Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2016, 19:44   #76
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Zeszła jeszcze wraz z Saskią do loszku by rozmówić się z więźniarką. Ciekawa była jej wiadomości na temat Bertolda.
Związana półelfka w czarnej zbroi spoglądała ponuro na schodzące dwie kobiety. Na jej pancerzu widać było ślady krwi, ale ona sama nie wydawała się ranna. Była niewątpliwie wściekła, ale też nie próbowała obsypać wyzwiskami Wesalt, ni Saskii.
- Archibald nie żyje.- stwierdziła Kathil bez pardonu - Bertold nie wiadomo, raczej zwiał. Wiesz, gdzie go można szukać?
- Wróci do swojej siedziby… jak to szczur.- uśmiechnęła się kwaśno więźniarka.- Chyba że ta jego suka… że ona ma gdzieś inne kryjówki. Bertold ponoć z jakimś kultem zakazanym nawiązał negocjacje. Bo ostatnio zaczął duże sumy wydawać, a wszak wśród lichwiarzy zadłużony. Każdy to wie.
- Kto z Archibalda ludzi co zostali, zamkiem ma zarządzać? Hasła jakieś umówione?
- Co z przybocznymi Archibalda? Tymi co byli na polowaniu?- zapytała w odpowiedzi półelfka.
- Mag i rycerz nie żyją. Broni Archibalda do końca. - odpowiedziała jej Wesalt. - Kto ma zarządzać? - powtórzyła.
Z więźniarki powietrze uszło. Wyraźnie się załamała słysząc te słowa. Przez długi czas milczała. W końcu rzekła.- Nie ma żadnych haseł, żadnych listów i innego klucza do obejścia. Namiestnikiem jest Wolgraf… przyjaciel Archibalda. On zarządza.
- Ilu ludzi na zamku pod Wolgrafem? Jaki to człek?
- Nie jestem w nastroju na pogaduszki. - mruknęła półelfka.- Zostawcie mnie w spokoju, albo zabijcie. Wszystko mi jedno.
- Śmierć nie jest rozwiązaniem, które chciałabyś wybrać, gdy w okolicy kręci się nekromanta. Odpowiedz na pytania. - powtórzyła bardka.- Nie mam czasu na twe nastroje. Opłakiwać będziesz później.
- Nie chce mi się gadać. A moja dusza i tak jest w rękach czartów. Niech ją twój nekromanta z ich rąk wyrywa, jeśli się odważy.- odparła zniechęconym tonem półelfka, wydając się coraz bardziej pogrążona w własnej żałobie.
- Skoro wolisz siedzieć w lochu z winem, skrępowana jak świniak i użalać się nad sobą, niech ci będzie. Myślałam, że pomścić byś chciała swych towarzyszy. Cóż… widać myliłam się… - odwróciła się ku wyjściu.
- Jakoś nie ufam… osobom, które mordują moich ludzi i zamykają mnie w lochu.- odgryzła się półelfka.- Może i chcę się zemścić na Bertoldzie… ale nie oznacza, że wszystko ci wyśpiewam.
- Tak jakbyście wy sami mieli inne plany - uśmiechnęła się Kathil - w stosunku do moich ludzi czy ludzi Bertolda. Pogłaskalibyście po główkach i puścili wolno? Z mojej perspektywy siedząc tutaj nic nie uzyskasz. A Bertold oddala się z chwili na chwilę. Ewidentnie jednak twe pragnienie zemsty nie jest tak duże jak próbujesz mnie przekonać.
- Nie jest dość duże, bym przyniosła ci Wolgrafa na tacy w zamian za mgliste obietnice zemsty.- odparła obojętnie półelfka.
- Wcale nie chcę go na tacy. Chcę go wcielić do swej armii. Dałabym i tobie taki wybór.
- To w takim razie mnie wypuść.- stwierdziła półelfka.
- Teraz próbujesz mnie traktować jak głupią gęś. Dwie sekundy temu rzucając mi w twarz, że współpracować nie będziesz. Rycerka z ciebie, jakiś honor chyba jeszcze ci pozostał?
- Ona nie jest rycerzem… ona jest taka jak Gaston… honoru w niej nie ma żadnego.- odparła Saskia, a półelfka stwierdziła.- To prawda… współpracować nie chcę. Chcę zabić Bertolda, a co zrobię… później… nie wiem.
