowanie było udane. Obaj nie żyją?
- Potwierdzony jedynie Archibald. Bertold nie wiadomo. Moi zwiadowcy jeszcze nie wrócili, a ja zaraz do Condrada napiszę by miał oko otwarte i łasicę zgarnął gdyby jednak przeżyła.
- Mam wrażenie, że ta podstępna gnida nie tak się łatwo zgarnąć.- odparła sceptycznie Saskia.- Wiesz może czemu ta nagła napaść?
- Postanowił przejąć za jednym zamachem i posiadłość i mnie i wszystkich wybić razem z Archibaldem. Przejąć pałacyk z przyległościami. Condrad może zająć zamek Vilgitzów i obstawić tawernę, którą Bertold uznawał za swoją siedzibę. Ja wyślę Mirthę za nim jak tylko wróci.
- Nie wątpię że świta bertoldowa to ledwie ułamek jego wojska. Swoją drogą, ciekawe kto teraz będzie u Archibalda rządził.- zamyśliła się Saskia, po czym syknęła z bólu nieopatrznie opierając swój ciężar o zranioną nogę.
- Condrad - uśmiechnęła się Kathil. - Bertold nie spodziewa się go tam raczej i nie z taką siłą. A z naszej strony sama ruszę za Mirthą. Może po drodze się da go jeszcze dorwać. Szczególne, że zostało mu niewiele ludzi przy nim.


Usiadła by napisać wiadomość do Condrada zdając mu krótką relację z obecnego stanu rzeczy sugerując by zajął się częścią archibaldową. Może by i jego ludzi skoptował pod własne szranki. Dodała, że za Bertoldem rusza wraz ze zwiadowcami.

Kolejną wiadomość wysłała do Ortusa. Gdy siadła do pisania, przypomniała sobie, że i mąż wszak przysłał jej wiadomość. Ruszyła by odszukać liścik.

List okazał się być przewidywalny. Ortus niewiele pisał o tym co się u niego działo. A dużo o swej tęsknocie. Zastanawiał się nad tym czy chce być poszukiwaczem przygód, nad ich wspólnym życiem i planami i… ta tęsknota na końcu wzbierała falą fantazji młodzika na temat swej żony. Niewątpliwie młodzik zasmakował w rozkoszach jakie poznał z Kathil i nie zdołał się nimi nasycić na tyle, by nie wracały do niego fantazjach we śnie i na jawie. Cóż… nie mieli wszak dotąd czasu na porządny miesiąc miodowy.

Liścik wywołał uśmiech na twarzy bardki, ale na chwilę obecną musiała porzucić rozmyślania nad wspólna przyszłością. Wysłała wiadomość by wraz z Leonorą wracali do posiadłości. Cyrkowcy zaś mieli pozostać do czasu wykonania zadania.
 
corax jest offline