- Ja tym bardziej. - otworzyła loszek i wyszła. Po drodze dopisała do liściku do Condrada informację o Wolgrafie. Z krótką informacją, że to wiadomości nie sprawdzone i hasło jednak być może. Puściła posłańca i sama ruszyła by przygotować się do drogi. Chciała ruszyć jak najszybciej, gdy tylko wrócą tropiciele.


Zdecydowała spytać Sharazad czy dołączy w pościgu za drugim bratem. To w końcu byłoby dla niej wyzwanie, w przeciwieństwie do zlecenia o duchu. Jak się okazało półnaga Sharazad delektowała się masażem robionym przez dwie podopieczne cioci Mei, które przypadkiem uratowała od zagrożenia. Wdzięczne dziewczęta przykładały się do masowania jej pleców, gdy Kathil zaszczyciła całą trójkę wizytą.
- Widzę, że jedni pracują by inni mogli się lenić - stwierdziła ze śmiechem. - A zatem przychodzę nie w porę - dodała ze smuteczkiem.
- To zależy…- odparła czarodziejka wspierając podbródek na dłoniach i przyglądając się Wesalt z łobuzerskim uśmieszkiem..-... od planów z jakimi przychodzisz… pupę mam jeszcze nie wymasowaną.
- A zatem doskonale zrobiłaby tutaj jazda na koniu. Bardzo mocny masaż na tę część moim zdaniem - bardka mrugnęła do magiczki - Nie chciałabyś ruszyć się ze mną na poszukiwanie zbiegłego wuja? Tak...mniej więcej teraz? - dodała z niewinną minką.
- To dobry pomysł według ciebie?- zapytała zaciekawiona Sharazad.-Nie wiem ilu wojowników zachowałaś.. ale tutaj twoje siły są mocno przetrzebione. Moje zresztą też… zużyłam sporo swej magii. Nie wiem czy bym mogła w czymś pomóc… Poza tym pozostaje jeszcze kwestia.. zapłaty.
- Och nie prosiłam o przyjacielską pomoc. Co do wyruszenia… chcę go wyśledzić, wytropić by uniemożlliwić mu się zaszycie się. Szczególnie, jeśli ma konszachty z jakimś kultem. Jeśli ma zachowane gdzieś posterunki po drodze to też chciałabym wiedzieć.
- Kultem Smoka… czy czymś w tym rodzaju. Słyszałam o nich. Tyko oni mogą wzywać abishai… Poza kapłanami smoczych bóstw.- mruknęła Sharazad zamyślona.- Z deszczu pod rynnę… jeśli zawiódł, to wybrał sobie kiepskich pracodawców do irytowania.-
- Smoka? Chciał zyskać posiadłość dla Kultu Smoka? - Kathil nie mogła w to uwierzyć - a Kult przyjął takiego… ehhh… - pokręciła głową - To się kupy nie trzyma. Na co kultowi potrzebna taka kreatura i ten kawałek ziemi na peryferiach.
- Nooo.. z tym przyjęciem to masz rację. Jeśli Bertold jest w połowie tak egocentrycznym dupkiem jak Archibald, to nie dołączyłby do żadnej organizacji w której nie pełniłby roli przywódcy.. a co do kawałka ziemi. Duży zamek z dużymi lochami… jak dla mnie urocze miejsce.- uśmiechnęła się niczym zadowolona kotka.- Kult Smoka z pewnością chętnie by ją wziął dla siebie. I to by tłumaczyło tych dziwaków, który napotkałam w drodze do Archibalda… Kult Smoka lubi nekromantów i często przyjmuje w swe szeregi. Kult Smoka mógłby pozbyć się pewnego namolnego ducha. A jak tam… polowanie?
-Och doskonale. Archibald nie żyje. Jakich dziwaków?
- Nooo… znasz pewnie ten typ. Obsesyjnych na punkcie swej mocy magów, dla których każdy rzucony czar jest doświadczeniem bliskim orgazmu… głównie z tego powodu że nie doświadczyli żadnego spełnienia… ani nie widzieli nagiej kobiety.- zaśmiała się ironicznie czarodziejka.
- Gdy byłaś na zamku ilu ludzi w nim widziałaś? Coś wiesz o tym zarządzającym przyjacielu Archibalda?
- Nic.- wzruszyła ramionami Sharazad.- Nie pracowałam dla Archibalda, tylko wykonywałam zlecenie dla niego, a co do ludzi… eeem… było ich… sporo? Nie zwróciłam specjalnie uwagi. Żaden nie był interesujący. Łącznie z ich dowódcą.- podrapała się po policzku.-A więc.. chcesz szukać tego Bertolda? Za ile… i na jakich warunkach miałabym w tym uczestniczyć?
- Hmmm nie chodziło mi o porównywanie ich atrakcyjności. - mruknęła rozbawiona Kathil - chcę ruszyć z kilkoma ludźmi i zwiadowcami by znaleźć jego trop, ślady. Mag, który zna Bertolda albo wie o jego gierkach by się przydał. Wynagrodzenie… tysiąc jeśli będzie to jedynie nudna przejażdżka. Trzy jeśli okaże się, że trzeba będzie rzucać bliskie orgazmu zaklęcia.
- Tysiąc wystarczy… możliwe, że będziesz sama musiała ochraniać moją pupcię. Dużo zaklęć zużyłam na kontrowanie poczynań bertoldowego babsztyla.- uniosła się na rękach mimowolnie prezentując sprężyste krągłe piersi. Albo… wprost przeciwnie… uczyniła to z wyraźnie nieczystymi intencjami.- Robisz sobie u mnie coraz większy dług baronesso… w końcu przyjdzie ci go zapłacić w jakiś sposób. Pewnie zauważyłaś że pupilki babsztyla nieco bałaganu narobiły.
- Dług? - zdziwiła się Kathil - wyprawa opłacona, zlecenie Archibaldowe… opłacone z mojej strony. Pozostaje jedynie opłacenie twej uprzejmej pomocy… choć … - Kathil przyjrzała się Sharazad z lekko przymrużonymi oczami - wydawać by się mogło, że bycie w gościach ci w smak - zachichotała. - Zbierz się, ruszamy za chwilę. W między czasie przygotuję trzos. Chyba, że wolisz papier do późniejszego zrealizowania.
- Osobiście wolę.. monety… i luksus. Ale w tej pierwszej sprawie bywam elastyczna, choć zanim nabiorę zaufania do papieru, najpierw muszę je nabrać do osoby.- wyjaśniła Sharazad siadając na stole do masażu.- I nie lubię jazdy konnej, to barbarzyństwo.-
- Czasem warto posmakować nieco i tego - Kathil z uśmiechem rozłożyła ręce. - Spotkamy się przy wyjściu. - zostawiła magiczkę by sięgnąć do kasy po zapłatę i przebrać się w swój ukochany strój. Uzbroić. I posłać jeszcze jedną wiadomość do Condrada z rewelacjami na temat Kultu Smoka, by był przygotowany lub przynajmniej niezaskoczony.
Z pewnym smutkiem przekonała się też że ostatnie wydatki mocno nadwyrężają jej “oficjalną” kieskę, co w raz z kupieniem kamienicy… Dobrze że Condrad obiecał się dołożyć.
Łowcy przybyli dość późno. Dwójka przyglądała się bacznie Kathil oceniając jej plan.
- Będzie ciężko… minęło dużo czasu. Tropy ostygły.- stwierdził Teorven.
- Ostygły po niecałej połowie dnia? - Kathil nie była szczęśliwa.
- Wkrótce zrobi się ciemno…- przypomniała jej Marthil.- A najpierw musimy wrócić na miejsce spotkania z dzikiem i stamtąd szukać.
- Szukanie po ciemku … dacie rady czy nie?
- Może… trudno powiedzieć. Tempo będzie powolne. Trzeba zaryzykować. Ale lepiej wziąć prowiant i koce. Noc może być chłodna. A odpoczywać trzeba będzie.- stwierdziła Marthil.
- Dobrze. Obawiam się, że czekanie do rana jeszcze więcej trudności nastręczy.
Szybko wydała polecenia do przygotowania prowiantu, kocy i gorzałki na rozgrzewkę.
Była zmartwiona ale skoncentrowana, chciała sprawę doprowadzić do końca. Z niecierpliwością czekała wyruszenia.
Dwóch ludzi od Saskii idealnie się nadawało do prowadzenia muła z prowiantem i resztą towarów przygotowanych przez panią Percy. Zjawił się też Eltanus jak zwykle enigmatyczny oraz… na Sharazad musieli czekać, ale w końcu czarodziejka zjawiła się w bardziej roboczym stroju, w którym i tak kradła męską uwagę.
- No to ruszamy?- zapytała beztrosko.
- Ruszamy - Kathil podała jej trzosik.
Ruszyli pod obstrzałem niezadowolonego Logana i Saskii. Obojga siłą trzymanych w łóżkach. Z Yorrdachem takiego problemu nie było. On wolał się wylegiwać, niż narzekać na to że Wesalt wyrusza na przygodę.
Polowanie na Bertolda zaś … póki co okazało się mało ekscytujące. Przez większą czasu galopowali ze znudzoną Sharazad i milczkiem Eltanusem. Tropiciele z przodu… ludzie Saskii z tyłu.
Kathil z towarzyszami pośrodku. W końcu dotarli na miejsce zbrodni. Trupy leżał tak jak zginęły… widać było że pobieżnie je ograbiono.
Martwy Archibald spoglądał w niebo z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Póki co… padlinożercy jeszcze nie odważyli się tknąć zmarłych.
Kathil zeskoczyła z konia, by sprawdzić ciało Archibalda bardziej dokładnie niż zrobili do uciekający rabusie. Zamknęła mu oczy… w jakimś odruchowym geście litości. Sprawdziła też ciało czarnego rycerza i maga. Nie liczyła na wielkie znaleziska, raczej czyniła to dla spokoju ducha.
Zabrano im broń, zabrano sakiewki i pierścienie. Nie zabrano zbroi, butów płaszczy. Na twarzach zmarłych był wyraz zaskoczenia bądź gniewu. Żaden z nich wszak nie zginął łagodną śmiercią. Sharazad przyglądała się tej trupiarni z obojętnością, Eltanus ukryty w cieniu kaptura, który pogłębiał się wraz z zbliżającym się do zachodu słońcem był niemożliwy do odczytania.
-Powinniśmy zabrać przynajmniej Rortusa.- rzekł w końcu, podczas gdy dwójka tropicieli szukała śladów przy ziemi.
- Teraz? Ze sobą? - spytała cicho. Rozejrzała się za płaszczem i zabrała jeden. Ten czarnego rycerza. Rozłożyła go przy ciele kapłana i skinęła na dwójkę ludzi Saskii by pomogli z przeniesieniem jego ciała. Zawinęła go później płaszczem zmawiając w myślach krótką modlitwę. Żal jej go było. Zamknęła oczy i jemu. Zawinięte zwłoki, ludzie Saski wrzucili na muła.
- Tamtędy… -stwierdziła chórem para tropicieli i cała drużyna ruszyła przedzierając przez chaszcze. Las nie był naturalnym środowiskiem bardki, toteż Wesalt nie potrafiła stwierdzić dokąd idzie. I jak można by było sądzić po zawijasach… Bertold też tego nie wiedział.
- Ilu ludzi ma przy sobie nasz pupilek?- zagadnęła Sharazad chcąc chyba zabić monotonię tropienia, bo też nie miała za wiele do roboty.
- Dwójkę, jednego zabili Jaegere, Logan i Gavra. Został mu gnom i ten chłystek o wyglądzie banity.
- Ach… Nie znam żadnego z nich. Ale chyba mamy przewagę liczebną.- rzekła zadowolona czarodziejka podczas gdy przemierzali coraz mroczniejszy las, a Wesalt czuła coraz bardziej zziębnięta i zmęczona. I coraz bardziej tylko determinacja utrzymywała ją w siodle.
Nagle… Marthil i Teorven zatrzymali się i kazali reszcie milczeć gestem dłoni. Teorven zsiadł i ruszył na piechotę pozostawiając pozostałych w ciszy i mroku.
Kathil pogładziła konia po szyi i powoli zsunęła się z konia. Jeśli Bertold i reszta są w pobliżu mniejszy hałas uczyni na piechotę. Z drugiej strony chciała również rozprostować kości po monotonnej jeździe.
- Są….- rzekł cicho Teorven wracając z wycieczki.- Rozbili obóz. Odpoczywają. Mieliśmy szczęście… zgubili drogę po tym jak ich wspólniczka nie przejęła pałacyku i musieli zmienić swe plany.
- Ta wiedźma i krasnolud też z nimi?
- Nie. Ich tu nie ma. Szef, gnom i ochroniarz jeno.- wyjaśnił Teorven.
- Otoczymy ich zatem, najważniejszy jest wuj. Jego zgładzić jak najszybciej. Pozostała dwójka w drugiej kolejności.
-Nie.. nie jest. Należy wpierw wyeliminować maga.- stwierdziła Sharazad.- On może narobić kłopotu.
O dziwo, Eltanus z nią się zgodził.
- Dobrze, zajmijcie się gnomem. - zwróciła się do magów - Ja spróbuję się z wujem. Teorven, zajmijcie się wojem. - odwróciła się do ludzi Saskii - wy upewnijcie się, że nikt stąd nie ujdzie.
Kathil przywiązała konia i powoli ruszyła z resztą za tropicielami. Chciała skorzystać z niewidzialności by podejść do Bertolda jak najbliżej. Po drodze wypiła również napój dodający kociej zręczności. Chciała mieć pewność, że nie uda się mu tym razem uciec.
- Jeśli zniknę, nie panikujcie - mruknęła cicho - będę w pobliżu.
Sytuacja w “obozie wroga” była raczej kiepska… nastroje minorowie. Pomijając gnoma który to jadł jakieś ziółka i wydawał się na całkiem… nieobecnego duchem, choć to akurat mogły być pozory. Bertold narzekał to na niewygodne miejsce na odpoczynek, to na głupią dziwkę, która nie potrafiła zrobić jednej rzeczy dobrze, a miała się za tak potężną magiczkę.
Jego ochroniarz znosił te narzekanie z zaciśniętymi gniewnie zębami.
Kathil ze swoimi zaczęła ustawiać się krok po kroku na pozycjach. Odczekała jedno uderzenie serca i wyszeptała na bezdechu formułkę zaklęcia niewidoczności. Cicho, krok po kroku zbliżała się ku łasicy. W ostatniej chwili chciała wysunąć zatrute ostrze i wbić je pod żebra. Jeszcze tylko zaklęcie uderzenia i kolejny kroczek i drugi… Jest blisko.. uderza pod łopatkę.
Jeden cios… szybki mocny, krew… zdumienie na twarzy.. jęk. Bertold gulgocze. Jego ochroniarz rusza w kierunku Wesalt wyciągając błyskawicznie miecz. Gnom szykuje się do rzucenia czaru, nagle podrywa się w górę i jest ciskany o drzewno z dużą siłą. Jego głowa roztrzaskuje się o pień. Ochroniarz obrywa z łuku w pierś, jęk bólu… nadal żyje. W przeciwieństwie do Bertolda konającego w ramionach Wesalt, Teorven wypada z krzaków z mieczem rzuca się na rannego bandytę. Głośny jęk zawodu przyciąga spojrzenie ku Eltanusowi, którego tatuaże świecą jasnym niebieskim światłem, także przez ubranie.
- Rannyś? - spytała złośliwie bardka puszczając ciało Bertolda z obrzydzeniem. By po chwili przeszukać jego zwłoki.
- To się okaże…- rzekł Eltanus, podczas gdy Teorven i ochroniarz toczyli ze sobą bój. Miecze zderzały się ze sobą. Mężczyzna walczył gwałtownie mimo że rana go spowalniała, a długie ostrze dawało przewagę Teorvenowi. Marthil nie odważyła się strzelić, bojąc się że zrani swego towarzysza broni. Eltanus rzucił zaś kolejny czar i magiczne pociski uderzyły w ochroniarza raniąc jego ciało. I wytrącając go z równowagi, co Teorven wykorzystał rozpruwając mu poziomym cięciem brzuch.
Kathil zaś znalazła złoto… w kilku mieszkach pokrywane przy ciele Bertolda, trochę zapewne zrabowanych pierścieni naszyjników i...tyle.
Szybkie sprawdzenie ochroniarza i gnoma. Upewnienie się, że żaden nie żyje. Truchło Bertolda na koń choć zasługiwał na mniej niż pożarcie przez padlinożerców.
- Zdążymy wrócić do domu, czy lepiej obóz rozbić? - spytała zwiadowców - Choć wolałabym to pierwsze. Może odpocznijmy tu chwilę, zjedzmy i ruszajmy? Co wy na to?
- Trzeba będzie spędzić tu noc. Nie wrócimy przed świtem i możemy pobłądzić, po za tym… wygląda na to że dziś… pełnia.- stwierdziła Marthil zerkając w niebo.
- I co z tego?- spytała Sharazad zbliżając się wraz z Eltanusem świecącym na niebiesko i dwójką ochroniarzy od Saskii.
- Nie.. nic… tyle że… lepiej jak tu rozbijecie obóz.. tak… my rozejrzymy się czy w okolicy nie ma kłopotów.- stwierdził Teorven nieco zakłopotany sytuacją.
Kathil wydała rozkazy ludziom: podrzucić do ognia, rozdać prowiant, zebrać broń z trupów i zbroje. Wyznaczyła też warty by czuwać kolejno.
Nie chciała zbytnio wnikać w dziwne zachowania tropicieli.
- Nie bądźcie zbyt daleko…
- Dziwna parka… a ty powinnaś później obu pogrzebać w poświęconej ziemi, koniecznie blisko siebie, by gdy przypadkiem powstaną z grobu mieli blisko do siebie i nie kłopotali innych ludzi swą zemstą stwierdziła Sharazad z ironicznym uśmiechem, patrząc na oddalających się łowców.
- Dzięki ci za poradę. - Kathil faktycznie zgodziła się z magiczką - Lepiej dmuchać na zimne. - uśmiechnęła się pogryzając przygotowane przez panią Percy frykasy. Nawet na prowiant podróżny jej ukochana ochmistrzyni przygotowała smakowitości.


Po chwili Kathil odezwała się:
- Zastanawiam się… - urwała - … czy Garretowi udało się dorwać wiedźmę. I czy warto rozważyć możliwość kontaktu z Kultem. Nie znam ich, myślisz, że będą szukać zemsty?
- Tak w zasadzie to nie. To tajny kult i ponoć dość szalony. Słyszałam tylko plotki i niedopowiedzenia.- wyjaśniła Sharazad siadając tuż przy ogniu, otulona kocem. Noc robiła się zimna.
- Trudno stwierdzić… czy organizacja będzie szukała zemsty. Różnie to bywa.- stwierdził mag, którego tatuaże na ciele, nadal świeciły na niebiesko poprzez szaty. Jego płaszcz musiał być cieplutki, skoro opatulony nim Eltanus nie potrzebował koca ni siedzenia przy ognisku.
- No coż, zatem przekonamy się. Teraz … - Kathil westchnęła - … teraz czas na kolejny etap. Nie wiem czy nie równie męczący co sami wujowie - uśmiechnęła się z zadowoleniem jednak.
- To miło mieć własne ogrzewanie - skomentowała błyszczącego Eltanusa.
- Kwestia natury magii… i efektów ubocznych. -odparł czarodziej z uśmiechem.- Jak wspomniałem zdarzają mi się wpadki, czasami… takie kłopotliwe.
- Naprawdę ci się marzy kolejny zamek? Pałacyk który widziałam, zadowolił by mój apetycik na mieszkanie. Zwłaszcza z tak miłymi oku i ciału służkami.- rzekła ze śmiechem Sharazad wstając i podchodząc do czarownika… wykorzystując zaskoczenie bezczelnie przytuliła się do niego.- Rzeczywiście jest cieplutki.
- Zamek rodowy. - stwierdziła zziębnięta Kathil - Kiedyś będę mieć dzieci, jednym pałacykiem się mogą zakrztusić jak kością stającą w gardle. - Kathil nie brzmiała jak kobieta, która pała żądzą posiadania potomstwa. Raczej jak pragmatyczka planująca na przyszłość.
- Widziałam ten zamek… nic specjalnie interesującego. Kupa kamieni z historią.- mruknęła Sharazad, a Eltanus wtrącił.- Mogłabyś tak nie… robić?
- Och… doprawdy? Przecież masz odmienne zdanie… tak twierdzi twój mały przyjaciel.-mruknęła czarodziejka wciąż ocierając się o maga.
- Kupa kamieni z kawałem ziemi - mruknęła bardka opatulając się kocem - i opcją dochodu.
Postarajcie się być w miarę cicho. Nie chcę przyciągać do nas uwagi potencjalnymi hałasami - skomentowała awanse Sharazad. Podciągnęła kolana pod brodę i ułożyła na nich głowę otulając się ciasno kocem.
- Przy czym… tuleniu się?- zaśmiała czarodziejka zerkając to na dwójkę ochroniarzy to całkiem skonfundowanego Eltanusa.- Raczej głośno nie będzie.
- Nie wiem jakie są dalsze wasze plany - Kathil przymknęła oczy dumając nad dalszymi planami. Powiadomić Condrada o śmierci Bertolda, omówić sprawę ewentualnej bazy z Jaegere, spotkać się z Condradem i pomówić o Bramstone i dalszym zarządzaniu, rozpocząć remont kamieniczki, wysłać końcowy raport do Selkirk, skontaktować się z Sharess, odesłać niewolnice do ciotki…. Tych kwestii było dużo, bardzo dużo….
- Ja nie mam planów… ja mam kaprysy i działam z tym co mi podsunie sytuacja. A poza tym… nie mam nic przeciw sugestiom.- mruknęła z przekąsem Sharazad.
- Nie sądzisz, że Eltanus też ma jakieś zdanie w kwestii twoich kaprysów? - Kathil uniosła nieco głowę by spojrzeć na kobietę. - I trochę dziwne, że rozmawiamy o twoich kaprysach. Jesteś na zleceniu. Więc kaprysy najemniczki chyba powinny nieco poczekać? - uniosła lekko brew.
Sharazad spojrzała na Wesalt dodając.- Nie jestem najemniczką… wykonuję zlecenia, a to się właśnie… skończyło. Zresztą… możemy pomówić o twoich kaprysach. Masz jakieś ? Bo kaprys twego maga obecnie ociera się o moją pupę.
Wesalt westchnęła i machnęła dłonią:
- Bawcie się dobrze. I bądźcie cicho. To ostatnie szczególnie jest moim kaprysem. - nie zamierzała kontynuować tej dyskusji. Była zirytowana a irytacja nie sprzyja logicznemu myśleniu. Ani podejmowaniu właściwych decyzji. Ułożyła się bliżej ognia, i skuliła podkładając ramię pod głowę.
Niektórzy po prostu nie potrafili albo nie wiedzieli kiedy odpuścić.
Czekała ją ostatnia poranna warta… zimno jak na lodowcu, ciało zmęczone bezruchem. Wesalt miała za sobą ciężką noc, choć cichą. Zasnęła, ale warunki do spania odbiegały od ideału. Nic dziwnego że nie czuła się za dobrze. Sharazad usnęła wtulona w Eltanusa, ale jeśli coś między nimi zaszło, to jakoś umknęło jej uwadze. Zresztą sądząc po ubraniach nie zaszło nic.


Powoli podniosła się by rozprostować i rozruszać ciało. Otulona kocem wyszła poza krąg światła rzucanego przez tlące się ognisko. Podskakiwała przez chwilę by pobudzić krew do krążenia. Ruch był kluczem by nie zasnąć ponownie. Podrzuciła drewna do ogniska by nie zagasło.
Nad ranem zaczęła budzić swych towarzyszy i dyrygować ludźmi do odwrotu.
- Gdzie się podziali przewodnicy?- spytał Eltanus rozglądając się dookoła, a Sharazad zaklęła pod nosem. Teorven i Marthil jakoś jeszcze nie wrócili.
- Mam nadzieję, że nie spotkali na swej drodze… kłopotów. - Kathil rozejrzała się przyglądając się okolicy. - Spróbujmy ruszyć tędy. - wskazała drogę, która wydawała się jej właściwa, gdy już wszyscy się posilili i spakowali.
- Mam wrażenie że przyszliśmy stamtąd.- wskazał inny kierunek Eltanus, a Sharazad dodała.- A ja że stamtąd. Tak naprawdę to chyba się zgubiliśmy, jak ci których ukatrupiliśmy.
- Jak się zgubiliśmy to się znajdziemy. Trzeba ruszyć w którymś kierunku. Chyba, że wolicie spędzić tu cały dzień?
- No to chodźmy tam…- stwierdził Eltanus zgadzając się z Wesalt, a Sharazad wzruszyła ramionami poddając się. Cała ekipa wyruszyła więc po tym jak najemnicy Saskii załadowali trupy na wierzchowce zabitych kierując się tam gdzie Wesalt ich prowadziła. Minęło pół godziny człapania, a las się nie kończył. Czyżby się pomyliła?
- Hej gdzie się wybieracie!- krzyki za nimi potwierdziły, że przewodnicy w końcu ich dogonili.
- Do domu. Gdzieście byli? - ofuknęła ich Wesalt.
- Zajęci… sprawdzaliśmy… czy w okolicy nie ma podwładnych… Bertolda.- odparł mężczyzna speszony.- Trochę nam to zajęło.
- Stąd najbliżej do posiadłości Oweny. Tam się chcecie udać?- spytała Marthil.
- Nie. Prowadźcie już do mego pałacu. - Kathil nie była w sosie. Las zdecydowanie nie był jej środowiskiem.
 
corax jest offline